Grupa Samorządności Robotniczej

Ostatni gasi światło

To co reprezentuje sobą nowe kierownictwo PPS nie wymaga komentarza, wystarczy oddać głos przewodniczącemu partii, której satelicki charakter wobec SLD stanowi cały jej program (tekst przewodniczącego PPS, Zbigniewa Puchajdy, w załączeniu).

Osobnego rozpatrzenia wymagają natomiast dwa materiały Nurtu Radykalnego PPS: "Manifest socjalistyczny z 24 lutego b.r. i "Stosunek do partii politycznych i ruchów społecznych" z 8 maja b.r. Pozostałe enuncjacje Nurtu mają raczej środowiskowy lub uzupełniający charakter i nie zmieniają istoty koncepcji programowych. Omawiane poniżej teksty stanowią ponoć "nowe słowo" polskich socjalistów. Przyjrzyjmy się im zatem bliżej.

Diagnoza zawarta w "Manifeście", dotycząca sytuacji w Polsce jest konkretna i jednoznaczna: "Kapitalizm dał Polakom bezrobocie, eksmisje na bruk, głodowe emerytury, brak dostępu do leczenia, kształcenia, kultury. Ograbił młode pokolenie z nadziei na normalne życie, pracę, mieszkanie, założenie rodziny.

Logika współczesnego kapitalizmu globalnego skazuje Polskę na klęskę. Pod każdym niemal względem nie tylko nie doganiamy rozwiniętych krajów świata, ale się od nich oddalamy. W miejsce niszczonych z rozmysłem zakładów pracy powstałych w Polsce Ludowej, nie rozwinęła się żadna nowoczesna, konkurencyjna dziedzina gospodarki. Skazani na niekończące się spłaty wysoko oprocentowanego zadłużenia zagranicznego pod ścisłą kontrolą Międzynarodowego Funduszu Walutowego i Unii Europejskiej oraz na odpływ za granicę zysków przedsiębiorstw znajdujących się w obcych rękach, zbliżamy się do katastrofy gospodarczej typu argentyńskiego."

Trudno również odwołać się do pomocy innych krajów, znajdujących się niewątpliwie w lepszym położeniu, albowiem i tam "nieograniczona władza i przywileje wielkich międzynarodowych korporacji odbiera sens demokratycznym wyborom społeczeństw." To prawda, że - jak piszą autorzy "Manifestu" - "zarówno w Polsce, jak i w rozwiniętych społeczeństwach obywatelskich, demokracja jest tylko fasadą", można powiedzieć - nieznaczącą instytucją wobec wszechpotęgi kapitału.

Na tym jednak wyczerpuje się radykalizm autorów "Manifestu". Przechodząc do uściśleń swych tez, stępiają oni jednocześnie ich ostrze.

Po pierwsze, okazuje się, że katastrofę kapitalizmu w Polsce "Manifest" wiąże jedynie z neoliberalną ("utopijną") jego wersją.

Po drugie, przezwyciężenie skutków kapitalizmu doby globalnej autorzy "Manifestu" postrzegają w budowaniu "nowego, demokratycznego ładu na świecie", a rozumieją pod tym hasłem działanie takich międzynarodowych agend światowej demokracji, jak ONZ, FAO, UNICEF, UNESCO czy MOP. Ich działanie dla sprawiedliwej redystrybucji dochodu w skali globalnej wymaga, bagatela, "opodatkowania wyniszczających międzynarodowych spekulacji finansowych" oraz "nałożenia podatków na globalne korporacje".

Trudno wyobrazić sobie takie demokratyczne instytucje, które drogą perswazji chyba przekonają owe korporacje, aby same się opodatkowały.

W odniesieniu do Polski, w swojskich warunkach, autorzy "Manifestu" zachowują więcej realizmu, choć są nie mniej, w gruncie rzeczy, bezradni. Po niezauważalnym przejściu od krytyki kapitalizmu jako takiego do ostatecznego przerzucenia winy na jego "neoliberalne" wcielenie, naszym autorom nie pozostaje już nic innego do napiętnowania, jak fakt, że "Polską rządzą nieuczciwi, pozbawieni wyobraźni i wrażliwości społecznej politycy przy wsparciu nieuczciwych i nieudolnych biznesmenów". Zamiast gimnastykować się z analizą mechanizmów gospodarki opartej na pogoni za zyskiem, która nie pozostawia miejsca na takie cnoty, jak uczciwość czy sprawiedliwość, nie mówiąc już o bezinteresowności, autorzy wolą odwrócić kota ogonem i powiedzieć, że to właśnie brak owych cech charakteru osób należących do elity władzy i biznesu w tak uporczywy sposób uprzykrzają nam życie pod transformacją ustrojową. Potem już nie sposób nie powołać się na przypadki nieuczciwej czy wręcz złodziejskiej prywatyzacji, które zawsze znajdą oddźwięk w każdym normalnym człowieku, którego krew zalewa na takie przekręty.

