Tekst odnosi się do strony http://www.dyktatura.info/ prowadzonej przez byłych działaczy GSR i Piotra Strębskiego.
Którędy do dyktatury proletariatu?
Co do zasadniczego celu rewolucyjnej działalności – myślę, że się zgadzamy – celem jest dyktatura proletariatu rozwijająca się w kierunku komunizmu. Zasadniczy jednak problem polega na tym, jak ten cel osiągnąć – a tu jest między nami różnica ogromna. Środkiem do tego celu, ma być odbudowany na marksistowskich pryncypiach ruch robotniczy. Czy jednak samo istnienie rozbudowanego ruchu robotniczego jest receptą na sukces rewolucji? Jak pogodzić sprzeczność: masowość ruchu robotniczego z totalnym sekciarstwem i wzajemną nienawiścią działaczy robotniczych bazujących na marksizmie? Czy akceptowanie marksistowskiej analizy kapitalizmu, jest równoznaczne z ślepym kalkowaniem drogi Marska? Jak połączyć materializm z wiarą w nieomylność „wybitnej jednostki –mesjasza rewolucji” co charakteryzuje stosunek wielu komunistów do Karola Marksa? Nie twierdze, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Sądzę, że odpowiedź a priori jest z góry niemożliwa. Wiem jednak, że racji nie ma redakcja portalu Dyktatura Proletariatu, która z góry wyznaczyła sobie schemat, którym chce podążać. Szanuje redakcję DP i nie jest moim celem walka z Wami – lecz jedynie wykazanie sprzeczności, które pozwolą uniknąć wam błędów w przyszłości. Nie jestem prorokiem, ani futurologiem: historia magistra vita est i w swoich rozważaniach bazuje na historii ruchu robotniczego.
Zacznijmy od samego początku – od Karola Marksa i narodzin naukowego socjalizmu. Marks dokonał rewolucji w nauce, co przyznają nie tylko komuniści, ale także min. burżuazyjni socjologowie, czy badacze historii społecznej. Czy rewolucja w nauce jest równoznaczna z rewolucyjnym obaleniem kapitalizmu? Moim zdaniem, niestety dzisiejsi rewolucjoniści wiele od Marksa się nie nauczą. Nie mogą (nie chcą) tego zrozumieć, marksiści, którzy za wszelką cenę chcą ślepo kopiować życiorys Marksa. Kim w ogóle są marksiści? Problem jest taki, że w dzisiejszym świecie jest zbyt wielu interpretatorów, którzy roszczą sobie prawo do „monopolu” na „postępowanie zgodnie z linią Marksa”. Scholastyczna walka o „schedę po Marksie”, prowadzi do wiecznej teoretycznej rywalizacji, w której zwycięża się, udowadniając konkurencji, że „postępuje wbrew Marksowi”.
By ułatwić konstruktywną dyskusję z redakcją DP, od razu zdefiniuje swoje poglądy w tej materii. Otóż jestem marksistą, gdyż zasadniczo zgadzam się a nauką Marksa. Ponieważ jednak jestem (czy raczej chcę być) rewolucjonistą, to autorytet Marksa mi tutaj nie wystarcza, który (zwłaszcza na starość) rewolucjonistą nie był. Ponieważ więc „na starcie” potrafię powiedzieć, w czym z Marksem się nie zgadzam – to nie boję się wszystkich scholastycznych argumentów (nie masz racji, bo nie jesteś 100 procentowym ortodoksyjnym marksistą), którymi na prawo i lewo szafują zarówno zachodni reformiści wywodzący się z trockizmu, jak też byli aparatczycy w bloku wschodnim.
