Faza krytyczna
W perspektywie wejścia Polski do Unii Europejskiej i wielce prawdopodobnego
szoku gospodarczego i społecznego, przed czym ostrzega prof. Karol Modzelewski
(patrz: wywiad z K. Modzelewskim, "Scenariusze dla Polski", portal lewica.pl),
oczywiste jest, że polska gospodarka wchodzi w fazę krytyczną. Świadczy o tym
nałożenie się skutków liberalnej wersji transformacji systemowej (z jej
skrajnościami i efektami społeczno-gospodarczymi) na dekoniunkturę gospodarczą w
kraju i za granicą, z którą mamy do czynienia od 1997 r. Specjaliści od
prywatyzacji określają to zjawisko, które ich zdaniem ma charakter przełomowy,
jako fazę krytyczną syndromu wielkiej zmiany (Pułapki prywatyzacji, pod redakcją
Marii Jarosz, ISP PAN, Warszawa 2003, s. 22). Na bazie "danych statystyki
ogólnopolskiej i resortowej, analizy sytuacji gospodarczej i zachowań ludzi",
jak też własnych doświadczeń badawczych, formułują raporty zawierające elementy
prognozy ostrzegawczej.
W prognozie ostrzegawczej podkreśla się "dramatyczną (obiektywnie i w odczuciu
opinii społecznej) sytuację na rynku pracy, rosnące poczucie zagrożenia
bezrobociem, nieomal powszechną, krytyczną ocenę sytuacji Polski i - co
najistotniejsze - brak nadziei na poprawę", świadectwo skali społecznego
pesymizmu (tamże, s. 23).
"Rosnące niezadowolenie (jak wykazują analizowane w badaniach opinie nie tylko
pracobiorców, ale i pracodawców) źle rokuje gospodarce i przyszłości kraju.
Kwestią otwartą pozostaje to, jaki poziom napięć, niepewności i pauperyzacji
społeczeństwo jeszcze zniesie, jaki zaś przestanie tolerować (ze wszystkimi tej
perspektywy ekonomicznymi i społecznymi, a zwłaszcza politycznymi
konsekwencjami)" - tamże, s. 15.
Odczucia te potęguje "wszechobecna w naszej rzeczywistości - korupcja klasy
politycznej" (tamże, s. 24), korupcja ponad podziałami partyjnymi, o której
głośno obecnie w mass-mediach w związku z "aferą Rywina", a szczególnie
zeznaniami Jerzego Urbana, które wstrząsnęły "elitą" i opinią publiczną.
Z analizy badań, polskich i zagranicznych, wynika, że "korupcja zarówno w
Polsce, jak i innych krajach <<bloku wschodniego>> ma w dużej części charakter
systemowy. Praktyki korupcyjne z okresu PRL w warunkach transformacji
gospodarczej szybko <<adaptowały się>> do nowych realiów ekonomicznych i
politycznych, wykorzystały nowe możliwości i utrwaliły jako reguły i normy.
Korupcji sprzyjają: utrzymujący się duży udział państwa w gospodarce,
nieprzejrzystość struktur decyzyjnych, kompetencyjnych i reguł gry rynkowej,
częste zmiany personalne na kierowniczych stanowiskach, usankcjonowanie zasady
partyjnego <<podziału łupów>>, przyzwolenie na różne formy instytucjonalnej
nieodpowiedzialności i kapitalizacji zajmowanych stanowisk przez elitę władzy,
akceptacja bogacenia się za wszelką cenę, słabość instytucji społeczeństwa
obywatelskiego i tolerancja dla patologii władzy. Ciągle nie zakończone procesy
zmian struktury własnościowej, także brak docelowej wizji tej struktury - przy
niejasności prawa i słabej jego egzekucji - niewątpliwie tworzą znakomitą
pożywkę dla wielu patologii. Dodajmy: patologii na wielu szczeblach, nie tylko
tych najwyższych, choć o nich najgłośniej.
Korupcja ma także rosnące uwarunkowania zewnętrzne, związane, z jednej strony, z
procesami globalizacji, z drugiej, z erozją państw narodowych. Deregulacja
rynków finansowych i liberalizacja handlu wzmocniły w skali świata rolę banków,
wielkich korporacji oraz instytucji ponadnarodowych. Przejmowanie przez tych
aktorów kompetencji i instrumentów działania państw narodowych skutkuje ich
kryzysem lub marginalizacją, co osłabia lub eliminuje mechanizmy kontroli i
sprzyja ekspansji korupcji, na którą szczególnie podatne są kraje Europy
Środkowo-Wschodniej. Punktem wyjścia do kontaktów ze światem dla krajów tego
regionu był ustrój, w którym decyzje miały charakter polityczny i były
podejmowane przez wąską grupę elity partyjnej uzależnionej od centrum władzy w
Moskwie, natomiast zupełnie wolnej od zinstytucjonalizowanej kontroli
społecznej. Korupcja międzynarodowa nie natrafiła więc na bariery kontroli
społecznej" (tamże, s. 248-249).
