Cieszymy się, że cenzura na kiepskie teksty ex-GSR spowodowała, że znowu zaczęliście lepiej pisać. Równocześnie wyrażamy głęboką troskę, że towarzysze z ex-GSR, którzy odwołują się do KPP-owskich tradycji, śladami dzisiejszej KPP zbyt często ostatnio myszkują w siedzibie SLD na ulicy Rozbrat. Do dyskusji "trockizm a KPP" włączyli się nawet spartakusowcy z Platformy Proletariackiej. Dlatego mamy nadzieje, że zachęci to do dyskusji redaktora naczelnego DP, który niestety jak na razie, od merytorycznej dyskusji woli anonimowe wpisy w księdze gości. Czekanie do września (kiedy skończą się wakacje) by rozszerzyć redakcję, nie stawia w zbyt poważnym świetle redaktorów DP, którzy przekładają wycieczki w góry nad walkę klas.
Ucieczka do przodu
14 maja "Trybuna" opublikowała "List otwarty" trzydziestu członków Sojuszu
Lewicy Demokratycznej, w którym sygnatariusze podkreślali, że "droga do
odrodzenia SLD wiedzie nie poprzez rozłamy, lecz uszanowanie różnorodności
poglądów i dopuszczenie do możliwości istnienia frakcji lub platform
programowych i organizacyjnych". W rezultacie powstały "bratnie platformy" z
Platformą Socjalistyczną na czele.
Zgodnie z relacją Mieczysława F. Rakowskiego, "próba uzdrowienia SLD" zakłada:
"- odrzucenie fałszywej tezy, że rynek zawsze ma rację;
- przywrócenie roli partii lewicy jako przede wszystkim obrońcy interesów ludzi
pracy;
- zerwanie z faworyzowaniem wielkiego kapitału i brataniem się z nim;
- podjęcie zdecydowanej walki z przejawami renegactwa, z nieuczciwością i
aferami w życiu publicznym;
- obrona zasad tolerancji i państwa neutralnego światopoglądowo;
- rzetelność w ocenach przeszłości lewicy, w tym dziedzictwa Polski Ludowej,
wnikliwy krytycyzm - TAK, ale zaprzaństwo i pomiatanie godnością ludzi lewicy -
NIE;
- krytyczna ocena polskiej polityki wobec interwencji wojskowej w Iraku i
sprecyzowanie realistycznego programu wyjścia z pułapki, w której Polska
znalazła się w wyniku fiaska dotychczasowej strategii USA w tym konflikcie" (M.F.
Rakowski, "Okruchy Dziennika", "Dziś" nr 7/04, s. 28) i tym podobne banały.
25 maja powołany został Komitet Koordynacyjny z prof. Jerzym J. Wiatrem i
Andrzejem Żelazowskim na czele.
22 czerwca, kończąc "proces przewartościowań", Platforma Socjalistyczna SLD, na
zorganizowanej przez siebie konferencji pt.: "Lewica wobec wyborów
parlamentarnych", akcentowała swoją wielorakość w ramach jednoznacznej
"proeuropejskiej orientacji politycznej", co mogło jednak umknąć uwadze w
gąszczu problemów bieżących. I właśnie ta orientacja śmiało może uchodzić za
credo polityczne tzw. prawdziwej lewicy, o dylematach której pisze Anna Delick w
najnowszym numerze miesięcznika "Dziś" (A. Delick, "Dylemat prawdziwej lewicy",
"Dziś" 7/04, ss. 87-103).
Charakterystyczne, że analizując "sukcesy modelu szwedzkiego", bieżące podziały
i spory w szwedzkiej lewicy, Anna Delick wyróżnia tzw. lewicę narodową,
krytyczną wobec Unii Europejskiej, pieszczotliwie piętnując ją, śladem krytyków,
mianem "brunatnej lewicy". Tymczasem, lewicą proeuropejską określa mianem
"lewicy internacjonalistycznej" czy "lewicy prawdziwej".
Zdaniem Anny Delick w Szwecji nastąpił już wyraźny podział na lewicę narodową i
internacjonalistyczną. "Podobny podział, choć jeszcze bez formy frakcji,
występuje także w innych państwach, zwłaszcza we Francji i w Niemczech" (s. 95).
I choć szwedzka Lewica Proeuropejska używa określeń "platforma" czy "network" -
"nie da się jednak zanegować, że jest frakcją".
W przypadku Polski określenie "bratnie platformy" nie jest zatem przypadkowe. W
sprawie tak zasadniczej z punktu widzenia SLD, jak orientacja proeuropejska,
między "bratnimi platformami" różnic być nie powinno. Proeuropejskość SLD,
podobnie jak proeuropejskość Unii Wolności, jest bowiem "niekwestionowaną
wartością".
Tymczasem "lewica patriotyczna", bo tak o sobie mówi antagonistyczna formacja,
wyraźnie nie mieści się w SLD-UP i Unii Wolności. Do tej orientacji w Polsce
przyznają się tak różne podmioty, jak: Polskie Stowarzyszenie Obrony
Proletariatu, Polska Socjalistyczna Partia Robotnicza, Komunistyczna Partia
Polski, grupa skupiona wokół pisma "Jedność Pracownicza" (obecnie GPR), która
rok temu wręcz apelowała o front odmowy lewicy wobec Unii Europejskiej. Stosunek
krytyczny do wejścia Polski do UE deklarowała ponadto Pracownicza Demokracja.
