Poniżej 3 rozdziały z książki Jerzego Nowakowskiego "Kronika terroru" wydanej w Warszawie w 1980 r.
RAF -Frakcja Czerwonej Armii
Rozdział 5 -Porwanie w Kolonii
W poniedziałek, dnia 5 września 1977 roku, nowe wydarzenie wstrząsnęło głęboko
opinią zachodnioniemiecką, wywołując powszechną psychozą strachu i zagrożenia,
której następstwa długo będą odczuwane w RFN. Przez 7 tygodni ciągną! się ów
dramat, mający szerokie reperkusje polityczne w kraju i za granicą.
Krytycznego dnia 2 mercedesy przejeżdżały przez willową dzielnicę Braunsfeld w
Kolonii. W pierwszej limuzynie, z rejestracją K-VN 345, znajdował się dr Hanns
Martin Schleyer, Wpływowa., osobistość życia gospodarczego, wracający z biura do
domu. Jak łatwo sprawdzić na planie miasta, z bulwaru nadreńskiego przy
Oberlander Ufer 72, * gdzie wznosi się nowoczesny gmach BDA — Federalnego
.Związku Zrzeszeń Niemieckich Pracodawców, do mieszkania Schleye-ra przy
Raschdorffstrasse 10 jest znaczna odległość, ale samochodem — jeśli nie ma
zatorów — można tam dojechać w ciągu kilkunastu minut. Trasę tę kierowcy znali
doskonale i nie po raz pierwszy auta policyjne towarzyszyły prezesowi BDA,
strzegąc jego-bezpieczeństwa.
Gdy mercedesy sunęły w zachodnim kierunku Friedrich--Sehmidt-Strasse i skręcały
w ocienioną drzewami Vin-zenz-Statz-Strasse, rozegrała się scena jak z
amerykańskiego filmu gangsterskiego. Tuż za zakrętem jezdnia została zablokowana
przez żółty mercedes (nr rejestracyjny K-LZ 589), którego nie można było
wyminąć, gdyż obok leżał wywrócony błękitny wózek dziecięcy. Kierowca Schleyera
zahamował gwałtownie, co spowodowało, że z tyłu najechał na niego towarzyszący
samochód policyjny. Była godzina 17.28.
Zza żółtego mercedesa wyskoczyło 5 osobników, otwierając ogień z szybkostrzelnej
broni automatycznej, zabijając kierowcę przemysłowca oraz 3 policjantów. Jeden
ze sprawców wyciągnął z auta Schleyera i, korzystając z pomocy drugiego
osobnika, wciągnął go do stojącego nieopodal białego autobusiku volkswagęna. Gdy
pozostali uczestnicy napadu wsiedli, .pojazd szybko ruszył i zniknął z oczu
wśród setek innych samochodów na Junkersdorfer Strasse.
Śmierć na miejscu ponieśli: kierowca przemysłowca Heinz Marcisz (41 lat),
starszy wachmistrz policji Reinhold Brandle (41 lat), wachmistrz policji Roland
Pieler (20 lat) i starszy wachmistrz policji Helmut Ulmer (24 lata). Hannsa
Martina Schleyera uprowadzono w nieznanym kierunku.
Jedynym naocznym świadkiem wydarzeń był 10-letni Andreas Geyr, syn
zamieszkującego w sąsiedztwie adwokata. „Szybko, chodźcie, kręcą film!" —
zawołał do sąsiadów, którzy przerażeni otworzyli okna.
O niebywałej brutalności zamachowców świadczy fakt, że w ciągu zaledwie paru
minut oddano ponad 300 strzałów z broni, do której użyto amunicji kalibru 7,65 i
5,0 mm. W zwłokach Brandlego znaleziono później 20 pocisków, z których 2
spowodowały jego śmierć, a młody Pieler został zabity 8 strzałami. Samochody
były podziurawione wieloma pociskami. Jak potem powiedział minister spraw
wewnętrznych Północnej Nadrenii-Westfalii, dr Burkhard Hirsch, któremu podlega
policja kolońska, zbrodnię tę cechowała „logistyka, dokładne przygotowanie i
planowanie, a także musiało istnieć dla niej inne oparcie". Każdą sekundę dobrze
obliczono, a sprawcy wkalkulowali świadomie do. swojej akcji śmierć policjantów
oraz kierowcy. Kałuże krwi usuwała w ciągu nocy specjalna brygada, aby nie
przerażać mieszkańców miasta, którzy poruszeni już nazajutrz zaczęli składać
bukiety kwiatów i zapalać, znicze na miejscu, gdzie dokonano zamachu. Dzisiaj
wznosi się tam — odsłonięty w pierwszą rocznicę morderstwa — 4-metrowy obelisk z
bazaltu ku czci ofiar terroryzmu, zaprojektowany przez rzeźbiarza prof. Hansa
Karla Burgeffa.
Zatrzymajmy się na chwilę przed dalszym opisem wydarzeń, aby przedstawić
głównego bohatera dramatu — dra Hannsa Martina Schieyera. Jego nazwisko będzie
ściśle związane z historią terroryzmu w Republice Federalnej. Urodził się 1
maja, a więc w dniu święta robotniczego, ale związany był z kapitałem. Hanns
Martin Schleyer — rocznik 1915 — pochodził z rodziny prawniczej w Offenburgu:
ojciec — Ernst — był sędzią i dyrektorem sądu krajowego w Badenii. Hanns Martin
chodził do gimnazjum w Rastatt i jako 16 letni uczeń wstąpił w 1931 roku do
Hitlerjugund, a później ochotniczo do SS (zarejestrowany pod nr 227014), gdzie
dosłużył się stopnia Untersturmfiihrera. Trudno więc mówić o młodości bez skazy.
Jak pisze zachodnioniemiecki pisarz Bernt Engelmann w książce Grosses
Bundesverdienstkreuz, młody Schleyer, podjąwszy studia prawnicze na
uniwersytecie w Heidelbergu, stanął na czele narodowo-socjalistycznej
organizacji studentów — NS-Reichsstudentenwerk, przyczyniając się do
rozszerzenia jej wpływów na inne wyższe uczelnie. Popełnił też w 1937 roku czyn
haniebny: był jednym z współautorów pisma ...denuncjującego ówczesnego rektora
uniwersytetu we Fryburgu. Bryzgijskim prof. dr. Friedricha Metza jako
przeciwnika hitleryzmu.(1). Bezpośrednio po przyłączeniu Austrii do Rzeszy w
1938 roku władze powierzyły Schleyerowi misję „kształtowania ducha
narodowo-socjalistycznego" wśród studentów uniwersytetu w Innsbrucku, gdzie on
sam później zrobił doktorat.
Po wybuchu drugiej wojny światowej przez krótki okres służył w pułku strzelców
górskich Wehrmachtu, następnie skierowany został do służby cywilnej na
okupowanych terytoriach. Na Uniwersytecie im. Karola w Pradze był kierownikiem
narodowo-socjalistycznej organizacji studenckiej, później w latach 1943—1945
współpracownikiem grupy przemysłowców niemieckich — Zentralverband der Industrie
fur Bóhmen und Mahren. Jej zadaniem było włączenie gospodarki „protektoratu
Czech i Moraw" do Rzeszy Niemieckiej i dostosowanie do potrzeb hitlerowskiej
machiny wojennej. Ponieważ Schleyer doktoryzował się jako prawnik i był
aplikantem — skierowano go do pracy w sądownictwie. Ale uchylił się od tego,
kierując następujące pismo do ministra spraw wewnętrznych Rzeszy:
„Jestem starym narodowym socjalistą i dowódcą SS i wolno mi stwierdzić, że
nie trzymają mnie tutaj żadne powierzchowne motywy. Przewodniczący Centralnego
Zrzeszenia Przemysłu na Czechy i Morawy oraz kierownik wydziału do spraw
gospodarki wojennej wezwali mnie do współdziałania w ramach gospodarki
Protektoratu oraz skierowali do pracy związanej z gospodarką wojenną. [...]
Wytworzona u nas we wczesnych latach walki [o narodowy socjalizm — przyp. J.N.]
gotowość do szukania zadań, a nie wyczekiwanie na nie, stałe zaangażowanie dla
ruchu również po przejęciu władzy, nakładały na nas odpowiedzialność wcześniej,
niż się to zwykle dzieje. Sądzę, że takie odpowiedzialne zadanie znalazłem tutaj
w Protektoracie. [...] Heil Hitler!"
Przez 3 lata' Hanns Martin Schleyer przebywał w obozie dla internowanych we
francuskiej strefie okupacyjnej, gdzie w 1948 roku zaklasyfikowany został przez
trybunał denazyfikacyjny jako „Mitlaufer" (sympatyk) i zwolniony.
Przeszłość nie przeszkodziła Schleyerowi — podobnie jak jak wielu innym
członkom. NSDAP — w powojennej karierze cenionego fachowca. Najpierw był
kierownikiem biura zagranicznego Badeńskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w
Baden-Baden, a od 1951 roku zatrudniony został w wielkim koncernie
Daimlera-Benza w Stuttgarcie, należącym do koncernu Flicka. Kierował tam od 1953
roku wydziałem spraw personalnych, społecznych i administracyjnych. (Personal-und
Sozialwesen und Verwaltung). Został członkiem zarządu koncernu, a także przez
długi czas (1963—1968) przewodniczącym Związku Pracodawców Przemysłu Metalowego
w Badenii-Wirtembergii.
„Sprawując tę funkcję przeprowadził jako menażer Daimlera po raz pierwszy w
historii społeczeństwa zachodnio niemieckiego lokaut, pracodawców — powszechnie
uznaną w prawie pracy, ale nigdy nie stosowaną sankcję wobec strajkujących: po
to, aby pokazać, że prawo walki o pracę ma dwie strony."
Tak więc zastosowanie niesławnego lokautu wobec 300 000 metalowców podczas
masowego strajku wiosną 1963 roku ,w Badenii-Wirferribergii było zasługą
Schleyera. W 1973 roku ■ został on powołany na stanowisko przewodniczącego KDĄ,
a w 1976 roku wybrano go też prezesem _BDI — Federalnego Związku Przemysłu
Niemieckiego. Jako prezes (Prjsident). ..obu niezmiernie wpływowych organizacji,
reprezentujących wielki kapitał w RFN, urzędował w Kolonii.
Wybór dr. Hannsa Martina Schleyera jako obiektu porwania przez terrorystów spod
znaku RAF był dokładnie przemyślany, w jego osobie zaatakowano ważną osobistość
„kapitału, imperialistycznego" i. .„wroga klasowego". Porwanie i zagrożenie
życiu tej osoby — w oczach anarchistów — stanowiło gwarancję kapitulacji państwa
zachodnio niemieckiego wobec wysuwanych żądań, przy czym te rachuby — jak
okazało się później — były mylne.
Jak wynika z dokumentacji rządu federalnego w Bonn,3 władze liczyły się już w
1975 roku z możliwością napadu • terrorystycznego na Hannsa Martina Schleyera.
Zaszeregowano go do trzeciej grupy zagrożonych: „Gefahrdung ist nicht
auszuschliessen" (zagrożenie jest niewykluczone). Gdy w sierpniu 1977 roku
nasiliły się akcje RAF, ministerstwo spraw wewnętrznych Badenii-Wirtembergii
awansowało Schleyera w swych tajnych papierach do pierwszej kategorii: „erheblich
gefahrdet; mit einem Anschlag ist zu rech-nen" (znacznie zagrożony, należy
liczyć się z zamachem). Od tej chwili szefowi BDI i BDA stale towarzyszyło co
najmniej 3 policjantów jako osobista ochrona. Zadanie to zlecono policji
badeńsko-wirtemberskiej, która miała zajmować się osłoną Schleyera i pilnowała 3
jego miejsc zamieszkania (Stuttgart, Meersburg i Kolonia). Stacjonowani w
Kolonii urzędnicy „obstawy" zamieszkiwali w tym samym domu co Schleyer, a
mieszkania w Stuttgarcie i Meersburgu były strzeżone przez całą dobę, przez co
najmniej 2-osobowy posterunek. Nie pomogło to — jak widzieliśmy— gdy wybiła
godzina terrorystycznej akcji.
Jak wspominaliśmy, porwanie Schleyera łączące się z krwawą rozprawą z jego
ochroną odbyło się o godz. 17.28. Już 8 minut później alarmowy telefon nr 110
otrzymał meldunek: „Wielu ludzi strzela z pistoletów maszynowych. Są zabici i
ranni." Natychmiast wyruszyły na sygnale 2 policyjne wozy patrolowe oraz karetka
ratunkowa straży pożarnej, które znalazły się na miejscu po 2 minutach.
Przesłuchanie przechodniów, którzy byli mimowolnymi świadkami całego zdarzenia,
niewiele przyniosło, ale pozwoliło ustalić numer białego autobusiku marki
Volkswagen (nr K-C 3849), do którego wciągnięto Schleyera. Zaczyna się
poszukiwanie tego samochodu, który dopiero o godz. 19.47 odnaleziono w
podziemnym garażu w budynku przy Wiener Weg 1 B. Yolkswagena porzucono,
natomiast po porywa--czach i porwanym brakowało jakiegokolwiek śladu.
Pierwsza depesza o wydarzeniach w Kolonii wysłana zostaje w świat przez
amerykańską agencję prasową Associated Press, pierwszą informację radiową nadają
rozgłośnie W DR i :\DR, o godz. 18.49, w dzienniku wieczornym. Brzmi ona:
„Panie i panowie, z Kolonii doniesiono nam właśnie, że dzisiaj wieczorem
dokonano zamachu na przewodniczącego BDA Hannsa Martina Schleyera. Podczas
zamachu, jak wynika z pierwszych danych policji i straży pożarnej, zginęły 4
osoby. Strzały oddano z volkswagena. Prowadzi się zakrojone na szeroką skalę
poszukiwania samochodu. Straż pożarna znalazła, według pierwszych informacji, 4
zabitych. Wciąż jeszcze nie wiadomo, czy Schleyer znajduje się wśród ofiar.
Tymczasem' do śledztwa włączył się Federalny Urząd Kryminalny w Wiesbaden".
Wiadomość zelektryzowała mieszkańców Północnej Nadrenii-Westfalii, na której'
obszarze administracyjnym leży Kolonia, ale wkrótce stała się sensacją dnia i
tematem setek komentarzy w całej Republice Federalnej. Nie zdołano przecież
zapomnieć o niedawnych zamachach terrorystycznych na prokuratora federalnego
Bubacka w Karlsr-jhe i bankiera Ponto pod Frankfurtem. Sprawa przestaln mior
wyłącznie posmak krwawego wydarzenia z kroniki kryminalnej, ale z godziny na
godzinę nabierała rangi politycznej. Pierwszy złożył oświadczenie w drugim
programie telewizyjnym — ZDF — przywódca opozycji chadeckiej w Bundestagu,
Helmut Kohl. O godz. 21.00 telewidzowie ujrzeli na ekranach przewodniczącego
CDU, który mówił:
„Wszyscy znajdujemy się pod wrażeniem tego brutalnego morderstwa. I rozmyślamy o
ofiarach i ich rodzinach, oraz krewnych. Myślimy także o uprowadzonym
prawdopodobnie Hannsie Martinie Schleyerze oraz z sympatią o jego rodzinie. To,
co się dzisiaj stało, pokazuje raz jeszcze, że fanatyczna banda morderców w
naszym kraju zmierza ku temu, pby wypowiedzieć wojnę naszemu narodowi i
cywilizacji, i temu, co my nazywamy demokracją wolności, w której chcemy żyć.
Sądzę, że w tej godzinie musimy wszyscy zrozumieć, że jest za pięć dwunasta, że
trzeba zastosować wszystkie środki władzy naszego państwa demokratycznego, aby
położyć kres temu niebezpieczeństwu grożącemu naszej wolności wewnętrznej".
Alarmujący ton szefa opozycji zmusił do zabrania głosu kanclerza federalnego,
który pół godziny później, o 21.30. zjawił się przed kamerami bońskiego studia
ARD i ZDF — pierwszego i drugiego programu t'-.l?wizji zachodnioniomiec-kiej.
Helmut Schmidt złożył obszerne oświadczenie, apelując do społeczeństwa o
udzielenie policji pomocy w poszukiwaniach morderców. Kanclerz powiedział m.
in.:
„Krwawa prowokacja w Kolonii skierowana jest przeciwko nam wszystkim. Wszyscy
powinniśmy stanąć po stronic organów państwowych i wspierać je powinien każdy,
kto tylko może".
Od tego momentu — a więc jeszcze w ciągu tragicznego wieczoru 5 września —
porwanie czołowego przemysłowca zachodnioniemieckiego stało się ważnym problemem
politycznym. Nie ulega wątpliwości, że tego spodziewali się i na to liczyli
terroryści, chcąc zmusić państwo do kapitulacji wobec swoich przyszłych żądań i
skompromitować rząd w oczach własnych obywateli. Kto wie — taka refleksja nasuwa
się teraz — czy sprowadzenie tego zamachu do rangi godnego ubolewania, niemniej
tylko kryminalnego aktu przemocy, a więc powierzenie sprawy wyłącznie policji,
nie byłoby korzystniejsze dla samego porwanego. W każdym razie rząd i
ugrupowania polityczne zareagowały. Wkrótce powołano specjalny „wielki sztab
kryzysowy" (2), którego zadaniem było stworzenie platformy dla współpracy partii
reprezentowanych w Bundestagu, a także płaszczyzny wspólnej odpowiedzialności za
decyzje mogące decydować o życiu lub śmierci Schleyera.
Pierwszą wiadomość od porywaczy znaleziono w porzuconym volkswagenie. Informacja
brzmiała następująco:
„Do rządu federalnego, zadbajcie, żeby zaniechano
wszelkich publicznych poszukiwań albo natychmiast zastrzelimy Schleyera, zanim
dojdzie do rokowań na temat jego wypuszczenia na wolność, RAF"
Jeśli kto w pierwszych minutach łudził się, że uprowadzenie Schleyera
było dziełem gangsterów żądających okupu, to od tej wiadomości, znalezionej
wieczorem pierwszego dnia, nikt już nie wątpił, że sprawa jest bardzo poważna,
skoro kryje się za nią „Frakcja Czerwonej Armii". Niecierpliwie oczekiwano na
dalszy rozwój wydarzeń i informacje od terrorystów.
