Paradoksy stosunków partnerskich
Dla radykalnej i niesekciarskiej zarazem lewicy oczywistym jest, że jej rozwój zależy od i musi przebiegać w "ścisłym związku z budową i rozwojem ruchów społecznych". A zatem, konieczne jest "codzienne, aktywne uczestnictwo w działalności tych ruchów, w tym zwłaszcza działanie na rzecz ich niezależności, umasowienia, demokracji wewnętrznej, koordynacji i jedności działania, ubojowienia i antykapitalistycznej radykalizacji. Szanse radykalnej lewicy zależą bowiem od dynamiki ruchów społecznych, lewica radykalna, która nie działa w tych ruchach, nie ma szans na zaistnienie jako poważna siła polityczna" (Magdalena Ostrowska, "Czas budować <<Aurorę>>", "Rewolucja", nr 2/2002, ss. 290-291).
Niezależność ruchów społecznych nie przewiduje odseparowania ruchów społecznych i "ruchu ruchów" od radykalnej lewicy, ani od ruchu robotniczego i pracowniczego. Co więcej, korzystając z demokracji wewnętrznej radykalna lewica powinna sprzyjać ubojowieniu tych ruchów i ich antykapitalistycznej radykalizacji, a także dążyć do ideologicznej transformacji "ruchu ruchów" z ruchu antyglobalizacyjnego w ruch alterglobalistyczny, a zatem w ruch promujący alternatywną globalizację, co mieści się w doktrynalnych założeniach Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki.
Zasadniczym celem środowisk związanych z "czwórką" jest budowa nowej, masowej, zjednoczonej, pluralistycznej i demokratycznej partii antykapitalistycznej, w której trockiści, związani ze Zjednoczonym Sekretariatem, byliby nurtem wewnętrznym.
Przyjmując jako pewnik, że "struktury związkowe i społeczne boją się <<upolitycznienia>>, boją się ewentualnych manipulacji politycznych" należy zaznaczyć, że wręcz newralgiczną sprawą są wzajemne relacje między radykalną lewicą (i jej organizacjami) a ruchami społecznymi i pracowniczymi oraz ich stosunek do pomysłu pluralistycznej partii antykapitalistycznej i szerokiej reorganizacji ruchu robotniczego i społecznego (wywiad z A. Krivinem w "Dalej!", nr 32, 2002, s.10).
Nieprzypadkowo zatem analizowane są doświadczenia włoskiej Partii Odrodzenia Komunistycznego, partii, "która pozostaje w partnerskich stosunkach z ruchem społecznym, bez zapędów hegemonicznych czy manipulacji", bowiem "stosunki na linii partia polityczna - ruch społeczny zostały wstrząśnięte przez siłę <<ruchu ruchów>>" ("Dwie lewice", "Robotnik Śląski", nr 2/2002, s. 24).
Zapewne wstrząśnięte, ale nie zmieszane.
Nieodparcie nasuwa się wniosek, że w imię budującego partnerstwa konieczna jest rezygnacja nie tylko z zapędów hegemonicznych i manipulacji, ale i z "wynoszenia na piedestał Partii" (Konrad Markowski, "Rzecz nie w nazwach", "RŚl" nr 1/2003, s. 26).
Musimy uwierzyć na słowo, że rzeczywista transformacja "ruchu ruchów" (mocno pluralistycznego, antyglobalizacyjnego ruchu sprzeciwu wobec globalizacji) w ruch alterglobalistyczny, promujący alternatywną globalizację, nie mieści się w sferze zapędów hegemonicznych i manipulacji, lecz wynika z immanentnej dynamiki i niesamowitej wręcz demokracji wewnętrznej tego ruchu.
Trudno jednak w to uwierzyć, skoro:
"Od czasu narodzin <<nowych ruchów społecznych>> w latach sześćdziesiątych - gejów, kobiet, ekologów i innych - kultura poczyniła niezwykły postęp, a mimo to, każde z tych środowisk uformowało swoją partykularną grupę interesu i prowadziło lobbing niemal wyłącznie na rzecz swoich członków. W miarę zaś nasilania się konkurencji między nimi, całość stała się mniejsza niż suma składających się na nią części (...) Z punktu widzenia całej lewicy jest to, rzecz jasna, strategia autodestrukcyjna" (Stephen E. Bonner w rozmowie z Magdą Raczyńską, "Co pozostało?", "Krytyka Polityczna", nr 2/2002, s. 99).
S.E. Bonner wskazuje, że "wzrost ilości ugrupowań zajmujących się kwestiami lewicowymi zwiększył jedynie ilość problemów związanych z koordynacją ich działań". Sprzyja temu strategia autodestrukcji przedstawiona powyżej, efektem której była "namacalna zapaść jakości progresywnego przywództwa" i "brak pomostowych instytucji lewicowych" - "w rezultacie mnożą się interesy, każdy z własnym zestawem skarg i wniosków oraz ideologiczną formą autoidentyfikacji" (tamże, s. 102).
Czyżby tak kontrowersyjne i mało wiarygodne w szerokim odbiorze "pomostowe instytucje lewicowe" w rodzaju Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki czy też konferencji "lewicy antykapitalistycznej" były w stanie, w ciągu półrocza, jakie upłynęło od wywiadu z S. Bonnerem, przełamać tak wielkie opory i partykularyzmy?
Brzmi to zbyt infantylnie, zważywszy, że wachlarz polityczny, społeczny i narodowościowy ruchu antyglobalizacyjnego wyklucza jego cudowne przemienienie. Paradoksalnie, niewykluczone są tylko manipulacje. Wspólny dla tego ruchu jest jego antywojenny charakter. To dużo, ale jednocześnie dużo za mało.
ex. GSR
20 lutego 2003 r.