Rafał
„Strach przeniknął do szpiku kości panujących , którym się zdawało, że mają całkiem w ręku to państwo, wszystkich jego mieszkańców, klasy i sprzeczności, że intelektualistów można sprowadzić do poziomu ich czasopism, że lewica jest zamknięta w swoim kręgu, że marksizm-leninizm jest rozbrojony, a internacjonalizm zdemoralizowany.”
68 roku, na ulice Berlina Zachodniego wychodzi wściekła, czerwona młodzież. Jest rozjuszona strzałami do Rudiego Dutschke, zamachem na jednego z przywódców Opozycji Pozaparlamentarnej. Protestuje przeciwko wojnie i militaryzmowi, przeciw kapitalizmowi z jego hipnotycznym rytmem nieustającej produkcji i konsumpcji, z poparciem dla ruchów narodowo-wyzwoleńczych Trzeciego Świata. Wybuchają starcia z policją. Płoną samochody dostawcze koncernu Springera a jakiś czas potem po śmierci młodego demonstranta domy towarowe we Frankfurcie podpalone w odwecie m.in. przez Andreasa Baadera i Gudrun Ensslin. Ulice spływają krwią i wodą z armatek wodnych. Powietrze przecinają butelki z benzyną i kostka brukowa, torując drogę przyszłym buntownikom z karabinami maszynowymi w dłoniach. Nowemu pokoleniu rewolucjonistów, stającemu z bombami w rękach na drodze niemieckiego państwa. Z czerwonym sztandarem nad ponurą przemysłową rzeczywistością niemieckiego dnia roboczego. Spuścizna Marksa, Róży Luksemburg i Guevary odżywa w krótkim ale gwałtownym akcie zbrojnego oporu, dając początek nowej legendzie w historii ruchu rewolucyjnego.
Wiara w urzeczywistnienie sprawiedliwego świata, bez oglądania się na własne życie i groźbę więzienia, budzi Niemcy ze snu o dobrobycie i demaskuje represyjny charakter państwa, wskrzeszając umierające marzenie o wolności.
Najważniejszym dokumentem Frakcji Czerwonej Armii (RAF), będącym swoistą deklaracją ideową, inauguracją w pełni świadomej swych politycznych celów obecności na scenie politycznej Niemiec jest manifest zatytułowany „Koncepcja partyzantki miejskiej”, którego autorstwo przypisuje się Ulrice Meinhof. Na jego podstawie w konfrontacji z praktyką grupy (lub też bez niej), można próbować zrekonstruować podstawy teoretyczne RAF. Jej stosunek do realiów, ocenę własnych sił, zamiary i planowaną strategię. Deklaracja ta ma duże znaczenie ze względu na wizerunek grupy silnie zafałszowany przez histeryczne reakcje mediów oraz stronnicze oceny historyków. Dzięki niej mamy okazję zasięgnąć informacji z pierwszej ręki i podjąć próbę samodzielnej oceny działalności tzw. ”lewackich terrorystów”.
Gdy spadały pierwsze ciosy pałek stróżów przywracających porządek i gdy rozległ się ryk policyjnych wozów z których na berlińskie ulice wysypywały się sylwetki uzbrojonych funkcjonariuszy, właśnie wtedy w toku ulicznych starć i całonocnych debat w lokalach zrebeliowanych komun, powoli krystalizowała się decyzja by podjąć spór z imperialnym aparatem przemocy w jego własnym języku, że naiwnością byłoby oczekiwać na skuteczność pokojowej drogi przemian oraz liczyć na pogrążone w letargu, obojętne społeczeństwo niemieckiego okresu prosperity.
„Nareszcie Europejczycy poznali na własnej skórze to, co dzieje się w Wietnamie na co dzień. Płonący dom towarowy z płonącymi ludźmi po raz pierwszy w jednej z europejskich metropolii przekazuje owo trzaskające uczucie ( być przy tym i wspólnie płonąć ), którego dotychczas brakuje nam w Berlinie” głosiły ulotki rozrzucone przez studentów po przypadkowym wybuchu pożaru w brukselskim domu towarowym w 67 r., ujawniając desperacką potrzebę wstrząśnięcia niemiecką opinią publiczną i uświadomienia ludziom odpowiedzialności moralnej za dramat rozgrywający się w Wietnamie.
Samych siebie uważali za tych, którzy starają się położyć kres agresywnej ekspansji kapitalizmu, a zatem nie rozpętują przemocy lecz organizują samoobronę przeciwko jej stosowaniu w sposób masowy i zorganizowany przez kraje kapitalistycznego Zachodu. Dlatego w ocenie działań Frakcji Armii Czerwonej niezbędna jest znajomość kontekstu, w jaki wpisywała się ona ze swoim programem politycznym i wolą zbrojnego sprzeciwu. Masowe represje i militarna eksterminacja prowadzona systematycznie przez państwo Izrael, wymierzona w cywilną ludność Terytoriów Okupowanych, broń chemiczna i strategia spalonej ziemi w Wietnamie stosowana przez wojska USA to najbardziej znane przykłady, spośród szeregu przyczyn budujących świadomość polityczną europejskiej młodzieży w tamtym okresie.
Udzielanie izraelskim służbom specjalnym informacji na temat palestyńskich studentów przez władze Niemiec Zachodnich czy pomoc w budowie izraelskiego arsenału atomowego. Wspieranie przez Stany Zjednoczone petrodolarowych reżimów na Bliskim Wschodzie, takich jak Iran pod rządami szacha Rezy Pahlaviego, czy topienie we krwi masowych ruchów społecznych w Ameryce Płd., a także bezwzględne tłumienie wewnętrznej opozycji. Wojskowa dyktatura w Chile zaaranżowana przez Waszyngton i CIA. Dyktatury w Grecji, Hiszpanii i Portugalii o podobnych konotacjach. Wciąż żywe widmo faszyzmu. Chylący się ku upadkowi brutalny system kolonialny. Walki klasowe i represje wobec ruchu robotniczego we Włoszech czy Francji to tylko niektóre z czynników tworzących splot politycznych okoliczności na tle którego kiełkowały grupy zbrojne w Europie. Nie można o nich zapominać w zgiełku wyroków podkreślających nieuchronną klęskę i ekstremizm lewicowych grup zbrojnych.
W pierwszym rozdziale manifestu jego autorzy podważają zarzuty, próbujące skryminalizować ich taktykę, oskarżyć o przestępczą brutalność i autorytarne metody.
„chcą z nas zrobić politycznych wołów rogatych[...] i zbrodniarzy bez skrupułów, porywających dzieci i w ogóle nie przebierających w środkach.”
Z goryczą stwierdzają, że gazeta „Konkret” na łamach której przez długi czas ukazywały się teksty Ulriki Meinhof, publikuje fałszywy wizerunek organizacji grupy, rozpowszechniając niepotwierdzone wiadomości. Składają się na niego podejrzenia o bezwzględne podporządkowanie i zastraszanie członków grupy łącznie z grobami śmierci, wytworzenie ścisłej hierarchii zarządzającej organizacją na zasadzie dyktatury z wojskowym podziałem ról.
Zarzuty te odpierają poprzez odwołanie się do psychologicznych analiz neomarksistowskich intelektualistów Horkhaimera i Adorno, którzy w swoich badaniach nad „osobowością autorytarną” i społecznymi relacjami opierającymi się na stosunkach władzy, stwierdzają że prowadzą one do wytworzenia charakteru jednostki, podważającego istotę rewolucyjnej emancypacji.
„Kto wyobraża sobie nielegalną organizację zbrojnego oporu na wzór freikorpsów albo sądów kapturowych, sam ściąga sobie na głowę pogrom” mówią czerwonoarmiści podkreślając zarazem konieczność dyscypliny w procesie walki zbrojnej oraz wytworzenie się „tożsamości politycznej” u ich członków poprzez przyswojenie sobie silnej motywacji politycznej w procesie działalności partyzanckiej, co w znacznym stopniu pociągać za sobą musi pewną uniformizacje osobowości mimo oczywistych indywidualnych różnic każdego bojownika.
Faktem jest jednak, że w okresie późniejszym sporadycznie dochodziło do sądów kapturowych, należy jednak zaznaczyć, że działo się to wtedy, gdy osoby tworzące trzon przywódczy RAF znajdowały się już w więzieniu, a o ich uwolnienie walkę zaczynało „drugie (jak utrzymuje się bardziej brutalne) pokolenie” RAF.
Jeden z przywódców grupy: Andreas Baader został oskarżony o zabójstwo młodej sekretarki która według ustaleń policji miała zostać zamordowana gdy po pewnym czasie zdecydowała się ją opuścić. Wątek ten pozbawiony jest szerszego omówienia w polskich opracowaniach na temat grupy.
Początkowo RAF unikała konfrontacji z policją, na co sami zwracali uwagę tłumacząc liczne pomówienia krążące w środowisku niemieckiej lewicy: ”My na początku w ogóle nie strzelaliśmy, a potem strzelaliśmy, ale nie mierząc w nich dokładnie (...) My strzelamy, kiedy się do nas strzela. Psom, które pozwalają nam uciekać, my również pozwalamy uciekać” Wydają się potwierdzać to pierwsze aresztowania członków grupy. W trakcie jednego z nich zastrzelona zostaje 20 – letnia Petra Schelm, która ginie, chociaż pierwsza otwiera ogień po nieudanej próbie ucieczki autem.
Tłumaczyli się również z postrzelenia pracownika biblioteki, w trakcie odbijania z rąk policji Andreasa Baadera po tym jak otrzymał on wyrok za podpalenia z 68 r. ”Biorąc pod uwagę wszystkie możliwości i okoliczności nie było podstaw, by zakładać, że jakiś cywil może tam wpaść i wpadnie”
Na pytanie czy odbijali by Baadera gdyby wiedzieli, że zginie człowiek odpowiadali przecząco, zarzucając jednocześnie tym, którzy je stawiają nieuczciwe podejście do sprawy, mające na celu „uchylenie się od politycznej wymiany zdań” ponieważ „doszło do postawienia pod znakiem zapytania ich praktyki przez naszą praktykę”. W ślad za tym odcinają się od tych „ którzy chcą antyimperialistyczną walkę toczyć przy kawiarnianym stoliku”. Lewica zatrzymująca się na poziomie intelektualnych debat, nic nie wnoszących do dziedziny praktyki rewolucyjnej, pozostaje w tyle za zbrojnym podziemiem, gromadzącym broń, fałszującym dokumenty i opracowującym swoją strategię w zakonspirowanych lokalach.
We wcześniejszych publikacjach Meinhof widoczne są obawy co do zagrożenia jakie akty przemocy mogą stwarzać dla postronnych osób. ”Przeciwko podpaleniom w ogólności przemawia to, że na niebezpieczeństwo mogą być narażeni ludzie, którzy nie powinni być na to narażeni. ”stwierdza na łamach pisma „Konkret”. Zarówno ten, jak i fragmenty innych tekstów potwierdzają, że grupa nie planowała uderzać swoimi działaniami w niewinnych ludzi. Publikacje Meinhof obrazują jak grupa dojrzewała powoli do zorganizowanego użycia siły.
Celem RAF mieli być wyłącznie przedstawiciele służb państwowych, magnaci elit finansowych i prawicowych sił politycznych, funkcjonariusze publiczni nierzadko pobłażliwie rozliczeni ze swej „brunatnej przeszłości”, przedstawiciele rodzimych służb mundurowych oraz wojsk amerykańskich stacjonujących w Niemczech Zachodnich, którzy już z racji samej swojej funkcji nie mogli być neutralni.
Ten punkt widzenia, potwierdza linia obrony podjęta przez Ulrike Meinhof w czasie rozprawy przeciwko trzonowi przywódczemu RAF, trwającej od maja 1975 roku. Mówiła ona wówczas: „Terroryzm posługuje się strachem tłumów. Miejska partyzantka natomiast wnosi strach do aparatu. Akcje miejskiej partyzantki nigdy nie są skierowane przeciwko ludowi. To są zawsze akcje przeciwko imperialistycznemu aparatowi. Miejska partyzantka zwalcza terroryzm państwa.”
Powszechny atak na państwo brał się z przekonania o tym, że, rewolucyjny cel, a więc daleko sięgające plany przeobrażeń społecznych, musiał podważyć klasowy wymiar państwa jako instytucji blokującej demokratyczną kontrolę nad ekonomią i chroniącej prywatną własność niemieckiej gospodarki. Zamiary grupy kolidowały z istotą funkcji pełnionej przez państwo, kształtując się w opozycji do polityki władz RFN, szczególnie w odniesieniu do jej powiązań na arenie międzynarodowej. Miały być jednocześnie odruchem samoobrony, odpowiedzią na prześladowania lewicowych działaczy. Działalności RAF towarzyszyło przeświadczenie, narastające w kręgach zbuntowanej młodzieży, o odradzaniu się w polityce państwa tendencji faszystowskich co -za inspiracją wpływowych grup interesu -mogło doprowadzić do restauracji ustroju policyjnego i zdławienia lewicowej opozycji. Oskarżenia pod adresem rządu niemieckiego nie były zupełnie bezpodstawne, skoro władze w Bonn nie chciały wówczas wydać Włochom, uciekiniera i przestępcy wojennego , kata Rzymu Kapplera.
Powojenne realia RFN niosły ze sobą także obostrzenia prawne, takie jak m.in. zakaz działalności partii trockistowskich czy komunistycznych, wprowadzenie ustaw o stanie wyjątkowym. Po okresie rewolty z 68 roku wielu studentów przebywało w więzieniach, po wyrokach za naruszanie porządku publicznego, nielegalne zgromadzenia i starcia z policją.
Wymownym symbolem tamtej atmosfery, potęgującym poczucie zagrożenia w środowisku radykalno -studenckim było zastrzelenie przez policję w 68 roku nieuzbrojonego studenta Benno Ohnesorga podczas demonstracji studenckiej (przeciw wizycie szacha Iranu), które starano się zatuszować podając jako oficjalną przyczynę śmierci złamanie podstawy czaszki. Tragiczny efekt zaangażowania studentów w konflikt bliskowschodni przez wielu uważany był za moment rozstrzygający o radykalizacji postawy części młodych buntowników. Sytuacja ta przypominała zabójstwo Carlo Giulianiego, tym bardziej, że w obu przypadkach zabójcy zostali uniewinnieni.
Inną sprawą rozpalającą wiele emocji była walka z medialnym monopolem prasowego potentata Axela Springera, który manipulował opinią publiczną poprzez prasę brukową, nazywając studentów „długowłosymi wariatami” zachęcając do tego, by „wytrzebić studentów szerzących niepokoje” oraz opatrując w swoich pismach zdjęcie przywódcy ruchu, komentarzami w stylu: ”natychmiast powstrzymać terror młodych czerwonych”. Kulminacją tej nagonki był zamach na Rudiego Dutschke dokonany przez młodego mężczyznę przy którym znaleziono wycinki gazety Springera o nazwie„Bild”( jego polskim odpowiednikiem jest „Fakt”). Jak pisała prasa tylko podczas protestów ( po zamachu na Dutschkego) w Berlinie Zachodnim na policję posypało się około 2,5 tys. kamieni brukowych w efekcie czego 130 policjantów i 22 studentów zostało rannych. Pod gmachem koncernu usiłowano podłożyć ogień, spłonęło wiele samochodów dostawczych, zamieszki w całym kraju na jeden dzień zablokowały dystrybucję „Bilda”.
Obawy studentów miały swoje potwierdzenie w faktach. W 1967 r. Springer kontrolował 40% dzienników w RFN i 70% w Berlinie Zachodnim, jedną trzecią rynku prasy bulwarowej, 90% prasy niedzielnej i 100% magazynów młodzieżowych.
Duże zaangażowanie budził także sprzeciw wobec współpracy władz niemieckich z armią Stanów Zjednoczonych, polegającej na udostępnieniu amerykańskim oddziałom baz wojskowych na terenie Niemiec. Do tego dochodziła jeszcze batalia z ustawą o stanie wyjątkowym, eksmisjami zagrażającymi biedniejszym warstwom społecznym oraz rygorem na terenie zakładów pracy.
Po strzałach do Rudiego Dutschke i sprowokowanym przez to zdarzenie masowym wubuchu gniewu na berlińskich ulicach Ulrike Meinhof analizowała dalej problem użycia siły przeciwko państwu, dochodząc do zdecydowanych wniosków: „Jeśli rzuci się jeden kamień, jest to czyn karalny. Jeśli zostanie rzuconych tysiąc kamieni, jest to akcja polityczna. Jeśli podpali się jedno auto, jest to czyn karalny, jeśli zostanie podpalonych sto aut, jest to akcja polityczna."
Ulrike Meinhof jednak na tym nie poprzestaje. Broniąc na łamach „Konkretu” podpalaczy domów towarowych we Frankfurcie, krytykuje chybioną metodę ciosu w „kapitalistyczny świat konsumpcji” Jej zdaniem ubezpieczenie pokrywające straty wywołane pożarem czyni ten akt wręcz „akcją podtrzymującą system, kontrrewolucyjną”. Dlatego też rewolucyjny moment tego aktu umiejscawia w przekroczeniu granic legalności. ”Postępowy moment podpalenia domu towarowego nie polega na zniszczeniu towarów, lecz na kryminalności takiego czynu, na złamaniu prawa.” Zerwanie się ze smyczy legalizmu otwiera przed ruchem rewolucyjnym nową perspektywę walki, uwalnia z ograniczeń prawnych zamykających opozycję w ramach bezpiecznie funkcjonującego układu.
Manifest wskazuje na problem środku i celu, na krytyczną postawę rewolucjonisty wobec ograniczeń prawnych i pewnej odmiany moralności, która to moralność, jako taka, sama w sobie nigdy nie istnieje, gdyż zawsze skrywa za sobą interesy poszczególnych klas społecznych. Moralność w państwie burżuazyjnym jest moralnością klasy panującej, fałszywie przedstawianą innym klasom jako jedyna i powszechna, dla zakonserwowania stosunków społecznych, utrzymujących burżuazję przy władzy i uświęcenia porządku chroniącego jej bogactwo.
Komuniści z RAF wskazują na względność kryteriów moralnych : „(...) ludzie chcą wiedzieć czy rzeczywiście jesteśmy tak zbrutalizowani jak przedstawia nas prasa springerowska, że chyba nie znamy dziesięciorga przykazań. Pytanie to jest próbą ucieczki od problemu przemocy rewolucyjnej, sprowadzenia jej do wspólnego mianownika z moralnością burżuazyjną, czego nie wolno robić.”
W ślad za Leninem i Trockim uważają oni, że użycie przemocy jako środka wyzwolenia jest słuszne, właśnie ze względu na słuszność samego celu. Nie można potępiać przemocy samej przez się, abstrahując od rzeczywistości stosunków społecznych w której zyskuje ona dopiero swój moralny wymiar i właściwą ocenę. Moralność burżuazyjna, cynicznie piętnująca jakiekolwiek niezalegalizowane formy przemocy i naruszenia prawa, bez względu na ich kontekst, pełni funkcję instrumentu w walce klasowej. W pracy pt. „Ich moralność a nasza” Lew Trocki stwierdza: „Klasa panująca narzuca swoje cele społeczeństwu i przyzwyczaja je do tego, by wszystkie środki, które zagrażają jej celom, traktowano jako niemoralne”. Tymczasem sama burżuazja, gdy jej panowanie zostaje zagrożone, zmienia lub doraźnie lekceważy prawo i odkłada swoje kodeksy etyczne na półkę, sięgając do wypróbowanego arsenału środków przymusu bezpośredniego, topiąc we krwi bunty i powstania nowych sił społecznych. Rewolucjonista chwytający za broń aby znieść ucisk ( np. dyktatury faszystowskiej), nie może być oceniany tak samo jak osoba czy klasa odbierająca wolność i życie innym dla podtrzymania własnej dominacji.
Teorię klasowej roli moralności burżuazyjnej wyjaśnia jeden z niemieckich studentów w książce Andrzeja Kuśniewicza pt. ”Trzecie Królestwo”:.
„Wróćmy jednak do tego ładu, któremu pan wiernie służy, a którym ja pogardzam, aż do samego dna i który zamierzam unicestwić. Ten ład realnie istnieje, z tym jednak, że należy dodać przymiotnik, określenie, jaki to ład. Nie istnieje, przynajmniej ja nie znam ładu bez tego wyjaśniającego dodatku. Pan zresztą wie o tym również. Stoi pan zatem na straży ładu określonego, a nie jakiegoś tam fikcyjnego, anonimowego, prawda ? (...) Sprawiedliwość zaś sama w sobie(...) to pojęcie, które nawet ładnie brzmi, ale niewiele znaczy.(...) Prawo – wiemy o tym obaj – zostało tak, a nie inaczej sformułowane przez konkretnych ludzi, dla obrony konkretnych, realnych interesów, a nie przez aniołów dla aniołów.(...) A co będzie, gdy mi się uda wywrócić wszystko do góry nogami i zawładnąć(...) całym światem, gdy zaprowadzę nowy ład ?(...) To ja wówczas podyktuję nowe prawa, w imię nowej sprawiedliwości, odmiennej niż tamta dawna(...) I co wtedy pozostanie z całego tego zagadnienia ? Wszystko do gruntu zwalone, na miejsce zburzonego nowe, a nazwy takie same. Znów – sprawiedliwość, ład społeczny, prawo itd. Pozostaną, tylko że będą przeciwieństwem tamtego poprzedniego. Białe równa się czarnemu. Jedno i drugie wszak – kolory. Dwa kolory. Ale nazwa kolor – nic nie oznacza, tak jak tamte symbole, o których mówiliśmy – sprawiedliwość, ład, porządek itd. Sam kolor to jest nic. Dopiero taki, a nie inny, to jest coś. Czarny kolor, biały kolor, czerwony kolor.” (str.320-321)
Wydaje się, że sposób rozumowania przyjmowany przez grupę korespondował w jakimś stopniu z filozoficznymi analizami Hanny Arendt, która notabene z radością witała studencką rewoltę 68-go roku. Poszukując społecznych korzeni totalitaryzmu pisała w swoich rozważaniach : „Całkowity upadek przyzwoitego społeczeństwa w czasach hitlerowskich wskazuje, że godni zaufania są nie ci, którzy cenią wartości i trzymają się mocno norm moralnych. Znacznie bardziej godni zaufania są wątpiący i sceptycy. I to nie dlatego, iżby sceptycyzm był dobry, a wątpienie zdrowe, lecz dlatego, że tacy ludzie nawykli do badania wszystkiego i do samodzielnego podejmowania decyzji.”
Co prawda członkowie RAF w przeciwieństwie do Arendt która wychodziła z indywidualnych pozycji osobistej filozofii, opierali się na jednolitej ortodoksji marksistowskiej, która mogła nad samodzielność ocen stawiać niekiedy wierność interpretacjom zgodnym z duchem systemu, to jednak ich stosunek do aparatu państwowego cechowała nieufność i wrogość, podyktowana m.in. tym samym historycznym doświadczeniem, jakie pobudzało do intelektualnych poszukiwań autorkę „Korzeni totalitaryzmu”. Nie jest chyba przypadkiem fakt, że europejska partyzantka miejska rozwinęła się najprężniej w Niemczech i we Włoszech – krajach najdotkliwiej doświadczonych przez ideologie faszystowską, gdzie wciąż żywe były obawy przed powrotem rządów totalitarnych.
„Uczyniliśmy to z protestu przeciwko obojętności, z jaka ludzie przyglądają się ludobójstwu w Wietnamie. Nauczyliśmy się, że gadanie bez działania jest niesprawiedliwością.” – wyjaśniała Gudrun Ensslin sędziemu. Ten wątek, sprzeciwu wobec zbrodni wojennych, był wiodącym uzasadnieniem działań RAF, konsekwencją spuścizny moralnej odziedziczonej przez młode pokolenie po swoich ojcach, którzy własnymi rękami budowali ustrój nazistowski. Ensslin pytała retorycznie: ”Jak można rozmawiać z ludźmi odpowiedzialnymi za Oświęcim ?”.
Chodziło zatem nie tylko o „protest przeciwko wojnie w Wietnamie, lecz bunt przeciwko pokoleniu, które w okresie faszyzmu tolerowało milionowe zbrodnie i przez to stało się współwinne. - argumentował Horst Mahler, obrońca Baadera i Ensslin w procesie z 68 roku – „Oskarżeni wyciągnęli z tego konsekwencje: w żadnym wypadku nie dać się wintegrować w społeczeństwo opierające się na wyzysku, niesprawiedliwości i ucisku.(...) Wiezienie nie jest właściwym miejscem dla oskarżonych. Jeżeli mimo to zostaną posłani do więzienia, będzie można wyciągnąć wniosek, iż w tym społeczeństwie więzienie jest jedynym miejscem pobytu dla uczciwego człowieka.”
Z punktu widzenia rozwoju teoretycznego i praktycznego, członków RAF oraz specyfiki ówczesnych realiów politycznych, niektóre próby wyjaśnienia ich działalności - sugerowane przez część dziennikarzy i psychologów - zakrawają na kiepski żart w złym guście.
W polskim piśmie „Tygiel kultury” możemy natknąć się na wytłumaczenia odwołujące się do faktu, że Ulrike Meinhof w 62 r. przeszła operację założenia na jej mózg srebrnej klamry, mającej złagodzić nacisk wywierany przez nowotwór. Autor popisuje się swoją wnikliwością wskazując, że w okresie osadzenia w Stamhein po schwytaniu przywódców grupy „przeprowadzono jeszcze jedną operację mózgu, gdyż lekarze uważali, że tylko taki zabieg może przywrócić jej zdolność właściwej oceny własnych czynów” Twierdzi również, że po okresie rozpadu małżeństwa Meinhof „Prawdopodobnie lata spędzone w dwuznaczności i frustracji spowodowanej chorobą sprawiły, że jej nastawienie do problemów społecznych uległo radykalizacji”.
Przyjęty tu sposób wyjaśniania zjawisk społecznych prowadzi nas do wniosku sugerowanego, prawdopodobnie nieświadomie przez autora tekstu, że cała radykalna lewica niemiecka (i nie tylko) musiała cierpieć na zaburzenia umysłowe. Innymi słowy, autor sugeruje konieczność nałożenia wszystkim członkom RAF srebrnej klamry, pozwalającej odzyskać im zdolność właściwej oceny swoich działań. Jak inaczej wyjaśnić prymitywny zabieg tłumaczenia poglądów politycznych stanem zdrowia czy osobistymi doświadczeniami jednej z szerokiego grona osób podzielających ten sam światopogląd ? Dlaczego nikt nie dopatruje się przyczyn napaści na Irak w sytuacji rodzinnej prezydenta USA ?
Wracając jednak do problemu strategii, należy bliżej przyjrzeć się zejściu z drogi legalizmu politycznego i wiążącej się z tym ocenie rzeczywistości politycznej. RAF rozlicza się z koalicją liberalno – socjaldemokratyczną rządzącą w Niemczech, twierdząc, że przechwyciła i zneutralizowała ona niezadowolenie społeczne z okresu studenckiej rewolty, podtrzymując skompromitowany, reformistyczny mit przemian parlamentarnych. Socjaldemokracja poddana jest miażdżącej krytyce jako partia zajmująca się „zdobywaniem nowych rynków zbytu dla kapitału” i partycypowaniu w polityce imperialistycznej świata Zachodniego, natomiast ”starej lewicy” zarzuca się, że wypaliła resztki buntu w niezdecydowaniu politycznym, w „irracjonalnej nadziei na wielkie trzęsienie ziemi w jakichś wyborach”. Dość znaczące są uwagi na temat Komunistycznej Partii Niemiec, która w pewnym momencie została zalegalizowana, ich zdaniem dzięki porozumieniu USA z „radzieckim rewizjonizmem”, dla złagodzenia napięć.
RAF krytycznie oceniło także falę dzikich strajków w sektorze górniczym i stalowym z 69 r. które doprowadziły do podwyżki płac o 10%, zwracając uwagę na duże ustępstwo żądań robotników zaplątanych w pułapkę komisji trójstronnej. Wskazano na 10 % bezrobocie w kraju, jako warunki dobre dla kapitalistów do tego, „żeby rozpętać cały terror, cały mechanizm dyscyplinujący (...) żeby nie mieć kłopotów z armią bezrobotnych”.
Polemika z reformistyczną drogą zmian społecznych wiodącą poprzez parlamentarne gabinety i urny wyborcze pojawia się tutaj w postaci dyskusji nad problemem samej legalności i nielegalności oraz doboru wiążących się z nimi metod. To jeden z najostrzej podejmowanych sporów, budzący najwięcej wątpliwości w środowisku radykalnej lewicy. Nim jednak omówiony zostaje pogląd RAF na tę sprawę wcześniej ustosunkowuje się ona do samego ruchu studenckiego, którego wielką zasługą jest zdaniem grupy: „odbudowa przynajmniej w świadomości inteligencji marksizmu-leninizmu”, „przełamanie prowincjonalnej izolacji starej lewicy” oraz ponieważ „wyszedł z konkretnego doświadczenia sprzeczności między ideologią wolności nauki, a rzeczywistością uniwersytetu rzuconego na pastwę monopolistycznego kapitału”, uaktualnienie w społecznej świadomości problemu „irracjonalnego podporządkowania w społeczeństwie klasowym”.
Studenci wskrzesili swoimi działaniami ducha międzynarodowej solidarności, „świadomość, że ma(się – przyp. red.) tu do czynienia z tym samym wrogiem co Vietcong”. Sukcesem ich walk było skrystalizowanie strategii opartej na świadomości, „że globalnej strategii imperializmu powinno się przeciwstawić perspektywę umiędzynarodowienia narodowych walk”.
Ich akcje były krokiem naprzód w realizowaniu tego internacjonalistycznego uczestnictwa i w przejściu do praktyki, ku „powiązaniu krytyki koncernu Springera z rozbrajaniem jego strażników, uruchomieniem własnego nadajnika, demoralizowaniem policji, zabezpieczeniem nielegalnych lokali dla uchylających się od służby w Bundeswerze, do produkcji fałszywych dokumentów dla agitacji wśród robotników cudzoziemskich, żeby sabotażem przeszkadzali w produkcji napalmu.”
Studenci poprzez swój daleko posunięty radykalizm przełamali wiele ograniczeń, które zaprzepaszczały szansę na wydostanie się z rewolucyjnego getta i dotarcie do społeczeństwa, gdyż zrozumieli, „(...)że niesłuszne byłoby uzależnianie swojej propagandy od podaży i popytu: gazety od tego czy robotnicy ją finansują, samochodu od tego, czy ruch może go kupić, nadajnika od tego, czy ma się na niego pozwolenie(...)”
Ruch ten jako „specyficzna studencko - drobnomieszczańska forma organizacyjna” musiał jednak ponieść klęskę , gdy rzucone przez niego iskry – inaczej niż we Włoszech i Francji - nie przeniosły się na zakłady pracy i nie zmobilizowały do walki klasowej proletariatu ani nie przerodziły się w partyzantkę miejską. Zgodnie z marksistowską analizą społeczną, przypisującą rolę podmiotu rewolucyjnego klasie pracującej, ruch studencki potrafił co prawda „określić cele i treść walki antyimperialistycznej” ale „nie mógł być jej ośrodkiem organizacyjnym.”
Mimo naiwnej wiary w możliwość pociągnięcia za sobą reszty społeczeństwa i patetycznego wyolbrzymiania własnej roli przez studentów, RAF w odróżnieniu od innych grup lewicowych „nie neguje swojej prahistorii ”,zdając sobie jednocześnie sprawę z jej nieprzezwyciężalnych ograniczeń.
Pesymistycznie oceniając realia polityczne RFN, szczególnie spadek fali rewolucyjnej wśród młodzieży i studentów, piszą: „Republika Federalna, okazując gospodarczą i wojskową pomoc USA w ich agresywnych wojnach, czerpie korzyści z wyzysku Trzeciego Świata, a nie ponosi za te wojny odpowiedzialności, nie musi walczyć z wewnętrzną opozycją przeciw nim. Nie mniej agresywna niż imperializm Stanów Zjednoczonych, jest ona przecież mniej za to atakowana”.
Partyzantka miejska ma być zatem próbą stworzenia kolejnego, wewnętrznego frontu, na polu międzynarodowych walk wyzwoleńczych, ciosem wzmacniającym ich uderzenie. Jest nawiązaniem do hasła rzuconego przez Guevare, aby stworzyć „dwa, trzy... wiele Vietnamów” co wyrównałoby szansę sił ludowych na zwycięstwo. RAF chce stać się V kolumną Trzeciego Świata wewnątrz RFN, a szerzej wewnątrz bloku imperialistycznego.
I chociaż RAF otwarcie deklarowała się jako grupa marksistowsko – leninowska, a w jej odezwach politycznych starano się o poparcie niemieckiej klasy pracującej oraz agitowano na rzecz jej mobilizacji, to jednak nieznany autor - wywodzący się z odrębnej grupy partyzanckiej „Ruchu 2 Czerwca”(data śmierci Ohnesorga ) – zwracał uwagę w swojej analizie na to, że : „ „Ruch 2 Czerwca” czuł się związany, tak można to opisać, z masami pracującymi w RFN, a zwłaszcza w Berlinie Zachodnim, podczas gdy RAF twierdziła, że proletariat imperialistycznej metropolii nie jest jeszcze „podmiotem rewolucji” i swoją działalność ukierunkowała na proletariat Trzeciego Świata”.
Cele jakie obierała sobie grupa, np. kasyno oficerskie Korpusu USA w Oberlindau czy siedzibę dowództwa armii amerykańskiej w Heidelbergu, potwierdzają tę opinię pokazując, że starano się przede wszystkim wpisać w walki toczone poza granicami kraju, na obrzeżach systemu kapitalistycznego.
Niewątpliwie RAF zdawała sobie jednak sprawę, że żadnej z tych walk, ani wewnętrznej na linii: państwo klasowe – proletariat, ani zewnętrznej na linii: imperializm – kraje Trzeciego Świata nie można od siebie oddzielać gdyż jedna staje się konsekwencją drugiej, ponieważ światowy system kapitalistyczny jest ze sobą wewnętrznie współzależny w swojej militarno - gospodarczej ekspansji, że początek wojny oznaczającej zyski dla szefów i właścicieli, zwykłemu robotnikowi przynosi pogorszenie warunków życia i większa dyscyplinę dla potrzeb wojennych.
Owocem takich założeń jest m.in. współpraca z palestyńskimi bojownikami Al.-Fatah, którzy szkolą Baadera, Mahlera, Meinhof i Ensslin na terenie swoich obozów w Syrii i Jordanii. Zawiązują się trwałe kontakty, prowadzące do długofalowego wspierania się obu sił. Członkowie RAF pomagają także w przygotowaniach zamachu dokonanego przez „Czarny Wrzesień” w 73 r. na terenie miasteczka olimpijskiego w Monachium. Palestyńczycy nie pozostają dłużni. Po ujęciu przez policję trzonu przywódczego RAF arabowie dwukrotnie porywają samoloty pasażerskie: w 76 i 77 roku, domagając się ich uwolnienia. O ich odbicie stara się dr George Habbasz, dowodzący Ludowym Frontem Wyzwolenia Palestyny.
Manifest RAF kładzie nacisk na znaczenie rewolucyjnej praktyki, krytykując „zwrot lewicy(...) ku studiowaniu socjalizmu naukowego” będący „równocześnie powrotem do studenckich biurek”. RAF stawia pytanie o sens intelektualnej aktywności wyrażającej się w czysto teoretycznym rozważaniu problemów, w produkcji stert bezużytecznych analiz. Na podstawie ich ilości„można by myśleć, że tu rewolucjoniści byli zaabsorbowani kierowaniem gwałtowną walką klasową”. Tymczasem w ówczesnej sytuacji politycznej RAF wątpi nie tylko w jakąkolwiek możliwość utworzenia robotniczego sojuszu z socjalistyczną inteligencją ale również w rozwinięcie strategii jednoczącej samą klasę pracującą.
Szansę na przezwyciężenia podziałów mogą stworzyć tylko wspólne walki, czyli rewolucyjna praktyka, a nie ogromne nakłady pracy intelektualnej w których rozpoznajemy „walkę konkurencyjną intelektualistów(...) w dziedzinie lepszego rozumienia Marksa”. Krytyczną ocenę tej grupy podsumowuje przywołanie uwag Mao, mówiącego, że ważną częścią analizy klasowej jest nie tylko sytuacja ekonomiczna poszczególnych klas, ale również ich stosunek do rewolucji.
Dlatego też odpowiedz na pytanie jak „osiągnąć dyktaturę proletariatu” i „złamać potęgę burżuazji” nie jest możliwa bez rewolucyjnej interwencji, będącej momentem rozstrzygającym teoretyczne wątpliwości i wahania. „Czy słuszne jest teraz organizować zbrojny opór, zależy do tego, czy jest to możliwe; a czy jest to możliwe, o tym może rozstrzygnąć praktyka”.
Praktyka ta musi mieć jednak jasno ustaloną strategię i wytyczać horyzont walk, szerszy niż postulaty poprawy bieżącej sytuacji robotników. Walka o realizację „żądań przejściowych” takich jak zmniejszenie intensyfikacji wyzysku, skrócenie czasu pracy, podwyżkę płacy dla kobiet i imigrantów jest wyłącznie „związkowym ekonomizmem” jeżeli „nie odpowiada (...) równocześnie na pytania jak złamać ucisk polityczny, militarny i propagandowy”. Różne ugrupowania proletariackie, jak również Niemiecka Partia Komunistyczna, podtrzymując złudzenia klasy pracującej że może ona poprawić swój byt drogą parlamentarną „praktycznie sprowadzają się do poziomu burżuazyjnych prawników” narażając nieuzbrojonych robotników na starcia z państwem zaopatrzonym w odpowiedni „potencjał przemocy”. Oportunistycznie przemilczają one cały arsenał środków, takich jak Bundeswehra, straż graniczna, klasowy wymiar sprawiedliwości, policja, prasa springerowska czy ustawy o granatach i o stanie wyjątkowym. Tysiącom zrewoltowanych uczniów i młodzieży proponują one przystosowanie się do wyzysku i ucisku w zakładach. Podkreśla się tu znaczenie ustawy o stanie wyjątkowym tworzącej instrument prawny zezwalający na szeroko zakrojone represje w sytuacji ostrego kryzysu.
Wszyscy, którzy w odpowiedzi na przemoc państwa „ nie stawiają sprawy uzbrojenia ludu ” w oczach bojowników RAF kompromitują się jako reprezentanci interesów klasowych proletariatu, fetyszyzujący sprawę legalności działań, ignorujący konieczność gotowości „ do walki przy użyciu środków, które system przygotowuje przeciw swoim przeciwnikom”.
