Jerzy Hausner – właściwy człowiek na właściwym miejscu
„Program Balcerowicza” znalazł się w ogniu krytyki, gdy okazało się, że skala błędów popełnionych przez ekspertów od transformacji ustrojowej przekroczyła wszelkie oczekiwania. Politycy, rzecz jasna, zarzucali ekipie Balcerowicza złą wolę lub niekompetencję, zaś ekonomiści uznali, że program ten był wadliwie skonstruowany. Wśród tych ostatnich znalazł się Jerzy Hausner: „Zasadniczym argumentem zwolenników tezy o konstrukcyjnej wadliwości <<programu Balcerowicza>> jest twierdzenie, że przyjęto w nim całkowicie odbiegające od realiów założenia dotyczące mikroekonomicznego dostosowania się producentów, a zwłaszcza przedsiębiorstw państwowych, do warunków kreowanych przez restrykcyjną politykę monetarną” (J. Hausner, „Kryzys finansowy państwa – przyczyny i perspektywy przezwyciężenia”, w: J. Hausner, S. Owsiak, Kryzys finansowy państwa w procesie systemowej transformacji na przykładzie Polski (Warszawa 1992, s. 39). Pod koniec 1991 r. częściej krytykowano doktrynalne założenia „programu Balcerowicza” niż jego treści.
Dla ekonomistów i środowisk naukowych „błędy tego programu lub wadliwości jego założeń doktrynalnych nie były i nie mogły być oczywiste od razu. Wraz z jego realizacją i gromadzoną wiedzą formułowane były coraz bardziej trafne i wszechstronne analizy pozwalające lepiej uchwycić jego zasadnicze, fundamentalne słabości” (jak wyżej, s. 40).
Inną sprawą – zdaniem J. Hausnera – było „dlaczego rząd nie chciał lub nie mógł wykorzystać tej wiedzy, by zmodyfikować swój program”, dopuszczając tym samym do spadku produkcji, recesji, deficytu budżetowego i, co najgroźniejsze, do „kumulacyjnego procesu prowadzącego do reprodukcji zwężonej” (s. 41). Ułudą okazało się przekonanie, że „kontynuacja twardej linii monetarystycznej, której elementami były między innymi równowaga budżetowa i stabilny kurs walutowy, odwróci recesyjną tendencję i wywoła z czasem ożywienie gospodarcze” (s. 54). Jasnym natomiast stało się, że „w konsekwencji gospodarka wchodzi w kumulatywny proces reprodukcji zwężonej” (s. 55).
Już w 1992 r. doszliśmy do granicy, po przekroczeniu której zagrażało Polsce chroniczne bezrobocie, „usunięcie którego nie będzie możliwe w ciągu kilkunastu nawet lat i pociągnie w przyszłości ogromne nakłady” (s. 57). Barier, zarówno ekonomicznych, jak i społecznych, było dużo więcej. Hausner wymienia zaledwie szesnaście dodając, że zapewne nie wszystkie (ss. 55-57).
W przypadku Polski, przyjęty program transformacji systemu gospodarczego polegał na wymuszaniu i narzucaniu zmian za pomocą dostępnych narzędzi. Decydenci za punkt odniesienia dla swojego programu przyjęli „wyidealizowaną, modelową wizję <<normalnej>> gospodarki rynkowej oraz standardowe programy stabilizacji gospodarczej wspomagane przez międzynarodowe instytucje finansowe, zwłaszcza Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy” (s. 59).
Jerzy Hausner podkreśla, że „teza o bezalternatywności <<programu Balcerowicza>> była w znacznej mierze traktowana przez jej głosicieli jako propagandowo-edukacyjne narzędzie uwiarygodniania swych działań i osłabiania społecznego oporu, w sytuacji ujawniania się dotkliwych dla dużej części społeczeństwa następstw jego realizacji” (s. 60).
„Doktrynalnym założeniem tego programu była teza o wyższości przedsiębiorstwa prywatnego nad państwowym i konieczności szybkiego sprywatyzowania sektora państwowego jako warunku powodzenia programu”. Proces prywatyzacji musiał być przeprowadzony jak najszybciej. Tym samym, „prywatyzacja stała się celem samoistnym, już nie środkiem, a wynikiem transformacji” (s. 61).
