Frakcja Armii Czerwonej
Koncepcja partyzantki miejskiej
Motto: “O przeprowadzenie jasnej linii rozgraniczenia między
nami a wrogiem!”
(Mao)
Gdy wróg nas zwalcza, to nie jest dla nas źle, lecz dobrze, a oto dlaczego:
“Jestem zdania, że dla nas – dla jednostki, partii, armii czy szkoły – źle jest,
gdy wróg nie tworzy frontu przeciw nam, gdyż w tym wypadku może to oznaczać, że
jesteśmy z wrogiem w zmowie. Gdy jesteśmy zwalczani przez wroga, to dobrze; gdyż
jest to wskazówka, że przeprowadziliśmy jasną linię rozgraniczenia między nami a
wrogiem. Gdy wróg energicznie występuje przeciw nam, odmalowuje nas w
najczarniejszych barwach i nie zgadza się z nami dosłownie w niczym, to jeszcze
lepiej, gdyż przez to okazuje się, że nie tylko przeprowadziliśmy jasną linię
rozgraniczenia między nami a wrogiem, lecz także, iż nasza praca odniosła
błyskotliwy skutek”.
(Mao Tse-tung, 26 maja 1939 r.)
I.Konkretne odpowiedzi na konkretne pytania.
Motto: “Mocno upieram się przy tym, że nikt, kto nie zaangażował się w badania,
nie ma prawa do zabierania głosu”.
(Mao)
Niektórzy towarzysze już wyrobili sobie zdanie o nas. Dla nich jakiekolwiek
łączenie naszej “anarchistycznej grupy” z ruchem socjalistycznym jest “demagogią
prasy burżuazyjnej”. Przez to używają tego pojęcia w sposób fałszywy i
donosicielski, a ich pojęcie anarchizmu nie różni się od tego z prasy Springera.
Na tak kiepskim poziomie z nikim nie chcemy rozmawiać.
Wielu towarzyszy chce wiedzieć, co my o tym myślimy. List do redakcji “883” z
maja 1970 r. był zbyt ogólny; taśma, którą miała Michele Ray (1) , z której
fragmenty zapisów zostały opublikowane w “Zwierciadle", była i tak
nieautentyczna i pochodziła z prywatnej dyskusji. Ray chciała ją wykorzystać
zamiast notatek w swoim artykule. Ona nas nabrała, czy też może raczej my ją
przecenialiśmy. Gdyby nasza praktyka tak pochopna jak niektóre sformułowania,
które się tam znalazły, to oni by już nas mieli. “Zwierciadło" zapłaciło za to
Ray honorarium w wysokości 1000 marek.
Jasne jest, że prawie wszystko, co gazety o nas piszą, jest kłamstwem, a sposób,
w jaki piszą, jest całkiem zakłamany. Chcą z nas zrobić politycznych wołów
rogatych, planujących porwanie Willy'ego Brandta, i zbrodniarzy bez skrupułów,
porywających dzieci i w ogóle nie przebierających w środkach. Doszło już do
tego, że gazeta “Konkret” tak spartaczyła robotę, iż detale prawie bez znaczenia
dla sprawy podała jako “pewne i szczegółowe wiadomości”: że u nas są oficerowie
i żołnierze, że ktoś kogoś musi słuchać, że ktoś kiedyś miał zostać
zlikwidowany, że towarzysze, którzy od nas odeszli, ciągle są przez nas
zastraszani, że dostęp do mieszkań i dokumentów wyrobiliśmy sobie z bronią w
ręku, że wyćwiczyliśmy się w terrorze grupowym – a to wszystko gówno prawda.
Kto wyobraża sobie nielegalną organizację zbrojnego oporu na wzór Freikorpsów
albo sądów kapturowych, sam ściąga sobie na głowę pogrom. Mechanizmy psychiczne,
które produkują takie projekcje, przeanalizowali Horkheimer i Adorno w
“Osobowości autorytarnej” i Reich w “Faszystowskiej psychologii tłumu”-
wykazując ich związki z faszyzmem. “Rewolucyjna osobowość autorytarna” to jest
contradictio in adiecto – wyrażenie wewnętrznie sprzeczne, które nie może
oznaczać niczego. Rewolucyjna praktyka polityczna w panujących warunkach – a
może i w ogóle – zakłada permanentną integrację indywidualnego charakteru i
motywacji politycznej, to jest tożsamość polityczną. Marksistowska krytyka i
samokrytyka nie ma nic wspólnego z samoemancypacją, a z rewolucyjną dyscypliną –
bardzo wiele. Kto chciał zrobić z tego tylko artykuły na pierwszą stronę? To
zupełnie pewne, że nie jakieś “lewicowe organizacje”, które – anonimowo –
“Konkret” podaje jako autorów, lecz sam “Konkret” (którego wydawca troszczy się
tylko o dobre imię Eduarda Zimmermanna jako jego lewa ręka), aby przez taką
zapowiedź mocnego uderzenia utrzymać się w odpowiedniej dla siebie luce na
rynku. Także wielu towarzyszy rozpowszechnia nieprawdę o nas. Oni puchną z dumy,
że my mieszkaliśmy u nich, że organizowali nam podróże na Bliski Wschód, że byli
poinformowani o naszych kontaktach, o mieszkaniach, że niby coś tam dla nas
robili, chociaż tak naprawdę nie robili nic. Wielu chce tylko się pokazać, że
siedzą w naszym ruchu. I tak na kłamstwie przyłapaliśmy Günthera Voigta, który w
odróżnieniu od Dürrenmatta nadymał się z tego powodu, jakoby to on uwolnił
Baadera - czego miał później żałować, kiedy przyszły psy. Dementi, nawet gdy
odpowiada prawdzie, nie jest potem takie proste. Wielu chce przez to udowadniać,
że jesteśmy głupi, niesolidni, nierozważni i mamy fioła na całego. Po to
zjednują sobie innych przeciwko nam. Oni to łykają. My nie mamy nic wspólnego z
tymi gadułami, które chcą antyimperialistyczną walkę toczyć przy kawiarnianym
stoliku. Wielu jest takich, co nie gadają, co mają pojęcie o oporze, którzy nas
popierają, bo wiedzą, że ich kram nie jest wart dożywotniej integracji i
przystosowania, którym ten kram wystarczająco cuchnie, żeby nam życzyli
powodzenia.
Mieszkanie przy ul. Knesebecka 89, w którym zatrzymano Mahlera, nie wpadło przez
nasze niechlujstwo, tylko przez zdradę. Konfidentem był jeden z nas. Przeciw
tym, co robią to, co my robimy, nie ma żadnej ochrony; przeciw temu, że
towarzysze zostali załatwieni przez psów, że ktoś nie może wytrzymać terroru,
który system rozpętuje przeciw tym, co go rzeczywiście zwalczają. Te świnie nie
miałyby władzy, gdyby nie miały odpowiednich środków.
Wielu dostało się przez nas pod nieznośny ucisk usprawiedliwiania się. Aby
uchylić się od politycznej wymiany zdań z nami, postawienia pod znakiem
zapytania ich praktyki przez naszą praktykę, nawet proste fakty są przekręcane.
Tak na przykład ciągle jeszcze twierdzi się, że Baader miałby do odsiadki tylko
rok, czy może tylko dziewięć miesięcy, a może tylko trzy, chociaż prawdziwe dane
łatwo sprawdzić: za podpalenie mógł dostać trzy lata, pół roku za złamanie
warunków wcześniejszego zwolnienia, pół roku za fałszywe zeznania i tak dalej. Z
tych 4 lat Andreas Baader odsiedział rok i dwa miesiące w dziesięciu heskich
więzieniach – dziewięć razy był przenoszony z jednego więzienia do drugiego za
złe zachowanie, to znaczy organizowanie buntów, oporu. Obliczenia, za pomocą
których pozostałe 2 lata i 10 miesięcy są redukowane do roku, 9 czy 3 miesięcy,
mają na celu wykazanie niemoralności odbicia go z więzienia w dniu 14 maja. Tak
niektórzy towarzysze racjonalizują swój strach przed osobistymi konsekwencjami,
które miałaby dla nich polityczna wymiana zdań z nami.
Na pytanie, czy odbijalibyśmy go również wtedy, gdybyśmy wiedzieli, że przy tym
jakiś Linke (2) zostanie zastrzelony - a pytanie to dość często nam stawiają –
można odpowiedzieć tylko przecząco. Pytanie: co by było, gdyby? - jest jednak
ambiwalentne, pacyfistyczne, platoniczne, moralne, a nie partyjne. Kto uczciwie
myśli o tym odbiciu, nie zadaje go, tylko sam szuka odpowiedzi. Stawiając to
pytanie, ludzie chcą wiedzieć, czy jesteśmy tak zbrutalizowani, jak przedstawia
nas prasa Springerowska, że chyba nie znamy dziesięciorga przykazań. Pytanie to
jest próbą ucieczki od problemu przemocy rewolucyjnej, sprowadzenia jej do
wspólnego mianownika z moralnością burżuazyjną, czego nie wolno robić. Biorąc
pod uwagę wszystkie możliwości i okoliczności, nie było podstaw, by zakładać, że
jakiś cywil może tam wpaść i wpadnie. Że psy na niego nie będą zważać, było dla
nas jasne. Myśl, że trzeba było bez broni odbijać więźnia, byłaby samobójcza.
