Poniżej 3 rozdziały z książki Jerzego Nowakowskiego "Kronika terroru" wydanej w Warszawie w 1980 r.


RAF -Frakcja Czerwonej Armii

Rozdział 5 -Porwanie w Kolonii


W poniedziałek, dnia 5 września 1977 roku, nowe wydarzenie wstrząsnęło głęboko opinią zachodnioniemiecką, wywołując powszechną psychozą strachu i zagrożenia, której następstwa długo będą odczuwane w RFN. Przez 7 tygodni ciągną! się ów dramat, mający szerokie reperkusje polityczne w kraju i za granicą.
Krytycznego dnia 2 mercedesy przejeżdżały przez willową dzielnicę Braunsfeld w Kolonii. W pierwszej limuzynie, z rejestracją K-VN 345, znajdował się dr Hanns Martin Schleyer, Wpływowa., osobistość życia gospodarczego, wracający z biura do domu. Jak łatwo sprawdzić na planie miasta, z bulwaru nadreńskiego przy Oberlander Ufer 72, * gdzie wznosi się nowoczesny gmach BDA — Federalnego .Związku Zrzeszeń Niemieckich Pracodawców, do mieszkania Schleye-ra przy Raschdorffstrasse 10 jest znaczna odległość, ale samochodem — jeśli nie ma zatorów — można tam dojechać w ciągu kilkunastu minut. Trasę tę kierowcy znali doskonale i nie po raz pierwszy auta policyjne towarzyszyły prezesowi BDA, strzegąc jego-bezpieczeństwa.
Gdy mercedesy sunęły w zachodnim kierunku Friedrich--Sehmidt-Strasse i skręcały w ocienioną drzewami Vin-zenz-Statz-Strasse, rozegrała się scena jak z amerykańskiego filmu gangsterskiego. Tuż za zakrętem jezdnia została zablokowana przez żółty mercedes (nr rejestracyjny K-LZ 589), którego nie można było wyminąć, gdyż obok leżał wywrócony błękitny wózek dziecięcy. Kierowca Schleyera zahamował gwałtownie, co spowodowało, że z tyłu najechał na niego towarzyszący samochód policyjny. Była godzina 17.28.
Zza żółtego mercedesa wyskoczyło 5 osobników, otwierając ogień z szybkostrzelnej broni automatycznej, zabijając kierowcę przemysłowca oraz 3 policjantów. Jeden ze sprawców wyciągnął z auta Schleyera i, korzystając z pomocy drugiego osobnika, wciągnął go do stojącego nieopodal białego autobusiku volkswagęna. Gdy pozostali uczestnicy napadu wsiedli, .pojazd szybko ruszył i zniknął z oczu wśród setek innych samochodów na Junkersdorfer Strasse.
Śmierć na miejscu ponieśli: kierowca przemysłowca Heinz Marcisz (41 lat), starszy wachmistrz policji Reinhold Brandle (41 lat), wachmistrz policji Roland Pieler (20 lat) i starszy wachmistrz policji Helmut Ulmer (24 lata). Hannsa Martina Schleyera uprowadzono w nieznanym kierunku.
Jedynym naocznym świadkiem wydarzeń był 10-letni Andreas Geyr, syn zamieszkującego w sąsiedztwie adwokata. „Szybko, chodźcie, kręcą film!" — zawołał do sąsiadów, którzy przerażeni otworzyli okna.
O niebywałej brutalności zamachowców świadczy fakt, że w ciągu zaledwie paru minut oddano ponad 300 strzałów z broni, do której użyto amunicji kalibru 7,65 i 5,0 mm. W zwłokach Brandlego znaleziono później 20 pocisków, z których 2 spowodowały jego śmierć, a młody Pieler został zabity 8 strzałami. Samochody były podziurawione wieloma pociskami. Jak potem powiedział minister spraw wewnętrznych Północnej Nadrenii-Westfalii, dr Burkhard Hirsch, któremu podlega policja kolońska, zbrodnię tę cechowała „logistyka, dokładne przygotowanie i planowanie, a także musiało istnieć dla niej inne oparcie". Każdą sekundę dobrze obliczono, a sprawcy wkalkulowali świadomie do. swojej akcji śmierć policjantów oraz kierowcy. Kałuże krwi usuwała w ciągu nocy specjalna brygada, aby nie przerażać mieszkańców miasta, którzy poruszeni już nazajutrz zaczęli składać bukiety kwiatów i zapalać, znicze na miejscu, gdzie dokonano zamachu. Dzisiaj wznosi się tam — odsłonięty w pierwszą rocznicę morderstwa — 4-metrowy obelisk z bazaltu ku czci ofiar terroryzmu, zaprojektowany przez rzeźbiarza prof. Hansa Karla Burgeffa.
Zatrzymajmy się na chwilę przed dalszym opisem wydarzeń, aby przedstawić głównego bohatera dramatu — dra Hannsa Martina Schieyera. Jego nazwisko będzie ściśle związane z historią terroryzmu w Republice Federalnej. Urodził się 1 maja, a więc w dniu święta robotniczego, ale związany był z kapitałem. Hanns Martin Schleyer — rocznik 1915 — pochodził z rodziny prawniczej w Offenburgu: ojciec — Ernst — był sędzią i dyrektorem sądu krajowego w Badenii. Hanns Martin chodził do gimnazjum w Rastatt i jako 16 letni uczeń wstąpił w 1931 roku do Hitlerjugund, a później ochotniczo do SS (zarejestrowany pod nr 227014), gdzie dosłużył się stopnia Untersturmfiihrera. Trudno więc mówić o młodości bez skazy.
Jak pisze zachodnioniemiecki pisarz Bernt Engelmann w książce Grosses Bundesverdienstkreuz, młody Schleyer, podjąwszy studia prawnicze na uniwersytecie w Heidelbergu, stanął na czele narodowo-socjalistycznej organizacji studentów — NS-Reichsstudentenwerk, przyczyniając się do rozszerzenia jej wpływów na inne wyższe uczelnie. Popełnił też w 1937 roku czyn haniebny: był jednym z współautorów pisma ...denuncjującego ówczesnego rektora uniwersytetu we Fryburgu. Bryzgijskim prof. dr. Friedricha Metza jako przeciwnika hitleryzmu.(1). Bezpośrednio po przyłączeniu Austrii do Rzeszy w 1938 roku władze powierzyły Schleyerowi misję „kształtowania ducha narodowo-socjalistycznego" wśród studentów uniwersytetu w Innsbrucku, gdzie on sam później zrobił doktorat.
Po wybuchu drugiej wojny światowej przez krótki okres służył w pułku strzelców górskich Wehrmachtu, następnie skierowany został do służby cywilnej na okupowanych terytoriach. Na Uniwersytecie im. Karola w Pradze był kierownikiem narodowo-socjalistycznej organizacji studenckiej, później w latach 1943—1945 współpracownikiem grupy przemysłowców niemieckich — Zentralverband der Industrie fur Bóhmen und Mahren. Jej zadaniem było włączenie gospodarki „protektoratu Czech i Moraw" do Rzeszy Niemieckiej i dostosowanie do potrzeb hitlerowskiej machiny wojennej. Ponieważ Schleyer doktoryzował się jako prawnik i był aplikantem — skierowano go do pracy w sądownictwie. Ale uchylił się od tego, kierując następujące pismo do ministra spraw wewnętrznych Rzeszy:
„Jestem starym narodowym socjalistą i dowódcą SS i wolno mi stwierdzić, że nie trzymają mnie tutaj żadne powierzchowne motywy. Przewodniczący Centralnego Zrzeszenia Przemysłu na Czechy i Morawy oraz kierownik wydziału do spraw gospodarki wojennej wezwali mnie do współdziałania w ramach gospodarki Protektoratu oraz skierowali do pracy związanej z gospodarką wojenną. [...] Wytworzona u nas we wczesnych latach walki [o narodowy socjalizm — przyp. J.N.] gotowość do szukania zadań, a nie wyczekiwanie na nie, stałe zaangażowanie dla ruchu również po przejęciu władzy, nakładały na nas odpowiedzialność wcześniej, niż się to zwykle dzieje. Sądzę, że takie odpowiedzialne zadanie znalazłem tutaj w Protektoracie. [...] Heil Hitler!"
Przez 3 lata' Hanns Martin Schleyer przebywał w obozie dla internowanych we francuskiej strefie okupacyjnej, gdzie w 1948 roku zaklasyfikowany został przez trybunał denazyfikacyjny jako „Mitlaufer" (sympatyk) i zwolniony.
Przeszłość nie przeszkodziła Schleyerowi — podobnie jak jak wielu innym członkom. NSDAP — w powojennej karierze cenionego fachowca. Najpierw był kierownikiem biura zagranicznego Badeńskiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Baden-Baden, a od 1951 roku zatrudniony został w wielkim koncernie Daimlera-Benza w Stuttgarcie, należącym do koncernu Flicka. Kierował tam od 1953 roku wydziałem spraw personalnych, społecznych i administracyjnych. (Personal-und Sozialwesen und Verwaltung). Został członkiem zarządu koncernu, a także przez długi czas (1963—1968) przewodniczącym Związku Pracodawców Przemysłu Metalowego w Badenii-Wirtembergii.
„Sprawując tę funkcję przeprowadził jako menażer Daimlera po raz pierwszy w historii społeczeństwa zachodnio niemieckiego lokaut, pracodawców — powszechnie uznaną w prawie pracy, ale nigdy nie stosowaną sankcję wobec strajkujących: po to, aby pokazać, że prawo walki o pracę ma dwie strony."
Tak więc zastosowanie niesławnego lokautu wobec 300 000 metalowców podczas masowego strajku wiosną 1963 roku ,w Badenii-Wirferribergii było zasługą Schleyera. W 1973 roku ■ został on powołany na stanowisko przewodniczącego KDĄ, a w 1976 roku wybrano go też prezesem _BDI — Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego. Jako prezes (Prjsident). ..obu niezmiernie wpływowych organizacji, reprezentujących wielki kapitał w RFN, urzędował w Kolonii.
Wybór dr. Hannsa Martina Schleyera jako obiektu porwania przez terrorystów spod znaku RAF był dokładnie przemyślany, w jego osobie zaatakowano ważną osobistość „kapitału, imperialistycznego" i. .„wroga klasowego". Porwanie i zagrożenie życiu tej osoby — w oczach anarchistów — stanowiło gwarancję kapitulacji państwa zachodnio niemieckiego wobec wysuwanych żądań, przy czym te rachuby — jak okazało się później — były mylne.
Jak wynika z dokumentacji rządu federalnego w Bonn,3 władze liczyły się już w 1975 roku z możliwością napadu • terrorystycznego na Hannsa Martina Schleyera. Zaszeregowano go do trzeciej grupy zagrożonych: „Gefahrdung ist nicht auszuschliessen" (zagrożenie jest niewykluczone). Gdy w sierpniu 1977 roku nasiliły się akcje RAF, ministerstwo spraw wewnętrznych Badenii-Wirtembergii awansowało Schleyera w swych tajnych papierach do pierwszej kategorii: „erheblich gefahrdet; mit einem Anschlag ist zu rech-nen" (znacznie zagrożony, należy liczyć się z zamachem). Od tej chwili szefowi BDI i BDA stale towarzyszyło co najmniej 3 policjantów jako osobista ochrona. Zadanie to zlecono policji badeńsko-wirtemberskiej, która miała zajmować się osłoną Schleyera i pilnowała 3 jego miejsc zamieszkania (Stuttgart, Meersburg i Kolonia). Stacjonowani w Kolonii urzędnicy „obstawy" zamieszkiwali w tym samym domu co Schleyer, a mieszkania w Stuttgarcie i Meersburgu były strzeżone przez całą dobę, przez co najmniej 2-osobowy posterunek. Nie pomogło to — jak widzieliśmy— gdy wybiła godzina terrorystycznej akcji.
Jak wspominaliśmy, porwanie Schleyera łączące się z krwawą rozprawą z jego ochroną odbyło się o godz. 17.28. Już 8 minut później alarmowy telefon nr 110 otrzymał meldunek: „Wielu ludzi strzela z pistoletów maszynowych. Są zabici i ranni." Natychmiast wyruszyły na sygnale 2 policyjne wozy patrolowe oraz karetka ratunkowa straży pożarnej, które znalazły się na miejscu po 2 minutach. Przesłuchanie przechodniów, którzy byli mimowolnymi świadkami całego zdarzenia, niewiele przyniosło, ale pozwoliło ustalić numer białego autobusiku marki Volkswagen (nr K-C 3849), do którego wciągnięto Schleyera. Zaczyna się poszukiwanie tego samochodu, który dopiero o godz. 19.47 odnaleziono w podziemnym garażu w budynku przy Wiener Weg 1 B. Yolkswagena porzucono, natomiast po porywa--czach i porwanym brakowało jakiegokolwiek śladu.
Pierwsza depesza o wydarzeniach w Kolonii wysłana zostaje w świat przez amerykańską agencję prasową Associated Press, pierwszą informację radiową nadają rozgłośnie W DR i :\DR, o godz. 18.49, w dzienniku wieczornym. Brzmi ona:
„Panie i panowie, z Kolonii doniesiono nam właśnie, że dzisiaj wieczorem dokonano zamachu na przewodniczącego BDA Hannsa Martina Schleyera. Podczas zamachu, jak wynika z pierwszych danych policji i straży pożarnej, zginęły 4 osoby. Strzały oddano z volkswagena. Prowadzi się zakrojone na szeroką skalę poszukiwania samochodu. Straż pożarna znalazła, według pierwszych informacji, 4 zabitych. Wciąż jeszcze nie wiadomo, czy Schleyer znajduje się wśród ofiar. Tymczasem' do śledztwa włączył się Federalny Urząd Kryminalny w Wiesbaden".
Wiadomość zelektryzowała mieszkańców Północnej Nadrenii-Westfalii, na której' obszarze administracyjnym leży Kolonia, ale wkrótce stała się sensacją dnia i tematem setek komentarzy w całej Republice Federalnej. Nie zdołano przecież zapomnieć o niedawnych zamachach terrorystycznych na prokuratora federalnego Bubacka w Karlsr-jhe i bankiera Ponto pod Frankfurtem. Sprawa przestaln mior wyłącznie posmak krwawego wydarzenia z kroniki kryminalnej, ale z godziny na godzinę nabierała rangi politycznej. Pierwszy złożył oświadczenie w drugim programie telewizyjnym — ZDF — przywódca opozycji chadeckiej w Bundestagu, Helmut Kohl. O godz. 21.00 telewidzowie ujrzeli na ekranach przewodniczącego CDU, który mówił:
„Wszyscy znajdujemy się pod wrażeniem tego brutalnego morderstwa. I rozmyślamy o ofiarach i ich rodzinach, oraz krewnych. Myślimy także o uprowadzonym prawdopodobnie Hannsie Martinie Schleyerze oraz z sympatią o jego rodzinie. To, co się dzisiaj stało, pokazuje raz jeszcze, że fanatyczna banda morderców w naszym kraju zmierza ku temu, pby wypowiedzieć wojnę naszemu narodowi i cywilizacji, i temu, co my nazywamy demokracją wolności, w której chcemy żyć. Sądzę, że w tej godzinie musimy wszyscy zrozumieć, że jest za pięć dwunasta, że trzeba zastosować wszystkie środki władzy naszego państwa demokratycznego, aby położyć kres temu niebezpieczeństwu grożącemu naszej wolności wewnętrznej".
Alarmujący ton szefa opozycji zmusił do zabrania głosu kanclerza federalnego, który pół godziny później, o 21.30. zjawił się przed kamerami bońskiego studia ARD i ZDF — pierwszego i drugiego programu t'-.l?wizji zachodnioniomiec-kiej. Helmut Schmidt złożył obszerne oświadczenie, apelując do społeczeństwa o udzielenie policji pomocy w poszukiwaniach morderców. Kanclerz powiedział m. in.:
„Krwawa prowokacja w Kolonii skierowana jest przeciwko nam wszystkim. Wszyscy powinniśmy stanąć po stronic organów państwowych i wspierać je powinien każdy, kto tylko może".
Od tego momentu — a więc jeszcze w ciągu tragicznego wieczoru 5 września — porwanie czołowego przemysłowca zachodnioniemieckiego stało się ważnym problemem politycznym. Nie ulega wątpliwości, że tego spodziewali się i na to liczyli terroryści, chcąc zmusić państwo do kapitulacji wobec swoich przyszłych żądań i skompromitować rząd w oczach własnych obywateli. Kto wie — taka refleksja nasuwa się teraz — czy sprowadzenie tego zamachu do rangi godnego ubolewania, niemniej tylko kryminalnego aktu przemocy, a więc powierzenie sprawy wyłącznie policji, nie byłoby korzystniejsze dla samego porwanego. W każdym razie rząd i ugrupowania polityczne zareagowały. Wkrótce powołano specjalny „wielki sztab kryzysowy" (2), którego zadaniem było stworzenie platformy dla współpracy partii reprezentowanych w Bundestagu, a także płaszczyzny wspólnej odpowiedzialności za decyzje mogące decydować o życiu lub śmierci Schleyera.
Pierwszą wiadomość od porywaczy znaleziono w porzuconym volkswagenie. Informacja brzmiała następująco:
„Do rządu federalnego, zadbajcie, żeby zaniechano wszelkich publicznych poszukiwań albo natychmiast zastrzelimy Schleyera, zanim dojdzie do rokowań na temat jego wypuszczenia na wolność, RAF"
Jeśli kto w pierwszych minutach łudził się, że uprowadzenie Schleyera było dziełem gangsterów żądających okupu, to od tej wiadomości, znalezionej wieczorem pierwszego dnia, nikt już nie wątpił, że sprawa jest bardzo poważna, skoro kryje się za nią „Frakcja Czerwonej Armii". Niecierpliwie oczekiwano na dalszy rozwój wydarzeń i informacje od terrorystów.
We wtorek, dnia 6 września, pastor ewangelicki Helmut Neuschafer, dziekan w Wiesbaden, znalazł w skrzynce na listy kopertę z napisem: „Do rządu federalnego". Nieznana osoba telefonicznie poleciła mu, żeby kopertę natychmiast przekazał adresatowi. Wkrótce przesyłka znalazła się w Federalnym Urzędzie Kryminalnym. W kopercie znajdowały się: pismo do rządu federalnego, list pisany ręką Schleyera oraz 2 fotografie. Jedna przedstawiała porwanego na tle symbolu terrorystycznej organizacji (gwiazdy i karabinu) z tablicą „więzień RAF" na szyi, zaś druga była zdjęciem prywatnym, jakie nosił przy sobie Schleyer. Oto treść pisma, stanowiącego formalne ultimatum:
„w poniedziałek, 5.9.77 kommando siegfrieda hausnera uwięziło prezesa związku pracodawców i federalnego związku przemysłu niemieckiego, hannsa martina schleyera. do warunków jego .uwolnienia dołączamy raz jeszcze pierwszą wiadomość do rządu federalnego, która wczoraj zatajona została, jak dowiedzieliśmy się, przez sztaby bezpieczeństwa. natychmiastowe zaprzestanie poszukiwań — albo schleyer zostanie natychmiast rozstrzelany. jeśli poszukiwania zostaną wstrzymane, dojdzie do zwolnienia schleyera na następujących warunkach:
1. jeńcy z raf — andreas baader, gudrun ensslin, jan-carl raspe, verena lóecker, werner hoppe, karl-heinz dellwo, hanna krabbe, bernd rossner, ingrid schubert, irmgard moller zostaną wypuszczeni na wolność, wymienieni na schleyera i wyjadą do kraju, który wybiorą, gtinter sonnenberg, który od swojego aresztowania jest niezdolny do odbywania kary więzienia z powodu postrzału, zostanie natychmiast wypuszczony na wolność, nakaz jego aresztowania zostanie unieważniony, gtinter wspólnie z 10 jeńcami, z którymi zostanie natychmiast połączony i będzie rozmawiał, wyjedzie.
2. więźniów należy dostarczyć do środy, godz. 8.00 rano na lotnisko frankfurt. do swojego odlotu o godz 12.00 w południe będą mieli nieograniczoną możliwość porozumiewania się ze sobą. o godz. 10 przed południem jeden z więźniów poinformuje kommando w bezpośredniej transmisji telewizji niemieckiej o właściwym przygotowaniu do odlotu.
3. dla wykonywania publicznej kontroli i gwarantowania życia więźniów podczas transportu az do lądowania i przyjęcia powinni towarzyszyć więźniom — jak zaproponowaliśmy — payot, sekretarz generalny międzynarodowej federacji praw człowieka 'przy onz,(3) i pastor niemoller, prosimy ich, żeby sprawując tę funkcję zadbali, aby więźniowie do tarli żywi tam, gdzie zechcą, naturalnie zgadzamy się z alternatywną propozycją więźniów.
4. każdy z więźniów otrzyma po 100 000 marek.
5. oświadczenie to, którego autentyczność potwierdza fotografia schleyera i jego list, zostanie dzisiaj wieczorem o goclz. 20.00 odczytane w dzienniku, bez skrótów i sfalszowań.
6. konkretny przebieg uwolnienia schleyera przedstawimy, gdy uzyskamy potwierdzenie zwolnienia więźniów oraz wydane zostanie oświadczenie rządu federalnego, że nie będzie zabiegał o ekstradycję.
wychodzimy z założenia, że schmidt, który zademonstrował w Sztokholmie, jak szybko podejmuje swoje decyzje, postara się wyjaśnić podobnie szybko swój stosunek do tego tłustego magnata narodowej śmietanki gospodarczej, dnia 6.9.77
KOMMANDO SIEGFRIED HAUSNER RAF"

Zredagowane z tupetem ultimatum terrorystów — do którego załączony był krótki list Schleyera, mówiący, że czuje się dobrze, nie odniósł ran i żywi nadzieję na zwrócenie mu wolności po spełnieniu żądań porywaczy — wywołało poruszenie w Bonn. Postanowiono nie ujawniać treści pisma, ogłosić krótki komunikat o jego otrzymaniu i zwlekać. Prowadzący śledztwo niewielką korzyść mogą wyciągnąć z obu pism, gdyż zostały one przekazane dla utrudnienia pracy policji w formie fotokopii, tylko list Schleyera nosi jego oryginalny podpis.
Gabinet kanclerza Schmidta obradował na nadzwyczajnym posiedzeniu na krótko przed północą, przy czym zaproszono nie tylko przewodniczących partii i frakcji w Bundestagu, ale także przedstawicieli rządów krajów federalnych, w których znajdowały się więzienia, gdzie przebywali wymienieni w piśmie więźniowie (Hamburg, Północna Nadrenia-Westfalia, Badenia-Wirtembergia i Bawaria), a ponadto zaproszono przewodniczącego Konferencji Ministrów Spraw Wewnętrznych i Ministrów Sprawiedliwości oraz przewodniczącego zarządu koncernu Daimler-Benz i wiceprezesa BDI Joachima Zahna. Kanclerz starał się powziąć decyzję opartą na wspólnych ustaleniach, gdyż wysunięte żądania przekraczały jego kompetencje, a ich samowolne spełnienie naruszyłoby porządek prawny Republiki Federalnej.
Postanowiono przeciwstawić się żądaniom porywaczy. Program sformułowany przez kanclerza Helmuta Schmidta zamykał się w punktach:
— doprowadzenie do uwolnienia zakładnika, jakim był Schleyer, żywego;
— ujęcie sprawców i postawienie ich przed sądem;
— zapewnienie państwu zdolności do działania i budzenie zaufania do niego w kraju i za granicą, co oznaczało nie ugięcie się wobec żądania wypuszczenia na wolność więzionych terrorystów.
Pod tym względem rząd federalny był później konsekwentny, chociaż wywierano nań rozmaite naciski. Program teoretycznie jasny i prosty stawiał niezmienne wysokie wymagania rządowi i łączył się z wieloma trudnościami. Terroryści okazali się bowiem nieuchwytni, a budowanie zaufania własnych obywateli do państwa było możliwe jedynie w oparciu o sukcesy prowadzonego śledztwa, otaczanego, ze zrozumiałych względów, całkowitą dyskrecją.
Nie można było oczywiście natychmiast udzielić odpowiedzi odmownej, ale nie chciano też spełnić żądań terrorystów, Na wszelki wypadek polecono wprowadzić zakaz jakichkolwiek kontaktów więzionych terrorystów ze światem zewnętrznym.
Federalny Urząd Kryminalny skierował drogą radiową wezwanie do porywaczy, aby przedstawili dowód, że Schleyer wciąż pozostaje przy życiu, uzależniając od tego dalsze kontakty. Pełne niepokoju godziny przeżywają ludzie odpowiedzialni za podjęte decyzje, w chwili, gdy mija termin pierwszego ultimatum — godz. 12.00, w środę 7 września.
I tym razem terroryści postanawiają skorzystać z pośrednictwa osoby duchownej. Pastor Friedrich Schuster z parafii pod wezwaniem Chrystusa w Moguncji został zawiadomiony telefonicznie, że w jego domowej skrzynce na listy znajduje się przesyłka dla rządu federalnego. Zawierała ona pismo RAF, dwa odręczne listy Schleyera i taśmę magnetowidu, na której utrwalono obraz porwanego, gdy czytał jeden z załączonych listów. Terroryści domagają się spełnienia' wszystkich swoich poprzednich żądań, są wyraźnie zirytowani skąpymi informacjami na temat Schleyera w prasie i telewizji, żądają odtworzenia taśmy wideomagnetofonowej we wszystkich programach telewizji, a także udostępnienia kopii taśmy prasie krajowej i zagranicznej.
Kontakty stają się coraz częstsze. Jeszcze tego samego wieczoru ks. bp Wolfgang Roly, suf-ragan Moguncji, otrzymuje — z poleceniem przekazania dalej — taśmę zawierającą odpowiedzi na pytania BKA, mające potwierdzać, iż Hanns Martin Schleyer wciąż żyje. Chodziło o 2 pytania, na które odpowiedź mógł znać tylko sam porwany.
Pierwsze: „Jak brzmi pieszczotliwe imię Edgara Obrechta?'' Odpowiedź: „Mój szwagier, Edgar Obrecht, był nazwany przez moją zmarłą siostrę — Moki."
Drugie: „Jak nazywa się obecnie wnuczka Eulera i gdzie zamieszkuje?" Odpowiedź: „Wnuczka matematyka Eulera nazywa się dzisiaj Euler-Obolinski i mieszka w Bazylei".
Sytuacja staje się coraz bardziej dramatyczna, albowiem nikt nie wątpi, że Schleyer jeszcze żyje i oczekuje decyzji rządowych, które zwróciłyby mu wolność. Federalny Urząd Kryminalny za pośrednictwem telewizji komunikuje porywaczom, że wskutek spóźnionego dostarczenia taśmy nie może jej jakoby odtworzyć, a później będzie twierdził, że zta jakość nagrania nie pozwalała na publiczne odtwarzanie taśm wideemagnetofonowych.
W czwartek, 8 września, skierowany został apel do terrorystów, aby kontaktowali się z rządem federalnym tylko przez osobę posiadającą pełnomocnictwo. Takim pośrednikiem ze strony Bonn zostaje adwokat Denis Payot w Genewie. Jednocześnie prasa zachodnioniemiecka — na apel Deutsche Presserat — zobowiązuje się dobrowolnie zrezygnować z obszerniejszego informowania o porwaniu i wszelkich rokowaniach, aby nie tworzyć trybuny publicznej dla terrorystów. Był to pierwszy wypadek, aby dzienniki i tygodniki w RFN nałożyły na siebie autocenzurę i zrezygnowały z tak smakowitego kąska dziennikarskiego, jakim były napływające z różnych źródeł zdjęcia porwanego i deklaracje RAF. Po raz pierwszy rozsądek zatriumfował nad chęcią zdobycia za wszelką cenę poczytności i żądzą ciągnięcia dodatkowych zysków z rozchwytywanej prasy. Ograniczano się do wiadomości aprobowanych przez Urząd Kanclerski.
Terroryści, dostrzegłszy bezskuteczność swoich wysiłków dotarcia do opinii publicznej za pośrednictwem władz, kierują pismo do bońskiego biura francuskiej agencji prasowej AT'P, dołączając fotografie Schleyera wykonane aparatem fotograficznym polaroid, wywołującym zdjęcia na poczekaniu. To pismo jest właściwie kolejnym ultimatum — ustala nowe terminy ogłoszenia decyzji rządu i wyjazdu więzionych terrorystów z Republiki Federalnej.
Terroryści usiłują wzmóc nacisk na rząd federalny, każą więc swemu zakładnikowi napisać list do Eberharda von Brauchitscha, adwokata będącego wpływową osobistością w koncernie Flicka. List, utrzymany w tonie osobistym, przekonuje adresata o zdecydowanej postawie porywaczy.
,.Żądanie wyznaczenia pośrednika jest oczywistym bezsensem, ponieważ moi porywacze się nie ujawnią, a naszego »miejsca spędzania urlopu« nie zdradzą nawet »pośrednikowi«, tak że kontakt w tym trójkącie jest niemożliwy. Niepewność w mojej sytuacji jest oczywiście straszna. Jeśli Bonn odpowie odmownie, to uczynią to wkrótce, aczkolwiek człowiek »wiedzący, jak to jest na wojnie« chętnie chciałby nadal żyć."
Nieustannie obraduje wielki i mały „sztab kryzysowy" dla omówienia sytuacji. W sobotę, 10 września, terroryści jak gdyby opuszczają cenę, nadal domagając się odtworzenia taśmy magnetowidu w telewizji, ale wyrażając tez wstępną zgodę na rokowania za pośrednictwem Genewy. Biuro adwokata Payot zaczyna otrzymywać różne anonimowe telefony, których pochodzenie trudno stwierdzić. Ten nerwowy dzień kończy telefon do córki pastora Martina Niemóllera w Berlinie Zachodnim, aby jej ojciec szykował się do odlotu z uwalnianymi więźniami oraz telefon do Payota od anonimowej kobiety, która przekazała trzecie ultimatum RAF: w ciągu 6 godzin od wystąpienia jednego z więźniów w ta-lewizji w niedzielę wieczorem musi nastąpić start samolotu z terrorystami uwolnionymi z więzień, którym towarzyszyć powinni Niembller i Payot.
Pierwszy tydzień, jaki minął od dramatycznego napadu na samochód przemysłowca w Kolonii, nie przynosi rozwiązania. Porywacze ponawiają swoje ultimatum dnia 12 września i przekazują nową taśmę magnetofonową z głosem Schleyera, a nieco później list Schleyera do von Brauchitscha, do którego to listu dołączono taśmę z jego długim apelem do szefa opozycji chadeckiej.
„Drogi Helmucie Kohl, sytuacja, w jakiej się znajduję, nie jest już zrozumiała politycznie. To skłania mnie do wystosowania apelu do moich przyjaciół politycznych. (...) Nie jestem skłonny rozstać się milcząco z tym życiem, aby kryć błędy rządu, tworzących go partii oraz niedociągnięcia oklaskiwanego szefa BKA."
Nigdy chyba nie dowiemy się, czy to presja porywaczy skłoniła dr. Hannsa Martina Schleyera do wypowiedzenia tych słów pod adresem gabinetu kanclerza Schmidta, czy też krytyka zawarta w tych słowach była rezultatem jego samodzielnych przemyśleń. Jednak ten dokument dźwiękowy, którego pełny tekst — podobnie jak całej pozostałej korespondencji — zawiera urzędowa dokumentacja rządu, relacjonująca szczegółowo przebieg wydarzeń i decyzje podejmowane w związku z porwaniem przemysłowca, zdradza jego rosnące zdenerwowanie przedłużającym się uwięzieniem oraz niepewności co do dalszego losu.
Porywacze zwracają się telefonicznie'przez anonimowego rozmówcę do rodziny Schleyera. Do kancelarii adwokata Kannsa Eberharda Schleyera, jego najstarszego syna w Stut-tgarcie, wpływa list od więzionego ojca, a kontakty z terrorystami podejmowane są na różne sposoby.
Federalny Urząd Kryminalny zapowiada przeprowadzenie ankiety wśród więzionych terrorystów, którzy mają odpowiedzieć na pytania: 1) Czy są gotowi opuścić RFN? 2) Czy mogą wymienić, dokąd chcieliby wyjechać? Wysoki urzędnik BKA udał się do więzienia Stammheim w Stuttgarcie, przedkładając pytania. Ąndreas Baader, uważany wciąż za przywódcę RAF, zapewnił swego rozmówcę, że jeśli dojdzie do zwolnienia skazanych w Stammheim, to nie powrócą oni nigdy do RFN. Proponuje odlot przede wszystkim do Wietnamu lub Algierii, chociaż należałoby też zbadać możliwość przyjęcia zwolnionych więźniów przez Libię, Ludową Republikę Jemenu i Irak.
„Baader był nerwowy i zbity z' tropu brakiem informacji — pisze w swoim sprawozdaniu urzędnik BKA. — Odniosłem wrażenie, że porwanie Schleyera i związane z tym warunki dotyczące uwolnienia więźniów, nie zostały uzgodnione w szczegółach."
Terroryści zaniepokojeni trwającymi poszukiwaniami' policji dzwonią we wtorek, 13 września, do Genewy, ustalając nowy termin (do godz. 24.00) dla uzyskania ostatecznej odpowiedzi od rządu federalnego.
Kontrole samochodów na autostradach i obserwacje podejrzanych mieszkań nie przynoszą wyników, ale z pewnością ograniczają swobodę poruszania się nieznanych terrorystów „Kommando Siegfried Hausner". Trzeba więc nadal rokować.
Federalny Urząd Kryminalny pozostawia u Payota w Genewie wiadomości dla porywaczy, że bada się możliwości wyjazdu z Republiki. Federalnej więźniów wymienionych w ultimatum, a także iż podjęto kroki, aby zbadać, jakie państwa byłyby gotowe przyjąć wydalonych terrorystów. Misję taką zlecono ministrowi Hansowi Jiirgenowi Wischnewskiemu.
Czy oznaczało to zmianę strategii rządu federalnego? Bynajmniej. Chodziło znowu o zyskanie czasu dla rozpoznania przeciwnika, a także o działanie psychologiczne — uspokojenie terrorystów, gotowych w przypływie wściekłości lub dla zatarcia śladów zamordować zakładnika.
W środę, dnia 14 września, kierownik bońskiego biura francuskiej agencji informacyjnej AFP otrzymuje list z hotelu „Bristol", zawierający taśmę wideomagnetofonową od porywaczy. Zarejestrowała ona Schleyera czytającego oświadczenie, które głosi m. in.: „Wyśledzenie moich porywaczy będzie oznaczało mój koniec, gdyż porywacze będą zmuszeni tego dokonać".
Schleyer znów krytycznie ocenia posunięcia władz federalnych, przy czym rob: wrażenie osoby nieźle poinformowanej o przebiegu rokowań. Kontakt nawiązany przez Genewę zdaje się obiecywać szybką wymianę Schleyera w zamian za 11 terrorystów. W każdym razie porywacze odpowiadają na wezwanie BKA przekazując swoje propozycje trasy przelotu samolotu, który ma wziąć na pokład zwolnionych więźniów. „Proponujemy alternatywnie Włochy, Jugosławię, Libię, Egipt, Sudan albo państwa nad Zatoką Perską. W każdym razie chcielibyśmy wykluczyć przelot nad Izraelem, Marokiem albo Etiopią."
Tego samego dnia, w czwartek 15 września, kanclerz federalny Helmut Schmidt na posiedzeniu Bundestagu przedstawia obszerną deklarację rządową na temat terroryzmu. Raz jeszcze podkreśla w niej, że morderstwa i uprowadzenia skierowane są przeciwko państwu i społeczeństwu i dlatego konieczne jest solidarne przeciwdziałanie.
„Niektóre gazety zagraniczne w związku ze zbrodniami terrorystycznymi zajęły się zwłaszcza duchową i polityczną sytuacją w naszym kraju. Tu i tam, jak wczoraj napisat jeden z dzienników, może występować skłonność do przypisywania czynów terrorystycznych, uważanych za potworne, nie tylko szaleństwu ekstremistów, lecz — jak czytamy — szaleństwu niemieckiemu w ogóle, które wybucha co pewien czas. Nie będziemy dolewać oliwy do ognia. Nie uczyniliśmy tego również w przypadku ucieczki. Kapplera.(4) Z jednakową odrazą potępiamy zbrodnie popełnione w 1944 roku we Włoszech, jak w 1977 roku w Niemczech. Potępiamy pogwałcenie porządku prawnego naszego partnera [włoskiego] tak samo, jak pogwałcenie własnego porządku prawnego.
Czyn popełniony w Kolonii jest morderstwem. Jego sprawcy są mordercami. Morderstwo, o którym twierdzi się, że służy celowi politycznemu, pozostaje mimo to morderstwem.
Absurdalny jest pogląd terrorystów, że — jak powiadają — prowadzą »wojnę«. Rząd federalny, wierny swoim przekonaniom, chce przestrzegać prawa. Nie chce żadnych — jak oni to nazywają — »militarnych« rozwiązań; chce strzec, zgodnie z konstytucją, prawa i zapobiec dalszemu rozlewowi krwi. Dlatego pośrednią drogą nawiązaliśmy kontakty z porywaczami. Będziemy podtrzymywać te kontakty z cierpliwością i wytrwałością." '
t~~Sesja Bundestagu poświęcona terroryzmowi wykazuje, że w RFN nie ma teraz ważniejszego problemu niż przywróce-' nie poczucia bezpieczeństwa wewnętrznego, zaś sprawa Schleyera jest sprawdzianem zdolności państwa do reagowania na powtarzające się akty przemocy.
Rokowania z porywaczami toczą sic; powoli, więc BKA postanawia raz jeszcze sprawdzić, czy Hanns Martin Schle-yer nadal żyje. W piątek, 16 września, Federalny Urząd Kryminalny przeprowadza kolejny test, żądając od terrorystów odpowiedzi na 2 pytania. osobiste skierowane do więzionego prezesa BDA. Po upływie 2 dni za pośrednictwem adwokata Payot nadchodzi zadowalająca odpowiedź.'
Pytanie pierwsze: „Jakich słów użył 3-letni Arndt, winszując ojcu w dniu urodzin?" Odpowiedź: „Głupi chrabąszcz". Pytanie drugie: „Gdzie i kiedy spotkał Schleyer po raz pierwszy swoją żonę w Berlinie?" Odpowiedź: „W kawiarni Furstenhof".
Tymczasem minister stanu Wischnewski powrócił już z podróży rekonesansowej do Algierii i Libii oraz wyruszył do Iraku i Ludowej Republiki Jemenu. ,Żadne...z.._ty_ch....państw nie kwapi się jednak przyjąć grupy niebezpiecznych, terrorystów zachodnioniemieckich, których uwolnienia żąda „Kommando Siegfried Hausner".
Trzeci tydzień dramatu także nie przynosi wyjaśnienia sytuacji. Porywacze grożą, że nie pozwolą przeciągać w nieskończoność prowadzonych rokowań. Tymczasem rząd federalny nawiązuje współpracę w poszukiwaniach z Holandią i Francją.
Milczenie porywaczy trwa do czwartku, 22 września. Tego dnia, za pośrednictwem Genewy, przekazują dziewiętnastą z kolei informację. Żądają ostatecznego ustalenia dnia wymiany.
Niewielką_pociechę stanowi dla Bonn wiadomość o aresztowaniu w Holandii poszukiwanego od dawna Knuta Fol-kersta, podejrzanegp o współuczestnictwo w zamachach na życie prokuratora Bubecka i bankiera Ponto. Kanclerz federalny dzwoni z podziękowaniami do premiera Joop den Uyla i wyraża ubolewanie, że w czasie strzelaniny poniósł śmierć holenderski policjant oraz ciężko zraniono innego stróża porządku publicznego.
Niezmordowany minister Wischnewski wyrusza w nie.dzie-lę, 25 września, w swoją kolejną podróż do Sajgonu i Hanoi. Tak minął kolejny tydzień pełen napięcia i niepewności.
We wtorek, 27 września, porywacze meldują się ponownie, zmieniając taktykę. Centrala AFP w Paryżu otrzymała zdjęcie Schleyera sfotografowanego na tle emblematu RAF z tablicą „Od 20 dni więźniem RAF". Do fotografii dołączony był list następującej treści:
„Jeśli Republice Federalnej zależy na utrzymaniu życia Schleyera, musi natychmiast postarać się o wstrzymanie poszukiwań we Francji, Holandii i w Szwajcarii. Nasze żądanie przerwania śledztwa jest nadal ważne. Ostrzegamy Republikę Federalną, aby nie usiłowała podsłuchiwać rozmów telefonicznych z adwokatem Payot w celu wykorzystania ich do prowadzenia poszukiwań. Dalsze rokowania z rządem federalnym prowadzić będziemy tylko poprzez adwokata Payot, jeśli porzuci się taktykę zyskiwania czasu przez bezsensowne rozmowy telefoniczne i będzie widoczne, iż rzeczywiście przygotowuje się zwolnienie 11 wymienionych więźniów. Dalsze dowody, że Schleyer żyje będziemy przekazywać tylko w związku z konkretnymi wskazówkami w sprawie wymiany. Jeśli rząd federalny zastrzegł sobie wyniki rokowań Wischnewskiego, to niech tylko powie nam, że jest pewien, iż istnieją kraje, które są gotowe przyjąć 11 więźniów".
Jednocześnie na Gare du Nord w Paryżu nadano 12 listów ze zdjęciami dla zachodnioniemieckich i zagranicznych środków przekazu, a także do Payota i von Brauchitscha. Jeszcze tego samego dnia Raspe w więzieniu Stammheim przekazał dodatkowy wykaz krajów do których gotów byłby udać się po uwolnieniu: Angola, Mozambik, Gwinea-Bis-sau i Etiopia. Oświadczenie złożył również w imieniu pozostałych więźniów, z którymi najwidoczniej zdołał nawiązać kontakt mimo wprowadzonej izolacji.
W piątek, 30 września, BKA przekazuje za pośrednictwem mecenasa Payot informacją dla porywaczy, w której zawiadamia, że rząd wietnamski odmówił przyjęcia terrorystów, podobnie jak Algieria.
Nazajutrz wpływa testowa odpowiedź RAF, która tym razem również zawiera bezbłędne odpowiedzi ■ na 2 pytania sprawdzające, czy Hanns Martin Schleyer nadal żyje. Pytania te brzmiały: 1) Kim chciał być syn Eberhard w wieku 8 lat? (papieżem), 2) Jaka dama chciała Schleyerowi zaśpiewać w Pradze? (Margot Hielscher). Jak widać, jedno z tych pytań wyraźnie zahaczało o wojenną przeszłość Schleyera w okupowanej Czechosłowacji. Porywacze zwracają się też do rządu federalnego o informacje dotyczące krajów, jakie wymienił Jan-Carl Raspe.
Rokowania z porywaczami znalazły się w ślepym zaułku. Z jednej strony istnieje rosnąca nieufność i zdenerwowanie „Kommando Siegfried Hausner", z drugiej strony obiektywna niemożność spełnienia przez rząd federalny stawianych żądań.
Piąty tydzień nie przynosi zmian. Jedynym wydarzeniem godnym zanotowania jest wprowadzenie w życie ustawy zakazującej więzionym terrorystom kontaktów ze światem zewnętrznym. To, co poprzednio było stosowane w praktyce, zostało zatwierdzone postanowieniem Federalnego Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe. Dopiero w piątek, 8 października, przekazany zostaje list — kolejny znak życia Hannsa Martina Schleyera oraz jego zdjęcie z tablicą ,,Od 31 dni więźniem".
Ile dni jeszcze trwać będzie ten dramat?