Jerzy Hausner wskazuje, że – poza błędem doktrynerstwa, który „tkwi w tym, że realizuje się przyjęte założenia i ocenia ich realizację w taki sposób, aby dowieść, że były one bezwzględnie słuszne” – tzw. szokowa terapia Balcerowicza była nie tylko wyrazem ideologicznej wiary. „Miała ona też podstawy naukowe. Teoretyczną konstrukcją, do której autorzy i realizatorzy polskiej <<szokowej terapii>> nader często odwoływali się, była schumpeterowska <<twórcza destrukcja>>”.
Pojęcie to do dyskusji o transformacji gospodarki nakazowej w rynkową wprowadził sam J. Kornai, który zapewniał, że „ustanowienie twardego finansowania przedsiębiorstw państwowych wywoła w transformujących się gospodarkach socjalistycznych <<twórczą destrukcję>>, dzięki czemu stare linie produkcyjne i nieefektywne przedsiębiorstwa zostaną zastąpione przez nowe, zapewniające innowacyjność i rozwój.
Taki sposób myślenia przyjęto za podstawowe założenie <<programu Balcerowicza>>” (s. 62). Oto podstawa restrukturyzacji polskiej gospodarki.
Powyższe rozumowanie – zdaniem J. Hausnera – oparte zostało na fałszywych, nie przystających do rzeczywistości, przesłankach. Doświadczenie pokazuje, że przeceniono skalę, a przede wszystkim, trwałość poparcia społecznego, które zyskały początkowo nowe elity władzy. Jednak ważniejszym błędem było niewątpliwie przyjęcie założenia, że proces recesji, wywołany szokową terapią samorzutnie zostanie odwrócony, a realizacja programu stabilizacyjnego stworzy podwaliny „twórczej destrukcji” (s. 62).
J. Hausner wskazał, że teoretyczną analizę tego błędu przedstawili G.P. Caselli i G. Pastrello w pracy „The Transition from Hell to Bliss: A Model” (referat na konferencję, listopad 1991 r.). Dowiedli oni, że „oczekiwana, druga wzrostowa fala nie może wystąpić dlatego, że wywołany w następstwie oczyszczającej recesji wzrost efektywności generuje obniżenie dochodów, które, nie mogąc być niczym zrównoważone, powodują dalsze ograniczanie podaży. Stąd (...) punkt zwrotny, przekroczenie którego oznacza wejście na ścieżkę stopniowej poprawy sytuacji gospodarczej może znajdować się znacznie poniżej tego, od którego można obserwować poprawę efektywności.
W konkluzji stwierdzają: proces zwężania się gospodarki wywołany negatywnym szokiem dochodowym nie ma żadnego, z góry ustanowionego, punktu zwrotnego: recesja nie znajdzie żadnego dna, od którego samorzutnie odbije się. Owo <<dno>> może bowiem, w następstwie kolejnych negatywnych szoków wywołanych obcinaniem wydatków budżetowych oraz przesuwaniem się popytu wewnętrznego w kierunku importowanych dóbr, stale się obniżać.
(...) Oznacza to, że w praktyce skutkiem recesji powodowanej monetarnym ograniczeniem popytu stopniowo w coraz większej skali, staje się stosowanie przez różne podmioty gospodarcze reguł gospodarki naturalnej, która tylko w niewielkim stopniu poddaje się centralnej regulacji. Rozszerzenie się obszarów działalności nie poddających się takiej regulacji następnie stanowić będzie barierę rozwoju gospodarki rynkowej i ogólnego wzrostu gospodarczego, nawet gdyby inne warunki okazały się sprzyjające. Szybkie odtworzenie poziomu produkcji sprzed recesji nie może być w takiej sytuacji możliwe.” (ss. 62-63).
„Twórcza destrukcja” Schumpetera „nie jest koncepcją opisującą genezę i powstanie gospodarki rynkowej, lecz jej rozwój, ewolucję na poziomie mikroekonomicznym (...). Niezależnie od tego, do jakiego stopnia koncepcja Schumpetera przystaje do rzeczywistości gospodarki kapitalistycznej, jest pewne, że z wielu względów nie przystaje ona do warunków transformowania gospodarki socjalistycznej.” (s. 64).
Reasumując, Jerzy Hausner zarzuca Balcerowiczowi, wprost lub pośrednio, nadużycie intelektualne, „które rodzi przy tym poważne i groźne skutki praktyczne”, bowiem: „koncepcja wyraźnie wyjaśniająca proces ewolucji kapitalizmu” zastosowana została do uzasadnienia przekształceń ustrojowych („Myśl, która świadomie podkreśla kwestię historycznie określonych motywów działania podmiotów gospodarczych użyta zostaje, by udowodnić, że działania takie mogą występować zawsze i wszędzie” (s. 64).
