No cóż, szkoda, że towarzysze z GSR przez trzy dni nie zdobyli się na merytoryczną odpowiedź. Dziwi to tym bardziej, że publicyści z GSR, wymagają takich odpowiedzi od innych. Temat dyktatury proletariatu jest jednak zbyt ważny i prędzej czy później, na LBC ukażą się kolejne artykuły, odpowiadające na pytanie, jak dyktaturę proletariatu osiągnąć.
PS życzymy sukcesów w docieraniu do tytułowego odbiorcy portalu -proletariatu. Mamy nadzieje, że coraz większe grono bezrobotnych, bezdomnych, wyzyskiwanych robotników, żyjących na granicy egzystencji biologicznej rolników - znajdzie pieniądze na zakup komputera i korzystanie z internetu. Mamy nadzieje, że pracujący coraz dłużej (już po kilkanaście godzin dziennie) robotnicy znajdą siłę, by po morderczej harówce studiować kolejne teksty na Waszym portalu. Robotnik budowlany, który przez 14 godzin wozi taczki z betonem na słońcu, na pewno o niczym innym nie marzy - jak wrócić do domu i czytać kolejne teksty GSR.
Zamiast odpowiedzi
Podążając tokiem rozważań Michała Nowickiego ("Którędy do dyktatury
proletariatu?") należałoby się zapewne spodziewać propozycji współpracy ze
strony środowisk wymienionych przez Michała jako nam najbliższe.
Tymczasem, ofert takich zwyczajnie nie ma. Mniejsza o przyczyny. Przeciwnie, nie
brak deklaracji wykluczających zbliżenie. Jeśli coś przeoczyliśmy - deklarujemy
gotowość bezwarunkowego przystąpienia do rozmów, których celem byłoby połączenie
wysiłków.
W międzyczasie pozwolimy sobie na luksus będący efektem "bloku odmowy" - luksus
samodzielnego prowadzenia portalu. Wstrzymamy się również z komentowaniem tekstu
Michała, nie zakłócając dyskusji LBC ze "Spartakusowcami".
Zresztą, powołanie portalu Dyktatura Proletariatu, przesiąkniętego duchem
starej, rewolucyjnej lewicy, rewolucyjnego ruchu robotniczego jest z założenia
wyjściem do środowisk, które REWOLUCYJNY MARKSIZM PRZEDKŁADAJĄ NAD EKLEKTYCZNE
NOWINKI. Przede wszystkim jednak, adresatem portalu, jak i towarzyszących mu
wydawnictw będzie klasa robotnicza - tytułowy proletariat.
Stawiając kropkę nad "i" wprowadzamy do działu "Historia ruchu robotniczego"
tekst pt. "Decyduje klasa robotnicza" z 30 czerwca 2003 r. (w załączeniu).
12 maja 2004 r.
ex-ex-GSR
DECYDUJE KLASA ROBOTNICZA
Na początku lat 20. w zasadzie zakończony został proces
kształtowania się dwóch odłamów klasowego ruchu robotniczego: rewolucyjnego,
związanego z Komunistyczną Robotniczą Partią Polski (od 1925 r. przemianowaną na
Komunistyczną Partię Polski - sekcję Międzynarodówki Komunistycznej) oraz
reformistycznego, oscylującego wokół Polskiej Partii Socjalistycznej i
Ogólnożydowskiego Związku Robotniczego "Bund", wchodzących w skład
Socjalistycznej Międzynarodówki Robotniczej.
Podział miał charakter trwały. Poza nim znalazł się nurt niezależnych
socjalistów związany z Niezależną Socjalistyczną Partią Pracy oraz żydowskie
organizacje socjalistyczne o tendencjach nacjonalistycznych, jak Poalej Syjon i
Ferajnikte. O ile dwie ostatnie działały w specyficznym środowisku, podatnym na
idee syjonizmu, o tyle NSPP bezskutecznie poszukiwała swego oparcia wśród
robotników i miejsca na scenie politycznej. Na arenie międzynarodowej partia ta
związała się z tzw. Międzynarodówką II i pół.
Niechciana frakcja KPP
Od jesieni 1932 r., w tym względnie autonomicznym środowisku, tworzy się
Opozycja KPP, która po przejściowych sukcesach organizacyjnych, pod hasłami
jednolitofrontowymi, osiąga pułap możliwości szacowany w 1933 r., według różnych
źródeł, od 150 do z górą 300 osób. Po przekształceniu się Opozycji KPP w Związek
Komunistów Internacjonalistów Polski (ZKIP), grupa ta marginalizuje się, tym
bardziej, że towarzyszy temu przechodzenie KPP na pozycje jednolitofrontowe.