14 maja, tak samo jak we Frankfurcie, gdzie dwóch z naszych popełniło
samobójstwo, kiedy miało zostać aresztowanych - bo nie pozwolimy się tak po
prostu złapać – psy strzelały pierwsze. Za każdym razem dokładnie mierzyły. My
na początku w ogóle nie strzelaliśmy, a potem strzelaliśmy, ale nie mierząc w
nich dokładnie – tak było w Berlinie, w Norymberdze, we Frankfurcie. To można
sprawdzić, że to jest prawda. Nie robiliśmy użytku z broni w sposób bezwzględny.
Psy, które znajdują się w sytuacji sprzecznej jako “szarzy ludzie” i pachołki
kapitalistów, jako zwykli urzędnicy i pełnomocnicy kapitału monopolistycznego –
nie znalazły się w takiej sytuacji na rozkaz. My strzelamy, kiedy do nas się
strzela. Psom, które pozwalają nam uciekać, my również pozwalamy uciec.
Prawdą jest twierdzenie, że listy gończe za nami są w domyśle listami gończymi
za całą lewicą socjalistyczną w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim.
Uzasadniają je tym, że mieliśmy ukraść trochę pieniędzy, a oprócz tego jeszcze
samochodów i dokumentów, i usiłują nam też przypisać usiłowanie morderstwa.
Strach przeniknął do szpiku kości panujących, którym się zdawało, że mają
całkiem w ręku to państwo, wszystkich jego mieszkańców, klasy i sprzeczności, że
intelektualistów można sprowadzić do poziomu ich czasopism, że lewica jest
zamknięta w swoim kręgu, że marksizm-leninizm jest rozbrojony, a
internacjonalizm zdemoralizowany. Struktura władzy, którą oni reprezentują, nie
jest tak delikatna i wrażliwa, jak im się wydawało. Ale nie można dać się
dołączyć do ich wrzasku.
Uważamy, że jest obecnie słuszne, możliwe i usprawiedliwione organizowanie
zbrojnych grup oporu w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim, robienie tu i
teraz partyzantki miejskiej, że teraz może i musi się zacząć walka zbrojna,
która jest najwyższą formą marksizmu-leninizmu, jak powiedział Mao, że bez niej
nie może być żadnej antyimperialistycznej walki w miastach.
Nie chcemy przez to powiedzieć, że organizowanie nielegalnych zbrojnych grup
oporu może zastąpić legalne organizacje proletariackie, jednostkowe akcje -
walkę klasową, a walka zbrojna – robotę polityczną w zakładach i na osiedlach.
Twierdzimy tylko, że robota polityczna legalnych organizacji jest postępem, ale
osiągnąć sukces może tylko walka zbrojna. Nie jesteśmy blankistami ani
anarchistami, chociaż uważamy Blanquiego za wielkiego rewolucjonistę, a o
osobistym bohaterstwie wielu anarchistów mówimy z szacunkiem.
Nasza praktyka nie ma jeszcze roku. To zbyt krótki czas, aby móc mówić już o
wynikach. Szeroka publiczność, którą zapewnili nam panowie Genscher, Zimmermann
i s-ka (3), pozwala nam jednak przy okazji już teraz zastanowić się nad tym, jak
to propagandowo ukazać.
“Gdy chcecie wiedzieć, co myślą komuniści, patrzcie im na ręce, a nie na usta” –
jak powiedział Lenin.
II. Zurbanizowana Republika Federalna
“Kryzys powstaje nie tak bardzo przez zastój mechanizmów rozwojowych, jak bardzo
powstaje wskutek samego rozwoju. Ponieważ ma on na celu jedynie wzrost zysku,
coraz bardziej żywi pasożytnictwo i marnotrawstwo, upośledza całe warstwy
społeczne, wytwarza rosnące potrzeby, które nie mogą zostać zaspokojone i
przyspiesza rozpad życia społecznego. Sprowokowane napięcia i rewolty może
kontrolować tylko monstrualny aparat przez manipulowanie opinią publiczną i
otwarte represje.
Wyznaczają tę sytuację bunt studentów i ruch czarnych w Ameryce, kryzys w jaki
popadła polityczna jedność społeczeństwa amerykańskiego, rozszerzenie się walk
studenckich w Europie, gwałtowne odrodzenie się i nowa treść walk robotników i
mas, aż po majowy wybuch we Francji, kryzys społeczny i zajścia we Włoszech i
odrodzenie się niezadowolenia w Niemczech”. (“Manifest”, “Konieczność
komunizmu”, teza 33).
Towarzysze z “Manifestu” (4) słusznie w tym wyliczeniu wymieniają Republikę
Federalną na ostatnim miejscu, i piszą, że sytuacja w niej odznacza się tylko
niejasnym niezadowoleniem. Sześć lat temu Barzel (5) powiedział, że Republika
Federalna jest gospodarczym olbrzymem, ale politycznym karłem; od tego czasu jej
siła gospodarcza nie zmniejszyła się, ale polityczna zwiększyła się wewnątrz
kraju i na zewnątrz. Utworzenie “wielkiej koalicji” w 1966 r. zapobiegło
niebezpieczeństwu, które mogło żywiołowo powstać z recesji, na którą się wtedy
zanosiło. Ustawy o stanie wyjątkowym stworzyły instrument, który zapewnia
jednolite działanie panujących także w przyszłych sytuacjach kryzysowych –
jedność między reakcją polityczną i wszystkimi, którym jeszcze zależy na
legalności. A koalicji socjaldemokratyczno-liberalnej udało się w dużym stopniu
wchłonąć to niezadowolenie, które dało się zauważyć w ruchach studenckim i
pozaparlamentarnym, tak dalece, że reformizm partii socjaldemokratycznej w
świadomości jej zwolenników jeszcze nie zbankrutował, jej reformistyczne
obietnice także dla dużej części inteligencji odsuwają na dalszy plan aktualność
alternatywy komunistycznej i mogą stępiać ostrość protestu
antykapitalistycznego. Jej polityka wobec Wschodu zdobywa nowe rynki dla
kapitału, troszczy się o niemiecki wkład w równowagę i przymierze między
imperializmem Stanów Zjednoczonych a Związkiem Radzieckim, czego USA potrzebują,
aby mieć wolną rękę dla swych agresywnych wojen w Trzecim Świecie. Temu rządowi
zdaje się, że udało się też oddzielić Nową Lewicę od starych antyfaszystów i
przez to odizolować ją od jej własnej historii, historii ruchu robotniczego.
Niemiecka Partia Komunistyczna, która zawdzięcza swą legalizację nowemu
współdziałaniu imperializmu Stanów Zjednoczonych i radzieckiego rewizjonizmu,
urządza demonstracje poparcia dla polityki tego rządu wobec Wschodu; Niemöller –
postać symboliczna dla antyfaszystów – agituje na rzecz SPD w nadchodzących
wyborach.
Pod płaszczykiem dobra wspólnego kierownictwo państwowe wzięło biurokratów
związkowych w cugle komisji trójstronnej i jej siatki płac (6). Strajki z
września 1969 roku(7) wykazały tu przegięcie na korzyść zysków kapitalistów, ich
przebieg z typowo trade-unionistycznymi żądaniami wykazał też jednak, do jakiego
stopnia kierownictwo państwowe jest panem sytuacji.
Pewne pojęcie o sile systemu daje nam fakt, że Republika Federalna z prawie
dwoma milionami robotników cudzoziemskich w zaznaczającej się recesji będzie
mogła wykorzystać prawie 10-procentowe bezrobocie do tego, żeby rozpętać cały
terror, cały mechanizm dyscyplinujący, którym dla proletariatu jest bezrobocie,
żeby nie mieć kłopotów z armią bezrobotnych, bo radykalizacja takich mas
chwyciłaby go za gardło.
Republika Federalna, okazując gospodarczą i wojskową pomoc USA w ich agresywnych
wojnach, czerpie korzyści z wyzysku Trzeciego Świata, a nie ponosi za te wojny
odpowiedzialności, nie musi walczyć z wewnętrzną opozycją przeciw nim. Nie mniej
agresywna niż imperializm Stanów Zjednoczonych, jest ona przecież mniej za to
atakowana.
Polityczne możliwości imperializmu, stworzone oprócz wariantu reformistycznego
jeszcze w wariancie faszystowskim, jego zdolności integrowania lub
represjonowania przez niego samego wytworzonych sprzeczności, nie zostały tu
jeszcze wyczerpane.
