Dwa światy

(świat pracy i świat kapitału)

 

 

            „Wszystkie badania socjologiczne i sondaże wykazują, że klasa robotnicza jest obecnie najuboższą klasą społeczną” (Jerzy Łazarz, „Jaka jesteś klaso?”, „Samorządność Robotnicza” nr 17 / 1997, s. 4-15). Jednak „na robotniczej biedzie można się nieźle urządzić i coraz dostatniej żyć.” Co widzimy na każdym kroku. Bieguny biedy i bogactwa oddalają się od siebie coraz bardziej. Kryzys gospodarczy zjawisko to tylko potęguje.

            Nadzieją jest nieunikniony konflikt między pracą a kapitałem, klasa robotnicza i trwałe wartości przez nią reprezentowane.

            Tymczasem, „dominującym uczuciem robotników jest świadomość osamotnienia. Klasa robotnicza ma świadomość klasy politycznie porzuconej (...) jest w istocie jedyną wielką grupą społeczną nie wiążącą swoich nadziei z żadną z obecnie istniejących partii.” Świadectwem tego jest absencja wyborcza robotników. W wyborach do Sejmu RP z 27 października 1991 r. wyniosła ona 87%; 19 września 1993 r. – 83%. Proporcji tej nie zmieniły wybory parlamentarne w 1997 r., ani w 2001 r. Już w 1997 r. Jerzy Łazarz mógł stwierdzić, że „robotnicy stosunkowo wcześnie w swej ogromnej większości spostrzegli, że żadna z istniejących partii politycznych nie jest zdolna ani reprezentować ich interesów klasowych, ani o nie walczyć. Że cały układ polityczny w Polsce, ze względu na swój kapitalistyczny, bądź prokapitalistyczny charakter jest im obcy i wrogi.”

            Zdaniem J. Łazarza, taka postawa robotników świadczy o świadomym i politycznym wyborze. Naszym zdaniem, świadczy ona również o odrzuceniu przez robotników „gry politycznej” w ramach zasad demokracji przedstawicielskiej. Zgodzić się należy z Jerzym Łazarzem, że „konsekwencją poczucia politycznego osamotnienia, niechęci do istniejących partii politycznych i pogardy dla polityków jest nikła akceptacja demokracji (25%) oraz nieufna i ujemna ocena wszystkich rządów od 1989 r., a także Sejmu, Senatu i rad gminnych.”

            W przekonaniu robotników „skuteczniej sytuację materialną robotnika i jego rodziny poprawiłby silny przywódca (63%), aniżeli dobrze działająca demokracja (21%).” Z tychże badań wynika jednak – na co zwrócił uwagę Jacek Tittenbrun („Teoria i metoda”, „SR”, nr 17 / 1997, s. 3-4), cytując zresztą Juliusza Gardawskiego („Przyzwolenie ograniczone”, Warszawa 1996) – że: „Cechą charakterystyczną dla preferencji politycznych robotnika była przewaga poparcia demokracji bezpośredniej nad poparciem demokracji przedstawicielskiej. Większość robotników (69%) preferowała ustrój oparty na formule demokracji bezpośredniej, polegającej na tym, że rząd we wszystkich ważnych sprawach ogłaszałby referendum. Większość robotników oczekiwała ustroju o silnych instytucjach demokracji bezpośredniej, dwupartyjnego (czyli ostro spolaryzowanego! – GSR), odzwierciedlającego zasadniczy podział społeczeństwa na świat pracy i świat kapitału, władzy.”

 

Groźba populizmu?

 

            Dla J. Gardawskiego, co podkreśla Jacek Tittenbrun „tak zarysowany obraz ustroju zawiera w sobie pierwiastek populizmu”, co świadczy zdaniem J.T. o niezdolności J.G. do odejścia od sądów obiegowych. Niezdolność odejścia od sądów obiegowych w tej kwestii dotyczy również J. Łazarza podzielającego niepokój Leny Kolarskiej-Bobińskiej i Andrzeja Rycharda, którzy w pracy „Polityka i gospodarka w świadomości społecznej” (Warszawa 1990), podkreślają, że już od 1988 r. występowała tendencja świadomościowego poparcia dla „silnego przywódcy” jako przejaw tęsknoty za „dobrym” ładem społecznym („nietrudno dojść do wniosku – pisze J. Łazarz – że ten element świadomości kryje w sobie poważne niebezpieczeństwa społeczne”).