"Czysty" trockizm nie uzyskuje większego rezonansu społecznego - szczególnie w
klasie robotniczej.
Od połowy 1934 r. Lew Trocki, w swoim czasie ulubieniec mas robotniczych Rosji
Radzieckiej, a od 1935 r. kierownictwo ZKIP, dostrzegają, że możliwości
organizacyjne Sekcji Międzynarodowej Ligi Komunistów Internacjonalistów
wyczerpują się, właśnie w środowiskach robotniczych. Od tego momentu kończy się
krótkotrwała zresztą samodzielność organizacyjna. Ruch trockistowski przechodzi
do taktyki "entryzmu". Zresztą bez większego powodzenia. Grupy trockistowskie
wchodzą w skład partii reformistycznych, wykorzystując czasową i krótkotrwałą
radykalizację ruchu socjalistycznego i rywalizację socjalistów z komunistami.
Taktyka ta zwana początkowo "zwrotem francuskim", mimo wielu zastrzeżeń staje
się obowiązującą w latach 1934-1935.
Jesienią 1935 r. do PPS i Bundu wchodzą również polscy i żydowscy trockiści
związani z ZKIP. Epizod ten trwa niespełna rok. W połowie 1936 r. trockiści
ostatecznie zostają usunięci tak z PPS, jak i z Bundu. W tymże roku tworzą nową,
względnie samodzielną organizację Bolszewików-Leninistów (B-L).
Trudno mówić jednak poważnie o wykreowaniu samodzielnej polityki, a tym bardziej
o znaczeniu tej organizacji w masowym ruchu robotniczym i rewolucyjnym. Jeśli w
1938 r. organizacja ta była "jedyną [i jedynie - GSR] zbiorowością członków,
bądź byłych członków KPP" (Ludwik Hass, "Trockizm w Polsce", w: Oblicza lewicy.
Losy idei i ludzi, Warszawa 1992, s. 223), czyli, tak naprawdę, niechcianą
frakcją KPP, odłamem ruchu komunistycznego.
Rozwiązanie KPP staje się również klęską polskich trockistów, bowiem "jeśli
wcześniej na ogół jedynie sporadycznie aresztowano działaczy trockistowskich,
zaś ich procesy należały do rzadkości", to po rozwiązaniu KPP aparat
bezpieczeństwa miał wolną rękę, mógł zatem rozprawić się z B-L. Na początku 1939
r. nastąpiła faktyczna likwidacja organizacji trockistowskiej w Polsce. Ogółem
uwięziono około 200 osób. Fizyczna likwidacja nastąpiła podczas okupacji.
Problem był dużo większy
Jak wskazuje prof. Ludwik Hass "przymusowe rozstanie z KPP miało swoją ujemną
stronę, ograniczało możliwości działania" (tamże, s. 203). Problem był jednak
dużo większy. Już po rozstaniu utrzymywało się swoiste sprzężenie zwrotne:
"po pierwszych krokach KPP ku jednolitemu frontowi z PPS i Bundem oraz po
gestach wzajemności z ich strony, sytuacja zaczęła się zmieniać na niekorzyść
ZKIP. Dotąd bowiem żywiołowe dążenie mas robotniczych do jedności budziło u
niejednego aktywisty robotniczego - przede wszystkim z kręgu komunistycznego,
też socjalistycznego - sympatię do występującej na rzecz jedności akcji Opozycji
KPP, później odpowiednio do ZKIP. Teraz natomiast owo dążenie skutkowało
odwrotnie. Dla aktywisty, któremu obce były spory wokół teorii permanentnej
rewolucji czy możliwości zbudowania socjalizmu w jednym kraju, propagowanie
budowy nowej partii rewolucyjnej było równoznaczne ze zwiększeniem politycznego
rozbicia klasy robotniczej, i to w momencie, kiedy zarysowała się perspektywa
współpracy ugrupowań już istniejących. Toteż w drugiej połowie 1934 r.
opuszczali ZKIP ci byli członkowie KPP i KZMP, których przyciągnęły do niego
głównie hasła jednolitego frontu i krytyka polityki socjalfaszyzmu, również
niektórzy poprzednio bezpartyjni" (tamże, s. 214).
I choć prof. Ludwik Hass twierdzi, że "mimo to ZKIP zdołał ugruntować swoje
wpływy w środowisku robotniczym Warszawy", to jednak zarazem dodaje
"kierownictwo ZKIP zaczynało wówczas dostrzegać, że możliwości organizacyjne
wyczerpują się. Był to problem również w innych sekcjach Międzynarodowej Ligi.
Trocki zwrócił nań uwagę jeszcze w połowie 1934 r., nieomal aforystycznie
pisząc: <>. Sekcje były wszędzie ilościowo słabe, zaś robotników w nich
niewielu. Dla nich bowiem dyskusje, jeszcze wewnątrzpartyjne, lat 20. o
Anglo-Rosyjskim Komitecie czy chińskim Kuomintangu były czymś abstrakcyjnym,
mieli inne troski. Dlatego z partii komunistycznych licznie [zapewne jednak
niezbyt lub stosunkowo licznie - GSR] przechodzili do organizacji opozycyjnych
działacze partyjni wyższych szczebli oraz intelektualiści, zatem ludzie niezbyt
orientujący się w prowadzeniu działalności masowej, mało zaś niższych
funkcjonariuszy-praktyków czy szeregowych partyjnych. W rezultacie sekcje
okazywały się oderwane od ruchu masowego. Dotrzeć do robotników i pozyskać ich
dla swej polityki możliwe było tylko przez udział w ich walce codziennej, w
praktyce poprzez partie względnie masowe" (tamże, ss. 214-215).
Taktyka "entryzmu"
Zdaniem Lwa Trockiego taktyka "entryzmu", początkowo nazywana "zwrotem
francuskim" pozwolić miała na opanowanie sztuki prowadzenia działalności
masowej, umożliwiała również dostęp do aktywu robotniczego, co pozwalało zjednać
go do swoich poglądów - "w perspektywie miałoby to doprowadzić do
przekształcenia tych partii w rewolucyjne, bądź do zerwania z nimi znacznej
części ich członków" (tamże, s. 215).
Dyskusyjna taktyka "entryzmu" nie przyniosła jednak spodziewanych rezultatów,
choć pozyskano szersze grono zwolenników. Okazało się, że nie pozwala ona jednak
"wyjść ze ślepego zaułku Bundu" i "zbliżyć się do przemysłowego trzonu
proletariatu polskiego", a "praca rewolucyjna wśród proletariatu polskiego" była
głównym celem tego "zwrotu" w przypadku Polski, o czym pisał Trocki, przekonując
sceptycznych wobec tej taktyki polskich towarzyszy.
Po VII Kongresie MK (1935 r.), który wprowadził obowiązującą wszystkie partie
komunistyczne linię frontów ludowych, taktyka "entryzmu" załamała się.
Już od połowy 1935 r. rozpoczął się proces usuwania frakcji trockistowskich z
partii socjalistycznych, np. z francuskiej SFIO. W Polsce samodzielna
działalność wznowiona została w połowie 1936 r.
Nawet w atmosferze wrogości i represji, które spadły na KPP i przybudówki w
latach 1934- 1938, w tle czystek, mordów i "procesów moskiewskich" komuniści nie
decydowali się na wstąpienie do reaktywowanej organizacji, która przyjęła nazwę
Bolszewicy-Leniniści (B-L): "Przeżywali bolesne rozdarcie i pozostawali na
uboczu" (tamże, s. 221).
Trzon nowej organizacji stanowili byli działacze ZKIP, PPS i Bundu. Przy B-L w
Warszawie ukonstytuowała się organizacja studentów Akademicy-Marksiści (A-M),
znaleźli się w niej byli członkowie OMS "Życie", usunięci z niej za trockizm.
Wówczas również B-L poczyniła próby przyciągnięcia do siebie robotników
niezorganizowanych, z miernym jednak rezultatem. Pozostały pewne wpływy w
proletariacie żydowskim, wśród inteligencji i młodzieży. Nie udało się żadnym
sposobem przebić do proletariatu przemysłowego, co było jednym z głównych celów
"francuskiego zwrotu".
Sporne kwestie
Wiosną 1938 r. Lew Trocki wystąpił z inicjatywą powołania do życia Czwartej
Międzynarodówki. Opracował również materiał programowy Agonia kapitalizmu a
zadania Czwartej Międzynarodówki (Mobilizacja mas wokół zadań przejściowych jako
przygotowanie do zdobycia władzy). Na gruncie polskim przede wszystkim
krytycznie były przyjęte sformułowania dotyczące szybkiego proklamowania nowej
Międzynarodówki. Wyciągnięto właśnie wnioski z "doświadczenia, że nawet po
rozwiązaniu KPP mało kto z jej członków przyłączył się do B-L" (tamże, s. 224).
