Tekst pochodzi z Trybuny - http://www.trybuna.com.pl/200405/d.htm?id=2733 . Opisuje super wyzysk w supermarketach.
Aleksandra Pielechaty
Zapraszamy do promocji
Dziewczyny do wynajęcia
Jeśli staniesz przy swoim standzie lub z tacą, nie wolno rozmawiać z innymi
dziewczynami, nie wolno niczego jeść ani pić, nie wolno się oddalać od standu
ani opierać się o niego. Absolutnie zakazane jest rozmawianie przez komórkę,
nawet posiadanie jej przy sobie. Za najdrobniejsze uchybienie od razu wylatujesz
z pracy, a razem z tobą agencja, która cię zatrudniła. W niektórych umowach
firmy promocyjne umieszczają klauzulę, że jeśli promocja zostanie przerwana z
winy zatrudnionej hostessy, to ona ponosi wszelkie koszty.
Podczas 12-godzinnego dnia pracy każdej hostessie przysługuje 15 minut przerwy
na potrzeby fizjologiczne, przypudrowanie się i przegryzienie kanapki w biegu.
Na nic ciepłego nie ma czasu i do tego trzeba się przyzwyczaić. - Jeśli się
przetrwa te kilka morderczych miesięcy na promocjach w "hiperach", można liczyć
na poważniejsze zlecenia: agencja będzie cię zatrudniać do imprez bardziej
prestiżowych. Szczęściara Dorota (24 lata) będzie w przyszły weekend apetycznie
krążyć wokół nowej wersji audi na gdańskiej imprezie samochodowej. Nie musi znać
się na pojemności silnika ani wiedzieć, jak działa immobiliser, ale czerwone
paznokcie, błyszczyk i lycrowe pończochy 15 den są konieczne. Do tego seksowna
garsonka z pęknięciami, którą zapewnia agencja. Ekskluzywna hostessa Dorota
będzie tworzyć wokół auta specjalną aurę luksusu i elegancji. - Mam też
selekcjonować, kogo wpuszczę do środka auta. Stanowczo, ale delikatnie odsuwać
ciekawskie dzieciaki z lodami i popcornem i podchmielonych facetów z
plastikowymi kubkami piwa. Jak ktoś uświni skórzaną tapicerkę, to mam po premii.
- Trzy dni machania rzęsami i przyklejonego uśmiechu do górnych piątek to
równowartość 563 zł. Trzeciego dnia krążenia wokół audicy śródstopie Doroty
zaczyna się buntować przeciwko siedmiocentymetrowym szpilkom. Jeszcze tylko
kilka godzin. Parę kroków w jedną stronę. Zwrot "Proszę, ulotka dla pana, może
chciałby pan usiąść na chwilę za kierownicą naszego A6? Zapraszam serdecznie".
"A usiądzie pani ze mną...?". Fan motoryzacji jest w wieku ojca Doroty.
563 zł to dla hostessy Doroty miesiąc nauki w Wyższej Szkole Zarządzania i
Administracji. Dorota mówi, że to stosunkowo
ŁATWA I SZYBKA
kasa w porównaniu z tym, w jaki sposób zarabiała jako płotka - hostessa na
promocjach w hipermarketach. - "Hipery" to rzeźnia - stwierdza ze znawstwem
Dorota. - Ale nie ma rady, każda hostessa, albo raczej promotorka, musi przez to
przejść. To taka piramida w hostessingu.
Hostessy sprzedają uśmiech wedle ustalonych stawek. Od 8 do 13,50 zł za godzinę.
Pracuje się głównie w weekendy, bo to nie koliduje z zajęciami na uczelniach, a
w hipermarketach jest najwięcej promocji. Warunki, które stawiają firmy
zatrudniające hostessy, są coraz bardziej wyszukane. - Wygląd modelki (w
ogłoszeniach określany jako "nienaganny"), wiek do 25 lat (preferowane studentki
zaoczne) i aktualna książeczka zdrowia to norma. Hostessa musi też być "miękka",
jak określają dziewczyny z "branży": nie pyskować, nie stawiać się, nie
wymądrzać i akceptować potulnie odgórne ustalenia agencji. Biała bluzka z logo
promowanej firmy to już standard z lamusa. Klienta trzeba przyciągnąć czymś
ekstra, zaciekawić, dlatego warunki, które stawiają firmy, są coraz bardziej
wyszukane. - Bywa obciachowo, ale co zrobić, taka praca... - kiwają głowami
hostessy. Marzena (23 lata) była już Tygryskiem z odpadającym ogonem z "Kubusia
Puchatka" i grzybkiem, który reklamował "Marynowane prawdziwki z zalewie".
Pierwszego września została przebrana za surową panią profesor w birecie,
miniaturowej todze oraz okularach zsuwających się na czubek nosa. - Taka
bardziej prymitywna męska fantazja. Najbardziej widoczne były moje samonośne
pończochy, a "chłopcy", którzy do mnie podchodzili, już dawno byli poza
obowiązkiem szkolnym - mówi Marzena. Basia (24 lata) w kostiumie hawajskiej
piękności promowała olejek do opalania, kiedy wpadła na promotora swojej pracy
magisterskiej.