We wtorek, dnia 6 września, pastor ewangelicki Helmut Neuschafer, dziekan w
Wiesbaden, znalazł w skrzynce na listy kopertę z napisem: „Do rządu
federalnego". Nieznana osoba telefonicznie poleciła mu, żeby kopertę natychmiast
przekazał adresatowi. Wkrótce przesyłka znalazła się w Federalnym Urzędzie
Kryminalnym. W kopercie znajdowały się: pismo do rządu federalnego, list pisany
ręką Schleyera oraz 2 fotografie. Jedna przedstawiała porwanego na tle symbolu
terrorystycznej organizacji (gwiazdy i karabinu) z tablicą „więzień RAF" na
szyi, zaś druga była zdjęciem prywatnym, jakie nosił przy sobie Schleyer. Oto
treść pisma, stanowiącego formalne ultimatum:
„w poniedziałek, 5.9.77 kommando siegfrieda hausnera uwięziło prezesa związku
pracodawców i federalnego związku przemysłu niemieckiego, hannsa martina
schleyera. do warunków jego .uwolnienia dołączamy raz jeszcze pierwszą wiadomość
do rządu federalnego, która wczoraj zatajona została, jak dowiedzieliśmy się,
przez sztaby bezpieczeństwa. natychmiastowe zaprzestanie poszukiwań — albo
schleyer zostanie natychmiast rozstrzelany. jeśli poszukiwania zostaną
wstrzymane, dojdzie do zwolnienia schleyera na następujących warunkach:
1. jeńcy z raf — andreas baader, gudrun ensslin, jan-carl raspe, verena lóecker,
werner hoppe, karl-heinz dellwo, hanna krabbe, bernd rossner, ingrid schubert,
irmgard moller zostaną wypuszczeni na wolność, wymienieni na schleyera i wyjadą
do kraju, który wybiorą, gtinter sonnenberg, który od swojego aresztowania jest
niezdolny do odbywania kary więzienia z powodu postrzału, zostanie natychmiast
wypuszczony na wolność, nakaz jego aresztowania zostanie unieważniony, gtinter
wspólnie z 10 jeńcami, z którymi zostanie natychmiast połączony i będzie
rozmawiał, wyjedzie.
2. więźniów należy dostarczyć do środy, godz. 8.00 rano na lotnisko frankfurt.
do swojego odlotu o godz 12.00 w południe będą mieli nieograniczoną możliwość
porozumiewania się ze sobą. o godz. 10 przed południem jeden z więźniów
poinformuje kommando w bezpośredniej transmisji telewizji niemieckiej o
właściwym przygotowaniu do odlotu.
3. dla wykonywania publicznej kontroli i gwarantowania życia więźniów podczas
transportu az do lądowania i przyjęcia powinni towarzyszyć więźniom — jak
zaproponowaliśmy — payot, sekretarz generalny międzynarodowej federacji praw
człowieka 'przy onz,(3) i pastor niemoller, prosimy ich, żeby sprawując tę
funkcję zadbali, aby więźniowie do tarli żywi tam, gdzie zechcą, naturalnie
zgadzamy się z alternatywną propozycją więźniów.
4. każdy z więźniów otrzyma po 100 000 marek.
5. oświadczenie to, którego autentyczność potwierdza fotografia schleyera i jego
list, zostanie dzisiaj wieczorem o goclz. 20.00 odczytane w dzienniku, bez
skrótów i sfalszowań.
6. konkretny przebieg uwolnienia schleyera przedstawimy, gdy uzyskamy
potwierdzenie zwolnienia więźniów oraz wydane zostanie oświadczenie rządu
federalnego, że nie będzie zabiegał o ekstradycję.
wychodzimy z założenia, że schmidt, który zademonstrował w Sztokholmie, jak
szybko podejmuje swoje decyzje, postara się wyjaśnić podobnie szybko swój
stosunek do tego tłustego magnata narodowej śmietanki gospodarczej, dnia 6.9.77
KOMMANDO SIEGFRIED HAUSNER RAF"
Zredagowane z tupetem ultimatum terrorystów — do którego załączony był krótki
list Schleyera, mówiący, że czuje się dobrze, nie odniósł ran i żywi nadzieję na
zwrócenie mu wolności po spełnieniu żądań porywaczy — wywołało poruszenie w
Bonn. Postanowiono nie ujawniać treści pisma, ogłosić krótki komunikat o jego
otrzymaniu i zwlekać. Prowadzący śledztwo niewielką korzyść mogą wyciągnąć z obu
pism, gdyż zostały one przekazane dla utrudnienia pracy policji w formie
fotokopii, tylko list Schleyera nosi jego oryginalny podpis.
Gabinet kanclerza Schmidta obradował na nadzwyczajnym posiedzeniu na krótko
przed północą, przy czym zaproszono nie tylko przewodniczących partii i frakcji
w Bundestagu, ale także przedstawicieli rządów krajów federalnych, w których
znajdowały się więzienia, gdzie przebywali wymienieni w piśmie więźniowie
(Hamburg, Północna Nadrenia-Westfalia, Badenia-Wirtembergia i Bawaria), a
ponadto zaproszono przewodniczącego Konferencji Ministrów Spraw Wewnętrznych i
Ministrów Sprawiedliwości oraz przewodniczącego zarządu koncernu Daimler-Benz i
wiceprezesa BDI Joachima Zahna. Kanclerz starał się powziąć decyzję opartą na
wspólnych ustaleniach, gdyż wysunięte żądania przekraczały jego kompetencje, a
ich samowolne spełnienie naruszyłoby porządek prawny Republiki Federalnej.
Postanowiono przeciwstawić się żądaniom porywaczy. Program sformułowany przez
kanclerza Helmuta Schmidta zamykał się w punktach:
— doprowadzenie do uwolnienia zakładnika, jakim był Schleyer, żywego;
— ujęcie sprawców i postawienie ich przed sądem;
— zapewnienie państwu zdolności do działania i budzenie zaufania do niego w
kraju i za granicą, co oznaczało nie ugięcie się wobec żądania wypuszczenia na
wolność więzionych terrorystów.
Pod tym względem rząd federalny był później konsekwentny, chociaż wywierano nań
rozmaite naciski. Program teoretycznie jasny i prosty stawiał niezmienne wysokie
wymagania rządowi i łączył się z wieloma trudnościami. Terroryści okazali się
bowiem nieuchwytni, a budowanie zaufania własnych obywateli do państwa było
możliwe jedynie w oparciu o sukcesy prowadzonego śledztwa, otaczanego, ze
zrozumiałych względów, całkowitą dyskrecją.
Nie można było oczywiście natychmiast udzielić odpowiedzi odmownej, ale nie
chciano też spełnić żądań terrorystów, Na wszelki wypadek polecono wprowadzić
zakaz jakichkolwiek kontaktów więzionych terrorystów ze światem zewnętrznym.
Federalny Urząd Kryminalny skierował drogą radiową wezwanie do porywaczy, aby
przedstawili dowód, że Schleyer wciąż pozostaje przy życiu, uzależniając od tego
dalsze kontakty. Pełne niepokoju godziny przeżywają ludzie odpowiedzialni za
podjęte decyzje, w chwili, gdy mija termin pierwszego ultimatum — godz. 12.00, w
środę 7 września.
I tym razem terroryści postanawiają skorzystać z pośrednictwa osoby duchownej.
Pastor Friedrich Schuster z parafii pod wezwaniem Chrystusa w Moguncji został
zawiadomiony telefonicznie, że w jego domowej skrzynce na listy znajduje się
przesyłka dla rządu federalnego. Zawierała ona pismo RAF, dwa odręczne listy
Schleyera i taśmę magnetowidu, na której utrwalono obraz porwanego, gdy czytał
jeden z załączonych listów. Terroryści domagają się spełnienia' wszystkich
swoich poprzednich żądań, są wyraźnie zirytowani skąpymi informacjami na temat
Schleyera w prasie i telewizji, żądają odtworzenia taśmy wideomagnetofonowej we
wszystkich programach telewizji, a także udostępnienia kopii taśmy prasie
krajowej i zagranicznej.
Kontakty stają się coraz częstsze. Jeszcze tego samego wieczoru ks. bp Wolfgang
Roly, suf-ragan Moguncji, otrzymuje — z poleceniem przekazania dalej — taśmę
zawierającą odpowiedzi na pytania BKA, mające potwierdzać, iż Hanns Martin
Schleyer wciąż żyje. Chodziło o 2 pytania, na które odpowiedź mógł znać tylko
sam porwany.
Pierwsze: „Jak brzmi pieszczotliwe imię Edgara Obrechta?'' Odpowiedź: „Mój
szwagier, Edgar Obrecht, był nazwany przez moją zmarłą siostrę — Moki."
Drugie: „Jak nazywa się obecnie wnuczka Eulera i gdzie zamieszkuje?" Odpowiedź:
„Wnuczka matematyka Eulera nazywa się dzisiaj Euler-Obolinski i mieszka w
Bazylei".
Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, albowiem nikt nie wątpi, że
Schleyer jeszcze żyje i oczekuje decyzji rządowych, które zwróciłyby mu wolność.
Federalny Urząd Kryminalny za pośrednictwem telewizji komunikuje porywaczom, że
wskutek spóźnionego dostarczenia taśmy nie może jej jakoby odtworzyć, a później
będzie twierdził, że zta jakość nagrania nie pozwalała na publiczne odtwarzanie
taśm wideemagnetofonowych.
W czwartek, 8 września, skierowany został apel do terrorystów, aby kontaktowali
się z rządem federalnym tylko przez osobę posiadającą pełnomocnictwo. Takim
pośrednikiem ze strony Bonn zostaje adwokat Denis Payot w Genewie. Jednocześnie
prasa zachodnioniemiecka — na apel Deutsche Presserat — zobowiązuje się
dobrowolnie zrezygnować z obszerniejszego informowania o porwaniu i wszelkich
rokowaniach, aby nie tworzyć trybuny publicznej dla terrorystów. Był to pierwszy
wypadek, aby dzienniki i tygodniki w RFN nałożyły na siebie autocenzurę i
zrezygnowały z tak smakowitego kąska dziennikarskiego, jakim były napływające z
różnych źródeł zdjęcia porwanego i deklaracje RAF. Po raz pierwszy rozsądek
zatriumfował nad chęcią zdobycia za wszelką cenę poczytności i żądzą ciągnięcia
dodatkowych zysków z rozchwytywanej prasy. Ograniczano się do wiadomości
aprobowanych przez Urząd Kanclerski.
Terroryści, dostrzegłszy bezskuteczność swoich wysiłków dotarcia do opinii
publicznej za pośrednictwem władz, kierują pismo do bońskiego biura francuskiej
agencji prasowej AT'P, dołączając fotografie Schleyera wykonane aparatem
fotograficznym polaroid, wywołującym zdjęcia na poczekaniu. To pismo jest
właściwie kolejnym ultimatum — ustala nowe terminy ogłoszenia decyzji rządu i
wyjazdu więzionych terrorystów z Republiki Federalnej.
Terroryści usiłują wzmóc nacisk na rząd federalny, każą więc swemu zakładnikowi
napisać list do Eberharda von Brauchitscha, adwokata będącego wpływową
osobistością w koncernie Flicka. List, utrzymany w tonie osobistym, przekonuje
adresata o zdecydowanej postawie porywaczy.
,.Żądanie wyznaczenia pośrednika jest oczywistym bezsensem, ponieważ moi
porywacze się nie ujawnią, a naszego »miejsca spędzania urlopu« nie zdradzą
nawet »pośrednikowi«, tak że kontakt w tym trójkącie jest niemożliwy. Niepewność
w mojej sytuacji jest oczywiście straszna. Jeśli Bonn odpowie odmownie, to
uczynią to wkrótce, aczkolwiek człowiek »wiedzący, jak to jest na wojnie«
chętnie chciałby nadal żyć."
Nieustannie obraduje wielki i mały „sztab kryzysowy" dla omówienia sytuacji. W
sobotę, 10 września, terroryści jak gdyby opuszczają cenę, nadal domagając się
odtworzenia taśmy magnetowidu w telewizji, ale wyrażając tez wstępną zgodę na
rokowania za pośrednictwem Genewy. Biuro adwokata Payot zaczyna otrzymywać różne
anonimowe telefony, których pochodzenie trudno stwierdzić. Ten nerwowy dzień
kończy telefon do córki pastora Martina Niemóllera w Berlinie Zachodnim, aby jej
ojciec szykował się do odlotu z uwalnianymi więźniami oraz telefon do Payota od
anonimowej kobiety, która przekazała trzecie ultimatum RAF: w ciągu 6 godzin od
wystąpienia jednego z więźniów w ta-lewizji w niedzielę wieczorem musi nastąpić
start samolotu z terrorystami uwolnionymi z więzień, którym towarzyszyć powinni
Niembller i Payot.
Pierwszy tydzień, jaki minął od dramatycznego napadu na samochód przemysłowca w
Kolonii, nie przynosi rozwiązania. Porywacze ponawiają swoje ultimatum dnia 12
września i przekazują nową taśmę magnetofonową z głosem Schleyera, a nieco
później list Schleyera do von Brauchitscha, do którego to listu dołączono taśmę
z jego długim apelem do szefa opozycji chadeckiej.
„Drogi Helmucie Kohl, sytuacja, w jakiej się znajduję, nie jest już zrozumiała
politycznie. To skłania mnie do wystosowania apelu do moich przyjaciół
politycznych. (...) Nie jestem skłonny rozstać się milcząco z tym życiem, aby
kryć błędy rządu, tworzących go partii oraz niedociągnięcia oklaskiwanego szefa
BKA."
Nigdy chyba nie dowiemy się, czy to presja porywaczy skłoniła dr. Hannsa Martina
Schleyera do wypowiedzenia tych słów pod adresem gabinetu kanclerza Schmidta,
czy też krytyka zawarta w tych słowach była rezultatem jego samodzielnych
przemyśleń. Jednak ten dokument dźwiękowy, którego pełny tekst — podobnie jak
całej pozostałej korespondencji — zawiera urzędowa dokumentacja rządu,
relacjonująca szczegółowo przebieg wydarzeń i decyzje podejmowane w związku z
porwaniem przemysłowca, zdradza jego rosnące zdenerwowanie przedłużającym się
uwięzieniem oraz niepewności co do dalszego losu.
Porywacze zwracają się telefonicznie'przez anonimowego rozmówcę do rodziny
Schleyera. Do kancelarii adwokata Kannsa Eberharda Schleyera, jego najstarszego
syna w Stut-tgarcie, wpływa list od więzionego ojca, a kontakty z terrorystami
podejmowane są na różne sposoby.
Federalny Urząd Kryminalny zapowiada przeprowadzenie ankiety wśród więzionych
terrorystów, którzy mają odpowiedzieć na pytania: 1) Czy są gotowi opuścić RFN?
2) Czy mogą wymienić, dokąd chcieliby wyjechać? Wysoki urzędnik BKA udał się do
więzienia Stammheim w Stuttgarcie, przedkładając pytania. Ąndreas Baader,
uważany wciąż za przywódcę RAF, zapewnił swego rozmówcę, że jeśli dojdzie do
zwolnienia skazanych w Stammheim, to nie powrócą oni nigdy do RFN. Proponuje
odlot przede wszystkim do Wietnamu lub Algierii, chociaż należałoby też zbadać
możliwość przyjęcia zwolnionych więźniów przez Libię, Ludową Republikę Jemenu i
Irak.
„Baader był nerwowy i zbity z' tropu brakiem informacji — pisze w swoim
sprawozdaniu urzędnik BKA. — Odniosłem wrażenie, że porwanie Schleyera i
związane z tym warunki dotyczące uwolnienia więźniów, nie zostały uzgodnione w
szczegółach."
Terroryści zaniepokojeni trwającymi poszukiwaniami' policji dzwonią we wtorek,
13 września, do Genewy, ustalając nowy termin (do godz. 24.00) dla uzyskania
ostatecznej odpowiedzi od rządu federalnego.
Kontrole samochodów na autostradach i obserwacje podejrzanych mieszkań nie
przynoszą wyników, ale z pewnością ograniczają swobodę poruszania się nieznanych
terrorystów „Kommando Siegfried Hausner". Trzeba więc nadal rokować.
Federalny Urząd Kryminalny pozostawia u Payota w Genewie wiadomości dla
porywaczy, że bada się możliwości wyjazdu z Republiki. Federalnej więźniów
wymienionych w ultimatum, a także iż podjęto kroki, aby zbadać, jakie państwa
byłyby gotowe przyjąć wydalonych terrorystów. Misję taką zlecono ministrowi
Hansowi Jiirgenowi Wischnewskiemu.
Czy oznaczało to zmianę strategii rządu federalnego? Bynajmniej. Chodziło znowu
o zyskanie czasu dla rozpoznania przeciwnika, a także o działanie psychologiczne
— uspokojenie terrorystów, gotowych w przypływie wściekłości lub dla zatarcia
śladów zamordować zakładnika.
W środę, dnia 14 września, kierownik bońskiego biura francuskiej agencji
informacyjnej AFP otrzymuje list z hotelu „Bristol", zawierający taśmę
wideomagnetofonową od porywaczy. Zarejestrowała ona Schleyera czytającego
oświadczenie, które głosi m. in.: „Wyśledzenie moich porywaczy będzie oznaczało
mój koniec, gdyż porywacze będą zmuszeni tego dokonać".
Schleyer znów krytycznie ocenia posunięcia władz federalnych, przy czym rob:
wrażenie osoby nieźle poinformowanej o przebiegu rokowań. Kontakt nawiązany
przez Genewę zdaje się obiecywać szybką wymianę Schleyera w zamian za 11
terrorystów. W każdym razie porywacze odpowiadają na wezwanie BKA przekazując
swoje propozycje trasy przelotu samolotu, który ma wziąć na pokład zwolnionych
więźniów. „Proponujemy alternatywnie Włochy, Jugosławię, Libię, Egipt, Sudan
albo państwa nad Zatoką Perską. W każdym razie chcielibyśmy wykluczyć przelot
nad Izraelem, Marokiem albo Etiopią."
Tego samego dnia, w czwartek 15 września, kanclerz federalny Helmut Schmidt na
posiedzeniu Bundestagu przedstawia obszerną deklarację rządową na temat
terroryzmu. Raz jeszcze podkreśla w niej, że morderstwa i uprowadzenia
skierowane są przeciwko państwu i społeczeństwu i dlatego konieczne jest
solidarne przeciwdziałanie.