Koncepcja partyzantki miejskiej Frakcji Armii Czerwonej nie opiera się na
optymistycznej ocenie sytuacji w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim.
III.Rewolta studencka.
“Z poznania jednolitego charakteru kapitalistycznego systemu panowania wynika,
ze niemożliwe jest oddzielenie rewolucji w twierdzach kapitalizmu od rewolucji
na terenach zacofanych. Bez odrodzenia rewolucji na Zachodzie nie można
zagwarantować, że imperializm przez swoją logikę przemocy nie porwie się na to,
żeby szukać wyjścia w katastrofalnej wojnie, albo że supermocarstwa nie narzucą
światu jarzma swego ucisku". (“Manifest”, teza 52).
Zbywać ruch studencki słowami: “drobnoburżuazyjna rewolta” – to znaczy
sprowadzać go do samochwalstwa, które skądinąd mu towarzyszy, to znaczy
zaprzeczać jego pochodzeniu od konkretnej sprzeczności między burżuazyjną
ideologią a burżuazyjnym społeczeństwem, to znaczy z powodu stwierdzenia jego
nieuniknionych ograniczeń zaprzeczać poziomowi teoretycznemu, który ten protest
antykapitalistyczny już osiągnął.
Z pewnością przesadny był patos, z którym studenci, uświadomiwszy sobie swe
psychiczne zubożenie w fabrykach wiedzy, identyfikowali się z wyzyskiwanymi
ludami Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji; porównanie masowego nakładu gazety
“Obraz” z masowymi bombardowaniami w Wietnamie było grubym uproszczeniem;
porównanie ideologicznej krytyki systemu tutaj z walką zbrojną tam było
aroganckie; wiara w siebie jako rewolucyjny podmiot – tak dalece
rozpowszechniona, z powołaniem się na autorytet Marcusego(8) - w zestawieniu z
rzeczywistym kształtem burżuazyjnego społeczeństwa i tworzących je stosunków
produkcji była głupia.
A jednak zasługą ruchu studenckiego w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim
– jego walk ulicznych, podpaleń, stosowania odwetu, jego patosu, a więc także
jego przesady i głupoty, krótko mówiąc: całej jego praktyki, jest odbudowa
przynajmniej w świadomości inteligencji marksizmu-leninizmu jako jedynej teorii
politycznej, bez której nie da się zrozumieć faktów politycznych, gospodarczych
i ideologicznych ani ich przejawów, nie da się opisać ich wewnętrznych i
zewnętrznych powiązań.
Po prostu, ponieważ ruch studencki wyszedł z konkretnego doświadczenia
sprzeczności między ideologią wolności nauki a rzeczywistością uniwersytetu
rzuconego na pastwę monopolistycznego kapitału, ponieważ był zainicjowany nie
tylko ideologicznie, to nie mógł nabrać tchu, dopóki nie doszedł przynajmniej
teoretycznie do świadomości powiązania między kryzysem uniwersytetu a kryzysem
kapitalizmu, dopóki dla niego i jego publiczności nie stało się jasne, że nie
wolność, równość i braterstwo, nie prawa człowieka, ani nie Karta ONZ stanowią o
treści demokracji, że tu chodzi o to, o co zawsze chodziło w kolonialnym i
imperialistycznym wyzysku Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji: o dyscyplinowanie,
podporządkowywanie i brutalność w stosunku do uciskanych i tych, co stają po ich
stronie, podnoszą protest, stawiają opór, prowadzą walkę antyimperialistyczną.
Ruch studencki, krytyczny wobec ideologii, ujmował prawie wszystkie obszary
represji państwowej jako przejawy imperialistycznego wyzysku: w kampanii przeciw
Springerowi, w demonstracjach przeciw amerykańskiej agresji w Wietnamie, w
kampaniach przeciw klasowemu wymiarowi sprawiedliwości, przeciw Bundeswehrze,
przeciw ustawom o stanie wyjątkowym, w ruchu uczniowskim. Hasła: “Wywłaszczyć
Springera”, “Niszcz NATO”, “Walczmy z terrorem konsumpcyjnym, terrorem
wychowawczym, terrorem czynszowym” - były politycznie słuszne. Miały na celu
aktualizację sprzeczności wytworzonych przez sam późny kapitalizm w świadomości
wszystkich uciskanych, sprzeczności między nowymi potrzebami i nowymi
możliwościami ich zaspokajania dzięki rozwojowi sił wytwórczych a uciskiem
irracjonalnego podporządkowania w społeczeństwie klasowym.
Co się tyczy samoświadomości ruchu studenckiego, to nie została tu rozpętana
walka klasowa, ale była w nim świadomość, że jest on częścią międzynarodowego
ruchu, który ma tu do czynienia z tym samym wrogiem, co tam Vietcong, z tym
samym papierowym tygrysem, z tymi samymi świniami. Drugą zasługą ruchu
studenckiego jest przełamanie prowincjalnej izolacji starej lewicy: jej
ludowofrontowej strategii marszu na wschód, Niemieckiego Związku Pokoju,
“Niemieckiej Gazety Ludowej”, irracjonalnej nadziei na wielkie trzęsienie ziemi
w jakichś wyborach, parlamentarnego uporczywego przypatrywania się to Straußowi,
to Heinemannowi, prokomunistycznego lub antykomunistycznego równie uporczywego
przypatrywania się NRD, izolacji, rezygnacji, zużycia moralnego, gotowości do
wszelkich ofiar i niezdolności do żadnej praktyki.
Socjalistyczna część ruchu studenckiego – mimo niedokładności teoretycznych –
czerpała swą samoświadomość z prawidłowego rozpoznania, że “inicjatywa
rewolucyjna na Zachodzie może polegać na kryzysie równowagi globalnej i na
dojrzewaniu nowych sił we wszystkich krajach” (Teza 55 “Manifestu”). W centrum
swej agitacji i propagandy postawiła ona to, na co mogła się głównie powoływać w
warunkach niemieckich: że globalnej strategii imperializmu powinno się
przeciwstawić perspektywę umiędzynarodowienia narodowych walk, że najpierw można
ustanowić powiązanie treści narodowej z międzynarodowymi, tradycyjnymi formami
walki. Swą słabość uczyniła ona swą siłą, bo poznała, że tylko to może
przeszkodzić ponownemu popadnięciu w rezygnację, prowincjonalną izolację,
reformizm i strategię frontu ludowego – w ślepy zaułek socjalistycznej polityki
w warunkach pofaszystowskich i przedfaszystowskich, które utrzymują się w
Republice Federalnej.
Lewicowcy wiedzieli już, że słuszne byłoby powiązanie socjalistycznej propagandy
w zakładach z praktycznym przeszkodzeniem rozpowszechnianiu gazety “Obraz”,
powiązanie propagandy wśród żołnierzy amerykańskich, żeby nie dawali się wysyłać
do Wietnamu, z praktycznymi atakami na samoloty wojskowe lecące do Wietnamu,
powiązanie kampanii przeciw Bundeswehrze z praktycznymi atakami na natowskie
porty lotnicze, powiązanie krytyki klasowego wymiaru sprawiedliwości z
wysadzaniem murów więzień, powiązanie krytyki koncernu Springera z rozbrajaniem
jego strażników, uruchomienie własnego nadajnika, demoralizowanie policji,
zabezpieczenie nielegalnych lokali dla uchylających się od służby w Bundeswehrze,
do produkcji fałszywych dokumentów dla agitacji wśród robotników cudzoziemskich,
żeby sabotażem przeszkadzali w produkcji napalmu.
I wiedzieli, że niesłuszne byłoby uzależnianie swej propagandy od podaży i
popytu: gazety od tego, czy robotnicy ją finansują, samochodu od tego, czy ruch
może go kupić, nadajnika od tego, czy ma się na niego pozwolenie, a sabotażu od
tego, czy może on natychmiast zniszczyć kapitalizm.
Ruch studencki rozpadł się, gdy jego specyficzna studencko-drobnomieszczańska
forma organizacyjna – “obóz antyautorytarny” – okazała się być niewłaściwą,
niezdolną do rozwinięcia praktyki odpowiedniej dla osiągnięcia jego celów,
przedłużenia jego żywiołowości nie tylko na zakłady, ale także na zdolną do
działania partyzantkę miejską, na socjalistyczną organizację masową. Rozpadł
się, gdy jego iskra – inaczej niż we Francji i Włoszech – nie stała się
zarzewiem rozpętania walki klasowej. Mógł on określić cele i treść walki
antyimperialistycznej, ale nie będąc samemu podmiotem rewolucyjnym, nie mógł być
jej środkiem organizacyjnym.
Frakcja Armii Czerwonej w odróżnieniu od “organizacji proletariackich” Nowej
Lewicy nie neguje swej prahistorii – historii ruchu studenckiego, który
odbudował marksizm-leninizm jako broń walki klasowej i ustanowił międzynarodowy
kontekst dla walki rewolucyjnej w wielkich miastach.
