Tekst pochodzi z Nowego Robotnika nr 3(7) z 15 marca -16 kwietnia 2004 http://nr.freshsite.pl/?nr=7&id=489 . Z tekstem tym polemizuje GSR w artykule: "Alterkapitalizm"


Daniel Zaremba

Trzy antyglobalizmy


Ruch alterglobalistyczny jest największym fenomenem społecznym przełomu wieków. W ciągu kilku lat sprawił, że runął fukuyamowski mit końca historii, a kapitalizm, który po upadku bloku wschodniego triumfował, został w sferze ideologicznej sprowadzony do defensywy. Ruchu nie złamała ani amerykańska "wojna z terroryzmem", ani represje (Genua, Goeteborg). Zaczął rozszerzać się na kolejne regiony świata.
Nie jest to ruch jednorodny i nie może być taki. Dzielą go kwestie strategii, perspektywy, sposobów działania, ale to wszystko związane jest z różnorodnością uczestniczących w nim podmiotów. Ale ruch jest zbyt łakomym kąskiem, aby mógł pozostać poza sferą zainteresowania dwóch nurtów prawicy - liberalnego i konserwatywnego.
Soros sprawiedliwy
George Soros, najsłynniejszy spekulant świata, a równocześnie mistrz autokreacji - jako filantrop i dostarczyciel dobrych rad, jest symbolem liberalnego "antyglobalizmu". Anty- należy dać oczywiście w cudzysłowie, gdyż główną cechą tego nurtu nie jest przeciwstawienie się neoliberalnej globalizacji, lecz kosmetyczne łagodzenie jej skutków czy czasem nawet dążenie do przyspieszenia tego procesu (w imię, oczywiście, rozwoju społeczeństwa obywatelskiego i pomocy biednym).
"Moim celem jest stać się świadomością świata" - wyznał kiedyś Soros i mając ku temu środki, mógł rzeczywiście spróbować stać się wyrocznią. Słynna książka Sorosa "Kryzys globalnego kapitalizmu" proponuje regulację części przepływów kapitału w celu obrony systemu, podkopanego przez neoliberalne deregulacje. Soros pozostaje jednak liberałem do szpiku kości. Według niego system kapitalistyczny jest "gigantycznym systemem pompującym kapitały z Centrum, by skierować je do peryferie świata". Tymczasem rzeczywistość jest inna - przepływy kapitału netto kierują się z Peryferii do Centrum (to m.in. efekt zadłużenia zagranicznego państw Trzeciego Świata).
Soros-humanista jest wrogiem państwa socjalnego: "Każdy kraj jest zmuszony stać się bardziej konkurencyjnym i programy ochrony socjalnej stworzone w innych okolicznościach nie mogą już być utrzymane".
Gdy wielu lewicowych intelektualistów, zwłaszcza w krajach bloku wschodniego, straciło wiarę w "radziecki socjalizm" (piszę wiarę, gdyż trudno inaczej nazwać przekonanie, że chodziło rzeczywiście o socjalizm), z gotowymi ideami społeczeństwa otwartego czekał już Soros i jego fundacje. Popperowska koncepcja społeczeństwa otwartego stała się wygodną matrycą pojęciową i jeszcze wygodniejszym sposobem na życie (dzięki np. grantom z Fundacji Społeczeństwa Otwartego). Soros zresztą dzięki temu oczyszcza sumienia: "Wiem, że moje skrupuły nic nie zmieniłyby w realnym świecie, biorąc pod uwagę konkurencję na rynkach finansowych", ale pieniądze te przeznaczane są na dobry - według niego - cel, jak na wspomniane fundacje.
Kwiatek do kożucha
Neoliberalna linia gospodarcza "Gazety Wyborczej" jest niezmienna. Jednak właśnie w GW można znaleźć ślady liberalnego "antyglobalizmu". O rzeczach poważnych w gospodarce pisze tam liberał Witold Gadomski, a mniej poważne - antyglobalistów - pozostawiono Arturowi Domosławskiemu. Domosławski o problemach świata rozmawiał z liderami ruchu alterglobalizacyjnego (Lori Wallach, Ignacio Ramonet itd.) według zasady: może i stawiają dobre pytania, ale dają kiepskie odpowiedzi.
