Polityka masowej prywatyzacji zakładów przemysłowych - forsowana przez wszystkie rządy po 1989 roku - doprowadziła do tragicznej w skutkach dewastacji przemysłu w Polsce. Jej bezpośrednim efektem jest masowe bezrobocie, zubożenie i marginalizacja szerokich warstw klasy robotniczej. Dla coraz większej rzeszy ludzi staje się jasne, że tylko wstrzymanie i odwrócenie procesów prywatyzacyjnych może powstrzymać dalszą ruinę przedsiębiorstw przemysłowych i uratować istniejące jeszcze miejsca pracy, a w dalszej perspektywie - odbudować zniszczone gałęzie gospodarki i przywrócić pełne zatrudnienie.
Musimy sobie uzmysłowić, że nie ma czegoś takiego jak "uczciwa" prywatyzacja. Czy może być uczciwe oddawanie majątku wypracowanego ciężką pracą pokoleń robotników we władanie prywatnym firmom, koncernom czy pojedynczym spekulantom? Prywatyzacja przedsiębiorstwa oznacza podporządkowanie go interesom konkretnego kapitalisty. A te interesy zawsze sprowadzają się do maksymalizacji prywatnego zysku - kosztem interesów tych, którzy pracują w danym przedsiębiorstwie. Jest to sprzeczne nie tylko z interesami konkretnych załóg, ale i z interesami większości społeczeństwa. Polityka prywatyzacji godzi bowiem w socjalne funkcje państwa, zmierza do podporządkowania różnorodnych dziedzin życia społecznego brutalnym prawom rynku.
Za prywatyzacją idą - skrajnie niekorzystne dla ludzi pracy - zmiany w prawie pracy i różne reformy strukturalne, polegające na odbieraniu ludziom przysługujących im dotychczas gwarancji i zabezpieczeń. Prywatyzacja prowadzi do rozbijania wielkich przedsiębiorstw - do wykrajania z nich najsmakowitszych kąsków, gwarantujących szybki zysk, bez konieczności większych inwestycji. Reszta, która nie gwarantuje odpowiednich zysków, podlega faktycznej likwidacji - bez względu na jej społeczno-gospodarcze znaczenie, jej powiązanie z innymi przedsiębiorstwami i gałęziami gospodarki, realne zapotrzebowanie na jej produkty i miejsca pracy, które zapewnia.
Powstanie Ogólnopolskiego Komitetu Protestacyjnego pokazało, jak wiele sprywatyzowanych przedsiębiorstw znalazło się na krawędzi likwidacji (a przecież wiele spośród nich odgrywa istotną rolę w życiu ekonomicznym kraju; np. Stocznia Szczecińska - zakład wyposażony w nowoczesną infrastrukturę techniczną, posiadający cały katalog zamówień na najbliższe lata itd.). Jest to namacalny dowód na to, że w interesie społecznym jest zerwanie z polityką prywatyzacji. Rozumieją to dobrze załogi przedsiębiorstw - popierające Komitet - które wysunęły hasła renacjonalizacji.
W pełni solidaryzujemy się z tymi hasłami. Nie można jednak na nich poprzestać. Renacjonalizacja nie może się ograniczać do poszczególnych - zagrożonych bankructwem - zakładów. Musi to być szeroki proces, opierający się na silnych więziach między przedsiębiorstwami i całymi gałęziami gospodarki. Pojedyncze upaństwowione przedsiębiorstwa będą bowiem nadal działać w otoczeniu rynkowym, podlegając jego destrukcyjnemu oddziaływaniu. Jeżeli myślimy o obronie przemysłu, o ratowaniu miejsc pracy, o walce ze społeczną marginalizacją milionów robotników - musimy orientować się na masową renacjonalizację przedsiębiorstw, połączoną z ich uspołecznieniem. Chodzi o zmianę systemową, o odejście od rynkowej dyktatury, o zmianę zasad funkcjonowania gospodarki - tak, by zaspokajała ona potrzeby społeczne, a nie służyła nabijaniu zysków garstki kapitalistów.
Jeżeli klasa robotnicza zdoła wymusić renacjonalizację przedsiębiorstw przemysłowych (i innych sprywatyzowanych wcześniej zakładów), na porządku dnia stanie kwestia robotniczego zarządzania produkcją, kwestia samorządności robotniczej i uspołecznienia zakładów. Odgórne zarządzanie przedsiębiorstwami państwowymi odbiega zazwyczaj znacznie od interesów samych pracujących, stwarza możliwości biurokratycznego pasożytnictwa (jak to było w PRL). Jedyną gwarancją pełnego przystosowania produkcji do interesów ludzi pracy jest właśnie zarządzanie przedsiębiorstwami przez załogi - połączone ze sobą szerszymi więziami poziomymi, stanowiącymi bazę dla systemu pionowych reprezentacji pracowniczych. Taki system umożliwiłby demokratyczne planowanie całokształtu życia społeczno-ekonomicznego.
Klasa robotnicza jest nadal potężną siłą społeczną - ze względu na swoją liczebność i kluczową rolę w życiu ekonomicznym kraju. Jest to siła, której boi się kapitał i jego polityczne ekspozytury. Wystarczyło powstanie OKP i wysunięcie przez robotników haseł renacjonalizacyjnych, by Kołodko, w imieniu rządu, wysunął swój pakiet antykryzysowy (jest on oczywiście niezadowalający, ale samo jego wysunięcie pokazuje, jak elity boją się presji robotników). Klasa robotnicza musi więc wykorzystać swoją siłę, w celu dostosowania gospodarki do własnych interesów, które są jednocześnie interesami zdecydowanej większości społeczeństwa.
Precz z antyrobotniczą polityką prywatyzacji!
Ręce precz od praw pracowniczych!
Jedyne wyjście: renacjonalizacja i uspołecznienie!