Utrata przez PPS swojej reprezentacji parlamentarnej przesądza o losie tej formacji. W nowym układzie sił miejsce przy SLD zajmuje Unia Pracy, która uzyskała znacznie solidniejszą reprezentację parlamentarną niż w swoim czasie partia Ikonowicza. Widać, że sojusz z Unią Pracy ma dla SLD charakter strategiczny, a zatem trwały. Tym samym nie chodzi już o jakąś legitymizację i zamazywanie historycznych podziałów na obóz postpezetperowski i postsolidarnościowy, albowiem oba ugrupowania kadrowo wywodzą się z PZPR, budują kapitalizm, stawiają na "społeczną gospodarkę rynkową" i "kapitalizm z ludzką twarzą", zaś na arenie międzynarodowej aspirują do grona partii socjaldemokratycznych. Nie mają również "historycznych zobowiązań" wobec tradycji ruchu robotniczego, ani przywiązania do własnego szyldu. Pierwsza formacja z łatwością przeszła od nazwy PZPR do SdRP, a następnie przekształciła z sojuszu wyborczego SLD w partię SLD. Druga, po krótkim flircie z "Solidarnością" (jako "Solidarność Pracy"), przyjęła nazwę nie osadzoną w polskiej tradycji "Unia Pracy", podobnie jak Unia Wolności - przedtem Demokratyczna, czy Unia Polityki Realnej. Podobieństwa można się najwyżej doszukiwać z brytyjską Partią Pracy.
Można więc zgodzić się z tezą, że połączenie obu formacji, wcześniej czy później, przebiegnie bez większych wewnętrznych oporów.
W przeciwieństwie do nich, szyld Polskiej Partii Socjalistycznej zobowiązuje. Szkoda jednak, że ze względu na zerwanie ciągłości historycznej wyraża się to przede wszystkim w jałowym partyjniactwie i sporach personalnych. Dwie kadencje PPS-u w Sejmie nie zdołały zapewnić tej formacji trwałego miejsca na polskiej scenie politycznej. Świadczy to o słabości kadrowej PPS-u. Rozpad PPS-u skutkuje zmianą układu sił wśród grup lewicy pozaparlamentarnej, które dotychczas swoją tożsamość w zasadniczym stopniu określały w odniesieniu do tej partii (za lub przeciw).
Unia Pracy nie jest w stanie przejąć roli PPS wśród grup lewicy nieparlamentarnej. Główną przyczyną jest brak autorytetu podbudowanego tradycją historyczną, choćby taką, jaką wykazywała się PPS-Rewolucja Demokratyczna, nie mówiąc już o przedwojennej partii socjalistycznej. Nawet młodzieżówka Unii Pracy, która nie może narzekać na brak ideowych działaczy nie zdoła skonsolidować środowisk młodzieżowych. Nie przełamie tego również wsparcie tej organizacji autorytetem Karola Modzelewskiego czy Jacka Kuronia, czy sensowne działania informacyjne, w duchu KOR-owskim, prowadzone na witrynie internetowej lewica.pl.
Ta sytuacja prowadzi wprost do ostatecznej marginalizacji PPS i dalszego rozczłonkowania grup lewicowych (podziały, rozłamy, animozje personalne, wszechobejmujące partyjniactwo - kultywowanie własnych kapliczek). Aby przełamać ten trend należy, naszym zdaniem, podnieść poprzeczkę na znacznie wyższy poziom, tzn. należy się podjąć budowy konsekwentnie lewicowej partii, która zajmie miejsce, jakie, dla przykładu, w Czechach zajęli komuniści. Faktem jest bowiem, że dla kolejnej formacji socjaldemokratycznej czy reformistycznej na polskiej scenie politycznej nie ma miejsca. Jest natomiast miejsce dla organizacji, która konsekwentnie opowiada się za zmianą ustrojową, jest przeciw kapitalizmowi w każdej postaci: liberalnej, "globalistycznej"; przeciw koncepcjom "trzeciej drogi" czy "gospodarki trójsektorowej". Jest w Polsce miejsce na opozycję antysystemową i antykapitalistyczną.
O tym, że jest takie miejsce świadczą nie wyniki wyborów w Czechach, ale dramatycznie pogarszająca się sytuacja w kraju: przyspieszona kompromitacja kapitalizmu i totalne fiasko dogmatu o wyższości własności prywatnej. Dla przeważającej większości społeczeństwa kapitalizm jest równoznaczny z rozkradaniem majątku narodowego, złodziejskim uwłaszczaniem się, gwałtownie rosnącym bezrobociem strukturalnym, załamaniem się nadziei na lepsze jutro, czyli utratą bezpieczeństwa socjalnego; z utratą suwerenności kraju i z kompromitacją wszystkich instytucji państwa kapitalistycznego. W przyspieszonym tempie wyczerpują się proste rezerwy kapitalizmu, takie jak: baza materialna, na której uwłaszcza się burżuazja kompradorska, niezaspokojony popyt konsumpcyjny oraz rezerwy ludzkie pod postacią innowacyjności i przedsiębiorczości, blokowane poprzednio przez system biurokratyczny.
