Główny podmiot rewolucyjnej polityki
Trwa dyskusja „o lewicy na lewicy”, nie zawsze wprost kontynuując wątki wiążące się z ubiegłoroczną letnią falą strajków i przypływu walk społecznych w Europie i wynikającymi stąd reperkusjami organizacyjnymi. W centrum uwagi znajduje się zarówno ruch robotniczy, jak i ruch antyglobalizacyjny, przez niektórych określany mianem ruchu alterglobalistycznego lub „ruchu ruchów”. Trwa dyskusja o kołach zamachowych (patrz: nasz artykuł „Koła zamachowe”, internetowa witryna Czerwonego Salonu).
Pod tym względem charakterystyczny jest artykuł Konrada Markowskiego „Europa na czerwono” i towarzysząca mu „Panorama lewicy europejskiej” („RŚl”, nr 1(46) 2003, ss. 24-25). Nie zawsze terminologia wskazuje na opcję polityczną, z której wywodzą się autorzy. Dla przykładu, K. Markowski stosuje zarówno tradycyjną terminologię (skrajna lewica, lewica rewolucyjna, klasa robotnicza), jak i unowocześnioną (lewica antykapitalistyczna, radykalna lewica, „nowa” lewica antykapitalistyczna, czy też nowa lewica i klasa pracownicza).
Co ciekawe, polskie środowiska współpracujące z LCR i Zjednoczonym Sekretariatem IV Międzynarodówki różnią się między sobą nie tylko rozłożeniem akcentów i priorytetem nastawień. Dominuje, rzecz jasna, opcja na sprzężenie zwrotne i zaangażowanie zarówno w ruchu No Global, jak i w protestach robotniczych i, szerzej, pracowniczych. Przy okazji, próbuje się ustalić zakres pojęcia klasy robotniczej na początku XXI wieku.
„Zmieniała się sama klasa robotnicza, a więc baza lewicy. Nikły w oczach robotnicze bastiony, jak metalurgia, które wcześniej utożsamiano z całą klasą robotniczą. Oznaczało to nie tylko spadek wpływów politycznych lewicy, ale też głęboką przemianę samego świata robotniczego – osłabienie organizacji robotniczych, jak np. związków zawodowych, przemiany kulturowe związane z totalną już hegemonią kultury masowej, dominacją indywidualizmu podważającego zasady solidarności klasowej” (K. Markowski, jak wyżej).
Sprzeczne z tym jest stwierdzenie, że wraz ze zmianą tradycyjnej klasy robotniczej wzrosła potęga nowoczesnej klasy robotniczej („jeszcze nigdy nie była tak potężna”), bowiem jej różnorodność i segmentacja „utrudnia, ale przecież nie uniemożliwia wysuwanie wspólnych żądań”. Wielkość to jeszcze nie potęga.
Nie sposób się jednak nie zgodzić, że „społeczeństwa państw wysokorozwiniętych są nie tyle społeczeństwami klasy średniej, co współczesnego proletariatu – trzy czwarte obywateli jest pracownikami najemnymi”. Problem polega na tym, że ten szeroki wachlarz („od kasjerki banku do hutnika”), ze względu na swoją różnorodność, jest słabo sterowalny i słabo zorganizowany, szczególnie w Polsce.
Zgodzi się z nami zapewne Konrad Markowski, gdy za Dariuszem Zalegą („Klasa robotnicza końca wieku”, „Dalej!”, nr 25, 1998, ss. 21-23), powiemy, że „od blisko dwóch wieków klasa robotnicza znajduje się w centrum wszelkiej myśli politycznej zmierzającej do obalenia kapitalizmu”, że „głównym podmiotem rewolucyjnej polityki jest proletariat”, który zmienia wciąż swój skład i swoją tożsamość i świadomość. Proces ten nabiera przyspieszenia podczas konfliktów społecznych.
Pierwsze wielkie fabryki powstały w drugiej połowie XIX wieku. „Gwałtowny rozwój i bojowość tego segmentu klasy robotniczej [wiekoprzemysłowej klasy robotniczej – GSR] sprawiły, że trwale utożsamiano go z całą klasą pracowników najemnych.”
W latach 60. i 70. odtrąbiono zmierzch klasy robotniczej, spadek znaczenia proletariatu przemysłowego, jego „burżuazyjnienie” i „sprywatyzowanie”, zanik rewolucyjności, akceptację przez klasę robotniczą systemów wartości klas dominujących i ukształtowanie się wśród robotników postaw specyficznie ambiwalentnych. Głośno było o procesie wchłaniania (inkorporacji) klasy robotniczej przez klasy wyższe. Podobno tzw. nowa klasa robotnicza charakteryzowała się zarówno konserwatyzmem, jak i sprywatyzowaniem poglądów. Swego czasu mówiło się także o konwergencji między pracownikami fizycznymi a umysłowymi, o archaiczności klasy robotniczej, o jej uległości, podporządkowaniu i instrumentalizacji.
