Tekst pochodzi ze strony http://www.protest.w.pl/ poświeconej antyszczytowi, który będzie pod koniec kwietnia w Warszawie.
Równi i równiejsi
Jednym z filarów systemu demokratycznego jest równość wobec prawa. Bez tego nie
możemy mówić o wolności. Wydawałoby się że jest ona faktem w krajach
rozwiniętych, a niedługo zostanie osiągnięta również w krajach rozwijających
się. Wystarczy jednak dokładniej przyjrzeć się pewnym procesom ekonomicznym i
politycznym, aby poznać niezbyt optymistyczną sytuację. Okazuje się że ludzie są
równi jedynie teoretycznie. Najlepszym przykładem jest postępowanie
międzynarodowych korporacji. Mają one obecnie kluczowy wpływ na gospodarkę
światową. Każdy z nas wie czym oficjalnie zajmuje się "Shell" czy "Microsoft",
prawdziwe działania takich firm pozostają jednak w ukryciu.
Przede wszystkim powinniśmy zastanowić się, czemu zawdzięczają one swoją potęgę
finansową? Neoliberałowie stwierdziliby, że zapewne ciężkiej pracy kierownictwa
i rozsądnemu inwestowaniu funduszy. W rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Siłę
multikorporacji stanowi przede wszystkim ich powiązanie z systemem politycznym.
Przez lata uzyskiwały wpływy, które wielokrotnie pozwalały im wyjść nawet z
najcięższych opresji. Wiele z nich już od dawna nie istniałoby, gdyby nie
poparcie odpowiednich kręgów politycznych oraz wsparcie ze strony różnych
państw. Neoliberalne twierdzenie o nieingerencji państw kapitalistycznych w
gospodarkę okazuje się utopią.
Lobbying
Istnieje wiele sposobów zdobywania przez podmioty gospodarcze wpływu na
politykę. W rozwiniętych demokracjach funkcjonuje pojęcie rozdziału między
światem biznesu, a rządzącymi. Jest ono jednak czysto teoretyczne. Korporacje
mają w swoim ręku potężną broń - lobbying. Pojęcie to wywodzi się z
dziewiętnastowiecznej Anglii. Później przyjęło się również w Stanach
Zjednoczonych, gdzie zdobyło ogromną popularność. Odnosi się do wpływu grup
nacisku na sfery rządzące. Kiedyś lobbying polegał zwykle na nieformalnych
rozmowach, dzisiaj rozrósł się do ogromnych rozmiarów. Każda większa firma ma
odpowiednie struktury, które się nim zajmują. Przekonywanie polityków do
prowadzenia jakichś działań, lub ich zaniechania, przyjmuje coraz więcej form.
Wyróżniamy tu lobbying oficjalny, czyli jawny i legalny oraz nieoficjalny który
często ociera się o korupcję. Różnica między tymi dwoma pojęciami jest zresztą
bardzo płynna. Bardzo trudno jest udowodnić politykowi branie łapówek od
multikorporacji, ponieważ ich prawnicy zawsze wynajdują luki prawne i dobrze
wiedzą jak z nich korzystać. Tutaj mamy pierwszą nierówność wobec prawa.
Przeciętny obywatel nie może przecież wpływać na władzę w takim stopniu. Wybiera
co kilka lat swoich przedstawicieli, jednak nie ma możliwości stałego dostępu do
nich ani sztabu doradców, którzy mówiliby co jest dla niego korzystne, a co nie.
Nie ma również pieniędzy aby obracać się w wyższych sferach i nie jest
powszechnie znany. W wyniku tego to właśnie na niego nakłada się kolejne
obciążenia, podczas gdy wielkie firmy nie muszą martwić się o swoje interesy.
Wystarczy podać przykład supermarketów, które w wielu częściach Polski uzyskały
przy powstawaniu tak korzystne warunki, ze zwolnieniami i ulgami podatkowymi
włącznie, jakich nie był w stanie wynegocjować żaden właściciel małego sklepu.
Skutek okazał się katastrofalny dla pracowników oraz sektora usługowego, ale
szefowie sieci handlowych mogli zapisać na swoje konto kolejny sukces.
Istnieje również inny rodzaj powiązania biznesu z polityką, polegający na
posiadaniu przez polityków udziałów w przedsiębiorstwach. W Europie jest to
nielegalne, ale już na przykład w USA prezydent Bush otwarcie przyznaje się do
prowadzenia interesów w sektorze naftowym. Nie można więc po nim oczekiwać
podjęcia przez niego jakichkolwiek decyzji mogących godzić w zyski firm
naftowych. Podcinałby przez to gałąź, na której siedzi. Interesy zwykłych
obywateli schodzą na plan dalszy jeśli chodzi o zyski. Widać to w przypadku
wypowiedzenia przez USA traktatu z Kioto, dotyczącego ograniczeń emisji
zanieczyszczeń. W jego wyniku korporacje energetyczne ponosiły dodatkowe koszty
na wprowadzanie ekologicznych technologii i usuwanie skutków wcześniejszych
zanieczyszczeń. G.W. Bush był więc dla nich wybawieniem i podjął korzystną dla
multikorporacji decyzję, nie licząc się z jej wpływem na stan środowiska
naturalnego.
