Fałszerstwo niedoskonałe
Lekturze pracy Juliusza Gardawskiego Przyzwolenie ograniczone. Robotnicy wobec rynku i demokracji (Warszawa 1996) towarzyszą ambiwalentne odczucia. Z jednej strony, cieszy zainteresowanie badacza klasą robotniczą; z drugiej, irytuje dyspozycyjność tego typu badań wobec „zamówień społecznych” i wyzwań transformacji kapitalistycznej, która nie przystoi bezstronnej jakoby nauce. Do tego standardu przyzwyczaiły nas jednak dyspozycyjne media i równie dyspozycyjni socjologowie, których zaangażowanie w procesy transformacji po stronie „proreformatorskiego centrum” nie jest bez znaczenia (wspomina o tym prof. Mirosława Marody: „koncentruje się uwagę na tych procesach, które przybliżają lub oddalają pożądany stan przyszły, pomijając przy tym wiele innych wątków”).
„Rosnące zainteresowanie klasą robotniczą, zresztą nie tylko polskich, ale również czołowych europejskich i amerykańskich, burżuazyjnych politologów, socjologów, psychologów społecznych, a także polityków – jest zrozumiałe. Bez względu na to, czy rozpatrujemy globalne tendencje rozwoju współczesnego świata, czy też jedynie nasze krajowe problemy związane z pytaniami o trwałość kapitalistycznej transformacji – nie można dać sensownej odpowiedzi na związane z tym pytania bez analizy tendencji rozwojowych i przewidywanych zachowań robotników” – pisał Jerzy Łazarz w artykule „Jaka jesteś klaso?” („Samorządność Robotnicza”, nr , s. 4-15).
Gdyby chodziło tylko o sensowne odpowiedzi, nie byłoby sprawy – rzecz w tym, że nauki społeczne i media tworzą wspólnie aparat propagandowy „proreformatorskiego centrum”. Dyspozycyjność wiąże się z finansowaniem, a zleceniodawcy mają konkretne oczekiwania. Dyspozycyjne nauki społeczne starają się je spełniać. Najwyższą ocenę uzyskują jednak rzetelne analizy jako najbardziej przydatne. Inaczej sprawy się mają z popularyzacją – tu na całego wkraczają propaganda i indoktrynacja, w której udział biorą również przedstawiciele nauki. Rzecz jeszcze bardziej gmatwa się ze względu na braki kadrowe oraz na przesłanki teoretyczne i poglądy, którymi kierują się badacze.
*
Z naszego punktu widzenia wyjątkowo istotne jest rozróżnienie, przyjęte przez Juliusza Gardawskiego, między klasową odmianą świadomości społecznej – świadomością społeczną robotników (szeroko rozumiane poglądy rozpowszechnione wśród członków danej klasy) a świadomością klasową, czyli klasową świadomością robotników (świadomość zróżnicowania interesów klasowych i konfliktów klasowych): przekonania związane z samoidentyfikacją klasową, ocena położenia własnej grupy względem innych, poczucie dystansów międzygrupowych, postrzeganie konfliktów społecznych, skłonność do dzielenia społeczeństwa na grupy swoje i obce – świadomość przeciwników, wizje ustroju wyzbytego upośledzeń klasowych, nastawienia radykalne i rewolucyjne.
Marek Ziółkowski uważa, że „ten typ świadomości przybiera niekiedy postać latentną (uśpioną), odnosi się to do zasobów pamięci długotrwałej. Dopiero pojawienie się odpowiedniego bodźca może aktualizować tę świadomość lub nawet, w pewnych sytuacjach społecznych, generować ją z wiedzy dotychczasowej” (M. Ziółkowski, Świadomość wielkoprzemysłowej klasy robotniczej – teoretyczny i historyczny kształt badań w: Robotnicy ’84-’85. Świadomość pracowników czterech wielkich zakładów przemysłowych, Wrocław 1990). Zdaniem M. Ziółkowskiego „empiryczne badania świadomości, zwłaszcza prowadzone technikami wywiadów kwestionariuszowych, nie są dobrym sposobem wykrywania tak pojmowanej świadomości klasowej”. Zgadza się z takim poglądem Jacek Tittenbrun, który zauważył, że J. Gardawski „wpisał się swoją książką w miłościwie nam panujący paradygmat rodzimej socjologii, na mocy którego pojęcie badań empirycznych zostało praktycznie zmonopolizowane przez techniki poboru wypowiedzi werbalnych. Można przyznać, że na tym tle badania Gardawskiego wyróżniają się nawet korzystnie, gdyż wykracza on przynajmniej poza kolejny, sprawowany w ramach poprzedniego monopolu submonopol badań ankietowych i kwestionariuszowych, jako że wykorzystuje np. wywiad swobodny” (J. Tittenbrun, „Teoria i metoda”, „Samorządność Robotnicza” nr 17/1997, s. 3-4).
Zapewne te ograniczenia spowodowały, że praca Juliusza Gardawskiego dotyczy głównie pierwszego z wymienionych aspektów świadomości, tzn. świadomości społecznej robotników. To, że „taka postać świadomości grupowej może być korelatem zróżnicowań klasowych, jeśli wyróżnione grupy będą powiązane relacjami wyższości i niższości ze względu na jakiś system przywilejów i upośledzeń” również wykracza poza przedmiot pracy J. Gardawskiego (s. 15).