            Przy okazji warto zauważyć, że wybory prezydenckie w Polsce, jak również nowa ordynacja wyborcza do samorządów lokalnych zakładają bezpośredni wybór Prezydenta, prezydentów miast, burmistrzów i wójtów. Zapisy i zasady demokracji bezpośredniej nie niepokoją jednak zbytnio „opinii publicznej”, nie mobilizują również robotników, bowiem ograniczenia ustrojowo-prawne zabezpieczają panujący system przed takimi zmianami ustrojowymi, które mogłyby być konsekwencją nazbyt demokratycznych wyborów. Instytucja referendum wpisana w polskie prawodawstwo ma również bardzo ograniczony charakter, choćby w porównaniu ze statusem referendum w Szwajcarii.

            Z przekonania, że system demokracji przedstawicielskiej, gwarantujący kadencyjność władzy (wybory co 4 lata), umożliwia korekty i weryfikację przez wyborców dotychczasowego kierunku przemian społeczno-gospodarczych w stopniu zasadniczym, w praktyce niewiele zostaje. Demokracja przedstawicielska jest fikcją, zaledwie demokracją fasadową, o czym świadczy trwałość kursu na kapitalizm, mimo sprzeciwu społecznego, którego ostrym przejawem były strajki 1992-1993.

            Dyktator czy silny przywódca w tej sytuacji nie jest potrzebny do zapewnienia trwałości kursu na kapitalizm. Wystarczą inne, „demokratyczne” i prawne zabezpieczenia: monopol propagandowy, koszt kampanii wyborczej czy progi wyborcze i okręgi jednomandatowe. Progi zresztą można podnosić, czego przykładem jest Francja (12%, gdy w Polsce zaledwie 5%), partie zaś, w razie potrzeby, delegalizować. Stąd „silny przywódca” słusznie kojarzy się socjologom li tylko z zagrożeniem populistycznym. Przekonanie to podziela tzw. opinia publiczna, ale nie robotnicy. Ich miejsce w hierarchii społecznej determinuje poparcie demokracji bezpośredniej, bowiem tylko ona – poprzez różne środki i formy wyrazu, od różnych form protestu począwszy, poprzez strajki, do rewolucji społecznej włącznie – może zmienić stan obecny, którego jakże świadom jest Jerzy Łazarz.

            Z ich punktu widzenia, czyli z pozycji klasy robotniczej, nie może być gorzej. Postawą taką charakteryzować się będą zapewne nie tylko robotnicy nastawieni „konserwatywnie” (kategorię taką wyróżnia Juliusz Gardawski), ale również nastawieni lewicowo-rewolucyjnie czy samorządowo (orientację taką, nie wykraczając poza materiał badawczy zebrany przez J.G., słusznie wyodrębnia Jacek Tittenbrun. Sam Gardawski natomiast „rozczłonkowuje ją na elementy zaliczane potem do innych typów”). Ten punkt widzenia przyjmują zapewne również robotnicy nastawieni „umiarkowanie modernistycznie” (czyli większość, zdaniem J.G.), skoro aż 63% ogółu robotników uwzględnia opcję „silnego przywódcy”, a zaledwie 21% wierzy w „dobrze działającą demokrację”. Opcję taka przypuszczalnie odrzucają tylko robotnicy nastawieni „liberalnie”, co zresztą należałoby jeszcze wykazać. Są oni jednak w mniejszości, topniejącej zresztą, co odnotowuje J. Gardawski w swojej pracy z 2001 r. („Związki zawodowe na rozdrożu”).