IV. Prymat praktyki
Kto chce bezpośrednio poznawać jakąś określoną rzecz czy kompleks rzeczy, ten
musi osobiście brać udział w praktycznej walce o zmianę rzeczywistości, o zmianę
tej rzeczy czy kompleksu rzeczy, bo tylko tak można uzyskać styczność z
przejawami tych rzeczy, i dopiero przez osobisty udział w praktycznej walce o
zmianę rzeczywistości jest w stanie istotę tej rzeczy czy tego kompleksu rzeczy
odkryć i zrozumieć.
“Lecz marksizm przywiązuje do teorii poważne znaczenie dlatego i tylko dlatego,
że może ona być wskazówką do działania. Kiedy dysponuje się właściwą teorią, ale
traktuje się ją jako coś, o czym się pogada, żeby potem odłożyć to do szuflady i
nie stosować w praktyce, to ta teoria, jakkolwiek by mogła być dobra, będzie bez
znaczenia” (Mao Tse-tung, “O praktyce”).
Zwrot lewicy, socjalistów, którzy równocześnie byli autorytetami ruchu
studenckiego, ku studiowaniu socjalizmu naukowego, aktualizacja krytyki ekonomii
politycznej jako samokrytyki w tym ruchu - były równocześnie powrotem do
studenckich biurek. Osądzając produkowanie przez nich papierów, ich modele
organizacyjne, wielki nakład kosztów, wyłożonych na ich wyjaśnienia, można by
myśleć, że tu rewolucjoniści byli zaabsorbowani kierowaniem gwałtowną walką
klasową, tak jakby lata 1967-1968 były dla sprawy socjalizmu w Niemczech tym,
czym rok 1905 był dla sprawy socjalizmu w Rosji. Lenin w 1902 roku w “Co robić?”
tłumaczył rosyjskim robotnikom potrzebę teorii i wbrew anarchistom oraz
eserowcom postulował konieczność analizy klasowej, organizacji i demaskującej
propagandy, dlatego że masowa walka klasowa była w pełnym toku. Pisał tam: “To
proste, że masy robotnicze są bardzo silnie wstrząsane przez nikczemność
rosyjskiego życia, ale my nie umiemy zebrać razem i – jeśli tak można powiedzieć
– skoncentrować, tak jak wszyscy sobie to wyobrażamy i wierzymy, każdej kropelki
i strużki ludowego wzburzenia, które z tego życia wypływają w niezmiernej,
wielkiej ilości, i które muszą zostać zjednoczone w jedną, potężną burzę”.
Wątpliwe, czy w obecnych warunkach w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim w
ogóle już możliwe jest rozwinięcie strategii jednoczącej klasę robotniczą,
tworzenie organizacji, która może być równocześnie wyrazem i inicjatorem
koniecznego procesu zjednoczenia. Wątpimy w to, czy sojusz z socjalistyczną
inteligencją, zespawany wyjaśnieniami programowymi, da się narzucić organizacjom
proletariatu, chociaż rości sobie do tego prawo. Dotychczas kropelki i strużki
nikczemności niemieckiego życia zbiera jeszcze koncern Springera i doprowadza do
nowych nikczemności.
Twierdzimy, że bez rewolucyjnej inicjatywy, bez praktycznej rewolucyjnej
interwencji awangardy, socjalistycznych robotników i intelektualistów, bez
konkretnej antyimperialistycznej walki nie ma żadnego procesu zjednoczeniowego,
że o tym, czy taki sojusz będzie ustanowiony, rozstrzygną tylko wspólne walki, w
których uświadomiona część robotników i intelektualistów powinna stać na czele,
choć nie powinna ich reżyserować.
W produkowaniu papierów przez organizacje rozpoznajemy ich praktykę głównie
tylko znów jako walkę konkurencyjną intelektualistów, którzy chcą zakasować
jeden drugiego w dziedzinie lepszego rozumienia Marksa, a toczą ją przed
obliczem wyimaginowanego jury - klasy robotniczej, która takim jury być nie
może, już choćby dlatego, że nie znajduje z nimi wspólnego języka. Dla nich
bardziej przykre jest przyłapanie na sfałszowaniu cytatu z Marksa niż na
kłamstwie w dziedzinie praktyki. Podając w przypisach do swoich dokumentów
stronice z dzieł Marksa, na które się powołują - kłamią rzadko, ale podając
rzekome liczby członków swych organizacji, kłamią często. Bardziej boją się
zarzutu rewolucyjnej niecierpliwości niż skorumpowania na burżuazyjnych
posadach, ważne jest dla nich długo pisać doktoraty o dziełach Lukacsa, ale dać
się w szybkim tempie zaagitować dziełom Blanquiego jest dla nich podejrzane.
Swemu internacjonalizmowi dają wyraz w swych ocenach, przedkładając jedno
palestyńskie komando nad inne – biali panowie, którzy pozują na prawdziwych
obrońców marksizmu; wyrażają go w przejściowych formach mecenatu, w imieniu
partii Czarnych Panter(9) żebrząc u zaprzyjaźnionych bogaczy, a to, co gotowi są
dać z siebie, to tylko dla odpuszczenia grzechów przez Boga i spokoju sumienia,
a nie z myślą o zwycięstwie w wojnie ludowej.
Mao w swej “Analizie klas w społeczeństwie chińskim” (1926) przeciwstawia sobie
nawzajem walkę rewolucji i walkę kontr-rewolucji: “Jeden to czerwony sztandar
rewolucji, wysoko podniesiony przez Trzecią Międzynarodówkę, która wzywa
wszystkie uciskane klasy na świecie, by stanęły pod tym sztandarem; drugi to
biały sztandar kontr-rewolucji, podniesiony przez Ligę Narodów, która wzywa
wszystkich kontr-rewolucjonistów, by stanęli pod jej sztandarem”. Mao rozróżnia
klasy w chińskim społeczeństwie według tego, czy w toku rewolucji w Chinach
zdecydowały się stanąć pod sztandarem czerwonych, czy białych. Dla niego nie
wystarcza przeanalizować sytuacji ekonomicznej różnych klas w chińskim
społeczeństwie. Równie ważną częścią składową jego analizy klasowej było
stanowisko różnych klas wobec rewolucji.
Kierownicza rola marksistów-leninistów w przyszłych walkach klasowych nie będzie
im dana, jeśli sama awangarda nie będzie trzymać wysoko czerwonego sztandaru
internacjonalizmu proletariackiego i jeśli sama sobie nie odpowie na pytanie,
jak osiągnąć dyktaturę proletariatu i jego władzę polityczną, jak złamać potęgę
burżuazji – a bez praktyki nie można się przygotować do odpowiedzi na te
pytania. Analizy klasowej, której potrzebujemy, nie da się zrobić bez
rewolucyjnej praktyki, bez rewolucyjnej inicjatywy.
Rewolucyjne żądania przejściowe, które wysuwały w różnych krajach proletariackie
organizacje, jak walka przeciw intensyfikacji wyzysku, przeciw marnotrawieniu
bogactwa społecznego, przeciw pracy na akord, o skrócenie czasu pracy, podwyżki
płac dla kobiet i robotników cudzoziemskich i tak dalej – te żądania przejściowe
nie są niczym innym jak związkowym ekonomizmem, jak długo nie odpowiada się
równocześnie na pytanie, jak złamać ucisk polityczny, militarny i propagandowy,
który już tym żądaniom się agresywnie przeciwstawia, gdyż rozbudzają one masową
walkę klasową. Ale jeśli na nich się kończy, to pozostają jeszcze tylko
ekonomicznym gównem, bo nie opłaca się dla nich podejmować walki rewolucyjnej i
prowadzić do zwycięstwa, bo jak pisze Debray: “zwyciężyć – to znaczy zasadniczo
zaakceptować, że życie nie jest najwyższym dobrem rewolucjonisty”(10). Z tymi
żądaniami można interweniować po związkowemu – “lecz trade-unionistyczna
polityka klasy robotniczej jest jej polityką burżuazyjną”, jak powiedział Lenin.
To nie jest rewolucyjna metoda interwencji.