Poza przedmiotem badań J. G. znalazła się zatem zarówno ta druga, głębsza świadomość, bardziej dla nas interesująca i znacząca – świadomość klasowa, jak i zróżnicowania klasowe. Wybór jest usprawiedliwiony zakresem pracy – badanie szeroko rozumianych poglądów rozpowszechnionych wśród robotników (świadomość społeczna). Nie aprobujemy jednak odrzucenia przez autora poszukiwania wiarygodnych odpowiedzi na pytanie: Skąd wzięły się te szeroko rozpowszechnione poglądy? Nie znaczy to jednak, że autor nie widzi takiego problemu (ma on bowiem kapitalne znaczenie), jednak jego odpowiedź jest charakterystyczna i tendencyjna – wskazuje bowiem na zaangażowanie J.G. po stronie „reformatorskiego centrum” w procesy transformacji ustrojowej.
Na Zachodzie rozpowszechniona była teza o „zaniku rewolucyjności klasy robotniczej”, o akceptacji przez zachodnią klasę robotniczą systemów wartości klas dominujących i ukształtowania się postaw specyficznie ambiwalentnych (s. 19). Brak rewolucyjności i konserwatyzm klasy robotniczej uzasadniane były zjawiskiem segmentacji klasy (pojawienie się w niej wielu kategorii o odmiennych interesach czy sposobach postrzegania zjawisk społecznych itp.) lub inkorporacji klasy (wchłaniania klasy robotniczej przez klasy wyższe, przyjęcie przez robotników wartości klas dominujących, s. 20), zaś socjologowie klasy robotniczej nie kwestionowali przyczyn tego zjawiska – wpływu klas dominujących, wyodrębnienia się tzw. arystokracji robotniczej, elity robotniczej, która była odpowiedzialna (zwłaszcza zdaniem marksistów) za dezintegrację klasy robotniczej. Ich zdaniem, „wraz z podnoszeniem się standardu życia robotnicy w coraz większym stopniu identyfikują się z panującym ładem politycznym i tracą dawny radykalizm” (s. 21). A zatem zjawisko ma szersze podstawy – wraz z pojawieniem się społeczeństwa konsumpcyjnego pogłębiają się różnice między robotnikami zamożnymi i tradycyjnymi. Robotnicy zamożni zostają w pewnym sensie „sprywatyzowani” (tzn. sprywatyzowane stają się ich poglądy na rzeczywistość społeczną, tracą solidarność klasową, nie podtrzymują więzi z innymi robotnikami, skupiają swoje zainteresowania na najbliższej rodzinie i instrumentalnie traktują pracę, hołdują ideologii pieniądza (s. 21-22).
Tak, zdaniem brytyjskich socjologów, zachowuje się – w okresie dobrobytu – tzw. nowa klasa robotnicza. Jej „sprywatyzowany tryb życia kieruje bowiem aspiracje wyłącznie ku wzmożonej konsumpcji”, zaś „radykalne wystąpienia robotnika sprywatyzowanego mogą być wywołane jedynie chęcią podniesienia płacy i jego bunt wygasa w momencie osiągnięcia celu” (s. 22).
W przeciwieństwie do Brytyjczyków, francuscy socjologowie głosili wówczas tezę o radykalizmie nowej klasy robotniczej, bowiem „nowoczesny przemysł pociąga także za sobą strukturalne zmiany w usytuowaniu pracobiorców – nowa klasa robotnicza zdobywa faktyczną władzę nad procesem produkcji” i „szybciej niż inne sektory (klasy robotniczej) dochodzi do uświadomienia sobie sprzeczności wrodzonych systemu kapitalistycznego” (s. 23).
Brytyjczyków wspierali wówczas Amerykanie, wysuwając koncepcję mieszczanienia klasy robotniczej (s. 25). Była to kolejna wersja tezy o burżuazyjnieniu klasy robotniczej, głoszonej zwłaszcza w USA w latach 60. Z badań porównawczych wynikało, że teza o wzroście identyfikacji robotników zamożnych z panującym ładem politycznym i o zaniku wśród nich radykalizmu nie dotyczyła krajów o autorytarnych systemach politycznych, ani krajów wkraczających dopiero na drogę industrializacji, ba, „w wymienionych sytuacjach najbardziej radykalną grupą okazywali się właśnie robotnicy zamożni, wyżej wykształceni” (s. 24). Wskazywano na różnice i odmienną sytuację zarówno gospodarczą, jak i badawczą w Wielkiej Brytanii i Francji – przyjmowanie przesłanek teoretycznych a priori, rzadziej na podstawie danych empirycznych (s. 24). Taki zarzut postawiono badaniom francuskim.
Jednocześnie wskazywano, że „rozwój technologii polepsza warunki pracy, lecz nowe formy organizacyjne tworzą specyficzne formy napięć i upośledzeń, które wcale nie redukują różnic i podziałów klasowych” (s. 25). Co więcej, tworzy się tzw. sektor peryferyjny i podklasa, odrębny rynek pracy. Sektor peryferyjny charakteryzuje się: niskimi zarobkami, łamaniem praw pracowników (brak związków zawodowych, złe warunki pracy, brak ubezpieczeń, upośledzenie społeczne). W „podklasie” znaleźli się również bezrobotni, którzy nie mają szans na pracę i nie nadają się do pracy (trwałe bezrobocie), przede wszystkim jednak, emigranci i ludność napływowa.
W Polsce, jak wiadomo, pojawieniu się „sektora peryferyjnego” i „podklasy” nie towarzyszy jako jej swoista przeciwwaga „nowa klasa robotnicza”, dobrobyt i stabilny rynek pracy.