Przyspieszony kurs na Czwartą
Międzynarodówkę napotkał zdecydowany opór - z organizacji wystąpił wówczas Izaak
Deutscher wraz z grupą współtowarzyszy, uznając przedwczesność tego typu
pomysłów, które zgłosił wyobcowany nieco i przebywający w Meksyku, Lew Trocki.
Znamiennym jest, że na konferencji założycielskiej "czwórki" przeciwko
proklamowaniu IV Międzynarodówki głosowało dwóch Polaków - Stefan Lamed i Hersz
Mendel (Sztokfisz).
Mimo protestów Trocki nie zmienił jednak zdania.
Katastrofa nastąpiła wraz z nadejściem II wojny światowej i po zgładzeniu,
jedynego i niezaprzeczalnego lidera ruchu, Lwa Trockiego, którego Stalin uznał
za osobistego wroga.
Jak wskazuje historia ruchu robotniczego w Drugiej Rzeczypospolitej rozwój
organizacji nie tylko trockistowskich, ale również innych organizacji
robotniczych, jak choćby NSPP, był ściśle zależny od polityki głównych sił w
klasowym ruchu robotniczym, przede wszystkim od polityki Międzynarodówki
Komunistycznej, w Polsce zaś od jej sekcji, Komunistycznej Partii Polski, która
stanowiła rdzeń rewolucyjnego ruchu robotniczego na ziemiach stanowiących obszar
II Rzeczypospolitej.
Na tle innych, prowadzących masową działalność partii robotniczych, małe grupy
inicjatywne czy partie nie stanowiły wiarygodnej i rzeczywistej alternatywy. Ani
NSPP, choć dużo większa, ani polscy trockiści nie zdołali przebić się i
ugruntować swoich pozycji w proletariacie przemysłowym i w szerszych
środowiskach robotniczych.
Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy "stanowiła w istocie wyodrębnioną
organizacyjnie lewicę socjaldemokratycznego ruchu robotniczego". Mimo, że partia
ta zdobyła samodzielną pozycję w ruchu robotniczym nie rozwinęła się w partię
masową lub względnie masową, czyli prowadzącą masową pracę. Utrzymywała się,
podobnie jak trockiści ze ZKIP czy B-L na marginesie istniejącego i
rzeczywistego podziału wpływów między PPS a KPP. "Udział NSPP w masowych walkach
politycznych klasy robotniczej był więc możliwy w zasadzie tylko w sojuszu z
jedną z tych partii" (Krystyna Kawecka, Niezależna Socjalistyczna Partia Pracy
1921-1937, s. 6).
Przykład NSPP, dużo większej od organizacji trockistowskich, pozwala ustalić
mechanizmy rozwoju tej partii i przyczyny, dla których nie stała się organizacją
masową, pokazuje pewne ogólne prawidłowości - wskazuje, że "wobec
nieodwracalności rozłamu ideowego oraz podziału organizacyjnego międzynarodowego
ruchu robotniczego na nurt reformistyczny i rewolucyjny, próby samodzielnego
działania nie mogły mieć perspektyw rozwoju i stanowić trwałego rozwiązania"
(tamże, s. 330). Zdaniem Krystyny Kaweckiej, głównie z przyczyn obiektywnych,
niemożliwe było "zdobycie przez nową partię samodzielnej pozycji politycznej i
zdobycie szerszego zakresu wpływów w układzie sił między PPS a KPP" (tamże, s.
331).
Jak wykazała autorka, mimo że niezależni socjaliści stworzyli kilka, stosunkowo
silnych organizacji terenowych, nie zdołali wyrwać się na szersze wody i
przełamać "wpływy w utrwalonym przez wieloletnią tradycję podziale ideowym i
organizacyjnym" (tamże), sięgającą jeszcze podziału na SDKPiL i PPS.
"Bilans kilku lat samodzielnego działania wskazywał, że utrzymanie odrębności
organizacyjnej oznacza pozostanie na uboczu masowej walki politycznej w kraju"
(tamże).
Co było zbyt wysoką ceną za względną samodzielność i odrębność organizacyjną.
Wniosek ten stosuje się, w całej rozciągłości, również do ruchu
trockistowskiego.
