Czego chcą krytycy globalizacji

 

Szeroko rozumiani przeciwnicy kapitalistycznego systemu, raczej nie mają dość wielkich funduszy i większość swoich materiałów propagandowych muszą kolportować w niskonakładowych broszurkach, gazetkach i oczywiście w internecie. W wielkich mediach raczej nie ma co liczyć na życzliwe słowo i prawie zawsze mamy do czynienia z prymitywną nagonką, na wszelkich heretyków, którzy podważyli dogmat świętej własności prywatnej. Podobnie sprawa wygląda w księgarniach, gdzie poważne książki o tematyce lewicowej, jak „Rewolucja” czy „Lewą Nogą” to bardzo rzadki wyjątek. Dlatego ucieszyłem się, gdy nie dawno wyszła książka o ATTAC-u „Czego chcą krytycy globalizacji”, której autorami są Christiane Grefe, Mathias Greffrath i Harald Schumann. Książka została wydana przez katolickie wydawnictwo WAM z Krakowa. Na swojej stronie internetowej http://wydawnictwowam.pl/ . tak reklamują tą nową (wydaną w 2004) pozycje:

„Czego chcą krytycy globalizacji to analiza ruchu protestu - ATTAC, dokonana przez trójkę znanych dziennikarzy. Attac i działający w nim krytycy globalizacji cieszą się coraz większą popularnością w świecie. Głównym postulatem ruchu jest przede wszystkim wprowadzenie na całym świecie podatku od spekulacji dewizowych (podatek Tobina), który byłby w stanie opanować globalne rynki finansowe i gwarantowałby pomoc finansową dla państw rozwijających się. Autorzy pokazują początki ruchu, przeprowadzają jego analizę i przedstawiają głównych jego uczestników. Książka jest próbą odpowiedzi na wiele pytań: Czego chcą krytycy globalizacji?, Dlaczego ruch cieszy się tak dużym zainteresowaniem?, Co można osiągnąć za pomocą protestów? Czy to początek pokojowej rewolucji na rynkach światowych?”

Na pierwszy rzut oka brzmi to trochę dziwnie, że wydawnictwo, które wydaje przede wszystkim różne katolickie bzdury (oto przykładowe dwie pozycje ze strony głównej: „Oferta katechetyczna na rok szkolny 2004/2005” i  Jan Paweł II - "Wstańcie, chodźmy!"). Niestety po przeczytaniu książki zrozumiałem intencję katolickich wydawców. Dewiza książki mogła by brzmieć: „jeśli nie można alterglobalistów pokonać z zewnątrz, to należy ich zneutralizować od środka, by przestali być groźni”. Nastrój książki doskonale pasuje do pierwszych słów Manifestu Komunistycznego, a widmem, którego boją się autorzy są „nieobliczalni radykałowie” jak trockiści i czarny blok. Równocześnie mamy wielką pochwałę „odpowiedzialnych” antyglobalistów, którzy są realistami i „nie bredzą o rewolucji”.

Autorzy nie są obiektywni i opisując masowy ruch, w którym ścierają się różne ideologię,  wyraźnie podkreślają, kto według nich ma rację. Ośmieszając przeciwników, zapominają, że gdyby nie oni i działania radykalne to ruch alterglobalistyczny zapewne nigdy by nie zaistniał na tak masową skalę. Dlatego też co chwila spotykamy brak konsekwencji. Gdy lider francuskiego ATTAC, Jose Bove, zniszczył McDonald, to było to „symboliczne zburzenie nowej Bastylii”. Kiedy jednak to samo zrobili anarchiści z Czarnego Bloku w Genui, to było to „nieodpowiedzialne awanturnictwo”.

Jeśli warto przeczytać książkę – to przede wszystkim na jej część pierwszą – rozdział „Globalizacja opiera się na złym programie”. Jak przystało na tekst naukowy jest tam dużo liczb, danych statystycznych i szczegółowych ekonomicznych pojęć – warto jednak przeczytać, gdyż na naukę nigdy nie jest za późno – a pewne dane zapewne każdemu przydadzą się w codziennych dyskusjach z liberałami. Tekstów o tej tematyce jest coraz więcej, i ten nie jest szczególnie oryginalny – wszystkie dotyczą prawie tego samego. Przewodnim tematem tego rozdziału jest kryzys finansowy w Azji południowo wschodniej w roku 1998, który został wywołany przez spekulantów.