Przy okazji J. Hausner zaznacza, że dominująca obecnie w elicie władzy linia podziału nie przebiega pomiędzy zwolennikami i przeciwnikami „imitowania” określonych rozwiązań instytucjonalnych, lecz dotyczy tego, jaki wzór ma być „imitowany”.
„Z jednej strony występują orędownicy marszu do Europy, czyli szybkiego skopiowania w Polsce liberalno-demokratycznego wzorca ustrojowego. Dla nich wejście do Europy oznacza hurtowy transfer tak czy inaczej definiowanego zachodniego ładu instytucjonalnego. Ich przeciwnicy kwestionują nie metodę, ale wzór. Dla nich Europa (Zachód) nie jest godnym polecenia przykładem, gdyż niewystarczająco respektuje wartości chrześcijańskie, zapoznała swoje chrześcijańskie tradycje i korzenie. Wzór, do którego się odwołują rozwija <<nauka społeczna Kościoła Rzymsko-katolickiego>>: deklaracjom Rady Europy przeciwstawiają encykliki papieskie” (s. 65).
W obu przypadkach „przyjęcie założenia, że nowy ład społeczny należy formować zgodnie z jakimś zewnętrznie danym wzorem (i nie jest ważne czy wzór ten ma swoje rzeczywiste desygnaty, czy jest tylko ideałem ustrojowym), pociąga za sobą konieczność rewolucyjnego działania, w sensie zerwania ciągłości rozwojowej, przeskoku do nowej ustrojowej jakości” (s. 65).
Zwolennicy takiego podejścia (imitacyjno-rewolucyjnego), jednoznacznie dominujący w elitach władzy, opowiadają się za odgórnym narzucaniem wzoru pożądanego ładu społecznego. Uważają nawet przejściowe współistnienie starych i nowych struktur za zagrożenie dla nowego porządku. „Stąd wynika między innymi ich przekonanie, że niezależnie od kosztów sektor państwowy musi być wyeliminowany, bo inaczej gospodarka rynkowa nigdy nie powstanie” (s. 66).
„Destrukcja starego porządku (jakikolwiek by on nie był) oznacza niszczenie dotychczas istniejących państwowych i społecznych mechanizmów kontroli. Otwiera przestrzeń dla rozszerzania się zjawisk patologicznych. Ich przezwyciężenie jest konieczne, bowiem blokują one formowanie się nowego porządku społecznego, a jednocześnie przyczyniają się do osłabienia pozycji ośrodka, który kieruje procesem formowania się tego porządku. By uniknąć kompletnego chaosu ośrodek kierowniczy musi wówczas podjąć radykalne działanie przyspieszające proces przemian. Stara się więc idealizować i upraszczać przyjęty wzorzec porządku społecznego, osłabiać i eliminować wpływy zwolenników rozwiązań alternatywnych, koncentrować w swym ręku kompetencje i niezbędne środki działania, rozszerzać zakres swojej ingerencji. Wszystko to prowadzi do centralizacji procesu przemian i kształtowania się fundamentalistycznej postawy tych, którzy tym kierują. Niezależnie od ideowych przekonań, podejście imitacyjne wytwarza i umacnia postawę rewolucyjną; tym silniej, czym szybciej proces przemian traci swoje oddolne źródło dynamiki i może być napędzany tylko odgórnie” (s. 66).
„Równocześnie powstaje problem, czy podejście imitacyjne może być skuteczne, to znaczy – czy można wnieść do danego społeczeństwa sprawną i zdolną do rozwoju imitację innego systemu?
(...) Odpowiedź na tak postawione pytanie nie może być uniwersalna, ahistoryczna. Trzeba ją odnieść do określonego systemu i określonego społeczeństwa. Jeżeli więc rozważać możliwości imitacji, w warunkach społeczeństw postsocjalistycznych, współczesnego modelu gospodarki rynkowej i demokracji parlamentarnej, to przynajmniej trzy cechy (rozumiane historycznie, a nie podręcznikowo) tego modelu zdają się taką możliwość wykluczać:
- po pierwsze, współczesna gospodarka rynkowa i demokracja parlamentarna kształtowały się w toku bardzo długiego (trwającego około 200 lat), skomplikowanego procesu społecznego;
- po drugie, zachodni ład społeczny nie powstał w następstwie realizacji jakiegoś ogólnego, odgórnie narzuconego projektu, lecz zasadniczo w procesie społecznego uczenia się i wprowadzania innowacji;
- po trzecie, nie jest to ład statyczny, lecz ulegający dynamicznym i coraz szybszym przemianom. Powstaje więc pytanie: czy można imitować coś, co się zmienia, co ewoluuje w nieokreślonym z góry kierunku?
