Wariant populistyczny?
Ciekawe byłoby porównanie dzisiejszych akcji protestacyjnych z tymi, które miały miejsce latem 1992 r., a więc u progu otwarcie kapitalistycznej przebudowy naszego państwa. O tych protestach pisał w 1992 r. Jerzy Hausner, obecny minister pracy („Populistyczne zagrożenia w transformacji społeczeństwa socjalistycznego”, zeszyt z serii „Polityka ekonomiczna i społeczna”, Fundacja im. F. Eberta, Warszawa 1992), następująco: „(...) w wielu przypadkach letnim strajkom brak było konkretnego motywu czy celu, co najwyżej ujawniane motywy i cele były pretekstowe. W tym sensie (niezależnie od świadomych politycznych intencji części ich organizatorów i sojuszników), strajki te są przede wszystkim wyrazem ogólnego niezadowolenia i braku wiary w poprawę na lepsze. Skomentował to Jacek Kuroń, już jako ponowny minister Pracy i Polityki Społecznej, stwierdzając, że protesty te ujawniają chęć, żeby <<jak najszybciej zjeść wszystko, co jest do zjedzenia>>, co charakteryzuje tych, którzy przestają wierzyć, że coś dalej z tego będzie.” Na pytanie, dlaczego buntują się właśnie teraz, protestujący górnicy odpowiedzieli – „bo nie wiemy, jak żyć”. J. Hausner stwierdza, że ta odpowiedź wyraża w skrócie całe podłoże motywacyjne protestów, ufundowane na rozczarowaniu i utracie bezpieczeństwa oraz orientacji.
Jednak, „pomimo że (...) protesty są przede wszystkim wyrazem bezradności, (...) trudno uznać, że są one jałowe z punktu widzenia układu sił. Wszelkie kolektywne akcje protestacyjne są zbiorowym, intensywnym doświadczeniem i wywołują określone zmiany świadomości (...)”
„Postawa i reakcja rządu wobec fali protestów rozwijającej się w połowie 1992 r. nie była jednoznaczna. (...) Rząd znajdował się pod naciskiem rozwijających się organizacji przedsiębiorców i pracodawców. Przynajmniej część środowiska biznesu i kręgów liberalnych skłonna byłaby do przyjęcia konfrontacyjnej linii postępowania wobec protestujących załóg, aby w konsekwencji osłabić związki zawodowe. (...) Rząd, z jednej strony, deklarował gotowość do negocjacji o restrukturyzacji poszczególnych przedsiębiorstw i branż gospodarki, które miały być wkomponowane w zestaw paktów społecznych zawieranych ze związkami zawodowymi, ale, z drugiej strony, w praktyce, skłonny był także przyjąć postawę konfrontacyjną.”
Trudności, jakie wynikały na linii rząd – protestujące załogi najlepiej ilustruje przykład rządu J. Olszewskiego. Specjalne stosunki tego rządu, który zawarł nawet porozumienie z „Solidarnością”, zaowocowały przyjęciem zasad postępowania stron w sytuacjach konfliktowych. Jednak „całe to porozumienie nie wytrzymało nawet pierwszej konfrontacji z rzeczywistością.”
Program przemian był narzucony z góry, z założenia pozostawał poza sferą społecznego dyskursu. Główny autor tego programu, prof. Leszek Balcerowicz, odrzucał ideę paktu społecznego. „Szereg wypowiedzi innych osób uczestniczących w pracach rządu ujawnia to odczucie, iż błędem było nikłe społeczne osadzenie jego programu.” Marek Dąbrowski, ówczesny wiceminister finansów, uznał nawet, że „samorządy mogą być do pewnego stopnia sojusznikiem rynkowych reform, że błędem było prowadzenie z nimi wojny”.
Zdaniem prof. Tadeusza Kowalika, „oficjalna formuła braku alternatywy dla realizowanego programu spowodowała, że niezadowoleni z przemian gospodarczych jako jedyną możliwość wyjścia dostrzegają powrót do przeszłości”.
Jak podsumowuje J. Hausner: „Społeczna gospodarka rynkowa”, poza deklaracjami, nie objawiła się żadnym działaniem.
