Epitafium
(niekoniecznie przedwczesne dla polskiego ruchu antyglobalistycznego)



W celu merytorycznego zrównoważenia Europejskiego Forum Gospodarczego, w tym samym czasie zwołano w Warszawie aż dwa inne, alternatywne - Ekonomiczne i Społeczno-Ekonomiczne. Gdyby nie "rutynowa wizyta" policji w kinie "Praha", doszłoby zapewne do konfrontacji między "wolnościowym" a "lewicowym" zgromadzeniem. A tak, konkurujące ze sobą zaciekle o palmę pierwszeństwa w dziedzinie tolerancji i szerokości pluralistycznego rozkroku (aż do szpagatu włącznie) środowiska - z których jedno pozostawało głuche na apele o koordynację działań i potraktowało bezczelnie stolicę jako "teren bezpański", a drugie podkupiło konkurentom salę; oba zaś pozostają różnymi kanałami podwieszone pod te same międzynarodowe organizacje sponsorujące - pogodzone zostały zepchnięciem ich przez służby specjalne do defensywy. Przy okazji utraciły kolejne szańce społecznego oparcia (Związek Nauczycielstwa Polskiego i Wyższą Szkołę Menedżerską).
Tym samym, europejski szczyt ekonomiczny "wchłonął" oba przereklamowane kontrszczyty, którym pozostała już tylko konfrontacja uliczna - czyli samospełniające się proroctwo sączącej się nachalnie z mediów propagandy.
Zepchnięcie antyglobalistów na pozycje "zadymiarzy" - i to bez zawracania sobie głowy rozróżnieniem między anty- czy alterglobalistami, konstruktywnymi czy nie, o co równie gorliwie, co jałowo zabiegały różne Barbie z "lepszego, alterglobalistycznego towarzystwa" - nie nastręczało policji większego kłopotu. Dowodzi to słabego oparcia instytucjonalnego polskich zwolenników ruchu No Global. W ostatniej chwili pojawiła się wszakże pewna nadzieja związana z deklarowanym przesunięciem na lewo Unii Pracy. Jego wiarygodność podważają jednak różnice wizji przyszłości partii wśród jej członków, wyrażające się w dementowaniu deklaracji Izabeli Jarugi-Nowackiej faktami, jak pozostanie w koalicji z SLD w wyborach do Parlamentu Europejskiego czy z odrzuconym (póki co) postulatem związania UP z Socjaldemokracją Marka Borowskiego. Warto przy okazji zauważyć, że Izabela Jaruga-Nowacka była jedynym kandydatem na przewodniczącego partii (i to popieranym przez ustępującego), a mimo to "wygrała" tylko przewagą 4 głosów.
Skuteczność policji wskazuje również na faktyczny stan rzeczy w Polsce. Prysł bowiem sen o europeizacji, demokracji, wolności słowa czy instytucjonalizacji wpływów radykalnej lewicy, które miały być automatycznym efektem naszego przystąpienia do Unii Europejskiej. Pozostała - nierozwiązywalna kwadratura koła zamachowego ruchu No Global i "wolność zgromadzeń" reżyserowanych poniekąd przez służby odpowiedzialne za "ład i porządek", nie przewidujące zasadniczo scenariuszy alternatywnych. Nie przypadkiem władza wszelkimi sposobami obstaje przy dogmacie o braku alternatywy dla obecnej polityki i kursu na kapitalizm.
Jedyną dopuszczalną alternatywą jest protest: desperacki, chaotyczny i gwałtowny, nieczytelny dla większości społeczeństwa albo "konstruktywny", oparty na konkretnych hasłach i szukający rozwiązań przerzucających koszty na samych protestujących. W obu przypadkach władza kontroluje sytuację.
Decydujące znaczenie ma stopień i sposób zorganizowania. Słabość organizacyjna, wynikająca przede wszystkim z braku rzeczywistego oparcia społecznego, umożliwia policji oczyszczenie przedpola i marginalizację kontrszczytów.
Zbyt szybka konfrontacja może doprowadzić do konformizacji działaczy o nastawieniu alternatywnym wobec kapitalizmu z poglądami najpowszechniejszymi w ruchu pracowniczym, którego świadomość nie jest jeszcze świadomością "klasy dla siebie".
Konfrontacja z krzykaczami i zadymiarzami należy dziś do działań rutynowych, poniekąd niezbędnych dla zachowania gotowości bojowej i "higieny psychicznej" sił porządkowych, o czym władza doskonale wie. Konfrontacja z ruchem, który nie ma nawet możliwości wyłuszczyć swoich racji, który usiłuje być jednocześnie konstruktywny i radykalny, ma z góry przewidywalny wynik. Dzięki przepustkom umożliwiającym ograniczone poruszanie się po mieście, władze zadbały o to, aby anty(alter)globaliści znaleźli się na właściwym miejscu - zarezerwowanym dla marginesu lub folkloru politycznego.
Sama władza najlepiej pokazała czego boi się najbardziej: przecież nie zadymiarzy z koktajlami Mołotowa, na których przerzuciła już z góry koszty odszkodowań za ewentualne zniszczenia i winę za wszystkie inne krzywdy. Władza zdecydowana jest natomiast nie dopuścić do powstania choćby zalążka alternatywy dla kapitalizmu i systemu własności prywatnej.
Odrzucenie uznania miejsca na scenie politycznej zaledwie umiarkowanej i "konstruktywnej" opozycji antyglobalistycznej doprowadzi zapewne do przewartościowań w ruchu. Być może, spowoduje to odejście od niego jednostek najbardziej nastawionych na indywidualne kariery. Zapewne spowoduje też radykalizację nastrojów i zauważenie, że rozwój sceny politycznej w Polsce nie będzie się dokonywał na wzór "starych" demokracji europejskich, ale prędzej według modelu peryferii.
Głębokie przemyślenie doświadczeń związanych z kontrszczytem w Warszawie zapewne jeszcze nastąpi. Mamy nadzieję, że nastąpi, a nie zostanie zagłuszone powrotem do starego hasła: "Nie myśleć, robić!", byle co, byle gdzie, byle jak...
To, co się wydarzy podczas tych kilku dni może doprowadzić do przyspieszenia procesu dojrzewania ruchu antyglobalistycznego w kierunku szukania alternatywy ustrojowej dla systemu, który - szczególnie w Polsce - nie rozwiązuje żadnego problemu społecznego.

26 kwietnia 2004 r.
ex-GSR