Tak zwane organizacje proletariackie, gdy nie stawiają sprawy uzbrojenia ludu
jako odpowiedzi na ustawy o stanie wyjątkowym, na Bundeswehrę, na straż
graniczną, na policję, na prasę Springerowską, tylko ją oportunistycznie
przemilczają, różnią się od Niemieckiej Partii Komunistycznej tylko tym, że są
jeszcze mniej zakorzenione w masach, ale bardziej radykalne w słowach i
teoretycznie bardziej znaczące. Praktycznie sprowadzają się do poziomu
burżuazyjnych prawników, którzy chcą popularności za wszelką cenę, popierają
kłamstwa burżuazji, że w tym państwie można jeszcze coś osiągnąć środkami
demokracji parlamentarnej, podburzają proletariat do walk, które w obliczu
potencjału przemocy w tym państwie mogą być tylko przegrane – w barbarzyński
sposób. O komunistach w Ameryce Łacińskiej Debray pisze: “Te
marksistowsko-leninowskie frakcje czy partie poruszają się w tych samych
granicach problemów politycznych, które są kontrolowane przez burżuazję. Zamiast
je zmieniać, przykładają się do tego, że stają się one coraz trwalsze. (...)“
Tysiącom uczniów i młodzieży, które ze swego upolitycznienia w czasie ruchu
studenckiego po raz pierwszy wyciągnęły wniosek, żeby nie poddać się
kapitalistycznemu wyzyskowi i uciskowi w zakładach, organizacje te nie oferowały
żadnej perspektywy politycznej, jedynie propozycję przystosowania się do tego
wyzysku i ucisku. W sprawie przestępczości wśród młodzieży zajmowały praktycznie
takie samo stanowisko jak dyrektorzy więzień, w sprawie towarzyszy siedzących w
mamrze – takie samo jak sędziowie, w sprawie podziemia – takie samo jak
pracownicy socjalni.
Bez praktyki sama lektura “Kapitału” nie jest niczym innym jak tylko
burżuazyjnymi studiami. Bez praktyki wyjaśnienia programowe są tylko gadaniną.
Bez praktyki internacjonalizm proletariacki jest tylko przechwałkami. Stanowiska
proletariackiego nie można zajmować tylko w teorii, bez przełożenia na praktykę.
Frakcja Armii Czerwonej mówi o prymacie praktyki. Czy słuszne jest teraz
organizować zbrojny opór, zależy od tego, czy jest to możliwe; a czy jest to
możliwe, o tym może rozstrzygnąć tylko praktyka.
V.Partyzantka miejska.
“A więc imperializm i wszyscy reakcjoniści muszą w swej istocie, w perspektywie
długookresowej, pod względem strategicznym, być traktowani jak to, czym w
rzeczywistości są: jak papierowy tygrys. Na tym musimy opierać naszą myśl
strategiczną. Z drugiej strony znowu są oni jednak żywymi, twardymi jak żelazo,
rzeczywistymi tygrysami, które pożerają ludzi. Na tym musimy opierać naszą myśl
taktyczną” (Mao Tse-tung, przemówienie z dnia 1 grudnia 1958 r.)
Jeśli to prawda, że amerykański imperializm jest papierowym tygrysem, to znaczy
że w ostatecznym rachunku można go zwyciężyć; i jeśli słuszna jest teza
chińskich komunistów, że zwycięstwo nad nim możliwe jest tylko wtedy, gdy walka
przeciw niemu będzie prowadzona we wszystkich zakątkach świata – jeśli to
prawda, to nie ma podstaw do tego, żeby jakiś kraj czy jakiś region wykluczać z
walki antyimperialistycznej, stawiać go poza jej nawiasem tylko dlatego, że w
nim siły rewolucji są szczególnie słabe, a siły reakcji szczególnie silne.
Jak błędne jest zniechęcanie sił rewolucji przez to, że się ich nie docenia, tak
samo błędne jest proponowanie im konfrontacji, w której mogą one jedynie zostać
wypalone i zniszczone. Spór między uczciwymi towarzyszami z tych organizacji –
gadułów pominiemy - a Frakcją Armii Czerwonej polega na tym, że my zarzucamy im
zniechęcanie sił rewolucji, a oni nas podejrzewają, że wypalilibyśmy te siły.
Prawdą jest, że to wytycza kierunek działań Frakcji Armii Czerwonej w zakładach
i w osiedlach, ale wątpliwe jest, czy można je nazwać przeciąganiem struny.
Dogmatyzm i awanturnictwo są z dawien dawna charakterystycznymi wypaczeniami w
okresach słabości rewolucji w danym kraju. Ponieważ z dawien dawna anarchiści są
najostrzejszymi krytykami oportunizmu, to anarchizm naraża się na zarzut, że sam
jest oportunistyczny. To bardzo stara śpiewka.
Koncepcja partyzantki miejskiej pochodzi z Ameryki Łacińskiej. Tam jest ona tym,
czym może stać się i u nas: rewolucyjną metodą interwencji słabych na ogół
rewolucyjnych sił.
Partyzantka miejska wychodzi od tego, czego nie da pruski porządek w marszu, w
którym wielu tak zwanych rewolucjonistów chce prowadzić lud do walki
rewolucyjnej. Wychodzi od tego, że wtedy, gdy wyklaruje się sprzyjająca sytuacja
dla walki zbrojnej, za późno będzie dopiero ją przygotowywać, że bez
rewolucyjnej inicjatywy w kraju, którego potencjał przemocy jest tak duży, a
rewolucyjne tradycje tak zniszczone i słabe jak w Republice Federalnej, nie
będzie rewolucyjnej orientacji nawet wtedy, gdy warunki do walki rewolucyjnej
będą bardziej sprzyjające niż dziś na podstawie samego politycznego i
gospodarczego rozwoju późnego kapitalizmu.
Partyzantka miejska jest więc konsekwencją negacji demokracji parlamentarnej,
bardzo długo uprawianej przez samych jej przedstawicieli, nieuchronną
odpowiedzią na ustawy o stanie wyjątkowym i ustawę o granatach, gotowością do
walki przy użyciu środków, które system przygotowuje przeciw swoim przeciwnikom.
Partyzantka miejska opiera się na uznaniu faktów zamiast bronienia się przed
faktami.
Czego może dokonać partyzantka miejska, tego częściowo dowiódł już ruch
studencki. Może ona agitację i propagandę, do której jeszcze sprowadza się
lewicowa robota polityczna, uczynić konkretną. Można to sobie wyobrazić na
przykładzie prowadzonych przez studentów z Heidelbergu kampanii przeciw
Springerowi i przeciw zaporze w Carbora-Bassa(11), strajków okupacyjnych we
Frankfurcie na znak protestu przeciw pomocy wojskowej Republiki Federalnej dla
reżimów kompradorskich w Afryce, przeciw klasowemu wymiarowi sprawiedliwości i
więziennictwu oraz sprawiedliwości wewnątrzzakładowej, czyli straży
przemysłowej. Może ona skonkretyzować werbalny internacjonalizm w postaci
zaopatrywania w broń i pieniądze. Może ona stępić broń systemu – delegalizację
komunistów, przez to że organizuje podziemie, które wymyka się interwencji
policji. Partyzantka miejska jest bronią w walce klasowej.
Partyzantka miejska jest walką zbrojną, taką samą, jaką stosuje policja, która
bezwzględnie robi użytek z broni palnej, klasowy wymiar sprawiedliwości, który
uniewinnia Kurrasa(12), a naszych towarzyszy pogrzebałby za życia, gdybyśmy ich
przed nim nie ukryli. Partyzantka miejska polega na tym, żeby nie dać się
zdemoralizować przemocy systemu.
Partyzantka miejska ma na celu niszczenie lub obezwładnianie państwowego aparatu
panowania w określonych miejscach, zniszczenie mitu o wszechobecności i
nienaruszalności systemu.
Partyzantka miejska zakłada organizowanie nielegalnego aparatu, to jest lokali,
broni, amunicji, samochodów, dokumentów. Przy tym szczególnie trzeba zwrócić
uwagę na to, co opisywał Marighela w swym “Minipodręczniku partyzantki
miejskiej”. I jeszcze na to, że zawsze jesteśmy gotowi powiedzieć każdemu to, co
musi wiedzieć, gdy chce to zrobić. Wiemy jeszcze niewiele, ale coś już wiemy.
Ważne jest, aby nabrać legalnych doświadczeń politycznych, zanim zdecydujemy się
walczyć zbrojnie. Jeżeli dla kogoś przyłączenie się do rewolucyjnej lewicy
miałoby być tylko kwestią przemijającej mody, to lepiej niech nie zamyka sobie
drogi odwrotu.
Frakcja Armii Czerwonej i partyzantka miejska przeprowadzają jasną linię
podziału między sobą a wrogiem i dlatego są najostrzej zwalczane. To zakłada
tożsamość polityczną, czyli że pewien proces uczenia się już się zaczął.
Nasza początkowa koncepcja organizacyjna obejmowała połączenie partyzantki
miejskiej i roboty w dołach partyjnych. Chcieliśmy, żeby każdy z nas
równocześnie współpracował na osiedlu czy w zakładzie z istniejącymi tam grupami
socjalistycznymi, wpływał na proces dyskusji, zdobywał doświadczenie, uczył się.
Ale okazało się, że to nie wychodzi, że kontrola, którą policja polityczna ma
nad tymi grupami, terminami ich spotkań i treścią dyskusji, już teraz sięga tak
daleko, że nie można się tam pokazywać, jeśli chce się pozostać poza kontrolą,
że jeden i ten sam człowiek nie może łączyć roboty legalnej z nielegalną.