Świadomość konsekwencji, dla rewolucyjnego ruchu robotniczego i całości ruchu
robotniczego, wypadnięcia organizacji miała istotne znaczenie dla działaczy
głównego nurtu rewolucyjnego, którzy zdawali sobie sprawę z konsekwencji
marginalizacji i następstw ewentualnego zerwania KPP z Międzynarodówką
Komunistyczną. Koszt takiej operacji dla nielegalnej przecież partii był wręcz
niewyobrażalny. Ewentualność fizycznej likwidacji KPP w obu przypadkach mogła
mieć miejsce... i miała.
Kwestie te pozostają sprawą sporną, nie można wszakże zaprzeczyć, że wraz ze
stalinizacją KPP walki frakcyjne wykorzystywane przez Stalina sprzyjały
miernotom politycznym i karierowiczom. Sporna pozostaje również taktyka "entryzmu",
która miała przecież również swoje negatywne konsekwencje. Ogólne prawidłowości
odnotowują także niektóre tendencje trockistowskie, np. francuscy "grantowcy",
którzy zauważają, że:
"W praktyce, wszystkie sytuacje rewolucyjne, które miały miejsce od stuleci - a
było ich wiele - dowodzą następującej rzeczy, którą można uznać za prawo
historyczne: kiedy masy ludu podejmują działanie, zawsze zwracają się ku wielkim
organizacjom politycznym i związkowym o charakterze tradycyjnym, tzn. ku
organizacjom, które pojawiły się historycznie jako wyraz zorganizowanego
interesu pracowników najemnych i które, w konsekwencji, zajmują przeważające
miejsce w zbiorowej świadomości, nie bandy samozwańczych <>, ale mas ludowych.
Nawet w krajach, gdzie wprowadzenie dyktatur prawie całkowicie zniszczyło partie
socjalistyczne czy komunistyczne, to właśnie te partie wyłaniają się na nowo
wraz z ruchem masowym. Tak było w Hiszpanii, w chwili upadku reżymu
frankistowskiego, w 1975 r., w 36 lat po zwycięstwie faszyzmu, choć za zdradę
odpowiedzialność ponosiło kierownictwa socjalistów i komunistów. W Grecji PASOK
stał się, w ciągu kilku dni, główną partią klasy robotniczej, w wyniku upadku
dyktatury generałów w 1974 r.
W całej historii walk klasowych w skali międzynarodowej, praktycznie nie było
żadnego wyjątku od tego prawa, a jednak skrajna lewica ignoruje to prawo lub je
przemilcza.
Masowa mobilizacja, która nastąpi wcześniej czy później ponad głowami formacji
skrajnie lewicowych zwróci się ku PS, PCF i wielkim konfederacjom związkowym.
Młodzież i pracownicy, kiedy już rozpoczną akcję przeciwko władzy pracodawców i
państwa, nie widzą przydatności sekt ani organizacji marginalnych, choćby ich
idee cechowały się najwyższą <>. I nie bez racji: takie organizacje nie mają,
istotnie, żadnej przydatności w takim kontekście. W konsekwencji, podczas
dojrzewania kryzysu przedrewolucyjnego, okaże się, że PS i PCF dysponują takimi
rezerwami społecznymi, które są bez porównania bardziej znaczące i liczne niż
wszystkie grupki pretendujące do miana <> razem wzięte" ("Contre le sectarisme
de <>", "La Riposte" z 5 października 2002 r.).
Ten skrajny i zbyt kategoryczny pogląd "wiecznych entrystów" wskazuje jednak na
zasadniczą tendencję.
Tak zwana klasowa świadomość, w postaci latentnej (uśpionej), zajmuje szczególne
miejsce w świadomości zbiorowej klasy robotniczej. Może odradzać się w sposób
skokowy, po latach "uśpienia" na bazie wzrostu walk klasowych i spontanicznej
świadomości klasowej, w sytuacjach szczególnych, w momentach zwrotnych, takich
jak kryzys przedrewolucyjny.
W przypadku Polski najpewniej odrodzi się rewolucyjny ruch robotniczy pod
postacią partii komunistycznej, której częścią składową stanie się, zapewne,
niemrawa i podstarzała, powstała jakby mimo woli, po "likwidacji" przez organa
sądownicze Związku Komunistów Polskich "Proletariat", partia o tradycyjnej
nazwie - Komunistyczna Partia Polski.
Ten znamienny przypadek potwierdza regułę, którą każda z butnych grup
inicjatywnych powinna wziąć pod uwagę.
30 czerwca 2003 r.