Zachodni badacze podkreślali jednak, że w ówczesnych warunkach robotników charakteryzowała ambiwalencja (s. 28) nastawień i postaw. Tezę tę akceptuje J. Gardawski również w odniesieniu do polskich robotników. Dla Anglików nie była ona jednak oczywista w stosunku do tzw. tradycyjnych robotników, których radykalizm i rewolucyjność dały się kapitalistom we znaki. Nawet w okresie dobrobytu wielu badaczy akcentowało tezę o częściowym przyswojeniu przez klasy niższe wartości klas wyższych – „obok poparcia dla istniejącego ładu polityczno-ekonomicznego występują w postawach robotników orientacje mogące skłaniać do masowej radykalizacji nastrojów” (s. 29). Robotnicy bowiem zaledwie „przykrawają na swoją miarę system wartości dominujących”.
Wtenczas opracowano również użyteczne w badaniach typologie (użyteczne także dla polskich socjologów). Według typologii Davida Lockwooda mamy do czynienia, z grubsza biorąc, z trzema typami robotników (ss. 32-35).
Typ tradycyjny proletariacki – istnieje w przemysłach „zacofanych” (skąd my to znamy?!), w zanikających społecznościach lokalnych (enklawy robotnicze w niewielkich miastach i osadach przemysłowych). Związany jest, m.in., z górnictwem i przemysłem stoczniowym.
Typ tradycyjny uległy – w przeciwieństwie do poprzedniego, to typ robotnika akceptującego swoje podporządkowanie. Tworzą go robotnicy, którzy wierzą, że „elity kierują krajem w imię interesu ogólnego”, uznają społeczne i polityczne przywództwo klas wyższych i akceptują swoje podporządkowanie (s. 34). „Robotnicy ulegli mają inną wizję struktury społecznej niż robotnicy proletariusze. O ile ci ostatni postrzegają społeczeństwo dychotomicznie, przez oś władzy i siły, o tyle robotnicy ulegli mają raczej skłonność do posługiwania się modelami wieloszczeblowymi, opartymi na hierarchii statusów i prestiżu”.
W typie tradycyjnym uległym mieszczą się przede wszystkim: starsi robotnicy, kobiety, osoby o niskich dochodach, mieszkańcy małych miejscowości oraz, co szczególnie podkreśla Lockwood, robotnicy wyizolowani z własnego środowiska, pozostający w bezpośrednich kontaktach z pracodawcami, zatrudnieni w małych firmach rodzinnych i zawodach związanych z silnym oddziaływaniem władzy paternalistycznej.
Typ sprywatyzowany – robotnicy zatrudnieni w dużych fabrykach nastawionych na produkcję taśmową, skłonni traktować swoją pracę instrumentalnie oraz zapatrzeni w sferę konsumpcji (ss. 35-36).
Dla typologii robotników Franka Parkina szczególne znaczenie ma stopień akceptacji wartości klasy dominującej w świadomości społecznej klasy podporządkowanej (s. 38).
Parkin wyodrębnia trzy główne systemy znaczeń: system wartości dominujących, system wartości podporządkowanych i system wartości radykalnych. Przy tym podaje dwa sposoby postrzegania rzeczywistości społecznej przez klasę podporządkowaną, które są związane z akceptacją dominującego systemu wartości: model oparty na szacunku i uległości (nierówności postrzegane jako nieuniknione i sprawiedliwe) oraz aspiracyjny model rzeczywistości.
Model oparty na szacunku i uległości odpowiada osobom, które bezpośrednio doświadczają wpływu członków klasy dominującej, a także ludziom żyjącym w społecznościach wiejskich i w małych miastach.
Drugi – wiąże się z posiadaniem pewnej władzy nad członkami klasy podporządkowanej, np. pracownicy wyższego nadzoru czy policjanci (ss. 39-40).
System wartości podporządkowanych związany jest z tzw. subkulturą klasy robotniczej i z tradycyjnymi społecznościami klasy robotniczej. Zdaniem Parkina dominują tu tendencje przystosowawcze i kształtuje się „specyficznie robotniczy typ świadomości ambiwalentnej” (s. 40). Parkin wyróżnia nawet grupę robotników tradycyjnych i zarazem akceptujących ład kapitalistyczny. Wartości tradycjonalistów przybierają postać negocjacyjnej wersji dominującego systemu wartości (modyfikacja wartości z perspektywy warunków własnej egzystencji).
Zdaniem Parkina, członkowie klasy podporządkowanej (przynajmniej ci nierewolucyjni i nie radykalni) „są bezradni wobec silnego oddziaływania dominującego systemu wartości (edukacja, środki masowego przekazu) i nie mogą przeciwstawić temu systemowi jakichś innych źródeł wiedzy. Jednocześnie nie wszystkie wartości klas dominujących są możliwe do zaakceptowania przez tych robotników. W konsekwencji ich myślenie skazane jest na jakąś formę kompromisu z wartościami narzuconymi przez wyższe klasy społeczne” (s. 41).
W przekonaniu Parkina, „gdy robotnik dokonuje wartościowania w kategoriach ogólnych, to układu odniesienia dostarcza mu dominujący system wartości. Z kolei, w sytuacjach konkretnych, wymagających podejmowania realnych wyborów i decydowania o kierunku osobistego działania, moralnym układem odniesienia staje się system wartości podporządkowanych”.
System wartości radykalnych, zdaniem Parkina, wnoszą do klasy robotniczej partie robotnicze. Występuje on zatem na obrzeżach klasy podporządkowanej w formie zespołu wartości określanych mianem „świadomości klasowej”, która zakłada świadomość zróżnicowań i konfliktów klasowych, a także wizje alternatywnych stosunków społecznych. I choć, zdaniem Parkina, zasięg świadomości klasowej był wąski (w okresie badanym), był jednak znaczący dla środowiska robotniczego, bowiem: „Aksjologia socjalistyczna dostarczała robotnikom poczucia osobistej godności i wysokiej wartości moralnej, której odmawiała im klasa dominująca. Radykalny system wartości wyróżniał godność pracy i dawał pracobiorcom w pełni satysfakcjonującą identyfikację społeczną” (s. 43).
