Tekst pochodzi ze strony Nowa Aurora http://nowaaurora.republika.pl/castro_26072004.htm . Cieszymy się, że teksty Fidela można znaleźć nie tylko na LBC. Nowa Aurora podobno sympatyzuje z NLR, który powtarza kłamstwa imperialistycznej propagandy.
Przemówienie wygłoszone przez Fidela Castro Ruz,
prezydenta Republiki Kuby, na obchodach 51 rocznicy szturmu koszar Moncada i im.
Carlosa Manuela Cespedesa na Centralnym Uniwersytecie Las Villas, 26 lipca 2004
roku
(Wersje Stenograficzne - Rada Państwa)
Drodzy rodacy!
Dostojni goście!
W tę 51 rocznicę szturmu twierdzy Moncada 26 lipca 1953 r. poświęcę swoje słowa
złowrogiemu osobnikowi, który nam grozi, nas znieważa i obrzuca oszczerstwami.
To nie kaprys ani przyjemny wybór; to konieczność i obowiązek.
21 czerwca na Trybunie Antyimperialistycznej odczytałem list numer dwa do
prezydenta Stanów Zjednoczonych, odpowiadając na haniebne sprawozdanie
Departamentu Stanu o przemycie istot ludzkich, które w charakterze rzekomego
najwyższego sędziego moralnego świata ma zwyczaj sporządzać rząd owego kraju i w
którym oskarża Kubę, że należy do krajów promujących turystykę seksualną i
pornografię dziecięcą.
Minęły zaledwie dwa tygodnie i jak doniesiono w depeszach agencyjnych, zamiast
zachować wstydliwe milczenie wobec bezspornych prawd zawartych w liście, Bush
wygłosił w Tampie na Florydzie przemówienie wyborcze zawierające nowe i jeszcze
bardziej wiarołomne oskarżenia i obelgi, które wyraźnie miały na celu obrzucić
Kubę oszczerstwami i uzasadnić groźby agresji i brutalne posunięcia dopiero co
podjęte wobec naszego narodu.
16 lipca francuska agencja prasowa AFP doniosła z Tampy co następuje:
"Prezydent George W. Bush wystąpił z ostrym atakiem na Kubę określając ją jako
Ťgłówny punkt docelowy turystyki seksualnejť i stwierdził, że Stany Zjednoczone
mają obowiązek przewodzić światowej walce z przemytem osób do prac przymusowych
lub w celach seksualnych".
"Kuba jest jednym z dziesięciu krajów wymienionych przez Departament Stanu w
rozpowszechnionym w czerwcu sprawozdaniu, w którym wskazuje się rządy tolerujące
przemyt ludzi lub nie podejmujące walki z tym przestępstwem."
"ŤReżim Fidela Castro zamienił Kubę w główny punkt docelowy turystyki
seksualnejť zastępując Azję Południowo-Wschodnią jako ulubiony punkt docelowy
pedofilów ze Stanów Zjednoczonych i Kanady, stwierdził Bush.
"Na konferencji w Tampie na Florydzie prezydent wskazał na Kubę jako na jednego
z najgorszych gwałcicieli w tej dziedzinie.
"Wysunął oskarżenie, że Ťturystyka seksualna jest życiodajnym źródłem dewiz
służących utrzymaniu na powierzchni jego skorumpowanego rząduť.
"Bush wskazał, że położenie kresu przemytowi istot ludzkich będzie zasadniczą
częścią jego polityki zagranicznej.
"ŤPrzemyt istot ludzkich powoduje cierpienia i przynosi wstyd naszemu krajowi i
staniemy na czele walki z nimť, obiecał.
"ŤProwadzimy walkę ze złem, Amerykanie cieszą się wdzięcznością za swoje
poświęcenie i służbęť, powiedział uczestnikom konferencji. ŤŻycie ludzkie jest
darem naszego Stwórcy i nigdy nie może być wystawione na sprzedaż.ť"
W depeszy hiszpańskiej agencji EFE doniesiono:
"ŤMamy problem zaledwie w odległości 150 kilometrów od naszego wybrzeżať,
powiedział Bush w stanie Floryda."
"Zacytował studium, zgodnie z którym Kuba Ťzastąpiła Azję Południowo-Wschodnią
jako miejsce podróży pederastów i turystów poszukujących seksuť.