Kwintesencją tej postawy był artykuł Macieja Kuźmicza poświęcony negocjacjom Światowej Organizacji Handlu w Cancun. Kuźmicz stwierdził wprost, że szansą dla biednych krajów jest nie mniej, a więcej globalizacji, więcej wolnego handlu powinno im pomóc wyjść z kręgu ubóstwa. Fakty mówią jednak coś innego: eksport z krajów Trzeciego Świata służy przede wszystkim finansowaniu spłaty zadłużenia, a proeksportowe nastawienie, przy marazmie rynku wewnętrznego, prowadzi do regresu gospodarki krajowej.
Pozarządowi, probiznesowi
Podatne na wpływy liberalnego "antyglobalizmu" są organizacje pozarządowe (ONG), żyjące z dotacji przedsiębiorstw czy różnych fundacji. Przejęcie przez światowe elity języka "obywatelskiego" sprawiło, że modne stało się zapraszanie na różne szczyty biznesowe wybranych, "odpowiedzialnych" organizacji pozarządowych. W ten sposób szczyty udają dialog, wielkie korporacje dostają etykietę ekologii czy społecznikostwa, a ONG mają z czego żyć. W Polsce koncern Danone wsparł akcję Pajacyk, by karmić biedne dzieci, odbierając równocześnie chleb ich rodzicom podczas zamykania fabryki słodyczy w Jarosławiu.
W krajach Południa organizacje pozarządowe służą niejednokrotnie do korumpowania lokalnych działaczy społecznych, bądź wprost do pacyfikowania możliwych protestów. Antyzadłużeniowa kampania Jubileusz Południe ostrzegała w 2001 r. przed wykorzystywaniem przez MFW i Bank Światowy naprędce stworzonych organizacji pozarządowych do wywierania presji na rządy państw afrykańskich w celu promowania polityki neoliberalnej.
Oczywiście, problem ten dotyczy tylko części organizacji pozarządowych, ale już to pozwala podważyć ich wiarygodność w ruchu alterglobalistycznym (wspominał o tym Marcin Pazurek w korespondencji ze Światowego Forum Społecznego w Mumbaju).
Antyglobalizm konserwatywny
Nurt liberalnego "antyglobalizmu" można postrzegać jako dywersję wobec samego ruchu, zmierzającą do "udomowienia" bądź podzielenia go i - w efekcie - spacyfikowania, inaczej wygląda to w przypadku "antyglobalizmu" konserwatywnego. Nurt ten przedstawia własne alternatywy dla globalizacji, próbując czasem włączyć się w ruch antyglobalistyczny.
Deregulacja gospodarki związana z globalizacją prowadzi do deregulacji społeczeństwa, znikają gwarantowane dotychczas zabezpieczenia socjalne, co z kolei prowadzi do osłabienia więzi międzyludzkich w efekcie wzrostu konkurencji społecznej. W tej sytuacji ostoją może stać się mityczny system tradycyjnych wartości. Skrajna prawica występuje więc przeciwko globalizacji.
W nurcie konserwatywnego "antyglobalizmu" odnajdziemy działaczy francuskiego Frontu Narodowego, indyjskich faszystów z RSKK, islamskich integrystów, środowisko Radia Maryja, jak i nowoczesną Nową Prawicę. Jednak tylko ci ostatni próbują uczestniczyć w ruchu antyglobalizacyjnym, choć oczywiście nie z otwartą przyłbicą.
Jedna gmina, jeden lud
Konserwatywny "antyglobalizm" jest podzielony co do sposobów przeciwstawienia się globalizacji. Z jednej strony mamy zwolenników przywrócenia mocnego państwa, z drugiej - sojuszy ponadpaństwowych, kontynentalnych (Europa), jako odpowiedzi na imperializm amerykański. Na marginesie tego nurtu istnieje także nurt komunitariański.