Parkin uważa, że „świadomość klasowa jest czynnikiem korzystnym z punktu widzenia społecznego samookreślenia się robotników”. W zasadzie akceptuje tezy Kautskiego i Lenina o wnoszeniu z zewnątrz do środowisk robotniczych radykalnej świadomości klasowej. Odrzuca natomiast tezę o rozwijaniu i wzmacnianiu impulsów powstających „na dole”. Przy okazji zauważa, że „zanik radykalizmu partii może istotnie wpłynąć na zanik radykalizmu klasy podporządkowanej” (s. 43).
*
Zdawałoby się, że z takim bagażem wiedzy i osiągnięć zachodniej socjologii klasy robotniczej, który streściliśmy za J. Gardawskim, nie będzie problemu z konstruowaniem adekwatnych modelów badawczych na użytek krajowy. A jednak, korzystając również z dorobku krajowego i bagażu własnych doświadczeń, a przede wszystkim z dociekań guru socjologii PRL – Włodzimierza Wesołowskiego – przy jednoczesnym odrzuceniu osiągnięć nurtu marksistowskiego (i nie tylko), w których akcentowano „szczególną rolę świadomości klasowej”, J. Gardawski podkreśla, że „kwestie świadomości klasowej nie są tu rozważane – praca jest poświęcona wyłącznie świadomości empirycznej robotników przemysłowych” (s. 46). Tym samym J. Gardawski odstawił poza pole swoich rozważań dwie koncepcje kształtowania się świadomości klasowej. Pierwszą, Parkina – wnoszoną jakoby przez radykalne partie robotnicze (których w Polsce zresztą nie ma), związaną z wnoszeniem tzw. radykalnego systemu wartości oraz drugą, również wymienioną wcześniej – koncepcję Marka Ziółkowskiego (s. 15), w której świadomość przybiera „postać latentną, która może się aktualizować i pojawić w pewnych typach sytuacji społecznych”.
Zauważmy, że w wersji leninowskiej „robotnicy samoistnie mogą osiągnąć jedynie świadomość tradeunionistyczną, lecz nigdy nie wytworzą świadomości w pełni klasowej, rewolucyjnej” (s. 46). Oba sposoby dochodzenia robotników do klasowej świadomości są możliwe. Różni je tylko stopień radykalizmu, rewolucyjności i „wypełnienia”, czyli adekwatności do wzorca wyznaczonego przez rewolucyjny marksizm.
To jeszcze nic, podpierając się wątpliwym autorytetem W. Wesołowskiego, J. Gardawski dystansuje się od socjologii klasy robotniczej rodem z Wysp Brytyjskich, od socjologów, którzy w swych koncepcjach typologii za kryterium badawcze brali „postrzeganie społecznych nierówności oraz stosunek do dominującego systemu” (s. 47). Upoważnia go do tego, jego zdaniem, nowa, a zarazem „specyficzna sytuacja historyczna Polski”, która powoduje „konieczność odwołania się do dodatkowych narzędzi interpretacyjnych”.
„Nowa sytuacja” to postępująca od 1989 r. destrukcja dawnego układu społecznego oraz „koniec czasu, w którym szczególna pozycja społeczna przypadała przemysłowej klasie robotniczej” (s. 72).
„Powoli odtwarzać zaczęła się struktura, w której nad robotnikami pojawiają się klasa średnia i klasa wyższa wraz z towarzyszącymi temu ważnymi konsekwencjami ekonomicznymi, kulturowymi, politycznymi” (s. 72). Tej nowej, a zarazem jakże starej sytuacji (dziki, nieomal XIX-wieczny kapitalizm!), czyli transformacji kapitalistycznej, towarzyszy „zjawisko dekompozycji” i dyferencjacji statusu klas społecznych. „W zmieniających się warunkach społecznych i ekonomicznych można wyodrębnić klasy wchodzące, rozwijające swe wpływy, przyjmujące strategie ofensywne, oraz klasy schodzące, tracące swe wcześniejsze miejsce w społeczeństwie” (s. 74). Zdaniem J. Gardawskiego, „robotnicy należą do klas schodzących, przyjmujących postawę obronną”. J.G. powtarza za W. Wesołowskim niczym pacierz: „klasa robotnicza nie prowadzi walk ofensywnych czy sporów zasadniczych o nowe rozwiązania” – prowadzi walkę o utrzymanie poziomu życia rodzin, o utrzymanie zatrudnienia, o zdobycie mieszkań itp. (s. 74). Jak typowy karierowicz przyłącza się do zwycięskich klas (klas wchodzących) i potakując Wesołowskiemu deklaruje zgodę na uznanie nadrzędności materialnych interesów grupowych klas wchodzących (średniej i wyższej) w okresie transformacji (s. 72), określając je – za Wesołowskim – jako interesy transgresyjne (strasznie uczona nazwa!), nadając im jednocześnie wartość interesu ogólnego, tym samym stawiając się dobrowolnie, na własne życzenie, w pozycji uległej wobec wartości dominujących. Mamy zatem do czynienia z tradycyjnym, uległym typem inteligenta.
