Kolejna akcja solidarnościowa OKP zorganizowana 13 września 2002 r., w Myślenicach pod Krakowem, miała wspomóc pracowników ożarowskich "Kabli". Demonstracja OKP tym razem okazała się demonstracją policyjnej siły. I choć policja nie dopuściła kilkusetosobowej pikiety OKP ani do zakładów "Telefoniki", ani do ulicy, przy której stoi dom Bogusława Cupiała, prezesa i współwłaściciela zarówno "Telefoniki", jak i ożarowskich "Kabli", protest został jednak nagłośniony. Kolejna pikieta solidarnościowa OKP planowana jest na 27 września w Poznaniu, przed Zakładami im. H. Cegielskiego. Protest robotniczy zamierza tym razem wesprzeć, w dość niecodzienny sposób, Federacja Anarchistyczna, organizując piknik "Wolny Poznań", i chwała jej za to. Nagłośnienie akcji OKP jest w tej sytuacji murowane.
Trochę gorzej wiedzie się szczecińskim stoczniowcom; ich wiece nie budzą już większego zainteresowania mediów, co było nieuchronne po odwołaniu niedoszłego strajku. Wszystko wskazuje na to, że protest stoczniowców znalazł się w impasie, stąd OKP słusznie preferuje akcje solidarnościowe, które mają swoją klasową wymowę i dramaturgię i, w rezultacie, podtrzymują więzi poziome między protestującymi zakładami pracy i, szerzej, z klasą robotniczą.
W mass-mediach, w kontekście upadku Stoczni, więcej uwagi udziela się, rzecz jasna, nietrafionym inwestycjom giełdowym "pieszczoszków PRL i III RP", którzy stracili raptem, próbując zarobić na stoczniowcach, 9 mln złotych. Nikt z komentatorów, ani aktorów nie chciał dostrzec w nietrafionej inwestycji próby wspomożenia i doinwestowania Stoczni i stoczniowców, w ramach choćby etosu Solidarności.
A przecież nie tak dawno opowiadano tyle o charytatywnej niemal misji społecznej "inwestorów giełdowych", zasilających zakłady pracy pozbawione płynności finansowej. Dlatego przecież nie wypadałoby wręcz nakładać na nich podatków od dochodów. Dziś nikt nie wierzy już w solidarność i altruizm stosunków kapitalistycznych.
Aktorom państwo spieszy z natychmiastową pomocą, szwaczki ze szczecińskiej "Odry" mogą czekać na Godota. A jeszcze nie tak dawno komediantów Kościół nie chciał grzebać w poświęconej ziemi. Wczorajsi pariasi pogardzają dzisiejszymi.
W tym kontekście solidarnościowe akcje OKP pokazują moralny wymiar walki klasowej robotników. Aktorzy w roli komediantów sięgnęli dna, robotnicy stanęli na scenie politycznej. Jak tak dalej pójdzie, obie grupy zawodowe zamienią się prestiżem. Czego robotnikom szczerze życzymy.
Według badań cytowanych przez prasę brytyjską, a konkretnie przez "The Guardian", 68% obywateli Wielkiej Brytanii twierdzi, że należy do klasy robotniczej i czuje z tego powodu dumę. Jako że jeszcze w 1994 r. odsetek ten wynosił 51%, eksperci, dziennikarze i socjologowie Królestwa są zakłopotani. Według klasyfikacji rządowej, część z tych pracowników należy bowiem do klasy średniej. Niemało prac doktorskich obroniono wykazując zanik klasy robotniczej jako takiej.
Wynik ten jest tym bardziej zaskakujący, gdyż większość ludzi, jak twierdzi zaskoczony profesor uniwersytetu w Cambridge, nawet jeśli ich dochody tego nie uzasadniają, aspiruje do wyższego statusu i, tradycyjnie, uważa samych siebie za członków klasy średniej, nawet jeśli tak nie jest. Według niego, respondenci nie zrozumieli pytania, a w szczególności znaczenia terminu "klasa robotnicza" (za: "Lutte ouvriere" z 30.08.2002).
Krótko mówiąc, jeśli 2/3 Brytyjczyków uważa, że wciąż należy do klasy robotniczej, to nie eksperci się mylą, ale właśnie oni! Można by pomyśleć, ze mamy do czynienia z typowym przejawem angielskiego humoru, gdyby nie fakt, ze w Polsce zajmują się tym nie tylko pismaki, ale i różnej proweniencji komedianci, którzy poczuli się przez chwilę współwłaścicielami szczecińskiej stoczni. Okazało się, że była to chwila prawdy dla wszystkich niedoszłych kapitalistów.
22 września 2002 r.