Marks jako działacz polityczny sukcesu nie odniósł, czego najlepszym dowodem jest rozpad I międzynarodówki. Autor „Kapitału”, który ciągle bazował na swoim autorytecie, nie mógł zrozumieć faktu, że nie zawsze ma rację. A swoją kierowniczą pozycję w Radzie Generalnej międzynarodówki, wykorzystywał do sekciarskich walk z przeciwnikami politycznymi. Każdy kto choć trochę zna realia działalności rewolucyjnej lewicy, wie, że rozłamy nie są wynikiem tylko różnic politycznych, ale dochodzą tu także spory ambicjonalno-personalne. Niestety nawet Marks nie był pod tym względem wyjątkiem. Oczywiście dziś każdy marksista, bez wahania powie, że „w walce z anarchistami Marks miał rację i musiał tak postępować”, tak jak bez wahania powie: „brałem udział w 2,3,4 lub nawet w 10 rozłamach, i zawsze miałem racje – bo nie było innego wyjścia…”
Tutaj pojawia się drugi ważny problem – a więc sekciarstwo i nienawiść między komunistami w Polsce i na świecie, którzy przecież są bardzo nieliczni. Jak to się dzieje, że ludzie, którzy obiektywnie są politycznie bardzo do siebie zbliżeni – nienawidzą się, co wyklucza porozumienie i współpracę. Jeśli porównamy różne teksty programowe, to politycznie są Wam najbliżej, działacze GPR, spartakusowcy i były GSR-owiec, Zbyszek Partyka. Paradoksalnie zaś, właśnie z tymi ludźmi najbardziej wojujecie. O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć walkę z renegatem Partyką, który dziś gnije w reformistycznej Nowej Lewicy – to walki na noże z GPR zrozumieć już nie jestem w stanie. Nie jest dla nikogo tajemnicą –słabość rewolucyjnej lewicy. Jeśli w tak małym gronie – nie jesteście w stanie współpracować – to jak chcecie stworzyć ruch robotniczy, który z definicji zakłada masowość i który opiera się na współpracy. Wiara w możliwość „przeskoczenia tego problemu” jest złudna, bo z tych samych przyczyn, dla których dzisiaj walczycie z GPR czy spartakusowcami – jutro możecie walczyć z innymi działaczami, z którymi się zderzycie w ramach ruchu robotniczego. Nie jest też prawdą, że zawsze to „oni są winni”. Dla przykładu brak współpracy z ZMK spowodowany jest, ujawnieniem przez Was, korespondencji, a także niedotrzymywaniem umów związanych z konferencją (sprawa dyskusji na temat tekstu: „Zwrot nacjonalistyczny na gruncie trockizmu”). Oczywiście wy też macie swoje rację (czasami przecież korespondencję należy ujawniać…), a ja nie będę rozstrzygał, kto bardziej tutaj zawinił, bo czasami w konfliktach personalnych, nie da się obiektywnie tego stwierdzić. Nie wspomnę już o całej lewicowej rodzince, która z założenia was bojkotuje, czego objawem jest min. brak przyjęcia Was do Planktonu. Pisać na ten temat można długo – ale chyba nie ma co udowadniać, że konflikty na radykalnej lewicy, czy też nawet wężej rozumianej lewicy rewolucyjnej –są rzeczą powszechną.
Załóżmy jednak, że uda się ten problem „przeskoczyć” i zostanie odbudowany w Polsce silny ruch robotniczy. Wzorcowym przykładem rozwoju ruchu robotniczego, jest historia niemieckiej SPD, która była dzieckiem duchowym Marksa. Na początku XX wieku, mamy w Niemczech wielkie, wielomilionowe związki zawodowe, współpracujące z wielotysięczną partią socjalistyczną. Czy sam rozwój ruchu robotniczego doprowadził do zwycięstwa rewolucji? Na ile niemiecki – wzorcowy w końcu przykład rozwoju ruchu robotniczego, był siłą rewolucyjną, a na ile siłą tamującą rewolucję? Walka strajkowa, której efektem były coraz częstsze negocjacje między światem pracy a kapitałem, doprowadziła do wyodrębnienia się aparatu związkowego, który coraz mocniej zrastał się z kapitalizmem. Z kolei coraz większy udział SPD w wyborach parlamentarnych, skończył się degeneracją partii na pozycję reformistyczne.