„Niektóre gazety zagraniczne w związku ze zbrodniami terrorystycznymi zajęły się
zwłaszcza duchową i polityczną sytuacją w naszym kraju. Tu i tam, jak wczoraj
napisat jeden z dzienników, może występować skłonność do przypisywania czynów
terrorystycznych, uważanych za potworne, nie tylko szaleństwu ekstremistów, lecz
— jak czytamy — szaleństwu niemieckiemu w ogóle, które wybucha co pewien czas.
Nie będziemy dolewać oliwy do ognia. Nie uczyniliśmy tego również w przypadku
ucieczki. Kapplera.(4) Z jednakową odrazą potępiamy zbrodnie popełnione w 1944
roku we Włoszech, jak w 1977 roku w Niemczech. Potępiamy pogwałcenie porządku
prawnego naszego partnera [włoskiego] tak samo, jak pogwałcenie własnego
porządku prawnego.
Czyn popełniony w Kolonii jest morderstwem. Jego sprawcy są mordercami.
Morderstwo, o którym twierdzi się, że służy celowi politycznemu, pozostaje mimo
to morderstwem.
Absurdalny jest pogląd terrorystów, że — jak powiadają — prowadzą »wojnę«. Rząd
federalny, wierny swoim przekonaniom, chce przestrzegać prawa. Nie chce żadnych
— jak oni to nazywają — »militarnych« rozwiązań; chce strzec, zgodnie z
konstytucją, prawa i zapobiec dalszemu rozlewowi krwi. Dlatego pośrednią drogą
nawiązaliśmy kontakty z porywaczami. Będziemy podtrzymywać te kontakty z
cierpliwością i wytrwałością." '
t~~Sesja Bundestagu poświęcona terroryzmowi wykazuje, że w RFN nie ma teraz
ważniejszego problemu niż przywróce-' nie poczucia bezpieczeństwa wewnętrznego,
zaś sprawa Schleyera jest sprawdzianem zdolności państwa do reagowania na
powtarzające się akty przemocy.
Rokowania z porywaczami toczą sic; powoli, więc BKA postanawia raz jeszcze
sprawdzić, czy Hanns Martin Schle-yer nadal żyje. W piątek, 16 września,
Federalny Urząd Kryminalny przeprowadza kolejny test, żądając od terrorystów
odpowiedzi na 2 pytania. osobiste skierowane do więzionego prezesa BDA. Po
upływie 2 dni za pośrednictwem adwokata Payot nadchodzi zadowalająca odpowiedź.'
Pytanie pierwsze: „Jakich słów użył 3-letni Arndt, winszując ojcu w dniu
urodzin?" Odpowiedź: „Głupi chrabąszcz". Pytanie drugie: „Gdzie i kiedy spotkał
Schleyer po raz pierwszy swoją żonę w Berlinie?" Odpowiedź: „W kawiarni
Furstenhof".
Tymczasem minister stanu Wischnewski powrócił już z podróży rekonesansowej do
Algierii i Libii oraz wyruszył do Iraku i Ludowej Republiki Jemenu. ,Żadne...z.._ty_ch....państw
nie kwapi się jednak przyjąć grupy niebezpiecznych, terrorystów
zachodnioniemieckich, których uwolnienia żąda „Kommando Siegfried Hausner".
Trzeci tydzień dramatu także nie przynosi wyjaśnienia sytuacji. Porywacze grożą,
że nie pozwolą przeciągać w nieskończoność prowadzonych rokowań. Tymczasem rząd
federalny nawiązuje współpracę w poszukiwaniach z Holandią i Francją.
Milczenie porywaczy trwa do czwartku, 22 września. Tego dnia, za pośrednictwem
Genewy, przekazują dziewiętnastą z kolei informację. Żądają ostatecznego
ustalenia dnia wymiany.
Niewielką_pociechę stanowi dla Bonn wiadomość o aresztowaniu w Holandii
poszukiwanego od dawna Knuta Fol-kersta, podejrzanegp o współuczestnictwo w
zamachach na życie prokuratora Bubecka i bankiera Ponto. Kanclerz federalny
dzwoni z podziękowaniami do premiera Joop den Uyla i wyraża ubolewanie, że w
czasie strzelaniny poniósł śmierć holenderski policjant oraz ciężko zraniono
innego stróża porządku publicznego.
Niezmordowany minister Wischnewski wyrusza w nie.dzie-lę, 25 września, w swoją
kolejną podróż do Sajgonu i Hanoi. Tak minął kolejny tydzień pełen napięcia i
niepewności.
We wtorek, 27 września, porywacze meldują się ponownie, zmieniając taktykę.
Centrala AFP w Paryżu otrzymała zdjęcie Schleyera sfotografowanego na tle
emblematu RAF z tablicą „Od 20 dni więźniem RAF". Do fotografii dołączony był
list następującej treści:
„Jeśli Republice Federalnej zależy na utrzymaniu życia
Schleyera, musi natychmiast postarać się o wstrzymanie poszukiwań we Francji,
Holandii i w Szwajcarii. Nasze żądanie przerwania śledztwa jest nadal ważne.
Ostrzegamy Republikę Federalną, aby nie usiłowała podsłuchiwać rozmów
telefonicznych z adwokatem Payot w celu wykorzystania ich do prowadzenia
poszukiwań. Dalsze rokowania z rządem federalnym prowadzić będziemy tylko
poprzez adwokata Payot, jeśli porzuci się taktykę zyskiwania czasu przez
bezsensowne rozmowy telefoniczne i będzie widoczne, iż rzeczywiście przygotowuje
się zwolnienie 11 wymienionych więźniów. Dalsze dowody, że Schleyer żyje
będziemy przekazywać tylko w związku z konkretnymi wskazówkami w sprawie
wymiany. Jeśli rząd federalny zastrzegł sobie wyniki rokowań Wischnewskiego, to
niech tylko powie nam, że jest pewien, iż istnieją kraje, które są gotowe
przyjąć 11 więźniów".
Jednocześnie na Gare du Nord w Paryżu nadano 12 listów ze zdjęciami dla
zachodnioniemieckich i zagranicznych środków przekazu, a także do Payota i von
Brauchitscha. Jeszcze tego samego dnia Raspe w więzieniu Stammheim przekazał
dodatkowy wykaz krajów do których gotów byłby udać się po uwolnieniu: Angola,
Mozambik, Gwinea-Bis-sau i Etiopia. Oświadczenie złożył również w imieniu
pozostałych więźniów, z którymi najwidoczniej zdołał nawiązać kontakt mimo
wprowadzonej izolacji.
W piątek, 30 września, BKA przekazuje za pośrednictwem mecenasa Payot informacją
dla porywaczy, w której zawiadamia, że rząd wietnamski odmówił przyjęcia
terrorystów, podobnie jak Algieria.
Nazajutrz wpływa testowa odpowiedź RAF, która tym razem również zawiera
bezbłędne odpowiedzi ■ na 2 pytania sprawdzające, czy Hanns Martin Schleyer
nadal żyje. Pytania te brzmiały: 1) Kim chciał być syn Eberhard w wieku 8 lat?
(papieżem), 2) Jaka dama chciała Schleyerowi zaśpiewać w Pradze? (Margot
Hielscher). Jak widać, jedno z tych pytań wyraźnie zahaczało o wojenną
przeszłość Schleyera w okupowanej Czechosłowacji. Porywacze zwracają się też do
rządu federalnego o informacje dotyczące krajów, jakie wymienił Jan-Carl Raspe.
Rokowania z porywaczami znalazły się w ślepym zaułku. Z jednej strony istnieje
rosnąca nieufność i zdenerwowanie „Kommando Siegfried Hausner", z drugiej strony
obiektywna niemożność spełnienia przez rząd federalny stawianych żądań.
Piąty tydzień nie przynosi zmian. Jedynym wydarzeniem godnym zanotowania jest
wprowadzenie w życie ustawy zakazującej więzionym terrorystom kontaktów ze
światem zewnętrznym. To, co poprzednio było stosowane w praktyce, zostało
zatwierdzone postanowieniem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe.
Dopiero w piątek, 8 października, przekazany zostaje list — kolejny znak życia
Hannsa Martina Schleyera oraz jego zdjęcie z tablicą ,,Od 31 dni więźniem".
Ile dni jeszcze trwać będzie ten dramat?
* Rektorowi zarzucano rn. in., że budynek uniwersytecki był udekorowany z Okazji procesji Bożego Ciała w 1937 r., natomiast zaniedbano jakiejkolwiek dekoracji z okazji 1 maja, obchodzonego w Trzeciej Rzeszy jako hitlerowskie święto „pracy narodo-, wej".
* „Wielki sztab kryzysowy", formalnie nazywany „Wielkim politycznym gremium doradczym" obradował pod przewodnictwem kanclerza. W jego skład wchodzili: przewodniczący partii reprezentowanych w Bundestagu oraz frakcji parlamentarnych; a więc Willy Brandt (SPD), Helmut Kohl (CDU) i Franz Josef Strauss (CSU) c-raz Herbert Wehner (SPD) i Wolfgang Mischnick iTDP), przewodniczący FDP Hans Dietrich Genscher był obecny jako członek rządu federalnego. Ponadto regularnie uczestniczył w „sztabie" wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU i przewodniczący grupy krajowej CSU, Friedrich Zimmermann. Czasem zapraszano też innych polityków, zwłaszcza z krajów, gdzie w więzieniach przebywali terroryści. Sztab w pierwszych dniach zbierał się codziennie, później regularnie raz lub dwa razy tygodniowo. Byl ciałem konsultacyjnym. .
* Oczywista pomyłka porywaczy. Denis Payot nie pełnił takiej funkcji, był po prostu adwokatem w Genewie i prezesem Szwajcarskiej Ligi Praw Człowieka.
* Herbert Kappler, hitlerowski zbrodniarz wojenny, skazany
został przez wioski trybunał wojskowy w 1947 r. na karą dożywotniego więzienia
za rozstrzelanie 335 zakładników w Grotach Ardeatyńskich pod Rzymem (24 III 1944
r.). Ciężko chory zdoła! z pomocą żony zbiec, gdy przewieziono go z Gaety na
leczenie do rzymskiego szpitala. Przedostał się na terytorium RFN, która
odmówiła wydania przestępcy. Zmarł 9 II 1978 r. w miasteczku Soltau (Dolna
Saksonia) i dopiero wtedy załagodzono spór między Rzymem a Bonn.
Rozdział 6 "Landshut" zboczył z kursu
Szósty tydzień rozpoczyna się niepokojącym milczeniem
porywaczy. Sztab kryzysowy w Bonn — podobnie jak w poprzednich tygodniach —
zbiera się kilkakrotnie, ale daremnie oczekiwano wiadomości o pomyślnych
wynikach śledztwa albo o nowych próbach nawiązania kontaktów ' przez Genewą. W
aktach zachowały się jedynie protokoły urzędnika BKA ze spotkań z więźniami w
Stammheim, którzy stali się ostatnio rozmowni, narzekając na twarde warunki
aresztu oraz grożąc rządowi federalnemu bliżej nie- : określonymi
konsekwencjami. Rozmawiano z Andreasem Baaderem, Gudrun Ensslin, Janem-Carlem
Raspe i Irmgard Móller.
„Z każdym dniem, w którym Hanns Martin Schleyer pozostawał nadal w rękach
terrorystów, rósł niepokój ekspertów przed godziną X.
W bońskich sztabach kryzysowych spodziewano się od tygodni, że »dojdzie jakaś
sprawa z zewnątrz«, która żądanie terrorystów wypuszczenia na wolność więźniów z
RAF połączy z zagrożeniem życia większej liczby osób, jeśli np. na otwartej
ulicy »po prostu kogoś zabije się«, dojdzie do napadu na niemiecki konsulat albo
uprowadzenia dyplomaty.
Wkalkulowano również możliwość uprowadzenia samolotu. W swoich przewidywaniach
eksperci do spraw bezpieczeństwa brali też pod uwagę szansę udziału
palestyńskich terrorystów u boku Niemców z podziemia." '
W czwartek dnia 13 października, 'agencje prasowe w serwisach informacyjnych
przyniosły depeszę o zaginięciu odrzutowca typu Boeing 737 o nazwie „Landshut",
należącego do towarzystwa transportu po,wietrznego Lufthansa. W czasie lotu,
oznaczonego w rozkładzie symbolem LH 181, na pokładzie znajdowało się 86
pasażerów i 5 członków załogi. Maszyna leciała z Majorki do Frankfurtu nad Menem,
wioząc licznych turystów wypoczywających na plażach śródziemnomorskich, ale, jak
podał południowofrancuski nadzór ruchu powietrznego w Aix-en-Provence, około
godz. 14.48 stwierdzono zmianę wytyczonego kursu. Nic nie wskazywało na to, aby
samolot miał Uszkodzone instrumenty pokładowe lub uiegł katastrofie. Czy
opanowali go nieznani osobnicy zmuszając do zmiany trasy? Na wszystkich
lotniskach europejskich zostaje ogłoszony alarm i zaostrzono kontrole pasażerów.
Federalny minister spraw wewnętrznych prof. Werner Maihofer powiadamia o
domniemanym porwaniu maszyny (brakuje jeszcze całkowitej pewności) kanclerza
Helmuta Schmidta w Bonn.
O godz. 15.45 nie ulega już wątpliwości, że samolot Luft-hansy uprowadzono.
Wylądował na rzymskim lotnisku Fiu-micino, a o godz. 17.00 przekazane zostaje —
za pośrednictwem kontroli lotów w Mediolanie — pierwsze żądanie: tajemniczy
„kapitan Mohammed Walter" żąda wypuszczenia na wolność wszystkich więzionych
„współtowarzyszy". Minister Werner Maihofer nawiązuje natychmiast łączność z
włoskim ministrem Francesco Cossigą.
Wciąż nie wiadomo, ilu jest porywaczy. Człowiek, który mówił po angielsku z
arabskim akcentem, domagał się od zarządu lotniska zatankowania paliwa i zanim
zdołano wyjaśnić jakiekolwiek szczegóły, o godz. 17.42 samolot wystartował z
Rzymu, lecąc w kierunku Cypru.
Pewien radioamator z Izraela dostarczył interesującej informacji. Podsłuchał
przypadkiem w eterze fragment rozmowy, którą prowadził pilot porwanego „Landshuta"
z innym pilotem Lufthansy. Wynikało z niej; że na pokładzie znajduje się 4
porywaczy — 2 mężczyźni i 2 kobiety — uzbrojonych w pistolety i granaty ręczne.
Było... to czwarte porwanie samolotu komunikacyjnego w historii Lufthansy.
Najpierw zanotowano — w lutym 1972 roku — uprowadzenie przez Palestyńczyków
Boeinga 747, zwanego Jumbo, lecącego z Tokio do Frankfurtu nad Menem; po
wypłaceniu przez boński rząd okupu 5 milionów dolarów zwrócono samolot, a jego
pasażerów uwolniono w Adenie. Później — w_ październiku 1972 — 2 członkowie
.organizacji. „Czarny Wrzesień", uprowadzili Boeinga 727, odbywającego lot z
Damaszku do Monachium; po długim locie, z międzylądowaniami w Nikozji, Zagrzebiu
i Monachium, maszyna powróciła z powrotem' do Zagrzebia — gdzie wzięto na pokład
3, zwolnionych terrorystów „Czarnego Września", którzy dokonali zamachu w czasie
igrzysk olimpijskich w Monachium — aby kontynuować lot do Tripolisu, gdzie
wreszcie załoga i pasażerowie odzyskali wolność. W grudniu 1973 roku Lufthansa
padła mimowolną ofiarą palestyńskich zamachowców: 3 terroryści przypuścili atak
na samolot PANAM w Rzymie (wskutek pożaru zginęło 31 osób), po czym opanowali
maszyną Lufthansy gotową do startu, lecąc ponad Atenami i Damaszkiem wylądowali
wreszcie w Kuwejcie, gdzie oddali się w ręce władz; wszyscy zakładnicy zostali
zwolnieni.
Jeśli chodzi o lot LH 181, to — jak ustalono — sprawcami porwania byli 4
pasażerowie legitymujący się paszportami irańskimi, którzy wsiedli na pokład
samolotu w porcie lotniczym w Palma na Majorce. Tam, ze względu na tłok panujący
na lotnisku, nie prowadzono kontroli. W dniu odlotu odrzutowca „Landshut"
odbywały się setki lotów dla paru tysięcy pasażerów.
„Wszystkie loty czarterowe i liniowe — jak pisał tygodnik »Der Spiegel« — pod
koniec pełni sezonu osiągnęły nasilenie przekraczające normalny ruch: do odprawy
trzeba było stać przed 30 okienkami w długich kolejkach. Nie przeprowadzano
żadnej kontroli bagażu ręcznego, żadnej kontroli osobistej ani radarowej.
Policja hiszpańska ograniczała, się do »uważnego obserwowania podróżnych«".
Na podstawie listy pasażerów udało się jednak ustalić personalia porywaczy
zachodnioniemieckiego samolotu: Ali Hyderi (1) (ur. 1950 r. w Shiraz), Soraya
Anasari (ur. 1954 r. w Teheranie), Riza Abbasi (ur. 1955 r. w Boukan) oraz
Sha-naz Gholun. Zresztą były to nazwiska fałszywe, gdyż — jak twierdziły władze
irańskie — paszportów dla takich osób nie wystawiały żadne oficjalne placówki
tego państwa.
Wszyscy ci pasażerowie opłacili' bilety lotnicze gotówką. Tylko jeden z nich,
Hyderi, miał walizkę, która ważyła 6 kg, pozostałe osoby zgłosiły się do odprawy
na lotnisku bez bagażu. Piraci powietrzni zdołali jednak, jak ustalono później,
zabrać z sobą na pokład samolotu — korzystając z braku kontroli osobistej — 4
granaty ręczne, 2 pistolety i około 0,5 kg materiału wybuchowego w postaci
plastyku.
Trzeba dokonać próby odparcia przemocy siłą! Rząd federalny w Bonn podejmuje
decyzję, aby w ślad za porwanym samolotem Lufthansy wysłać specjalną jednostkę
komandosów z tzw. Grenzschutzgruppe 9, przeszkoloną specjalnie do walki z
terrorystami. Załadowana ona zostaje wieczorem do Boeinga 727, należącego
również do Lufthansy, sprowadzonego na lotnisko Bonn—Kolonia z Frankfurtu nad
Menem. Otwiera się nowy rozdział dramatu.