"ŤW studium ustalono, że gdy w latach dziewięćdziesiątych osłabły restrykcje w
podróżach na Kubę, napływ Amerykanów i Kanadyjczyków przyczynił się do ostrego
wzrostu prostytucji dziecięcej na Kubie.ť"
"ŤMój rząd pracuje nad pełnym rozwiązaniem tego problemu: szybkim i pokojowym
przejściem do demokracji na Kubie.ť"
"ŤUruchomiliśmy strategię mającą na celu przybliżenie dnia, w którym żadne
dziecko kubańskie płci męskiej lub żeńskiej nie będzie wyzyskiwane po to, aby
finansować zbankrutowaną rewolucję, i w którym wszyscy Kubańczycy zaczną żyć w
wolności.ť"
"Bush powiedział, że Ťżycie ludzkie jest darem naszego Stwórcy i nigdy nie
powinno być wystawione na sprzedażť.
"ŤPotrzeba szczególnego rodzaju deprawacji, aby wyzyskiwać i ranić
najwrażliwszych członków społeczeństwa.ť"
"ŤPrzemytnicy osób kradną dzieciom niewinność, narażają je na to, co w życiu
najgorsze, zanim zobaczyły one wiele w życiu. Przemytnicy rozdzielają rodziny i
traktują swoje ofiary jako dobra wystawiane na sprzedaż temu, kto da więcej.ť"
Tak, jakby było mało tych dziwnych wiadomości, w tej samej depeszy dodano słowa
Johna Ashcrofta wypowiedziane w przemówieniu prezentującym Busha na
Ogólnokrajowej Konferencji Szkoleniowej o Przemycie Ludzi:
"ŤW XIX wieku prezydent Abraham Lincoln określił wizję wolności dla wszystkich i
słusznie nazywa się go wielkim wyzwolicielem.ť"
"ŤW XXI wieku mamy wielkiego przywódcę, który wzywa nas do pojmowania wolności
nie jako podarunku Stanów Zjednoczonych dla świata, lecz jako daru Wszechmocnego
dla ludzkości.ť"
W depeszy angielskiej agencji REUTERS poinformowano:
"Prezydent Stanów Zjednoczonych oskarżył w piątek prezydenta kubańskiego o
przekształcenie swojej wyspy karaibskiej w punkt docelowy turystyki seksualnej i
o przyczynianie się do światowego problemu przemytu osób."
Włoska agencja ANSA poinformowała:
"ŤReżim w Hawanie dodaje dalsze zbrodnie: udziela gościny turystyce seksualnejť,
powiedział Bush, który powtórzył rzekomy cytat z Castro: ŤKuba ma najczystsze i
najbardziej wykształcone prostytutki na świecie.ť"
W późniejszych depeszach zdano sprawę z tego, że cytat z moich rzekomych słów na
ten temat przytoczonych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych we wspomnianym
przemówieniu w Tampie po to, aby uzasadnić jego ciężkie oskarżenia, opiera się
na dokumencie o Kubie sporządzonym przez Charlesa Trumbulla, studenta prawa na
północnoamerykańskim uniwersytecie w Vanderbilt, który oświadczył z naciskiem,
że w swoim przemówieniu Bush zniekształcił prawdziwe znaczenie zdania
figurującego w jego pracy, dodając między innymi następujące wyjaśnienia:
"W tym kraju karaibskim prostytucja nagle wzrosła po krachu Związku
Radzieckiego."
"Castro, który obejmując władzę w 1959 roku, ogłosił, że prostytucja jest
nielegalna, do walki z nią początkowo dysponował niewielkimi zasobami. Jednak
mniej więcej na początku 1996 roku władze kubańskie zaczęły podejmować surowe
środki wobec tej praktyki."
"Choć nadal istnieje, jest znacznie mniej widoczna i byłoby nieprawdą, gdybyśmy
powiedzieli, że rząd ją promuje."
W poniedziałek 19 lipca funkcjonariusze administracji Busha przyznali, że nie
dysponują w tej sprawie żadnym innym źródłem poza pracą wspomnianego studenta.
Choć dowiedziono, że prezydent Stanów Zjednoczonych sformułował niezwykle
ciężkie oskarżenie na podstawie zdania zawartego w pracy studenta
północnoamerykańskiego, zdania którego celowe przekręcenie ujawnił sam autor,
odpowiedź rzecznika Białego Domu na to dementi nie mogła być bardziej niebywała.
Po prostu, jak czytamy w tej samej depeszy, "bronił on włączenia [tego zdania]
argumentując, że wyraża ono istotną prawdę o Kubie", czyli, że dla Białego Domu
"istotną prawdą o Kubie" jest cokolwiek, co prezydent wyobrazi sobie w swoim
umyśle niezależnie od tego, czy to odpowiada rzeczywistości, czy nie.
To jest właśnie ten rodzaj podejścia fundamentalistycznego, do którego prezydent
Bush odwołuje się nieustannie i w którym dane, argumenty, prawdy, rozumowania,
realia są zbędne, a jedyną rzeczą, która się liczy, jest idea, jaką on ma lub
która mu odpowiada na jakiś szczególny temat: coś staje się absolutną i
bezsporną prawdą, gdy pan Bush to sobie wyobraża.