Recepta na owe oburzające wypaczenia w budowie systemu kapitalistycznego krzyczą swym radykalizmem, pesząc nawet naszych autorów: "Zdajemy sobie sprawę, że aby odwrócić bieg wydarzeń i uzyskać nową szansę rozwoju, będziemy musieli złamać wiele kapitalistycznych dogmatów. Najważniejszym z nich to zasada «świętości» własności prywatnej."

Względne nieoddalenie w czasie faktów dojścia przeróżnych cwaniaczków do majątku powoduje, że jest możliwość targnięcia się na ową fundamentalną zasadę. Jeszcze 20 lat i nieuczciwie zdobyte majątki nabiorą patyny szacowności.

Odbieranie majątków zyskanych nieuczciwą drogą to zajęcie dla prokuratora, my zaś wolelibyśmy usłyszeć coś o społecznej własności środków produkcji. I słyszymy, że aby państwo mogło realizować swą aktywną rolę w gospodarce, "musi zachować decydujący udział we własności sektorów strategicznych. Tam, gdzie ją utraciło, powinno walczyć o jej odzyskanie".

Oczywiście, ze względu na słabość demokracji w kraju wydanym na pastwę pierwotnej akumulacji kapitału, istnieje konieczność odwołania się do "opiekuńczej ręki państwa", i tak: "Przez ostatnie 12 lat prywatyzacja, wycofanie się państwa z gwarantowania obywatelom czegokolwiek oraz niesprawiedliwy podział dochodu narodowego, złożyły się na oparty na krzywdzie i źle funkcjonujący system".

Państwo, w koncepcji autorów "Manifestu", powinno gwarantować obywatelom pełną opiekę socjalną, przejąć zakłady infrastruktury kraju, strategiczne gałęzie (takie jak energetyka czy sektor paliwowy) i jeszcze nie splajtować. Najlepszą drogą byłoby więc przyznanie państwu koncesji na prowadzenie działalności gospodarczej na własny rachunek w gałęziach przynoszących zysk (np. handel). Państwo ma też do swojej dyspozycji takie instrumenty, jak progresywny system podatkowy czy moc (papierową) nakładania na właścicieli kapitału obowiązków wobec państwa i społeczeństwa.

Jak możliwe jest ułożenie sprawnie funkcjonującej gospodarki w warunkach przerzucania przez (z założenia) nieefektywnie gospodarujące "na swoim" państwo kosztów owej nieefektywności na sektor prywatny drogą obciążeń podatkowych pozostaje tajemnicą autorów "Manifestu", szczególnie w warunkach zasygnalizowanej przez nich zaostrzonej konkurencji w skali globalnej. Na szczęście dla rodzimych kapitalistów, demokracja w Polsce ma rzeczywiście charakter fasadowy. I nie tylko w Polsce. Odkąd z mechanizmu wymuszania ustępstw na klasach wyzyskujących demokracja stała się "wartością" czczoną dla niej samej i nieco przykurzoną od długiego nie używania, kultura polityczna Europy nabrała zapewne cech szacowności, ale też i stała się kompletnie nieprzydatna w walce o wyzwolenie społeczne.

W "Manifeście" treści populistyczne mieszają się z reformistycznymi, bez szczególnej dbałości o wewnętrzną logikę. No cóż, wizja socjalizmu nigdy nie była dla socjalistów specjalnie imperatywna jako zadanie dla aktualnie działającego pokolenia. I tak już od wielu pokoleń...