Wymienione względy powodują, że kompleksowe imitowanie rozwiązań instytucjonalnych charakterystycznych dla rozwiniętej gospodarki rynkowej i demokracji parlamentarnej wydaje się niemożliwe. Oznaczałoby to bowiem imitowanie czegoś, co jest produktem nie imitacyjnej, a innowacyjnej drogi rozwoju (...). W dodatku, nie istnieje jeden wzorcowy model gospodarki rynkowej, a każde rozwinięte społeczeństwo wytworzyło charakterystyczną dla siebie i ciągle rozwijaną instytucjonalną obudowę rynku. Tylko to już przesądza, że proste skopiowanie wzorca nie wchodzi w rachubę i choćby w ograniczonym zakresie niezbędna jest strategiczna selekcja.
Jeżeli imitacyjny model przekształceń instytucjonalnych nie może okazać się, w konkretnym przypadku przejścia od gospodarki nakazowej do rynkowej, skuteczny, to jeszcze nie oznacza, że jego zastosowanie nie rodzi żadnych skutków. Nieuchronną konsekwencją jego przyjęcia jest centralizacja i koncentracja władzy (...)
Jednocześnie to państwo (rząd), którego zadaniem jest stworzenie gospodarki rynkowej, wedle imitowanego wzorca, pozostaje poza zasięgiem społecznej kontroli (...) nie istnieje potrzeba wypracowania kompromisu pomiędzy różnymi interesami i politycznymi orientacjami, zbędna jest jakakolwiek społeczno-polityczna strategia transformacji” (ss. 66-68).
Z punktu widzenia władzy i rządu „najlepiej by było, aby na czas reformowania gospodarki społeczeństwo się zdematerializowało”. Tak naprawdę „rząd działa w społecznej i instytucjonalnej próżni. Tym samym, nie ma w rzeczywistości zdolności do realizacji jakiejkolwiek strategii transformacji”.
Pojęcie „strategicznej próżni”, zdaniem J. Hausnera, nie oznacza, że „nie wiadomo jaką politykę prowadzić”, wskazuje jedynie, że „poza doraźnymi krótkookresowymi działaniami żadnej długofalowej polityki nie można realizować, jeżeli nie wyłoni się układ sił społecznych i instytucji, które będą w stanie formować, selekcjonować i wdrażać określone projekty strategiczne. W tym sensie strategiczna próżnia jest kluczowym aspektem szerzej rozumianej próżni systemowej, w której znalazły się społeczeństwa, w których załamał się system socjalistyczny, a nowy próbuje się narzucić kopiując kapitalistyczne wzorce” (s. 68).
To są w skrócie przyczyny, przejawy i następstwa kryzysu finansowego państwa. Kryzys ten, zdaniem J. Hausnera, nie jest tylko zjawiskiem i problemem ekonomicznym, ale też strukturalnym problemem politycznym. Powinien być analizowany i wyjaśniany w kontekście procesu transformacji.
„Przezwyciężenie kryzysu finansowego wymaga sprawnego państwa, z tym, że w sprawnym państwie, kryzys finansowy nie występuje. Należy jednak dodać, że w analizowanym przypadku mamy do czynienia z państwem, które, aby sprawnie stymulować proces transformacji, samo musi ulec transformacji. Występowanie w tym procesie kryzysu finansowego jest <<ślepym zaułkiem>>. Oznacza to, że kryzys finansowy uniemożliwia (w sensie materialnym, organizacyjnym i politycznym) kontynuację dotychczasowej polityki, ale zarazem polityka ta była centralnym elementem strategii bazującej na metodzie indukowanej, której zastosowanie spowodowało w praktyce znaczne ograniczenie, jeżeli nie eliminację, podstaw i środków realizacji jakiejkolwiek strategii alternatywnej. Sprowadzając problem do wymiaru polityki gospodarczej, kryzys finansowy państwa oznacza, że dotychczasowej polityki prowadzić już nie można, a nowej jeszcze nie.”
Wszystko, co było wyżej powiedziane jest świadectwem „ogólnej niewydolności systemu finansowego, co w konsekwencji prowadzi do kumulatywnego procesu reprodukcji zwężonej i drastycznego ograniczenia zdolności państwa.
Kryzys finansowy państwa oznacza więc, że traci ono zdolności regulacyjne. Przy czym dokonuje się to w pół drogi pomiędzy tym brzegiem, na którym było jeszcze możliwe regulowanie gospodarki poprzez kategorie rzeczowe i nakazowe metody zarządzania, a tym, na którym możliwe miałoby być regulowanie jej za pomocą kategorii finansowych. Tym samym, państwo nie może już oddziaływać przy użyciu instrumentów charakterystycznych dla gospodarki nakazowej i nie ma zarazem środków, by oddziaływać przy użyciu instrumentów typowych dla gospodarki rynkowej” (s. 71).
Przy okazji oceny perspektyw i możliwości dróg rozwoju, Jerzy Hausner zauważa, że formułowanie prognoz wymaga „przede wszystkim wnikliwego rozpoznania przeszłej i aktualnej sytuacji, której rozwój się prognozuje i że czynić tak trzeba równolegle do zachodzących zmian, weryfikując stale prognozy wcześniejsze. (...)
To oczywiste, że różne siły społeczne aktywnie występujące w procesie transformacji posiadają historyczną samoświadomość, że poprzez kształtowanie swej rzutowanej w przeszłość i przyszłość identyfikacji formują się, a zarazem starają się formować całe swoje społeczne otoczenie. Wypracowują więc pewne, historycznie zakorzenione, scenariusze, poprzez które definiują własną rolę i wyznaczają role innym uczestnikom sceny społecznej. Tyle tylko, że niezależnie od tego, do jakiego stopnia sobie to uświadamiają, ich działania, w konsekwencji wynik zastosowania danego scenariusza, zależą wprost od ekonomicznych możliwości, którymi realnie dysponują i ograniczeń, na które napotykają” (s. 72).
Te, ze wszech miar znakomite przesłanki metodologiczne pozwalają autorowi, w połowie 1992 r., poczynić następujące obserwacje:
- „w praktyce odczuwalny jest brak jakichkolwiek strategicznych projektów przezwyciężania kryzysu finansowego, za którymi stałyby zorganizowane, poważne siły społeczne” (s. 73);
- „z chaosu eksperckich rad i interpretacji oraz politycznych doświadczeń wyraźniej odróżnia się jedynie opcja liberalna”, która zakłada słuszność realizowanej dotychczas strategii liberalno-monetarystycznej. Jednocześnie zakłada ona poszukiwanie rozwiązań, które umożliwiłyby kontynuację tej – nadal uznawanej za bezalternatywną – strategii”.
W ramach modyfikacji kursu liberalno-demokratycznego „trzeba okresowo odejść od demokracji albo ją zasadniczo ograniczyć, aby sfinalizować formowanie się nowego systemu gospodarczego”.
Zdaniem J. Hausnera: „Następstwem tego przedsięwzięcia jak i też drastycznego obcinania wydatków budżetowych byłoby przyspieszone formowanie się <<dualnego układu>> gospodarki. Z jednej strony, szybko rozwijałyby się, głównie w dużych ośrodkach miejskich o relatywnie korzystnym położeniu komunikacyjnym i dobrej infrastrukturze, sektor prywatny nastawiony na wymianę gospodarczą z zagranicą, w którym ulokowałby się kapitał powstały w procesie prymitywnej akumulacji, przyspieszonym gwałtownie przez masową prywatyzację. Uzyskujący dochody w tym sektorze nie tworzyliby przy tym popytu wewnętrznego, a głównie ukierunkowany na zewnątrz, w ten sposób wzmacniając powiązania swego sektora z rynkami zagranicznymi. Stopniowo grupa ta stanowiłaby nową elitę finansową i polityczną.
Drugi układ ekonomiczny stanowiłyby te jednostki gospodarcze, które nie uzyskują wystarczającego kapitału, aby przebić się do sektora pierwszego, i które obsługiwałyby rynek wewnętrzny, tworzony głównie przez dochody spauperyzowanych grup ludności, przede wszystkim pracowników sfery budżetowej, mieszkańców wsi i małych miast oraz młodych i nisko wykwalifikowanych robotników.