* Rektorowi zarzucano rn. in., że budynek uniwersytecki był udekorowany z Okazji procesji Bożego Ciała w 1937 r., natomiast zaniedbano jakiejkolwiek dekoracji z okazji 1 maja, obchodzonego w Trzeciej Rzeszy jako hitlerowskie święto „pracy narodo-, wej".

* „Wielki sztab kryzysowy", formalnie nazywany „Wielkim politycznym gremium doradczym" obradował pod przewodnictwem kanclerza. W jego skład wchodzili: przewodniczący partii reprezentowanych w Bundestagu oraz frakcji parlamentarnych; a więc Willy Brandt (SPD), Helmut Kohl (CDU) i Franz Josef Strauss (CSU) c-raz Herbert Wehner (SPD) i Wolfgang Mischnick iTDP), przewodniczący FDP Hans Dietrich Genscher był obecny jako członek rządu federalnego. Ponadto regularnie uczestniczył w „sztabie" wiceprzewodniczący frakcji CDU/CSU i przewodniczący grupy krajowej CSU, Friedrich Zimmermann. Czasem zapraszano też innych polityków, zwłaszcza z krajów, gdzie w więzieniach przebywali terroryści. Sztab w pierwszych dniach zbierał się codziennie, później regularnie raz lub dwa razy tygodniowo. Byl ciałem konsultacyjnym. .

* Oczywista pomyłka porywaczy. Denis Payot nie pełnił takiej funkcji, był po prostu adwokatem w Genewie i prezesem Szwajcarskiej Ligi Praw Człowieka.

* Herbert Kappler, hitlerowski zbrodniarz wojenny, skazany został przez wioski trybunał wojskowy w 1947 r. na karą dożywotniego więzienia za rozstrzelanie 335 zakładników w Grotach Ardeatyńskich pod Rzymem (24 III 1944 r.). Ciężko chory zdoła! z pomocą żony zbiec, gdy przewieziono go z Gaety na leczenie do rzymskiego szpitala. Przedostał się na terytorium RFN, która odmówiła wydania przestępcy. Zmarł 9 II 1978 r. w miasteczku Soltau (Dolna Saksonia) i dopiero wtedy załagodzono spór między Rzymem a Bonn.
 


Rozdział 6 "Landshut" zboczył z kursu

Szósty tydzień rozpoczyna się niepokojącym milczeniem porywaczy. Sztab kryzysowy w Bonn — podobnie jak w poprzednich tygodniach — zbiera się kilkakrotnie, ale daremnie oczekiwano wiadomości o pomyślnych wynikach śledztwa albo o nowych próbach nawiązania kontaktów ' przez Genewą. W aktach zachowały się jedynie protokoły urzędnika BKA ze spotkań z więźniami w Stammheim, którzy stali się ostatnio rozmowni, narzekając na twarde warunki aresztu oraz grożąc rządowi federalnemu bliżej nie- : określonymi konsekwencjami. Rozmawiano z Andreasem Baaderem, Gudrun Ensslin, Janem-Carlem Raspe i Irmgard Móller.
„Z każdym dniem, w którym Hanns Martin Schleyer pozostawał nadal w rękach terrorystów, rósł niepokój ekspertów przed godziną X.
W bońskich sztabach kryzysowych spodziewano się od tygodni, że »dojdzie jakaś sprawa z zewnątrz«, która żądanie terrorystów wypuszczenia na wolność więźniów z RAF połączy z zagrożeniem życia większej liczby osób, jeśli np. na otwartej ulicy »po prostu kogoś zabije się«, dojdzie do napadu na niemiecki konsulat albo uprowadzenia dyplomaty.
Wkalkulowano również możliwość uprowadzenia samolotu. W swoich przewidywaniach eksperci do spraw bezpieczeństwa brali też pod uwagę szansę udziału palestyńskich terrorystów u boku Niemców z podziemia." '
W czwartek dnia 13 października, 'agencje prasowe w serwisach informacyjnych przyniosły depeszę o zaginięciu odrzutowca typu Boeing 737 o nazwie „Landshut", należącego do towarzystwa transportu po,wietrznego Lufthansa. W czasie lotu, oznaczonego w rozkładzie symbolem LH 181, na pokładzie znajdowało się 86 pasażerów i 5 członków załogi. Maszyna leciała z Majorki do Frankfurtu nad Menem, wioząc licznych turystów wypoczywających na plażach śródziemnomorskich, ale, jak podał południowofrancuski nadzór ruchu powietrznego w Aix-en-Provence, około godz. 14.48 stwierdzono zmianę wytyczonego kursu. Nic nie wskazywało na to, aby samolot miał Uszkodzone instrumenty pokładowe lub uiegł katastrofie. Czy opanowali go nieznani osobnicy zmuszając do zmiany trasy? Na wszystkich lotniskach europejskich zostaje ogłoszony alarm i zaostrzono kontrole pasażerów. Federalny minister spraw wewnętrznych prof. Werner Maihofer powiadamia o domniemanym porwaniu maszyny (brakuje jeszcze całkowitej pewności) kanclerza Helmuta Schmidta w Bonn.
O godz. 15.45 nie ulega już wątpliwości, że samolot Luft-hansy uprowadzono. Wylądował na rzymskim lotnisku Fiu-micino, a o godz. 17.00 przekazane zostaje — za pośrednictwem kontroli lotów w Mediolanie — pierwsze żądanie: tajemniczy „kapitan Mohammed Walter" żąda wypuszczenia na wolność wszystkich więzionych „współtowarzyszy". Minister Werner Maihofer nawiązuje natychmiast łączność z włoskim ministrem Francesco Cossigą.
Wciąż nie wiadomo, ilu jest porywaczy. Człowiek, który mówił po angielsku z arabskim akcentem, domagał się od zarządu lotniska zatankowania paliwa i zanim zdołano wyjaśnić jakiekolwiek szczegóły, o godz. 17.42 samolot wystartował z Rzymu, lecąc w kierunku Cypru.
Pewien radioamator z Izraela dostarczył interesującej informacji. Podsłuchał przypadkiem w eterze fragment rozmowy, którą prowadził pilot porwanego „Landshuta" z innym pilotem Lufthansy. Wynikało z niej; że na pokładzie znajduje się 4 porywaczy — 2 mężczyźni i 2 kobiety — uzbrojonych w pistolety i granaty ręczne.
Było... to czwarte porwanie samolotu komunikacyjnego w historii Lufthansy. Najpierw zanotowano — w lutym 1972 roku — uprowadzenie przez Palestyńczyków Boeinga 747, zwanego Jumbo, lecącego z Tokio do Frankfurtu nad Menem; po wypłaceniu przez boński rząd okupu 5 milionów dolarów zwrócono samolot, a jego pasażerów uwolniono w Adenie. Później — w_ październiku 1972 — 2 członkowie .organizacji. „Czarny Wrzesień", uprowadzili Boeinga 727, odbywającego lot z Damaszku do Monachium; po długim locie, z międzylądowaniami w Nikozji, Zagrzebiu i Monachium, maszyna powróciła z powrotem' do Zagrzebia — gdzie wzięto na pokład 3, zwolnionych terrorystów „Czarnego Września", którzy dokonali zamachu w czasie igrzysk olimpijskich w Monachium — aby kontynuować lot do Tripolisu, gdzie wreszcie załoga i pasażerowie odzyskali wolność. W grudniu 1973 roku Lufthansa padła mimowolną ofiarą palestyńskich zamachowców: 3 terroryści przypuścili atak na samolot PANAM w Rzymie (wskutek pożaru zginęło 31 osób), po czym opanowali maszyną Lufthansy gotową do startu, lecąc ponad Atenami i Damaszkiem wylądowali wreszcie w Kuwejcie, gdzie oddali się w ręce władz; wszyscy zakładnicy zostali zwolnieni.
Jeśli chodzi o lot LH 181, to — jak ustalono — sprawcami porwania byli 4 pasażerowie legitymujący się paszportami irańskimi, którzy wsiedli na pokład samolotu w porcie lotniczym w Palma na Majorce. Tam, ze względu na tłok panujący na lotnisku, nie prowadzono kontroli. W dniu odlotu odrzutowca „Landshut" odbywały się setki lotów dla paru tysięcy pasażerów.
„Wszystkie loty czarterowe i liniowe — jak pisał tygodnik »Der Spiegel« — pod koniec pełni sezonu osiągnęły nasilenie przekraczające normalny ruch: do odprawy trzeba było stać przed 30 okienkami w długich kolejkach. Nie przeprowadzano żadnej kontroli bagażu ręcznego, żadnej kontroli osobistej ani radarowej. Policja hiszpańska ograniczała, się do »uważnego obserwowania podróżnych«".
Na podstawie listy pasażerów udało się jednak ustalić personalia porywaczy zachodnioniemieckiego samolotu: Ali Hyderi (1) (ur. 1950 r. w Shiraz), Soraya Anasari (ur. 1954 r. w Teheranie), Riza Abbasi (ur. 1955 r. w Boukan) oraz Sha-naz Gholun. Zresztą były to nazwiska fałszywe, gdyż — jak twierdziły władze irańskie — paszportów dla takich osób nie wystawiały żadne oficjalne placówki tego państwa.
Wszyscy ci pasażerowie opłacili' bilety lotnicze gotówką. Tylko jeden z nich, Hyderi, miał walizkę, która ważyła 6 kg, pozostałe osoby zgłosiły się do odprawy na lotnisku bez bagażu. Piraci powietrzni zdołali jednak, jak ustalono później, zabrać z sobą na pokład samolotu — korzystając z braku kontroli osobistej — 4 granaty ręczne, 2 pistolety i około 0,5 kg materiału wybuchowego w postaci plastyku.
Trzeba dokonać próby odparcia przemocy siłą! Rząd federalny w Bonn podejmuje decyzję, aby w ślad za porwanym samolotem Lufthansy wysłać specjalną jednostkę komandosów z tzw. Grenzschutzgruppe 9, przeszkoloną specjalnie do walki z terrorystami. Załadowana ona zostaje wieczorem do Boeinga 727, należącego również do Lufthansy, sprowadzonego na lotnisko Bonn—Kolonia z Frankfurtu nad Menem. Otwiera się nowy rozdział dramatu.
Boński sztab chce doprowadzić do uwolnienia porwanych pasażerów i nie ugiąć się przed żądaniami nie zidentyfikowanych do końca terrorystów. O godz. 20.28, gdy „Landshut" ląduje w Larnace, minister Werner Maihofer łączy się telefonicznie z cypryjskim ministrem spraw zagranicznych Petsalidesem. Piraci żądają napełnienia zbiorników 11 tonami materiałów pędnych, co pochłania nieco czasu, natomiast przedstawiciel PLO (Organizacja Wyzwolenia Palestyny) bezskutecznie próbuje porozumieć się z arabskimi porywaczami, którzy grożą wysadzeniem w powietrze samolotu, jeśli nie będą spełnione ich żądania.
O godz. 22.50 „Landshut", wyposażony w niezbędne paliwo, startuje w kierunku Bejrutu, ale lotnisko tamtejsze, podobnie jak w Damaszku, Ammanie i Kuwejcie, zostaje zamknięte dla wszystkich samolotów, a pasy startowe zablokowano, aby uniemożliwić lądowanie porwanego Boeinga. Rządy tych krajów nie chcą mieć nic wspólnego z porywaczami. Pasażerowie, a także politycy w Bonn, którzy ujęli sprawę; w swoje ręce, przeżywają godziny pełne grozy.
Tuż po północy, w piątek 14 października, biuro adwokata Denisa Payot w Genewie zawiadamia Federalny Urząd .Kryminalny, że piraci powietrzni przekazali telefonicznie długi tekst w języku angielskim, a kolejny spodziewany jest za 2 godziny. Jego pierwsza część brzmi:
,,Ultimatum do kanclerza Federalnej Republiki Niemiec.
Zawiadamiamy pana, że pasażerowie i załoga maszyny Lufthansy 737, lot nr LH 181 z Palma do Frankfurtu nad Menem znajdują się całkowicie pod naszą kontrolą i odpowiadamy za nich. Życie pasażerów i załogi oraz życie dra Hannsa Martina Schleyera zależą od tego, czy wypełni się następujące, warunki:
1. Zwolnienie następujących towarzyszy RAF z zachodnioniemieckich więzień: Andreasa Baadera, Gudrun Ensslin, Jana-Carla Raspego, Vereny Becker, Wernera -Hoppego, Karla-Heinza Dellwo, Hanny Krabbe, Bernda Rossnera, Ingrid Schubert, Irmgard Mbller, Guntera Sonnenberga. Każda osoba powinna otrzymać po 100 000 marek.
2. Zwolnienie następujących palestyńskich towarzyszy PFLP z więzienia w Istambule: Mahdiego i Husseina.
3. Wypłacenie 15 milionów dolarów amerykańskich, zgodnie z załączonymi wskazówkami.
4. Należy uzgodnić przyjęcie towarzyszy wypuszczonych na wolność w jednym z następujących krajów: Demokratyczna Republika Wietnamu, Republika Somalii, Demokratyczno-Ludowa Republika Jemenu.
5. Niemieccy więźniowie mają zostać dostarczeni podstawionym przez pana samolotem do celu podróży. Powinni lecieć przez Istambuł i wziąć ze sobą 2 ""palestyńskich towarzyszy uwolnionych z tamtejszego więzienia. Rząd turecki jest dobrze poinformowany o naszych żądaniach. Wszyscy więźniowie powinni dotrzeć do celu podróży do niedzieli, 16 października 1977, godz. 08.00 czasu Greenwich. Pieniądze powinny zostać w tym samym czasie przekazane zgodnie z załączonymi wskazówkami.
6. Jeśli nie wszyscy więźniowie będą zwolnieni lub nie dotrą do celu, a pieniądze nie zostaną przekazane zgodnie ze wskazówkami, to Hanns Martin Schleyer i wszyscy pasażerowie oraz załoga maszyny Lufthansy 737, lot LH 181 zostaną natychmiast pozbawieni życia.
7. Jeśli wypełni pan nasze wskazówki, wszyscy zostaną uwolnieni.
8. Nie będziemy już komunikować się z panem. Jest to nasz ostatni kontakt. Czynimy pana odpowiedzialnym za jakiekolwiek pomyłki lub błędy przy uwalnianiu w.w. więźniów albo przy przekazywaniu okupu zgodnie ze wskazówkami.
9. Każda próba zwłoki lub oszustwa z pańskiej strony oznacza natychmiastowe unieważnienie ultimatum i egzekucję Hannsa Martina Schleyera, pasażerów oraz załogi samolotu.
13 października 1977,
SAWIO *"