Boński sztab chce doprowadzić do uwolnienia porwanych pasażerów i nie ugiąć się
przed żądaniami nie zidentyfikowanych do końca terrorystów. O godz. 20.28, gdy „Landshut"
ląduje w Larnace, minister Werner Maihofer łączy się telefonicznie z cypryjskim
ministrem spraw zagranicznych Petsalidesem. Piraci żądają napełnienia zbiorników
11 tonami materiałów pędnych, co pochłania nieco czasu, natomiast przedstawiciel
PLO (Organizacja Wyzwolenia Palestyny) bezskutecznie próbuje porozumieć się z
arabskimi porywaczami, którzy grożą wysadzeniem w powietrze samolotu, jeśli nie
będą spełnione ich żądania.
O godz. 22.50 „Landshut", wyposażony w niezbędne paliwo, startuje w kierunku
Bejrutu, ale lotnisko tamtejsze, podobnie jak w Damaszku, Ammanie i Kuwejcie,
zostaje zamknięte dla wszystkich samolotów, a pasy startowe zablokowano, aby
uniemożliwić lądowanie porwanego Boeinga. Rządy tych krajów nie chcą mieć nic
wspólnego z porywaczami. Pasażerowie, a także politycy w Bonn, którzy ujęli
sprawę; w swoje ręce, przeżywają godziny pełne grozy.
Tuż po północy, w piątek 14 października, biuro adwokata Denisa Payot w Genewie
zawiadamia Federalny Urząd .Kryminalny, że piraci powietrzni przekazali
telefonicznie długi tekst w języku angielskim, a kolejny spodziewany jest za 2
godziny. Jego pierwsza część brzmi:
,,Ultimatum do kanclerza Federalnej Republiki Niemiec.
Zawiadamiamy pana, że pasażerowie i załoga maszyny Lufthansy 737, lot nr LH 181
z Palma do Frankfurtu nad Menem znajdują się całkowicie pod naszą kontrolą i
odpowiadamy za nich. Życie pasażerów i załogi oraz życie dra Hannsa Martina
Schleyera zależą od tego, czy wypełni się następujące, warunki:
1. Zwolnienie następujących towarzyszy RAF z zachodnioniemieckich więzień:
Andreasa Baadera, Gudrun Ensslin, Jana-Carla Raspego, Vereny Becker, Wernera -Hoppego,
Karla-Heinza Dellwo, Hanny Krabbe, Bernda Rossnera, Ingrid Schubert, Irmgard
Mbller, Guntera Sonnenberga. Każda osoba powinna otrzymać po 100 000 marek.
2. Zwolnienie następujących palestyńskich towarzyszy PFLP z więzienia w
Istambule: Mahdiego i Husseina.
3. Wypłacenie 15 milionów dolarów amerykańskich, zgodnie z załączonymi
wskazówkami.
4. Należy uzgodnić przyjęcie towarzyszy wypuszczonych na wolność w jednym z
następujących krajów: Demokratyczna Republika Wietnamu, Republika Somalii,
Demokratyczno-Ludowa Republika Jemenu.
5. Niemieccy więźniowie mają zostać dostarczeni podstawionym przez pana
samolotem do celu podróży. Powinni lecieć przez Istambuł i wziąć ze sobą 2
""palestyńskich towarzyszy uwolnionych z tamtejszego więzienia. Rząd turecki
jest dobrze poinformowany o naszych żądaniach. Wszyscy więźniowie powinni
dotrzeć do celu podróży do niedzieli, 16 października 1977, godz. 08.00 czasu
Greenwich. Pieniądze powinny zostać w tym samym czasie przekazane zgodnie z
załączonymi wskazówkami.
6. Jeśli nie wszyscy więźniowie będą zwolnieni lub nie dotrą do celu, a
pieniądze nie zostaną przekazane zgodnie ze wskazówkami, to Hanns Martin
Schleyer i wszyscy pasażerowie oraz załoga maszyny Lufthansy 737, lot LH 181 zostaną
natychmiast pozbawieni życia.
7. Jeśli wypełni pan nasze wskazówki, wszyscy zostaną uwolnieni.
8. Nie będziemy już komunikować się z panem. Jest to nasz ostatni kontakt.
Czynimy pana odpowiedzialnym za jakiekolwiek pomyłki lub błędy przy uwalnianiu
w.w. więźniów albo przy przekazywaniu okupu zgodnie ze wskazówkami.
9. Każda próba zwłoki lub oszustwa z pańskiej strony oznacza natychmiastowe
unieważnienie ultimatum i egzekucję Hannsa Martina Schleyera, pasażerów oraz
załogi samolotu.
13 października 1977,
SAWIO *"
Druga wiadomość, otrzymana za pośrednictwem Genewy, potwierdzała pierwsze
ultimatum. Była to dwudziesta druga informacja po niemiecku od porywaczy
Schleyera, a zarazem — szóste ich ultimatum. Raz jeszcze przytoczymy pełny
tekst:
,,13 października 1977
Pozostawiliśmy Helmutowi Schmidtowi dosyć czasu, aby lawirując w swoich
decyzjach między amerykańską strategią niszczenia ruchów wyzwoleńczych w Trzecim
Świecie a interesem rządu federalnego, nie dopuścił do poświęcenia
najważniejszego magnata gospodarczego tej imperialistycz-nej strategii.
Ultimatum operacji »Kofre Kaddum« oddziału Martyra Halimeha oraz ultimatum
oddziału im. Siegirieda Hausnera z RAF są identyczne. Termin ultimatum mija w
niedzielę, dnia 16 października 1977, o godz. 08.00 czasu Greenwich. Jeżeli do
tego czasu 11 więźniów, jakich wymieniliśmy, nie dotrze do celu, rozstrzelamy
Hannsa Martina Schleyera. Po 40 dniach uwięzienia Schleyera nie będziemy więcej
przedłużać ultimatum. Nie będziemy tez podejmować dalszych kontaktów.
Jakakolwiek zwłoka oznacza śmierć Schleyera. Żeby uniknąć komplikacji czasowych
rezygnujemy z tego, by pastor Niemoller i adwokat Payot towarzyszyli więźniom.
Potwierdzenie przybycia więźniów otrzymamy bez pośrednictwa osób towarzyszących.
Po otrzymaniu potwierdzenia Schleyer wypuszczony zostanie na wolność w ciągu 48
godzin.
Wolność przez zbrojną walkę antyimperialistyczną!
Oddział im. Siegfrieda Hausnera.
RAF".
Teraz me. ulegało już dla nikogo w Bonn wątpliwość, ze .porwanie -samolotu
Lufthansy przez anonimową grupę terrorystyczną, nazywającą- się szumnie
,,Organizacją do Walki z Światowym Imperializmem", było operacją
zsynchronizowaną .z. oddziałem .RAF odpowiedzialnym za uprowadzenie _Schleyer..a...Ponadto
operacją wskazującą na międzynarodowe powiązania terrorystyczne lewaków,
działających dotychczas raczej w grupach luźnych, bądź — jak się wydawało —
przypadkowo złożonych z > przedstawicieli różnych narodowości.
Genewskie biuro Payota nadało równocześnie szczegółowe wskazówki, o których
wspomniano w pierwszym ultimatum, jak przekazać okup. Miał się składać z 7
milionów w banknotach amerykańskich 100-dolarowych, 7 milionów w banknotach
1000-markowych, 7 milionów w szwajcarskich banknotach 1000-frankowych oraz 4,5
miliona w holenderskich banknotach 100-guldenowych. Tworzyło to równowartość 15
milionów dolarów USA. Pieniądze należało zapakować do 3 czarnych kufrów marki „Samsonite",
różnej wielkości, wyposażonych w zamki o kombinacji trzycyfrowej. Kufry mi?ł
osobiście dostarczyć w niedzielę, 15 września 1977 roku, o godz. 12.00 w
południe do hotelu Intercontinental we Frankfurcie nad Menem syn porwanego
przemysłowca Eber-hard Schleyer.
Terroryści określili też szczegółowo, jak ma wyglądać doręczyciel okupu: ubranie
w jodełkę, okulary przeciwsłoneczne wyraźnie wystające z górnej kieszeni
marynarki, w lewej ręce najnowszy numer tygodnika Der Spiegel". Przy sobie
powinien posiadać ważny paszport; Syn Schleyera zagadnięty zostanie przez
wysłannika terrorystów hasłem „Let us save your father" (pozwól nam uratować
swego ojca), na co powinien odpowiedzieć słowami: „We shall save my father"
(uratujemy mojego ojca). Po wymianie hasła i odzewu syn Schleyera zobowiązany
jest zastosować się do poleceń danych mu przez wysłannika terrorystów.
Trudno stwierdzić, co planowali ludzie Halimeha i RAF, lecz prawdopodobnie
zamierzano posłużyć się młodym Schle-yerem jako zakładnikiem dla wywiezienia
samolotem sutego okupu z RFN. Być może w jakimś odległym kraju afrykańskim lub
azjatyckim po zabraniu pieniędzy zwrócono by mu wolność. Po cóż bowiem polecono
Eberhardowi Schleyerowi zabierać ze sobą paszport?
Ponieważ tym razem terroryści, niezmiernie pewni swojego sukcesu, byli szalenie
gadatliwi, przekazali do Genewy długie oświadczenie poświęcone operacji „Kofre
KaddTim". Stanowi ono odezwę do „rewolucjonistów całego świata", a także dó
Palestyńczyków. Oświadczenie jest pełne frazeologii o walce z imperializmem
światowym, zawiera oskarżenie polityki amerykańskiej i syjonizmu izraelskiego,
stanowiąc .pomieszanie faktów z przypisywaniem sobie roli wyłącznego
wyzwoliciela od przemocy i gwałtów. Zarówno teksty ultimatum, jak sama odezwa
zostały rozesłane listownie na 23 adresy w Republice Federalnej. Przesyłki takie
— nadawane z reguły pocztą w Heidelbergu — otrzymali głównie korespondenci
zagranicznych gazet i agencji prasowych, a wśród nich znalazł się również
redaktor Eugeniusz Guz z PAP przebywający w Bonn.
Powaga sytuacji sprawia, że nad Renem obradują bez przerwy gremia polityków i
służb bezpieczeństwa. Ta noc z czwartku na piątek, z 13 na 14 października,
oznaczała, że walka wypowiedziana państwu zachodnioniemieckiemu przez „Frakcję
Czerwonej Armii" weszła w nowy etap. Na..szali decyzji znajdował się z jednej
strony autorytet prawa i państwa, a z drugiej strony spoczywało życie ponad 90_
ludzi, więzionych przez porywaczy.. Ustąpić wobec żądań oznaczało naruszyć
obowiązujące prawodawstwo i dostarczyć ruchowi terrorystycznemu nowego argumentu
o jego skuteczności. Nie ustępować — znaczyło narazić kilkadziesiąt osób na
pewną śmierć, gdyż nikt nie wątpił, że ultimatum to nie czcze pogróżki. Czy
istniało trzecie rozwiązanie? Wielu ludzi ogarnęło zwątpienie.
O godz. 1.52 zachodnio niemiecki samolot „Landshut", którego przyjęcia odmówiły
3 lotniska na Bliskim Wschodzie — ląduje w Bahrajn. Za pośrednictwem kierownika
portu lotniczego porywacze przekazują swoje żądania, te same, które
telefonicznie przyjęło już biuro mecenasa Payota. O godz. 3.24 maszyna startuje
ponownie, biorąc kurs na szejkanat Dubaju. Dosłownie w ostatniej minucie zostaje
tam odblokowany pas betonowy do lądowania; początkowo stanowczo sprzeciwiano się
lądowaniu uprowadzonego samolotu. Porywacze żądają dostarczenia napojów
chłodzących i kompetentnego partnera do rozmów. Zostaje nim sekretarz stanu w
ministerstwie obrony Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejk Mohammed Ibn.
Raszyd. Propozycja wypuszczenia na wolność z samolotu kobiet i dzieci zostaje
brutalnie odtrącona.
Nie pomogły interwencje miejscowych Arabów, ani nie powiodła się próba
nawiązania rokowań drogą radiową przaz ambasadora RFN Hansjoachima Neumanna.
Terroryści nie okazują skłonności do jakichkolwiek ustępstw, a gdy do samolotu
zbliża się wezwany przez porywaczy robotnik, aby oczyścić toalety pokładowe,
zostaje znienacka ostrzelany. Pobyt na lotnisku przedłuża się i trwa denerwujące
napijcie. Temperatura we wnętrzu Boeinga 737, wystawionego na działanie promieni
słonecznych, rośnie z godziny na godzinę. Pobyt w samolocie staje się torturą,
ale maszyna zamarłn w bezruchu.
O godz. 18.05 porywacze żądają zatankowania do zbiorników „Landshuta" 11 tan
paliwa, do czego nie kwapi się obsługa lotniska w Dubaju.
W Bonn zbiera się na nadzwyczajnym posiedzpniu gabinet kanclerza Helmuta
Schmidta. Obrady trwają od godz. 10.45 do 12.05 — a więc ponad godzinę.
Ministrowie wysłuchują rozważań prawniczych federalnego ministra sprawiedliwości
Hansa Jochena Vogla, który zastanawia się nad możliwością spełnienia' żądań
porywaczy w świetle Ustawy Zasadniczo] RFN. Podkreślono bezpośrednie zagrożenie
życia 86 pasażerów i Schleyera, a także dalsze zagrożenia, jakie mogłoby wywołać
zwolnienie z więzień terrorystów, posiadających już na sumieniu zabójstwa 13
osób oraz 43 usiłowania morderstwa. Zwrócono też uwagę, że ustąpienie wobec
twardych żądań będzie miało fatalny wpływ na gotowość do walki organów
bezpieczeństwa. Powzięto decyzję wyczerpania wszelkich możliwości prowadzenia
rokowań oraz rozważenie ewentualności przeprowadzenia akcji odbicia samolotu
przez policję. Natomiast „wielki sztab kryzysowy", w skład którego wchodzą
również przewodniczący partii politycznych, upoważnia ministra Hansa Jiirgena
Wischnewskiego do dyplomatycznych rokowań na miejscu dramatycznych wydarzeń w
rejonie Morza Czerwonego. Kanclerz federalny przeprowadza rozmowy telefoniczne z
premierem Wielkiej Brytanii i prezydentem Francji. Czarny piątek trwa.
Wszyscy w Bonn oczekują dalszego rozwoju wydarzeń. „Landshut" wciąż jeszcze
znajduje się na lotnisku w Duba-ju, gdzie w godzinach popołudniowych porywacze
zażądali dla jednego z chorych pasażerów penicyliny, odmawiając wszakże
przyjęcia pomocy lekarza.
Wieczorem o godz. 20.45 mecenas Payot w Genewie informuje telefonicznie rząd
federalny, że otrzymał nowy sygnał od terrorystów. Przesyłka ekspresowa
zawierała znany już komunikat z 13 października 1977 i ultimatum oraz
czarno-białe zdjęcie fotograficzne, wykonane aparatem po-laroid, przedstawiające
Hannsa Martina Schleyera z tablicą ,,13.10.1977" na tle emblematu RAF i napisu
na ścianie.: „Commando Siegfried Hausner, Commando Martyr Hali-meh". Nie ulega
wątpliwości, że przemysłowiec wciąż pozostaje przy życiu. Dołączona jest też
taśma wideomagneto-fonowa, którą Payot musi dopiero odtworzyć.
Późnym wieczorem Hanns Eberhard Schleyer, 33-letni syn porwanego, oświadcza
ministrowi sprawiedliwości, że zdecydowany jest przekazać okup w hotelu
Intercontinental, bez względu na ryzyko, z jakim łączy się taka misja. Pieniądze
zostały przygotowane przez rząd federalny, ale ważą aż około 130 kg. Czy
przekazanie tego okupu dojdzie do skutku — zadecyduje „wielki sztab kryzysowy"
dopiero następnego dnia rano.
O godz. 23.35 minister Hans Jiirgen Wischnewski — specjalny wysłannik rządu
federalnego — ląduje w Dubaju. Utworzona zostaje „gorąca linia telefoniczna",
dzięki której minister ma stały kontakt z Bonn.
Sobota, dzień 15 października. O godz. 0.40 mecenas Payot przekazuje Federalnemu
Urzędowi Kryminalnemu tekst oświadczenia Hannsa Martina Schleyera, który
zawierała dostarczona wczoraj taśma wideomagnetofonowa. Prezes
za-chodnioniemieckich pracodawców pozdrawia swoją rodzinę i przyjaciół oraz
pełen wyraźnego rozgoryczenia stwierdza:
„W mojej obecnej sytuacji sam siebie pytam, czy wreszcie nie musi stać się coś,
co zmusi Bonn do podjęcia decyzji. Jestem już 5 i pół tygodnia więźniom
terrorystów, i to wszystko dlatego, że od lat angażowałem się i narażałem dla
tego państwa i porządku wolności demokratycznych. Chwilami dochodzę do
przekonania, że jakby — również ze strony czynników politycznych — wydrwiono te;
moją działalność".
Hanns Martin Schleyer zdaje sobie sprawę, że jego osobę — wbrew nadziejom, jakie
żywił — traktuje się bez przywilejów, jakich oczekiwali terroryści, a także
jakich zapewne oczekiwał on sam, przypominając sobie finał porwania
zachodnióberlińskiego polityka chadeckiego Petera Lorenza. Ten ton długo
pozostanie w pamięci rodziny, gdyż był to już ostatni znak życia od niegdyś
wpływowego, a teraz bezsilnego człowieka. Taśma przechowywana jest w archiwach
Federalnego Urzędu Kryminalnego jako jeden z dowodów obciążających porywaczy.
Kapitan samolotu „Landshut", wciąż pozostającego na płycie lotniska w Dubaju,
domaga się o godz. 7.50 dostarczenia żywności, lekarstw i podstawienia schodków
do samolotu. Gdy przekazano żywność, 2 pracownicy służby naziemnej lotniska
powiedzieli, że terroryści robią wrażenie ludzi szalenie zmęczonych. Kapitan
samolotu przekazuje telegram adresowany do kanclerza federalnego:
„Życie 91 mężczyzn,, kobiet, dzieci na pokładzie samolotu zależy od Pańskiej
decyzji. Jest Pan naszą ostatnią i jedyną nadzieją. W imieniu załogi i pasażerów
(—) schumann".