W tej sytuacji „wystąpienia niezadowolenia społecznego wywołanego przez materialne skutki przekształcania systemu gospodarczego, próba odzyskiwania poparcia społecznego prowadzi do spowolnienia, a nawet zastopowania reform, zaś ich kontynuowanie do wyobcowania elit politycznych. Wystąpienie tej sprzeczności stwarza okoliczności sprzyjające wzrostowi wpływów ruchów populistycznych” – ostrzegał wówczas prof. E. Wnuk-Lipiński.
„Społeczeństwa postsocjalistyczne nie są – przyznaje J. Hausner – całkowicie <<amorficzne>>. Wyłaniają się z nich zorganizowane grupy o zróżnicowanych interesach. Brak w nich natomiast sił społecznych o systemowej identyfikacji, zdolnych do działań strategicznych, wokół których konstytuowałyby się i polaryzowały grupy o przeciwstawnej lub niższej, w sensie poziomu, identyfikacji (politycznej, korporacyjnej). Bez takich grup niemożliwe jest uformowanie nowego systemu, wyłonienie się nowego ładu społecznego, a więc grupowa rywalizacja nadal będzie toczyć się w systemowej próżni”.
„Społeczeństwa nie będą jednak trwały w niedopełnionym quasi-ładzie społecznym. Proces formowania się podmiotów o systemowej identyfikacji musi w nich postępować. Brak trwałego punktu odniesienia, jakim są systemowe reguły gry, pogarszanie się sytuacji gospodarczej, uczucie frustracji i zawodu, niepewność o własny los, będą wpływały hamująco na procesy uzyskiwania względnie trwałej, prosystemowo zorientowanej identyfikacji, a sprzyjały samoidentyfikacji i integracji chwiejnej, budowanej nie ze względu na racjonalnie definiowane interesy, lecz ze względu na sentymenty i emocje.”
Zamiast pozytywnych tendencji będzie możliwe: „z jednej strony, utrzymywanie i utrwalanie się integracji wąskich grup zainteresowanych nie w formowaniu stabilnego systemu, lecz w eksploatowaniu jego słabości (klany, mafie, koligacje itd.)” – wskazywała prof. M. Marody. Z drugiej, „wyłanianie się pod wpływem narastającego chaosu specyficznych form identyfikacji makrospołecznej w oparciu o ideę wspólnego wroga, obcego”.
Brak możliwości wyjścia z sytuacji prowadzi wielu komentatorów do wniosku, że grozi nam wariant populistyczny.
Zagrożenie populistyczne jest przewidywane raczej jako intuicja niż jako coś naukowo zdefiniowanego. Zagrożenie to rośnie, gdy cele władzy są całkowicie niespójne, a nawet sprzeczne z celami samego obywatela (M. Marody).
Wg E. Laclau, populizm nie jest zjawiskiem samoistnym, lecz fenomenem całkowicie relacyjnym. „Formuje się jako ideologia ponadklasowa, ale w stosunku do określonej ideologii klasowej. Jego istotą nie jest alternatywa, ale negacja. Nie jest wyrazem zróżnicowania, lecz antagonizmu społecznego. Jego sensem nie jest wyeksponowanie odrębności w ramach pewnej całości, lecz wyeksponowanie pewnej społecznej całości w przeciwstawieniu do innej, pojmowanej jako wroga, całości. Populizm jest formułą polityczną, która ma zjednoczyć możliwie szerokie warstwy społeczeństwa w opozycji do dominującej ideologii. I w tym sensie wyłania się zawsze jako następstwo kryzysu dominującej ideologii i formacji politycznej.”
Populizm nie jest charakterystyczny tylko dla społeczeństw tradycyjnych, przechodzących opóźnioną industrializację. W przeciwieństwie do funkcjonalistów, którzy podkreślają obiektywne uwarunkowania populizmu, tj. kryzys związany z przechodzeniem od jednej formacji społeczno-ekonomicznej do drugiej, Laclau akcentuje wagę elementu subiektywistycznego (kryzys dominującej formacji politycznej). Jak twierdzi J. Hausner, „oba punkty widzenia można logicznie połączyć. Kryzys określonego reżimu politycznego można rozumieć jako warunek konieczny (przyczynę) populizmu, zaś ogólny kryzys systemu jako warunek uzupełniający. W tym sensie każde załamanie reżimu politycznego wyzwala zagrożenie populistyczne, jest ono jednak silniejsze, jeżeli jest następstwem ogólniejszego kryzysu formacji społeczno-ekonomicznej. Zagrożenie populistyczne staje się więc szczególnie realne, gdy mamy do czynienia z sytuacją kryzysu w kryzysie. Wtedy bowiem masy społeczne, obciążone skutkami kryzysu społeczno-ekonomicznego, tracąc zaufanie do rządzących elit i ich zdolności przezwyciężenia tego stanu, zdezorientowane, gorączkowo szukają nowej nadziei i identyfikacji.”