Druga wiadomość, otrzymana za pośrednictwem Genewy, potwierdzała pierwsze ultimatum. Była to dwudziesta druga informacja po niemiecku od porywaczy Schleyera, a zarazem — szóste ich ultimatum. Raz jeszcze przytoczymy pełny tekst:
,,13 października 1977
Pozostawiliśmy Helmutowi Schmidtowi dosyć czasu, aby lawirując w swoich decyzjach między amerykańską strategią niszczenia ruchów wyzwoleńczych w Trzecim Świecie a interesem rządu federalnego, nie dopuścił do poświęcenia najważniejszego magnata gospodarczego tej imperialistycz-nej strategii. Ultimatum operacji »Kofre Kaddum« oddziału Martyra Halimeha oraz ultimatum oddziału im. Siegirieda Hausnera z RAF są identyczne. Termin ultimatum mija w niedzielę, dnia 16 października 1977, o godz. 08.00 czasu Greenwich. Jeżeli do tego czasu 11 więźniów, jakich wymieniliśmy, nie dotrze do celu, rozstrzelamy Hannsa Martina Schleyera. Po 40 dniach uwięzienia Schleyera nie będziemy więcej przedłużać ultimatum. Nie będziemy tez podejmować dalszych kontaktów. Jakakolwiek zwłoka oznacza śmierć Schleyera. Żeby uniknąć komplikacji czasowych rezygnujemy z tego, by pastor Niemoller i adwokat Payot towarzyszyli więźniom. Potwierdzenie przybycia więźniów otrzymamy bez pośrednictwa osób towarzyszących. Po otrzymaniu potwierdzenia Schleyer wypuszczony zostanie na wolność w ciągu 48 godzin.
Wolność przez zbrojną walkę antyimperialistyczną!
Oddział im. Siegfrieda Hausnera.
RAF".