W Bonn zapadła decyzja przekazania przygotowanego okupu, ale przedwczesne
przedostanie się wiadomości, gdzie i kiedy ma to nastąpić we Frankfurcie,
powoduje, że w foyer hotelu Intercontinental i w pobliskich garażach urzęd-mcy_
służby kryminalnej ..znajdują w południe ponad 100 ..dziennikarzy i 2
ekipy..filmowe telewizji. W takich warunkach niemożliwy staje się kontakt z
wysłannikiem terrorystów, chociaż nie wiadomo po dzień dzisiejszy, czy ta
„niedyskrecja" wobec prasy, dotychczas tak układnej i skłonnej do samocenzury,
nie została zainspirowana przez BKA.
Zirytowany i niezadowolony z rozwoju wydarzeń syn porwanego przemysłowca
decyduje się, na niezwykły krok prawny. Wniosek w tej sprawie musiał mieć jednak
przygotowany dużo wcześniej, skoro już o godz. 13.00 złożył go w Federalnym
Trybunale Konstytucyjnym w Karlsruhe. Dr Hanns Eberhard Schleyer, z
wykształcenia prawnik, prowadzący kancelarię adwokacką w Stuttgarcie, skierował
w imieniu rodziny skargę do Trybunału, żądając od niego polecenia rządowi
federalnemu i 4 rządom krajowym (ba-d.eńsko-wirtemberskiemu, bawarskiemu,
północno-nadreń-sko-westfalskiemu i hamburskiemu), aby natychmiast zwolniły
więzionych terrorystów i wymieniły ich na jego ojca. Schleyer junior powołuje
się — korzystając z pomocy 3 adwokatów —, na artykuły 2 i 3 Ustawy Zasadniczej
RFN, zapewniające ochronę obywateli i równe ich traktowanie.* Peter Lorenz
zachował życie właśnie dzięki dokonanej wymianie więźniów. Czy jego ojciec jest
gorszy? Urząd Kanclerski stwierdza niezasadność złożonego wniosku jeszcze tego
samego dnia. Natomiast Federalny Trybunał Konstytucyjny zebrał się w trybie
pilnym w sobotę, aby rozpatrzyć skargę Eberharda Schleyera. Wyrok, pełen wywodów
prawniczych, stwierdza ostatecznie:
„Stanowisko rządu federalnego wyraził federalny minister sprawiedliwości. Uważa
on wniosek powoda za nieuzasadniony. Artykuł 2 ust. 2 Ustawy Zasadniczej
zobowiązuje państwo do ochrony życia ludzkiego przed atakami ze strony osób
trzecich. W zaistniałej sytuacji odpowiedzialne za to organy państwowe
przeprowadziły następujący wywód. Z jednej strony chodzi o to, żeby uczynić
wszystko, co'leży w ludzkich możliwościach, aby ochronić życie ojca
wnioskodawcy. (Z drugiej strony spełnienie żądań porywaczy zagroziłoby w
najwyższym stopniu życiu osób postronnych, gdyż 11 przebywających w więzieniu
terrorystów jest szczególnie niebezpiecznych. Po ich' zwolnieniu, jak wykazały
to doświadczenia związane ze sprawą porwania Lorenza, kontynuowaliby oni swoją
terrorystyczną działalność.; Tak więc roszczenie wnioskodawcy narusza podstawę
praworządności w państwie. Jego spełnienie uniemożliwiłoby państwu zapewnianie
ochrony. W obecnej nadzwyczajnej sytuacji nie można podjąć decyzji, która w
oparciu o zasady konstytucyjne mogłaby być uznana za jedynie słuszną. Należy
raczej zapewnić odpowiedzialnym organom państwowym swobodę oceny i decyzji (...)
Że względu na sytuację wynikającą z prawa konstytucyjnego Federalny Trybunał
Konstytucyjny nie może nakazać właściwym organom państwowym podjęcia określonych
kroków. Od przeciwników wniosku zależy, co zostanie uczynione w celu zapewnienia
obowiązku ochrony życia".
Ujęty w konstytucji obowiązek ochrony życia i wolności należy więc rozumieć
kolektywnie, a nie indywidualnie. W przeciwnym razie każdy przestępca mógłby
bezkarnie oczekiwać spełnienia swoich żądań.
Próba prawnicza zmuszenia rządu bońskiego do ustępstw zakończyła się fiaskiem.
Ale sobota jeszcze się nie skończyła. Federalny Urząd Kryminalny poleca
zakomunikować porywaczom, że wyłoniły się poważne trudności ze znalezieniem
państwa, które zgodziłoby się przyjąć zwolnionych więźniów. Toczą się jeszcze
rozmowy z rządem somalijskim.
W Dubaju kapitan samolotu informuje, że kończy się zapas energii elektrycznej,
która zasila klimatyzację. Gdy technicy Lufthansy usiłują podłączyć samolot do
generatora lotniskowego, zostają ostrzelani przez terrorystów. Dopiero
następnego dnia zapewniono samolotowi dostawę elektryczności przez zewnętrzny
agregat.
O godz. 17.30 przedstawiciel terrorystów telefonuje do syna Schleyera, pytając,-
dlaczego nie dostarczył w ustalonym terminie 15 milionów dolarów. Anonimowy
rozmówca poleca natychmiast zarezerwować miejsce w maszynie odlatującej o godz.
21.05 z Frankfurtu nad Menem do Paryża i zameldować się tam zgodnie z ustalonym
hasłem. Później jeszcze 4-krotnie odbywają się rozmowy telefoniczne, które nie
wyjaśniają sytuacji. Nerwy ludzkie są napięte do granic wytrzymałości, gdyż gra
ciągnie się w nieskończoność i jakby oddala się nadzieja na szczęśliwy koniec.
Jest niedziela 16 października. W Dubaju o świcie, o godz. 5.30, terrorysta
przedstawiający się jako Shahid Mahmud żąda zatankowania w ciągu godziny
zbiorników „Landshuta". W przeciwnym razie zastrzelony zostanie kapitan
samolotu. Gdy powtarza się groźba zastrzelenia kapitana i 2 pasażerów, a później
co 5 minut każdego następnego pasażera, władze lotniska spełniają żądanie.
Od wczesnych godzin rannych obraduje gabinet federalny w Bonn i sztaby kryzysowe
— „mały" i „duży". Decyzje kanclerza, i ministra spraw wewnętrznych: wzmóc
środki "bezpieczeństwa dla zapobieżenia nowym porwaniom samolotów, nie trzymać
terrorystów w jednym więzieniu, kontynuować przygotowania do odbicia zakładników
w Dubaju. Helmut Schmidt przeprowadza serię rozmów telefonicznych: z premierem
Wielkiej Brytanii, z ministrem obrony i prezydentem Zjednoczonych Emiratów
Arabskich, parokrotnie nawiązuje łączność z rządem ZSRR i rządem NRD. Sprawa
stalą się bowiem zbyt poważna, aby można ją było rozstrzygać tylko w Bonn, a
terroryści z zakładnikami na pokładzie „Landshuta" udadzą sią wkrótce w
nieznanym kierunku.
O godz. 12.19 uprowadzony Boeing 737 startuje w Duba-ju i bierze kurs na wyspę
Mairach na Oceanie Indyjskim, należącą do sułtanatu Oman. Tam jednak lotnisko
jest za-. mknięte, więc maszyna kieruje się do Adenu. Z powodu zablokowania
betonowych pasów samolot ląduje o godz. 16.00 na piaszczystym terenie obok, a
kapitan Schumann dokonuje lustracji podwozia maszyny. Po jego powrocie przywódca
porywaczy podejrzewa, że pilot rozmawiał z grupą żołnierzy jemeńskich na
lotnisku, co kończy się tragicznie. Rozwścieczony bandyta strzałem w głowę
zabija kapitana na oczach pasażerów zmuszając go uprzednio do uklęknięcia w
głównym przejściu. Następnie ciało zabitego zostaje zaciągnięte do tyłu samolotu
w stronę toalet.
.,Jlirgen Schumann, zabity pilot Boeinga, był człowiekiem inteligentnym — jak
powiedział później szejk Mohammed Ibn Raszyd, minister obrony Zjednoczonych
Emiratów Arabskich. — Dowódca samolotu zdołał, posługując się szyfrem pilotów,
przekazać wieży kontrolnej wiele cennych informacji. Udało mu się podać dokładną
liczbę porywaczy znajdujących się na pokładzie samolotu, co uczynił, wymieniając
podczas rozmowy radiowej 4 przedmioty, o których wiedzieliśmy, że nie mogły
znajdować się na pokładzie Boeinga 737. Wywnioskowaliśmy stąd, iż chodziło o 4
porywaczy. W czasie drugiego połączenia pilot zręcznie przekazał, że porywacze
są uzbrojeni w pistolety 9 mm oraz że dysponują ładunkami plastyku." s
Siadem porwanego samolotu podąża minister Wischnewski, któremu rząd boński
zlecił nawiązanie kontaktów z porywaczami. Ale jego Boeing 707 długo krążył nad
granicą południowo-jemeńską, bo również nie otrzymuje zezwolenia na lądowanie w
Adenie. Dopiero około godz. 22.00 — gdy zaczyna brakować paliwa — maszyna
ministra siada na lotnisku w Dżiddzie w Arabii Saudyjskiej.
Zaczyna się siódmy tydzień — który stanowi epilog dramatu. W poniedziałek, 17
października, tuż po północy mecenas Payot przebywający we Francji dzwoni do
urzędnika BKA informując, że otrzymał od Eberharda Schleyera wiadomość z prośbą
o przekazanie jej ludziom z RAF. Wiadomość brzmi:
,,Chciałbym w imieniu mojej rodziny uczynić »Kommando Siugfried Hausner«
propozycję, której przeprowadzenie nie ma nic wspólnego z władzami państwowymi.
Dlatego proszę, żeby oddział nawiązał ze mną łączność".
BKA nie widzi przeszkód dla przekazania tej wiadomości. Daremnie jednak mecenas
Payot oczekuje na zgłoszenie się terrorystów.
O godz. 2.02 uprowadzony „Landshut", po otrzymaniu paliwa w Adenie, startuje.
Początkowo sądzi się, że leci do Kuwejtu, ale o godz. 4.34 nadchodzi depesza, że
wylądował w Mogadiszu, stolicy Republiki Somalii. Zawiadomiono o zastrzeleniu
kapitana pilota Jiirgena Schumanna i o przedłużeniu przez porywaczy terminu
ultimatum do godz. 15.00 Zwłoki pilota zostają wyrzucone z samolotu przez luk
ratunkowy. Ponury dowód rzeczowy, że z terrorystami nie ma żartów! *
W Bonn Helmut Schmidt przeprowadza w cztery oczy rozmowę z ambasadorem Republiki
Somalii, następnie teic-foniczną z prezydentem tego państwa. O przebiegu rozmów
zawiadamia „wielki szt.ab kryzysowy", a następnie zwołuje godzinne nadzwyczajne
posiedzenie gabinetu rządowego. Istnieją 3 możliwości przeprowadzenia odbicia
samolotu: 1) przez siły somalijskie, 2) przez siły somalijskie przy wsparciu
zachodnioniemieckim, 3) przez samych Niemców. Rząd somalijski oczekuje decyzji.
W tym czasie ląduje w Mogadiszu maszyna ministra Wi.-chnewskiego, który zmuszony
był spędzić noc w Dżiddzie. W rokowaniach z porywaczami, prowadzonych drogą
radiową, udaje się wynegocjować przedłużenie terminu ultimatum najpierw o 30
minut, a później do godz. 1.30 we wtorek. Zwłoka jest konieczna, żeby dokładnie
przygotować akcje policyjną, o czym — rzecz jasna — nie wiedzą porywacze.
Po zapadnięciu zmroku, o .godz. .17.30, ląduje samolot specjalny z grupą 60
komandosów zachodnioniemieckich nsleżących do Grenzschutzgruppe 9. Wspólnie z
przedstawicielami somalijskich sił zbrojnych rozpoczyna sic omawianie szczegółów
akcji mającej zaskoczyć piratów powietrznych. Jednak wieczorem rozgłośnie
zagraniczne — AFN, BBC, Europa I i Radio France ogłaszają krótkie komunikaty na
temat przybycia do Mogadiszu nie zidentyfikowanego samolotu, snując domysły na
temat możliwości odbicia zakładników. Czy to nie utrudni akcji?
, Tak mówił później minister Jurgen Wischnewski w wywiadzie dla „Sterną":
„— Dlaczego terroryści nie nabrali podejrzeń, kiedy wylądowała maszyna oddziału
GSG-9 z zapalonymi światłami? — Oczywiście, zauważyli oni, że wylądował samolot.
Hałas, jaki czynią odrzutowce, jest straszliwy. Ale w ciemności nie mogli
przecież poznać, że była to maszyna Lufthansy. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę,
że piraci w tym momencie wierzyli już, że przywieziemy więźniów grupy Baadera i
Meinhof. Nie byli więc już tak nieufni".0
O godz. 23.15 komandosi, należący do jednostki Grenzschutzu, zajmują pozycje
wyjściowe, zaś siły somalijskie mają ich osłaniać. Bezruch nie trwa długo, bo
już o godz. 0.05 żołnierze wczołgawszy się pod kadłub, ruszają do ataku na
samolot. Wystrzelono w niebo oślepiające granaty, które miały chociaż na chwilę
odciągnąć uwagę terrorystów i umożliwić w tym czasie wyważenie drzwi samolotu
oraz podjęcie próby ewakuacji pasażerów, gdyby piraci bronili się zbyt długo.
Palestyńczycy sięgnęli po broń, ale daremnie: 3 z nich zostaje zastrzelonych.
Zaledwie 7 minut trwała.cała ..akcja uwieńczona sukcesem: wszyscy pasażerowie i
3 człon-- kpwje załogi odzyskują wolność.10 Tak kończy się 108 go-. dzin
strachu, jakie minęły od porwania samolotu „Landshut". „Większość uwolnionych
zakładników jest całkowicie wyczerpana. Niektórzy spacerują bez obuwia, inni bez
koszul po gmachu dworca lotniczego. Ale ich twarze odzwierciedlają ulgę. Nieco
później, po napojach chłodzących i jedzeniu, rozwiązują się języki." "
Rozgłośnia Deutschlandfunk, w programie o godz. 0.38, potwierdza oficjalnie
depeszę agencji p~rasowej AFP: 88 zakładników odzyskało wolność, 3 terrorystów
zastrzelono. Na specjalnej konferencji prasowej zwołanej nocą składa godzinę
później oświadczenie rzecznik prasowy rządu, sekretarz stanu Klaus Bdlling,
komunikując o wspaniałym sukcesie oddziału specjalnego GSG-9 oraz wyrażając
podziękowanie rządowi somalijskiemu.
,,W tej chwili apelujemy, a z nami wszyscy obywatele, raz jeszcze do porywaczy
Hannsa Martina Schleyera: wypuście na wolność Schleyera i zrozumcie, że droga
tsrroru jest drogą do samozniszczenia."
Poranek wtorkowy, 18 października, przynosi nowe sensacje. W drodze powrotnej do
Europy znajdują się pasażerowie uwolnionego S'':,,Solotu „Landshut", wśród
których oprócz Niemców są również członkowie innych narodowości. Wręcz
niewiarygodne zaskoczenie wywołuje krótka depesza agencji DPA, która pojawia się
na taśmach dalekopisów o godz. 8.58: ,
_,,skazani na .dożywotnie .więzienie terroryści andreas baa-der
i.g.udrun..ensslin odebrali sobie życie w zakładzie karnym stuttgart-stammheim.
zakomunikowało o tym badeńsko--wirtemberskie ministerstwo sprawiedliwości".
Rodzą się drastyczne pytania: Jak mogło dojść do tego w silnie strzeżonym
więzieniu? Jak mogło dojść do tego, jeżeli od pewnego czasu terroryści trzymani,
byli w areszcie izolacyjnym? Jak doszło do tego, że w celach 2 nieżyjących
więźniów znaleziono broń?
Pytania te długo będą nurtowały światową opinię publiczną i krajową. Rodzić będą
różne domysły i przypuszczenia, budzić złe wspomnienia i analogie. Zemsta?
Odwet? Prowokacja polityczna? Zbiorowy obłęd? Tymczasem o losie Hannsa Martina
Schleyera wciąż nic nie wiadomo.
Na lotnisku w Wahn pod Kolonią ląduje o godz. 15.20 grupa komandosów
Grenzschutzu 9 oraz minister Wischnew-ski. Do Frankfurtu nad Menem przybywają
oczekiwani przez rodziny pasażerowie porwanego „Landshuta''. Słowa najwyższego
uznania i atmosfera zadowolenia. Jednak na dnie tej radości i sukce"su — o
którym później prasa pisać będzie jako o „pyrrusowym zwycięstwie" — kryje się
niepokój, Co z Schleyerem? W specjalnej audycji, nadanej w obu programach
telewizji RFN, zaraz po przemówieniu prezydenta Waltera Scheela pojawia się na
chwilę twarz syna porwanego przemysłowca, oznajmiającego, że podjął kroki w
Federalnym Trybunale Konstytucyjnym, ponieważ rząd nie zamierzał spełnić
warunków porywaczy. Mecenas Payot w Genewie „nie ma nic do zakomunikowania".*
Środa, 19 października. Dwudziesta piąta i ostatnia wiadomość od porywaczy
Schleyera. O godz. 16.21 dzwoni telefon w stuttgarckim biurze agencji prasowej
DPA. Głos młodej kobiety, która przedstawia się słowami:
„Tu mówi RAF", i zwięzła
informacja, jaka niebawem trafi na szpalty gazet: „Po 43 dniach Hanns Martin
Schleyer zakończył swoją żałosną i przekupną egzystencję. Pan Schmidt, który
zabiegając o władzę od początku spekulował życiem Schleyera, może go sobie
odebrać przy rue Charles Peguy w Miluzie w zielonym audi 100, który posiada
rejestrację Bad Homburg. Wobec naszego bólu i naszej wściekłości z powodu
masakry w Mogadiszu i Stammheim jego śmierć jest bez znaczenia. Andreasa, Jana,
Irmgard i nas nie zaskoczy faszystowska dramaturgia imperialistów, prowadząca do
zniszczenia ruchów wyzwoleńczych. Nie zapomnimy krwi przelanej przez Schmidta i
popierających go imperialistów. Walka dopiero się rozpoczęła. Wolność
zdobędziemy w zbrojnej walce antyimperialistycznej".
Federalny Urząd Kryminalny nawiązuje natychmiast łączność z władzami
francuskimi. O godz. 18.00 specjalna ekipa śledcza udaje się śmigłowcem do
Miluzy. Po zastosowaniu specjalnych środków ostrożności — wiadomość może być
przecież pułapką, a w aucie znajdować się bomba zegarowa — dopiero o godz. 21.11
otwarto bagażnik porzuconego audi (tablica rejestracyjna: HG-AN 460), w którym
znajdują się zwłoki Hannsa Martina Schleyera. Anonimowi rozmówcy telefoniczni —
w tym czasie również cała policja francuska została postawiona na nogi — mówili
prawdę. Ponurą i brutalną prawdę..
Sytuacja rządu federalnego w Bonn jest niełatwa. Do odnotowania ma wprawdzie
duży sukces, ale nie oznacza to zamknięcia ponurego rozdziału w historii
Republiki Federalnej, któremu na imię terroryzm. Jeśli wielka obława policyjna
podjęta w poszukiwaniu 16 osób podejrzanych o współudział w zamachach nie
przyniesie rezultatu, należy w dalszym ciągu oczekiwać porywań, rabunków i.
zamachów bombowych ze strony niedobitków RAF i innych ugrupowań lewackich.
Na posiedzeniu Bundestagu dnia 20 października kanclerz Helmut Schmidt wyraża
podziękowanie wszystkim rządom, które udzieliły pomocy w akcji ratowania
samolotu Luft-hansy. Podkreślił olbrzymie znaczenie pomocy rządu soma-lijskiego,
który wpuścił na swoje terytorium komandosów zachodnicniemieckich.
„Nasz czarny brat był litościwym Samarytaninem, ratującym z opresji białego,
który wpadł w ręce rabusiów. W języku politycznym e^jj&cza to, że solidarność
okazali ci, do których pewni ludzie w naszym kraju odnoszą się krytycznie albo
nawet odstręczająco." I3
Kanclerz podkreśla również stanowisko Jasera Arafata, przywódcy Organizacji
Wyzwolenia Palestyny, który potępił terrorystów. Wskazał na czynną pomoc, jakiej
użyczyły mu rządy USA, Francji i Wielkiej Brytanii.
„Do pozytywnych doświadczeń zaliczam też gotowość Związku Radzieckiego, który
chciał interweniować u rządu Demokratyczno-Ludowej Republiki Jemenu, a
potwierdzeniem postępu w rozwoju naszych stosunków była, tez gotowość
zaangażowania się NRD".
Istotne jest. również to, co Schmidt powiedział na temat wydarzeń w więzieniu
Stuttgart-Stammheim. Przypomniał, że więziennictwo należy — w myśl konstytucji
RFN — do kompetencji krajów federalnych, ale „ze względu na funkcje ochronne
przysługujące rządowi, względy prawa, bezpieczeństwa, wewnątrzpolityczne i
pozapolityczne, ze względu na opinię Niemiec w świecie, pilnie należy wyjaśnić,
i to w formie nie budzącej wątpliwości" sprawę skandalicznych samobójstw.
Wydarzenia te są bowiem „niezrozumiałe"
Szczęśliwe zakończenie dramatu Boeinga 737, tragiczna śmierć Schumanna i
Schleyera, tajemnicza śmierć terrorystów w więzieniu. Szczególnie skomplikowane
rozwiązanie sprawy w ciągu jednego tygodnia.
* Później ustalono, że irański paszport, jakim posługiwał się Ali Hyderi, był fałszywy. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało — Zuhair Yousiff Akache, był Libańczykiem, a w akcji porwania samolotu występował pod pseudonimem „kapitan Mohammed".
* SAWIO — Struggle Against World Imperialism Organisa-tion czyli Organizacja do Walki z Światowym Imperializmem.
* Artykuł 2: „(2) Każdy ma prawo do życia i nietykalności osobistej. Wolność człowieka jest nienaruszalna. Prawa te może ograniczyć tylko ustawa". Artykuł 3: „(1) Wszyscy ludzie są równi wobec prawa".
* Ojciec św. Paweł VI, wstrząśnięty dramatem samolotu, 17 października zaofiarowuje sią terrorystom jako zakładnik w zamian za uwolnienie pasażerów: „Oddam się w ich ręce, jeśli to może być pożyteczne". '
* Na temat honorarium, jakiego Denis Payot żądał później za swoje usługi jako pośrednik między rządem RFN a porywaczami, krążyły fantastyczne pogłoski. Mówiono o milionie marek. Sam Payot stwierdził w wywiadzie dla „Sehweizer Illustrierte", że domagał się od Bonn 200 000 franków szwajcarskich. W swoim biurze — jak mówił — zatrudniał pr::ez 45 dni dniem i nocą 30 współpracowników oraz 3 tłumaczy, z których każdy żądał po 500 franków za 24-godzinny dyżur. Olbrzymie kwoty pochłonęły zagraniczne rozmowy telefoniczne.
Rozdział 7 Co się stało w Stammheim?
Świat odetchnął z ulgą, słysząc o szczęśliwym zakończeniu 5-dniowego dramatu
pasażerów samolotu „Landshut", który miał na pokładzie nie tylko Niemców, ale
również Austriaków, Hiszpanów, Holendrów, Szwedów i Amerykanów. Brawurowa akcja
jednostki GSG-9 pod dowództwem Ulricha Wegenera przyczyniła się do uwolnienia 47
kobiet, 33 mężczyzn i 7 dzieci.
Kanclerz federalny Helmut Schmidt, któremu przypisywano postawę nieugiętą,
święcił swój wielki dzień. Komandosów Grenzschutzu uczyniono bohaterami,
rozpisując się o sprawności tego antyterrorystycznego oddziału policyjnego. Ton
telegramów, jakie napływały do Bonn, świadczył, jak głęboko przeżywano epopeję „Landshuta"
również poza granicami Republiki Federalnej. Prezydent Francji Valery Giscard
d'Estaing pisał do Schmidta: „Pańskie zwycięstwo nie jest tylko zwycięstwem
godzącym w terroryzm. To także — dla wszystkich wolnych ludzi — zwycięstwo
demokracji".1 Chwalono kanclerza za wytrwałość i odpowiedzialną postawę.
Natomiast kanclerz Austrii Bruno Kreisky nie bez słuszności zauważył: „Gdyby
obecnie wszystkie państwa wykazały gotowość daleko idącej współpracy, wówczas
można by było rychło położyć kres terroryzmowi międzynarodowemu".
Nie ulegało wątpliwości, że operacja w Mogadiszu była możliwa do przeprowadzenia
dzięki solidarności międzynarodowej i życzliwej postawie wielu państw, ale
solidarność powinna od tego czasy obowiązywać także Bonn w zakresie zwalczania
wszelkich przejawów terroryzmu. A wszak inną miarę stosuje się tam do osób
uprowadzających samoloty "z krajów socjalistycznych, odmawiając wydania
porywaczy, albo też do nacjonalistów chorwackich podkładających bomby pod
konsulaty jugosłowiańskie. Tymczasem tysiące Niemców w RFN było skłonnych, po
lekturze prasy zachodnionie-mieckiej i depeszach polityków, aż do przesady
oceniać własne zdolności do obrony przed terroryzmem, gdyż pojawiły się
określenia, jakoby „cały świat" był dłużnikiem Republiki Federalnej.
Uczucie zadowolenia zmąciła wiadomość o zamordowaniu Hannsa Martina Schleyera,
którego porwanie stanowiło oś wszystkich wydarzeń. Gra o życie tego człowieka —
nie dało się tego ukryć — została przegrana.
W ważniejszych gazetach zachodnioniemieckich ukazały się wielkie nekrologi,
oznajmiające śmierć Hannsa Martina Schleyera oraz wyrażające współczucie
rodzinie. Nosiły one podpisy Federalnego Związku Niemieckich Pracodawców,
Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego, Otto Wolffa von Amerongena, rady
nadzorczej spółki akcyjnej Daimlera--Benza, Zrzeszenia Pracodawców Przemysłu
Metalowego.., Te nekrologi raz jeszcze pokazały, jak bolesny i dotkliwy był cios
wymierzony przez terrorystów.
Na uroczystej mszy żałobnej, odprawionej w intencji zamordowanego w katolickim
kościele pod wezwaniem Św. Eiberharda w Stuttgarcie, zjawili się prawie wszyscy
politycy: Kelmut Schmidt, Walter Scheel, Alfons Goppel, Ernst Albrecht, Holger
Borner, Hans Ulrich Klose, Franz Josef Strauss, Bernhard Vogel — kanclerz,
prezydent, premierzy rządów krajowych... Mszę celebrował ksiądz biskup Georg
Moser z Rottenburga, ale nie zabrakło też obecności przewodniczącego Rady
Kościoła Ewangelickiego, biskupa Hel-muta Classa i księdza Basiliusa z greckiego
Kościoła prawosławnego. Rzadko zdarza się spotkanie tylu osobistości
jednocześnie, a jednak stało się tak przy pożegnaniu Schleyera,
Kamery fotoreporterów uchwyciły moment' składania kon-dolencji wdowie — pani
Waltraud Schleyer — przez kanclerza. Pochylona w milczeniu głowa i uścisk ręki.
Ta fotografia pozwala zrozumieć najlepiej słowa prezydenta Waltera Scheehi w
kościele Św. Eberharda:
,,W naszym społeczeństwie dzieją się rzeczy tak haniebne, że nie można znieść
ich widoku, gdyż ujawniają one to, o czym chętnie się zapomina: jak zły potrafi
być człowiek. Wstydzę się zła popełnionego przez tych młodych zbłąkanych ludzi.
Oni sami chyba nie potrafią się już tego wstydzić. (...)
Hanns Martin Schleyer nie żyje. Czy musiał umrzeć? Można się zastanawiać nad
tym, czy zachowałby życie, gdyby ludzie odpowiedzialni za kraj byli w stanie
spełnić wszystkie żądania terrorystów. Takie myśli ogarniają dzisiaj Was,
członków rodziny. My wiemy, że ludzie ponoszący odpowiedzialność starali się w
dzień i w nocy, w ciągu 6 tygodni, uratować życie Hannsa Martina Schleyera.
Stali oni wobec straszliwego dylematu, gdyż nie ma przecież jednej słusznej
drogi zapewniaja.cej sukces. Jest to zapewne niezwykle ciężki obowiązek
polityków, którzy w takiej sytuacji muszą brać na siebie odpowiedzialność (...)
W imieniu wszystkich obywateli niemieckich proszę, więc Was, członków rodziny
Hannsa Martina Schleyera, o przebaczenie" -.
Podobna uroczystość państwowa, jak w Stuttgarcie ku czci Schleyera, organizowana
była poprzednio tylko w hołdzie zmarłym prezydentom Heinrichowi Lubkemu i
Gustavowi Heinemannowi oraz kanclerzom Konradowi Adcnauerowi i Ludwigowi
Erhardowi.3 W ten sposób raz jeszcze podkreślono wysoką rangę, zamordowanego
prezesa Federalnego Związku Przemysłu.
V£._zupełnie innym klimacie odbywały się w tym samym mieście uroczystości
żałobne 3 samobójców ze Stammheim: Andreasa Baadera, Jana-Carla Raspego i Gudrun
Ensslin. Poprzedziły je prowadzone w histerycznym tonie dyskusje, gdzie
pogrzebać zmarłych. Organizacja młodzieżowa cha-dęckiej. J..ungę Union
zaproponowała w przypływie nieodpowiedzialnego gniewu, żeby zwłoki terrorystów
przekazać zakładowi oczyszczania miasta, gdzie zostałyby spalony razem ze
śmieciami. Rodziny domagały się, aby pogrzebać zmarłych na jednym cmentarzu w
Stuttgarcie, co wywołało opory w Badenii-Wirtembergii, gdyż obawiano się
późniejszych spotkań sympatyków RAF u grobu samobójców, kreowanych na
męczenników skrajnej lewicy. Opierając się naciskom z różnych stron, rzeczowe
stanowisko potrafił zająć nadburmistrz Stuttgartu Manfred Rommel, syn
feldmarszałka hitlerowskiego, uważany przez chadecją za swoiste wcielenie
liberalizmu. Oto co pisał na ten temat protestancki tygodnik w Hamburgu:
„Podczas gdy trwają skrupulatne dochodzeniu, które mają wyjaśnić, jak trzej
więźniowie w Stammheim zdołali pny.:-}-nić samobójstwo, w Stuttgarcie nabrzmiewa
pełna jadu dyskusja o tym, jak pogrzebać zmarłych. Ojciec Gudrun Ensslin,
emerytowany pastor stuttgarcki, wyraził życzenie, żoby jego córka spoczęła razem
z Andreasem Baaderem i Janem-Car-lem Raspe. Stuttgareki nadburmistrz Manfred
Rommel udzielił swojej zgody.
Od lego czasu wystawiony jest na zacięte ataki ze strony ludności i własnej
partii. Ponieważ Baader i Raspe powinni by leżeć na innym cmentarzu w
Stuttgarcie, niektórzy lękaja się, że ta wspólna mogiła stanie się miejscem
pamięci i będzie odwiedzana przez pielgrzymujących zwolenników.
Gdy nadburmistrz Rommel mimo tych zastrzeżeń spełnił życzenie ojca Gudrun,
wymienił godny uwagi argument: »Kto umarł, ten nie żyje, a tym samym wygasa
przeszłość. Taka była zawsze dobra zasada chrześcijańska".
Decyzja Rommla zostanie oczywiście zaakceptowana przez Kościół. Zmarłym w
Stammheim przyznana zostanie, zgodnie z prawem kościelnym, możliwość zwykłego
pogrzebu, którego dokona miejscowy proboszcz w czwartek — 2 dni po uroczystości
pogrzebowej Hannsa Martina Schleyera".4
Na. cmentarzu komunalnym Dornhalden, położonym na terenie dawnej strzelnicy,
przedsięwzięto dnia 27 października 1977 roku nadzwyczajne środki ostrożności.
Około 1000 uzbrojonych policjantów znajdowało się w-pogotowiu, a nad cmentarzem
krążył śmigłowiec Grenzschutzu. Ot, tak na_ wszelki wypadek. Cały przebieg
pogrzebu filmował zespól policyjny. Przybyło prawie 2000 osób, z czego cześć
stanowili ciekawscy i gapie.
Zjawiło się aż 250 fotoreporterów prasowych, którzy wnosili zamęt do poważnej
uroczystości i odpychali nawet członków rodziny. Pogoń za sensacją przybrała tym
razem odrażające rozmiary.
Zdjęcia fotograficzne,5 które zachowały się dla potomnych, utrwaliły pogrążone w
smutku rodziny stojące nad otwartą mogiłą .grzebanych terrorystów: rodziców
Ensslin i jej brata, matkę Baadera, siostrę Ulryki Meinhof — Wie-nke Zitlaff — i
matką Raspego. Gdy skończyła się krótka uroczystość religijna i ksiądz Bruno
Streibel odczytał Psalm 130 oraz List św. Pawła do Galatów, kończąc słowami:
,,Bóg ma ostatnie słowo, nie my — amen", wciąż trwała jeszcze ponura
uroczystość.
i-' „Większość uczestników zgromadzenia żałobnego — a byli I to przybysze z
Francji, Holandii, Anglii, Szwajcarii, Austrii i i całej Republiki Federalnej —
nie objawiała żalu ani poru-| szenia, jak członkowie rodzin i nieliczni znajomi
zmarłych. I Wypełnieni nienawiścią i wściekłością ludzie nowoływali wielokrotnie
do walki. "Solidarność z bojownikami partyzantki miejskiej, Gudrun, Andreasem,
Janem — maltretowanymi i zamordowanymi w Stammheim« — głosił jeden z
transparentów uniesionych ponad głowami tłumu. Niosący ; go mieli twarze
zasłonięte szalami i chustami, aby nikt nie I mógł ich rozpoznać." 6
| Po pogrzebie doszło do starć między młodzieżą uczestniczącą w uroczystościach
a policją. Zatrzymano grupę młodych ludzi, którzy odmówili okazania swoich
dowodów osobistych.
Czy można dziwić się, że doszło do tych zaburzeń? Opinia prasy
zachodnioniemieckiej zgodna była przecież co do tego, że śmierć Baadera, Ensslin
i Raspego jest niebywałym skandalem w historii więziennictwa
zachodnioniemieckiego. Wywołała ona, jak wspomnieliśmy, rozmaite podejrzenia nie
pozbawione pewnych podstaw. Podejrzewano, że 3 terrorystów zamordowano w odwecie
za porwanie Schleyera, gojawiła się nawet fantastyczna wersja, jakoby więźniowie
zostal"i__ przywiezieni do Somalii i tam uśmierceni podczas operacji rzekomej
wymiany na pasażerów samolotu „Lan-dshut", a później z powrotem przywiezieni do
Stuttgartu. Nikt jakoś nie wierzył w samobójstwo i — dodajmy gwoli ścisłości —
trzeba było prawie 5 miesięcy, zanim specjalnie powołana komisja śledczą
Landtagu w Stuttgareio ogłosiła swój raport, wyjaśniający, w jaki sposób
więźniowie zdołali targnąć się na swoje życie.
Więzienie Stammheim stanowiło bezpieczną twierdzę. Tak przynajmniej głosili
urzędnicy w krajowych ministerstwach spraw wewnętrznych i sprawiedliwości
Badsnii-Wirtember-gii, odpowiedzialni za porządek w zakładzie karnym i wokół
niego. Przed procesem „twardego rdzenia" RAF w 1975 roku wprowadzono
nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. a obejmowały one również nowy budynek,
wzniesiony kosztem 12 milionów marek, w którym toczyła się rozprawa karna
Baadera, En3slin i Raspego. Teren był otoczony stalowymi parkanami, patrolowany
przez policję przez pełną dobę, i oświetlony całą noc. Sam nowoczesny gmach
więzienia, przekazany do użytku w 1903 roku, stanowił początkowo zakład
przejściowy, w którym trzymano aresztan-tów znajdujących się w fazie śledztwa.
Potom dla więźniów kryminalnych — było ich około 950 — urządzono duże warsztaty,
gdzie wykonywano obuwie, montowano rowery i zajmowano się pracami
introligatorskimi. W tym zakładzie karnym dla „politycznych" — za takich uważali
się przecież ludzie grupy Baadera i Meinhof — wydzielono całe siódme piętro,
odpowiednio przebudowane. Pojedyncze cele powiększono do 20,8 ni2, urządzono
nawet salę gimnastyczną, nie zapomniano o świetlicy z telewizorem i odbiornikiem
radiowym, a także bibliotece.