W takiej <<dualnej gospodarce>> zarysowałyby się szybko zasadnicze linie podziału klasowego, blokując możliwość efektywnego funkcjonowania demokracji parlamentarnej” (ss. 74-75).
Przekonanie Jerzego Hausnera, że „ten jedynie wyraźnie zarysowany scenariusz, który określany [jest] mianem <<państwowego liberalizmu>> ma niewielkie szanse wejścia w życie, a tym samym wystąpienie jego przewidywanych skutków jest mało prawdopodobne”, zweryfikowało samo życie, stawiając pod znakiem zapytania utopijne rozwiązania, którym hołdował autor (korporacjonizm socjalny). Odnotowaliśmy tymczasem kolejną próbę realizacji programu liberalnego, nie wykluczoną zresztą a priori przez J. Hausnera („Nie wykluczone jednak, że podjęta zostanie próba jego realizacji, która może przynieść częściowe powodzenie. W rzeczywistości otwarłoby to stopniowo i wbrew intencjom drogę do populistycznej rewolty i dyktatury”, s. 75).
J. Hausner przewidywał, że „zaistnieniu tych lub podobnych rozwiązań sprzyja obecnie narastająca frustracja społeczna i utrata zaufania przez wszystkie autorytety publiczne.” W tym kontekście szczególnie niepokoiły go „skrajne objawy anarchizacji życia społecznego, polegające na podejmowaniu przez niektóre grupy społeczne działań samoobronnych, przy zagrożeniu użycia siły” (s. 76).
Temu tematowi poświęcił on kolejną publikację (omawianą już przez nas w dwóch artykułach).
Pracę Kryzys finansowy państwa w procesie systemowej transformacji na przykładzie Polski wydaną przez Fundację im. F. Eberta w Polsce, w serii „Polityka ekonomiczna i społeczna”, zeszyt 26, ukończył w sierpniu 1992 r., w obliczu narastającej fali strajków i protestów robotniczych.
W grudniu 1992 r., w 29. zeszycie tejże Fundacji ukazało się opracowanie J. Hausnera pt. Populistyczne zagrożenie w procesie transformacji społeczeństwa socjalistycznego. Wówczas to J. Hausner zauważył, że „populizm formuje się (...) jako ideologia ponadklasowa, ale w stosunku do określonej ideologii klasowej (...) wyłania się zawsze jako następstwo kryzysu dominującej ideologii i formacji politycznej” (jak wyżej, s. 123).
„Kryzys określonego reżimu politycznego można rozumieć jako warunek konieczny (przyczynę) populizmu, zaś ogólny kryzys systemu jako warunek uzupełniający. W tym sensie każde załamanie reżimu politycznego wyzwala zagrożenie populistyczne, jest ono jednak silniejsze, jeżeli jest następstwem ogólniejszego kryzysu formacji społeczno-ekonomicznej. Zagrożenie populistyczne staje się więc szczególnie realne, gdy mamy do czynienia z sytuacją kryzysu w kryzysie” (s. 125).
Za R. Dornbuschem i S. Edwardsem (Macroeconomic Populism in Latim America, 1989) Jerzy Hausner podkreśla: “To, co w rozumowaniu tych autorów wydaje się być kluczowe i znaczące, to zdefiniowanie polityki populistycznej nie tyle jako alternatywy wobec polityki monetarystycznej, lecz jako niepożądanego, acz nieuchronnego następstwa jej niepowodzenia” (s. 128).
Kolejne 10 lat realizacji liberalnego kursu mimo zmian ekip rządzących, pokazało, że opcja liberalna w elitach władzy nie miała sobie równych siłą przebicia. Uznał to również teoretyk, prof. dr hab. J. Hausner, który od 1982 r. w Akademii Ekonomicznej w Krakowie prowadził systematyczne badania nad próbami reformowania gospodarki socjalistycznej, a począwszy od 1989 r. analizował proces transformacji w Polsce i Europie Wschodniej. W 2001 r. J. Hausner przedłożył karierę polityka nad pracę naukową, zostając ministrem pracy w rządzie L. Millera. Na początku 2002 r. wsławił się narzuceniem związkom zawodowym, przy pomocy szantażu, zliberalizowanego Kodeksu Pracy, ograniczającego w sposób drastyczny prawa pracownicze. W 2003 r. J. Hausner objął kierownictwo połączonego resortu gospodarki i pracy. Pomny „populistycznych zagrożeń”, które po raz pierwszy opisał analizując falę strajków 1992-1993, wynikających z realizacji kursu liberalnego, przedstawił własny program. Zagrożenia, o których mowa, po raz kolejny dały o sobie znać wraz z falą letnich strajków 2002 r.