Tą samą "logiką" kieruje się drugi materiał ("Stosunek do partii politycznych i ruchów społecznych"). Wystarczy przytoczyć cytat:

"My, socjaliści, nie chcemy ani budować, ani wspierać kapitalizmu. Uważamy kapitalizm za żywioł nieprzyjazny ludziom, z natury rzeczy egoistyczny i antydemokratyczny. Uważamy, że należy ograniczać jego złe cechy i wziąć go pod społeczną kontrolę. Pragniemy reprezentować interesy nie kapitału lecz ludzi pracy najemnej, inteligencji, spółdzielców i drobnych wytwórców. Chcemy bronić tych wszystkich, którzy w wyniku transformacji zostali wyrzuceni poza margines życia społecznego i publicznego, w tym kilku milionów ludzi z konieczności żyjących poza prawem: bezdomnych, bezrobotnych, którzy utracili bądź nie uzyskali prawa do zasiłków, opieki zdrowotnej i społecznej i nie mają szansy na jakąkolwiek pracę. Czy może istnieć bardziej przekonujący argument na absurdalność istniejącego systemu niż fakt, że respektowanie obowiązującego prawa pozbawiłoby tych ludzi szans przeżycia?

Chcemy działać w interesie miliona absolwentów szkół, którzy w najbliższych latach nie znajdą pracy i swój start życiowy rozpoczną jako «strukturalni bezrobotni».

Chcemy tych ludzi wspierać i organizować, aby ich beznadzieja i rozpacz nie przerodziły się w desperacki, niszczycielski bunt, lecz stały się motywem konstruktywnych działań dla naprawy Rzeczypospolitej."

Piękna deklaracja socjalisty ("nie chcemy ani budować, ani wspierać kapitalizmu") załamuje się całkowicie w konfrontacji z rzeczywistością. Skoro ten kapitalizm już jest, "uważamy, że należy ograniczać jego złe cechy i wziąć go pod społeczną kontrolę". Społeczna wrażliwość cechująca socjalistę ujawnia się w obliczu ludzkiej nędzy i opuszczenia. Pragnie on wspierać i organizować owych nędzarzy, a w swojej świętej naiwności ujawnia podświadome lęki oraz intencje leżące u podstaw owego szlachetnego odruchu serca.: "aby ich beznadzieja i rozpacz nie przerodziły się w desperacki, niszczycielski bunt, lecz stały się motywem konstruktywnych działań dla naprawy Rzeczypospolitej".

Z dwóch rzeczy jedna: albo PPS nie bierze na serio swoich rozważań na temat tragicznej sytuacji całych grup społecznych w warunkach nowego ustroju i traktuje własne analizy jako populistyczny chwyt mający na celu przyciągnięcie radykalnie nastawionych, coraz liczniejszych grup społecznych, albo w miejsce "desperackiego i niszczycielskiego buntu" oczekuje raczej konstruktywnej i twórczej rewolucji społecznej, tylko nie chce ujawniać jeszcze swego prawdziwego programu.

Warto zauważyć, że realizacja pierwszego wariantu napotkała już na starcie na administracyjne przeciwdziałania ze strony obecnego kierownictwa PPS oraz "realistycznie" myślącego aktywu:

 

Tym bardziej realizacja drugiego, niewyartykułowanego wariantu, możliwa jest tylko poza szeregami PPS.

Towarzysz Puchajda zgasił światło.

Grupa Samorządności Robotniczej

 

Załącznik

Apel i nie tylko...

Szanowni Państwo!

Stopniowo klaruje się sytuacja w Polskiej Partii Socjalistycznej i wokół niej. Czym ona jednak jest jaśniejsza, tym bardziej wzmaga się walka wewnętrzna. O dziwo, bo to już nie te czasy, a metody wciąż jakby aktualne. Widoczne jest to zarówno w życiu partyjnym, jak i na zewnątrz, np. w internecie. Smutne to, bo nie przebiera się ani w środkach, ani metodach. Szerzone są kłamstwa i oszczerstwa. Tworzy się "fakty", które nigdy nie miały miejsca. Sączy się złośliwe podteksty. Przy ich pomocy utrudnia się tak bieżącą politykę, jak i przekonania, co do sensownej przyszłości.

Apelują do wszystkich stron. Zaprzestańcie zapędzać siebie i innych w róg beznadziejności. Przyszłość nie jest ani pusta, ani beznadziejna. Przyszłość trzeba tylko wypełnić sensownymi pomysłami.

Korzystam z okazji, by sprostować niektóre "wiadomości" również na mój temat. W ostatnich miesiącach nie udzielałem żadnych wywiadów, ani nie wypowiedziałem przypisanych mi w internecie słów.