Teraz me. ulegało już dla nikogo w Bonn wątpliwość, ze .porwanie -samolotu Lufthansy przez anonimową grupę terrorystyczną, nazywającą- się szumnie ,,Organizacją do Walki z Światowym Imperializmem", było operacją zsynchronizowaną .z. oddziałem .RAF odpowiedzialnym za uprowadzenie _Schleyer..a...Ponadto operacją wskazującą na międzynarodowe powiązania terrorystyczne lewaków, działających dotychczas raczej w grupach luźnych, bądź — jak się wydawało — przypadkowo złożonych z > przedstawicieli różnych narodowości.
Genewskie biuro Payota nadało równocześnie szczegółowe wskazówki, o których wspomniano w pierwszym ultimatum, jak przekazać okup. Miał się składać z 7 milionów w banknotach amerykańskich 100-dolarowych, 7 milionów w banknotach 1000-markowych, 7 milionów w szwajcarskich banknotach 1000-frankowych oraz 4,5 miliona w holenderskich banknotach 100-guldenowych. Tworzyło to równowartość 15 milionów dolarów USA. Pieniądze należało zapakować do 3 czarnych kufrów marki „Samsonite", różnej wielkości, wyposażonych w zamki o kombinacji trzycyfrowej. Kufry mi?ł osobiście dostarczyć w niedzielę, 15 września 1977 roku, o godz. 12.00 w południe do hotelu Intercontinental we Frankfurcie nad Menem syn porwanego przemysłowca Eber-hard Schleyer.
Terroryści określili też szczegółowo, jak ma wyglądać doręczyciel okupu: ubranie w jodełkę, okulary przeciwsłoneczne wyraźnie wystające z górnej kieszeni marynarki, w lewej ręce najnowszy numer tygodnika Der Spiegel". Przy sobie powinien posiadać ważny paszport; Syn Schleyera zagadnięty zostanie przez wysłannika terrorystów hasłem „Let us save your father" (pozwól nam uratować swego ojca), na co powinien odpowiedzieć słowami: „We shall save my father" (uratujemy mojego ojca). Po wymianie hasła i odzewu syn Schleyera zobowiązany jest zastosować się do poleceń danych mu przez wysłannika terrorystów.
Trudno stwierdzić, co planowali ludzie Halimeha i RAF, lecz prawdopodobnie zamierzano posłużyć się młodym Schle-yerem jako zakładnikiem dla wywiezienia samolotem sutego okupu z RFN. Być może w jakimś odległym kraju afrykańskim lub azjatyckim po zabraniu pieniędzy zwrócono by mu wolność. Po cóż bowiem polecono Eberhardowi Schleyerowi zabierać ze sobą paszport?
Ponieważ tym razem terroryści, niezmiernie pewni swojego sukcesu, byli szalenie gadatliwi, przekazali do Genewy długie oświadczenie poświęcone operacji „Kofre KaddTim". Stanowi ono odezwę do „rewolucjonistów całego świata", a także dó Palestyńczyków. Oświadczenie jest pełne frazeologii o walce z imperializmem światowym, zawiera oskarżenie polityki amerykańskiej i syjonizmu izraelskiego, stanowiąc .pomieszanie faktów z przypisywaniem sobie roli wyłącznego wyzwoliciela od przemocy i gwałtów. Zarówno teksty ultimatum, jak sama odezwa zostały rozesłane listownie na 23 adresy w Republice Federalnej. Przesyłki takie — nadawane z reguły pocztą w Heidelbergu — otrzymali głównie korespondenci zagranicznych gazet i agencji prasowych, a wśród nich znalazł się również redaktor Eugeniusz Guz z PAP przebywający w Bonn.
Powaga sytuacji sprawia, że nad Renem obradują bez przerwy gremia polityków i służb bezpieczeństwa. Ta noc z czwartku na piątek, z 13 na 14 października, oznaczała, że walka wypowiedziana państwu zachodnioniemieckiemu przez „Frakcję Czerwonej Armii" weszła w nowy etap. Na..szali decyzji znajdował się z jednej strony autorytet prawa i państwa, a z drugiej strony spoczywało życie ponad 90_ ludzi, więzionych przez porywaczy.. Ustąpić wobec żądań oznaczało naruszyć obowiązujące prawodawstwo i dostarczyć ruchowi terrorystycznemu nowego argumentu o jego skuteczności. Nie ustępować — znaczyło narazić kilkadziesiąt osób na pewną śmierć, gdyż nikt nie wątpił, że ultimatum to nie czcze pogróżki. Czy istniało trzecie rozwiązanie? Wielu ludzi ogarnęło zwątpienie.
O godz. 1.52 zachodnio niemiecki samolot „Landshut", którego przyjęcia odmówiły 3 lotniska na Bliskim Wschodzie — ląduje w Bahrajn. Za pośrednictwem kierownika portu lotniczego porywacze przekazują swoje żądania, te same, które telefonicznie przyjęło już biuro mecenasa Payota. O godz. 3.24 maszyna startuje ponownie, biorąc kurs na szejkanat Dubaju. Dosłownie w ostatniej minucie zostaje tam odblokowany pas betonowy do lądowania; początkowo stanowczo sprzeciwiano się lądowaniu uprowadzonego samolotu. Porywacze żądają dostarczenia napojów chłodzących i kompetentnego partnera do rozmów. Zostaje nim sekretarz stanu w ministerstwie obrony Zjednoczonych Emiratów Arabskich, szejk Mohammed Ibn. Raszyd. Propozycja wypuszczenia na wolność z samolotu kobiet i dzieci zostaje brutalnie odtrącona.
Nie pomogły interwencje miejscowych Arabów, ani nie powiodła się próba nawiązania rokowań drogą radiową przaz ambasadora RFN Hansjoachima Neumanna. Terroryści nie okazują skłonności do jakichkolwiek ustępstw, a gdy do samolotu zbliża się wezwany przez porywaczy robotnik, aby oczyścić toalety pokładowe, zostaje znienacka ostrzelany. Pobyt na lotnisku przedłuża się i trwa denerwujące napijcie. Temperatura we wnętrzu Boeinga 737, wystawionego na działanie promieni słonecznych, rośnie z godziny na godzinę. Pobyt w samolocie staje się torturą, ale maszyna zamarłn w bezruchu.
O godz. 18.05 porywacze żądają zatankowania do zbiorników „Landshuta" 11 tan paliwa, do czego nie kwapi się obsługa lotniska w Dubaju.
W Bonn zbiera się na nadzwyczajnym posiedzpniu gabinet kanclerza Helmuta Schmidta. Obrady trwają od godz. 10.45 do 12.05 — a więc ponad godzinę. Ministrowie wysłuchują rozważań prawniczych federalnego ministra sprawiedliwości Hansa Jochena Vogla, który zastanawia się nad możliwością spełnienia' żądań porywaczy w świetle Ustawy Zasadniczo] RFN. Podkreślono bezpośrednie zagrożenie życia 86 pasażerów i Schleyera, a także dalsze zagrożenia, jakie mogłoby wywołać zwolnienie z więzień terrorystów, posiadających już na sumieniu zabójstwa 13 osób oraz 43 usiłowania morderstwa. Zwrócono też uwagę, że ustąpienie wobec twardych żądań będzie miało fatalny wpływ na gotowość do walki organów bezpieczeństwa. Powzięto decyzję wyczerpania wszelkich możliwości prowadzenia rokowań oraz rozważenie ewentualności przeprowadzenia akcji odbicia samolotu przez policję. Natomiast „wielki sztab kryzysowy", w skład którego wchodzą również przewodniczący partii politycznych, upoważnia ministra Hansa Jiirgena Wischnewskiego do dyplomatycznych rokowań na miejscu dramatycznych wydarzeń w rejonie Morza Czerwonego. Kanclerz federalny przeprowadza rozmowy telefoniczne z premierem Wielkiej Brytanii i prezydentem Francji. Czarny piątek trwa.
Wszyscy w Bonn oczekują dalszego rozwoju wydarzeń. „Landshut" wciąż jeszcze znajduje się na lotnisku w Duba-ju, gdzie w godzinach popołudniowych porywacze zażądali dla jednego z chorych pasażerów penicyliny, odmawiając wszakże przyjęcia pomocy lekarza.
Wieczorem o godz. 20.45 mecenas Payot w Genewie informuje telefonicznie rząd federalny, że otrzymał nowy sygnał od terrorystów. Przesyłka ekspresowa zawierała znany już komunikat z 13 października 1977 i ultimatum oraz czarno-białe zdjęcie fotograficzne, wykonane aparatem po-laroid, przedstawiające Hannsa Martina Schleyera z tablicą ,,13.10.1977" na tle emblematu RAF i napisu na ścianie.: „Commando Siegfried Hausner, Commando Martyr Hali-meh". Nie ulega wątpliwości, że przemysłowiec wciąż pozostaje przy życiu. Dołączona jest też taśma wideomagneto-fonowa, którą Payot musi dopiero odtworzyć.
Późnym wieczorem Hanns Eberhard Schleyer, 33-letni syn porwanego, oświadcza ministrowi sprawiedliwości, że zdecydowany jest przekazać okup w hotelu Intercontinental, bez względu na ryzyko, z jakim łączy się taka misja. Pieniądze zostały przygotowane przez rząd federalny, ale ważą aż około 130 kg. Czy przekazanie tego okupu dojdzie do skutku — zadecyduje „wielki sztab kryzysowy" dopiero następnego dnia rano.
O godz. 23.35 minister Hans Jiirgen Wischnewski — specjalny wysłannik rządu federalnego — ląduje w Dubaju. Utworzona zostaje „gorąca linia telefoniczna", dzięki której minister ma stały kontakt z Bonn.
Sobota, dzień 15 października. O godz. 0.40 mecenas Payot przekazuje Federalnemu Urzędowi Kryminalnemu tekst oświadczenia Hannsa Martina Schleyera, który zawierała dostarczona wczoraj taśma wideomagnetofonowa. Prezes za-chodnioniemieckich pracodawców pozdrawia swoją rodzinę i przyjaciół oraz pełen wyraźnego rozgoryczenia stwierdza:
„W mojej obecnej sytuacji sam siebie pytam, czy wreszcie nie musi stać się coś, co zmusi Bonn do podjęcia decyzji. Jestem już 5 i pół tygodnia więźniom terrorystów, i to wszystko dlatego, że od lat angażowałem się i narażałem dla tego państwa i porządku wolności demokratycznych. Chwilami dochodzę do przekonania, że jakby — również ze strony czynników politycznych — wydrwiono te; moją działalność".
Hanns Martin Schleyer zdaje sobie sprawę, że jego osobę — wbrew nadziejom, jakie żywił — traktuje się bez przywilejów, jakich oczekiwali terroryści, a także jakich zapewne oczekiwał on sam, przypominając sobie finał porwania zachodnióberlińskiego polityka chadeckiego Petera Lorenza. Ten ton długo pozostanie w pamięci rodziny, gdyż był to już ostatni znak życia od niegdyś wpływowego, a teraz bezsilnego człowieka. Taśma przechowywana jest w archiwach Federalnego Urzędu Kryminalnego jako jeden z dowodów obciążających porywaczy.
Kapitan samolotu „Landshut", wciąż pozostającego na płycie lotniska w Dubaju, domaga się o godz. 7.50 dostarczenia żywności, lekarstw i podstawienia schodków do samolotu. Gdy przekazano żywność, 2 pracownicy służby naziemnej lotniska powiedzieli, że terroryści robią wrażenie ludzi szalenie zmęczonych. Kapitan samolotu przekazuje telegram adresowany do kanclerza federalnego:
„Życie 91 mężczyzn,, kobiet, dzieci na pokładzie samolotu zależy od Pańskiej decyzji. Jest Pan naszą ostatnią i jedyną nadzieją. W imieniu załogi i pasażerów (—) schumann".
W Bonn zapadła decyzja przekazania przygotowanego okupu, ale przedwczesne przedostanie się wiadomości, gdzie i kiedy ma to nastąpić we Frankfurcie, powoduje, że w foyer hotelu Intercontinental i w pobliskich garażach urzęd-mcy_ służby kryminalnej ..znajdują w południe ponad 100 ..dziennikarzy i 2 ekipy..filmowe telewizji. W takich warunkach niemożliwy staje się kontakt z wysłannikiem terrorystów, chociaż nie wiadomo po dzień dzisiejszy, czy ta „niedyskrecja" wobec prasy, dotychczas tak układnej i skłonnej do samocenzury, nie została zainspirowana przez BKA.
Zirytowany i niezadowolony z rozwoju wydarzeń syn porwanego przemysłowca decyduje się, na niezwykły krok prawny. Wniosek w tej sprawie musiał mieć jednak przygotowany dużo wcześniej, skoro już o godz. 13.00 złożył go w Federalnym Trybunale Konstytucyjnym w Karlsruhe. Dr Hanns Eberhard Schleyer, z wykształcenia prawnik, prowadzący kancelarię adwokacką w Stuttgarcie, skierował w imieniu rodziny skargę do Trybunału, żądając od niego polecenia rządowi federalnemu i 4 rządom krajowym (ba-d.eńsko-wirtemberskiemu, bawarskiemu, północno-nadreń-sko-westfalskiemu i hamburskiemu), aby natychmiast zwolniły więzionych terrorystów i wymieniły ich na jego ojca. Schleyer junior powołuje się — korzystając z pomocy 3 adwokatów —, na artykuły 2 i 3 Ustawy Zasadniczej RFN, zapewniające ochronę obywateli i równe ich traktowanie.* Peter Lorenz zachował życie właśnie dzięki dokonanej wymianie więźniów. Czy jego ojciec jest gorszy? Urząd Kanclerski stwierdza niezasadność złożonego wniosku jeszcze tego samego dnia. Natomiast Federalny Trybunał Konstytucyjny zebrał się w trybie pilnym w sobotę, aby rozpatrzyć skargę Eberharda Schleyera. Wyrok, pełen wywodów prawniczych, stwierdza ostatecznie:
„Stanowisko rządu federalnego wyraził federalny minister sprawiedliwości. Uważa on wniosek powoda za nieuzasadniony. Artykuł 2 ust. 2 Ustawy Zasadniczej zobowiązuje państwo do ochrony życia ludzkiego przed atakami ze strony osób trzecich. W zaistniałej sytuacji odpowiedzialne za to organy państwowe przeprowadziły następujący wywód. Z jednej strony chodzi o to, żeby uczynić wszystko, co'leży w ludzkich możliwościach, aby ochronić życie ojca wnioskodawcy. (Z drugiej strony spełnienie żądań porywaczy zagroziłoby w najwyższym stopniu życiu osób postronnych, gdyż 11 przebywających w więzieniu terrorystów jest szczególnie niebezpiecznych. Po ich' zwolnieniu, jak wykazały to doświadczenia związane ze sprawą porwania Lorenza, kontynuowaliby oni swoją terrorystyczną działalność.; Tak więc roszczenie wnioskodawcy narusza podstawę praworządności w państwie. Jego spełnienie uniemożliwiłoby państwu zapewnianie ochrony. W obecnej nadzwyczajnej sytuacji nie można podjąć decyzji, która w oparciu o zasady konstytucyjne mogłaby być uznana za jedynie słuszną. Należy raczej zapewnić odpowiedzialnym organom państwowym swobodę oceny i decyzji (...)
Że względu na sytuację wynikającą z prawa konstytucyjnego Federalny Trybunał Konstytucyjny nie może nakazać właściwym organom państwowym podjęcia określonych kroków. Od przeciwników wniosku zależy, co zostanie uczynione w celu zapewnienia obowiązku ochrony życia".
Ujęty w konstytucji obowiązek ochrony życia i wolności należy więc rozumieć kolektywnie, a nie indywidualnie. W przeciwnym razie każdy przestępca mógłby bezkarnie oczekiwać spełnienia swoich żądań.
Próba prawnicza zmuszenia rządu bońskiego do ustępstw zakończyła się fiaskiem. Ale sobota jeszcze się nie skończyła. Federalny Urząd Kryminalny poleca zakomunikować porywaczom, że wyłoniły się poważne trudności ze znalezieniem państwa, które zgodziłoby się przyjąć zwolnionych więźniów. Toczą się jeszcze rozmowy z rządem somalijskim.
W Dubaju kapitan samolotu informuje, że kończy się zapas energii elektrycznej, która zasila klimatyzację. Gdy technicy Lufthansy usiłują podłączyć samolot do generatora lotniskowego, zostają ostrzelani przez terrorystów. Dopiero następnego dnia zapewniono samolotowi dostawę elektryczności przez zewnętrzny agregat.
O godz. 17.30 przedstawiciel terrorystów telefonuje do syna Schleyera, pytając,- dlaczego nie dostarczył w ustalonym terminie 15 milionów dolarów. Anonimowy rozmówca poleca natychmiast zarezerwować miejsce w maszynie odlatującej o godz. 21.05 z Frankfurtu nad Menem do Paryża i zameldować się tam zgodnie z ustalonym hasłem. Później jeszcze 4-krotnie odbywają się rozmowy telefoniczne, które nie wyjaśniają sytuacji. Nerwy ludzkie są napięte do granic wytrzymałości, gdyż gra ciągnie się w nieskończoność i jakby oddala się nadzieja na szczęśliwy koniec.
Jest niedziela 16 października. W Dubaju o świcie, o godz. 5.30, terrorysta przedstawiający się jako Shahid Mahmud żąda zatankowania w ciągu godziny zbiorników „Landshuta". W przeciwnym razie zastrzelony zostanie kapitan samolotu. Gdy powtarza się groźba zastrzelenia kapitana i 2 pasażerów, a później co 5 minut każdego następnego pasażera, władze lotniska spełniają żądanie.
Od wczesnych godzin rannych obraduje gabinet federalny w Bonn i sztaby kryzysowe — „mały" i „duży". Decyzje kanclerza, i ministra spraw wewnętrznych: wzmóc środki "bezpieczeństwa dla zapobieżenia nowym porwaniom samolotów, nie trzymać terrorystów w jednym więzieniu, kontynuować przygotowania do odbicia zakładników w Dubaju. Helmut Schmidt przeprowadza serię rozmów telefonicznych: z premierem Wielkiej Brytanii, z ministrem obrony i prezydentem Zjednoczonych Emiratów Arabskich, parokrotnie nawiązuje łączność z rządem ZSRR i rządem NRD. Sprawa stalą się bowiem zbyt poważna, aby można ją było rozstrzygać tylko w Bonn, a terroryści z zakładnikami na pokładzie „Landshuta" udadzą sią wkrótce w nieznanym kierunku.
O godz. 12.19 uprowadzony Boeing 737 startuje w Duba-ju i bierze kurs na wyspę Mairach na Oceanie Indyjskim, należącą do sułtanatu Oman. Tam jednak lotnisko jest za-. mknięte, więc maszyna kieruje się do Adenu. Z powodu zablokowania betonowych pasów samolot ląduje o godz. 16.00 na piaszczystym terenie obok, a kapitan Schumann dokonuje lustracji podwozia maszyny. Po jego powrocie przywódca porywaczy podejrzewa, że pilot rozmawiał z grupą żołnierzy jemeńskich na lotnisku, co kończy się tragicznie. Rozwścieczony bandyta strzałem w głowę zabija kapitana na oczach pasażerów zmuszając go uprzednio do uklęknięcia w głównym przejściu. Następnie ciało zabitego zostaje zaciągnięte do tyłu samolotu w stronę toalet.
.,Jlirgen Schumann, zabity pilot Boeinga, był człowiekiem inteligentnym — jak powiedział później szejk Mohammed Ibn Raszyd, minister obrony Zjednoczonych Emiratów Arabskich. — Dowódca samolotu zdołał, posługując się szyfrem pilotów, przekazać wieży kontrolnej wiele cennych informacji. Udało mu się podać dokładną liczbę porywaczy znajdujących się na pokładzie samolotu, co uczynił, wymieniając podczas rozmowy radiowej 4 przedmioty, o których wiedzieliśmy, że nie mogły znajdować się na pokładzie Boeinga 737. Wywnioskowaliśmy stąd, iż chodziło o 4 porywaczy. W czasie drugiego połączenia pilot zręcznie przekazał, że porywacze są uzbrojeni w pistolety 9 mm oraz że dysponują ładunkami plastyku." s
Siadem porwanego samolotu podąża minister Wischnewski, któremu rząd boński zlecił nawiązanie kontaktów z porywaczami. Ale jego Boeing 707 długo krążył nad granicą południowo-jemeńską, bo również nie otrzymuje zezwolenia na lądowanie w Adenie. Dopiero około godz. 22.00 — gdy zaczyna brakować paliwa — maszyna ministra siada na lotnisku w Dżiddzie w Arabii Saudyjskiej.
Zaczyna się siódmy tydzień — który stanowi epilog dramatu. W poniedziałek, 17 października, tuż po północy mecenas Payot przebywający we Francji dzwoni do urzędnika BKA informując, że otrzymał od Eberharda Schleyera wiadomość z prośbą o przekazanie jej ludziom z RAF. Wiadomość brzmi:
,,Chciałbym w imieniu mojej rodziny uczynić »Kommando Siugfried Hausner« propozycję, której przeprowadzenie nie ma nic wspólnego z władzami państwowymi. Dlatego proszę, żeby oddział nawiązał ze mną łączność".
BKA nie widzi przeszkód dla przekazania tej wiadomości. Daremnie jednak mecenas Payot oczekuje na zgłoszenie się terrorystów.
O godz. 2.02 uprowadzony „Landshut", po otrzymaniu paliwa w Adenie, startuje. Początkowo sądzi się, że leci do Kuwejtu, ale o godz. 4.34 nadchodzi depesza, że wylądował w Mogadiszu, stolicy Republiki Somalii. Zawiadomiono o zastrzeleniu kapitana pilota Jiirgena Schumanna i o przedłużeniu przez porywaczy terminu ultimatum do godz. 15.00 Zwłoki pilota zostają wyrzucone z samolotu przez luk ratunkowy. Ponury dowód rzeczowy, że z terrorystami nie ma żartów! *
W Bonn Helmut Schmidt przeprowadza w cztery oczy rozmowę z ambasadorem Republiki Somalii, następnie teic-foniczną z prezydentem tego państwa. O przebiegu rozmów zawiadamia „wielki szt.ab kryzysowy", a następnie zwołuje godzinne nadzwyczajne posiedzenie gabinetu rządowego. Istnieją 3 możliwości przeprowadzenia odbicia samolotu: 1) przez siły somalijskie, 2) przez siły somalijskie przy wsparciu zachodnioniemieckim, 3) przez samych Niemców. Rząd somalijski oczekuje decyzji.
W tym czasie ląduje w Mogadiszu maszyna ministra Wi.-chnewskiego, który zmuszony był spędzić noc w Dżiddzie. W rokowaniach z porywaczami, prowadzonych drogą radiową, udaje się wynegocjować przedłużenie terminu ultimatum najpierw o 30 minut, a później do godz. 1.30 we wtorek. Zwłoka jest konieczna, żeby dokładnie przygotować akcje policyjną, o czym — rzecz jasna — nie wiedzą porywacze.
Po zapadnięciu zmroku, o .godz. .17.30, ląduje samolot specjalny z grupą 60 komandosów zachodnioniemieckich nsleżących do Grenzschutzgruppe 9. Wspólnie z przedstawicielami somalijskich sił zbrojnych rozpoczyna sic omawianie szczegółów akcji mającej zaskoczyć piratów powietrznych. Jednak wieczorem rozgłośnie zagraniczne — AFN, BBC, Europa I i Radio France ogłaszają krótkie komunikaty na temat przybycia do Mogadiszu nie zidentyfikowanego samolotu, snując domysły na temat możliwości odbicia zakładników. Czy to nie utrudni akcji?
, Tak mówił później minister Jurgen Wischnewski w wywiadzie dla „Sterną":
„— Dlaczego terroryści nie nabrali podejrzeń, kiedy wylądowała maszyna oddziału GSG-9 z zapalonymi światłami? — Oczywiście, zauważyli oni, że wylądował samolot. Hałas, jaki czynią odrzutowce, jest straszliwy. Ale w ciemności nie mogli przecież poznać, że była to maszyna Lufthansy. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że piraci w tym momencie wierzyli już, że przywieziemy więźniów grupy Baadera i Meinhof. Nie byli więc już tak nieufni".0
O godz. 23.15 komandosi, należący do jednostki Grenzschutzu, zajmują pozycje wyjściowe, zaś siły somalijskie mają ich osłaniać. Bezruch nie trwa długo, bo już o godz. 0.05 żołnierze wczołgawszy się pod kadłub, ruszają do ataku na samolot. Wystrzelono w niebo oślepiające granaty, które miały chociaż na chwilę odciągnąć uwagę terrorystów i umożliwić w tym czasie wyważenie drzwi samolotu oraz podjęcie próby ewakuacji pasażerów, gdyby piraci bronili się zbyt długo. Palestyńczycy sięgnęli po broń, ale daremnie: 3 z nich zostaje zastrzelonych. Zaledwie 7 minut trwała.cała ..akcja uwieńczona sukcesem: wszyscy pasażerowie i 3 człon-- kpwje załogi odzyskują wolność.10 Tak kończy się 108 go-. dzin strachu, jakie minęły od porwania samolotu „Landshut". „Większość uwolnionych zakładników jest całkowicie wyczerpana. Niektórzy spacerują bez obuwia, inni bez koszul po gmachu dworca lotniczego. Ale ich twarze odzwierciedlają ulgę. Nieco później, po napojach chłodzących i jedzeniu, rozwiązują się języki." "
Rozgłośnia Deutschlandfunk, w programie o godz. 0.38, potwierdza oficjalnie depeszę agencji p~rasowej AFP: 88 zakładników odzyskało wolność, 3 terrorystów zastrzelono. Na specjalnej konferencji prasowej zwołanej nocą składa godzinę później oświadczenie rzecznik prasowy rządu, sekretarz stanu Klaus Bdlling, komunikując o wspaniałym sukcesie oddziału specjalnego GSG-9 oraz wyrażając podziękowanie rządowi somalijskiemu.
,,W tej chwili apelujemy, a z nami wszyscy obywatele, raz jeszcze do porywaczy Hannsa Martina Schleyera: wypuście na wolność Schleyera i zrozumcie, że droga tsrroru jest drogą do samozniszczenia."
Poranek wtorkowy, 18 października, przynosi nowe sensacje. W drodze powrotnej do Europy znajdują się pasażerowie uwolnionego S'':,,Solotu „Landshut", wśród których oprócz Niemców są również członkowie innych narodowości. Wręcz niewiarygodne zaskoczenie wywołuje krótka depesza agencji DPA, która pojawia się na taśmach dalekopisów o godz. 8.58: ,
_,,skazani na .dożywotnie .więzienie terroryści andreas baa-der i.g.udrun..ensslin odebrali sobie życie w zakładzie karnym stuttgart-stammheim. zakomunikowało o tym badeńsko--wirtemberskie ministerstwo sprawiedliwości".
Rodzą się drastyczne pytania: Jak mogło dojść do tego w silnie strzeżonym więzieniu? Jak mogło dojść do tego, jeżeli od pewnego czasu terroryści trzymani, byli w areszcie izolacyjnym? Jak doszło do tego, że w celach 2 nieżyjących więźniów znaleziono broń?
Pytania te długo będą nurtowały światową opinię publiczną i krajową. Rodzić będą różne domysły i przypuszczenia, budzić złe wspomnienia i analogie. Zemsta? Odwet? Prowokacja polityczna? Zbiorowy obłęd? Tymczasem o losie Hannsa Martina Schleyera wciąż nic nie wiadomo.
Na lotnisku w Wahn pod Kolonią ląduje o godz. 15.20 grupa komandosów Grenzschutzu 9 oraz minister Wischnew-ski. Do Frankfurtu nad Menem przybywają oczekiwani przez rodziny pasażerowie porwanego „Landshuta''. Słowa najwyższego uznania i atmosfera zadowolenia. Jednak na dnie tej radości i sukce"su — o którym później prasa pisać będzie jako o „pyrrusowym zwycięstwie" — kryje się niepokój, Co z Schleyerem? W specjalnej audycji, nadanej w obu programach telewizji RFN, zaraz po przemówieniu prezydenta Waltera Scheela pojawia się na chwilę twarz syna porwanego przemysłowca, oznajmiającego, że podjął kroki w Federalnym Trybunale Konstytucyjnym, ponieważ rząd nie zamierzał spełnić warunków porywaczy. Mecenas Payot w Genewie „nie ma nic do zakomunikowania".*
Środa, 19 października. Dwudziesta piąta i ostatnia wiadomość od porywaczy Schleyera. O godz. 16.21 dzwoni telefon w stuttgarckim biurze agencji prasowej DPA. Głos młodej kobiety, która przedstawia się słowami:

 „Tu mówi RAF", i zwięzła informacja, jaka niebawem trafi na szpalty gazet: „Po 43 dniach Hanns Martin Schleyer zakończył swoją żałosną i przekupną egzystencję. Pan Schmidt, który zabiegając o władzę od początku spekulował życiem Schleyera, może go sobie odebrać przy rue Charles Peguy w Miluzie w zielonym audi 100, który posiada rejestrację Bad Homburg. Wobec naszego bólu i naszej wściekłości z powodu masakry w Mogadiszu i Stammheim jego śmierć jest bez znaczenia. Andreasa, Jana, Irmgard i nas nie zaskoczy faszystowska dramaturgia imperialistów, prowadząca do zniszczenia ruchów wyzwoleńczych. Nie zapomnimy krwi przelanej przez Schmidta i popierających go imperialistów. Walka dopiero się rozpoczęła. Wolność zdobędziemy w zbrojnej walce antyimperialistycznej".
Federalny Urząd Kryminalny nawiązuje natychmiast łączność z władzami francuskimi. O godz. 18.00 specjalna ekipa śledcza udaje się śmigłowcem do Miluzy. Po zastosowaniu specjalnych środków ostrożności — wiadomość może być przecież pułapką, a w aucie znajdować się bomba zegarowa — dopiero o godz. 21.11 otwarto bagażnik porzuconego audi (tablica rejestracyjna: HG-AN 460), w którym znajdują się zwłoki Hannsa Martina Schleyera. Anonimowi rozmówcy telefoniczni — w tym czasie również cała policja francuska została postawiona na nogi — mówili prawdę. Ponurą i brutalną prawdę..
Sytuacja rządu federalnego w Bonn jest niełatwa. Do odnotowania ma wprawdzie duży sukces, ale nie oznacza to zamknięcia ponurego rozdziału w historii Republiki Federalnej, któremu na imię terroryzm. Jeśli wielka obława policyjna podjęta w poszukiwaniu 16 osób podejrzanych o współudział w zamachach nie przyniesie rezultatu, należy w dalszym ciągu oczekiwać porywań, rabunków i. zamachów bombowych ze strony niedobitków RAF i innych ugrupowań lewackich.
Na posiedzeniu Bundestagu dnia 20 października kanclerz Helmut Schmidt wyraża podziękowanie wszystkim rządom, które udzieliły pomocy w akcji ratowania samolotu Luft-hansy. Podkreślił olbrzymie znaczenie pomocy rządu soma-lijskiego, który wpuścił na swoje terytorium komandosów zachodnicniemieckich.
„Nasz czarny brat był litościwym Samarytaninem, ratującym z opresji białego, który wpadł w ręce rabusiów. W języku politycznym e^jj&cza to, że solidarność okazali ci, do których pewni ludzie w naszym kraju odnoszą się krytycznie albo nawet odstręczająco." I3
Kanclerz podkreśla również stanowisko Jasera Arafata, przywódcy Organizacji Wyzwolenia Palestyny, który potępił terrorystów. Wskazał na czynną pomoc, jakiej użyczyły mu rządy USA, Francji i Wielkiej Brytanii.
„Do pozytywnych doświadczeń zaliczam też gotowość Związku Radzieckiego, który chciał interweniować u rządu Demokratyczno-Ludowej Republiki Jemenu, a potwierdzeniem postępu w rozwoju naszych stosunków była, tez gotowość zaangażowania się NRD".
Istotne jest. również to, co Schmidt powiedział na temat wydarzeń w więzieniu Stuttgart-Stammheim. Przypomniał, że więziennictwo należy — w myśl konstytucji RFN — do kompetencji krajów federalnych, ale „ze względu na funkcje ochronne przysługujące rządowi, względy prawa, bezpieczeństwa, wewnątrzpolityczne i pozapolityczne, ze względu na opinię Niemiec w świecie, pilnie należy wyjaśnić, i to w formie nie budzącej wątpliwości" sprawę skandalicznych samobójstw. Wydarzenia te są bowiem „niezrozumiałe"
Szczęśliwe zakończenie dramatu Boeinga 737, tragiczna śmierć Schumanna i Schleyera, tajemnicza śmierć terrorystów w więzieniu. Szczególnie skomplikowane rozwiązanie sprawy w ciągu jednego tygodnia.


* Później ustalono, że irański paszport, jakim posługiwał się Ali Hyderi, był fałszywy. Jego prawdziwe nazwisko brzmiało — Zuhair Yousiff Akache, był Libańczykiem, a w akcji porwania samolotu występował pod pseudonimem „kapitan Mohammed".

* SAWIO — Struggle Against World Imperialism Organisa-tion czyli Organizacja do Walki z Światowym Imperializmem.

* Artykuł 2: „(2) Każdy ma prawo do życia i nietykalności osobistej. Wolność człowieka jest nienaruszalna. Prawa te może ograniczyć tylko ustawa". Artykuł 3: „(1) Wszyscy ludzie są równi wobec prawa".

* Ojciec św. Paweł VI, wstrząśnięty dramatem samolotu, 17 października zaofiarowuje sią terrorystom jako zakładnik w zamian za uwolnienie pasażerów: „Oddam się w ich ręce, jeśli to może być pożyteczne". '

* Na temat honorarium, jakiego Denis Payot żądał później za swoje usługi jako pośrednik między rządem RFN a porywaczami, krążyły fantastyczne pogłoski. Mówiono o milionie marek. Sam Payot stwierdził w wywiadzie dla „Sehweizer Illustrierte", że domagał się od Bonn 200 000 franków szwajcarskich. W swoim biurze — jak mówił — zatrudniał pr::ez 45 dni dniem i nocą 30 współpracowników oraz 3 tłumaczy, z których każdy żądał po 500 franków za 24-godzinny dyżur. Olbrzymie kwoty pochłonęły zagraniczne rozmowy telefoniczne.


Rozdział 7 Co się stało w Stammheim?


Świat odetchnął z ulgą, słysząc o szczęśliwym zakończeniu 5-dniowego dramatu pasażerów samolotu „Landshut", który miał na pokładzie nie tylko Niemców, ale również Austriaków, Hiszpanów, Holendrów, Szwedów i Amerykanów. Brawurowa akcja jednostki GSG-9 pod dowództwem Ulricha Wegenera przyczyniła się do uwolnienia 47 kobiet, 33 mężczyzn i 7 dzieci.
Kanclerz federalny Helmut Schmidt, któremu przypisywano postawę nieugiętą, święcił swój wielki dzień. Komandosów Grenzschutzu uczyniono bohaterami, rozpisując się o sprawności tego antyterrorystycznego oddziału policyjnego. Ton telegramów, jakie napływały do Bonn, świadczył, jak głęboko przeżywano epopeję „Landshuta" również poza granicami Republiki Federalnej. Prezydent Francji Valery Giscard d'Estaing pisał do Schmidta: „Pańskie zwycięstwo nie jest tylko zwycięstwem godzącym w terroryzm. To także — dla wszystkich wolnych ludzi — zwycięstwo demokracji".1 Chwalono kanclerza za wytrwałość i odpowiedzialną postawę. Natomiast kanclerz Austrii Bruno Kreisky nie bez słuszności zauważył: „Gdyby obecnie wszystkie państwa wykazały gotowość daleko idącej współpracy, wówczas można by było rychło położyć kres terroryzmowi międzynarodowemu".
Nie ulegało wątpliwości, że operacja w Mogadiszu była możliwa do przeprowadzenia dzięki solidarności międzynarodowej i życzliwej postawie wielu państw, ale solidarność powinna od tego czasy obowiązywać także Bonn w zakresie zwalczania wszelkich przejawów terroryzmu. A wszak inną miarę stosuje się tam do osób uprowadzających samoloty "z krajów socjalistycznych, odmawiając wydania porywaczy, albo też do nacjonalistów chorwackich podkładających bomby pod konsulaty jugosłowiańskie. Tymczasem tysiące Niemców w RFN było skłonnych, po lekturze prasy zachodnionie-mieckiej i depeszach polityków, aż do przesady oceniać własne zdolności do obrony przed terroryzmem, gdyż pojawiły się określenia, jakoby „cały świat" był dłużnikiem Republiki Federalnej.
Uczucie zadowolenia zmąciła wiadomość o zamordowaniu Hannsa Martina Schleyera, którego porwanie stanowiło oś wszystkich wydarzeń. Gra o życie tego człowieka — nie dało się tego ukryć — została przegrana.
W ważniejszych gazetach zachodnioniemieckich ukazały się wielkie nekrologi, oznajmiające śmierć Hannsa Martina Schleyera oraz wyrażające współczucie rodzinie. Nosiły one podpisy Federalnego Związku Niemieckich Pracodawców, Federalnego Związku Przemysłu Niemieckiego, Otto Wolffa von Amerongena, rady nadzorczej spółki akcyjnej Daimlera--Benza, Zrzeszenia Pracodawców Przemysłu Metalowego.., Te nekrologi raz jeszcze pokazały, jak bolesny i dotkliwy był cios wymierzony przez terrorystów.
Na uroczystej mszy żałobnej, odprawionej w intencji zamordowanego w katolickim kościele pod wezwaniem Św. Eiberharda w Stuttgarcie, zjawili się prawie wszyscy politycy: Kelmut Schmidt, Walter Scheel, Alfons Goppel, Ernst Albrecht, Holger Borner, Hans Ulrich Klose, Franz Josef Strauss, Bernhard Vogel — kanclerz, prezydent, premierzy rządów krajowych... Mszę celebrował ksiądz biskup Georg Moser z Rottenburga, ale nie zabrakło też obecności przewodniczącego Rady Kościoła Ewangelickiego, biskupa Hel-muta Classa i księdza Basiliusa z greckiego Kościoła prawosławnego. Rzadko zdarza się spotkanie tylu osobistości jednocześnie, a jednak stało się tak przy pożegnaniu Schleyera,
Kamery fotoreporterów uchwyciły moment' składania kon-dolencji wdowie — pani Waltraud Schleyer — przez kanclerza. Pochylona w milczeniu głowa i uścisk ręki. Ta fotografia pozwala zrozumieć najlepiej słowa prezydenta Waltera Scheehi w kościele Św. Eberharda:
,,W naszym społeczeństwie dzieją się rzeczy tak haniebne, że nie można znieść ich widoku, gdyż ujawniają one to, o czym chętnie się zapomina: jak zły potrafi być człowiek. Wstydzę się zła popełnionego przez tych młodych zbłąkanych ludzi. Oni sami chyba nie potrafią się już tego wstydzić. (...)
Hanns Martin Schleyer nie żyje. Czy musiał umrzeć? Można się zastanawiać nad tym, czy zachowałby życie, gdyby ludzie odpowiedzialni za kraj byli w stanie spełnić wszystkie żądania terrorystów. Takie myśli ogarniają dzisiaj Was, członków rodziny. My wiemy, że ludzie ponoszący odpowiedzialność starali się w dzień i w nocy, w ciągu 6 tygodni, uratować życie Hannsa Martina Schleyera. Stali oni wobec straszliwego dylematu, gdyż nie ma przecież jednej słusznej drogi zapewniaja.cej sukces. Jest to zapewne niezwykle ciężki obowiązek polityków, którzy w takiej sytuacji muszą brać na siebie odpowiedzialność (...) W imieniu wszystkich obywateli niemieckich proszę, więc Was, członków rodziny Hannsa Martina Schleyera, o przebaczenie" -.
Podobna uroczystość państwowa, jak w Stuttgarcie ku czci Schleyera, organizowana była poprzednio tylko w hołdzie zmarłym prezydentom Heinrichowi Lubkemu i Gustavowi Heinemannowi oraz kanclerzom Konradowi Adcnauerowi i Ludwigowi Erhardowi.3 W ten sposób raz jeszcze podkreślono wysoką rangę, zamordowanego prezesa Federalnego Związku Przemysłu.
V£._zupełnie innym klimacie odbywały się w tym samym mieście uroczystości żałobne 3 samobójców ze Stammheim: Andreasa Baadera, Jana-Carla Raspego i Gudrun Ensslin. Poprzedziły je prowadzone w histerycznym tonie dyskusje, gdzie pogrzebać zmarłych. Organizacja młodzieżowa cha-dęckiej. J..ungę Union zaproponowała w przypływie nieodpowiedzialnego gniewu, żeby zwłoki terrorystów przekazać zakładowi oczyszczania miasta, gdzie zostałyby spalony razem ze śmieciami. Rodziny domagały się, aby pogrzebać zmarłych na jednym cmentarzu w Stuttgarcie, co wywołało opory w Badenii-Wirtembergii, gdyż obawiano się późniejszych spotkań sympatyków RAF u grobu samobójców, kreowanych na męczenników skrajnej lewicy. Opierając się naciskom z różnych stron, rzeczowe stanowisko potrafił zająć nadburmistrz Stuttgartu Manfred Rommel, syn feldmarszałka hitlerowskiego, uważany przez chadecją za swoiste wcielenie liberalizmu. Oto co pisał na ten temat protestancki tygodnik w Hamburgu:
„Podczas gdy trwają skrupulatne dochodzeniu, które mają wyjaśnić, jak trzej więźniowie w Stammheim zdołali pny.:-}-nić samobójstwo, w Stuttgarcie nabrzmiewa pełna jadu dyskusja o tym, jak pogrzebać zmarłych. Ojciec Gudrun Ensslin, emerytowany pastor stuttgarcki, wyraził życzenie, żoby jego córka spoczęła razem z Andreasem Baaderem i Janem-Car-lem Raspe. Stuttgareki nadburmistrz Manfred Rommel udzielił swojej zgody.
Od lego czasu wystawiony jest na zacięte ataki ze strony ludności i własnej partii. Ponieważ Baader i Raspe powinni by leżeć na innym cmentarzu w Stuttgarcie, niektórzy lękaja się, że ta wspólna mogiła stanie się miejscem pamięci i będzie odwiedzana przez pielgrzymujących zwolenników.
Gdy nadburmistrz Rommel mimo tych zastrzeżeń spełnił życzenie ojca Gudrun, wymienił godny uwagi argument: »Kto umarł, ten nie żyje, a tym samym wygasa przeszłość. Taka była zawsze dobra zasada chrześcijańska".
Decyzja Rommla zostanie oczywiście zaakceptowana przez Kościół. Zmarłym w Stammheim przyznana zostanie, zgodnie z prawem kościelnym, możliwość zwykłego pogrzebu, którego dokona miejscowy proboszcz w czwartek — 2 dni po uroczystości pogrzebowej Hannsa Martina Schleyera".4
Na. cmentarzu komunalnym Dornhalden, położonym na terenie dawnej strzelnicy, przedsięwzięto dnia 27 października 1977 roku nadzwyczajne środki ostrożności. Około 1000 uzbrojonych policjantów znajdowało się w-pogotowiu, a nad cmentarzem krążył śmigłowiec Grenzschutzu. Ot, tak na_ wszelki wypadek. Cały przebieg pogrzebu filmował zespól policyjny. Przybyło prawie 2000 osób, z czego cześć stanowili ciekawscy i gapie.
Zjawiło się aż 250 fotoreporterów prasowych, którzy wnosili zamęt do poważnej uroczystości i odpychali nawet członków rodziny. Pogoń za sensacją przybrała tym razem odrażające rozmiary.
Zdjęcia fotograficzne,5 które zachowały się dla potomnych, utrwaliły pogrążone w smutku rodziny stojące nad otwartą mogiłą .grzebanych terrorystów: rodziców Ensslin i jej brata, matkę Baadera, siostrę Ulryki Meinhof — Wie-nke Zitlaff — i matką Raspego. Gdy skończyła się krótka uroczystość religijna i ksiądz Bruno Streibel odczytał Psalm 130 oraz List św. Pawła do Galatów, kończąc słowami: ,,Bóg ma ostatnie słowo, nie my — amen", wciąż trwała jeszcze ponura uroczystość.
i-' „Większość uczestników zgromadzenia żałobnego — a byli I to przybysze z Francji, Holandii, Anglii, Szwajcarii, Austrii i i całej Republiki Federalnej — nie objawiała żalu ani poru-| szenia, jak członkowie rodzin i nieliczni znajomi zmarłych. I Wypełnieni nienawiścią i wściekłością ludzie nowoływali wielokrotnie do walki. "Solidarność z bojownikami partyzantki miejskiej, Gudrun, Andreasem, Janem — maltretowanymi i zamordowanymi w Stammheim« — głosił jeden z transparentów uniesionych ponad głowami tłumu. Niosący ; go mieli twarze zasłonięte szalami i chustami, aby nikt nie I mógł ich rozpoznać." 6
| Po pogrzebie doszło do starć między młodzieżą uczestniczącą w uroczystościach a policją. Zatrzymano grupę młodych ludzi, którzy odmówili okazania swoich dowodów osobistych.
Czy można dziwić się, że doszło do tych zaburzeń? Opinia prasy zachodnioniemieckiej zgodna była przecież co do tego, że śmierć Baadera, Ensslin i Raspego jest niebywałym skandalem w historii więziennictwa zachodnioniemieckiego. Wywołała ona, jak wspomnieliśmy, rozmaite podejrzenia nie pozbawione pewnych podstaw. Podejrzewano, że 3 terrorystów zamordowano w odwecie za porwanie Schleyera, gojawiła się nawet fantastyczna wersja, jakoby więźniowie zostal"i__ przywiezieni do Somalii i tam uśmierceni podczas operacji rzekomej wymiany na pasażerów samolotu „Lan-dshut", a później z powrotem przywiezieni do Stuttgartu. Nikt jakoś nie wierzył w samobójstwo i — dodajmy gwoli ścisłości — trzeba było prawie 5 miesięcy, zanim specjalnie powołana komisja śledczą Landtagu w Stuttgareio ogłosiła swój raport, wyjaśniający, w jaki sposób więźniowie zdołali targnąć się na swoje życie.
Więzienie Stammheim stanowiło bezpieczną twierdzę. Tak przynajmniej głosili urzędnicy w krajowych ministerstwach spraw wewnętrznych i sprawiedliwości Badsnii-Wirtember-gii, odpowiedzialni za porządek w zakładzie karnym i wokół niego. Przed procesem „twardego rdzenia" RAF w 1975 roku wprowadzono nadzwyczajne środki bezpieczeństwa. a obejmowały one również nowy budynek, wzniesiony kosztem 12 milionów marek, w którym toczyła się rozprawa karna Baadera, En3slin i Raspego. Teren był otoczony stalowymi parkanami, patrolowany przez policję przez pełną dobę, i oświetlony całą noc. Sam nowoczesny gmach więzienia, przekazany do użytku w 1903 roku, stanowił początkowo zakład przejściowy, w którym trzymano aresztan-tów znajdujących się w fazie śledztwa. Potom dla więźniów kryminalnych — było ich około 950 — urządzono duże warsztaty, gdzie wykonywano obuwie, montowano rowery i zajmowano się pracami introligatorskimi. W tym zakładzie karnym dla „politycznych" — za takich uważali się przecież ludzie grupy Baadera i Meinhof — wydzielono całe siódme piętro, odpowiednio przebudowane. Pojedyncze cele powiększono do 20,8 ni2, urządzono nawet salę gimnastyczną, nie zapomniano o świetlicy z telewizorem i odbiornikiem radiowym, a także bibliotece.
Po jednej stronie mieściło się 6 cel, z których we wrześniu zajmowane były tylko 2 na przeciwległych krańcach, przez Gudrun Ensslin i Irmgard Moller, po drugiej stronie korytarza znajdowały się 3 cele i drzwi prowadzące do zapasowej klatki schodowej. Pusta cela oddzielała pomieszczenia zajmowane przez Andreasa Baadera i Jana-Carla Raspego.
Wartownik więzienny pełniący służbę mógł zza szklanej szyby nadzorować korytarz, który był miejscem spotkań więźniów z oddziału III, a specjalne kamery telewizyjne pozwalały obserwować na monitorach, co się działo w innych wspólnych pomieszczeniach. Obok znajdowały się rozmównice dla więźniów spotykających się ze swymi adwokatami lub rodzinami. Na poddaszu wydzielono miejsce na codzienne spacery; Baaderowi i jego towarzyszom nie pozwalano ctykać się z innymi więźniami. Siódme piętro było też izolowane gęstą siatką stalową, uniemożliwiającą podjęcie próby odbicia więźniów z powietrza, np. przy użyciu helikoptera, co również brano pod uwagę.
Procedura kontroli wszystkich wchodzących do więzienia Stammheim zdawała się bezbłędna, a przemycenie czegokolwiek do wnętrza niemożliwe. Adwokaci odwiedzający swoich klientów składali częste protesty u władz sądowych i więziennych, uskarżając się na wręcz upokarzające rewizje, jakim ich poddawano. Jak informuje tygodnik „Storn", prawnicy musieli zdejmować marynarki, opróżniać kieszenie i teczki. Elektronicznym detektorem, czułym na każdy kawałek metalu, dotykano ludzi i przedmiotów. Posuwano się nawet tak 'daleko, że kazano adwokatom rozpinać spodnie, aby skontrolować, czy w ich wnętrzu nie ma schowanych grypsów lub innych przedmiotów. ..Adwokaci musieli często ściągać spodnie i zdejmować buty, które opukiwano i wyginano. Papierosy pojedynczo zgniatano, wieczne pióra i długopisy rozkręcano, zaglądano do portmonetek i notesów, akta wyjmowano ze skoroszytów i przekładano do więziennych czarnobrunatnych teczek. Obrońcy Baadera, Han-sowi Heinzowi Heldmannowi, odebrano nawet mały spinacz, a obrończyni Moller, Juttcie Bahr-Jendgers, zabrano szpilkę do włosów — tak surowe obyczaje panowały w Stammheim." 7
Oczywiście adwokaci mogli później w cztery oczy rozmawiać ze swoimi klientami w rozmównicy na siódmym piętrze, skąd wypuszczano ich dopiero po naciśnięciu przez nich guzika zapalającego sygnał świetlny. Później ponownie poddawano adwokatów rewizji osobistej. Tak to wyglądało teoretycznie, natomiast w praktyce następowało znużenie strażników skrupulatną kontrolą i mogło dojść do zaniedbań, wykorzystywanych przez adwokatów sympatyzujących z terrorystami, a do ich, grona zaliczano ludzi z biura Klausa Croiśsanta. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć znalezienie tylu różnych zabronionych przedmiotów w celach na siód-piym piętrze? Obecnie wiadomo, że niepoślednią rolę „łączników" odgrywali adwokaci z otoczenia Croisanta, a wśród nich Armin Newerla i Arndt Miiiler, uważany za człowieka odznaczającego się niebywale zimną krwią. Opisuje to publicysta Karl Heinz Janssen w serii interesujących artykułów, jaka ukazała się na łamach tygodnika ,.Die Zeit": „Miiiler wyraził gotowość odbycia ^próbnej t,ury« z aparatem fotograficznym »Minox«. W tym celu wewnątrz stosunkowo cienkiej teczki na akta wycięto dziurę: następnie c;:cść etron posmarowano klejem introligatorskim i tak sklc-in-no, że podczas pobieżnego przeglądania akt, nic nie mo.-ii.M było zauważyć. Kurier nie mógł jedr.rk podczas kont/.ili wypuszczać teczki z rąk, bowiem wówczas kontroler zwróciłby uwagę na niezwykły ciężar aki. Adwokat nic przy tym nie ryzykował.— gdyby od niego żądano oddaniu akt,, mógłby odmówić i wyjść na znak protestu.
Od tego czasu transport przy użyciu >>pojemników<> podobno kwitł — w tym korytarzu budynku »procesowego-/. gdzie mieściły się cele, adwokaci i '.więźniowie mogli się spotykać bez nadzoru i tam podobno wymieniano pełne trezki z aktami na puste. W ten sposób, jak twierdzą informatorzy, do cel przywędrowały piecyki elektryczne, żelazka, ■słuchawki, kable, radia tranzystorowe, a przypuszczalnie też liczne żarówki; strażnicy nigdy nie potrafili sobie uzmysłowić, w jaki sposób dotarły one do rąk więźniów.
W marcu 1977 roku Andreas Baader- rozkazał »oddriałom zewnętrznym* RAF przemycenie do cel również broni, amu-_nicji i materiałów wybuchowych. Rozkaz ten przekazała prawdopodobnie Brigitte Mohnhaupt, która do chwili swego zwolnienia w lutym 1977 roku trzymana była w celi, przylegającej do korytarza terrorystów w Stammheim. a potim znowu zajęła się działalnością podziemną. Być może to również ona, na spółkę z innymi grupami podziemnymi i z pozornie działającymi legalnie praktykantami z kancelarii Croiśsanta, organizowała zakup i szmugiel broni". s
Adwokat Miiiler, jak szczegółowo opisał na swoim procesie karnym w Stu.ttgarcie inny terrorysta Volker Speit'-1. ° przemycił do więzienia nie tylko listy, ale również 3 pistolety i materiał wybuchowy. Sam Miiiler załamał -ie po aresztowaniu i przyznał do przenoszenia wspólnie z Newurlą — materiałów wybuchowych do więzienia,10 a w lesie w okolicach Stuttgartu natrafiono w 10 miejscach na zakopaną broń, która miała służyć ewentualnie przywódcom RAF w więzieniu.
„Adwokat Mtiller —■ nadal według wersji władz śledczych — mógł przenieść pierwszy pistolet w przekonaniu, że są to elementy kochera. Aby nikt nic nie zauważył, odjęto obie zewnętrzne części rękojeści i zawinięto broń w papierowe chusteczki. Od marca do czerwca 1977, a więc już także po zakończeniu procesu, na siódme piętro Stammheim przemycono następujące przedmioty: pistolet marki Heckler & Koch z lufą 9 mm; węgierski pistolet kalibru 7,65 mm marki FI^G, oba z pełnymi magazynkami; colt kalibru 38 marki Smith & Wes; on z niklowaną lufą i 18 nabojami; w końcu tyle materiału wybuchowego, że ■wystarczyłoby go na wysadzenie drzwi do cel i rozwalenie murów". n
Bander chętnie posługiwał się łącznikami w adwokackich togach, ale jednocześnie darzył ich głęboką pogardą i nieufnością. Do niektórych obrońców więźniowie zwracali się mało wykwintnym tonem, nazywając ich „burżuazyjnymi świniami" i „socjaldemokratycznymi szczurami". Jak widać szczurami niezwykle użytecznjTni dla grona ultrarewolucjo-nistycznych frazesowiczów z „Frakcji Czerwonej Armii".
Po samobójstwie w Stammheim zaczęto metr po metrze przeszukiwać ściany, podłogi i sufity więziennych pomieszczeń. Odkrycia, jakich dokonano, były zaskakujące. W ścianie cel; nr 723; pustej od 12 .sierpnia, został znaleziony amerykański colt policyjny z zapasem amunicji. W innej celi, w schowku pod oknem, znajdowała się paczuszka o rozmiarach 4X2 cm zawierająca'270 g materiału wybuchowego; w okresie od 6 lipca do 12 sierpnia 1977 roku trzymano tutaj Rolfa Pohle. a później mieścił się tu magazyn dostępny, do chwili wprowadzenia izolacji, dla wszystkich więźniów tego piętra. W celi Irmgard MÓlier urzędnicy znaleźli skrytkę pod umywalką, gdzie przechowywano słuchawkę z kablem i wtyczka do instalacji radiowej. W celi Andreasa Baadera pod podłogą były 4 pociski, a niewielkie ilości materiałów wybuchowych wykryto też pod posadzką cel służących do przyjmowania wizyt. Jak stwierdzono, sam Baader przechowywał swój rewolwer w pomysłowo urządzonym schowku w obudowie adaptera gramofonowego, jaki wolno mu było mieć w celi. Ściany siódmego piętra stanowiły istny arsenał, a więźniowie wbrew wszelkim zakazom i próbom odizolowania^ potrafili komunikować się z sobą do ostatnich chwil.
Nic dziwnego, że opowiadano w Republice Federalnej ponury dowcip, -że Baader, Enssiin i Rasre bynajmniej nic popełnili samobójstwa, ale po prostu pękii ze śmiechu patrząc .aa podejmowane przeciwko nim środki bezpieczeństwa. Inny czarny żart brzmiał: „Dlaczego koło_ sportowe w Stammheim nie dysponuje własną "strzelnicą?" Odpowiedź: „Ponieważ "więźniowie mogą ćwiczyć się w strzelaniu w swoich własnych celach".
'Dlaczego strażnicy więzienni nie potrafili udaremnić samobójstwa? Można zapewne stawiać wiele zarzutów personelowi, co uczyniła zresztą później komisja śledcza, która zdjęła ze stanowiska dyrektora Stammheim Hansa Nusscra, zarzucając mu zaniedbanie obowiązków służbowych, ale-trzeba też wziąć pod uwagę zespół czynników psychologicznych.
„Więźniom grupy Baadera i Meinhof nie brakowało nicze-gp, ~z.. wyjątkiem, wolności. Do czasu rozprawy rewizyjnej. jaka miała zostać przeprowadzona przypuszczalnie w 1973 roku przed Federalnym Trybunałem, cieszyli sin bowiem tymi samymi ulgami jak wszyscy przebywający już od lat w areszcie śledczym więźniowie — a mieli oni oczywiście pieniądze. Wspólnie dysponowali ponad 2000 książek, mogli sobie pozwolić dodatkowo na drogie jedzenie — owoce w każdej porze roku, czekoladę, wysokokaloryczne pożywienie jak dla astronautów, świeże masło.
Prostemu strażnikowi z trudnością przychodzi usługiwać wrogowi państwa przy śniadaniu. Jeszcze trudniej było zrozumieć, że ów wróg państwa spożywa gęsią wątróbkę, na którą nie może sobie pozwolić strażnik ani jego rodzina.
Zwykłemu urzędnikowi więziennictwa, lubiącemu' porządek, trudno znieść, ze w celi walają się na podłodze książki, części ubrania i materace, a więzień nie staje na baczność, gdy wchodzi strażnik.
Jeszcze trudniej mu znieść, gdy nie ogolony, bosy Baader po prostacku szydzi z niego, nazywając go »zasranym bykiem<<, »zakichanym mieszczuchem« lub »brudną świnią«. A grjy mocniejszy w gębie więzień sprowokuje go do rękoczynów, adwokaci więźnia piszą skargę, która wywołuje kłopoty w dyrekcji więzienia.
To wznieca nienawiść.