Zaliczano również znaczne odłamy klasy robotniczej do klasy średniej, wyróżniając przy tym nowe środowiska klasy robotniczej. Wskazywano, że obecny etap kapitalizmu rozbija jedność klasy robotniczej również poprzez konkurencję w skali globalnej, restrukturyzację i automatyzację przemysłu, przenoszenie produkcji w ramach koncernów ponadnarodowych, co automatycznie prowadziło do kurczenia się tradycyjnych segmentów klasy robotniczej, w tym wielkoprzemysłowej. Jednocześnie, trwał proces koncentracji kapitału, a „mniejsze rozmiary firm macierzystych rodziły nowe niebezpieczeństwa dla pracodawców” („kilkuset pracowników ma teraz możliwość zablokowania produkcji, którą wczoraj mógł zatrzymać tylko strajk tysięcy robotników”).
Na początku lat 80., po zerwaniu pokoju społecznego, ponownie wyszło na jaw, że wraz z rozwojem walk społecznych, w toku walki klasowej, zmienia się świadomość klasowa, bowiem – jak słusznie zauważył Dariusz Zalega – „poczucie przynależności do klasy robotniczej zdobywa się w opozycji do innej klasy, w toku walki klasowej”.
Polaryzacja społeczeństwa powoduje, że nowe warstwy sproletaryzowane scalają się i sięgają pośrednio, a czasem bezpośrednio, do wcześniejszych tradycji i form ruchu robotniczego. Przedtem, zmiany w łonie klasy robotniczej nie zawsze temu sprzyjały (indywidualizm podważał zasady solidarności klasowej, wnosił specyfikę i nową symbolikę form protestu).
Można się zgodzić z twierdzeniem D. Zalegi, że w Europie Zachodniej „trzonem proletariatu nie jest już sam proletariat przemysłowy, ale raczej ogół pracowników sektora publicznego”. Choć i ta tendencja może być zmienną.
Tymczasem, tradycyjne segmenty klasy robotniczej rozwijały się w tzw. krajach nowouprzemysłowionych, wykazując rosnący radykalizm. Inaczej ma się sprawa również w Polsce, czego dowodzą kolejne protesty „schyłkowych” sektorów wielkoprzemysłowej klasy robotniczej.
Jakże istotnym z naszego punktu widzenia jest stwierdzenie Dariusza Zalegi, że środowiska bezrobotnych bez wsparcia ruchu związkowego, czyli tradycyjnego ruchu robotniczego, „nie mają możliwości odgrywania samodzielnej roli politycznej” („Dalej!”, jak wyżej, s. 23). Trzeba by było to twierdzenie rozszerzyć: bez wsparcia partii i organizacji robotniczych ruch bezrobotnych jest skazany na przegraną. Ważne jest to szczególnie obecnie, gdy lansuje się tezę odwrotną, dodając do niej tradycyjną, nowolewicową – o roli środowisk akademickich, osadzając ją tym razem w ruchu antyglobalizacyjnym.
Samo życie jednak dowodzi, że ruch antyglobalizacyjny, tym bardziej w wydaniu polskim, może zaledwie stanowić grupę nacisku promującą „Nową Lewicę”. Klasowy ruch robotniczy kieruje się inną dynamiką i ma inne cele.
*
Zarzut sekciarstwa skierowany pod adresem Lutte Ouvrière (patrz „Panorama lewicy europejskiej”) skądinąd sprzeczny jest nawet z „pozytywną ewolucją” nurtu trockistowskiego, odnotowaną przez Konrada Markowskiego w artykule „Europa na czerwono”, przejawiającą się przy okazji wyborów prezydenckich we Francji. Ponad 10% głosów zdobyli przedstawiciele trzech ugrupowań trockistowskich, z których dwa (LO i PT) są przez LCR określane jako sekciarskie. Partyjniactwo LCR nie zna granic. Świadczy o tym, przede wszystkim, wysoce tendencyjna „Panorama lewicy europejskiej”, w której zabrakło nawet miejsca dla brytyjskiego Militantu, potem jak wycofał się on z Sojuszu Socjalistycznego i zrezygnował z udziału w konferencjach tzw. lewicy antykapitalistycznej. Przy okazji, pominięto niemieckich eksmaoistów, zapewne nie licząc na ich poparcie dla ATTAC i PDS, odgrywających podobno wiodącą rolę w odbudowie niemieckiej lewicy.
Można mieć poważne wątpliwości czy etykietkowanie innych opcji wyjaśnia zasadnicze rozbieżności i dylematy, przed którymi stoi klasowy ruch robotniczy.
Faktem jest, że klasa robotnicza zmienia się – zmiany nie idą jednak jednokierunkowo. Nowa, czy współczesna, klasa robotnicza jest bardzo różnorakim tworem. Nieprawdą jest, że Polska idzie przetartym szlakiem, że drogę rozwoju pokazują wysokorozwinięte kraje kapitalistyczne, wskazują ją raczej sprzeczności kapitalizmu, które podważają dominujące przeświadczenie.
Niejasnym jest również dla nas, jaka treść kryje się pod postulatem „rezygnacji z wynoszenia na piedestał Partii w imię partnerstwa z ruchami społecznymi” (K. Markowski, „Rzecz nie w nazwach”, komentarz do powołania Komunistycznej Partii Polski przez środowiska związane z ZKP ”Proletariat”, „RŚl”, nr 1(46) 2003, s. 26). W czym miałoby się zawierać to partnerstwo? Prosimy o wytłumaczenie. Czyżby brak zgody na „partnerstwo” był synonimem sekciarstwa?
4 lutego 2003 r.