Według W. Wesołowskiego i J. Gardawskiego, „interesy transgresyjne to globalne interesy naszego społeczeństwa, wydobywającego się z archaicznych instytucjonalnych struktur ekonomiczno-społecznych i starającego się szybko [przyspieszona akumulacja kapitału – GSR] wprowadzić nowoczesny, skuteczny ład ekonomiczny. Aby to osiągnąć, trzeba przeprowadzić prywatyzację i dokonać szeregu zmian bolesnych dla podstawowych grup społecznych. Zrozumienie interesu transgresyjnego zakłada konieczność <<wybiegania myślą ku stanom nieistniejącym, choć znanym z doświadczenia innych społeczeństw>>” (W. Wesołowski, Transformacja charakteru i struktury interesów: aktualne procesy, szanse i zagrożenia, w: Społeczeństwo w Transformacji. Ekspertyzy i studia, Warszawa 1993) (ss. 72-73).
Ta służalczość wobec „wchodzących” i „dominujących” klas, czyli tak naprawdę wobec kapitalistów, kwestionuje bezstronność naukową J. Gardawskiego i W. Wesołowskiego. Stronniczość jest ewidentna. Pośrednim jej efektem jest dekompozycja pojęć i typów socjologii klasy robotniczej.
Z kategorii proponowanych przez W. Wesołowskiego, Gardawski za przydatne do opisu nastawień robotników uznaje, poza „interesami transgresyjnymi”, również „interesy egzystencjalne” (pomija milczeniem „pragmatyczne kalkulowanie”) – utrzymanie zatrudnienia, dotychczasowego poziomu płacy realnej, czy zdobycie mieszkania.
Zdaniem Wesołowskiego, pracownicy postrzegają swoje interesy na poziomie egzystencjalnym, lecz „taka egzystencjalna postawa może być szczególnie groźna dla procesów transformacji, zwłaszcza jeśli zostanie uogólniona”. Uogólnieniem jest „rozumienie interesów egzystencjalnych jako uniwersalnych”. Wesołowski jednak, w przeciwieństwie do Gardawskiego, odwołując się do wyników badań, wskazuje, że „pracownicy polskiego przemysłu” nie akceptują „reguł wiązania interesów egzystencjalnych z transgresyjnymi”. Z tym właśnie nie zgadza się J. Gardawski i udowodnieniu tezy odwrotnej (zgody na transformację kapitalistyczną) poświęca swoją pracę (s. 73).
Jednocześnie, jakby draństwa było jeszcze mało, zapewnia, że interesy transgresyjne i egzystencjalne „mogą być wykorzystane do opisu nastawień robotników” i zastąpić pojęcia systemu wartości dominujących oraz wartości podporządkowanych. W ten oto swojski sposób zneutralizowana została klasowa wymowa badań brytyjskich socjologów klasy robotniczej, w tym pracy F. Parkina, Class Inequality and Political Order, Londyn 1971.
Koniec wieńczy dzieło. Pod koniec tego rozdziału jednoznacznie przedstawiony został cel pracy i empirycznych dociekań naznaczonych piętnem osobowości J. Gardawskiego – wykazanie, że „większość robotników zdaje sobie sprawę z nieuchronności zmian gospodarczych, konieczności prywatyzacji i wprowadzenia zasad rynku i konkurencji. Nie jest także gotowa do strajkowania w imię przywrócenia status quo ante” (s. 74).
W rozdziale analizującym różnice między brytyjską a francuską koncepcją nowej klasy robotniczej, J. Gardawski (za Jolantą Kulpinską) zauważa, że różnica wynika przede wszystkim z teoretycznych przesłanek i a priori przyjętych założeń oraz ze specyfiki stosunków przemysłowych, odmiennych we Francji i Wielkiej Brytanii. Ta jakże trafna uwaga odnosi się jednak również do książki Gardawskiego.
Po pierwsze, jak już pokazaliśmy, J.G. a priori przyjmuje założenia badawcze, tuszujące rzeczywisty stan rzeczy („wybieganie myślą ku stanom nieistniejącym, choć znanym z doświadczeń innych społeczeństw”, s. 73). Po drugie, bada zaledwie fragment świadomości klasy robotniczej, w dodatku „przykrojony” do a priori przyjętych założeń (poza polem badawczym pozostaje świadomość klasowa, którą zresztą trudno badać metodami preferowanymi przez J. G., nie przejawia się ona bowiem na co dzień, może mieć postać latentną; poza polem badawczym znalazły się również postawy robotników strajkujących w latach 1992-1993). Po trzecie, jest tendencyjny – opowiada się bowiem wprost za kapitalistyczną transformacją i za dominującą (wchodzącą) hierarchią wartości.
To przekreśla w znacznym stopniu J. Gardawskiego jako rzetelnego i bezstronnego badacza i naukowca. Niemniej istotnym jest wskazanie, że dociekania brytyjskich socjologów, na których w jakimś stopniu wzorował się J. G. odpowiadały rzeczywistości społecznej Europy Zachodniej i Wielkiej Brytanii w okresie względnego dobrobytu i pokoju społecznego.
Tymczasem, przedłużająca się obecnie recesja i globalizacja gospodarki zdestabilizowała również sytuację w Europie Zachodniej. Skończył się okres pokoju społecznego. Gwałtownie rośnie walka klasowa oraz nie tylko względny, ale i bezwzględny wyzysk klasy robotniczej wszystkich sektorów. Na progu kolejnego tysiąclecia zmieniły się formy „współżycia” klasy dominującej i klasy podporządkowanej, zmieniła się również świadomość zarówno społeczna, jak i klasowa, robotników.
Również w Polsce kryzys i recesja rozmontowały pożądaną przez „wchodzącą klasę” perspektywę. Okazało się, że a priori zapowiadana nowa klasa średnia tak naprawdę nie zaistniała w rzeczywistości społecznej (tym bardziej jako klasa). Ukształtował się zatem system dychotomiczny (postrzegany zresztą przez robotników), którego obraz zaciemnia jedynie tzw. klasa polityczna wraz ze swoimi sługusami.