Zaletą hostessingu jest to, że nie trzeba mieć wysokich kwalifikacji, nie
wymagana jest znajomość języków obcych i obsługi komputera. Mało która
dziewczyna wytrzymuje jako hostessa kilka miesięcy. To kawał ciężkiej roboty i
trzeba mieć żelazne nerwy, żeby wytrzymać dłużej. - To tylko dorywczo, na
krótko, jak najkrócej. Tylko że właśnie po kilku miesiącach w pracy wyrabia się
pancerz ochronny, uczysz się ignorować ochroniarzy-debilów, upierdliwych
kierowników zmiany i klientów, którzy
MAJĄ CIĘ ZA NIC
- stwierdza Basia.
Ochroniarze ostemplują ci każdą rzecz, którą masz przy sobie, nawet paczkę
chusteczek jednorazowych i tampon. Dziewczyny same skrupulatnie wykładają na
stół rzeczy do podstemplowania. Rzecz bez stempelka jest podejrzana, może być
kradziona, a dziewczyna może mieć kłopoty. - Kiedyś babcia dała mi kabanosa w
sreberku na drugie śniadanie. Zawieruszył się przy rewizji wstępnej i dopiero
przy wyjściu z promocji znaleźli go ochroniarze. Szum się zrobił, jakbym
gwizdnęła kluczyki do merca. Marzena opowiada, że ochroniarze, zadowoleni, że
coś się dzieje, spisali protokół kradzieży i kazali się pod nim podpisać. -
Powiedzieli mi, że jeśli go nie ukradłam, to dostanę z powrotem. Ale muszą
zrobić śledztwo. Paranoja. - Będziecie liczyć wszystkie kabanosy? Odbiło wam? -
próbowała się bronić. - Nie twoja sprawa, gówniaro, spieprzaj do standu. Ten
jeden raz ci darujemy - powiedział kierownik ochrony. Ostrzegł, że jeszcze jeden
taki numer i dziewczyna nie będzie miała wstępu na promocje do tego marketu, oni
już to załatwią.
Aneta (25 lata), hostessa-weteranka, wie, że dobre stosunki z ochroną są bardzo
ważne, dlatego w każdym z "hiperów" organizuje sobie "chłopaka" spośród
dzielnych ochroniarzy. - Uśmiechnę się do takiego buraka, raz czy dwa na kawę
pójdę po pracy, kanapkę mu przyniosę, nawet w tyłek dam się klepnąć, ale nic
więcej - zastrzega się. - No i mam spokój, jestem kryta. Cel uświęca środki.
Aneta opowiada, że ochrona ma prawo
ZAGLĄDAĆ DO SZAFEK,
w których dziewczyny zostawiają swoje rzeczy, nawet pod ich nieobecność.
Nagminnie dochodzi do kradzieży: giną dokumenty, telefony, pieniądze. Bywa, że
niechcianej dziewczynie albo takiej, która podpadła, podrzucają jakiś lewy
drobiazg, a potem łapią ją przy wyjściu - mówi Aneta. - No i za dziewczyną idzie
smród. Agencje do niej nie dzwonią, taki wilczy bilet...
W niektórych supermarketach specjalni pracownicy sklepu mają za zadanie pilnować
zachowania hostess, a za każdą wyrzuconą dziewczynę dostają premię. Przy wyjściu
z hali przechodzi się przez ochronę kilkakrotnie, niektóre dziewczyny kierowane
są do kontroli osobistej, zawsze można oczekiwać przejrzenia torebki, kieszeni i
"macanki", czyli osobistej rewizji. - Niby powinna robić to kobieta, zawsze w
hipermarketach są jakieś ochroniarki, ale bywa różnie... Wtedy trzeba koniecznie
iść we dwie z koleżanką... Na wszelki wypadek... - zaznacza Marzena.
- W hipermarketach większość kadry kierowniczej to mężczyźni. Bywa, że pracujące
w sklepie kobiety, w tym hostessy, traktują jak swój prywatny harem. Na porządku
dziennym są nagabywania, żarty z erotycznymi podtekstami albo po prostu świńskie
propozycje - relacjonuje Barbara. - Nie chcąc stracić zajęcia, hostessy muszą
być dla nich miłe, uśmiechać się i udawać, że cała sytuacja im pochlebia.
Kobiety na kierowniczych stanowiskach, zwłaszcza w działach drogeryjnych i
chemicznych, nie szczypią po pośladkach, ale są zazwyczaj złośliwe i
drobiazgowe. Hostessa, która sądzi, że kierowniczka zrozumie jej kobiece
problemy i pozwoli wyjść na dodatkową chwilę do toalety, bardzo się myli. -
Najlepsze są te zarozumiałe lalunie, które z własnej woli robią nam wykłady, np.
z teorii zachowań konsumenckich, które poznały na ostatnim dwudniowym szkoleniu.