Partyzantka miejska zakłada wyjaśnienie sobie własnej motywacji, bycie pewnym,
że nie ulega się już propagandzie gazety “Obraz”, która jest w stanie tylko
wydalać takie gówno, że nazywa rewolucjonistów antysemitami, kryminalistami,
podludźmi, mordercami i podpalaczami, że się jest ponad tę propagandę – która
ciągle jeszcze wywiera wpływ na opinię wielu towarzyszy o nas.
Wtedy oczywiście system nie pozostawia nam pola manewru, bo nie ma takiego
środka, z oszczerstwami włącznie, którego oni nie zdecydowaliby się użyć przeciw
nam. A nie ma żadnej gazety, która by miała inny cel niż obrona w ten czy inny
sposób interesów kapitału - bo nie ma żadnej socjalistycznej gazety, która by
nie opierała się głównie jeszcze na ręcznej dystrybucji wśród abonentów, a więc
na przypadkowych, prywatnych, osobistych, burżuazyjnych formach przejściowych.
Nie ma środków masowego przekazu informacji, które by nie były kontrolowane
przez kapitał, dzięki ogłoszeniom, dzięki ambicjom dziennikarzy, by wejść do
najwyższych kręgów establiszmentu, dzięki radom nadzorczym radia, dzięki
koncentracji kapitału na rynku prasowym. Panują na tym rynku gazety klasy
panującej, rozdzielone na poszczególne nisze rynkowe, rozwijające specyficzne
dla różnych warstw ideologie, ale wszystko, co rozpowszechniają, służy ich
utrzymaniu się na rynku. Dziennikarskim imperatywem kategorycznym jest sprzedaż.
Wiadomości są towarem, informacja jest środkiem konsumpcji. Ale to się nie
nadaje do spożycia, aż rzygać się chce na to. Przywiązanie czytelnika do gazety
pełnej ogłoszeń, badania telemetryczne w telewizji - to wszystko jest po to, by
nie pozwolić powstać żadnym sprzecznościom między nimi a publicznością, a
zwłaszcza antagonistycznym, które miałyby jakieś następstwa. Kto chce się
utrzymać na rynku, musi się przyłączyć do najpotężniejszych, opiniotwórczych
gazet; to znaczy zależność od koncernu Springera wzrasta wraz ze wzrostem samego
koncernu, który zaczął już wykupywać prasę lokalną. Partyzantka miejska nie może
od tych gazet oczekiwać niczego innego jak zgorzkniałej wrogości. Powinna zważać
tylko na marksistowską krytykę i samokrytykę, i na nic innego. W tej sprawie Mao
mówi: “Tylko ten, kto nie boi się, że zostanie rozdarty na strzępy, może odważyć
się wysadzić z siodła cesarza”.
Postulaty długoterminowej roboty prowadzonej krok po kroku są słuszne, ale nie
można tylko o tym mówić, trzeba to robić, odcinając sobie drogę odwrotu ku
burżuazyjnym zajęciom, nie chcąc, bo nie mając możliwości zawieszenia rewolucji
na kołku, co Blanqui patetycznie wyraził tak: “Obowiązkiem rewolucjonisty jest
walczyć zawsze, walczyć mimo wszystko, walczyć aż do śmierci”.
Nie ma i nie było żadnej walki rewolucyjnej – czy to w Rosji, czy w Chinach, czy
na Kubie, czy w Algierii, czy w Palestynie, czy w Wietnamie – która by nie
kierowała się tą moralnością.
Wielu mówi, że polityczne możliwości organizacji, agitacji, propagandy jeszcze
się nie wyczerpały, a dopiero wtedy, kiedy się wyczerpią, można stawiać sprawę
uzbrojenia ludu. Odpowiadamy im: polityczne możliwości tak długo nie będą mogły
być wykorzystane, jak długo walka zbrojna nie zostanie uznana za cel
upolitycznienia, jak długo za taktycznymi określeniami reakcjonistów jako
zbrodniarzy, morderców, wyzyskiwaczy, nie poznamy ich strategicznego określenia
jako papierowych tygrysów.
O “propagandzie zbrojnej” nie będziemy mówić, tylko będziemy ją robić. Odbijanie
więźniów nie wypływa z podstaw propagandowych, lecz jest ważne samo przez się.
Napady na banki, za które próbuje się na nas zwalać winę, może będziemy robić,
ale tylko dla niszczenia pieniędzy. Musieliśmy się nauczyć tego, o czym mówi Mao,
że “świetny rezultat, kiedy wróg odmalowuje nas w czarnych barwach” zależy tylko
od nas. Wielki krzyk, który się podniósł na nasz temat, zawdzięczamy
latynoamerykańskim towarzyszom, temu że nauczyli nas przeprowadzania jasnej
linii rozgraniczenia między nami a wrogiem, tak że klasy panujące tu z powodu
podejrzewania nas o parę napadów na banki tak energicznie występują przeciw nam,
jakbyśmy już zbudowali to, co dopiero zaczęliśmy budować: partyzantkę miejską
Frakcji Armii Czerwonej.
VI.Legalność a nielegalność
“Rewolucja na Zachodzie, obalenie kapitalistycznej potęgi w jej twierdzy, jest
nakazem chwili. Ma ona decydujące znaczenie. Dotychczasowa sytuacja w świecie
nie zna żadnego kraju i żadnych sił, które byłyby w stanie zagwarantować
pokojowy rozwój i demokratyczną stabilizację. Kryzys wykazuje skłonność do
zaostrzania się. Odizolowywać się od niego jak zabita deskami prowincja albo
odsuwać walkę na później oznaczałoby wpaść we wszechogarniającą klęskę jak
śliwka w kompot” (“Manifest”, teza 55).
Hasło anarchistów “Niszczcie to co was niszczy” ma na celu bezpośrednią
mobilizację bazy, młodzieży: w więzieniach i domach, w szkołach i na uczelniach,
zwraca się ku tym, którym żyje się najbardziej gówniano, chce osiągnąć
spontaniczne zrozumienie, jest wezwaniem do bezpośredniego oporu. Hasło “Czarnej
Potęgi” głoszone przez Stokely'ego Carmichaela(13): "Zaufaj swemu własnemu
doświadczeniu!” znaczyło to samo. Hasło to wywodzi się z poglądu, że w
kapitalizmie wszystko, ale to dosłownie wszystko, co nas uciska, gnębi, obciąża
i nam przeszkadza, ma swe źródło w kapitalistycznych stosunkach produkcji, że
każdy wyzyskiwacz pod jakąkolwiek postacią jest przedstawicielem klasowego
interesu kapitału, to znaczy naszym wrogiem klasowym.
Hasło to jest o tyle słuszne, że jest proletariackie i odnosi się do walki
klasowej. Ale jest i fałszywe, gdyż umożliwia rozprzestrzenianie fałszywej
świadomości – i to trzeba im powiedzieć w pysk – że organizacja jest
drugorzędna, dyscyplina burżuazyjna, a klasowa analiza zbędna. Bez
organizacyjnego uwzględnienia dialektyki legalności i nielegalności będą oni
bezbronni wobec zaostrzonych represji w odpowiedzi na ich akcje, będą legalnie
zatrzymywani. Pogląd niektórych organizacji, że “komuniści nie są tak naiwni, by
sami siebie delegalizować”, jest na rękę tylko klasowemu wymiarowi
sprawiedliwości i nikomu innemu. Gdyby chodziło w nim o to, że bezwzględnie
trzeba wykorzystywać legalne możliwości komunistycznej agitacji i propagandy,
organizacji, politycznej i ekonomicznej walki, i nie wolno lekkomyślnie z nich
rezygnować, to byłby słuszny – ale wcale nie o to w nim chodzi. Tylko o to, że
granice, które państwo klasowe i jego sprawiedliwość zakreślają robocie
socjalistycznej są wystarczające dla wykorzystania wszystkich możliwości, że
trzeba się trzymać tych ograniczeń, że przed nielegalnymi napaściami tego
państwa, które zawsze będą legalizowane, trzeba bezwarunkowo ustępować i
zachowywać legalność za wszelką cenę. Nielegalne zatrzymania, oskarżenia o
terror, napaści policji, ucisk i wymuszenia prokuratury – nic to, komuniści nie
są tak naiwni...
Pogląd ten jest oportunistyczny. Jest niesolidarny. Spisuje na straty towarzyszy
w mamrze, wyklucza organizację i polityzację w ruchu socjalistycznym wszystkich
tych, którzy z powodu swego pochodzenia i położenia społecznego nie mogą żyć
inaczej niż na sposób kryminalny: podziemia, lumpenproletariatu, niezliczonej
młodzieży proletariackiej, robotników cudzoziemskich. Służy teoretycznemu
uznaniu za kryminalistów wszystkich tych, co nie przyłączą się do organizacji. I
jest głupi.