Jak już wskazywał Ryszard Bugaj, interesy wiążą klasę polityczną z kapitałem. Polaryzacja sceny klasowej doprowadzi prędzej czy później do polaryzacji sceny politycznej. Ta zresztą postępuje. Jej tempo zależy od dynamiki walk klasowych i wzrostu świadomości społecznej, który to obszar pozostał poza sferą zainteresowania publikacji i badań J. Gardawskiego, choć przejawiał się już w postaci strajków w latach 1992-1993.
W takim kontekście należy powątpiewać w trwałość postaw i nastawień robotników charakterystycznych, według J.G., dla całego okresu badań, które to podobno były „rzeczywistym parasolem nad ustrojową transformacją”. Wątpliwym zresztą jest, żeby to właśnie było „parasolem” (faktem jest, że „Solidarność” rozpostarła wówczas „parasol” nad rządem).
Od 1999 r. Polska weszła w okres recesji. W tej sytuacji trudno utrzymać będzie nie tylko przyzwalające nastawienia, ale i ambiwalentne postawy opisane przez zachodnią socjologię klasy robotniczej, choć takie postawy są znacznie bardziej trwałe.
Ambiwalencja w okresach kryzysu i zaostrzania się walk klasowych nie decyduje jednak o ich przebiegu. W tym przypadku wiodącą, decydującą pozycję mają „interesy egzystencjalne”, szczególnie te uogólnione (przyjmując terminologię W. Wesołowskiego). One zatem przeważą i otworzą klasę robotniczą na radykalne wartości (sprzyjać temu będą przedłużające się konflikty społeczne, strajki itd.), w których efekcie odczuwalny będzie narastający skokowo proces odzyskiwania świadomości klasowej przez robotników. Sprzyjać temu będzie również przedłużający się stan dekoniunktury gospodarczej w kraju i za granicą. Nadzieje na stabilizację i spokój społeczny nie mają uzasadnienia w otaczającej nas rzeczywistości.
*
Typy orientacji ekonomicznych klasy robotniczej przedstawione i opisane przez J. Gardawskiego jako charakterystyczne dla obecnej sytuacji kraju, są z gruntu nieprzekonujące.
Z łatwością można wyróżnić, na podstawie tegoż materiału badawczego, inne orientacje. Wskazał już na to prof. Jacek Tittenbrun: „Widać tu jak wiele zależy od, mówiąc uczenie, konceptualizacji przyjętej przez badacza. Dlaczego np. wśród owych typów pojawiają się takie, a nie inne? Nawet nie wykraczając poza materiał zebrany przez J. G. łatwo dałoby się wyodrębnić np. orientację lewicowo-rewolucyjną czy samorządową zamiast rozczłonkowywać ją na elementy zaliczane potem do innych typów” (J. Tittenbrun, „Teoria i metoda”, recenzja pracy J. Gardawskiego w „Samorządności Robotniczej” nr 17/1997).
Ale również w przyjętej przez J. Gardawskiego typologii są oczywiste zniekształcenia, które szczególnie wyraźnie wychodzą najaw, gdy skonfrontuje się oceny zawarte w opisach typu tradycyjnego Davida Lockwooda i Juliusza Gardawskiego.
Bazą typu tradycyjnego proletariackiego D. Lockwooda jest górnictwo i przemysł stoczniowy i tym podobne przemysły „schyłkowe”. Typ tradycyjny Gardawskiego w zasadzie pokrywa się z typem tradycyjnym uległym D. Lockwooda. Typ tradycyjny proletariacki (bojowy) w ogóle nie został przez Gardawskiego wyróżniony, chociaż sytuacja polskiego górnictwa i przemysłu stoczniowego była i jest zbieżna z pozycją górnictwa za rządów Margaret Thacher. Gdyby nawet założyć pewne rozwarcie nożyc ze względu na wstrząs, jakim było wprowadzenie stanu wojennego, upadek „realnego socjalizmu” i towarzysząca mu „terapia wstrząsowa” Balcerowicza, to i tak trudno oczekiwać, by dziś nożyce się nie zwarły, gdy w stan upadłości stawiane są kolejne stocznie, huty i kopalnie, a górnictwo w ramach „restrukturyzacji” ma być sprowadzone do „bieda-szybów” (casus Wałbrzycha), do wzorca wytyczonego przez M. Thacher.
Roztopienie typów orientacji wskazanych przez Jacka Tittenbruna oraz Davida Lockwooda w orientacji umiarkowanie modernizacyjnej wydaje się oczywiste, skoro orientacja ta skupia, wg. J.G., 60% ogółu robotników.
Być może, w badaniach w ogóle nie uwzględniono „przemysłów schyłkowych”. Stopniowe zresztą, choć konsekwentne „zwijanie się” gospodarki wskazuje na wysoką niestabilność terenu badawczego i trudności z tym związane. Jak bowiem badać świadomość społeczną robotników w zakładach, które zlikwidowano w okresie badawczym? Po transformacji ustrojowej takie zakłady były – na początku lat dziewięćdziesiątych – liczone w setkach, a nawet tysiącach (o 25% spadła wtedy liczba robotników). Zapewne zakłady te nie były objęte badaniami, ewentualnie nie można było powtórzyć badań w latach następnych w celu chociażby porównania zmian nastawień. Niewiarygodnie zatem brzmią zapewnienia o porównywalności i reprezentatywności tych badań.