Poniżej zamieszczam tekst, który wygłosiłem w Olsztynie, na spotkaniu lewicowych radnych woj. Warmińsko-Mazurskiego z wiceprzewodniczącym Rady Krajowej SLD, K. Janikiem (Olsztyn, 27.06.2002). Robię to, bo i ten fakt obrasta w legendy i cytaty słów, których nie powiedziałem.

Z socjalistycznym pozdrowieniem,

Zbigniew Puchajda

 

"Od 4 lat PPS swoimi działaniami wspiera SLD na Warmii i Mazurach. Na szczeblu wojewódzkim PPS aktywnie uczestniczył w przygotowaniu i dokonaniu zmian sprawującej początkowo władzę koalicji AWS-UW-PSL na SLD-UW-PSL, aktywnie uczestnicząc następnie we wszelkich działaniach nowych władz. Przez te 4 lata współpraca na linii SLD-PPS układała się zawsze wzorowo, a sam miałem przyjemność być wiceprzewodniczącym Klubu SLD, wówczas, kiedy przew. był Andrzej Ryński, następnie Leszek Szatkowski, jak i obecnie, kiedy Klubowi przewodniczy Bronisław Szatan.

W Sejmiku Warmii i Mazur i w Klubie SLD jest czterech członków PPS. Każdy z nas sprawuje odpowiedzialne funkcje i każdy z nas utożsamia się z programem SLD. Dlatego też uznaliśmy, że naszym obowiązkiem jest poddać się ocenie obowiązującej członków SLD. Przez 4 lata byliśmy razem i chcieliśmy wiedzieć, co o nas myślą koledzy z lewicy. Nasza praca została oceniona bardzo wysoko.

Chcemy wspierać działania SLD w przyszłej kadencji samorządowej. Udzieliliśmy pełnego poparcia kandydatom SLD na stanowiska wójtów, burmistrzów, starostów i prezydentów. Chcemy także na listach SLD wystawić swoich kandydatów do Sejmiku i samorządów lokalnych, z zachowaniem swojej PPS-owskiej tożsamości. Wszyscy kandydaci są akceptowani w środowiskach, merytorycznie przygotowani do pracy w samorządach, o lewicowej orientacji.

Uważamy, że lewica polska powinna być razem, na dobre i złe. Tu polityka SLD wymaga wsparcia wszystkich myślących socjalistycznie i socjaldemokratycznie. Znakomita współpraca sił lewicowych na Warmii i Mazurach powinna być przykładem dla całej Polski.

Chcemy, ażeby na szczeblu krajowym relacje SLD-PPS były tak poprawne i twórcze, jak w naszym województwie. Dlatego też na szczeblu krajowym doprowadziliśmy do politycznej reorientacji PPS i dokonaliśmy gruntownych zmian personalnych. Do ustąpienia z funkcji przew. RN PPS został zmuszony Piotr Ikonowicz, z CKW i RN odeszli jego zwolennicy. W listopadzie ub. Roku na funkcję przew. RN PPS została wybrana moja skromna osoba. Na funkcję wiceprzew. CKW wybrano radnego Sejmiku z Elbląga, Mariana Petersa. Wyrażono pełne poparcie dla tworzenia lewicowych koalicji wyborczych.

Odcięliśmy się od wszelkich wybryków politycznych kilkunastoosobowej grupy Piotra Ikonowicza, zawiesiliśmy działania wszelkich nurtów. Podjęliśmy rozmowy polityczne z SLD na szczeblu krajowym. Są one bardzo obiecujące.

I na koniec, co uważamy za najważniejsze do podjęcia przez nowo wybrane, warmińsko-mazurskie, mam nadzieję, lewicowe samorządy:

Do spełnienia tych przedsięwzięć potrzebna jest pełna konsolidacja lewicy. Znając politykę prowadzoną przez RW SLD, wierzę głęboko, że lewica na Warmii i Mazurach będzie tak, jak dotąd, z tym samym powodzeniem, pracować razem. Tego nam wszystkim życzę. Życzę także, żeby nadchodzące wybory były naszym wspólnym - politycznym, społecznym i gospodarczym - sukcesem."

(Strona internetowa PPS, z dnia 2.07.2002)

 

Warszawa, 7 lipca 2002 r.