Takim kryzysem w kryzysie jest „kryzys finansowy państwa”. W jego warunkach państwo ma ograniczone zdolności działania. Dla liberalno-monetarystycznego programu transformacji kryzys finansowy jest zjawiskiem przejściowym, które zostanie najlepiej przezwyciężone w następstwie „twórczej destrukcji”.
„Z tej perspektywy wszelkie próby zasadniczej modyfikacji liberalno-monetarystycznej polityki motywowane racjami społecznymi jawią się jako populistyczna presja, przed którą rządowi nie wolno ustąpić. W sytuacji narastania niezadowolenia społecznego, konieczne ze względów politycznych ustępstwa powinny być marginalne i taktyczne, a zasadniczo właściwa jest droga raczej konfrontacji niż koncesji. Nawet jeżeli miałoby to oznaczać ograniczenie pewnych praw i zawieszenie demokratycznych procedur. W konsekwencji, zdeklarowani liberałowie przekonani są o tym, że jeżeli efekty wzrostowe ich polityki nie ujawniają się dotąd, to tylko dlatego, że destrukcja nie była wystarczająco radykalna. (...) Nie obawiają się więc zaangażowania państwa w procesy gospodarcze, przeciwnie, naciskają na to, o ile ma to służyć budowaniu gospodarki rynkowej.”
Jednak „kontynuując swą liberalno-monetarystyczną politykę, rząd coraz bardziej staje się bezradny i pozbawia się środków i instrumentów działania.” Otwiera więc drogę populizmowi.
*
Tendencje populistyczne mogą budzić zarówno obawy, jak i nadzieje. „Demokracja – także obecnie w Polsce – nie zabezpiecza przed politycznym impasem, nie daje automatycznie gwarancji, że sprawy toczyć się będą po myśli większości. Wtedy reguły demokracji mogą być kontestowane. Chyba zbliżamy się do takiej sytuacji. To musi budzić wielkie obawy, choć może też być źródłem nadziei” (R. Bugaj, „Polska po przejściach”, „Rzeczpospolita” z 24 sierpnia 2002 r.) Tendencje populistyczne mogą być również taranem rozbijającym ideologię panującą w warunkach, kiedy brak siły zorganizowanej politycznie, zdolnej przeciwstawić się nurtowi transformacji.
Obawę budzi, oczywiście, to, że ofensywa populistycznych koncepcji utrudnia rodzenie się świadomości klasowej robotników. Idzie w kierunku zastąpienia agregatu „nowej klasy średniej” innym agregatem – „ludem”.
Z wywodów J. Hausnera wynika bardzo jasno, że nastroje populistyczne są wynikiem działań rządu, jego niechęci do negocjowania kierunków przemian ze społeczeństwem. Po 10 latach widać, że nastawienie dyktatorskie, odgórne, jest charakterystyczne dla rządów nie tylko postsolidarnościowych, ale i socjaldemokratycznych (z udziałem również samego ministra-profesora, Jerzego Hausnera, który szantażem przeforsował proliberalne zmiany w Kodeksie Pracy).
Z pozycji grup prokapitalistycznych populizm jest zagrożeniem. Kwestionuje bowiem skutki przemian kapitalistycznych, choć nie kwestionuje samego kierunku. Dzięki temu, że skupia wielkie rzesze społeczne (zacierając międzygrupowe różnice interesów), jest ruchem dość skutecznym, mogącym wykorzystywać mechanizmy demokratyczne (wybory), chociaż tak być nie musi. Może również destabilizować sytuację w celu przyspieszenia zmian (przyspieszone wybory). Jest to bardzo elastyczny ruch, gdyż jest wyczulony na różnorodne tendencje – interesy poszczególnych grup składowych.
Ruchy populistyczne mogą spowodować poważne zamieszanie na arenie politycznej kwestionując, np., kierunek przemian ustrojowych. Zagrożeniem dla rządzących jest więc głównie trudność kontrolowania tego ruchu.
25 października 2002 r.