Już tylko na tej podstawie można zakwestionować zasadniczą tezę opracowania J. Gardawskiego – utrzymywanie się „ograniczonego przyzwolenia” i orientacji „umiarkowanie modernistycznej” w dłuższym okresie, a zatem również w okresie kryzysu i kolejnej wielkiej fali bankructw, porównywalnej z tą z początku lat 90. (kiedy to znów likwidowano setki zakładów i tysiące firm), wysokiego i wciąż rosnącego bezrobocia (18%), braku perspektyw na szybką poprawę sytuacji (co więcej, oczekiwane jest nawet pogorszenie sytuacji).
Badania te nie wydają się wiarygodne, skoro nie odzwierciedlają nawet gwałtownego wzrostu frustracji i niezadowolenia, które przejawiło się w postaci fali strajków w latach 1992-1993 (czyli w okresie badawczym). Czyżby strajkowali entuzjaści reform ustrojowych i modernizacji, żeby wymusić przyspieszoną transformację i strukturalne bezrobocie (tak zresztą sprawę stawiało kierownictwo „Solidarności”)? O to można by posądzić ówczesną „Solidarność”, ale to nie ona była wiodącą siłą w protestach górników w Lubinie i Zagłębiu Miedziowym, w FSM Tychy i górnictwie węgla kamiennego (WZZ „Sierpień ‘80”). Czyżby w Zagłębiu Wałbrzyskim nastąpił wzrost optymizmu społecznego po degradacji całego regionu? Czyżby umiarkowane nastroje zdominowały nastawienia byłych pracowników PGR-ów? Przykłady można by mnożyć. W sposób oczywisty praca J. G. rozmija się z odczuciami większości społeczeństwa, a co dopiero klasy robotniczej. Widać to szczególnie wyraźnie z dzisiejszej perspektywy, ale i wówczas nie brakowało konfliktów społecznych. Nastroje klasy robotniczej mają zresztą szczególne znaczenie. Przecież tej klasy dotyczyły badania. Jedynym wytłumaczeniem może być i jest (zdaniem J. Gardawskiego) tzw. dysonans prywatyzacyjny.
Według autora, „opór ten pojawił się, jednak przybrał inne formy niż przewidywano” (s. 134). „Jedną z ważnych osobliwości świadomości ekonomicznej robotników przemysłowych, zwłaszcza tych o orientacji umiarkowanie modernizacyjnej, była pogłębiająca się niespójność przekonań, ambiwalencja poglądów na prywatyzację w skali makro i mikro. Polegała ona na tym, że w ciągu trzech lat (1991-1994) podniósł się poziom poparcia dla projektów prywatyzacji w skali całej gospodarki, a jednocześnie obniżył się poziom zgody na to, by zakład zatrudniający respondenta przestał być własnością państwową. Równolegle zmniejszyła się gotowość samego respondenta, by zatrudnić się u prywatnego pracodawcy”. Nawet J. G. uważa, że jest to fakt o „znaczeniu trudnym do przecenienia” (s. 137). Ten wyraźny obraz dysonansu autor wiąże ze „zużyciem się wartości socjalistycznych” i zapewne brakiem realnej alternatywy. Sam jednak Gardawski podkreśla, że nie wszystkie wartości socjalistyczne „zużyły się”. Ponadto, stopień „zużycia” jest różny. Nawet słowo „socjalizm” odzyskuje swój blask w szeregach „Solidarności”, o czym wspomina J.G.
Zatem dysonans prywatyzacyjny tylko w jakimś stopniu tłumaczy zaobserwowane zjawisko. Znacznie większe znaczenie ma zwyczajny strach przed bezrobociem i przemoc państwowa, czy indoktrynacja. Podobne efekty opisane były zresztą przez Parkina, nie miały one jednak przełożenia na zaniechanie strajków i protestów (s. 141), choć związki zawodowe i inicjowane przez nie akcje strajkowe oceniane były przez robotników brytyjskich krytycznie. Na przekór temu, robotnicy popierali strajki w swoich zakładach.
Załóżmy zatem, że podobnie miała się sprawa z falą strajkową lat 1992-1993. Zgadzałoby się to nawet z twierdzeniem, że robotnicy wówczas zakwestionowali wszystkie elementy kapitalistycznej transformacji, choć nie wprost (ani jeden strajk nie odbywał się pod wyraźnie antykapitalistycznymi hasłami politycznymi – J. Łazarz, j.w.)
Analogie, jak widać, nasuwają się same. Z tym, że po co przyspieszono wówczas wybory, skoro nie było żadnego zagrożenia dla kierunku reform? Czemu nastąpiła zmiana ekipy rządzącej z „postsolidarnościowej” na znienawidzoną „post-PZPR-owską”?
Tymczasem, zdaniem J.G., „w wypadku Polski schematy zaczerpnięte z brytyjskiej socjologii klasy robotniczej mają jeden mankament” nie ma u nas wykrystalizowanej klasy dominującej, nie ma też tworzonego przez nią systemu wartości dominujących”. Zresztą, gęsto tłumacząc się, Gardawski dodaje: „kwestia identyfikacji systemu wartości dominujących jest kwestią złożoną, nawet w krajach zachodnich o stabilnej strukturze społecznej” (s. 141). A co dopiero w Polsce!
Co więcej, „wartości dominujących nie głosi i nie przekazuje wąska elita reformatorska, indoktrynująca klasę podporządkowaną. Ich źródłem jest światowy system gospodarki rynkowej”, czyli kapitalizmu (czego Gardawski już nie dodaje). Jednak dalej pisze: „w polskim przypadku wyjaśnienie akceptacji kapitalizmu nie może odwoływać się ani do socjologizacji, ani nawet do jakiejś globalnej indoktrynacji dokonywanej przez klasy dominujące krajów zachodnich” (ss. 207-208).