Ponadto jeśli warunkiem zwycięstwa nad „papierowym tygrysem” imperializmu jest wspólna ofensywa sił rewolucyjnych na całym świecie, RAF nie widzi powodu by pozostawać na jej uboczu tylko dlatego, że siły te są słabe w RFN. Właśnie dlatego, że „ potencjał przemocy jest tak duży a rewolucyjne tradycje tak zniszczone i słabe” należy jak najszybciej rozpocząć odbudowę struktur oporu, by w istotnym momencie nie zabrakło awangardy, która wesprze rewolucyjną falę oraz dlatego, że „wtedy gdy wyklaruje się sprzyjająca sytuacja dla walki zbrojnej, za późno będzie dopiero ją przygotowywać”
Partyzantka miejska konkretyzuje internacjonalizm „w postaci zaopatrywania w broń i pieniądze”, przeciwstawia się delegalizacji komunistów organizując podziemie i chroniąc towarzyszy przed policją, poprzez propagandę zbrojną niszczy mit „o wszechobecności i nienaruszalności systemu”, przeciwstawia mu organizowanie „nielegalnego aparatu, to jest lokali, broni, amunicji, samochodów, dokumentów”. Przeprowadzając jasną linię podziału między sobą a wrogiem, sprawia, że jest najostrzej zwalczana oraz odmalowywana w najczerniejszych barwach, co stanowi o autentyczności zagrożenia jakie stanowi dla establishmentu.
Osoby przyłączające się do ruchu partyzanckiego powinny nabrać uprzednio pewności, że nie jest to dla nich sprawą przemijającej mody, a następnie „odcinając sobie drogę odwrotu ku burżuazyjnym zajęciom, nie chcąc, bo nie mając możliwości zawieszenia rewolucji na kołku” być gotowym do poniesienia śmierci w walce.
Szczególnie zaciekłym przedmiotem sporu była kwestia legalności i nielegalności działań. Stawiano pytania, która z obu dróg może przynieść rzeczywisty rozwój sił rewolucyjnych w Niemczech, a która bezskutecznie je wypali. Wiele środowisk w obawie przed prowokacjami ze strony władz odrzucało łamanie prawa, argumentując, że „komuniści nie są tak naiwni aby sami się delegalizować”
Na wstępie tej dyskusji bojownicy RAF zauważają jak dużą kontrolę służby policyjne mają nad legalnie działającymi grupami lewicy, infiltrując je i dysponując wyczerpującą wiedzą na ich temat, uniemożliwiając w ten sposób łączenie legalnej roboty politycznej z podziemną aktywnością partyzanta, co Frakcja próbowała robić na początku swojego istnienia. Oczywiście doceniają oni znaczenie mozolnej roboty partyjnej i propagandowej ale z pozycji grup kontrolowanych przez państwo trudno jest myśleć o szansach na ciosy mogące stanowić dla jego struktur dotkliwe uderzenie. Przeciwnikom utrzymującym że można mówić o walce zbrojnej dopiero wtedy gdy wyczerpią się legalne możliwości organizacji i oporu zarzucają „fetyszyzowanie legalności” opierające się na oportunistycznym przekonaniu, że „granice, które państwo klasowe i jego sprawiedliwość wyznaczają robocie socjalistycznej są wystarczające(...) że przed nielegalnymi napaściami tego państwa, które zawsze będą legalizowane, trzeba bezwarunkowo ustępować i zachowywać legalność za wszelką cenę”
Tymczasem wg czerwonoarmistów „polityczne możliwości tak długo nie będą mogły być wykorzystane, jak długo walka zbrojna nie zostanie uznana za cel upolitycznienia(...)” co sytuuje działania legalne w perspektywie i jedynie jako etap działań nielegalnych, wywrotowych, zbrojnych. Dlaczego bojownicy RAF tak uparcie dążą do konfliktu zbrojnego ? Czy uwięzieni w getcie terrorystycznego podziemia, sfanatyzowani i zaszczuci, odcięci od emocjonalnych więzi normalnego życia, przeżywający izolację i psychiczne napięcie stają się odczłowieczonymi apologetami rewolucyjnej przemocy, pozbawionymi drogi odwrotu apostołami terroru ?
W swojej analizie rozwoju konfliktu klasowego pokazują jednak coś zupełnie innego niż żądzę krwi.
„Legalność jest ideologią parlamentaryzmu, partnerstwa społecznego, społeczeństwa pluralistycznego. Staje się fetyszem, gdy ci, którzy o nią kołaczą, ignorują to, że telefony mogą być legalnie podsłuchiwane, poczta legalnie cenzurowana, sąsiedzi legalnie przesłuchiwani, konfidenci legalnie przesłuchiwani(...)”Powołując się na przykład „Partii Czarnych Panter” - murzyńskiej organizacji rewolucyjnej, której 28 członków spośród kierownictwa zostało zlikwidowanych przez amerykańską policję zaledwie między 68 i 69 rokiem, a także przypominając o losach zdelegalizowanej francuskiej „Lewicy Proletariackiej” której przywódcy zostali aresztowani, wskazują na istnienie „faktycznej sprzeczności między konstytucją a realizacją konstytucji i jej zaostrzeniem, gdy na porządku dziennym staje sprawa zorganizowanego oporu (...) że warunki legalności przez aktywny opór w sposób konieczny się zmieniają i ze dlatego konieczne jest wykorzystanie legalności równocześnie i do walki politycznej, i do organizowania nielegalności(...)”Ruch zbrojny to gotowość do obrony przed nieuchronną odpowiedzią państwa i przejścia do ofensywy.
W pełnej gniewu i zacięcia odezwie: „Budujmy Armię Czerwoną” wyjaśniają to o wiele ostrzej :
„Za plecami rodziców stoją nauczyciele, Ministerstwo do spraw młodzieży, policja. Za plecami brygadzisty stoi majster, dział kadr, straż przemysłowa, opieka społeczna, policja. Za plecami dozorcy stoi administracja, kamienicznik, komornik, eksmisja, policja. I te psy biją, w nas, do diabła, cenzurą, wypowiedzeniami, zwolnieniami i pałkami. Jasne że będą w robocie i pistolety, i gaz łzawiący, i granaty, i pistolety maszynowe, jasne, że oni będą eskalować środki, kiedy inaczej nie będą mogli sobie dać rady”. Dlatego konieczne staje się uwzględnienie dialektyki legalności i nielegalności.
Delegalizacja równałaby się bowiem „ciosowi niszczącemu”, kiedy za późno byłoby już na przygotowania do walki.
Legalność definiują jako kwestie władzy. Stosunek między legalnością a nielegalnością określają jako „sprzeczność panowania reformistycznego i faszystowskiego”. Różnica ta sprowadza się do taktyki rozładowywania napięć społecznych. Pierwsza z nich polega na „łagodzeniu konfliktów poprzez obietnicę reform” zakładając tworzenie wolnej przestrzeni legalności do zagospodarowania, co utrzymuje bunt i niezadowolenie w kontrolowanych przez państwo formach, podczas gdy druga reprezentowana przez tzw. „twardą linię” policji berlińskiej opiera się na rozwiązaniu siłowym.