Wybory
Politycy tego typu mogą zasiadać na stanowiskach dzięki wydawaniu ogromnych sum
na kampanie wyborcze. System polityczny Stanów Zjednoczonych można śmiało
określić jako najbardziej skomercjalizowany na świecie. Kandydaci do fotela
prezydenckiego przeznaczają ogromne sumy na prowadzenie kampanii propagandowej.
Pochodzą one nie tylko z dotacji zwolenników, ale przede wszystkim od
multikorporacji. Koncern energetyczny "Enron", który ogłosił niedawno upadłość,
sponsorował w ostatnich wyborach prezydenckich zarówno Demokratę Ala Gore’a jak
i Republikanina G.W. Busha. "Microsoft" przeznaczył natomiast na kampanię Busha
aż pięćset tysięcy dolarów. Inne ponadnarodowe korporacje nie pozostały w tyle.
Podobnie dzieje się w przypadku wyborów do Kongresu i Senatu. Tutaj Enron wydał
2,3 miliarda dolarów. Bez poparcia lobby przemysłowego kandydat nie ma szans na
wybór. Nie jest w stanie przebić się do mediów, ani zatrudnić odpowiedniej
liczby specjalistów od kreowania wizerunku i prowadzenia kampanii. Jeśli dodamy
do tego fakt, że na świecie zmniejsza się liczba mediów niezależnych i liczy się
jedynie kilka wielkich koncernów, będziemy mieli pełny obraz kampanii medialnej.
Ostatnio pojawiły się nawet żarty, że kandydaci powinni występować w
kombinezonach z reklamami, podobnych do tych noszonych przez sportowców.
Na szczęście sponsorowanie kampanii wyborczych nie dotarło aż w takim stopniu do
Europy, gdzie istnieje system kontroli wydatków. Jednak i tu występują
niepokojące sygnały, takie jak na przykład niejasne źródła dochodów premiera
Włoch Silvio Berlusconiego. Możemy być pewni że jeśli szybko nie zostaną podjęte
działania zapobiegawcze, to będziemy zmierzać w kierunku modelu amerykańskiego.
Przestępstwa
Wszystkie powyższe przykłady pokazują, że wielkie korporacje potrafią działać
ponad prawem. Tak dzieje się w państwach rozwiniętych, gdzie, mimo wszystko
muszą liczyć się ze zdaniem opinii społecznej. Zupełnie inaczej sprawa
przedstawia się jeśli chodzi o kraje rozwijające się lub rejony trzeciego
świata. Tutaj prawo może być bezkarnie łamane. W wielu wypadkach nie istnieje
demokratyczna kontrola nad władzą, lub mamy do czynienia z "demokracją
oligarchiczną". Jest to system polegający na panowaniu jakiejś uprzywilejowanej
grupy, ukrywającej się pod płaszczykiem demokracji. Politycy takich krajów
jawnie przyjmują łapówki od korporacji. Aby zobaczyć do czego to prowadzi
wystarczy spojrzeć na Demokratyczną Republikę Konga (dawny Zair), która ze
względu na posiadane surowce mogłaby stać się bogatym krajem, jednak zewnętrzne
wpływy powodują kolejne niepokoje i rebelie. Również Nigeria stała się areną
rozgrywek multikorporacji. Tutaj niechlubną rolę odegrał "Shell", wspierający
wojskową dyktaturę generała Abachy. Gdy część ludności, głównie lud Ogoni
zamieszkujący obszary na których koncern ten prowadził wydobycie, zaczęła się
buntować przeciwko zanieczyszczeniom, doszło do dokonywanych przez armię masakr.
Liderzy opozycji zostali uwięzieni, a część z nich stracona. Zginęło około 2000
osób, a ponad 100000 musiało uciekać z domów. Nie trzeba chyba dodawać dla kogo
był korzystny taki obrót sytuacji. Rząd Nigerii gwarantował, że nie będzie
mieszał się do interesów "Shell’a" i przymknie oko na rabunkową gospodarkę.
Podobne akty przemocy wobec obywateli według Amnesty International miały miejsce
w 36 krajach, w których działa "Shell". Korzystał on między innymi na
indonezyjskiej okupacji Timoru Wschodniego, gdzie otrzymał aż 11 licencji
wydobywczych.