Legalność jest kwestią władzy. Stosunek między legalnością a nielegalnością
trzeba określić jako sprzeczność panowania reformistycznego i faszystowskiego,
którego bońskimi przedstawicielami są teraz “lewicowa” koalicja
socjaldemokratyczno-liberalna i prawicowi Barzel i Strauß, publicystycznymi
przedstawicielami np. “lewicowe": “Gazeta Południowoniemiecka”, “Gwiazda”,
Program Trzeci Radia Zachodnioniemieckiego, SFB, “Przegląd Frankfurcki” i
prawicowe: koncern Springera, Radio Wolny Berlin, Program Drugi Telewizji
Niemieckiej i “Kurier Bawarski”, których policja stosuje albo “lewicową” linię
monachijską, albo prawicowy “model berliński”, których organem wymiaru
sprawiedliwości jest “lewicowy” Związkowy Sąd Administracyjny i prawicowy
Związkowy Sąd Najwyższy.
Linia reformistyczna ma na celu łagodzenie konfliktów przez instytucjonalizację
(współzarządzanie zakładami przez załogi), przez obietnice reform (np. w
więziennictwie), przez werbalne przyznanie złego stanu rzeczy (np. w oświacie
publicznej w Hesji i Berlinie), po to usuwa stare kości niezgody (po to np.
kanclerz klęczał przed Polakami), po to łagodzi prowokacje (np. miękka linia
postępowania monachijskiej policji i Związkowego Sadu Administracyjnego w
Berlinie). To należy do łagodzącej konflikty taktyki reformizmu – poruszać się
trochę w granicach legalności, a trochę poza nimi, co daje mu cień legitymizacji
i wobec konstytucji, i wobec biednych, co ma na celu scalanie sprzeczności, co
pozwala zabić lewicową krytykę, co ma na celu utrzymanie młodzieżówki przy SPD.
To, że linia reformistyczna jest w sensie długotrwałej stabilizacji
kapitalistycznego panowania linią bardziej efektywną, nie ulega wątpliwości,
tylko wiąże się ona z określonymi założeniami. Zakłada ona rozwój gospodarczy,
ponieważ np. “miękka linia” policji monachijskiej jest o wiele bardziej
kosztowna niż “twarda linia” berlińskiej – jak jasno wykazał monachijski prefekt
policji: “Tysiąc ludzi może być trzymanych w szachu albo przez dwóch policjantów
uzbrojonych w karabin maszynowy, albo przez stu policjantów uzbrojonych pałki
gumowe. Jeśli nie będą mieli nawet takiej broni, to potrzeba będzie do tego celu
trzystu lub czterystu policjantów”. Linia reformistyczna nie przewiduje jednak
użycia broni, chyba że przeciw zorganizowanej opozycji antykapitalistycznej –
jak zresztą widać na przykładzie Monachium.
Pod płaszczykiem reformizmu politycznego wzrasta w ogóle monopolizacja potęgi
państwowej i gospodarczej, którą Schiller napędził swą polityką gospodarczą, a
przeprowadził Strauß swą reformą finansową(14), zaostrza się wyzysk przez
intensyfikację pracy i podział pracy w sferze produkcji, przez długotrwałe
przedsięwzięcia racjonalizacyjne w sferze administracji i usług.
Że nagromadzenie przemocy w rękach nielicznych funkcjonuje tym bardziej bez
oporu, kiedy się to robi bez zbędnego szumu, kiedy się przy tym unika
niepotrzebnych prowokacji, które mogłyby wywołać niekontrolowane odruchy
protestu – to można było wywnioskować z historii ruchu studenckiego i paryskiego
maja. Dlatego Czerwone Komórki nie zostały jeszcze zakazane, dlatego
zalegalizowano Niemiecką Partię Komunistyczną – choć formalnie nie cofnięto
delegalizacji Komunistycznej Partii Niemiec! - dlatego są jeszcze strawne
audycje telewizyjne i dlatego niektóre organizacje mogą jeszcze pozwolić sobie
działać tak naiwnie, jak działają.
Obszar legalności, który oferuje reformizm, jest odpowiedzią kapitału na ataki
ruchu studenckiego i APO – jak długo można sobie pozwolić na odpowiedź
reformistyczną, jest ona efektywniejsza. Opierać się na tej legalności, polegać
na niej, pojmować ją metafizycznie, projektować ją statystycznie, chcieć tylko
jej bronić – to znaczy powtarzać błędy strategii stref samoobrony w Ameryce
Łacińskiej, niczego się nie nauczyć, dać czas reakcji na sformowanie się,
zreorganizowanie się, aby lewicę nie zdelegalizowała, lecz zniszczyła.
Willy Weyer (15) nie mówi nawet o tolerancji, tylko manewruje i tylko bezczelnie
przeciwstawia się (“Robimy to i będziemy dalej robić!”) krytyce liberalnej
prasy, która atakuje go za prewencyjne kontrole trzeźwości, czyli traktowanie
kierowców jako potencjalnych przestępców – przez co pokazuje liberalnej prasie,
że nic ona nie znaczy. Eduard Zimmermann chciałby wszystkich ludzi uczynić
policjantami, koncern Springera wywiera wpływ na komendę policji w Berlinie,
dziennikarz “Gazety Berlińskiej” Reer zaleca sędziom berlińskiego sądu
penitencjarnego, kogo mają aresztować. Ma miejsce masowa mobilizacja w sensie
faszyzmu, “energicznych kroków”, kary śmierci, użycia sił uderzeniowych – a
“nowy wygląd”, który administracja Brandta/Heinemanna/Scheela nadała polityce
Bonn, jest tylko fasadą.
Towarzysze, którzy problem legalności i nielegalności traktują tak
powierzchownie, nawet usłyszawszy o amnestii(16) myśleli, że złapali Pana Boga
za nogi, tymczasem wyrwała ona kły ruchowi studenckiemu. Przez to, że setki
studentów przestano traktować jak kryminalistów, uwolniono się od strachu ich
dalszej radykalizacji, bo przypomniano im energicznie, co warte są przywileje
burżuazyjnego studenckiego życia – za cenę traktowania uniwersytetu jako fabryki
wiedzy zyskuje się awans społeczny. Tak zostały odbudowane bariery dzielące ich
od proletariatu, dzielące powszedni, ale uprzywilejowany dzień na studiach od
powszedniego dnia robotników i robotnic pracujących na akord, których ten sam
wróg klasowy nie amnestionował. Tak teoria znów została oddzielona od praktyki.
Sprawdziło się równanie, mówiące że amnestia równa się uspokojenie.
Socjaldemokratyczna inicjatywa wyborcza, zrozumiana i uczczona przez niektórych
czcigodnych pisarzy – nie tylko przez pierdolonego Grassa – jako próba
pozytywnej, demokratycznej mobilizacji, jak również obrona przed faszyzmem,
zmienia rzeczywistość niektórych wydawnictw i redakcji radiowych i
telewizyjnych, nie poddanych jeszcze presji monopolu na “racjonalizację”, a nie
nadążających jako nadbudowa, w ogólną rzeczywistość polityczną. Obszary
zaostrzonej represji – to nie te, z którymi pisarz ma przede wszystkim do
czynienia: więzienia, klasowy wymiar sprawiedliwości, narzucanie pracy na akord,
wypadki przy pracy, branie produktów w sklepie na kredyt, szkoła, “Gazeta
Berlińska” i “Obraz”, mieszkania na przedmieściach w domach jak koszary, getta
dla cudzoziemców – dla pisarzy wszystko to jest najwyżej problemem estetycznym,
a nie politycznym. Legalność jest ideologią parlamentaryzmu, partnerstwa
społecznego, społeczeństwa pluralistycznego. Staje się fetyszem, gdy ci, którzy
o nią kołaczą, ignorują to, że telefony mogą być legalnie podsłuchiwane, poczta
legalnie cenzurowana, sąsiedzi legalnie przesłuchiwani, konfidenci legalnie
opłacani – że legalnie da się zauważyć, iż robota polityczna musi być
równocześnie legalna i nielegalna, jeśli nie ma być narażona na permanentne
napaści policji politycznej.
Nie nastawiamy się na żywiołową antyfaszystowską mobilizację przez faszystowski
w istocie terror, nie utożsamiamy legalności z korupcją i wiemy, że nasza robota
może stanowić pretekst, jak dla Willy'ego Weyera alkohol, dla Straußa
wzrastająca przestępczość, dla Barzela polityka wobec Wschodu, dla
frankfurckiego taksówkarza przejechanie na czerwonym świetle przez
Jugosłowianina, a dla zabójcy złodzieja samochodów w Berlinie sięganie przez
niego do kieszeni.
A jeszcze lepszym pretekstem jest to, że jesteśmy komunistami, więc od tego, czy
się organizujemy i walczymy, zależy to, czy terror i represje wywołają tylko
strach i rezygnację, czy sprowokują opór oraz klasową nienawiść i solidarność,
czy całe przedstawienie pójdzie gładko po myśli imperializmu, czy nie. To zależy
od tego, czy komuniści są tak naiwni, żeby pozwolić ze sobą zrobić wszystko, czy
też legalność itd. wykorzystają do tego, by organizować nielegalność, zamiast
fetyszyzować legalność kosztem nielegalności.