Daleko idącą wstrzemięźliwość zachowało środowisko ex-GSR.
Do euroentuzjastów, mniej lub bardziej zdeklarowanych, należały natomiast: Nowa
Lewica, środowiska skupione wokół "Nowego Robotnika" i Nurt Lewicy Rewolucyjnej.
W Szwecji przedstawiciele nurtu krytycznego wobec Unii Europejskiej, zwani przez
Annę Delick "brunatną lewicą" - "aktywni są w całej lewicy, wśród maoistów,
syndykalistów, trockistów, a także w socjaldemokracji (SAP), w związkach
zawodowych LO, również wśród Zielonych, niestety najbardziej antyunijnej partii
szwedzkiej. Nie są może nigdzie grupą dominującą, ale wszędzie znaczącą. (s.
91).
"Nowa platforma ideologiczna szwedzkiej lewicy internacjonalistycznej, o nazwie
Vänster för Europa" (Lewica Proeuropejska) uznaje "mimo słusznego krytykowania
niedoboru demokracji w Unii, mimo jawnie kapitalistycznego charakteru integracji
europejskiej", że "dziś jeszcze za wcześnie, aby to Parlament Europejski
wybierał Komisję", czyli władze UE, i to abstrahując od tego, że kwestia władzy
jest sprawą zasadniczą. Zdaniem Lewicy Proeuropejskiej wręcz konieczny jest
natomiast "dalszy rozwój europejskiej integracji w kierunku federacyjnym", w
kierunku "wspólnej polityki bezpieczeństwa i obrony, a nawet wspólnej polityki
podatkowej w Europie" (s. 93), gdyż konieczna jest budowa Europy Socjalnej.
Według Anny Delick nie chodzi jednak o ujednolicenie podatków, "na które bardzo
biednej Polski jeszcze długo nie będzie stać", ale o "rozsądną harmonizację
polityki podatkowej i standardów socjalnych", oczywiście "absolutnie niezbędną"
dla "całej Unii". Możliwe to będzie "tylko w wypadku zwycięstwa w Europie lewicy
internacjonalistycznej, a nie narodowej".
Reasumując, autorka "Dylematu prawdziwej lewicy" stwierdza, że "wysoki poziom
finansowej redystrybucji musi się łączyć z wysokim poziomem politycznej
integracji. Bez takiej integracji, bez zwycięstwa idei federacyjnej, w kilku
państwach 'starej' Unii szybko mogą dojść do głosu politycy, przy których polski
Lepper wyda się wręcz łagodnym barankiem. A wtedy wyrównanie poziomów między
'starą' i 'nową' Unią rzeczywiście okaże się równaniem nie do rozwiązania" (s.
103).
A zatem "podział na lewicę narodową i internacjonalistyczną (...) ma zupełnie
fundamentalne znaczenie dla przyszłości lewicy na naszym kontynencie" (s. 91),
bowiem "w rzeczywistości chodzi o przezwyciężenie resztek narodowych podziałów i
stworzenie w pełni kosmopolitycznej Federacji, jedynego organizmu, który może
się nie dać zdominować przez USA" (s. 93). Zjednoczona Europa ma bowiem być
"remedium na nacjonalistyczne zboczenia europejskich państw narodowych (...),
jeżeli nie będzie dalszej harmonizacji europejskiej polityki, także finansowej,
to napięcie między starą i nową Unią będzie tak duże, że Unia się rozpadnie" (s.
94).
W mniemaniu Anny Delick "każda lewicowa partia kontynentalnej Europy musi dziś
odpowiedzieć sobie na dwa fundamentalne pytania:
- jak utrzymać swój welfare na nie zmienionym poziomie, skoro na skutek zmian
demograficznych coraz mniejsza liczba pracujących ma utrzymywać coraz większą
liczbę klientów welfare'u?
- w jakim stopniu własnym dobrobytem dzielić się można z biednymi państwami
'nowej Unii' nie ryzykując buntu własnych obywateli i dojścia do władzy
ksenofobicznych populistów oraz innych 'politycznych nostalgików', których
jedynym marzeniem jest rozwalenie Zjednoczonej Europy?" (s. 100).
Szwedzką odpowiedzią jest podnoszenie podatków, utrzymanie welfare state i
żądanie tego samego od innych.
Temat nacjonalizmu i internacjonalizmu znalazł również uznanie kolejnej
wielbicielki welfare state, Magdy Manwaring (M. Manwaring, "Marszałek,
rewolucjonista i kundle", "Dziś", j.w., ss. 66-72), która ceni sobie zarówno
"całkowitych kosmopolitów" - marszałka Gustawa Mannerheima, pogromcę Armii
Czerwonej, jak i "całkowite antytezy" - Algotha Tietäväinena Untolę, fińskiego
rewolucjonistę związanego z rosyjską Organizacją Bojową eserów,
"internacjonalistę wręcz z definicji".