            Zresztą, „w tej wielkiej grupie społecznej jaką jest klasa robotnicza zawsze istniało wewnętrzne zróżnicowanie interesów”. „Liberalnie” nastawieni robotnicy mogą swoje szanse widzieć w kapitalizmie, orientując się na awans rozumiany nie tylko jako „uzyskanie lepszych warunków pracy i płacy w ramach środowiska robotniczego”, lecz przede wszystkim jako „wyrwanie się z tego środowiska i przejście do klasy średniej”.

            Świadomość iluzoryczności, a następnie zablokowania tej drogi awansu jest teraz, w 13 lat po zapoczątkowaniu przemian ustrojowych o charakterze kapitalistycznym, coraz bardziej powszechna. „Ścieżka awansu” ku klasie średniej i tak była bardzo wąska, o czym J. Gardawski pisał już w „Robotnikach 1991” (patrz nasz artykuł „Powrót hegemona” z 23 października b.r.). Można zatem przypuszczać, że odsetek robotników opowiadających się za kapitalizmem w dowolnej jego postaci będzie się zmniejszał i zmniejsza się, mimo że nie przyznaje tego wprost Juliusz Gardawski i jemu podobni badacze.

            W pięć lat po publikacji artykułu Jerzego Łazarza, możemy zauważyć załamanie się i rozwianie mitu tworzenia się w Polsce „nowej klasy średniej”, czego przesłanki odnotował już J.G. w „Robotnikach 1991”.

            Tak na marginesie, nie przeceniał on również znaczenia „ścieżek awansu”, podkreślając przede wszystkim ich symboliczną rolę. Miały one głównie charakter propagandowy i zmiękczający.

            Robotników „zmiękczał” przede wszystkim „lęk przed powiększaniem szeregów rezerwowej armii pracy” oraz oferty zakładowych akcji i powszechnego uwłaszczenia, oferowane w ramach prywatyzacji. Lęk miał zresztą całkiem realną podstawę skoro bezrobocie ogółem osiągnęło prawie 20%. Przyjmując, że na 4 mln zatrudnionych robotników mamy już ponad 3,5 mln bezrobotnych, trudno nie brać pod uwagę stanowiska „socjologów i psychologów zjawisk społecznych”, w których mniemaniu klasa robotnicza zachowuje swoje cechy, o ile bezrobocie nie jest większe niż jedna czwarta jej stanu. „Im bliżej tej granicy, a zwłaszcza po jej przekroczeniu, klasa ta nabiera charakteru uległego, podatnego na manipulacje tłumu.”

            Zdaniem J. Łazarza, stanowisko Gustawa Le Bona („Psychologia tłumu”, Warszawa 1986) i Eliasza Canetti’ego („Masa i władza”, Warszawa 1996) wiele wyjaśnia, a przede wszystkim uzasadnia „spustoszenie świadomościowe” klasy robotniczej.

            Naszym zdaniem nie determinuje to jednak zachowań robotników w stopniu wystarczającym, skoro stosuje się również inne formy nacisku, a przede wszystkim metodę „kija i marchewki”, gdzie marchewką są akcje, odprawy, podwyżki płac, symboliczne ścieżki awansu, kijem zaś, poza bezrobociem, jest naga przemoc, z którą mogą spotkać się strajkujący na przekór tej zwodniczej logice oraz kanonada propagandowa.

            Wydaje się nam, że przy strukturalnym bezrobociu, w Polsce szacowanym na 15% i tzw. zwijaniu się gospodarki, rezerwowa armia pracy przestaje być skuteczną formą nacisku, bowiem na miejsce zwalnianych osób nie przyjmuje się zastępstw, nie ma zjawiska łamistrajków. Szantaż bezrobociem jest zatem tylko werbalny, i dlatego towarzyszą mu inne formy nacisku i przekonywania, lub ma zgoła charakter jednostkowy, dotyczy konkretnych osób.

            Taka sytuacja wywołuje raczej gniew i niezgodę niż załamanie i uległość. Tezy socjologii i psychologii tłumu są nader nieprzekonujące. Nie przekonują nie tylko nas, ale i rządzących.