W idealistycznej wizji komunitaryzm przedstawiany jest jako gminowładztwo, w którym społeczność ustanawia prawa na swoim terytorium i sama decyduje o swoim życiu. W obecnej rzeczywistości spoiwem tego nurtu jest idea czystego terytorium, usunięcia z niego Obcego, co prowadzi do czystek etnicznych (Jugosławia, Rwanda, Indie). Komunitaryzm może stać się współczesną zasłoną dla polityki rasistowskiej, prawicowym antidotum na znienawidzone państwo wielorasowe (Remigiusz Okraska pisał na łamach "Obywatela" o "krachu multikulturalnych projektów autorstwa inżynierów społecznych piejących peany na cześć masowej imigracji"). Komunitaryzm jest jednak na antypodach ruchu Porto Alegre, ruchu internacjonalistycznego, zmierzającego do budowania mostów między społeczeństwami.
Obywatel na pokaz
Z jednej strony nurt ten epatuje obywatelskością, oddolnymi inicjatywami - podobnie zresztą jak w przypadku "antyglobalizmu" liberalnego, z drugiej - wszechobecna jest tęsknota za "prawdziwymi mężami stanu", wojownikami, suwerenami. Bo ci obywatele, są jednak głupi, to motłoch, który potrzebuje przewodnika. "Potrzebni są mężowie stanu z prawdziwego zdarzenia" - stwierdził Filip Memches na łamach "Obywatela". "Organizacjami opozycyjnymi powinny rządzić autorytet i charyzma uosobiona w przywódcach, oparta na hierarchii, dyscyplinie i lojalności" - pisze współredaktor "Obywatela" kryjący się pod znamiennym pseudonimem Kontras. Theodor Kaczyński, Unabomber gromi "lewacki kolektywizm", w jego wizji nie ma miejsca dla np. związków zawodowych, w zamian roztaczając przed sfrustrowanymi działaczami wizje przekształcenia się w wojowników walczących z cywilizacją technologiczną.
W sferze gospodarczej "antyglobalizm" prawicowy również boryka sie z problemem ideowym - jest za restauracją suwerenności państwa, ale z drugiej strony atakuje etatyzm w gospodarce (Front Narodowy we Francji jest za demontażem systemu opieki społecznej, na łamach "Obywatela" popiera się prywatyzację kolei i antyfiskalizm).
Z tradycji konserwatywnej pozostał "antyglobalistom" z prawicy mit starych, dobrych czasów (których nigdy nie było): kiedyś dzieci mniej broiły, 200 lat temu państwo nie było potrzebne ludziom, kiedyś były prawdziwe wartości...
Boją się
Lęk przed ruchami ludowymi (zbuntowanym plebsem) jest wspólny dla antyglobalizmu konserwatywnego i liberalnego. Ale to nie wszystko: łączy je próba wtłoczenia ruchu alterglobalistycznego w stereotyp "ruchu rozwydrzonej młodzieży", czy "lewackich totalitarystów". Czuć w tym strach przed tym, co widać coraz dobitniej, zwłaszcza po forum w Mumbaju: ruch alterglobalistyczny jest ruchem ogarniającym coraz większe rzesze społeczeństwa, wciągającym coraz mocniej ruchy związkowe i chłopskie.
Ruch alterglobalistyczny jest odpowiedzią tak na świat reakcyjnej paranoi prawicowego antyglobalizmu, jak dywersji ideologicznej ze strony liberalnego antyglobalizmu.
Ruch nie daje gotowych odpowiedzi. Ale dyskutuje o nich - w Porto Alegre, Florencji, Mumbaju. Ruch uczy demokracji.
----------------------
Alter, nie anty
Prawicowe "antyglobalizmy" łączy jeszcze jedno - przywiązanie do nazywania ruchu antyglobalistycznym. Liberałowie w ten sposób chcą podkreślić jego negatywny image - kontestacja bez alternatyw, konserwatyści - zamknięcie się w strukturach państwowych, plemiennych, przeciw zewnętrznym wpływom.
W rzeczywistości cóż jednak oznacza pojęcie antyglobalizm? To łatka, którą zbyt łatwo dał sobie przypiąć nasz ruch, zwłaszcza w Polsce. Nie występujemy przeciwko globalizacji internetu, demokracji, praw socjalnych, praw kobiet, występujemy przeciwko globalizacji dyktatury kapitału, uniformizmu kulturowego, antyekologicznego myślenia. Występujemy przeciwko określonej formie globalizacji - kapitalistycznej, neoliberalnej, ale opowiadamy się też za globalizacją praw społecznych i demokratycznych. A więc za inną globalizacją. Inna - z łaciny alter. A więc alterglobaliści... dz