Druga część książki to przejście od teorii do praktyki i opisany jest powstanie i rozwój ATTAC. Ponieważ autorzy są Niemcami to szczegółowo opisują oddział niemiecki, który powstał równolegle do polskiego  w roku 2001. Niestety nie wiemy kim są autorzy, ale zapewne należą (lub sympatyzują) z tą organizacją i doskonale orientują się w wewnętrznych gierkach, jak np. sprawa niemieckiej sekcji cliffowców (w Polsce Pracownicza Demokracja) -"Linksruck", która chciała włączyć ATTAC do kontrolowanej przez siebie inicjatywy antywojennej (skąd my to znamy?)

Wielokrotnie w książce pojawia się motyw, że ruch alterglobalistyczny jest czymś NOWYM i na siłę próbuje się wykazać, że „nowy ruch społeczny, ma nowe metody walki”. Zdaniem autorów książki, walka klas się skompromitowała i dzisiaj bardziej skuteczna jest „demokratyczna walka obywatelska prowadzona przez organizacja pozarządowe NGOs” [słowo to pojawia się chyba na każdej stronie]. Kiedy więc we Francji fabryka Danone zwolniła pracowników, to tamtejszy ATTAC namawiał do „bojkotu obywatelskiego” tej firmy. Bojkot obywatelski to przede wszystkim nie kupowanie produktów danej firmy i głośne informowanie, że firma ta łamie prawa pracownicze. Czy ta metoda walki jest skuteczna? Moim zdaniem porównując z tradycyjnymi metodami walki, które stosował ruch robotniczy – jak np. strajki – bojkot obywatelski wypada raczej blado. Przy dalszej części artykułu, trudno będzie ocenić, czy krytykuje autorów książki, czy też działaczy ATTAC-u, których oni opisują.

By bojkot obywatelski był skuteczny –musiało by się w niego zaangażować tysiące lub miliony ludzi – czyli wielokrotnie więcej niż trzeba do zwycięstwa strajku. Łatwiej przekonać kilkuset lub kilka tysięcy pracowników do walki o sprawy swojej własnej fabryki – niż miliony ludzi, rozsianych po całym kraju lub i na całym świecie – jeśli firma produkuje na eksport, do walki o sprawy dla nich drugorzędne. Bojkot obywatelski to metoda walki nieskuteczna – gdyż niektórzy ludzie po prostu nie mogą go stosować –mimo, że cel walki popierają. Bo jak tu namówić do bojkotowania korporacji farmaceutycznej –ludzi, którzy codziennie muszą kupować leki, od których zależy ich życie? Jak namówić ludzi, do bojkotu komunikacji miejskiej, którą codziennie jeżdżą do pracy? Tak samo trudno bojkotować koncern naftowy, ludziom, którzy do pracy dojeżdżają samochodem.

Problem nie polega więc na wymyślaniu za wszelką cenę nowych metod walki, tylko raczej odpowiedzieć na pytanie – dlaczego stare metody są mniej skuteczne niż kiedyś. Odpowiedź jest prosta – kryzys ruchu robotniczego, gdy związki zawodowe są skorumpowane, a marksiści zajmują się sprawami drugorzędnymi i nie mają kontaktów z klasą robotniczą – to po prostu nie ma kto tej walki klasowej koordynować.