Po jednej stronie mieściło się 6 cel, z których we wrześniu zajmowane były tylko
2 na przeciwległych krańcach, przez Gudrun Ensslin i Irmgard Moller, po drugiej
stronie korytarza znajdowały się 3 cele i drzwi prowadzące do zapasowej klatki
schodowej. Pusta cela oddzielała pomieszczenia zajmowane przez Andreasa Baadera
i Jana-Carla Raspego.
Wartownik więzienny pełniący służbę mógł zza szklanej szyby nadzorować korytarz,
który był miejscem spotkań więźniów z oddziału III, a specjalne kamery
telewizyjne pozwalały obserwować na monitorach, co się działo w innych wspólnych
pomieszczeniach. Obok znajdowały się rozmównice dla więźniów spotykających się
ze swymi adwokatami lub rodzinami. Na poddaszu wydzielono miejsce na codzienne
spacery; Baaderowi i jego towarzyszom nie pozwalano ctykać się z innymi
więźniami. Siódme piętro było też izolowane gęstą siatką stalową,
uniemożliwiającą podjęcie próby odbicia więźniów z powietrza, np. przy użyciu
helikoptera, co również brano pod uwagę.
Procedura kontroli wszystkich wchodzących do więzienia Stammheim zdawała się
bezbłędna, a przemycenie czegokolwiek do wnętrza niemożliwe. Adwokaci
odwiedzający swoich klientów składali częste protesty u władz sądowych i
więziennych, uskarżając się na wręcz upokarzające rewizje, jakim ich poddawano.
Jak informuje tygodnik „Storn", prawnicy musieli zdejmować marynarki, opróżniać
kieszenie i teczki. Elektronicznym detektorem, czułym na każdy kawałek metalu,
dotykano ludzi i przedmiotów. Posuwano się nawet tak 'daleko, że kazano
adwokatom rozpinać spodnie, aby skontrolować, czy w ich wnętrzu nie ma
schowanych grypsów lub innych przedmiotów. ..Adwokaci musieli często ściągać
spodnie i zdejmować buty, które opukiwano i wyginano. Papierosy pojedynczo
zgniatano, wieczne pióra i długopisy rozkręcano, zaglądano do portmonetek i
notesów, akta wyjmowano ze skoroszytów i przekładano do więziennych
czarnobrunatnych teczek. Obrońcy Baadera, Han-sowi Heinzowi Heldmannowi,
odebrano nawet mały spinacz, a obrończyni Moller, Juttcie Bahr-Jendgers, zabrano
szpilkę do włosów — tak surowe obyczaje panowały w Stammheim." 7
Oczywiście adwokaci mogli później w cztery oczy rozmawiać ze swoimi klientami w
rozmównicy na siódmym piętrze, skąd wypuszczano ich dopiero po naciśnięciu przez
nich guzika zapalającego sygnał świetlny. Później ponownie poddawano adwokatów
rewizji osobistej. Tak to wyglądało teoretycznie, natomiast w praktyce
następowało znużenie strażników skrupulatną kontrolą i mogło dojść do zaniedbań,
wykorzystywanych przez adwokatów sympatyzujących z terrorystami, a do ich, grona
zaliczano ludzi z biura Klausa Croiśsanta. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć
znalezienie tylu różnych zabronionych przedmiotów w celach na siód-piym piętrze?
Obecnie wiadomo, że niepoślednią rolę „łączników" odgrywali adwokaci z otoczenia
Croisanta, a wśród nich Armin Newerla i Arndt Miiiler, uważany za człowieka
odznaczającego się niebywale zimną krwią. Opisuje to publicysta Karl Heinz
Janssen w serii interesujących artykułów, jaka ukazała się na łamach tygodnika
,.Die Zeit": „Miiiler wyraził gotowość odbycia ^próbnej t,ury« z aparatem
fotograficznym »Minox«. W tym celu wewnątrz stosunkowo cienkiej teczki na akta
wycięto dziurę: następnie c;:cść etron posmarowano klejem introligatorskim i tak
sklc-in-no, że podczas pobieżnego przeglądania akt, nic nie mo.-ii.M było
zauważyć. Kurier nie mógł jedr.rk podczas kont/.ili wypuszczać teczki z rąk,
bowiem wówczas kontroler zwróciłby uwagę na niezwykły ciężar aki. Adwokat nic
przy tym nie ryzykował.— gdyby od niego żądano oddaniu akt,, mógłby odmówić i
wyjść na znak protestu.
Od tego czasu transport przy użyciu >>pojemników<> podobno kwitł — w tym
korytarzu budynku »procesowego-/. gdzie mieściły się cele, adwokaci i
'.więźniowie mogli się spotykać bez nadzoru i tam podobno wymieniano pełne
trezki z aktami na puste. W ten sposób, jak twierdzą informatorzy, do cel
przywędrowały piecyki elektryczne, żelazka, ■słuchawki, kable, radia
tranzystorowe, a przypuszczalnie też liczne żarówki; strażnicy nigdy nie
potrafili sobie uzmysłowić, w jaki sposób dotarły one do rąk więźniów.
W marcu 1977 roku Andreas Baader- rozkazał »oddriałom zewnętrznym* RAF
przemycenie do cel również broni, amu-_nicji i materiałów wybuchowych. Rozkaz
ten przekazała prawdopodobnie Brigitte Mohnhaupt, która do chwili swego
zwolnienia w lutym 1977 roku trzymana była w celi, przylegającej do korytarza
terrorystów w Stammheim. a potim znowu zajęła się działalnością podziemną. Być
może to również ona, na spółkę z innymi grupami podziemnymi i z pozornie
działającymi legalnie praktykantami z kancelarii Croiśsanta, organizowała zakup
i szmugiel broni". s
Adwokat Miiiler, jak szczegółowo opisał na swoim procesie karnym w Stu.ttgarcie
inny terrorysta Volker Speit'-1. ° przemycił do więzienia nie tylko listy, ale
również 3 pistolety i materiał wybuchowy. Sam Miiiler załamał -ie po
aresztowaniu i przyznał do przenoszenia wspólnie z Newurlą — materiałów
wybuchowych do więzienia,10 a w lesie w okolicach Stuttgartu natrafiono w 10
miejscach na zakopaną broń, która miała służyć ewentualnie przywódcom RAF w
więzieniu.
„Adwokat Mtiller —■ nadal według wersji władz śledczych — mógł przenieść
pierwszy pistolet w przekonaniu, że są to elementy kochera. Aby nikt nic nie
zauważył, odjęto obie zewnętrzne części rękojeści i zawinięto broń w papierowe
chusteczki. Od marca do czerwca 1977, a więc już także po zakończeniu procesu,
na siódme piętro Stammheim przemycono następujące przedmioty: pistolet marki
Heckler & Koch z lufą 9 mm; węgierski pistolet kalibru 7,65 mm marki FI^G, oba z
pełnymi magazynkami; colt kalibru 38 marki Smith & Wes; on z niklowaną lufą i 18
nabojami; w końcu tyle materiału wybuchowego, że ■wystarczyłoby go na wysadzenie
drzwi do cel i rozwalenie murów". n
Bander chętnie posługiwał się łącznikami w adwokackich togach, ale jednocześnie
darzył ich głęboką pogardą i nieufnością. Do niektórych obrońców więźniowie
zwracali się mało wykwintnym tonem, nazywając ich „burżuazyjnymi świniami" i
„socjaldemokratycznymi szczurami". Jak widać szczurami niezwykle użytecznjTni
dla grona ultrarewolucjo-nistycznych frazesowiczów z „Frakcji Czerwonej Armii".
Po samobójstwie w Stammheim zaczęto metr po metrze przeszukiwać ściany, podłogi
i sufity więziennych pomieszczeń. Odkrycia, jakich dokonano, były zaskakujące. W
ścianie cel; nr 723; pustej od 12 .sierpnia, został znaleziony amerykański colt
policyjny z zapasem amunicji. W innej celi, w schowku pod oknem, znajdowała się
paczuszka o rozmiarach 4X2 cm zawierająca'270 g materiału wybuchowego; w okresie
od 6 lipca do 12 sierpnia 1977 roku trzymano tutaj Rolfa Pohle. a później
mieścił się tu magazyn dostępny, do chwili wprowadzenia izolacji, dla wszystkich
więźniów tego piętra. W celi Irmgard MÓlier urzędnicy znaleźli skrytkę pod
umywalką, gdzie przechowywano słuchawkę z kablem i wtyczka do instalacji
radiowej. W celi Andreasa Baadera pod podłogą były 4 pociski, a niewielkie
ilości materiałów wybuchowych wykryto też pod posadzką cel służących do
przyjmowania wizyt. Jak stwierdzono, sam Baader przechowywał swój rewolwer w
pomysłowo urządzonym schowku w obudowie adaptera gramofonowego, jaki wolno mu
było mieć w celi. Ściany siódmego piętra stanowiły istny arsenał, a więźniowie
wbrew wszelkim zakazom i próbom odizolowania^ potrafili komunikować się z sobą
do ostatnich chwil.
Nic dziwnego, że opowiadano w Republice Federalnej ponury dowcip, -że Baader,
Enssiin i Rasre bynajmniej nic popełnili samobójstwa, ale po prostu pękii ze
śmiechu patrząc .aa podejmowane przeciwko nim środki bezpieczeństwa. Inny czarny
żart brzmiał: „Dlaczego koło_ sportowe w Stammheim nie dysponuje własną
"strzelnicą?" Odpowiedź: „Ponieważ "więźniowie mogą ćwiczyć się w strzelaniu w
swoich własnych celach".
'Dlaczego strażnicy więzienni nie potrafili udaremnić samobójstwa? Można zapewne
stawiać wiele zarzutów personelowi, co uczyniła zresztą później komisja śledcza,
która zdjęła ze stanowiska dyrektora Stammheim Hansa Nusscra, zarzucając mu
zaniedbanie obowiązków służbowych, ale-trzeba też wziąć pod uwagę zespół
czynników psychologicznych.
„Więźniom grupy Baadera i Meinhof nie brakowało nicze-gp, ~z.. wyjątkiem,
wolności. Do czasu rozprawy rewizyjnej. jaka miała zostać przeprowadzona
przypuszczalnie w 1973 roku przed Federalnym Trybunałem, cieszyli sin bowiem
tymi samymi ulgami jak wszyscy przebywający już od lat w areszcie śledczym
więźniowie — a mieli oni oczywiście pieniądze. Wspólnie dysponowali ponad 2000
książek, mogli sobie pozwolić dodatkowo na drogie jedzenie — owoce w każdej
porze roku, czekoladę, wysokokaloryczne pożywienie jak dla astronautów, świeże
masło.
Prostemu strażnikowi z trudnością przychodzi usługiwać wrogowi państwa przy
śniadaniu. Jeszcze trudniej było zrozumieć, że ów wróg państwa spożywa gęsią
wątróbkę, na którą nie może sobie pozwolić strażnik ani jego rodzina.
Zwykłemu urzędnikowi więziennictwa, lubiącemu' porządek, trudno znieść, ze w
celi walają się na podłodze książki, części ubrania i materace, a więzień nie
staje na baczność, gdy wchodzi strażnik.
Jeszcze trudniej mu znieść, gdy nie ogolony, bosy Baader po prostacku szydzi z
niego, nazywając go »zasranym bykiem<<, »zakichanym mieszczuchem« lub »brudną
świnią«. A grjy mocniejszy w gębie więzień sprowokuje go do rękoczynów, adwokaci
więźnia piszą skargę, która wywołuje kłopoty w dyrekcji więzienia.
To wznieca nienawiść.
Do tego dochodzi strach, gdyż obrotny, cyniczny Baader stosuje jeszcze inne
sztuczki. Mniej bystrym strażnikom powiada, z sadystycznym i nie do naśladowania
uśmieszkiem na twarzy: "Nadejdzie dzień, w którym cię
załatwimy. Albo wtedy, gdy ja. stąd wyjdę, albo gdy wyjdą stąd moi towarzysze. A
wtedy załatwimy nie tylko ciebie, ale również twoją rodzinę.".
O wszystkich tych problemach strażnikom z siódmego piętra nic wolno było
rozmawiać :-: nikim po służbie, formalnie zakazana była rozmowa nawet z żonami,
nie mówiąc o kolegach. Ministerstwo sprawiedliwości każdego ■/. nich z osobna
zobowiązało do milczenia".'-
Wydaje się, ze ów bałagan, na który tak narzekali strażnicy, by! czyniony przez
więźniów z premedytacją. Gdy personel i dyrekcja więzienia przyzwyczaiły się do
niego, można było łatwiej ukryć wiele przedmiotów zakazanych przez ro-gulaniin,
a przemyconych do cel. Terroryści niewiele robili sobie z regulaminów i czuli
się właściwie bezkarni. Przepisy powiadały, że więźniowi wolno mieć w celi do 30
książek, a np. Gudrun Ensslin miała 430 książek, 400 pism i broszur, 55
-skoroszytów, 4 segregatory i 70 płyt gramofonowych. Można więc.mówić o
prywatnych bibliotekach, a nie podręcznej biblioteczne, mającej zapewnić
odprężającą lekturę.
Psychiatrzy sądowi są zdania, że należy rozwijać ambicje intelektualne więźniów,
aby odciągnąć ich' od desperackich myśli o samobójstwie. W związku z tym
pozwolono na wstawienie do cel na siódmym piętrze nawet lamp do czytania,
chociaż pozostałym więźniom wyłączano dopływ prądu po godz. 23.30. Tymczasem
Baader mógł czytać całą noc i nikogo nie dziwiło, jeżeli nie chciał rano wstać.
Brzmi to paradoksalnie, ale ten pełen tupetu więzień potrafił sobie „ułożyć"
strażników. Gdy nie pomagały napomnienia, rewizje stawały się coraz bardziej
powierzchowne i słabła czujność w Stammheim.
Wprowadzane okresowe obostrzenia władz penitencjarnych wobec Andreasa Baadera,
Gudrun Ensslin i Jana-Carla Raspego powodowały kontrakcje samych więźniów.
Uskarżali się oni na stałe oddzielanie ich od innych więźniów, wykluczanie z
życia zespołowego, surową kontrolę ich kontaktów ze światem zewnętrznym oraz na
podjęte przez władze szczególne środki bezpieczeństwa, łączące się z nękającymi
rewizjami osobistymi. Za pośrednictwem adwokatów pisano skargi do władz i do
gazet i uskarżano się na „faszystowskie tortury", co poruszyło niektórych ludzi
za granicą, nie mających najlepszego mniemania o więziennictwie niemiec-,kim,
zwłaszcza pod wpływem fatalnych wspomnień o praktykach stosowanych w Trzeciej
Rzeszy. Był to okres — podkreślam — jeszcze przed przeniesieniem do więzienia w
Stammheim, gdzie warunki były stosunkowo lepsze niż w innych zakładach karnych.
W maju 1973 roku adwokaci Klaus Eschen, Hans Chris-tian Stróbele, Ruppert von
Plottnitz, Kelmut Riedel i Bernd Koch wnieśli zażalenie do krajowego ministra
sprawiedliwości Hesji, uskarżając się na złe traktowanie ich klientów w
Schwalmstadt-Ziegenhain. Wtedy to Baader podjął strajk .głodowy i trzeba było go
sztucznie odżywiać przez sondę. 1,0. strażników nadzorowało więźnia i
ograniczało swobodą jego ruchów, i, jak pisał aresztant, podsuwano mu
niebezpieczne leki i stosowano obezwładniające zastrzyki. Wszystko to okazało
się jednak po sprawdzeniu wierutną bajeczką.
„Baader otrzymuje 6 dzienników i wszystkie książki przysyłane przez swoich
adwokatów, które sam zamawia z katalogów wydawniczych. Wobec książek i gazet nie
stosuje sią cenzury. Pondto posiada odbiornik radiowy (jednak bez zasięgu fal
ultrakrótkich) do dyspozycji. Do korespondencji i notatek ma w celi maszynę do
pisania.
Rozmowy ze strażnikami były możliwe na początku pobytu w areszcie w Ziegenhrfin,
ale nabierały z czasem charakteru jednostronnego, gdyż Baader ograniczał się
tylko do tytułowania swoich urzędowych rozmówców per »zielone świnie«, co
spowodowało, że urzędników opuściła chęć do prowadzenia rozmów.
Baader jest odwiedzany regularnie przez swoich adwokatów, przy czym wizyty
trwają często po parę godzin, rzadko się zdarza, aby były krótsze niż godzinę. W
maju przyjął 13 wizyt. Zarządzone przez Trybunał Federalny i zatwierdzone przez
sąd konstytucyjny zasadniczo zaostrzone środki bezpieczeństwa zezwalają
wyłącznie na odwiedziny członków rodzin. Takie prawo, przyznano tylko matce
Baadera". "
Zręczność, z jaką Baader prowadził kampanię przeciwko zachodnioniemieckiemu
aparatowi wymiaru sprawiedliwości, sprawiła, że jednym z orędowników grupy
więźniów stał się filozof francuski Jean Paul Sartre, rzecznik skrajnej lewicy,
który później osobiście chciał zobaczyć, w jakich warunkach żyją oni w Stammheim.
Baader, Ensslin i Raspe złożyli też w lipcu 1976 roku skargę do Europejskiej
Komisji Praw Człowieka w Strassburgu, która później ogłosiła w tej sprawie
obszerne 28-stronicowe orzeczenie u odrzucając zarzut stosowania przez RFN i jej
władze panitencjarne tortur wobec więźniów. Nastąpiło to dnia 8 lipca 1973 roku
już po samobójczej śmierci 3 wnioskodawców, których skargę podtrzymali rodzice
lub rodzeństwo nieżyjących.
Parokrotnie ograniczano członkom grupy Baadera i Mein-hof uprawnienia
przysługujące zwykłym więźniom. Tak było po porwaniu Lorenza w lutym 1975 roku,
po napadzie na ambasadę RFN w Sztokholmie w kwietniu 1975 roku, po zamordowaniu
Bubacka w kwietniu 1977 i po porwaniu Schleyera we wrześniu 1977 roku. Strajki
głodowe podejmowane przez więźniów: dwukrotnie 6-tygodniowe w styczniu--lutym
1973 oraz w maju-czerwcu 1973, od 13 września 1974 do 3 lutego 1S75, wreszcie
długotrwały strajk w 1977 roku, przyczyniły się do niebezpiecznego wycieńczenia
organizmu więźniów. Najdotkliwiej skutki tego ostatniego strajku głodowego
odczuła Ensslin.