Sam rozwój ilościowy niemieckiego ruchu robotniczego, nie przybliżał Niemiec do rewolucji socjalistycznej, co najlepiej wiedziała działaczka SPD- Róża Luksemburg. W swojej broszurze „Strajk masowy”, analizowała ona doświadczenia rewolucji rosyjskiej 1905 roku, gdzie rozwój tradycyjnego ruchu robotniczego był zaledwie w powijakach, a nie zmieniało to faktu, że właśnie walka klasowa niezorganizowanych robotników rosyjskich, a nie reformistycznych niemieckich związkowców, mogła doprowadzić do socjalistycznej rewolucji.
„Stanowisko niektórych przywódców związkowych wobec tego zagadnienia sprowadza się zazwyczaj do następującego twierdzenia: „Nie jesteśmy jeszcze dość silni, aby zaryzykować tak śmiałą próbę sił, jaką jest strajk masowy”. Otóż ten punkt widzenia o tyle nie wytrzymuje krytyki, iż jest rzeczą niemożliwą cyfrowo obliczyć, kiedy proletariat jest „dość silny” do podjęcia jakiejś walki. Przed 30 laty niemieckie związki zawodowe liczyły 50 000 członków. Oczywiście stosując powyższe kryteria nie można było przy tak niskiej liczbie nawet myśleć o strajku masowym. Po dalszych 15 latach związki zawodowe stały się czterokrotnie silniejsze i liczyły 230 000 członków. Gdyby jednak zapytano wówczas dzisiejszych przywódców związkowych, czy organizacja proletariatu dojrzała do strajku masowego, to z całą pewnością odpowiedzieliby, że jest do tego jeszcze bardzo daleko i ażeby to przeprowadzić, liczba zorganizowanych robotników musiałaby sięgać milionów. Dziś liczba zorganizowanych członków związków zawodowych przekroczyła już milion, ale pogląd ich przywódców pozostał taki sam. Rzecz jasna, może się to powtarzać do nieskończoności. Zakłada się przy tym milcząco, że w ogóle cała klasa robotnicza Niemiec do ostatniego mężczyzny i ostatniej kobiety musiałaby wstąpić do organizacji, zanim „byłaby dość silna”, aby się odważyć na jakąś masową akcję, która w dodatku, zgodnie ze starą formułą, okazałaby się wtedy prawdopodobnie „zbyteczna”. Teoria ta jest jednak całkowicie utopijna z tego prostego powodu, że zawiera wewnętrzną sprzeczność, że kręci się ona w błędnym kole. Aby robotnicy mogli podjąć bezpośrednią walkę klasową, muszą być wszyscy zorganizowani, Ale stosunki, warunki rozwoju kapitalistycznego i państwa burżuazyjnego mają to do siebie, że przy „normalnym” biegu rzeczy, gdy nie ma burzliwych walk klasowych, uniemożliwiają zorganizowanie się pewnych określonych warstw proletariatu - właśnie ich większości, najważniejszych, najniżej stojących i najbardziej przez kapitał i państwo uciemiężonych warstw proletariatu. Widzimy przecież, że nawet w Anglii całe stulecie niezmordowanej pracy związkowej, mimo że odbywała się ona bez żadnych „przeszkód” (z wyjątkiem początkowo okresu czartyzmu) i bez żadnego „rewolucyjno-romantycznego” błądzenia i pokus - doprowadziło do zorganizowania się jedynie mniejszości lepiej sytuowanych warstw proletariatu.” (Róża Luksemburg, Strajk Masowy, część VI http://www.marxists.org/polski/luksemburg/1906/strajk-masowy/06.htm )
Zwycięstwo Rewolucji Październikowej i równoczesna klęska rewolucji niemieckiej, gdzie rozumiany po marksowsku ruch robotniczy, był rozwinięty znacznie bardziej, jest dowodem na to, że liczy się nie tylko obiektywny rozwój ruchu robotniczego, lecz także subiektywna determinacja rewolucyjna przywódców komunistycznych. Jak pokazał przykład bolszewików, dyktatura proletariatu może być tylko zrealizowana przez partię zawodowych rewolucjonistów – niekoniecznie robotników, którzy potrafią dostosować metody walki do konkretnych warunków. Jeśli wymagała tego sytuacja, bolszewicy potrafili podjąć inne działania, niż ekonomiczna walka strajkowa. Redakcja DP dobrze wie, że stosunek kierownictwa II międzynarodówki do partii bolszewickiej był za równo przed rewolucją, jak i po – zdecydowanie negatywny. Co ciekawe, jednym z głównych argumentów Kautsky’ego i spółki, było „nie zrozumienie marksizmu przez Lenina”. „Lewak Lenin, który nie zrozumiał Marksa” jednak się tym nie przejmował i konsekwentnie szedł pod prąd, mimo krytyki „marksistów z SPD”.