Linia reformistyczna czyni pewne ustępstwa dopuszczając np. robotników do ograniczonego współzarządzania zakładami i „w sensie długotrwałej stabilizacji kapitalistycznego panowania(...) jest (...) linią bardziej efektywną”. Władza może sobie na nią pozwolić jednak tylko pod warunkiem rozwoju gospodarczego, bowiem pociąga ona za sobą duże koszta. Różnice pomiędzy obiema liniami obrazują słowa monachijskiego prefekta policji: „Tysiąc ludzi może być trzymanych w szachu albo przez dwóch policjantów uzbrojonych przez karabin maszynowy, albo przez stu policjantów uzbrojonych w pałki gumowe. Jeśli nie będą mieli nawet takiej broni, to trzeba będzie do tego celu trzystu albo czterystu policjantów”. Obie linie są inną postacią tego samego panowania, zmierzającego odmiennymi drogami do kumulacji władzy i kapitału oraz zneutralizowania opozycji. Znaczy to, że reformizm polityczny jest tymczasową formą stosowaną w okresie ekonomicznej stabilizacji systemu, zaostrzającego środki w przypadku narastania kryzysu.
Frakcja nie ma złudzeń, że linia reformistyczna stanowi równie niebezpieczny sposób „monopolizacji potęgi państwowej i gospodarczej” o tyle jednak wygodniejszy dla rządzących, że dokonuje się „bez zbędnego szumu”, pozwalając w ten sposób uniknąć niekontrolowanych odruchów protestu w rodzaju burzliwych zajść paryskiego maja 68 roku, kiedy rząd stosował głównie siłę. Ocena bieżącej sytuacji politycznej w Niemczech jest zdecydowanie pesymistyczna. Tkwiąca w oku cyklonu RAF wysuwa daleko idące wnioski: „Ma miejsce masowa mobilizacja w sensie faszyzmu, ”energicznych kroków”, kary śmierci, użycia sił uderzeniowych(...)”.Do osłabienia sił rewolucyjnych przyczyniła się niezawodnie amnestia, która „wyrwała kły ruchowi studenckiemu”. Dzięki temu, że studentów „(...)przestano traktować jak kryminalistów uwolniono się od strachu ich dalszej radykalizacji (...)”.Pozwoliło to zniszczyć ducha walki. ”Tak zostały odbudowane bariery dzielące ich od proletariatu, dzielące powszedni, ale uprzywilejowany dzień na studiach od powszedniego dnia robotników i robotnic pracujących na akord, których ten sam wróg klasowy nie amnestionował”. Bojownicy RAF nie szczędzą także słów krytyki pod adresem niektórych intelektualistów, w rodzaju „ pierdolonego Grassa ”, dla których, socjaldemokratyczne reformy noszą znamiona pozytywnej „mobilizacji demokratycznej”, przeciwko tendencjom do restauracji państwa policyjnego, odradzającym się w niektórych kręgach społeczeństwa oraz administracji państwowej. Intelektualiści patrzą z fałszywej perspektywy, ponieważ „obszary zaostrzonej represji” takie jak więzienia, klasowy wymiar sprawiedliwości, praca na akord, branie towarów w sklepie na kredyt czy intensyfikacja wydajności „to nie te, z którymi pisarz ma przede wszystkim do czynienia”, dla którego jest to ”najwyżej problemem estetycznym, a nie politycznym”.
Manifest kończy się żarliwym i pełnym pasji wezwaniem do „wojny ludowej”, apelem o zaprzestanie dalszych bezpłodnych analiz i przystąpienie do „interweniowania, tu i teraz mimo słabości”, gdyż „siły rewolucyjne albo same rozwiążą problem, który mają rozwiązać, albo same staną się problemem”.
Walka trwa. Nawet gdy przywódcy i założyciele grupy giną w tajemniczych okolicznościach, co wygląda na samobójstwo, w specjalnie strzeżonym więzieniu Stammhein w 77 roku, gdy władze nie zgadzają się wymienić ich na pasażerów samolotu uprowadzonego przez arabskich bojowników oraz porwanego przez RAF, Hannsa Schleyera - przewodniczącego Federalnego Związku Niemieckich Pracodawców, starego narodowego-socjalistę i dawnego członka SS oraz NSDAP.
Czy są osamotnieni ? Niezupełnie. Na przykład w listopadzie 1974 roku po śmierci Holgera Meinsa schwytanego przez władze i prowadzącego w więzieniu głodówkę, w różnych miejscowościach RFN i Berlinie Zachodnim dochodzi do 50 demonstracji młodzieży i studentów, oskarżających rząd o jego zabójstwo. Działają także grupy takie jak „Czerwona Pomoc”, organizujące pomoc i wsparcie dla więźniów.
Ciekawe fakty przytacza również Anna Bojarska w swojej książce „Agitka” wkładając je w usta opisywanego tam Andreasa Baadera. W trakcie rozmowy na korytarzu więziennym, zwraca się on do jednej z fikcyjnych bohaterek przytaczając rzeczywiste i jakże niepokojące dla władz statystyki :
„Na kilka miesięcy przed naszym aresztowaniem popierał nas co piąty Niemiec – co siódmy był gotów udzielić nam schronienia przed policją – w ciągu pół roku ilość tych, którzy uważali nas za działaczy politycznych, nie kryminalistów, skoczyła z 18 do 40% - w krajach związkowych, w których na każdym kroku wisiały nasze listy gończe, 10 % ludzi określiło siebie samych jako naszych zwolenników – Wiesz, ile analiz rządowych temu poświęcono – znasz główny cel od tej pory: odizolować nas, zohydzić, na koniec unicestwić.”(Str. 72)
W 98 r. agencje prasowe otrzymują komunikat RAF o samo rozwiązaniu lecz nieliczni członkowie grupy ukrywają się nadal. Jeszcze w 99 r. podczas pościgu ulicami Wiednia, policja zabija Ludwiga Meyera. Niektórzy wyszli już na wolność po odsiedzeniu długich wyroków. Choć grupa nie istnieje a obrane przez nią metody walki mogą wydawać się niewłaściwe to jednak historyczna spuścizna jaką pozostawiła po sobie RAF jest żywym przykładem ciągłości buntu i oporu przeciwko kapitalizmowi i imperializmowi. Buntu, który dziś w obliczu nowych zbrodni imperializmu, ponownie powraca kolejną falą razem z ruchem alterglobalizacyjnym. A zatem ?
„Nie siedźcie na rozprutej przez policje sofie i nie bójcie się o swoje kramarskie duszyczki i małe kariery”