Na pogorszenie się stanu zdrowia więźniów miały wpływ zarówno długotrwały pobyt
w odosobnieniu, jak też przeciągające się śledztwo i proces w Stammheim. Główna
rozprawa rozpoczęła się dnia 21 maja 1975 roku, a zakończyła, dopiero 28
kwietnia 1977 roku ogłoszeniem wyroku na 199 posiedzeniu sądu. W czasie procesu
trzeba było na wniosek biegłych lekarzy ograniczyć czas trwania rozpraw do 3
godzin dziennie, ze względu na zły stan zdrowia podsądnych. Później podjęto
decyzję o prowadzeniu rozprawy nawet w razie nieobecności oskarżonych na sali
sądowej, gdyż w przeciwnym razie nigdy by nie doprowadzono sprawy do końca.
Wyrok, jaki zapadł — dożywotnia kara więzienia za wielokrotne morderstwa i po
15. lat więzienia za wielokrotne usiłowanie morderstw oraz założenie organizacji
o charakterze kryminalnym — był wciąż nieprawomocny. Zapowiadała się sprawa
rewizyjna przed Federalnym Trybunałem Sądowym, jako najwyższą instancją
sądownictwa w RFN.
Dla Baadera i współtowarzyszy trudne do zniesienia były ograniczenia w ostatniej
fazie ich pobytu w Stammheim. Więźniom zabroniono przyjmować adwokatów lub
jakichkolwiek gości. Wprowadzono też zakaz otrzymywania listów, paczek i
telegramów, a także dzienników, czasopism i książek. Niemożliwe było
prowadzeni/? rozmów telefonicznych ■ oraz pisanie listów. Od chwili wprowadzenia
ścisłej izolacji skończyła się możliwość spędzania wspólnie kiiku godzin na
korytarzu więziennym i wspólnego spaceru na dachu, przekształconym w ogród;
poprzednio każdy więzień mógł korzystać z tego przywileju 90 minut, a na wolnym
powietrzu 30 minut dziennie. Te wszystkie zakazy, wprowadzone zarządzeniem z 4
października 1977 roku, były dotkliwe, ale wynikały z obawy władz więziennych
przed nawiązaniem kontaktów z ruchem terrorystycznym na zewnątrz. Aby złagodzić
jednak dokuczliwość tych ograniczeń, oddano więźniom adaptery.
Psychologowie wiedzą doskonale, ze ludzie o osobowościach paranoidalnych skłonni
są targnąć się w desperacji na swoje życie. Taki typ psychiczny reprezentowali
więźniowie w Stammheim, przy czym zamysł samobójczy zazwyczaj dojrzewa w okresie
6 lub 4 miesięcy przed popełnieniem tragicznego czynu. Jak pisze „Stern'':
„Potencjalny samobójca zajmuje się coraz bardziej swoją śmiercią — początkowo
raczej powściągliwie i z wielką rezerwą. Dostrzega początkowo tylko wrażenie,
jakie wywoła jego samobójstwo, ale w tym dialogu wewnętrznym zwyciężają jeszcze
argumenty przeciwko temu czynowi.
W umyśle takich paranoidalnych typów biegną jak gdyby dwa filmy jednocześnie,
przy czym oba — film o własnej śmierci i film o swoim dalszym życiu — mogą się
dowolnie wyłączać lub włączać. Wiadomo także (aczkolwiek tak spektakularne
samobójstwa grupowe jak w Stammheim są rzadkością.), ze nawet jedna silna
osobowość paranoidalna wystarcza, aby w nastrój taki wprowadzić całą grupę. W
Stammheim był nią z całą pewnością Andreas Baader, wspierany przez Gudrun
Ensslin".'5
Myśl o zbiorowym samobójstwie musiała nurtować Baadera od dłuższego czasu. Zdają
się na to wskazywać oświadczenia więźniów w rozmowach z przedstawicielem BKA w
dniach, gdy rozważano możliwość spełnienia ultimatum porywaczy z „Kommando
Siegfrieda Hausnera" w sprawie wymiany 11 więźniów za Hannsa Martina Schleyera.
Dnia 9 października urzędnik BKA zanotował przebieg swojej rozmowy z
Janem-Carlem Raspe: „N/a moje pytanie, czy więźniowie zamierzają pozbawić się
sami życia, jak uczyniła to Urlike Meinhof, Raspe odparł: Nie wiem! Po krótkim
namyśle dodał: Istnieje przecież taki środek jak strajk głodowy i wstrzymywanie
się od napojów. Po 7 dniach nieuchronnie nastąpi śmierć, z pragnienia, a wtedy
na nic nie zdadzą się żadne lekarskie sztuczki". 10
Natomiast Gudrun Ensslin twierdziła: „Tu chodzi o godziny, dni, to znaczy nawet
nie o tydzień, wówczas my, więźniowie Stammheim, odbierzemy rządowi możliwość
wyboru, sami zdecydujemy..." Zdają się też wskazywać na wewnętrzne decyzje słowa
Ensslin do lekarza, prof. dr Joachima Schró-dera, gdy wspominała, że sytuacja
doprowadziła ją do kresu wytrzymałości. A gdy nie spełniły się nadzieje na
odzyskanie wolności, natychmiast po informacji o odbciu samolotu Luft-hansy
więźniowie Stammheim pozbawili się życia. I ' Dogorywającego Jana-Carla Raspe
znaleziono w jego celi o godz. 7.41 rankiem 18 października 1977 roku. Zmarł
wkrótce po odwiezieniu go do kliniki medycznej. Andreas Baader i Gudrun Ensslin
znalezieni zostali o godz. 8.07 w swoich celach martwi. Natomiast Irmgard Móller
leżała nieprzytomna po ciosach, .jakie zadała sobie nożem.
Śledztwo ustaliło, że Andreas Baader musiał zastrzelić się między godz. 0.15 a
2.15 w nocy. Broń kalibru 7,65, z której padł strzał, leżała opodal ciała
zmarłego. Baader był mańkutem i to nasunęło podejrzenie, że pistolet ktoś inny
przyłożył mu do skroni, gdyż lekarze początkowo nie byli poinformowani o
leworęczności denata. Sześciostrzałowy pistolet typu FEG zawierał pociski o
nacięciach w kształcie i krzyża, jakich ze względu na ich straszliwe działanie —
wolno używać tylko ńa polowaniach. Skutki ugodzenia takim pociskiem przypominają
następstwa kuli dum-dum. Jeden z pocisków utkwił w ścianie, drugi w materacu,
trzeci odbił się od ściany i potoczył po podłodze, zatrzymując się na wysokości
piersi Baader?.. Śmierć nastąpiła w wyniku „strza-_łu z bliska, z wylotem lufy
przyłożonym do głowy".
Ponieważ na nogach miał obuwie, na którym znaleziono „warstwę- jasnego,
drobnoziarnistego piasku", adwokat Hans Heinz Heldmann sugerował później, że
mógł to być piasek pustynny z Mogadiszu. Wszystko to nie ma jednak sensu, gdyż
na przelot ze Stuttgartu do Somali i z powrotem odrzutowcem Boeing 707 potrzeba
około 8 i pół godziny bez lądowania, tymczasem Baadera znaleziono nieżywego w
czasie, w jakim niemożliwy byłby powrót z Afryki po udanej operacji GSG-9.
Śmierć Gudrun Ensslin — jak twierdził prof. Hans-Peter Hartmann z Zurychu * — to
,,typowy przypadek powieszenia się". Znaleziono ją z zaciśniętym kablem adaptera
na szyi, zwisającą na górnej części wewnętrznych krat otwartego okna w celi. Na
wszelki wypadek samobójczyni zasłoniła judasza w drzwiach materacem. Pomimo
dramatycznego stanu, w jakim .znaleziono denatkę, nic nie wskazywało na użycie
przemocy wobec Gudrun. Czas zgonu między godz. 1.15 a 1.25, a więc w godzinę po
meldunku radiowym z Mogadiszu.
Jan-Carl Raspe przyłożył sobie broń do skroni i zranił się śmiertelnie. Jego
zgon stwierdzono o godz. 9.40 na stole operacyjnym w szpitalu Św. Katarzyny w
Stuttgarcie, dokąd go przewieziono karetką reanimacyjną, gdy po otwarciu celi
zaalarmowani sanitariusze stwierdzili jego bardzo ciężki stan. Raspe posiadał
pistolet typu Heckler & Koch kalibru 9 mm.
Irmgard Móller zadała sobie rany cięte nożem do krojenia, chleba. Ponieważ było
to dość tępe narzędzie, nie nadające "się" do tego celu — zdołano opatrzyć jej 3
rany na piersi i uratować ją w klinice uniwersyteckiej w Tybindze. Później
twierdziła z uporem, że nie pamięta bliższych okoliczności, ale słyszała nad
ranem jakieś trzaski lub zgrzyty, a także głosy. Jej sugestie nie mogły jednak
być traktowane poważnie, gdyż nic nie wskazywało, aby mogła być przez
kogokolwiek napadnięta.
Niesamowita noc na siódmym piętrze więzienia w Stammheim może mieć tylko jedno
wytłumaczenie: maniakalne
* Do -przeprowadzenia obdukcji zwłok ściągnięto do Stammheim 3 zagranicznych
ekspertów w zakresie medycyny sądowej: prof. Wilhelma Holczabka z Wiednia, prof.
Armanda Andre z Lie-ge i prof. Hansa-Petera Hartmanna z Zurychu. samobójstwo
grupowe połączone z próbą zasugerowania opinii publicznej, iż dokonano samosądu
i zemsty na więźniach. Tylko w głowie Andreasa Baadera, który już poprzednio
organizował różne widowiska, mógł zaświtać taki pomysł, a podporządkowali mu się
psychicznie zmaltretowani współtowarzysze.
Jak przekazano sobie hasło do tego straszliwego czynu? Pozornie istniała pełna
izolacja więźniów, odciętych od świata zewnętrznego od momentu uprowadzenia
Hannsa Martina Schleyera. Ale w drzwiach cel były szpary, przez które można było
się niekiedy porozumiewać okrzykami. Odpadła stara metoda pukania w ściany
alfabetem Morse'a, bowiem cele Baadera i Raspego oddzielone były pustym
pomieszczeniem, a rząd takich pustych cel dzielił. Ensslin i Moller.
Zgodnie z wewnętrznym zarządzeniem z 4 października 1977 roku, kierownictwo
więzienia w Stammheim zabroniło więźniom słuchania wszelkich audycji
telewizyjnych i radiowych. Zabrano z cel prywatne odbiorniki, a urządzenia
radiowęzła więziennego rozmontowano. Ale mimo to terroryści potrafili
zorganizować sobie wewnętrzną łączność.
Jak stwierdził ekspert dyrekcji poczty, którego później wezwano do zlustrowania
cel, odłączenia głośników więziennych dokonano w sposób uproszczony: w celi
Irmgard Moller elektryk rozłączył przewody i nałożył na nie dwie klamerki, ale
kabla ani nie uziemiono, ani nie zabezpieczono przed zwarciem. Więźniarka,
posługując się pilnikiem do paznokci, mogła doprowadzić przewód do poprzedniego
stanu. Do nieczynnego przewodu wystarczyło podłączyć głośnik lub słuchawkę, aby
powstał w ten sposób nawet telefon wewnętrzny między celami. (Posiadający duże
uzdolnienia techniczne Jan-Carl Raspe przez manipulowanie wzmacniaczami
gramofonów i sporządzenie specjalnych połączeń, a nie brakowało do tego kabla,
prawdopodobnie „transmitował" nocą program ze swojego ukrytego radia
tranzystorowego, które znaleziono owinięte w wełniany pulower."* Więźniowie byli
więc doskonale poinformowani o przebiegu obławy na porywaczy Schleyera, o
stanowisku rządu federalnego i reakcjach opinii publicznej, a także o
wydarzeniach w Mogadiszu. Informacja, że nadzieja na ich wymianę za Schleyera i
pasażerów „Landshuta" rozwiała się w chwili odbicia samolotu, mogła podziałać na
czwórkę terrorystów depre-syjnie i skłonić ich do samobójstwa. Perspektywa
spędzenia całego życia za kratkami była przerażająca. Wszyscy postanowili
podążyć śladem tragicznego ideologa RAF — Ulrike Meinhof.
O zaraźliwości manii samobójczej świadczy też późniejsze targnięcie się na swoje
życie Ingrid Schubert, przebywającej w innym więzisniu. Ta młoda kobieta,
ma.iąca 33 lata, z zawodu lekarka, pochodziła z tak zwanego dobrego domu. Jej
ojciec był dyrektorem w przemyśle chemicznym, wychowywała się w cieplarnianych
warunkach w Koblencji, a po maturze udała się na studia medyczne do Berlina
Zachodniego. Tam poznała lekarza Larry, należącego do anarchistycznej
organizacji „Blaukreuz", a później sama zaktywizowała się w środowisku
miejscowych komunardów z „Klubu Republikańskiego". Poznała Horsta Mahlera, a w
1970 roku zamieszana była w napad rabunkowy RAF na 3 filie bankowe w Berlinie
Zachodnim, co skończyło się aresztowaniem. Nazwisko Ingrid Schubert pojawiło się
też później na liście 26 więźniów, których uwolnienia żądali zamachowcy
okupujący ambasadę RFN w Sztokholmie w kwietniu 1975 roku.17 Schubert otrzymała
wyrok 13 lat więzienia za napad z bronią w ręku, nielegalne posiadanie broni i
przynależność do organizacji przestępczej. Uważano ją też za jedną z inicjatorek
ruchu anarchistycznego w Republice Federalnej i trzymano początkowo wspólnie z
innymi więźniami w Stammheim, ale później z powodu złego stanu zdrowia po
uczestnictwie w strajku głodowym więźniów przeniesiono ją do monachijskiego
więzienia Stadelheim. Tam, dnia 13 października powiesiła się w celi. Fakt
samobójstwa wykryto przypadkowo podczas regularnego obchodu. Nie znaleziono
żadnego listu ani uzasadnienia tego czynu. Śledztwo odrzuciło możliwość
zamordowania jej przez osoby trzecie. Schubert również wciąż narzekała na
„ciągły stres" i „psychiczny terror". Epidemii samobójstw nie można było więc
.położyć tamy nawet w innym więzieniu!
Reasumując, nie wiadomo, co było większym skandalem: takie osłabienie czujności
w Stammheim, iż 4 terrorystów targnęło się na swoje życie (w tym 3 osoby
skutecznie), czy też późniejsze zadziwiające odkrycia, dokonane na siódmym
piętrze więzienia przez ekipę śledczą. Cele Baadera, Raspego, Ensslin i Moller
były zdemolowane „niczym po ataku bombowym", jak określili to obrazowo
dziennikarze. Nie lada pracę wykonała 40-osobowa ekipa policji kryminalnej.
Wiercono dziury w ścianach, zrywano posadzki, rozdzierano bieliznę pościelową i
poduszki, znajdowano skrytki na rewolwery, materiały wybuchowe, amunicję,
słuchawki, kable elektryczne, baterie, termostat... To, czego nie wykryto w
czasie częstych rewizji za życia więźniów, teraz znaleziono, ale za późnio.
Krajowy minister sprawiedliwości dr Traugott Bender, jako kiepsko poinformowany
o tym, co się dzieje w podległym mu resorcie więziennictwa, musiał pod naporem
druzgocącej krytyki złożyć dymisję z zajmowanego urzędu. Oskarżono też premiera
Badenii-Wirtembergii Hansa Karla Filbingera za demonstrowanie zbyt dobrego
samopoczucia w tych dniach lokalnego trzęsienia ziemi, a przecież ponosił
również cząstkę odpowiedzialności. Nikt nie wiedział zresztą, że Filbinger jest
zahartowany w podobnych sprawach, gdyż w okresie hitlerowskim był sędzią
Kriegsmarine, wydającym wyroki śmierci na marynarzy jeszcze w 1945 roku. Czy
mogły go więc poruszyć samobójstwa pospolitych przestępców?
Wersja o samobójstwie terrorystów więzionych w Stamm-heim stała się — jak
wspominamy — tematem licznych spekulacji. Wzbudziła podejrzenia, zwłaszcza u
rodziny Gu-_ drun Ensslin— jej ojciec, emerytowany pastor Helmut Ens-slin,
oświadczył skrajnie lewicowej gazecie włoskiej „Lotta Continua", że jego córka
padła ofiarą morderstwa za kratami więzienia. „Ona zawsze obawiała się, że
zostanie zlikwidowana, jeśli nawet ją zwolnią. Po śmierci Ulryki mówiła mi, że
tak samo mogą skończyć z nią. Wykluczała przy tym absolutnie swoje
'samobójstwo... Gudrun nie kłamała". ls Współczując pogrążonemu w bólu ojcu, 21
duchownych protestanckich z okolic Essen skierowało list solidaryzujący się z
pastorem Ensslin, co wplątało go później w proces o zniesławienie rządu
federalnego.
Sprawa Stammheim nie ucichła, a wersja samobójczej śmierci została
zakwestionowana przez siostrę Gudrun — Christiane Ensslin i Rudolfa Rau, którzy
uskarżali się.-na. brak-pisemnego orzeczenia z Instytutu Medycyny Sądowej ze
Stuttgartu mimo upływu 2 lat, a także sugerowali, że ekspertyzy biegłych były
fałszywe.19 Zaczęto mówić półgębkiem, że trójka terrorystów została zamordowana
przez 2 agentów wywiadu zachodnioniemieckiego i agenta izraelskiego. Christiane
Ensslin i Rudolf Rau zapowiedzieli wydanie książki, w której przedstawią
„prawdziwy" przebieg wydarzeń w stuttgarckim więzieniu, zbijający punkt po
punkcie oficjalną wersję samobójstwa terrorystów.
Nie wydaje się, aby wywody tej pary można było traktować poważnie, skóro
uprzednio tyle komisji i tak wielu biegłych doszło do zupełnie odmiennych
konkluzji. Jednak niektórzy ludzie na Zachodzie chętnie wierzą w udziwnione
sensacyjne wersje tragicznych wydarzeń, czego dowodem są coraz to nowe
spekulacje o kulisach zamachu na prezydenta Johna Kennedy'ego, czy też nie
grzesząca dobrym smakiem nowa wersja o porwaniu małego synka Charlesa
Lind-bergha, sławnego pilota, który pierwszy w świecie dokonał samotnego
przelotu przez Atlantyk w 1927 roku. Szczegółów śmierci terrorystów z RAF,
których nie zdołali rozwikłać fachowcy z zakresu kryminologii i medycyny
sądowej, z pewnością nie zdołają ustalić laicy.