Bohaterzy jej felietonu - Untola, który "nacjonalistami pogardzał" i Mannerheim,
członek prawicy, "arystokratyczny kosmopolita, który ciasnych nacjonalistów
nazywał 'kundlami'" - stanowią polityczne tło niezbędne dla ataku na
"czerwono-brunatnych" kundli spod znaku "Żołnierza Wolności", moczarowców -
negatywnych symboli Marca '68 oraz współczesnych wyznawców Romana Dmowskiego i
ideologii endeckiej, do której odwołuje się, w wersji zwulgaryzowanej, zarówno
LPR, jak i PiS, PSL, a czasem także "Samoobrona" (s. 72) oraz "narodowa lewica".
Z tej perspektywy Magdzie Manwaring szczególnie ważny wydaje się artykuł młodych
naukowców, Witolda Ferenca i Jakuba Wojnarowskiego, zamieszczony w "Gazecie
Wyborczej", w którym to autorzy zauważyli, że "debata o konstytucji europejskiej
ujawniła istnienie w Polsce dwóch 'rodzajów ludzi' - człowieka narodowego i
człowieka międzynarodowego" (s. 72). "Syndrom tego pierwszego", zdaniem Magdy
Manwaring, prowadzi "w dalszej perspektywie" do "mentalnego skundlenia (jak to
już Mannerheim określał)", czyli do ciasnego nacjonalizmu.
*
Nawarstwianie się problemów w ramach jednoczenia Europy wydaje się nie do
rozwiązania, gdy tzw. proeuropejska lewica poniesie klęskę, co jest przecież
więcej niż prawdopodobne zważywszy na brak realizmu oczekiwań niezakłóconego
rozwoju gospodarczego i wynikającą stąd niechęć narodowych społeczności, a
przede wszystkim uprzywilejowanych elit, do dzielenia się ograniczonymi efektami
tego rozwoju.
*
Cudowne rozwiązanie "dylematów prawdziwej lewicy" podsuwa jednak Forum
Czytelników miesięcznika "Dziś", które podobno wyraża opinie wyłącznie ich
autorów, daleko nie zawsze zgodne z poglądami redakcji.
Stanisław Szpila z Nowego Sącza kwestię integracji z Unią Europejską kwituje
następującymi słowami: "Tendencja dzisiejszego dnia jest niczym innym, jak
kontynuacją - wyrafinowaną i na gigantyczną skalę - tego, co zdarzyło się w
połowie XIX wieku, a mianowicie rozwoju przemysłowego z tworzeniem takiego
systemu państwowego, który sprzyjałby rozwojowi tego przemysłu. Od tego nie ma
ucieczki, chyba żeby zdarzyła się nowa zwycięska rewolucja październikowa" (S.
Szpila, Odczytajmy jeszcze raz Marksa", s. 195).
Zdaniem Stanisława Szpili, "by takie coś mogło się zdarzyć, musi zaistnieć
sytuacja, w której równocześnie ludzie nie będą mogli trwać w ucisku społecznym,
religijnym itp. oraz władcy też nie mogą 'wytrzymać'. W Europie ani jedno takie
zjawisko dzisiaj nie zachodzi, a więc pozostaje dać sobie spokój z rewolucją i
włączyć się w proces rozwoju sił wytwórczych" (tamże).
Włączenie w niezakłócony rozwój sił wytwórczych, w tzw. proces globalizacji,
staje się przesłaniem współczesnej "lewicy proeuropejskiej", której zdaniem
"spór wewnątrz lewicy polega na źle postawionym pytaniu, opartym o fałszywe
wyobrażenie. Zamiast pytać, ile władzy nasze elity stracą na ewolucji w kierunku
federacyjnym - bo w końcu wszystko sprowadza się do problemu władzy - powinniśmy
się zastanowić, czy i ile możemy odzyskać tej władzy, którą już straciliśmy na
rzecz rynku" (s. 93).
A zatem domniemany internacjonalizm "prawdziwej lewicy", czyli socjaldemokracji,
sprowadza się do arystokratycznego czy raczej elitarnego kosmopolityzmu w duchu
marszałka Mannerheima, pogromcy Armii Czerwonej, generała a la suite armii
carskiej, który "zaszczytny tytuł swój otrzymał za organizację carskich polowań
w polskiej Spale" (s. 67).
"Proeuropejskiej lewicy" w pale się nie mieści, że sprzeczności nawarstwiają się
i zazębiają, a "gdy sprzeczności nawarstwiają się, ludzie zaczynają walczyć.
Wtedy dopiero widzą możliwości zmiany. Świadomość rodzi się w walce. Nowe walki
robotnicze są wbudowane w system. Za każdym razem, gdy następuje ożywienie tej
walki, ożywają też idee obalenia systemu". Tę prostą zależność opisuje lider
brytyjskiej SWP, Chris Harman, co można przeczytać w SLD-owskiej "Trybunie", w
wywiadzie o symbolicznym tytule "Awaria systemu".
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
12 lipca 2004 r.