Los, który spotkał Partię Czarnych Panter i Lewicę Proletariacką(17) mógł być
oparty na wszelkim błędnym oszacowaniu, które nie bierze pod uwagę faktycznej
sprzeczności między konstytucją a realizacją konstytucji i jej zaostrzeniem, gdy
na porządku dziennym staje sprawa zorganizowanego oporu, nie bierze pod uwagę,
że warunki legalności przez aktywny opór w sposób konieczny się zmieniają i że
dlatego konieczne jest wykorzystanie legalności równocześnie i do walki
politycznej, i do organizowania nielegalności, a błędem jest czekać na
delegalizację jako decydujący cios ze strony systemu, bo wtedy będzie to już
równało się ciosowi niszczącemu i to równanie również się sprawdzi.
Frakcja Armii Czerwonej organizuje nielegalność jako pozycję ofensywną do
interwencji rewolucyjnej.
Robić partyzantkę miejską – to znaczy ofensywnie prowadzić antyimperialistyczną
walkę. Frakcja Armii Czerwonej ustanawia połączenie walki legalnej z nielegalną,
narodowej z międzynarodową, politycznej ze zbrojną, strategicznego i taktycznego
określenia międzynarodowego ruchu komunistycznego.
Partyzantka miejska – to znaczy rewolucyjne interweniowanie tu i teraz, mimo
słabości sił rewolucyjnych w Republice Federalnej i Berlinie Zachodnim!
Siły rewolucyjne albo rozwiążą problem, który mają rozwiązać, albo same staną
się problemem. Trzecie wyjście nie istnieje. To gówno było od wielu
dziesięcioleci, od wielu pokoleń badane i opiniowane ze wszystkich stron. Jak
powiedział Cleaver(18), “ja tylko uważam, że to co się dzieje w naszym kraju,
zostało już wystarczająco przeanalizowane”.
POPRZYJMY WSZYSCY WALKĘ ZBROJNĄ!
WOJNA LUDOWA AŻ DO ZWYCIĘSTWA!
Źródło: “Wybrane dokumenty historii: Republika Federalna Niemiec. Frakcja Armii
Czerwonej”, wyd. “Raporty polityczne GNN”, Kolonia, październik 1987 r., wydanie
I, Nr 1 str. 337 i nn., Nr 2 str. 22 i nn.)
Przypisy:
(1) Michele Ray – dziennikarka francuska.
(2) Georg Linke - bibliotekarz w Instytucie Spraw Społecznych, który padł
przypadkową ofiarą strzelaniny.
(3)Genscher .i Zimmermann – Hans Dietrich Genscher był w latach 1969-1974
ministrem spraw wewnętrznych RFN, następnie ministrem spraw zagranicznych.
Eduard Zimmermann był i jest prezenterem programu telewizyjnego pt.: “Śledztwo
zostało wznowione”.
(4)Manifest - znacząca grupa włoskiej Nowej Lewicy, wykluczona w 1969 r. z
Włoskiej Partii Komunistycznej za odchylenie lewicowe; we wrześniu 1970 r.
ogłosiła “Platformę Manifestu – konieczność komunizmu”, składającą się z 200
tez. Po niemiecku ukazała się ona w 1971 r. w Berlinie Zachodnim, wydana przez
wydawnictwo Merve.
(5) Barzel - od 1960 r. członek Zarządu Związkowego CDU, w latach 1962-1963
minister ds. NRD w rządzie Adenauera, od 1964 r. przewodniczący frakcji
parlamentarnej CDU/CSU, od 1971 r. przewodniczący CDU, w 1973 r. złożył
rezygnację z obu funkcji. W 1982 r. ponownie minister ds. NRD, od 1983 r.
przewodniczący Bundestagu, w 1984 r. ustąpił w atmosferze skandalu korupcyjnego.
(6) Komisja trójstronna i jej siatka płac – chodzi tu o decyzje podejmowane na
wniosek rządu na regularnych jego naradach ze związkami kapitalistów i bonzami
związków zawodowych.
(7) Strajki z września 1969 roku - były to tak zwane dzikie strajki, to znaczy
podjęte wbrew woli bonzów związkowych i wbrew ich zobowiązaniom wobec rządu i
kapitalistów; uczestniczyło w nich około 150 tysięcy robotników, głównie w
przemyśle stalowym i górnictwie. Wywalczyli oni sobie podwyżki płac do 10%.
Strajki te miały wielkie znaczenie dla ukształtowania się w RFN Nowej Lewicy.
(8) Herbert Marcuse - szermierz teorii krytycznej, o wielkim wpływie na APO.
Główne dzieła: “Krytyka czystego rozumu” (1966), “Człowiek jednowymiarowy”
(1967), “Próba wyzwolenia” (1969).
(9) Partia Czarnych Panter – rewolucyjna partia Czarnych Amerykanów, która
uważała wielkomiejskie getta za “wewnętrzne kolonie USA” i próbowała uzbrajać
ich mieszkańców, aby bronić się przed napaściami organów państwowych. Założona
została w 1966 r. przez Hueya Newtona, Bobby'ego Seala i innych. Zniszczona
została w 1971 r. przez kampanię policji i wymiaru sprawiedliwości, jedną z
największych w historii USA – tylko w latach 1968-1969 w ciągu 18 miesięcy 28
członków partii zostało zastrzelonych przez policję.
(10) R. Debray - czołowy propagator teorii "foquismo" w Ameryce Łacińskiej. Jej
nazwa pochodzi od hiszpańskiego słowa “foco” (ognisko); głosiła ona, że
rozpalenie małego ogniska walk rewolucyjnych na wsi będzie iskrą wywołującą
masowy bunt chłopów, a ponieważ doświadczenie walki sproletaryzuje rewolucyjną
awangardę i chłopstwo, to wojnę partyzancką można traktować jako namiastkę
partii leninowskiej. Później Debray “ustatkował się” i został doradcą
politycznym socjaldemokratycznego prezydenta Francji Mitterranda.
(11) Zapora w Carbora-Bassa - w Mozambiku, ówczesnej kolonii portugalskiej, była
największym tego rodzaju przedsięwzięciem w Afryce; od 1969 r. pięć
zachodnioniemieckich koncernów uczestniczyło w jej budowie. Projekt ten
wzmacniał gospodarczo i politycznie Portugalię, a czerpały z niego zyski przede
wszystkim reżimy Południowej Afryki i ówczesnej Rodezji (dziś Zimbabwe).
Portugalia chciała w związku z tym przesiedlić do Mozambiku milion białych
kolonistów. Wiele państw afrykańskich, także Organizacja Jedności Afrykańskiej,
Front Wyzwolenia Mozambiku i inne ruchy wyzwoleńcze protestowały przeciw temu.
Front wystosował nawet w tej sprawie list otwarty do ówczesnego kanclerza RFN,
socjaldemokraty Brandta.
(12) Kurras - policjant, który 2 czerwca 1967 r. w Berlinie Zachodnim zastrzelił
studenta Benno Ohnesorga, biorącego udział w demonstracji protestacyjnej przeciw
wizycie szacha Iranu. Kurras stanął przed sądem, ale został uniewinniony, a
później nawet awansował.
(13) Stokeley Carmichael – czołowy działacz ruchu “Czarna Potęga”, który
prowadził walkę zbrojną w USA.
(14) Strauß i Schiller - ministrowie w w rządzie “wielkiej koalicji” CDU-CSU-SPD
w latach 1966-1969. Franz Josef Strauß, polityk z CSU, w rządach chadeckich od
1953 do 1966 r. był ministrem różnych resortów (kolejno: do zadań specjalnych,
energetyki jądrowej i obrony narodowej), w rządzie “wielkiej koalicji”
CDU-CSU-SPD w latach 1966-1969 ministrem finansów. Karl Schiller z SPD był zaś w
tym rządzie ministrem gospodarki.
(15) Weyer - polityk z FDP, minister spraw wewnętrznych Nadrenii Północnej –
Westfalii, zdecydowany zwolennik uzbrojenia i militaryzacji policji.
(16) Amnestia – w maju 1970 r. socjaldemokratyczno-liberalny rząd Willy'ego
Brandta zliberalizował prawo o zgromadzeniach, a prezydent RFN, Gustav Heinemann
z SPD, wydał dekret o udzieleniu amnestii skazanym w czasie ruchu studenckiego
za przestępstwa przeciw prawu o zgromadzeniach, odbywającym kary nie wyższe niż
8 miesięcy więzienia.
(17) Lewica Proletariacka – maoistowska organizacja francuskiej “Nowej Lewicy”,
zdelegalizowana w maju 1970 r. Na znak protestu przeciw tej delegalizacji pisarz
i filozof Jean-Paul Sartre zaczął wydawać gazetę “Sprawa Ludu”, sympatyzującą z
Lewicą Proletariacką.
(18) Eldrige Cleaver – przywódca partii Czarnych Panter.