Odwaga i zdolność do ryzyka Lenina, która według jego reformistycznych oponentów, była dowodem jego lewactwa – jak wykazała historia – była oznaką rewolucyjnego geniuszu. Lenin twórczo dostosował myśl Marksa, do kraju, który jeszcze nie przeszedł rewolucji burżuazyjnej i efektem tego było zwycięstwo pierwszej socjalistycznej rewolucji na świecie. Tak jak pisałem już o Marksie – także Lenina, nie uważam za „rewolucyjnego mesjasza” i Lenin też popełniał błędy. Geniusz Lenina rozumiem jako umiejętne dostosowanie rewolucyjnej działalności, do konkretnej sytuacji – wbrew sztywnym schematom i powszechnie cenionym autorytetom, jakimi byli przywódcy II międzynarodówki z niemieckiej SPD. Prowadzono wtedy różne jałowe spory teoretyczne, w których interpretując Marksa „udowadniano”, że rewolucja w Rosji jest nie możliwa. W takich wypadkach jedynym obiektywnym kryterium prawdy – jest historia, która weryfikuje różne hipotezy na podstawie skuteczności. Walka zbrojna, którą podjęli bolszewicy od samego początku istnienia, była przez wielu określana mianem „narodnickiego bakcyla”. Czy to napad na bank w Tyflisie w 1907 r. czy też na kilka miesięcy przed rewolucją, działalność Czerwonej Gwardii – była przez różnych „marksistów” określana mianem rewolucyjnego awanturnictwa.
Zasadniczym problemem marksistów, także dzisiejszych – jest ich inteligencki charakter i oderwanie od ekonomicznych problemów społeczeństwa. W odróżnieniu od robotników, którzy czują głód, nie ma żadnego czynnika, który mobilizowałby ich do rewolucji. Brak porozumienia i możliwości współpracy jest typowy dla wszystkich marksistów-inteligentów, włączając w to redakcję DP.
To co różniło Lenina i wszystkich innych rewolucjonistów od marksistów-inteligentów, to nie pochodzenie społeczne – ale stosunek do walki zbrojnej, która ma swoją wewnętrzną dynamikę i która powoduje, że jeśli ktoś raz ją rozpocznie, to nie może się już z niej wycofać. Zarówno walka ekonomiczna, jak i walka rewolucyjna powoduje naturalny pęd do jednoczenia się i współpracy ludzi o podobnych poglądach. Rozpoczęcie walki zbrojnej jest katalizatorem, który jednoczy komunistów pod jednym sztandarem. Tak jak w obliczu rewolucyjnej postawy bolszewików w 1917 roku (czego przejawem są. np. Tezy kwietniowe), do partii bolszewickiej wstępują dawni mienszewicy (jak Trocki), tak podczas innych rewolucji obserwujemy proces podobny.
Najlepszym przykładem jest tutaj rewolucja kubańska, rozpoczęta przez niewielką kilkunastoosobową grupę partyzantów (tyle ich było po rozbiciu przez wojska Batisty po lądowaniu na Kubie), do której stopniowo wstępowali różni rewolucjoniści wywodzący się min. z sekt trockistowskich i stalinowskich. Proces krystalizacji organizacji rewolucyjnej dobrze widać na przykładzie wywiadu z bojownikiem Tupamaros, który można znaleźć w Archiwum LBC na stronie http://archiwumlbc.w.interia.pl/925wywiad_tup.htm
(…)
— Czy nie taki był początek?