W przypadku państw afrykańskich liczy się również kolejny czynnik - korzystanie
z taniej siły roboczej. W zasadzie jeśliby określać ją według standardów
europejskich, jest to praca niewolnicza. Nie istnieją żadne prawa chroniące
pracowników. Można im kazać pracować po kilkanaście godzin na dobę, za kilka
dolarów miesięcznie. Zawsze będzie to tańsze niż produkcja czy wydobycie w
krajach rozwiniętych. Nie zmieni tego żadna liberalna strategia rozwoju
przedsiębiorczości czy uelastyczniania rynku pracy. Nie da się osiągnąć w
Europie poziomu Afryki, pomimo że wielu neoliberałów po cichu właśnie do tego
chciałoby doprowadzić.
Dochodzimy tu do kolejnej kwestii. Multikorporacje łamią prawo nie tylko za
pośrednictwem dyktatorskich rządów. Często same mają własne siły porządkowe czy
nawet małe armie. Coca Cola została niedawno oskarżona o sponsorowanie
szwadronów śmierci, atakujących związkowców i działaczy organizacji lewicowych,
domagających się przestrzegania praw pracowniczych. W Indiach natomiast policja
mogła w celu zastraszania przeciwników koncernu korzystać ze sprzętu
udostępnianego przez "Enron". Podobnie jest w Brazylii, gdzie ataki są
wymierzone w ruch chłopski, domagający się przyznania ziemii i sprawiedliwszego
podziału dóbr. Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność. Na światło
dzienne wyszły tylko te najbardziej drastyczne, jednak terror, zarówno
ekonomiczny, jak i fizyczny, wszedł na stałe do polityki większości
multikorporacji.
Za przestępstwo należy również uznać zabranianie przez wielkich producentów
leków produkcji tańszych odpowiedników ich produktów. Było to możliwe na mocy
stosowanej przez WTO (Światową Organizację Handlu) normy TRIP (Trade-Related
Inellectual Property). Polega ona na opatentowaniu nie tylko samego procesu
produkcji, ale również produktu końcowego. Dotyczyło to między innymi leków
zwalczających objawy AIDS czy szczepionek na różne inne choroby. Powodowało to
że obywatele na przykład państw afrykańskich nie mieli do nich dostępu. Dopiero
w wyniku działań organizacji pozarządowych i ruchu antyglobalizacyjnego
umożliwiono ostatecznie produkcję tańszych substytutów leków. Stało się tak po
długiej batalii, której każdy dzień oznaczał śmierć tysięcy chorych.
Utrzymywanie w stanie zacofania ogromnych obszarów polega nie tylko na
odmawianiu dostępu do leków. Chodzi o różne produkty. Stałym elementem
korporacyjnej filozofii stało się już niszczenie zbędnych nadwyżek. Jest to coś
co przechodzi pojęcie zwykłych obywateli. Pomimo że obecnie istnieje możliwość
zapewnienia każdemu przynajmniej minimalnego standardu życia, nie robi się tego.
Bardziej opłaca się składować żywność, aż się zepsuje i trzeba ją będzie
wyrzucić, niż wysłać nadwyżki w ramach pomocy dla trzeciego świata. Wbrew
zapowiedziom nie daje się nawet biednym możliwości wyjścia z nędzy. Aby tego
dokonać należałoby inwestować, tymczasem nie jest to opłacalne, ponieważ wiąże
się z inwestycjami w infrastrukturę, która zwykle nie istnieje. Korporacje
starają się więc rabunkowo wykorzystywać zasoby naturalne, bez ich przetwarzania
na miejscu. Dążą przy tym do wprowadzenia własnej filozofii również do sfer
rządzących i tak zwanych "złych pomysłów", czyli działań korzystnych dla
multikorporacji i elit, ale tragicznych w skutkach dla ludności.
Niestety odpowiedzialni za powyżej opisane przestępstwa bardzo rzadko ponoszą
odpowiedzialność. Jest to kolejny dowód na to że w rzeczywistości mamy do
czynienia z grupą ludzi stojącą ponad prawem, równiejszą od zwykłych obywateli.
Jeśli w najbliższym czasie się to nie zmieni z pewnością samowola
ponadnarodowych korporacji osiągnie jeszcze wyższy poziom, a wtedy wszyscy
boleśnie odczujemy skutki takich "przemian". W krajach rozwijających się, takich
jak Polska będzie to jeszcze bardziej widoczne. Mamy więc wybór, albo już dziś
zaczniemy przeciwstawiać się dyktatowi elit finansowych, albo jutro będziemy
musieli stawić czoła kryzysowi. Innego wyjścia nie ma.