            Możemy się natomiast zgodzić z J. Łazarzem, że „okresy wielkich przemian, zarówno o rewolucyjnym, jak i kontrrewolucyjnym charakterze, burzą dotychczasowe systemy wartości, wnoszą nowe, ale wnoszą także i złudzenia, rodzą w części apatię”. Jednak, jak pokazała praca J. Gardawskiego, niektóre wartości pozostają trwałe, np. kwestia sprawiedliwości społecznej i wiążący się z tym egalitaryzm. Nawet robotnicy nastawieni „umiarkowanie modernistycznie”, którzy zdaniem J. Gardawskiego zapewniali „ograniczone przyzwolenie” na transformację ustrojową opowiadali się za „sprawiedliwościową gospodarką rynkową” („Robotnicy 1991”). Co charakterystyczne, po awansie z doktora na profesora, Juliusz Gardawski zmienił dotychczasowe pojęcie „sprawiedliwościowej gospodarki rynkowej” na nic nie znaczące określenie „przyjazna gospodarka rynkowa” (J. Gardawski, „Związki zawodowe na rozdrożu”, 2001, Instytut Spraw Publicznych, publikacja finansowana przez Fundację im. F. Eberta).

            Idąc tym tropem, możemy stwierdzić, że „spustoszenia świadomościowe” mają charakter ograniczony i przejściowy. Zgodzić się należy z J. Łazarzem, że apatia i złudzenia będą ustępować. Należy tylko temu procesowi nadać przyspieszenie.

 

Przyspieszenie

 

            „Robotnikom potrzebna jest klasowa organizacja, tj. ich własna partia; potrzebna jest rewolucyjna teoria, która musi obecnie spełniać wielorakie funkcje: uświadomić istotę robotniczych interesów, drogi ich realizacji, perspektywę rozwojową i charakter walki, wskazać sojuszników i przeciwników”. Taka partia, zdaniem J. Łazarza, powinna sprzyjać przyspieszeniu.

            Zwraca uwagę przeciwstawne nastawienie, ba, postawa prof. J. Gardawskiego, który w pracy z 2001 r. podkreśla, że „do badań świadomości ekonomicznej robotników wielkoprzemysłowych przykładaliśmy duże znaczenie”, bowiem „była to, wg określenia Leszka Gilejki, grupa strategiczna, zdolna do zahamowania modernizacji kraju”. Jakimś dziwnym jednak trafem, pod pojęciami „modernizacji” i „restrukturyzacji” przemycona została transformacja ustrojowa, likwidacja „realnego socjalizmu” i zainstalowanie kapitalizmu i tzw. normalnej gospodarki.

            Szczególną uwagę badaczy, pracujących zresztą na zamówienie konkretnych środowisk, cieszyli się pracownicy piętnowanych przez propagandę „liberalno-modernistyczną” tzw. schyłkowych działów przemysłu, co przy „zwijaniu się” gospodarki obejmuje nie tylko przemysł ciężki i surowcowy (jak sugeruje J.G.), ale również przemysł lekki czy energetykę, obsługujące owe przemysły oraz budownictwo, a nawet przemysł spożywczy i rolnictwo oraz przemysły wyższych technologii, chociażby ze względu na konkurencję, zerwanie więzi kooperacyjnych, zalew polskiego rynku przez zagraniczne towary, czy też kurczenie się siły nabywczej ogromnych rzesz społecznych. A zatem, w przypadku Polski, „zwijanie się” gospodarki dotyczy całości gospodarki i przemysłu, w tym jego najbardziej nowoczesnych sektorów (weźmy, choćby obecnie ożarowskie „Kable” czy stocznie).

            Mija się zatem z prawdą J. Gardawski, gdy „zwijanie się” gospodarki w wyniku transformacji kapitalistycznej próbuje podciągnąć pod pojęcia koniecznej modernizacji, restrukturyzacji czy „schyłkowości” poszczególnych działów przemysłu. Rację ma natomiast J. Łazarz, gdy wskazuje, iż „od 1989 r. do pierwszej połowy 1992 r. zainteresowanie ośrodków naukowych i badawczych klasą robotniczą było (...) monotematyczne, dotyczyło w zasadzie jedynie stosunku robotników do przekształceń własnościowych”.

            W tym też nurcie znalazły się badania zespołu prof. Leszka Gilejki z udziałem J. Gardawskiego, o czym świadczy podtytuł pracy J. Gardawskiego z 1992 r. „Robotnicy 1991. Świadomość ekonomiczna w czasach przełomu”.

            Poza niewątpliwą wartością poznawczą i systematyzującą wiedzę o dotychczasowych badaniach nad klasą robotniczą, praca ta daje również podstawę do wyciągania wniosków spornych i sprzecznych z myślą przewodnią tego typu opracowań i tak ukierunkowanych badań. Wnioski takie trudniej jest wyciągnąć z prac późniejszych, w pewnym stopniu zafałszowanych, w tym również z prac J. Gardawskiego. O zmianie sposobu prezentacji badań nad klasą robotniczą świadczy zmiana terminologii. W pracy „Robotnicy 1991”, J. Gardawski nie przypadkiem używał terminu „realny socjalizm” w odróżnieniu od słowa „socjalizm”, bowiem, zdaniem J.G., „socjalizm” denotuje zespół wartości mocno zakorzenionych w cywilizacji europejskiej, zaś „realny socjalizm” to „ustrój, który z tą aksjologią nie miał wiele wspólnego”.

            W pracy „Związki zawodowe na rozdrożu”, z 2001 r., takich rozróżnień autor już nie czyni: „realsocjalistyczna wersja gospodarki” została zastąpiona przez „socjalistyczną wersję gospodarki”, „realny socjalizm” przez „autorytarny socjalizm”.

            Nie znaczy to jednak, że dzieło J. Gardawskiego z 2001 r. nie wnosi nic nowego do zasadniczego i tytułowego tematu, do wiedzy o związkach zawodowych. Faktem jest jednak, że w kwestii badań nad nastawieniami i świadomością robotników praca ta jest regresem w stosunku do opracowania „Robotnicy 1991” nie tylko z powyżej wymienionych względów. Nie uwzględnia ono również postaw robotniczych w latach 1992-1993, których przejawem były strajki (1992 – 6351 strajków; 1993 – 7443 strajki).

            Warto również zastanowić się, czy „sądy obiegowe” o populizmie robotników nie rozciągają się przypadkiem na klasową postawę robotników. Tendencję taką piętnuje Jacek Tittenbrun, skądinąd również profesor, w argumentacji Juliusza Gardawskiego zawartej w książce tegoż „Przyzwolenie ograniczone” (Warszawa, 1996).

 

Sądy obiegowe

 

            Skoro w wywodach badacza sądy obiegowe zacierają granicę między klasowością a populizmem, tym bardziej nie ma takich granic w dociekaniach Jerzego Hausnera, który dziś nie przypadkiem łączy funkcję badacza ze stanowiskiem ministra pracy. W tym przypadku „Populistyczne zagrożenia w procesie transformacji społeczeństwa socjalistycznego” (J. Hausner, Warszawa 1992) przekładają się wprost na klasowe podejście ministra pracy do zagrożeń, jakie stwarza klasa robotnicza i związki zawodowe, oczywiście klasowe, z pozycji przeciwstawnych klasie robotniczej, z pozycji kapitalistycznych.

            Znamiennym jest nie tylko ukrywanie elementów postaw klasowych pod nastawieniami „konserwatywnymi” czy „umiarkowanie modernistycznymi”, co wytyka J. Gardawskiemu Jacek Tittenbrun. Oczywiste jest również upychanie konsekwentnych postaw klasowych w jednym, szczególnie pojemnym worku opatrzonym etykietką „orientacja populistyczna”, co czyni szczególnie natrętnie propaganda „liberalno-modernistyczna”.