Jeszcze w 1992 r., w pracy Robotnicy 1991. Świadomość ekonomiczna w czasach przełomu, Gardawskiemu do opisu rzeczywistości wystarczały takie pojęcia, jak: „czerwona burżuazja” czy „biurokracja”, ewentualnie „nomenklatura” (dysponująca władzą – wg. robotników, s. 11). Teraz, gdy powszechnie nie tyko robotnicy mówią o „złodziejskim uwłaszczeniu” biurokracji, nomenklatury czy elit, on wciąż tropi skrystalizowaną postać klasy wchodzącej (wyższej). Tymczasem robotnikom do identyfikacji klasowej wystarczy proste przeciwieństwo: my i oni. Natomiast teoria biurokracji czy „nowej klasy” ma swoją bardziej precyzyjną interpretację w wydaniu lewicowych intelektualistów, chociażby w trockizmie.
Obstając przy swoim, Gardawski oświadcza z samozaparciem: „Akceptacja kapitalizmu przez większość polskich robotników wiąże się przede wszystkim ze społecznymi doświadczeniami ekonomicznego i politycznego załamania się socjalizmu autorytarnego. Dlatego zamiast używanych przez Parkina pojęć <<wartość klasy dominującej>> i <<wartości klasy podporządkowanej>> bardziej przydatne są kategorie nawiązujące do propozycji Włodzimierza Wesołowskiego” (s. 208). Próżno byłoby szukać takich stwierdzeń w jego pracy z 1992 r. (patrz nasz artykuł: „Powrót hegemona”).
Zdaniem Gardawskiego, konsekwencją akceptacji przez robotników w kategoriach ogólnych głównych wartości transgresyjnych (instytucji rynkowo-kapitalistycznych oraz prywatyzacji) jest „pęknięcie tradycyjnie rozumianej solidarności klasowej, zanik nastroju poparcia dla wspólnych akcji w skali całego kraju” (s. 208).
Tezę tę podważa jednak sam autor przy okazji pobieżnej analizy strajków (s. 194): „Hipoteza o instrumentalizacji mentalności robotników nie wydaje się jedynym kluczem do analizy strajków z lat 90. W punktach zapalnych gospodarki, gdy strajki już wybuchają, pociągają za sobą pewne zachowania o charakterze kolektywistycznym, solidarnym. Ponadto strajki łatwo przybierają wymiar polityczny. (...) Może jest więc tak, iż instrumentalizm klasy robotniczej jest naskórkowy i ukrywa się pod nim silniejsza niż można sądzić, skłonność do zachowań kolektywistycznych, która jednak nie daje się wykryć metodą badań kwestionariuszowych” (s. 194). To po co badać naskórkową postać świadomości?
Masz babo placek, wraca nie dająca się badać metodą preferowaną przez polskich socjologów, zapomniana świadomość klasowa, która „w pewnych typach sytuacji społecznych”, „przy pojawieniu się odpowiedniego bodźca”, aktualizuje się lub generuje z wiedzy dotychczasowej (kłania się M. Ziółkowski, s. 15).
O ile jednak Ziółkowski znalazł się na obrzeżach pracy J. Gardawskiego, o tyle przydał się Wesołowski i jego „wartości transgresyjne” („odpowiadające transgresyjnym interesom gospodarki adaptującej się do ekonomiki światowej”). Tylko dzięki nim można było sformułować tezę o akceptacji przez robotników instytucji rynkowo-kapitalistycznych oraz prywatyzacji. Po czymś takim J.G. mógł już wprost zakomunikować: „prawdziwym parasolem ochronnym nad reformą gospodarki rozpoczętą przez Leszka Balcerowicza były nie tyle zachowania organizacji pracowniczych, ile ukształtowanie się orientacji umiarkowanie modernizacyjnej i przyswojenia jej przez duży odłam polskiej przemysłowej klasy robotniczej” (s. 208). A zatem zaaplikowana klasie robotniczej „terapia wstrząsowa” L. Balcerowicza była przez klasę robotniczą chroniona. Podejrzewamy, że ambiwalencją i dysonansem nie da się tego wytłumaczyć.
*
W 1991 r., gdy „rząd podjął działania przeciwko przedsiębiorstwom państwowym” (s. 90), zespół badawczy J. Gardawskiego przymierzał się właśnie do rozprawy z homo sovieticusami. Wówczas to opracowano wzory badawcze. Dwa pierwsze dobrze wpisywały się w dychotomię paradygmatu i „zamówienie społeczne”. Wzór pozytywny – to wzór liberalny, wzór negatywny – to, oczywiście, wzór homo sovieticus. Pojawiła się też trzecia orientacja, którą nazwano socjalizmem drobnomieszczańskim. Wówczas zastanawiano się czy „socjalizm drobnomieszczański” będzie wzorem trwałym (ss. 88-89). „Nie można było wykluczyć ewentualności, że wzór ten stanowił tylko fazę przejściową między wymienionymi poprzednio wzorami skrajnymi” (liberalnym i homo sovieticus). Aby utrwalić ten wzór wystarczyło dla niepoznaki zmienić nazwy na bardziej neutralne. Wzór homo sovieticus zmieniono więc na wzór tradycyjny, socjalizm drobnomieszczański – na „umiarkowanie modernizacyjny”, wzór liberalny, jako ze wszech miar pozytywny nie uległ przemianowaniu jako godny poparcia i nie nasuwający złych skojarzeń!
31 grudnia 2002 r.