— Nie, początków należy szukać wcześniej. Do pewnego stopnia w partii
socjalistycznej, ale przed osławioną porażką. Ja bym je umiejscowił w momencie,
w którym doszło do walki z linią Frugoniego; walka ta była owocem niezadowolenia
spowodowanego brakiem rozmachu rewolucyjnego w partii. Oczywiście w owym okresie
nie myśleliśmy nawet o walce zbrojnej.
— Kiedy zrodziła się owa myśl?
— W okresie Fusco, gdy zastosowano,,nadzwyczajne środki bezpieczeństwa". Wtedy
to stało się dla nas oczywiste, że istniejące partie i związki zawodowe są
nieoperatywne i nie mogą stawić czoła tego rodzaju sytuacji.
— Powiedział pan, że to i owo było dla was wówczas jasne...
— Tak, wiedzieliśmy na przykład, że istniejące partie, tak jak one funkcjonują,
okazały się nieskuteczne i nie potrafiły podołać zadaniom, które same sobie
stawiały.
— Nie były przydatne? Czy nigdy nie były przydatne?
— Nie, nie o to chodzi, Były przydatne, i to nawet bardzo...
— Ma pan oczywiście na myśli partie socjalistyczną i komunistyczną...
— Tak, one upolityczniły szerokie warstwy ludności, które stały się później
naturalną ostoją ruchu rewolucyjnego. Zdawaliśmy sobie z tego sprawę, lecz
zarazem wiedzieliśmy, że na tym etapie walki konieczne jest coś nowego.
— Co mianowicie?
— Było chyba dla nas bardziej oczywiste to, czego nie powinniśmy czynić, niż to,
co powinniśmy.
— Czego nie powinniście byli czynić?
— Afirmować naszej osobowości politycznej poprzez atakowanie innych ugrupowań
lewicowych. Jałowość kontrowersji w łonie lewicy była dla nas oczywista. Nie
wolno nam było ich kontynuować. Należało podjąć działalność konstruktywną.
Wiedzieliśmy, że gdy nasza linia zostanie wypracowana, przyłączą się do nas
zdrowe elementy. Nie chodziło o to, by proklamować, że nasza linia jest jedynie
słuszna; fakty dowiodą, czy jest ona jedynie słuszna, czy nie.
— Czy uważa pan polemiki między ugrupowaniami lewicowymi za całkowicie
jałowe?
— Mówimy o rzeczywistości, a nie o teoriach... Gdyby była możliwa polemika
prawdziwie obiektywna i konstruktywna, to nie uważałbym jej za jałową, ale jak
polemika ta wygląda w praktyce? Każde ugrupowanie posiada „swoją prawdę", z
której ani myśli zrezygnować. Nie ma sensu uprawiać tego rodzaju polemiki; nie
ma też potrzeby wyjaśniania, dlaczego jest to jałowe zajęcie. (podkr.
LBC)
— Inicjatorzy ruchu mieli więc
jednorodne pochodzenie polityczne, wywodzili się z partii socjalistycznej...
— Nie wszyscy, niektórzy z nas należeli do partii socjalistycznej, ale jako
całość stanowiliśmy prawdziwą mozaikę ideologiczną.
— Zjednoczoną jedynie wspólnym poglądem, że dotychczasowa działalność partii
—nie jest skuteczna.
— Nie tylko...
— I wspólnym przekonaniem, że jedna partia nie powinna afirmować swojej
osobowości poprzez wytykanie błędów innym partiom...?
— Nie tylko... Wkrótce zjednoczyło nas coś bardziej pozytywnego: wola utworzenia
aparatu walki zbrojnej.
— Tak... ale jeśli tak to ujmiemy, to może się wydawać, że walka zbrojna miała
być celem samym w sobie.
— Już pani powiedziałem, że wszyscy wywodziliśmy się z lewicy.
— Chce pan przez to powiedzieć, że istniała całkowita zgoda co do celu
ostatecznego.