Analizując ATTAC dochodzimy do wniosku, że pełno w nim sprzeczności – i brak niestety spójnej koncepcji na przyszłą działalność. Z jednej strony ATTAC stawia na edukację i masowość. Gdy jednak analizujemy konkretną działalność tej organizacji – to nie ma tam specjalnie miejsca dla mas. Z tego co napisane jest w książce, wynika, że ATTAC to przede wszystkim organizacja elitarna, dla wybitnych ekonomistów, których zadaniem jest skutecznie lobbować w parlamentach na rzecz podatku Tobina. Działalność lobbistyczna jest prowadzona przez jednostki i na dobrą sprawę, podatek Tobina można wprowadzić, bez ruchu masowego. Ostatnio Attac Flandria podał informację o wprowadzeniu podatku Tobina i przez polskich członków ATTAC zostało to uznane za „czyn historyczny”. Z książki jednak wynika, że podatek Tobina był już wcześniej w dwóch krajach. W rozdziale „Parlamenty się budzą” (strona 139) czytamy:

Francuskie Zgromadzenie Narodowe jako drugi, po kanadyjskim, parlament na świecie, 19 listopada 2001 roku, po dwóch nieudanych próbach i intensywnej pracy lobbystycznej Attac, uchwaliło wprowadzenie podatku Tobina. Po pierwszym czytaniu i pod warunkiem, że do tej inicjatywy dołączą również inne państwa europejskie. Symboliczne zwycięstwo na koniec debaty budżetowej, na marginesie porządku obrad. Na Sali było jeszcze około pięćdziesięciu posłów, wśród nich niewielka liczba członków Attac z Assemlee Nationale…”

Attac działa przede wszystkim w krajach UE i liderzy tej organizacji cytowani w książce wielokrotnie powtarzają, że celem minimum jest jak na razie wprowadzenie podatku Tobina w ramach samej UE, co najprawdopodobniej wkrótce się stanie. Sprawa ta jednak jest tak drugorzędna, że przeciętni obywatele pewnie nawet się o tym nie dowiedzą.

Przy opisywaniu bieżącej działalności, członkowie ATTAC właściwie nie wiedzą czym powinni się zająć i jak powinni działać. Czy po 11 września, ATTAC powinien angażować się w ruch antywojenny? Czy ATTAC powinien zająć się walką Palestyńczyków? Jak tego chcą sekcje z Tunezji i Maroka. Po demonstracji w Genui, kiedy to G8 uznali, że następnym razem będą się spotykać wysoko w kanadyjskich górach, i kiedy WTO zaczęło spotykać się na pustyniach, jest coraz mniej okazji do tradycyjnej formy działania alterglobalistów – czyli masowych demonstracji.

Możni tego świata robią wszystko by nie dawać alterglobalistom pretekstów do wyjścia na ulice. Efektem tego była min. demonstracja w Warszawie 29 kwietnia przeciwko EFE, które pierwotnie miało obradować w Londynie. Zapewne w Londynie na ulice wyszły by setki tysięcy i demonstracja była by dużo większa od tej warszawskiej.

Ewolucja Attac-u przedstawiona w książce nie daje powodów do optymizmu, zwłaszcza, że do tej organizacji należę. Attac był niewątpliwie jednym z inicjatorów ruchu alterglobalistycznego. Głośne mówienie o negatywnych wpływach neoliberalnej globalizacji i organizowanie masowych demonstracji podczas szczytów różnych instytucji spowodowało wielkie zainteresowanie Attaciem. Od tego czasu sytuacja jednak się zmieniła. Ruch alterglobalistyczny ma coraz mniej okazji do demonstrowania i nic dziwnego, że alterglobaliści zaangażowali się w ruch antywojenny. Kilkuset tysięczne demonstracje alterglobalistów kilka lat temu, zostały przyćmione, przez wielomilionowe demonstracje przeciwko wojnie w Iraku. Trzeba sobie też jasno powiedzieć, że choć Attac był inicjatorem i jedną z głównych sił demonstracji alterglobalistycznych – to jednak ludzie nie wychodzili na ulicę – by walczyć o podatek Tobina. Wiele różnych organizacji antysystemowych uznało demonstracje alterglobalistyczne, za świetną okazję do prezentacji własnej organizacji –i wystarczyło dać hasło – a tysiące ludzi zawsze chętnie wychodziło na ulicę. ATTAC należy do organizacji, które osiągnęły dzięki temu duże korzyści polityczne a jego liderzy stali się ludźmi znanymi i szanowanymi (co jest rzadkością), przez ludzi po drugiej stronie barykady. Susan George i inni liderzy coraz częściej występują w mediach, ewoluując coraz bardziej w kierunku „salonowej lewicy”.

