O prawdę historyczną
Nie może być godnej tego imienia lewicy, jeśli cierpi ona na utratę pamięci historycznej lub po prostu nie zna swojej historii. Pamięć o walce zbrojnej Gwardii Ludowej i Armii Ludowej, rzetelna, krytyczna wiedza historyczna o niej, kultywowanie jej tradycji, obrona dobrego imienia jej uczestników – to obowiązek lewicy. Poniższy artykuł ukazał się w „Nowym Tygodniku Popularnym”.
Zbigniew Marcin KOWALEWSKI
Mam na myśli te wszystkie środowiska, dla których lewica to nie szyld, za którym kryje się kariera polityczna i biznes, lecz program i działanie – obrona interesów tych, którzy żyją i mogą żyć tylko z pracy własnych rąk i umysłów. Do GL i AL szło się po to, aby walkę o wyzwolenie narodowe połączyć z obroną tych właśnie interesów – więcej: z walką o taką władzę państwową, która stałaby na ich straży.
Niedawno minęła 60 rocznica powstania AL, o której pisze obok jeden z najbardziej kompetentnych na tym polu historyków, autor przełomowej książki pt. „Armii Ludowej dylematy i dramaty”. Półtora roku wcześniej minęło 60 lat od chwili, gdy w pole wyruszyły pierwsze oddziały GL. Niedawno pod redakcją naukową profesorów Kazimierza Sobczaka i Ryszarda Nazarewicza ukazała się praca zbiorowa pt. „Gwardia Ludowa w perspektywie historycznej”. Chcę zwrócić na nią uwagę naszych czytelników, bo należy do tych książek, które wielkie media ignorują tak, jakby wychodziły w „drugim obiegu”.
Z tej książki dowiadujemy się, jak w latach 1939-1941, przed powstaniem PPR, „wbrew zakazom Kominternu traktującym naruszenie ich za zbrodnię i prowokację”, organizowała się i działała lewica komunistyczna, pozbawiona przez Stalina swojej partii, i jak przygotowała warunki kadrowe do późniejszego rozwoju GL i AL.
Poznajemy strategię, organizację, formy i sposoby prowadzenia działań bojowych. GL, obok kierowanych przez komunistów ruchów partyzanckich w Jugosławii i Grecji, była pierwszą w Europie organizacją, która wznieciła w sposób zorganizowany i planowy wojnę partyzancką. Obrała strategię czynnej, zmierzającej do mobilizacji jak najszerszych mas walki wyzwoleńczej, którą powinno było uwieńczyć powstanie ogólnonarodowe.
Chodziło o to, aby wielokrotnie pomnożyć oddziały dywersyjno-partyzanckie, uzbroić je, zahartować w walce z wrogiem, dezorganizować transport, niszczyć łączność, sprzęt wojenny i magazyny żywności, bić wroga i jego agentów, tępić zdrajców i do reszty przełamać bierność w społeczeństwie, uświadomić je o konieczności i celowości czynu, przed którym zadrży wróg.
Autorzy książki pokazują, jak GL wdrażała tę strategię wyzwoleńczą. Opisują pierwsze akcje zbrojne na Ziemi Piotrkowskiej, działalność sabotażowo-dywersyjną na niemieckich kolejach, kronikę czynów bojowych warszawskiego oddziału szturmowego „Czwartaków”.
Poznajemy też skład społeczny GL. Jej żołnierze „rekrutowali się przede wszystkim z klasy robotniczej oraz chłopów, przeważnie z ich biedniejszej warstwy, a ponadto z rzemieślników i inteligencji związanej ideowo z lewicą, często wywodzącej się także z tych podstawowych grup społecznych. Klasy te i grupy społeczne były najbardziej uciskane i lekceważone w całej swej historii, jak również w okresie wojny.”
Ta książka skłania mnie do refleksji, którymi chcę się podzielić.
Lewica była również w obozie londyńskim i też głosiła powiązanie walki o wyzwolenie narodowe z walką o wyzwolenie społeczne Jednak jej poparcie dla rządu londyńskiego nie mogło zaowocować niczym innym niż poparcie tej samej lewicy dla Piłsudskiego podczas poprzedniej wojny światowej: odbudową władzy państwowej broniącej interesów własności prywatnej i kapitału, wyzysku pracy własnego narodu i ucisku innych narodów.
Jeśli jedną walkę chciało się naprawdę powiązać z drugą, trzeba było zachować całkowitą niezależność od rządu londyńskiego i jego delegatury w kraju, od podległych im instytucji i organizacji. Ten nurt lewicy, wywodzący się głównie z komunistycznego skrzydła ruchu robotniczego, który stworzył GL i AL, był od nich niezależny.
Szok pourazowy, jakim była potworna zbrodnia popełniona przez reżim stalinowski w ZSRR na polskim ruchu komunistycznym – wymordowanie tysięcy działaczy Komunistycznej Partii Polski i rozwiązanie samej KPP – nie doprowadził do zerwania Polskiej Partii Robotniczej ze stalinizmem. Przełożył się jednak na silne w tej partii dążenie do prowadzenia – na tyle, na ile to było możliwe bez zerwania – niezależnej wobec Moskwy polityki. Polityki sojuszniczej, a nie satelickiej.
