Poniżej fragmenty z książki Stanisława Kalabińskiego i Feliksa Tycha: "Czwarte powstanie czy pierwsza rewolucja", wydanej w Warszawie w 1976 r., która dotyczy rewolucji 1905 roku. Wybraliśmy fragmenty dotyczące Stefana Okrzei
Działalność bojowa Stefana Okrzei w 1905 r.
(strony 54-55)
...Od pierwszego dnia strajkujący gromadzili się na
przedmieściach, a po zebraniach i wiecach demonstracyjnym pochodem wracali do
miasta, śpiewając i wznosząc okrzyki antyrządowe. Zwłaszcza demonstracja na Woli
z 22 sierpnia, do której przyłączyli się robotnicy wychodzący z fabryk, wywarła
silne wrażenie na ludności robotniczej tego fabrycznego przedmieścia.
Strajkujący demonstrowali też w Alejach Jerozolimskich, na placu Aleksandra i w
Alejach Ujazdowskich, na Chłodnej, Krakowskim Przedmieściu i Daniłowiczowskiej.
9 września przeszli Krakowskim Przedmieściem pod ratusz na placu Teatralnym. Tu
nastąpiło ostre starcie z policją kierowaną przez oberpolicmajstra Nolkena.
Tegoż dnia demonstrowano też na Woli. Na Pradze duże grupy strajkujących siłą
zmusiły łamistrajków do porzucenia pracy. „Urządzamy ciągle masowe zebrania, na
których towarzysze nasi omawiają położenie strajkujących oraz wygłaszają
przemówienia ogólnopolityczne" —- donosił „Czerwony Sztandar".
Przez 3 tygodnie murarze trzymali się dzielnie, lecz brak środków do życia
uniemożliwił im przetrwanie do pełnego zwycięstwa. Uzyskali co prawda podwyżkę o
10—25 kopiejek dziennie, nie zdołali jednak wywalczyć skrócenia dnia pracy do
dziewięciu godzin.
W maju 1904 roku CKR PPS powierzył kierowanie wystąpieniami ulicznymi w
Warszawie Bolesławowi Bergerowi „Kuroki", a w połowie tegoż roku zostały
założone zręby późniejszej Organizacji Spiskowo-Bojowej. W tym początkowym
stadium występowała ona pod nazwą kół bojowych. Liczebność ich wahała się od 40
do 60 osób, terytorialnie zaś ograniczały się na razie tylko do Warszawy.
Członkowie kół bojowych rekrutowali się z najdzielniejszych robotników,
wybranych z dzielnic i organizacji fabrycznych, przede wszystkim, z Woli i
Pragi. Przeważali wśród nich metalowcy. Jednym z
pierwszych uczestników i współorganizatorów bojówek był metalowiec Stefan
Okrzeja, wyróżniający się odwagą i dużym zainteresowaniem problematyką
społeczną.
Podział na dzielnice, a w ich obrębie na mniejsze grupki, nie nastąpił od razu,
ale był wynikiem nabytego dopiero z czasem doświadczenia. Pierwotny system
narażał organizację na poważne niebezpieczeństwo, poszczególni członkowie bowiem
zbyt wiele, a raczej wszystko wiedzieli o całości organizacji i znali wszystkich
jej członków. Zaistniał zresztą wkrótce fakt zdrady, który przyspieszył zmianę
systemu organizacyjnego kół.
Zadaniem bojowców było początkowo stawianie się w oznaczonym przez kierownictwo
czasie i miejscu oraz urządzanie niewielkich manifestacji. Polegały one na
szybkim zebraniu się, zejściu na jezdnię, rozwinięciu czerwonych chorągiewek z
wypisanymi hasłami. Po przebyciu paruset metrów grupa szybko się rozwiązywała;
cała manifestacja trwała 4—5 minut. Początkowo rozpraszano się przed nadejściem
policji, z czasem dopiero — po pierwszych starciach. Owe drobne manifestacje,
które w miesiącach letnich 1904 roku odbywały się niekiedy dzień po dniu,
wpływały na temperaturę polityczną miasta. Przenosiły się też stopniowo na
prowincję, przede wszystkim do Łodzi...
(strony 74-75)
Nowy, ostrzejszy etap wystąpień klasy robotniczej Królestwa
Polskiego zapoczątkowała 13 listopada demonstracja zbrojna na placu Grzybowskim
w Warszawie. Głośnym echem odbiła się ona w całym cesarstwie. Po wystąpieniach w
październiku i początkach listopada konferencja warszawska PPS pod
przewodnictwem Józefa Kwiatka postanowiła uzbroić zorganizowane świeżo koła
bojowe, by ochraniały demonstrantów przed atakami policji i wojska.
Do udziału w demonstracji grzybowskiej wzywały specjalnie wydane trzy odezwy: Do
robotników, Do młodzieży i Do ogółu ludności. Gorączkowa praca wrzała w
organizacjach partyjnych. Kierowali nią Józef Kwiatek i Walery Sławek. Na wielu
zebraniach fabrycznych mówiono o znaczeniu manifestacji i jej celach.
Zmobilizowano koła bojowe, na których czele stał Bolesław Berger. W niedzielę 13
listopada od samego rana plac Grzybowski i chodniki przylegających doń ulic
zapełniły się ludźmi. Pojedynczo i grupkami zdążali robotnicy i młodzież na
miejsce zbiórki. Od 7 rano wszystkie bramy na placu i pobliskich ulicach były
zamknięte, a na podwórzach rozlokowano żandarmerię konną i pieszą oraz
policjantów. O godzinie 11 na placu i bocznych ulicach znajdowały się tłumy, na
balkonach i w oknach tłoczyli się ludzie. Ruch tramwajowy i kołowy został
wstrzymany.
Bez żadnego echa pozostały wezwania prystawa VIII cyrkułu do rozejścia się.
Zebrani z niecierpliwością oczekiwali godziny 13, kiedy to pochód miał ruszyć w
kierunku ul. Bagno. Przy wyjściu z kościoła stała zwarta
grupa 60 uzbrojonych bojowców. Gdy ludzie zaczęli wychodzić z kościoła, do grupy
tej podeszła siostra Stefana Okrzei i wyciągnęła spod bluzki czerwony sztandar.
Zaintonowano Warszawiankę, a Okrzeja wzniósł sztandar z napisem: „PPS. Precz z
wojną i caratem! Niech żyje wolny, polski lud!" Wokół sztandaru skupiało się
coraz więcej ludzi, zagarniano i tych, którzy wcale nie zamierzali wziąć udziału
w demonstracji.
Gdy pochód ruszył, wypadło z bramy 70 policjantów.
Torowali sobie szablami drogę ku sztandarowi. Pierwszy strzał padł, kiedy ręka
policjanta sięgała po drzewce sztandaru. Wypalił „Zdun", a jednocześnie z nim
Okrzeja i Retke. Rozpoczęła się ostra, chaotyczna strzelanina. Policjanci
odskoczyli, usiłując się ukryć. Po chwili wypadli z bramy kawalerzyści i ostrą
szarżą wcięli się w tłum, odrzucając demonstrantów do tyłu. Przy sztandarze
zostało 15—20 bojowców. Z rewolwerami w ręku torowali sobie drogę ogniem,
dwukrotnie odpierając ataki żandarmów i dragonów, aż przebili się do rogu ul.
Świętokrzyskiej. Tam na rozkaz „Garbarza" zwinęli sztandar.
Tymczasem pozostali na placu bojowcy nie żałowali kul,
strzały ich jednak były bezładne i mało skuteczne. Policja i wojsko, odzyskawszy
szybko kuraż, wepchnęły manifestantów bądź do otwartych już bram, bądź do
kościoła. Plac został „oczyszczony", aresztowano 413 osób. Uwięzieni w kościele,
przez wiele godzin nie wychodzili na plac, dopiero na słowo honoru p.o.
ober-policmajstra Nolkena, że nic im nie grozi, zaczęli partiami
opuszczać świątynię. Aresztowano natychmiast około 250 osób, nad którymi znęcano
się w drodze do ratusza.
Pierwsze akcje bojowe
(strony 177-185)
Wkrótce po VII Zjeździe powstały w Warszawie dwie pierwsze
dziesiątki bojowe pod kierownictwem Stefana Okrzei i Bronisława Żukowskiego.
Oparły się na kołach bojowych Bolesława Bergera z 1904 roku. Taktykę organizacji
bojowej cechowało działanie prowadzone przez dziesiątki i piątki, zawsze w tym
samym składzie, chociażby wykonanie zamachu wymagało tylko jednej osoby.
Pozostali stanowili rezerwę. Zamach nieraz przekształcał się w potyczkę z
policją lub żandarmerią.
Grupy bojowców powstawały opierając się na lokalnych organizacjach PPS i przy
ich pomocy. Początkowo „starzy" nie mieli bezpośredniego wpływu na działalność
bojową. Akcje były koordynowane na ogół z masowymi wystąpieniami w
poszczególnych ośrodkach, a piątkami bojowymi kierowały miejscowe komitety
partyjne. Planowały one też akcje bojowe, głównie w celu samoobrony przed
szpiclami i zdrajcami.
W połowie lutego Aleksander Prystor zwrócił się do najaktywniejszych uczestników
demonstracji grzybowskiej, Bronisława Żukowskiego i Stefana Okrzei, o podjecie
działalności bojowej na szerszą skalę. Stworzono wspomniane już dwie pierwsze
dziesiątki pod ich dowództwem. Rozbudowę bojówek powierzono Medardowi
Downarowiczowi, który utworzył dalsze trzy dziesiątki. Jednocześnie Sławek
przystąpił do przygotowywania zastępu przyszłych instruktorów i organizatorów
Organizacji Spiskowo-Bojowej. Do pracy wciągnął studentów: Stanisława Tora,
Mieczysława Roubę, Tytusa Bobrowskiego i Mariana Dąbrowskiego. Sami zgłosili
się: Ignacy Lubicz-Sadowski, Józef Mirecki „Montwiłł", Tadeusz Dzierzbicki,
Mieczysław Dąbkowski i Wacław Harasymowicz.
Podjęto próby skonstruowania bomby. Jeszcze w grudniu 1904 roku przybył do
Warszawy Mieczysław Dąbkowski, który wraz z Wacławem Harasymowiczem ukończył w
lecie specjalny kurs (wykładali na nim oficerowie japońscy) w Paryżu,
zorganizowany w związku z planami japońskimi Piłsudskiego. W Warszawie przy ul.
Twardej 66, po paru tygodniach doświadczeń, udało im się skonstruować bombę. Z
Zagłębia sprowadzono zapasy dynamitu i zwiększono liczbę osób produkujących
broń. W pierwszych miesiącach 1905 roku pracowano już w trzech lokalach, a
wszystkie bomby użyte do czerwca 1905 roku były własnej produkcji. Pierwsze
próby wszakże nie wypadły pomyślnie. Gdy Żukowski rzucił bombę na patrol konny
na ul. Wałowej, nie wybuchła ona, mimo iż koń kopnął ją mocno. Również na
Nowolipkach bomba nie eksplodowała, a kozak, w którego była wymierzona, złapał
ją i schował do kieszeni.
Pierwszy poważny zamach, na warszawskiego generał-gubernatora Czertkowa, miał
być wykonany na dworcu kolei warszawsko-wiedeńskiej. Z brauningami w kieszeniach
oczekiwali go Bronisław Żukowski i Stefan Okrzeja, lecz Czertkow nie pojawił
się. Zapewne wszedł innym wejściem lub pojechał innym pociągiem.
Z kolei Okręgowy Komitet Robotniczy PPS polecił dokonać zamachów na
oberpolicmajstra warszawskiego Nolkena, gen. Nowosilcowa dowodzącego akcją wojsk
przeciwko robotnikom w Warszawie, dwóch stójkowych oraz prystawa XII cyrkułu lub
jego zastępcę.
Zamachy na oberpolicmajstra warszawskiego i gen. Nowosilcowa nie należały do
łatwych. Bronisław Żukowski przez wiele dni czatował na Nolkena na Senatorskiej,
Nowym Świecie i w innych punktach miasta, ten zaś bądź nie przybywał, bądź pędem
przejeżdżał powozem koło zamachowców. Również Okrzeja daremnie oczekiwał gen.
Nowosilcowa na Agrykoli. Gdy bojowcy natykali się na tajnych agentów i patrole,
torowali sobie drogę rewolwerami, zabijając nieraz lub raniąc szpicli i
policjantów. Żukowski z towarzyszami zastrzelił w śródmieściu dwóch policjantów
znęcających się brutalnie nad aresztowanymi, wykonano też wyroki na dwóch
stójkowych. 21 marca, po bezowocnym krążeniu po Krakowskim Przedmieściu w
oczekiwaniu na Nolkena, wypróbowano przy cyrkule na Chłodnej nowy typ bomby.
Wybuchła potężnym słupem ognia, uderzając w dwunastoosobowy patrol żandarmów,
policjantów i żołnierzy. Była to w istocie rzeczy pierwsza bomba, która
eksplodowała w Warszawie podczas rewolucji. Nolken przybył natychmiast na
miejsce zamachu.
To podsunęło myśl urządzenia nań zasadzki. Postanowiono rzucić bombę do koszar
kozackich na Bródnie i czekać na Nolkena przy moście Kierbedzia na Nowym
Zjeździe. Bombę miał rzucić Okrzeja. Koszary okazały się jednak puste, wobec
czego zmieniono plan. Nazajutrz, 26 marca, Okrzeja miał w tym samym celu dokonać
zamachu na prystawa XII cyrkułu. Wbiegł do kancelarii cyrkułu przy ul.
Wileńskiej i rzucił bombę na stół; wybuchła, raniąc kilku policjantów.
Oszołomiony wybuchem Okrzeja skręcił zamiast na ulicę w podwórze. Czekający nań
przed bramą towarzysze nie mogli okazać mu pomocy. Zaatakowany przez
policjantów, bronił się długo; zabił jednego rewirowego, w końcu uległ przemocy.
Tymczasem Żukowski ze swoją grupą oczekiwali Nolkena na Nowym Zjeździe. Trąbki
czterech wozów pogotowia ratunkowego, pędzących na Pragę, zaalarmowały ich. Byli
przekonani, .że wozy jadą po rannych od bomby Okrzei. Kilka minut później na
Senatorskiej ukazał się parokonny powóz Nolkena, pędzący galopem w stronę Pragi.
Bombę rzucił celnie Wincenty Halska, wprost w powóz. Oberpolicmajster zasłonił
się ręką i silnie odbił bombę od siebie. Od uderzenia nastąpił wybuch. Padły
konie, ciężko rannego Nolkena i ogłuszonego zastępcę naczelnika ochrany podmuch
wyrzucił z powozu na środek ulicy.
Halska, oszołomiony eksplozją, pomylił kierunek odwrotu i z okrwawioną odłamkiem
twarzą rzucił się w stronę głównego wejścia do Zamku, gdzie zderzył się z
ogłuszonym wartownikiem. Oprzytomniawszy, skrył się na Mariensztacie. Tajni
agenci, którzy jechali na rowerach za powozem Nolkena, rzucili się w pogoń za
grupą bojową, strzelając z rewolwerów. Dopadli Franciszka Pydyna „Bohuna", który
w czasie szarpaniny zastrzelił szpicla Gawryłowa. Bojowcom udało się dotrzeć
bezpiecznie do konspiracyjnego lokalu.
Dokonano jeszcze paru zamachów na szpicli, lecz sytuacja członków bojówki
pogarszała się z dnia na dzień. Przyczyna wyjaśniła się później: Ajzenlist,
dowódca dziesiątki bojowej, informował o wszystkim naczelnika ochrany Petersona.
Rozpoczęły się aresztowania. Bandy szpicli krążyły wokół mieszkań bojowców, z
coraz większym trudem uwalniano się od ich inwigilacji, klucząc po ulicach i
zacierając ślady.
1 maja dziesiątka Downarowicza rzuciła skutecznie bombę w patrol kozacki na
Marszałkowskiej przy ul. Widok; powodzeniem został uwieńczony zamach bombowy na
policmajstra siedleckiego Szedewra w dniu 23 maja. Podjęto następnie kroki dla
dokonania zamachu na naczelnika gubernialnego zarządu żandarmerii w Piotrkowie,
Uthoffa, lecz wkrótce cała uwaga organizacji skupiła się na osobie nowo
mianowanego warszawskiego generał-gubernatora Maksymowicza.
Wykonawcą zamachu miał być Tadeusz Dzierzbicki, który od 1904 roku prowadził w
swym mieszkaniu laboratorium bomb ładowanych dynamitem, sprowadzanym przez
robotników praskiej dzielnicy PPS z Zagłębia. Brat Dzierzbickiego, student
medycyny, zginął od kuli kozackiej na rogu Chmielnej i Brackiej podczas
styczniowego strajku powszechnego. Maksymowicz miał być zlikwidowany 19 maja, w
galowy dzień, na ul. Miodowej w czasie przejazdu do cerkwi, która znajdowała się
przy Długiej. Dzierzbicki, po rzuceniu bomby z werandy cukierni Trojanowskiego
przy Miodowej 6, miał uciec przez cukiernię na Podwale. Odwrót ubezpieczała
ukryta na dziedzińcu cukierni grupa bojowców pod dowództwem Żukowskiego, z
trudem już wymykającego się szpiclom. Ochronę zamachu stanowić mieli: Stanisław
Zieliński, Mojżesz Szwarc — bojowiec z grupy Okrzei, i prowokator Dawid
Ajzenlist, który poinformował ochranę o planie zamachu i podał też rysopis
Dzierzbickiego.
Kawiarnię na Miodowej w dniu zamachu wypełnili szpicle. Gdy o 11-tej Dzierzbicki
zjawił się z przerzuconym przez rękę płaszczem, pod którym ukryta była bomba, i
usiadł przy stoliku, zorientował się szybko, że jest otoczony. Agenci i
policjanci wyraźnie, choć z obawą, zbliżali się doń z obu stron ulicy. Nie
widząc ratunku, Dzierzbicki wybiegł na środek ulicy i krzycząc do przechodniów:
„Ratujcie się!" — cisnął bombę pod nogi nadbiegających agentów i policjantów.
Sam zginął od wybuchu, zabiwszy dwóch stójkowych i szpicla. Tymczasem na rogu
Bednarskiej i Krakowskiego Przedmieścia pierścień szpicli otoczył Żukowskiego,
kilku powaliło go znienacka na ziemię, po czym został aresztowany. Maksymowicz
ze strachu przeniósł się z Warszawy do twierdzy Zegrze, a potem do twierdzy
modlińskiej, którą panicznie bał się opuszczać. W sierpniu 1905 roku, po
pięciomiesięcznym urzędowaniu, odwołano go ze stanowiska generał-gubernatora.
Wydział Bojowy postanowił odbić Okrzeję na trasie z Cytadeli do sali rozpraw na
Nowym Świecie 67. Organizacją akcji zajęli się Ignacy Sadowski i Medard
Downarowicz. Znów zdrajcy, Ajzenlist i Szwarc, pokrzyżowali drobiazgowo
opracowane plany. Bojowców, oczekujących przyjazdu Okrzei, aresztowano z bronią
w ręku. Działalność bojówki zaczęła zamierać. Jeszcze w dniu sądu nad Okrzeją
jedną z demonstracji kierował Wydział Spiskowo-Bojowy, a bomba rzucona przez
Stefana Judyckiego załamała szarżę konnej żandarmerii na robotników.
Demonstranci zdążyli się rozbiec pod ochroną ostrzeliwującego się oddziału
bojowego. Padło trzech policjantów. Dalsza rozbudowa Organizacji
Spiskowo-Bojowej wymagała środków finansowych, których CKR nie posiadał. Walery
Sławek wystąpił wówczas z planem ekspropriacji kas powiatowych w Opatowie,
Lubartowie, Sokołowie, Węgrowie, Łasku i Sieradzu. Wobec braku sił ograniczono
się do czterech pierwszych punktów, podjęto zresztą akcję bez porozumienia z CKR.
W ekspropriacjach miało wziąć udział 80 bojowców, po 20 na kasę. Termin ataku
wyznaczono na północ z 5 na 6 sierpnia 1905 roku.
Mimo poważnych przygotowań akcja się nie powiodła. W Węgrowie grupa
Harasymowicza i Rouby zdobyła i opanowała budynek, nie umieli jednak rozbić,
samej kasy. W Sokołowie Sławek, Tor i Arciszewski zrezygnowali z
przedsięwzięcia, gdyż do miasteczka przybył na nocleg większy oddział artylerii.
Nie udało się też w Lubartowie. Natomiast sukcesem zakończył się napad grupy
Montwiłła-Mireckiego na Opatów. Po przecięciu przewodów telefonicznych otoczono
budynek i wyważono drzwi. Rozpoczęła się strzelanina z wartownikami, podczas
której Mirecki dopadł kasy, rozsadził ją dynamitem i skonfiskował 12 194 ruble.
Straż ziemska, zaalarmowana strzelaniną, otoczyła budynek. Ostrzeliwując się,
bojowcy utorowali sobie drogę odwrotu.
25 sierpnia miała się odbyć konferencja Organizacji Spiskowo-Bojowej i WKR na
Mokotowskiej 23. I znów zdrajcy poinformowali o tym ochranę. Dom otoczyli
szpicle, policja i wojsko. Zdążający na zebranie bojowcy dostrzegli ich i gdy
zdecydowali się rozejść, policja wdarła się do domu. Józef Mirecki i Ignacy
Sadowski, ostrzeliwując się gęsto, próbowali dachami wydostać się z zasadzki.
Ostatni nabój Mirecki wypalił sobie w usta, lecz kula ześliznęła się i przebiła
mu tylko policzek. Ujęty, został przewieziony do Cytadeli i skierowany na
operację do szpitala. Postanowił stamtąd .uciec i zażądał pomocy organizacji.
Udzielił mu jej esdekapeielowiec Marian Kryger, leczący się w szpitalu po
pobiciu przez kozaka; do pomocy z zewnątrz wyznaczono Stanisława Dobro
wolskiego, Marię Koszutską „Werę", Władysława Urbanka i innych. Przez okno
ubikacji, ogród i drabinką sznurową przerzuconą przez parkan Mirecki wydostał
się na wolność. Ostatnią w 1905 roku akcją Organizacji Spiskowo-Bojowej w
Warszawie była podjęta w połowie września przez Mieczysława Piątkowskiego „Mąka"
próba wysadzenia pomnika na Czystem, wzniesionego przez władze na miejscu bitwy
o Warszawę w 1831 roku.
W Łodzi Organizację Spiskowo-Bojową tworzył Tomasz Arciszewski „Stanisław".
Powstało tu parę dziesiątek bojowych, a pierwszą akcją miał być zamach na
policmajstra Łodzi, Iwana Chrzanowskiego. Zamierzano, podobnie jak Nolkena w
Warszawie, zwabić policmajstra w zasadzkę. Policja zwróciła jednak uwagę na ruch
młodych ludzi na ulicy i aresztowała bojowców. W sobotę 1 kwietnia 1905 roku
członek bojówki Józef Szurgot zabił bombą prystawa Szatałowicza — mordercę
Tomasza Książczyka. Ranny Szurgot, powalony na ziemię przez policjanta, stracił
przytomność i tegoż dnia zmarł w szpitalu. Współuczestniczył w zamachu Jan
Długoszewski, który został skazany na śmierć w 1908 roku. W przeddzień egzekucji
przeciął sobie gwoździem żyły na szyi. Na żądanie naczelnika więzienia, słynnego
sadysty Modzelewskiego, lekarze zaszyli mu żyły, a następnej nocy półprzytomnego
bojowca wyniesiono pod szubienicę, gdzie czekał już kat. W Zagłębiu
najczynniejsza w tym okresie była bojówka w osadach Niemce i Sielce.
Zlikwidowała ona wszystkich zbyt gorliwych w wypełnianiu czynności służbowych
policjantów. Wywołało to taki popłoch wśród nich, że z braku kandydatów nie
obsadzano przez kilka miesięcy części posterunków.
Wczesną wiosną nowe komórki bojowe powstały w Częstochowie i okolicy, w lutym —
w Płocku, a w maju — we Włocławku. Kilka piątek utworzono w kwietniu w
Siedlcach, należeli do nich też członkowie PPS ze wsi. Wiosną Organizacja
Spiskowo-Bojowa obejmowała wszystkie ważniejsze ośrodki Królestwa. Siły jej
jednak nie były wielkie. Działalność bojowa nie ograniczała się tylko do terenów
Królestwa, stosunkowo silna bojówka istniała od kwietnia w Grodnie; utworzyło ją
14 robotników fabryk grodzieńskich. Dobrze zakonspirowana w łonie organizacji,
posiadała pod dostatkiem broni, a także małe laboratorium produkujące bomby.
Oprócz akcji terrorystycznych i ekspropriacji — w ścisłym porozumieniu z lokalną
organizacją PPS — często okupowała po kilka godzin którąś z miejscowych drukarń,
a po wydrukowaniu odezw opuszczała ją.
10 września aresztowano członka Wydziału Bojowego, Walerego Sławka „Gustawa", a
wkrótce po nim dowódców bojówki na Woli. W więzieniu siedzieli obaj Dąbkowscy,
Harasymowicz, Żukowski, Downarowicz, Dobrowolski. Organizacja Spiskowo-Bojowa,
pozbawiona kierowników, instruktorów, łączników i czołowych bojowców, została
rozbita. Pozostali jeszcze na wolności bojowcy przeszli do pracy w lokalnych
organizacjach PPS.
(strona 231)
23 czerwca 1905 roku proletariat warszawski na wezwanie PPS
ogłosił strajk powszechny, protestując przeciw odbywającemu się w tym dniu
sądowi wojskowemu nad Stefanem Okrzeją, który wystąpił na rozprawie w roli
oskarżyciela caratu. Mówił o jego barbarzyństwie w czasie „krwawej niedzieli";
wyjaśniał też swą drogę do idei socjalistycznej. Zakończył przemówienie słowami:
„W walce wiele ofiar zginie, ale ludzkość wyjdzie z niej zwycięsko, a ludziom
słońce zaświeci. Wierzę, że socjalizm da ludziom szczęście. Ostatnim moim
pragnieniem jest, aby ludzie byli dobrzy i szczęśliwi!" Adwokat Stanisław Patek,
obrońca Okrzei, zgodnie z jego wolą nie prosił sądu o łaskę.
Sąd skazał Okrzeję na karę śmierci, ujęty jednak ideową, bohaterską postawą
młodego robotnika zaproponował warszawskiemu generał-gubernatorowi złagodzenie
wyroku na 20 lat katorgi. Tchórzliwy Maksymowicz jednak zatwierdził wyrok.
Okrzeja dowiedziawszy się, że w dzień sądu nad nim
zastrajkował proletariat warszawski, zawołał: „Więc dzień wyroku śmierci był
najpiękniejszym dniem mojego życia i mogę teraz umrzeć." 21 lipca na
stokach Cytadeli odbyła się egzekucja Okrzei, pierwsza od czasu egzekucji
proletariatczyków. Do końca zachowywał się on mężnie, nie pozwolił zawiązać
sobie oczu. Na skutek oberwania się sznura dwukrotnie przeżywał moment śmierci.
Ostatnie jego słowa — to okrzyk: „Niech żyje socjalizm! Precz z caratem!" Tak
zginął robotnik warszawski, chorąży paru demonstracji w 1904 roku, bohater zajść
na placu Grzybowskim, odważny i niezachwiany bojowiec. Wszedł do tradycji jako
jedna z najpiękniejszych postaci polskiego ruchu robotniczego.