Ukształtowanie się, w 10 lat po publikacji J. Hausnera, „dualnej gospodarki” zarysowało, tak jak to już wcześniej podkreślał zasadnicze linie podziału klasowego. Zgodnie z oczekiwaniami, Hausner nie miał kłopotu z wyborem właściwej strony barykady. Cóż, właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Tylko on bowiem mógł podjąć się obrony transformacji wyznaczanej pod dyktando liberalizmu. Paradoksalnie, nie po raz pierwszy okazało się, że ostatnią deską ratunku liberalizmu jest jego najzagorzalszy krytyk. W czasach przełomu autorytety zużywają się nader pospiesznie. Główną stawką w rzeczywistości nie jest bowiem taki czy inny wariant transformacji ustrojowej, lecz sam kapitalizm, dla którego także Hausner nie widzi alternatywy.
Przedtem jednak potrzebne było pogodzenie sobie przeciwstawnych opcji.
O ile dotychczas dominująca opcja liberalna zakładała metodę indukowaną, polegającą na wymuszaniu za pomocą różnych dostępnych narzędzi pożądanych zmian, o tyle korporacjonizm socjalny, proponowany przez J. Hausnera, powinien być wprowadzany na bazie metody interakcyjnej, polegającej na „wywoływaniu” pożądanych zmian poprzez generowanie procesu społecznej innowacji dokonującej się w następstwie społecznych interakcji. Przy tej metodzie ośrodek wywołujący i ukierunkowujący zmiany przyjmuje rolę uczestnika i traktuje innych uczestników jak podmioty, których postępowanie może ulec zmianie tylko w następstwie wzajemnego oddziaływania” (J. Hausner, Kryzys finansowy państwa..., s. 58). A zatem chodzi o „wyzwolenie zdolności uczestników systemu poprzez proces społecznego komunikowania się i porozumiewania się” (s. 59).
Podobnie rzecz ma się z modelem imitacyjno-rewolucyjnym, implikującym odgórne narzucanie zmiany społecznej przez ośrodek dysponujący wzorcem pożądanego ładu społecznego. W korporacjonizmie powinien go zastąpić model imitacyjno-ewolucyjny, zakładający wyłonienie się ładu społecznego w wyniku procesu społecznego komunikowania się i uczenia, w drodze innowacji wynikających ze społecznych interakcji (ss. 65-66). W praktyce – zdaniem J. Hausnera – „oznacza to konieczność sformułowania określonej strategii akumulacji i uzyskiwania możliwości jej realizacji. Wokół takiej strategii musiałaby być zbudowana szerzej rozumiana strategia gospodarcza i związana z nią strategia społeczno-polityczna. Tym samym, wokół określonej strategii akumulacji (wzrostu gospodarczego) musiałaby być zbudowana koalicja tych grup, które dostrzegłyby w jej realizacji swój podstawowy interes i tworzyłyby bazę społeczno-polityczną rządu” (s. 76).
W 1992 r. największymi trudnościami, według J. Hausnera, były:
- rywalizacja grup interesu koncentrująca się po stronie popytu przy pogłębiającym się deficycie budżetowym;
- złożoność sytuacji ekonomicznej i wynikająca stąd ostrość konfliktów klasowych postrzeganych zresztą przez J. Hausnera;
- nieokreśloność ról pełnionych przez potencjalnych partnerów negocjacji.
Zatem procedura negocjacyjna (z pominięciem względów politycznych, co zaznacza J. Hausner) musiałaby być równocześnie otwartym procesem formowania się partnerów porozumienia lub zbioru porozumień. Układ wyłaniałby się dopiero w procesie negocjacyjnym, w którym z jednej strony uczestniczyłyby – państwo (rząd, administracja terenowa) prowadzące negocjacje w układzie branżowym oraz uzupełniające, w układzie regionalnym, odniesionym do ośrodków kumulujących wysoki poziom bezrobocia i recesji. Z drugiej strony, w układzie branżowym – reprezentacje związkowe, stowarzyszenia zawodowe oraz w układzie regionalnym – przedstawicielstwa samorządowe, stowarzyszenia i organizacje o znaczeniu lokalnym. Układ trójstronny uzupełniałyby kształtujące się organizacje pracodawców.