— Oczywiście, celem ostatecznym był socjalizm. Wkrótce... po niedługim czasie
zdaliśmy sobie sprawę, że aparat walki zbrojnej wymaga solidnej dyscypliny, ale
nie narzuconej z zewnątrz, lecz świadomej dyscypliny jednostki, która wie,
dlaczego walczy, i posiada pełną świadomość celów, do których dąży. Jak już
powiedziałem, stanowiliśmy swojego rodzaju mozaikę ideologiczną. Każdy z nas w
mniejszym czy większym stopniu poprzez swą pępowinę związany był z ruchem, z
którego wyszedł. Trzeba byłe roztrzaskać tę mozaikę. Bez spójnej ideologii nie
mogliśmy zmierzać ku celom, które sobie postawiliśmy.
— Czy zgoda co do celu ostatecznego i co do konieczności walki zbrojnej nie
wystarczała, by zapewnić tę spójnię ideową?
— Nie... Potrzeba walki zbrojnej była dla nas oczywista, ale spójnię tę
osiągnęliśmy dopiero wówczas, gdy zgodziliśmy się co do metody... co do
podstawowych elementów metody; gdy stało się oczywiste, że wszelka inna forma
walki powinna zostać podporządkowana walce zbrojnej.
— Podporządkowana? W rzeczywistości chciał pan powiedzieć: „zastąpiona" przez
nią...
— Nie, praca na froncie masowym na przykład, czy to politycznym, czy związkowym,
zachowała swoje podstawowe znaczenie. Dla nas jednak praca ta miała doprowadzić
do zorganizowania potężnej siły, która mogłaby prowadzić walkę zbrojną, i
dlatego właśnie użyłem słowa „podporządkowanie". Ona powinna połączyć wszystkie
inne wysiłki, być główną formą walki.
— Jakie były dla was najważniejsze cele akcji bezpośredniej?
— Dla nas akcja bezpośrednia spełniała —i spełnia — trzy funkcje: walki z
reżymem, propagowania naszej linii politycznej i szkolenia naszych ludzi.(…)
Ten przydługi cytat pokazuje początki Tupamaros, rewolucyjnej organizacji socjalistycznej w Urugwaju, która była o krok od zwycięstwa rewolucji. Sytuacja z przed powstania partii, jak opisuje ją bojownik Tupamaros jest bardzo podobna do dzisiejszej sytuacji w Polsce. Lewica pogrążona w jałowych sporach teoretycznych i partyjnictwie, nie była zdolna od rzeczywistej obrony przed ofensywą rządu. Zdaję sobie sprawę z tego, że portal Lewica bez cenzury, także dołożył swoje trzy grosze, do walki teoretycznej jaka się toczy. Uważam jednak, że było to zło konieczne, które było niezbędne do wypracowania nowej koncepcji politycznej.
Tylko nieskrępowana dyskusja mogła zapewnić niezbędny przepływ tekstów i informacji, który spowodował zmianę poglądów nie tylko u redaktorów LBC. Na dłuższą metę jednak zdaję sobie sprawę z tego, że samą działalnością internetową rewolucji się nie wywoła, i jest ona tylko środkiem do znalezienia odpowiednich ludzi i zbudowania rewolucyjnej organizacji. Rewolucyjnej organizacji, która dzisiaj w Polsce nie istnieje. Nie wiem, czy uda mi się taką organizację zbudować. Niestety redakcja Dyktatury Proletariatu, z wrodzoną sobie inteligencką rywalizacją, jest od tego celu tak samo odległa. W swoim wstępniaku słusznie zauważyliście, że nadchodzi czas wybuchów społecznych. Chcemy tego czy nie, będzie to czas całkowitej zmiany metod działania dzisiejszej radykalnej lewicy, a zwłaszcza lewicy rewolucyjnej ostatnio coraz bardziej aktywnej w internecie. Nieunikniona walka między pracą a kapitałem, jaka zbliża się do nas wielkimi krokami, będzie katalizatorem, który przegrupuje dzisiejszą scenę polityczną. Walki strajkowe i masowe demonstracje robotnicze na ulicy, odrodzą współpracę, której dziś nie ma. Czy w procesie tym będą uczestniczyć redaktorzy DP? To samo pytanie dotyczy innych grup, a do współpracy, tak jak do tanga trzeba dwojga. Na to pytanie mogę odpowiadać, tylko za siebie i moich najbliższych towarzyszy i wiem, że my na gruncie walki klasowej będziemy w stanie współpracować ze wszystkimi komunistami –mimo wielu niepochlebnych opinii na nasz temat, jakie można znaleźć w internecie.