Myślę sobie wtedy: "Co ty o tym wiesz, krowo... Ja na zarządzaniu uczę się tego
od czterech lat, piszę dyplom ze strategii sprzedaży" - śmieje się Basia. - Ale
potakuję głową jak koń i pokornie dziękuję za wszystkie uwagi.
Prawie wszystkie hostessy są studentkami ambitnych kierunków: marketing i
zarządzanie, biotechnologia, zagraniczne filologie, dorabiają w ten sposób do
nędznych stypendiów naukowych. Ale nie ma się co tym chwalić przed załogą "hiperów"
ani przed pracodawcami.
Najgorsi w tej pracy są jednak sklepowi klienci, bo ci najbardziej mogą
dziewczynom zaszkodzić. Wystarczy jedna skarga i hostessa zostaje zwolniona.
Marzena opowiada, że kiedyś klientka zapytała ją, dlaczego nie dała jej synkowi
lizaka i długopisu. Dziewczyna tłumaczyła, że nie zauważyła, że dziś dużo ludzi,
że przeprasza. - Daję trzy lizaczki, dwa długopisy, a ta pinda mówi mi, że mam
niewłaściwe podejście do klienta i że teraz mogę sobie tego lizaczka wsadzić...
Ciągnie synka za rękę, a godzinę później kierownik zmiany każe mi się zbierać -
narzeka Marzena. Opowiada o klientkach, które wybrzydzają: "Ja tam takiego
badziewnego szamponu nie kupuję... Co mi tu pani takie >>gie<< wciska", mówią,
ale próbkę wezmą i popchną męża, który za długo mi się na cycki gapi.
Dziewczyny przyznają, że większość odwiedzających sklepy panów odbiera hostessy
jako dziewczyny, które nie promują towaru, lecz swoje ciała. Sposób, w jaki są
ubrane i muszą się zachowywać dodatkowo wrażenie to potęguje. Opięte, kuse,
promocyjne sukienki informują: odsłaniasz, znaczy, można patrzeć. Za darmo, bo
tobie już zapłacili. - I te obrzydliwe łapy, od których zasłania się biust
ulotkami - mówi Marzena. - Schylasz się, bo ktoś produkt strącił z półki i
pac... łapa na tyłku. Odwracasz się, a tam pulchny pięćdziesięciolatek z
koszykiem z margaryną i włoszczyzną. Zadowolony z siebie jakby nie wiem co.
Wczoraj widzę faceta na zakupach, typ "tatusiek-księgowy": żona, kilkuletnie
dziecko, wózek pełen zakupów na weekend. Gapi się, podchodzi spróbować koreczków
serowych, za chwilę jest z powrotem - sam. Żonę ustawił w kolejce po wędliny,
dziecko zgubił w grach komputerowych i pyta mnie, o której kończę zmianę, bo on
by mnie chciał zaprosić na kawę! Idiota. Czy ja mam na czole napisane "dziwka"?
Hostessy Marzena i Aneta mówią, że gdy się stoi między regałami albo przy
standzie i głupkowato się uśmiecha, nie liczy się nic. Po prostu jest się
GADAJĄCYM BIUSTEM,
długimi nogami z gratisami. - I wszyscy: ochrona, obsługa, klienci właśnie tak
cię traktują, jak łatwą panienkę, dupeńkę od Knorra czy Rexony - podsumowuje
Aneta. Aneta ("Może wypróbuje pani nowy szampon dla delikatnych włosów ze
specjalną formuła Nutrileum") w tym roku broni podwójny dyplom: na administracji
i zaocznej ekonomii, zna dwa języki, komputer, prawo jazdy. Jej koleżanka, Zuzia
(25 lat, biała minisukienka, rozkoszny czepek wesołej mieszkanki wsi, taca pełna
parujących minirogalików) to przyszły prawnik, specjalistka od prawa
europejskiego. - Eee, mała, a może chcesz spróbować mojego rogalika? He, he! -
zarykuje się grupka młodych dżentelmenów z koszykiem pełnym Lecha w puszkach. A
Zuzia może tylko uśmiechnąć się przepraszająco, starając się wycofać ze strefy
rażenia - dwa metry na dwa metry. Raczej nie ma co liczyć, że ujmie się za nią
stateczny ojciec rodziny, czy wiedziona kobiecą solidarnością młoda kobieta. -
Hostessa to część wyposażenia sklepu, jak regał czy wózek na zakupy - tłumaczy
Zuzanna. - Ci klienci, którzy widzą w nas ludzkie organizmy, wstydliwie omijają
nas wzrokiem, starając się wyminąć stoisko. Szepczą nieśmiale: "Nie, dziękuję,
dziękuję pani". A przecież ja ich tylko częstuję cukierkiem, proponuję przyprawę
do zup "Ziarenka smaku", nie wciskam im swojej nerki. Czy to tak trudno
zrozumieć?
ALEKSANDRA PIELECHATY