Ciągle mało kto o tym wie. W obciążonej ideologicznymi i politycznymi zakłamaniami historiografii z czasów PRL tę tak niezmiernie ważną stronę działalności PPR ukrywano i tuszowano. Tak, jak ukrywano prawdziwe powody rozwiązania KPP przez Komintern, a faktycznie Stalina. Jak to już w 1958 r. wykazał na Zachodzie polski marksista i historyk Izaak Deutscher, do 1932 r. działacz KPP, rozwiązano ją, gdyż była partią o własnej głęboko zakorzenionej i solidnej tradycji, toteż stalinizmowi bardzo trudno było nią zawładnąć.
Na ugruntowanej społecznej niewiedzy na tym polu dziś grasuje prawica. Szkaluje mianem agenturalnej partię, której w świetle uczciwych badań historycznych za agenturalną uznać nie sposób. Zaletą takich prac, jak ta, którą tu omawiamy, czy jak wspomniana książka Nazarewicza o AL, jest m.in. to, że wreszcie ujawniają i niezbicie dokumentują do jakiego stopnia polityka PPR, a co za tym idzie działalność GL i AL, była niezależna. Wystarczy zdać sobie sprawę z tego, że lewicowy ruch partyzancki w Polsce zaczął otrzymywać realną pomoc radziecką w postaci zrzutów broni dopiero od późnej wiosny 1944 r., gdy armia radziecka docierała już do ziem polskich i wzrosło znaczenie dywersji na tyłach niemieckich, by zacząć sobie uświadamiać, jaki był rzeczywisty stosunek Stalina do PPR, GL i AL.
W Jugosławii komuniści nie podporządkowali się ani swojemu rządowi londyńskiemu, ani Stalinowi i wzięli niezależny kurs na obalenie kapitalizmu – wbrew Stalinowi, który chciał im tego zakazać. We Francji postąpili wręcz przeciwnie: podporządkowali się swojemu rządowi londyńskiemu i Stalinowi i zgodnie z tym, czego wymagali od nich i de Gaulle, i Stalin, sprzeciwili się obaleniu kapitalizmu.
Początkowo, pod presją z Moskwy, PPR przyjęła bardzo przytępiony program społeczny – bardziej umiarkowany nie tylko od programu KPP, ale nawet od tzw. programu radomskiego PPS z 1937 r. Wywołało to poważne opory w radykalnych środowiskach robotniczych, które domagały się programu nie tylko narodowowyzwoleńczego, ale również socjalistycznego. Z biegiem czasu, mimo krytyki ze strony Dymitrowa, PPR wprowadziła do swojego programu postulaty antykapitalistyczne i ogłosiła: „Walcząc o niepodległość walczymy tym samym o socjalizm.”
Dramat polskiej lewicy polegał na tym, że ruch, który reżim stalinowski straszliwie wykrwawił eksterminując fizycznie tysiące jego działaczy i doszczętnie demontując samą partię, nie miał dość sił, aby – tak, jak w Jugosławii – wygrać z obozem londyńskim rywalizację o kierownictwo polityczne ruchu oporu i narodu ani oprzeć się na dłuższą metę Stalinowi.
Nie był więc zdolny rozwinąć skrzydeł na taką skalę, jak w Jugosławii i samodzielnie przejąć władzy w chwili wyzwolenia kraju, toteż przytłaczającym czynnikiem wyzwolenia stała się armia radziecka. To zaś przekreśliło szanse na dalsze prowadzenie przez PPR samodzielnej wobec Kremla polityki i doprowadziło do tragicznego sprzęgnięcia wyzwolenia narodowego i społecznego, o które walczyła polska lewica, z instalacją – pod przemożną presją radziecką – reżimu na modłę stalinowską.
Skutkiem był ustrój, który z jednej strony przyniósł masom pracującym w mieście i na wsi poważne zdobycze społeczne, a z drugiej ubezwłasnowolnił je politycznie – pozbawił prawa decydowania o sposobie korzystania z tych zdobyczy i ich pomnażania. To była sprzeczność, która w końcu go rozsadziła i doprowadziła do upadku.
W niczym nie przekreśla to zasług polskiej lewicy radykalnej w walce o wyzwolenie narodowe i społeczne ani wagi zorganizowanej i kierowanej przez nią walki zbrojnej z okupantem.
Walka o prawdę historyczną o GL i AL jest jednak bardzo trudna. „Gazety, nawet nieliczne lewicowe, rzadko decydują się zamieszczać polemiki z paszkwilami publikowanymi przez prasę prawicową, niekiedy także centrową. Godnym uznania wyjątkiem był w tym względzie «Nowy Tygodnik Popularny», który co tydzień zamieszczał polemiki gen. Edwina Rozłubirskiego – aż do jego przedwczesnej śmierci.”
Nasze łamy nadal będą służyć tej słusznej sprawie.
„Gwardia Ludowa w perspektywie historycznej”, Instytut Naukowy im. gen. Edwina Rozłubirskiego i Rada Krajowa Żołnierzy Armii Ludowej, 00-461 Warszawa, Al. Ujazdowskie 6a pok. 28.