W konsekwencji prowadzi to do "kryzysu legitymizacji państwa" oraz "obniża także
znacząco sterowalność państwa i utrwala reguły <<peryferyjnego kapitalizmu>>"
(tamże, s. 249).
Prawdopodobieństwo szoku gospodarczego po wejściu Polski do UE potwierdzają
badania naukowe, wskazując, że "tylko relatywnie niewielka grupa
przedsiębiorstw, głównie sprywatyzowanych z udziałem inwestorów zagranicznych,
potrafi sprostać dekoniunkturze i jest przygotowana do konkurencji na wolnym
rynku Unii Europejskiej" (tamże, s. 23).
"Badania ujawniły, że w większości przedsiębiorstw, także państwowych,
wyczerpały się proste rezerwy osiągania rentowności przez redukowanie kosztów.
Utrzymanie się na rynku wymaga inwestowania w technologie, nowe produkty i
marketing. Taki wysiłek inwestycyjny w warunkach drogiego kredytu może podjąć
niewielka tylko <<elitarna>> grupa przedsiębiorstw, szczególnie tych, które
posiadają zasobnych kapitałowo inwestorów, najczęściej zagranicznych" (tamże, s.
241).
Jednak najbardziej efektywna forma prywatyzacji z udziałem strategicznego
inwestora zagranicznego, gwarantująca konkurencyjność przedsiębiorstw, niesie ze
sobą inne zagrożenia (potwierdzone naukowo): powszechny transfer zysków za
granicę (tamże, s. 242), rozczłonkowanie struktury gospodarczej kraju, zerwanie
krajowych więzi kooperacyjnych i zmarginalizowanie krajowych źródeł dostaw.
Tym samym, "nadzieje na aktywizację gospodarki przez kooperację spółek
sprzedanych inwestorom zagranicznym z polskimi przedsiębiorstwami przez
wnoszenie know-how i technologie pozostały wyłącznie w sferze straconych
złudzeń" (tamże, s. 243).
Potwierdza się natomiast, że stopień i poziom koncentracji (rynkowej i
produkcyjnej) spółek z udziałem kapitału zagranicznego w Polsce grozi w
perspektywie wejścia Polski do Unii Europejskiej eliminacją polskiej konkurencji
z rynku krajowego i zapaścią cywilizacyjną znacznych obszarów kraju. Już obecnie
"kapitał zagraniczny wzmacnia dysproporcje pomiędzy regionami" (tamże, s. 157),
a "spółki sprzedane inwestorem zagranicznym zostają włączone [po zerwaniu
krajowych więzi kooperacyjnych] w system kooperacji koncernów czy korporacji
macierzystych" (tamże, s. 91) i podporządkowane interesom zagranicznym ("ich
strategie biznesowe i kontakty handlowe są podporządkowane polityce
inwestycyjnej, finansowej i handlowej właścicieli"). Dysproporcje regionalne,
podobnie jak bezrobocie strukturalne nabierają cech trwałych.
Czyż trzeba więcej na dowód kompradorskiej polityki rządzących elit i klasy
politycznej?!
*
O tym, ze szok gospodarczy i społeczny jest więcej niż prawdopodobny świadczą
iluzje, którym hołdują luminarze polskiej nauki - "w ostatnich trzynastu latach
polska gospodarka przechodzi fundamentalną rewolucję strukturalną: na naszych
oczach Polska przestaje być krajem przemysłowo-rolniczym czy może raczej
przemysłowym i wchodzi w etap Tofflerowskiej trzeciej fali, gospodarki opartej
na usługach jako głównym sektorze tworzenia dochodu i wspieranej dynamicznym
postępem naukowo-technicznym" (tamże, s. 11).
Tylko taka postindustrialna, reakcyjnie utopijna wizja świata usprawiedliwia
serwowanie przez polską naukę recept godnych lekarzy-łowców skór. Cóż,
dyspozycyjność i powiązanie ideologii geszefciarstwa z nauką, podobnie jak
pogotowia ratunkowego z zakładami pogrzebowymi, może dać równie spektakularne
rezultaty, adekwatne do przyspieszonej i konsekwentnej prywatyzacji, wspomaganej
wszelkimi sposobami przez państwo: "Metody i techniki badań są oczywiście
podporządkowane założonym celom" (tamże, s. 19). Celem nadrzędnym jest, jak
wiadomo, transformacja systemowa. Dla kapitalizmu podobno nie ma alternatyw.
Postindustrializm czy superindustrializm mieści się w tej wizji, przemysł
"schyłkowy" - nie, podobnie jak społeczna własność środków produkcji.
11 marca 2003 r.