Do tego dochodzi strach, gdyż obrotny, cyniczny Baader stosuje jeszcze inne sztuczki. Mniej bystrym strażnikom powiada, z sadystycznym i nie do naśladowania uśmieszkiem na twarzy: "Nadejdzie dzień, w którym cię załatwimy. Albo wtedy, gdy ja. stąd wyjdę, albo gdy wyjdą stąd moi towarzysze. A wtedy załatwimy nie tylko ciebie, ale również twoją rodzinę.".
O wszystkich tych problemach strażnikom z siódmego piętra nic wolno było rozmawiać :-: nikim po służbie, formalnie zakazana była rozmowa nawet z żonami, nie mówiąc o kolegach. Ministerstwo sprawiedliwości każdego ■/. nich z osobna zobowiązało do milczenia".'-
Wydaje się, ze ów bałagan, na który tak narzekali strażnicy, by! czyniony przez więźniów z premedytacją. Gdy personel i dyrekcja więzienia przyzwyczaiły się do niego, można było łatwiej ukryć wiele przedmiotów zakazanych przez ro-gulaniin, a przemyconych do cel. Terroryści niewiele robili sobie z regulaminów i czuli się właściwie bezkarni. Przepisy powiadały, że więźniowi wolno mieć w celi do 30 książek, a np. Gudrun Ensslin miała 430 książek, 400 pism i broszur, 55 -skoroszytów, 4 segregatory i 70 płyt gramofonowych. Można więc.mówić o prywatnych bibliotekach, a nie podręcznej biblioteczne, mającej zapewnić odprężającą lekturę.
Psychiatrzy sądowi są zdania, że należy rozwijać ambicje intelektualne więźniów, aby odciągnąć ich' od desperackich myśli o samobójstwie. W związku z tym pozwolono na wstawienie do cel na siódmym piętrze nawet lamp do czytania, chociaż pozostałym więźniom wyłączano dopływ prądu po godz. 23.30. Tymczasem Baader mógł czytać całą noc i nikogo nie dziwiło, jeżeli nie chciał rano wstać.
Brzmi to paradoksalnie, ale ten pełen tupetu więzień potrafił sobie „ułożyć" strażników. Gdy nie pomagały napomnienia, rewizje stawały się coraz bardziej powierzchowne i słabła czujność w Stammheim.
Wprowadzane okresowe obostrzenia władz penitencjarnych wobec Andreasa Baadera, Gudrun Ensslin i Jana-Carla Raspego powodowały kontrakcje samych więźniów. Uskarżali się oni na stałe oddzielanie ich od innych więźniów, wykluczanie z życia zespołowego, surową kontrolę ich kontaktów ze światem zewnętrznym oraz na podjęte przez władze szczególne środki bezpieczeństwa, łączące się z nękającymi rewizjami osobistymi. Za pośrednictwem adwokatów pisano skargi do władz i do gazet i uskarżano się na „faszystowskie tortury", co poruszyło niektórych ludzi za granicą, nie mających najlepszego mniemania o więziennictwie niemiec-,kim, zwłaszcza pod wpływem fatalnych wspomnień o praktykach stosowanych w Trzeciej Rzeszy. Był to okres — podkreślam — jeszcze przed przeniesieniem do więzienia w Stammheim, gdzie warunki były stosunkowo lepsze niż w innych zakładach karnych.
W maju 1973 roku adwokaci Klaus Eschen, Hans Chris-tian Stróbele, Ruppert von Plottnitz, Kelmut Riedel i Bernd Koch wnieśli zażalenie do krajowego ministra sprawiedliwości Hesji, uskarżając się na złe traktowanie ich klientów w Schwalmstadt-Ziegenhain. Wtedy to Baader podjął strajk .głodowy i trzeba było go sztucznie odżywiać przez sondę. 1,0. strażników nadzorowało więźnia i ograniczało swobodą jego ruchów, i, jak pisał aresztant, podsuwano mu niebezpieczne leki i stosowano obezwładniające zastrzyki. Wszystko to okazało się jednak po sprawdzeniu wierutną bajeczką.
„Baader otrzymuje 6 dzienników i wszystkie książki przysyłane przez swoich adwokatów, które sam zamawia z katalogów wydawniczych. Wobec książek i gazet nie stosuje sią cenzury. Pondto posiada odbiornik radiowy (jednak bez zasięgu fal ultrakrótkich) do dyspozycji. Do korespondencji i notatek ma w celi maszynę do pisania.
Rozmowy ze strażnikami były możliwe na początku pobytu w areszcie w Ziegenhrfin, ale nabierały z czasem charakteru jednostronnego, gdyż Baader ograniczał się tylko do tytułowania swoich urzędowych rozmówców per »zielone świnie«, co spowodowało, że urzędników opuściła chęć do prowadzenia rozmów.
Baader jest odwiedzany regularnie przez swoich adwokatów, przy czym wizyty trwają często po parę godzin, rzadko się zdarza, aby były krótsze niż godzinę. W maju przyjął 13 wizyt. Zarządzone przez Trybunał Federalny i zatwierdzone przez sąd konstytucyjny zasadniczo zaostrzone środki bezpieczeństwa zezwalają wyłącznie na odwiedziny członków rodzin. Takie prawo, przyznano tylko matce Baadera". "
Zręczność, z jaką Baader prowadził kampanię przeciwko zachodnioniemieckiemu aparatowi wymiaru sprawiedliwości, sprawiła, że jednym z orędowników grupy więźniów stał się filozof francuski Jean Paul Sartre, rzecznik skrajnej lewicy, który później osobiście chciał zobaczyć, w jakich warunkach żyją oni w Stammheim. Baader, Ensslin i Raspe złożyli też w lipcu 1976 roku skargę do Europejskiej Komisji Praw Człowieka w Strassburgu, która później ogłosiła w tej sprawie obszerne 28-stronicowe orzeczenie u odrzucając zarzut stosowania przez RFN i jej władze panitencjarne tortur wobec więźniów. Nastąpiło to dnia 8 lipca 1973 roku już po samobójczej śmierci 3 wnioskodawców, których skargę podtrzymali rodzice lub rodzeństwo nieżyjących.
Parokrotnie ograniczano członkom grupy Baadera i Mein-hof uprawnienia przysługujące zwykłym więźniom. Tak było po porwaniu Lorenza w lutym 1975 roku, po napadzie na ambasadę RFN w Sztokholmie w kwietniu 1975 roku, po zamordowaniu Bubacka w kwietniu 1977 i po porwaniu Schleyera we wrześniu 1977 roku. Strajki głodowe podejmowane przez więźniów: dwukrotnie 6-tygodniowe w styczniu--lutym 1973 oraz w maju-czerwcu 1973, od 13 września 1974 do 3 lutego 1S75, wreszcie długotrwały strajk w 1977 roku, przyczyniły się do niebezpiecznego wycieńczenia organizmu więźniów. Najdotkliwiej skutki tego ostatniego strajku głodowego odczuła Ensslin.
Na pogorszenie się stanu zdrowia więźniów miały wpływ zarówno długotrwały pobyt w odosobnieniu, jak też przeciągające się śledztwo i proces w Stammheim. Główna rozprawa rozpoczęła się dnia 21 maja 1975 roku, a zakończyła, dopiero 28 kwietnia 1977 roku ogłoszeniem wyroku na 199 posiedzeniu sądu. W czasie procesu trzeba było na wniosek biegłych lekarzy ograniczyć czas trwania rozpraw do 3 godzin dziennie, ze względu na zły stan zdrowia podsądnych. Później podjęto decyzję o prowadzeniu rozprawy nawet w razie nieobecności oskarżonych na sali sądowej, gdyż w przeciwnym razie nigdy by nie doprowadzono sprawy do końca. Wyrok, jaki zapadł — dożywotnia kara więzienia za wielokrotne morderstwa i po 15. lat więzienia za wielokrotne usiłowanie morderstw oraz założenie organizacji o charakterze kryminalnym — był wciąż nieprawomocny. Zapowiadała się sprawa rewizyjna przed Federalnym Trybunałem Sądowym, jako najwyższą instancją sądownictwa w RFN.
Dla Baadera i współtowarzyszy trudne do zniesienia były ograniczenia w ostatniej fazie ich pobytu w Stammheim. Więźniom zabroniono przyjmować adwokatów lub jakichkolwiek gości. Wprowadzono też zakaz otrzymywania listów, paczek i telegramów, a także dzienników, czasopism i książek. Niemożliwe było prowadzeni/? rozmów telefonicznych ■ oraz pisanie listów. Od chwili wprowadzenia ścisłej izolacji skończyła się możliwość spędzania wspólnie kiiku godzin na korytarzu więziennym i wspólnego spaceru na dachu, przekształconym w ogród; poprzednio każdy więzień mógł korzystać z tego przywileju 90 minut, a na wolnym powietrzu 30 minut dziennie. Te wszystkie zakazy, wprowadzone zarządzeniem z 4 października 1977 roku, były dotkliwe, ale wynikały z obawy władz więziennych przed nawiązaniem kontaktów z ruchem terrorystycznym na zewnątrz. Aby złagodzić jednak dokuczliwość tych ograniczeń, oddano więźniom adaptery.
Psychologowie wiedzą doskonale, ze ludzie o osobowościach paranoidalnych skłonni są targnąć się w desperacji na swoje życie. Taki typ psychiczny reprezentowali więźniowie w Stammheim, przy czym zamysł samobójczy zazwyczaj dojrzewa w okresie 6 lub 4 miesięcy przed popełnieniem tragicznego czynu. Jak pisze „Stern'':
„Potencjalny samobójca zajmuje się coraz bardziej swoją śmiercią — początkowo raczej powściągliwie i z wielką rezerwą. Dostrzega początkowo tylko wrażenie, jakie wywoła jego samobójstwo, ale w tym dialogu wewnętrznym zwyciężają jeszcze argumenty przeciwko temu czynowi.
W umyśle takich paranoidalnych typów biegną jak gdyby dwa filmy jednocześnie, przy czym oba — film o własnej śmierci i film o swoim dalszym życiu — mogą się dowolnie wyłączać lub włączać. Wiadomo także (aczkolwiek tak spektakularne samobójstwa grupowe jak w Stammheim są rzadkością.), ze nawet jedna silna osobowość paranoidalna wystarcza, aby w nastrój taki wprowadzić całą grupę. W Stammheim był nią z całą pewnością Andreas Baader, wspierany przez Gudrun Ensslin".'5
Myśl o zbiorowym samobójstwie musiała nurtować Baadera od dłuższego czasu. Zdają się na to wskazywać oświadczenia więźniów w rozmowach z przedstawicielem BKA w dniach, gdy rozważano możliwość spełnienia ultimatum porywaczy z „Kommando Siegfrieda Hausnera" w sprawie wymiany 11 więźniów za Hannsa Martina Schleyera.
Dnia 9 października urzędnik BKA zanotował przebieg swojej rozmowy z Janem-Carlem Raspe: „N/a moje pytanie, czy więźniowie zamierzają pozbawić się sami życia, jak uczyniła to Urlike Meinhof, Raspe odparł: Nie wiem! Po krótkim namyśle dodał: Istnieje przecież taki środek jak strajk głodowy i wstrzymywanie się od napojów. Po 7 dniach nieuchronnie nastąpi śmierć, z pragnienia, a wtedy na nic nie zdadzą się żadne lekarskie sztuczki". 10
Natomiast Gudrun Ensslin twierdziła: „Tu chodzi o godziny, dni, to znaczy nawet nie o tydzień, wówczas my, więźniowie Stammheim, odbierzemy rządowi możliwość wyboru, sami zdecydujemy..." Zdają się też wskazywać na wewnętrzne decyzje słowa Ensslin do lekarza, prof. dr Joachima Schró-dera, gdy wspominała, że sytuacja doprowadziła ją do kresu wytrzymałości. A gdy nie spełniły się nadzieje na odzyskanie wolności, natychmiast po informacji o odbciu samolotu Luft-hansy więźniowie Stammheim pozbawili się życia. I ' Dogorywającego Jana-Carla Raspe znaleziono w jego celi o godz. 7.41 rankiem 18 października 1977 roku. Zmarł wkrótce po odwiezieniu go do kliniki medycznej. Andreas Baader i Gudrun Ensslin znalezieni zostali o godz. 8.07 w swoich celach martwi. Natomiast Irmgard Móller leżała nieprzytomna po ciosach, .jakie zadała sobie nożem.
Śledztwo ustaliło, że Andreas Baader musiał zastrzelić się między godz. 0.15 a 2.15 w nocy. Broń kalibru 7,65, z której padł strzał, leżała opodal ciała zmarłego. Baader był mańkutem i to nasunęło podejrzenie, że pistolet ktoś inny przyłożył mu do skroni, gdyż lekarze początkowo nie byli poinformowani o leworęczności denata. Sześciostrzałowy pistolet typu FEG zawierał pociski o nacięciach w kształcie i krzyża, jakich ze względu na ich straszliwe działanie — wolno używać tylko ńa polowaniach. Skutki ugodzenia takim pociskiem przypominają następstwa kuli dum-dum. Jeden z pocisków utkwił w ścianie, drugi w materacu, trzeci odbił się od ściany i potoczył po podłodze, zatrzymując się na wysokości piersi Baader?.. Śmierć nastąpiła w wyniku „strza-_łu z bliska, z wylotem lufy przyłożonym do głowy".
Ponieważ na nogach miał obuwie, na którym znaleziono „warstwę- jasnego, drobnoziarnistego piasku", adwokat Hans Heinz Heldmann sugerował później, że mógł to być piasek pustynny z Mogadiszu. Wszystko to nie ma jednak sensu, gdyż na przelot ze Stuttgartu do Somali i z powrotem odrzutowcem Boeing 707 potrzeba około 8 i pół godziny bez lądowania, tymczasem Baadera znaleziono nieżywego w czasie, w jakim niemożliwy byłby powrót z Afryki po udanej operacji GSG-9.
Śmierć Gudrun Ensslin — jak twierdził prof. Hans-Peter Hartmann z Zurychu * — to ,,typowy przypadek powieszenia się". Znaleziono ją z zaciśniętym kablem adaptera na szyi, zwisającą na górnej części wewnętrznych krat otwartego okna w celi. Na wszelki wypadek samobójczyni zasłoniła judasza w drzwiach materacem. Pomimo dramatycznego stanu, w jakim .znaleziono denatkę, nic nie wskazywało na użycie przemocy wobec Gudrun. Czas zgonu między godz. 1.15 a 1.25, a więc w godzinę po meldunku radiowym z Mogadiszu.
Jan-Carl Raspe przyłożył sobie broń do skroni i zranił się śmiertelnie. Jego zgon stwierdzono o godz. 9.40 na stole operacyjnym w szpitalu Św. Katarzyny w Stuttgarcie, dokąd go przewieziono karetką reanimacyjną, gdy po otwarciu celi zaalarmowani sanitariusze stwierdzili jego bardzo ciężki stan. Raspe posiadał pistolet typu Heckler & Koch kalibru 9 mm.
Irmgard Móller zadała sobie rany cięte nożem do krojenia, chleba. Ponieważ było to dość tępe narzędzie, nie nadające "się" do tego celu — zdołano opatrzyć jej 3 rany na piersi i uratować ją w klinice uniwersyteckiej w Tybindze. Później twierdziła z uporem, że nie pamięta bliższych okoliczności, ale słyszała nad ranem jakieś trzaski lub zgrzyty, a także głosy. Jej sugestie nie mogły jednak być traktowane poważnie, gdyż nic nie wskazywało, aby mogła być przez kogokolwiek napadnięta.
Niesamowita noc na siódmym piętrze więzienia w Stammheim może mieć tylko jedno wytłumaczenie: maniakalne
* Do -przeprowadzenia obdukcji zwłok ściągnięto do Stammheim 3 zagranicznych ekspertów w zakresie medycyny sądowej: prof. Wilhelma Holczabka z Wiednia, prof. Armanda Andre z Lie-ge i prof. Hansa-Petera Hartmanna z Zurychu. samobójstwo grupowe połączone z próbą zasugerowania opinii publicznej, iż dokonano samosądu i zemsty na więźniach. Tylko w głowie Andreasa Baadera, który już poprzednio organizował różne widowiska, mógł zaświtać taki pomysł, a podporządkowali mu się psychicznie zmaltretowani współtowarzysze.
Jak przekazano sobie hasło do tego straszliwego czynu? Pozornie istniała pełna izolacja więźniów, odciętych od świata zewnętrznego od momentu uprowadzenia Hannsa Martina Schleyera. Ale w drzwiach cel były szpary, przez które można było się niekiedy porozumiewać okrzykami. Odpadła stara metoda pukania w ściany alfabetem Morse'a, bowiem cele Baadera i Raspego oddzielone były pustym pomieszczeniem, a rząd takich pustych cel dzielił. Ensslin i Moller.
Zgodnie z wewnętrznym zarządzeniem z 4 października 1977 roku, kierownictwo więzienia w Stammheim zabroniło więźniom słuchania wszelkich audycji telewizyjnych i radiowych. Zabrano z cel prywatne odbiorniki, a urządzenia radiowęzła więziennego rozmontowano. Ale mimo to terroryści potrafili zorganizować sobie wewnętrzną łączność.
Jak stwierdził ekspert dyrekcji poczty, którego później wezwano do zlustrowania cel, odłączenia głośników więziennych dokonano w sposób uproszczony: w celi Irmgard Moller elektryk rozłączył przewody i nałożył na nie dwie klamerki, ale kabla ani nie uziemiono, ani nie zabezpieczono przed zwarciem. Więźniarka, posługując się pilnikiem do paznokci, mogła doprowadzić przewód do poprzedniego stanu. Do nieczynnego przewodu wystarczyło podłączyć głośnik lub słuchawkę, aby powstał w ten sposób nawet telefon wewnętrzny między celami. (Posiadający duże uzdolnienia techniczne Jan-Carl Raspe przez manipulowanie wzmacniaczami gramofonów i sporządzenie specjalnych połączeń, a nie brakowało do tego kabla, prawdopodobnie „transmitował" nocą program ze swojego ukrytego radia tranzystorowego, które znaleziono owinięte w wełniany pulower."* Więźniowie byli więc doskonale poinformowani o przebiegu obławy na porywaczy Schleyera, o stanowisku rządu federalnego i reakcjach opinii publicznej, a także o wydarzeniach w Mogadiszu. Informacja, że nadzieja na ich wymianę za Schleyera i pasażerów „Landshuta" rozwiała się w chwili odbicia samolotu, mogła podziałać na czwórkę terrorystów depre-syjnie i skłonić ich do samobójstwa. Perspektywa spędzenia całego życia za kratkami była przerażająca. Wszyscy postanowili podążyć śladem tragicznego ideologa RAF — Ulrike Meinhof.
O zaraźliwości manii samobójczej świadczy też późniejsze targnięcie się na swoje życie Ingrid Schubert, przebywającej w innym więzisniu. Ta młoda kobieta, ma.iąca 33 lata, z zawodu lekarka, pochodziła z tak zwanego dobrego domu. Jej ojciec był dyrektorem w przemyśle chemicznym, wychowywała się w cieplarnianych warunkach w Koblencji, a po maturze udała się na studia medyczne do Berlina Zachodniego. Tam poznała lekarza Larry, należącego do anarchistycznej organizacji „Blaukreuz", a później sama zaktywizowała się w środowisku miejscowych komunardów z „Klubu Republikańskiego". Poznała Horsta Mahlera, a w 1970 roku zamieszana była w napad rabunkowy RAF na 3 filie bankowe w Berlinie Zachodnim, co skończyło się aresztowaniem. Nazwisko Ingrid Schubert pojawiło się też później na liście 26 więźniów, których uwolnienia żądali zamachowcy okupujący ambasadę RFN w Sztokholmie w kwietniu 1975 roku.17 Schubert otrzymała wyrok 13 lat więzienia za napad z bronią w ręku, nielegalne posiadanie broni i przynależność do organizacji przestępczej. Uważano ją też za jedną z inicjatorek ruchu anarchistycznego w Republice Federalnej i trzymano początkowo wspólnie z innymi więźniami w Stammheim, ale później z powodu złego stanu zdrowia po uczestnictwie w strajku głodowym więźniów przeniesiono ją do monachijskiego więzienia Stadelheim. Tam, dnia 13 października powiesiła się w celi. Fakt samobójstwa wykryto przypadkowo podczas regularnego obchodu. Nie znaleziono żadnego listu ani uzasadnienia tego czynu. Śledztwo odrzuciło możliwość zamordowania jej przez osoby trzecie. Schubert również wciąż narzekała na „ciągły stres" i „psychiczny terror". Epidemii samobójstw nie można było więc .położyć tamy nawet w innym więzieniu!
Reasumując, nie wiadomo, co było większym skandalem: takie osłabienie czujności w Stammheim, iż 4 terrorystów targnęło się na swoje życie (w tym 3 osoby skutecznie), czy też późniejsze zadziwiające odkrycia, dokonane na siódmym piętrze więzienia przez ekipę śledczą. Cele Baadera, Raspego, Ensslin i Moller były zdemolowane „niczym po ataku bombowym", jak określili to obrazowo dziennikarze. Nie lada pracę wykonała 40-osobowa ekipa policji kryminalnej. Wiercono dziury w ścianach, zrywano posadzki, rozdzierano bieliznę pościelową i poduszki, znajdowano skrytki na rewolwery, materiały wybuchowe, amunicję, słuchawki, kable elektryczne, baterie, termostat... To, czego nie wykryto w czasie częstych rewizji za życia więźniów, teraz znaleziono, ale za późnio.
Krajowy minister sprawiedliwości dr Traugott Bender, jako kiepsko poinformowany o tym, co się dzieje w podległym mu resorcie więziennictwa, musiał pod naporem druzgocącej krytyki złożyć dymisję z zajmowanego urzędu. Oskarżono też premiera Badenii-Wirtembergii Hansa Karla Filbingera za demonstrowanie zbyt dobrego samopoczucia w tych dniach lokalnego trzęsienia ziemi, a przecież ponosił również cząstkę odpowiedzialności. Nikt nie wiedział zresztą, że Filbinger jest zahartowany w podobnych sprawach, gdyż w okresie hitlerowskim był sędzią Kriegsmarine, wydającym wyroki śmierci na marynarzy jeszcze w 1945 roku. Czy mogły go więc poruszyć samobójstwa pospolitych przestępców?
Wersja o samobójstwie terrorystów więzionych w Stamm-heim stała się — jak wspominamy — tematem licznych spekulacji. Wzbudziła podejrzenia, zwłaszcza u rodziny Gu-_ drun Ensslin— jej ojciec, emerytowany pastor Helmut Ens-slin, oświadczył skrajnie lewicowej gazecie włoskiej „Lotta Continua", że jego córka padła ofiarą morderstwa za kratami więzienia. „Ona zawsze obawiała się, że zostanie zlikwidowana, jeśli nawet ją zwolnią. Po śmierci Ulryki mówiła mi, że tak samo mogą skończyć z nią. Wykluczała przy tym absolutnie swoje 'samobójstwo... Gudrun nie kłamała". ls Współczując pogrążonemu w bólu ojcu, 21 duchownych protestanckich z okolic Essen skierowało list solidaryzujący się z pastorem Ensslin, co wplątało go później w proces o zniesławienie rządu federalnego.
Sprawa Stammheim nie ucichła, a wersja samobójczej śmierci została zakwestionowana przez siostrę Gudrun — Christiane Ensslin i Rudolfa Rau, którzy uskarżali się.-na. brak-pisemnego orzeczenia z Instytutu Medycyny Sądowej ze Stuttgartu mimo upływu 2 lat, a także sugerowali, że ekspertyzy biegłych były fałszywe.19 Zaczęto mówić półgębkiem, że trójka terrorystów została zamordowana przez 2 agentów wywiadu zachodnioniemieckiego i agenta izraelskiego. Christiane Ensslin i Rudolf Rau zapowiedzieli wydanie książki, w której przedstawią „prawdziwy" przebieg wydarzeń w stuttgarckim więzieniu, zbijający punkt po punkcie oficjalną wersję samobójstwa terrorystów.
Nie wydaje się, aby wywody tej pary można było traktować poważnie, skóro uprzednio tyle komisji i tak wielu biegłych doszło do zupełnie odmiennych konkluzji. Jednak niektórzy ludzie na Zachodzie chętnie wierzą w udziwnione sensacyjne wersje tragicznych wydarzeń, czego dowodem są coraz to nowe spekulacje o kulisach zamachu na prezydenta Johna Kennedy'ego, czy też nie grzesząca dobrym smakiem nowa wersja o porwaniu małego synka Charlesa Lind-bergha, sławnego pilota, który pierwszy w świecie dokonał samotnego przelotu przez Atlantyk w 1927 roku. Szczegółów śmierci terrorystów z RAF, których nie zdołali rozwikłać fachowcy z zakresu kryminologii i medycyny sądowej, z pewnością nie zdołają ustalić laicy.