To jest właśnie moja główna obawa, że ludzie tworzący ATTAC skończą jak liderzy z roku 68. Osoby takie jak przewodniczący frakcji zielonych w Parlamencie Europejskim Daniel Cohn-Bendit, z którym na końcu jest wywiad czy minister spraw zagranicznych Niemiec- Joshka Fisher działają demoralizująco na dzisiejszych alteglobalistów. Bendit, który jest  niestety członkiem ATTAC i który wielokrotnie powtarza: „kiedyś byłem radykałem, ale zmądrzałem i jestem reformistą” powoduje, że coraz bardziej prawdopodobna staje się ewolucja ATTAC w kierunku partii Zielonych.

Sprawa jest więc bardzo poważna i członkowie Attac, którzy nie chcą skończyć jak kawiorowa lewica, powinni zacząć poważną dyskusję – czym dziś ATTAC powinien się zajmować. Jeśli ma to być przede wszystkim lobbing w parlamentach, to po wprowadzeniu podatku Tobina, rozpocznie się powolne zamieranie organizacji – a członkowie bardziej radykalni, którzy dalej będą chcieli działać, rozpłyną się w innych organizacjach alterglobalistycznych. Zmiana polityki na bardziej radykalną, jest równoznaczna z krytycyzmem wobec kierownictwa Attac i szeregowi członkowie boją się bratobójczej walki, która może skończyć się rozłamem. Czy jednak naszą odpowiedzią ma być milczenie? Czy bezkrytycznie mamy patrzeć, jak liderzy naszej organizacji coraz bardziej przechodzą na drugą stronę barykady? Przykładów z tej książki można podać wiele. Zarówno zlikwidowanie rajów podatkowych, jak i podatek od spekulacji, to hasła, które cieszą się coraz większym poparciem rządzących w UE i coraz mniejszy ma sens protestowanie podczas jej szczytów.

Temat ATTAC-u zapewne wielokrotnie będzie się teraz na LBC pojawiał i liczę na to, że inni członkowie polskiego ATTAC-u uspokoją mnie, że jednak nie jest aż tak źle. Dyskusja jest jednak potrzebna. Mam nadzieje, że otwarta formuła ATTAC, będzie sprzyjać merytorycznej dyskusji nad dalszymi perspektywami. Mam nadzieje, że Attac odszedł od scholastycznych dyskusji w stylu „nie wolno krytykować kierownictwa”. Książka „Czego chcą krytycy globalizacji” jest powszechnie dostępna w księgarniach i zapewne dziennikarze, którzy będą chcieli opisać ruch alterglobalistyczny, będą do niej sięgać. Nie chciałbym by w artykułach przy okazji różnych demonstracji opisywano Attac, jako organizację „salonowych alterglobalistów” – a taki obraz organizacji przedstawiony jest w tej książce. Jest to obecnie najpoważniejsza książka o ATTAC-u, jest nawet poważniejsza od materiałów, które wydawał sam ATTAC. Nie możemy pozwolić, by katolickie wydawnictwo, wyznaczało horyzonty naszej działalności. Wierze w to, że ATTAC to nie tylko działalność salonowa, ale także masowy radykalny ruch protestu, który w książce jest niedoceniony. Dlatego namawiam wszystkich członków ATTAC-u do poważnej i merytorycznej dyskusji – co dalej z naszym stowarzyszeniem. Książka ta jest dobrą okazją by taką dyskusję rozpocząć. Książka została wydana legalnie i każdy może ją przeczytać – dlatego nie ma sensu chować poważnej dyskusji o ATTAC-u na listy dyskusyjne, gdzie tylko członkowie mogą te teksty przeczytać. Członkowie są już przekonani – a my powinniśmy otworzyć się na tych, którzy się wahają przed wstąpieniem do Attac. Otwarta i poważna dyskusja w Internecie, na pewno przybliży ich do wybrania naszego stowarzysznia. Mam nadzieje, że taka dyskusja będzie się toczyć min. na łamach LBC i wszystkich członków ATTAC- gorąco zachęcam do odpowiedzi na moje wątpliwości.

22 06 2004