***
Próbą odpowiedzi na sytuację w Polsce są działania konsolidacyjne wokół haseł nośnych i żywotnych dla świata pracy, zainicjowane przez witrynę internetową "Czerwony Salon" (entuzjastycznie wsparte przez Zbigniewa Kowalewskiego), w ramach kampanii Frontu Lewicy na rzecz, np., walki z bezrobociem, zakazu zwolnień grupowych, gwarancji prawa do pracy dla wszystkich, obrony związków zawodowych, Kodeksu Pracy, układów zbiorowych. Zasadniczym celem tych działań frontowych i konsolidacyjnych jest obrona żywotnych interesów ludzi pracy, czy, jak kto woli - klasy pracującej lub, jak my to nazywamy w nawiązaniu do terminologii marksistowskiej ("starej" lewicy) - klasy robotniczej, w ramach szerokich ruchów społecznych.
Doceniamy wartość tej koncepcji, o ile zamierza ona organizować owe szerokie ruchy społeczne w interesie ludzi pracy, a nie wtapiać się w dowolne ruchy społeczne, mieszczące się w ramach kapitalizmu. Uważamy, że inicjatywa ta powinna od początku mieć wyraźnie antykapitalistyczny charakter, gdyż inaczej będzie zmierzać do zamknięcia się w obrębie reformowania tego systemu i sprowadzi się do produkowania petycji do władz i doradztwa.
Naszym zdaniem, obecne stadium kapitalizmu nie daje pożywki reformizmowi. Szczególnie widać to w Polsce, gdzie możliwa jest zaledwie nieskuteczna obrona dotychczasowych zdobyczy socjalnych, a nie ma mowy o wzmocnieniu pozycji klasy robotniczej. O nieskuteczności haseł obronnych świadczy, przede wszystkim, słabnąca pozycja wszystkich związków zawodowych, znajdująca swój wyraz zarówno w sondażach opinii publicznej, jak i w fakcie zmniejszania się "uzwiązkowienia", a także w przeforsowaniu przez tzw. lewicowy rząd, przy pomocy prymitywnego szantażu, antyzwiązkowej wersji Kodeksu Pracy, co, w konsekwencji, prowadzi do likwidacji działalności związkowej w małych zakładach pracy, które stanowią gros nowopowstałych przedsiębiorstw prywatnych.
Naszym zdaniem, najlepszą obroną jest atak, a zatem wysunięcie postulatów o charakterze ofensywnym i docelowym. To, oczywiście, wymaga dowartościowania pozycji zorganizowanej klasy robotniczej. I tylko pod takimi warunkami warto udzielić wsparcia wyżej wymienionej inicjatywie.
Na obecnym etapie walk strajkowych pojawił się postulat renacjonalizacji zakładów pracy. Postulat ten znalazł również przełożenie polityczne w wypowiedziach przedstawicieli partii parlamentarnych wyrażających interesy sfrustrowanej części społeczeństwa. Zarówno przedstawiciele Samoobrony, jak i LPR publicznie ogłosili, że możliwa jest renacjonalizacja części przemysłu. Chodzi o dotychczasowy przemysł państwowy, który w ramach prywatyzacji został rozczłonkowany i rozkradziony. Już nie tylko Lepper, ale nawet LPR, poprzez swojego przedstawiciela wywodzącego się ze Stronnictwa Narodowego, Romana Giertycha, stwierdziła, że czym innym jest uwłaszczanie się burżuazji na państwowym przemyśle, co ma miejsce w Polsce, a czym innym - pokoleniowy rozwój przedsiębiorczości prywatnej. Świadczy to o wątłym fundamencie kapitalizmu w Polsce. Jeśli nawet partie populistyczne i prokapitalistyczne kwestionują zasadniczy trend przemian w Polsce, to tym bardziej konsekwentna lewica nie może pozostawać w tyle. Nie może temu przeszkadzać również wycofywanie się przez komitety strajkowe z postulatów renacjonalizacji pod wpływem nagonki w mass-mediach. Jest to zaledwie dowodem na nieobecność w ruchu robotniczym i ruchu strajkowym partii konsekwentnej lewicy. Jak z tego widać, kręgosłup ideowy w postaci partii robotniczej jest niezbędny ruchowi robotniczemu, inaczej ruch ten będzie ślepy, bezowocny i będzie prowadził donikąd. W konsekwencji, ludzie pójdą na lep populizmu, który nie zawaha się nawet przed wysunięciem haseł antyustrojowych.
W związku z tym oznajmiamy, że przechodzimy do ofensywy pod hasłami:
Tezy te, oczywiście, wymagają szerszego rozwinięcia i omówienia. Nie traktujemy ich ultymatywnie i jesteśmy otwarci na dyskusję.
Warszawa, 30 czerwca 2002
Grupa Samorządności Robotniczej