            W przeświadczeniu J. Hausnera, czemu dał on wyraz w swojej pracy z 1992 r., zagrożeniem dla kapitalistycznej transformacji może być tylko populizm (patrz nasz artykuł: „Wariant populistyczny” z 25 października b.r.). Faktem jest, że tak naprawdę groźnym dla nowonarodzonego kapitalizmu w Polsce może być odwrócenie obecnego kursu na kapitalizm. Ta groźba, zdaniem J. Łazarza, spotęgowana falą strajków w latach 1992-1993 wywołała „poważne zaniepokojenie”, a nawet „stan paniki” w kręgach władzy i przedsiębiorców krajów kapitalistycznych. „Bano się, aby wystąpienia robotnicze w Polsce w 1993 r. nie doprowadziły do powtórzenia, na zasadzie domina, w Europie Zachodniej i Południowej – roku 1989, tyle że o przeciwnym wektorze.”

            Należy zgodzić się z J. Łazarzem, że niezwykle silne i długotrwałe wystąpienia robotnicze w 1992 i 1993 r. zakwestionowały realnie kurs na kapitalizm. „Mimo że ani jeden strajk nie odbywał się pod wyraźnymi antykapitalistycznymi hasłami politycznymi, to jednocześnie nie było ani jednego elementu kapitalistycznej transformacji, który nie zostałby oprotestowany przez strajkujących.”

            O niepowodzeniu tych „wystąpień robotniczych o skali i natężeniu nie mających sobie równych w historii od czasu rewolucji 1905 r.” przesądził, zdaniem J. Łazarza, brak zorganizowanej siły politycznej zainteresowanej odwróceniem procesów rozwoju kapitalizmu w Polsce.

            „Publicyści, politolodzy, politycy i inni obserwatorzy sceny politycznej w Polsce do dziś są zgodni, że decyzja ówczesnego prezydenta RP, Lecha Wałęsy, o wcześniejszych wyborach parlamentarnych i wygrana w tych wyborach SLD uratowały proces kapitalistycznej transformacji w Polsce”.

            Od tego też czasu, jak wskazuje J. Łazarz, następuje wręcz eksplozja badań nad klasą robotniczą. „Tylko w latach 1992-1996 ukazało się około 60 znaczących wydawnictw książkowych, referatów, materiałów z sesji naukowych i ponad 300 artykułów naukowych podejmujących prawie wszystkie możliwe aspekty życia, sytuacji materialnej, świadomości, aktywności społecznej i politycznej itp. klasy robotniczej w różnych przekrojach: zakładowym, krajowym, regionalnym, branżowym”.

            Szczególnie znamienne jest zainteresowanie zachodzącymi procesami wśród robotników, a zwłaszcza stanem świadomości klasy robotniczej ze strony prawicy politycznej. „Klasę robotniczą bada się jak przedmiot ewentualnych politycznych zabiegów, nie zaś jak współuczestniczący, świadomy podmiot życia społeczno-politycznego.”

            „Nie ma takich sił, organizacji, struktur, mechanizmów uogólniania doświadczeń robotniczych, które by rozwijały ich klasową samowiedzę i samoświadomość.” Nawet na polu naukowym.

            Nie przypadkiem nikt nie przeprowadził analizy przyczyn protestów robotniczych w latach 1992-1993 oraz postaw robotników w czasie strajków, które zakwestionowały „wszystkie elementy kapitalistycznej transformacji”. Decydentom bowiem i ich stronniczej nauce nie zależy na poszerzaniu samoświadomości i samowiedzy klasy robotniczej. Ten element postaw robotniczych podlega gruntownemu zafałszowaniu.

            Obecne i przyszłe protesty powinny jednak coś w tej mierze zmienić, czego dowodem jest eksplozja badań nad klasą robotniczą od 1992 r.

            Swoją drogą, „ograniczone przyzwolenie” (tytuł książki J. Gardawskiego z 1996 r.) robotników na transformację kapitalistyczną było tylko przyzwoleniem warunkowym – pod warunkiem zachowania sprawiedliwości społecznej, stąd „sprawiedliwościowy” charakter postulowanej gospodarki rynkowej. Warunek ten nie został spełniony. Wręcz odwrotnie, złudzenia prysły. Przyzwolenie będzie cofnięte. To już tylko kwestia czasu. Czas zatem na zmiany.

Pole tekstowe: GSR

 

 

 

 

 


 

6 listopada 2002 r.