Irak

Szyici i sunnici zjednoczeni jak nigdy

 

7 kwietnia br., podczas natarcia amerykańskiej piechoty morskiej na irackie miasto Al-Falludża, bastion ruchu oporu w „trójkącie sunnickim”, najeźdźcy ostrzelali rakietami meczet zabijając w nim 45 Irakijczyków. To jedna z wielu zbrodni wojennych popełnionych przez okupantów w tym mieście. Jej skutki będą dla Stanów Zjednoczonych bardzo negatywne – ostrzega Gustavo Sierra. (zmk)

 

Gustavo SIERRA

specjalny wysłannik argentyńskiego dziennika „Clarín”

8 kwietnia 2004 r.

 

Podczas wojny, dokładnie rok temu, wojska USA bardzo uważały, żeby nie uszkodzić jakiegoś meczetu. Wiedziały, że taka akcja może wywołać gniew ludu, niezależnie od tego, czy ktoś popierał czy nie reżim Saddama Husajna. Było nawet tak, że podczas bitwy, która wisiała na włosku w dzielnicy Al-Amadija w Bagdadzie, żołnierze piechoty morskiej cierpliwie czekali, aż milicjantom saddamowskim, którzy stawiali opór z minaretu (preferowanego przez Saddama) meczetu Matki Wszystkich Bitew, skończy się amunicja i dopiero wtedy wkroczyli i skończyli z tym ogniskiem oporu.

To, co wczoraj stało się w Al-Falludży, nie ma precedensu i może mieć nieprzewidywalne konsekwencje. Rada Ulemów, najwyższa sunnicka władza religijna, pospiesznie potępiła atak, wezwała do powszechnego oporu i zapowiedziała, że nie spotka się z żadnym przedstawicielem Narodów Zjednoczonych, dopóki miasta nie opuści ostatni żołnierz amerykański. To stanowisko wobec ONZ ma kluczowe znaczenie, ponieważ wczoraj przewidywano spotkanie przedstawicieli tej organizacji z ulemami po to, aby skoordynować szereg działań, które30 czerwca mają doprowadzić do przekazania władzy.

Do ataku doszło podczas bitwy, która toczy się już trzy dni i w której celem Amerykanów jest schwytanie osób odpowiedzialnych za zabicie i okaleczenie zwłok czterech cywilnych pracowników kontraktowych ponad tygodzień temu. Żołnierze amerykańscy muszą wdzierać się do miasta ogniem i mieczem, ponieważ nigdy nie kontrolowali Al-Falludży. I Korpus Sił Ekspedycyjnych Piechoty Morskiej USA zajął pozycje pod miastem i do miasta wysyłał jedynie patrole, które były nieustannie atakowane. Tylko na tym odcinku średnio ginął jeden żołnierz amerykański dziennie. Opór był tak wielki, że na ulicach Bagdadu można przeczytać na ścianach ogromne hasła wiwatujące na cześć „bohaterskiego ruchu oporu w Al-Falludży” lub „bohaterskiego ludu Al-Falludży”.

Mimo takiej sytuacji i nie podejmując żadnej próby mediacji, żołnierze piechoty morskiej wkroczyli do Al-Falludży i zaatakowali główny meczet. Tak więc, dopuścili się czegoś, co podczas wojny z Irakiem Pentagon uważał za „poważny błąd”.

Jednak największa komplikacja, jaką pociąga za sobą ten krwawy szturm, polega na tym, że doszło do niego w chwili, gdy w centrum i na południu kraju trwa prawdziwe powstanie szyickie. W tym czasie milicjanci z Armii al-Mahdiego, których przywódcą jest duchowny Muktada as-Sadr, toczyli walki z żołnierzami piechoty morskiej w co najmniej trzech dzielnicach Bagdadu oraz w An-Nadżafie, Karbali, Al-Kucie i Al-Amarze. Stało się to po pięciu dniach ciężkich starć, w których zginęło ponad 20 żołnierzy wojsk koalicyjnych oraz wiele dziesiątków Irakijczyków. Są również informacje, że walczą nie tylko milicjanci As-Sadra, ale również inne ugrupowania szyickie.

Jeśli dotychczas Muktada as-Sadr był duchownym niższego szczebla, to tym powstaniem dowiódł, że ma dużo większą władzę niż uważano i wcale nie jest nie do pomyślenia to, że ma pewne poparcie najwyższego przywódcy szyickiego, wielkiego Ajatollaha Alego Al-Sistaniego, który wczoraj wydał komunikat potępiający ataki amerykańskie i wzywający do spokoju, ale nie nakazujący szyitom powrotu do domów.

To wspólne powstanie sunnitów i szyitów nie ma precedensu w Iraku i w całym świecie arabskim. Dotychczas oba nurty muzułmańskie wystrzegały się okazywania, że się ze sobą zgadzają. Lecz prostackie poczynania Amerykanów, polegające na zamknięciu gazety milicji As-Sadra, aresztowaniu jego głównego doradcy i ataku na meczet – to wszystko stało się prawie jednocześnie – mogą dokonać cudu. Sunnici i szyici mogą zjednoczyć się w tej szczególnej chwili konfrontacji z armią okupacyjną i stworzyć znacznie potężniejszą siłę ludową niż armia saddamowska, z którą piechota morska miała do czynienia podczas wojny z Irakiem.

 

Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski