Tekst pochodzi ze strony http://serwisy.gazeta.pl/film/2029020,39884,1666949.html . List opublikowany został rok temu, 26 czerwca 2003 r. na stronie internetowej Michaela Moore'a
List Michaela Moore'a do George'a W. Busha
"Szanowny Panie Poruczniku,
Pozwolę sobie tytułować Pana Porucznikiem i mam nadzieję, że nie ma Pan nic
przeciwko temu, że użyję tego właśnie jedynego wojskowego tytułu, jakiego
kiedykolwiek się Pan dosłużył. A miało to miejsce w trakcie Pana "służby" w tzw.
Powietrznej Teksańskiej Gwardii Narodowej. W chwili, kiedy zobaczyłem Pana
wysiadającego z samolotu w tym mundurze chłoptasia z lotnictwa założyłem, że
teraz życzy Pan sobie, aby zwracano się do niego używając tytułu wojskowego, nie
zaś cywilnego, który zafundowali Panu przyjaciele Pańskiego Tatusia.
A zatem do rzeczy. Panie Poruczniku, czy mógłbym zwrócić się do Pana z pewną
prośbą?
Czy byłby Pan tak UPRZEJMY i zaproponował coś ciekawszego, niż RÓŻANY KRZEW?
Wczoraj w telewizji widziałem tego Irakijczyka, na którego trafili Pana chłopcy
i który twierdzi, że "zakopał" jakieś plany broni nuklearnej na swoim "podwórku"
w Bagdadzie - dokładnie dwanaście lat temu - "pod RÓŻANYM KRZEWEM".
O rany. Niezłe. Pan naprawdę jest przekonany, że jesteśmy tacy głupi na jakich
wyglądamy? Zdaję sobie sprawę, że nasza fascynacja "Amerykańskim Idolem" i
Scottem Petersonem może sprawić, że jako Amerykanie sprawiamy niezbyt dobre
wrażenie, ale kiedy ktoś próbuje nas okłamać, żeby nas wciągnąć w wojnę,
naprawdę wymagamy POGŁĘBIONEJ INFORMACJI. Zdajemy sobie przy tym sprawę, że
wymaga to również większego niż zwykle WYSIŁKU.
Ustalmy jedno, panie George. Nie chodzi nawet o moją irytacje wywołaną Pana
kłamstwami i próbami manipulacji. Chodzi o to, że sprawując kontrolę nad Irakiem
od ponad dwóch miesięcy nie znalazł Pan czasu, żeby podłożyć kilka atomówek albo
pojemników z gazem paraliżującym. Pomogłoby to Panu przynajmniej UKRYĆ fakt, że
nas Pan okłamuje.
Tym sposobem jasno widać, że był Pan przekonany co do tego, iż fakt, że wszystko
Pan zmyślił, nikomu nie będzie przeszkadzało. Z tej prostej przyczyny nie
sfabrykował Pan dowodów na obecność broni masowego rażenia. Inny prezydent z
pewnością zdawałby sobie sprawę z oburzenia, jakie w amerykańskim społeczeństwie
może wywołać poznanie prawdy - i dołożyłby wszelkich starań, aby zatuszować
swoje matactwa.
Johnson postąpił tak w przypadku Zatoki Tonkińskiej. Powiedział, że nasze statki
zostały "zaatakowane" przez Północnych Wietnamczyków. Nie miało to zbyt wiele
wspólnego z prawdą, Johnson jednak wiedział, że musi przynajmniej sprawić, żeby
tak to WYGLĄDAŁO.
Nixon twierdził, że nie jest "oszustem", ale wiedział, że to nie wystarczy, więc
zapłacił włamywaczom i jakimś cudem z przechowywanej w Owalnym Gabinecie kasety
wyparowało 18 i pół minuty. Dlaczego to zrobił? Ponieważ wiedział, że Amerykanie
byliby ostro wkurzeni, gdyby poznali prawdę.
Pańska arogancka odmowa poparcia werbalnego oszustwa fałszywymi dowodami, do
których zdążyliśmy się już przyzwyczaić to policzek wymierzony w naszą zbiorową,
amerykańską twarz. To tak jakby mówił Pan: "Amerykanie są tak cholernie
apatyczni i leniwi, że nawet nie będę musiał produkować żadnej broni, żeby
uzasadnić nasze żądania!". Gdyby Pan chociaż w zeszłym miesiącu wykopał kilka
silosów pod Tikritem, albo rozpuścił wąglik w okolicy Basry, albo "odkrył"
zapasy plutonu, domową wideotekę Udaya Husseina karmiącego tygrysy... Byłby to
znak, że sądzi Pan, iż moglibyśmy oburzyć się, gdybyśmy Pana nakryli na
kłamstwie. Można by to również zrozumieć jako dowód pewnego rodzaju "szacunku".
Naprawdę nie dbalibyśmy o to, że później by się wydało, że sam Pan podłożył broń
masowego rażenia - jasne, bylibyśmy odpowiednio zirytowani, ale przynajmniej
dumni. Dumni, bo świadomi tego, że wiedział Pan, iż MUSI poprzeć czymś realnym
zmyślone przez siebie zarzuty!
Jak się zdaje, w tym tygodniu już sam Pan na to wpadł. Miliony z nas zaczęły
domagać się, żeby odkrył Pan karty - "fikcyjne przyczyny fikcyjnej wojny".
Błyskawicznie wyprodukował Pan tego człowieka wraz z jego różanym krzewem oraz
dwunastoletni świstek papieru wraz z kawałkami metalu. CNN podało wiadomość z
ostatniej chwili o 17:15 głosząc wszem i wobec, że mają to na wyłączność! "IRAK!
ZNALEZIONO BROŃ ATOMOWĄ!". Jednak kilku dobrych reporterów zaczęło zadawać
wnikliwe pytania - 3 godziny wystarczyły, aby Pana własna administracja
przyznała, że plany nie miały nic wspólnego z "dymiącym pistoletem" dowodzącym
obecności w Iraku broni masowego rażenia.
No i klops.
Panie Poruczniku, opieranie się na krzewie raczej nigdy nie działa.
Pozdrawiam,
Michael Moore
PS. Sorry, wciąż jednak nie mogę darować sobie tego lotniczego mundurka. Wiem,
potrzebuję pomocy. Ale kiedy wylądowałeś na tym lotniskowcu i pojawił się baner
z napisem "MISSION ACCOMPLISHED", - nie zrozumiałem, właściwie jaka misja
została zakończona? Z moich obserwacji wynika, że od momentu, w którym
powiedziałeś, że misja została zakończona, zginęło pięćdziesięciu naszych
młodych żołnierzy. Wciąż rządzi anarchia, Brytyjczycy też tracą swoje dzieci i
wygląda na to, że pokręceni fundamentaliści są gotowi do przejęcia władzy w
kraju. Kobietom już się nakazuje, żeby zasłoniły twarze i zamknęły usta,
wykonano egzekucje na właścicielach sklepów sprzedających alkohol, a właścicieli
kin pokazujących "niemoralne" filmy z Hollywood zmuszono do ich zamknięcia. A to
nawet nie jest zachodni Texas! Może wskoczysz znów w ten swój kombinezon,
polecisz do Bagdadu i wylądujesz na lotnisku swego czasu nazywanym imieniem
Saddama, wyskoczysz z samolotu i pomachasz radośnie, jak to masz w zwyczaju -
tym razem pod napisem "MISSION IMPOSSIBLE".
Michael Moore