W artykule „Reprezentacja interesów w społeczeństwach socjalistycznych i postsocjalistycznych” (w: „Studia nad systemem reprezentacji interesów”, t. 2, Od socjalistycznego korporacjonizmu do ...?, pod red. J. Hausnera i P. Marciniaka, Fundacja „Praca Polska”, Warszawa 1994) Jerzy Hausner zauważa, że korporacjonizm socjalny wyłania się jako rezultat interakcji i porozumienia pomiędzy państwem a organizacjami interesu jako nieomal naturalne rozwiązanie korporacyjne występujące w warunkach liberalnego kapitalizmu.
Ukształtowanie tego systemu może, w jego mniemaniu, zapobiec skutecznie poważnym perturbacjom i, w konsekwencji, załamaniu się transformacji systemowej.
Na początku lat 90. było widoczne, co podkreśla Piotr Marciniak i za nim J. Hausner, że „nowa klasa polityczna wyobcowała się ze społeczeństwa w następstwie bardzo szybkiego awansu materialnego. Zasadniczo był on spowodowany – wynikającym z politycznej pozycji – uczestnictwem w procesie pierwotnej akumulacji kapitału, usprawiedliwianym doktrynalnie jako konieczna droga tworzenia klasy średniej”.
W latach 1992-1993 wręcz namacalnie, w toku protestów, narastało „zagrożenie populistyczne”. Odsunąć to zagrożenie – zdaniem J. Hausnera – mogą dopiero zinstytucjonalizowane układy korporacyjne, które ucywilizują rynek pracy i warunki zatrudnienia w sektorze prywatnym i zlikwidują nieuczciwą konkurencję – w 1992 r. 85% bankructw polskich firm wynikało z celowego działania właściciela (tamże, J. Hausner, Konflikty interesów w drugiej fazie polskich reform 1992-1993, s. 277-307).
W przeciwnym razie grozi Polsce dalsze upolitycznienie konfliktów, co już miało miejsce w 1993 r., w rezultacie strajków w górnictwie węgla kamiennego i w protestach w „zbrojeniówce”, organizowanych tym razem przez NSZZ „Solidarność”.
Wówczas – zdaniem J. Hausnera – zarysowały się dwie zasadnicze drogi postępowania:
- konsekwentna denacjonalizacja gospodarki przez przyspieszenie procesu prywatyzacji (postulowana przez wiodącą opcję liberalną – „sprawę trzeba widzieć raczej w kategoriach denacjonalizacji i pozbywać się firm państwowych za wszelką cenę i wszelkimi sposobami, gdyż stanowią one ognisko społecznego niepokoju i politycznego zagrożenia” – Tadeusz Syryjczyk, Dla kogo kapitalizm?, „Kapitalista Powszechny” nr 14, dodatek do „Życia Gospodarczego”, nr 4/1993);
oraz
- wytwarzanie w gospodarce takich układów negocjacyjnych, które umożliwiłyby uzgodnione rozwiązywanie konfliktów interesu na poziomie mikro- i mezzostruktur społecznych i hamowałyby ich wynoszenie na poziom polityczny, co jest nadzwyczaj groźne.
I choć w ocenie Hausnera te opcje „zarówno w teorii, jak i w praktyce – są zazwyczaj sobie przeciwstawne (i rzeczywiście, w skrajnej postaci z pewnością wykluczają się wzajemnie), istnieje jednak możliwość ich pragmatycznego pogodzenia i realizacji takiej koncepcji przekształceń gospodarczych, która respektuje własność prywatną jako podstawę gospodarki rynkowej, a zarazem polega na wspieraniu przez państwo formowania właściwej instytucjonalnej obudowy mechanizmów rynkowych (tamże, s. 304).
W praktyce, pragmatyczne pogodzenie nastąpiło za rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Teoretyczne przesłanki wyartykułowane przez J. Hausnera w latach 1992-1994, w latach 2002-2003 stały się podstawą jego awansu na ministra pracy i polityki społecznej, a następnie objęcia przez niego połączonego resortu gospodarki i pracy, stanowiska umożliwiającego dostosowywanie rozwiązań korporacjonizmu do warunków liberalnego kapitalizmu.
13 lutego 2003 r.