Walka o której mówię ma charakter wielopłaszczyznowy i nie propaguje a priori, tej czy innej jedynie słusznej drogi. Jak wykazała historia, skuteczne może być zarówno przejęcie stolicy przez rewolucyjną organizację, liczącej zaledwie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, która rozpoczyna proces rewolucyjny w całym kraju (przykład Rewolucji Październikowej), jak też rewolucja wzniecona przez niewielką grupkę partyzantów, która w końcu przybiera formę walki ludowej i razem ze strajkiem generalnym obala kapitalizm. Rewolucja może mieć też charakter spontaniczny, która rozpocznie się od walki głodujących robotników, która doprowadzi do obalenia dotychczasowej władzy, i dopiero otworzy pole przyszłej rewolucji komunistycznej (przykład rewolucji lutowej)
Na tytułową odpowiedź, którędy do dyktatury proletariatu, nie jestem w stanie udzielić jednej ścisłej odpowiedzi, potrafię jednak powiedzieć, którędy na pewno tam nie dojdziemy. Na pewno nie dojdziemy tam, przy bezkrytycznym podejściu do rozwoju ruchu robotniczego i jego parlamentarnych i związkowo-biurokratycznych naleciałości, które są NIEODŁĄCZNĄ jego cechą. Nie dojdziemy tam wypełniając marksistowski schemat „co do joty”. Zdrada niemieckiej socjaldemokracji w 1914 roku, była prostą konsekwencją reformistycznej polityki SPD rozpoczętej jeszcze za czasów Marksa, a tym bardziej Engelsa i jego sekretarza Bernsteina. Zanim więc będziemy kopiować schemat SPD – należy zrozumieć jej degenerację, która rozpoczęła się na długo przed wybuchem I wojny światowej. Do dyktatury proletariatu na pewno też nie dojdziemy, przy obecnej rywalizacji i nienawiści między komunistami – jak już mówiłem wcześniej typowej także dla redakcji DP.
Na koniec chce wam powiedzieć, że życzę wam powodzenia, gdyż mamy ze sobą wiele wspólnego, choć często robimy to z innych przyczyn. O ile więc LBC zwalczało Plankton, gdyż z góry odrzucamy reformizm, wy tam zgłosiliście akces i walkę rozpoczęliście dopiero po ich negatywnej odpowiedzi. Wasza gloryfikacja parlamentarnych metod różnych organizacji komunistycznych, budzi naszą ostrożność, gdyż kto wie czy gdyby Ikonowicz powiedział: „tak” to nie bylibyście razem z nim na listach wyborczych… a to na pewno dyktatury proletariatu nie przybliży, a jak pokazał przykład SPD, morderców Róży Luksemburg w 1919 roku – jeszcze bardziej oddali. W waszym wstępniaku, odrzucacie demokrację burżuazyjną – co mamy nadzieje, jest zmianą poglądów, od czasu waszego akcesu do Planktonu.
Mamy nadzieje, że pojawienie się Waszego portalu ożywi na nowo dyskusję, tym razem już jednak tylko na lewicy rewolucyjnej. Nową stroną z tak wielką ilością marksistowskich tekstów, w nowej sytuacji (wejście do UE) powinni się zainteresować wszyscy, którym koncepcja dyktatury proletariatu jest bliska. Bojkot z ich strony, będzie kolejnym przejawem sekciarstwa, który oczywiście oddala perspektywę dyktatury proletariatu. Mamy nadzieje, że tym razem dyskusja ta będzie konstruktywna z obu stron. I po pierwszych nieudanych próbach – teraz dojdzie do jakiegoś przełomu na tym tle.
09 05 2004