Zmienić perspektywę
 

 


Można zwątpić w sens wszelkich dyskusji. Trzeba dużo dobrej woli i chrześcijańskiej pokory, by w tekście "Zaklęty krąg kawiarnianych dyskusji" (portal lewicabezcenzury) znaleźć choćby dwa zdania ("Kolportaż prasy pod fabryką o 5 rano w deszczu, śniegu lub na mrozie - nie jest zadaniem łatwym i przyjemnym. Radykałowie z uniwersytetów nie potrafią i po prostu nie chcą dyskutować z robotnikami"), które nie wpisywałyby się w perspektywę pyskówek rewolucjonistów spod budki z piwem. Warto jednak spróbować, bowiem:
"Nie pozostaje nam nic, jak tylko przyjąć inną perspektywę, perspektywę partii reprezentującej realne interesy polityczne klasy robotniczej. Pozostaje nam praca na rzecz stworzenia partii, której celem nie byłoby wpasowanie się w aktualny porządek społeczny pod idiotycznym pretekstem, że możliwe jest skierowanie jego ewolucji w prawidłowym kierunku, ale która, wręcz przeciwnie, walczyłaby o radykalne przekształcenie społeczeństwa.
Partii, która trwałaby konsekwentnie w obozie ludzi wyzyskiwanych, uciskanych, nie opuszczającej tego obozu dla dowolnych stanowisk ministerialnych.
Partii, która nie odrzuca swoich przekonań w celu przystosowania się do polityki reformistycznego kierownictwa, nawet jeśli to kierownictwo znajduje się w opozycji.
Partii, która nie chce ukrywać rzeczywistości walki klasowej, ponieważ nie służy to niczemu innemu, jak interesom klasy wyzyskiwaczy, która, aby prowadzić własną walkę klasową, nie ma potrzeby o tym głośno trąbić.
Ale też partii, która, przeciwnie, stara się wskazać na charakter klasowy prowadzonej polityki po to, aby pracownicy przeciwstawili walce klasowej burżuazji swoją własną walkę.
Partii, która nie zadowala się ujawnieniem kilku przekrętów magnatów finansowych czy dominacji korporacji w warunkach gospodarki globalnej, ale która stawia sobie za cel organizowanie jedynej klasy społecznej, tzn. światowego proletariatu, mogącej obalić kapitalizm i jego produkt uboczny - imperializm. Partii, która nie zadowala się uczestnictwem, od czasu do czasu, w jakiejś manifestacji międzynarodowej, ale która walczy codziennie w fabrykach, w dzielnicach ludowych, o organizację i kształcenie pracowników w celu przekształcenia społeczeństwa.
O wiele trudniej jest prowadzić działalność w warsztatach, biurach, na placach budów, wśród robotników niż w środowisku intelektualistów, a zwłaszcza studentów. Student ma możliwość i przywilej refleksji, dyskusji, czytania, można go zaczepić i wejść w kontakt stosunkowo łatwo.
Z robotnikiem jest odmiennie. W zakładach metalurgicznych, np., praktycznie niemożliwym jest prowadzenie dyskusji w pracy przez więcej niż kilka minut. Hałas, natężenie pracy, zmęczenie. A tych kilka przerw nie pozwala na zebranie myśli. Rano, pracownicy przychodzą na ostatnią chwilę, a wieczorem wychodzą spiesząc się, aby nie spóźnić się na pociąg, na autobus, a zwłaszcza, w odniesieniu do kobiet, aby zyskać kilka chwil na zrobienie zakupów.
Tak więc przekonywanie, pozyskiwanie ludzi, bronienie swoich idei jest w tym środowisku bardzo trudne. Nie dlatego, żeby pracownicy byli zamknięci na tego typu idee, wręcz przeciwnie, ale nie mają oni okazji, by je poznać, jeśli nie spotkają działaczy, którzy byliby ich nosicielami.
To dlatego wszystkie grupy skrajnej lewicy w końcu spotykają się w środowiskach intelektualistów. Tam jest łatwiej, można prowadzić liczne dysputy, przerzucać się koncepcjami, szczególnie takimi, które nie angażują nikogo. Ale nawet jeśli udałoby się pozyskać jakichś działaczy, to zazwyczaj na ogół na bardzo krótko, na czas studiów, albowiem później, nawet jeśli życie, np., nauczyciela czy wykładowcy pozwala ewentualnie poświęcić się działaniu, bardzo często ze względu na odmienne warunki życia, poglądy pozostają powierzchowne. Poświęcenie się w takiej sytuacji działalności w środowisku robotniczym wydaje się czymś ponad siły wielu z nich.
To dlatego, jeśli mamy do czynienia z jakimś kryzysem idei rewolucyjnych, to bierze się on nie tyle ze środowiska pracowniczego, ale ze środowiska lewicowych intelektualistów. Dawno temu Trocki pisał, że "historyczny kryzys ludzkości sprowadza się do kryzysu rewolucyjnego kierownictwa".
A kryzys rewolucyjnego kierownictwa to, przede wszystkim, niesprostanie sytuacji przez lewicowych intelektualistów. Wielu z nich czyni nieśmiały wysiłek, tzn. angażuje się na kilka lat, albo na dłużej, na dziesięć lub piętnaście lat, a potem, widząc, że nie znajduje natychmiastowego posłuchu wśród pracowników, mówi sobie, że proletariat zdecydowanie nie jest rewolucyjny. Podobnie jak Maximilien Rubel, wyciągają wniosek, że nie będzie on narzędziem transformacji społecznej.
Tak więc, zasadniczym aspektem naszej aktywności nadal będzie obrona programu wyzwolenia klasy pracowniczej, programu komunistycznego. Obrona tego programu zwłaszcza wśród klasy robotniczej, albowiem tylko od niej zależy jego realizacja w przyszłości. Obrona głównie wśród pracowników, którzy przez wiele lat pozostawali w lub na obrzeżach partii komunistycznej i którzy czują się zniechęceni, zdezorientowani i którym należy zwrócić zaufanie i pokazać, że nurt komunistyczny nie zniknął i że do niego należy przyszłość.
Chcemy dać poznać młodemu pokoleniu te idee, młodym pracownikom i młodym studentom. (...)
Możliwe jest przekształcenie społeczeństwa i każdy, robotnik czy student, może w tym odegrać swoją rolę. Należy unikać, żeby nie nadużyli ich ci, którzy przedstawiają stare idee reformistyczne pod nowymi szyldami. Którzy usiłują ich oszukać przedstawiając kilka drobnych reform - jakiś podatek tu, jakieś cząstkowe oddłużenie tam - jako idee na przyszłość, podczas gdy to wszystko jest nie tylko nieskuteczne, ale również sankcjonuje przekonanie, że kapitalizm jest reformowalny.
Otóż jest inaczej, system kapitalistyczny nie jest reformowalny."
Z wywiadu z Robertem Barcią (alias Hardy), przeprowadzonego przez Christophe'a Bourseiller, i opublikowanego w książce Prawdziwa historia Lutte Ouvriere, za Lutte Ouvriere, nr 1803, 21 lutego 2003, s. 15).



7 marca 2003 r.