Na świecie jest wiele osób, które bardzo mało wiedzą o Rewolucji Kubańskiej i
mogą paść ofiarą kłamstw i oszustw rozpowszechnianych przez rząd Stanów
Zjednoczonych za pośrednictwem ogromnych środków przekazu, którymi dysponuje.
Jednak jest również wiele innych osób, szczególnie w biednych krajach, które
wiedzą, co to jest Rewolucja Kubańska, znają staranność, z jaką od pierwszej
chwili poświęciła się edukacji i opiece zdrowotnej dzieci i całej ludności, jej
ducha solidarności, który skłonił ją do bezinteresownej współpracy z
dziesiątkami krajów Trzeciego Świata, jej przywiązanie do najwyższych wartości
moralnych, jej zasady etyczne, jej niedoścignione pojęcie godności i honoru
Ojczyzny i narodu, o które rewolucjoniści kubańscy zawsze są gotowi złożyć w
ofierze swoje życie. Ci liczni przyjaciele niewątpliwie zapytają w każdym
zakątku świata, jak to możliwe, że przeciwko Kubie miota się tak niesłychane i
grubiańskie oszczerstwa.
Zobowiązuje mnie to do wyjaśnienia z całą powagą i szczerością przyczyn, które z
mojego punktu widzenia stoją za tymi niepojętymi i nieodpowiedzialnymi
twierdzeniami prezydenta najpotężniejszego mocarstwa planety, który ponadto
grozi nam starciem Rewolucji Kubańskiej z powierzchni ziemi.
Uczynię to tak obiektywnie, jak to tylko możliwe, bez arbitralnych twierdzeń i
bezwstydnego podrabiania słów, zdań i pojęć innych, nie powodując się
małostkowymi uczuciami zemsty czy osobistej nienawiści.
Sprawą szeroko udokumentowaną w kilku książkach wybitnych naukowców i innych
osobistości północnoamerykańskich jest skłonność obecnego prezydenta do alkoholu
przed dwa dziesięciolecia, między dwudziestym a czterdziestym rokiem życia. Tą
sprawą zajął się z robiącą wielkie wrażenie ścisłością naukową i z
psychiatrycznego punktu widzenia doktor Justin A. Frank w słynnej już książce
pod tytułem Bush na leżance.
Doktor Frank zaczyna od wyjaśnienia, że ważne jest naukowe ustalenie, czy Bush
był alkoholikiem, czy też jest nim nadal, po czym stwierdza dosłownie:
"...Najpilniejsze pytanie brzmi: czy te lata zatwardziałego pijaka i jego
późniejsza abstynencja wywierają jeszcze wpływ na niego i na jego otoczenie?"
Wyjaśnia następnie - cytuję go dosłownie:
"Alkoholizm jest potencjalnie fatalną chorobą, chorobą na całe życie, którą jest
niezwykle trudno zatrzymać na stałe." (s. 40)
Następnie, odnosząc się już do prezydenta Stanów Zjednoczonych, stwierdza:
"Bush powiedział publicznie, że przestał spożywać alkohol bez pomocy Anonimowych
Alkoholików (organizacji zajmujących się leczeniem nałogowych spożywców
alkoholu) ani żadnego programu walki z niewłaściwym użytkowaniem zakazanych
substancji, i stwierdził, że na zawsze rozstał się z tym nałogiem przy pomocy
takich instrumentów duchowych, jak studiowanie Biblii i rozmowy z ewangelistą
Billy Grahamem."
Na 40 stronie książki mówi się, że według byłego autora przemówień Davida Fruma,
po przybyciu do Gabinetu Owalnego, Bush zwołał grupę przywódców religijnych,
poprosił ich o modły i powiedział im:
"Jest tylko jeden powód, dla którego znajduje się w Gabinecie Owalnym, a nie w
barze." "Odnalazłem wiarę, spotkałem Boga. Jestem tutaj na skutek potęgi
modlitwy."
W tej sprawie doktor Frank stwierdza, że to zapewnienie może być prawdziwe i
pisze co następuje:
"Na pewno wszyscy Amerykanie chcieliby wierzyć, że prezydent już nie pije, choć
nie sposób wiedzieć, czy to prawda. Jeśli tak jest, to pasuje on do profilu
byłego pijaka, którego alkoholizm został zatrzymany, ale nie był leczony."
Dodaje:
"Byli pijacy, którzy powstrzymują się nie korzystając z programu Anonimowych
Alkoholików, są znani jako Ťspragnieni pijacyť - taka etykietka krąży w
Internecie i gdzie indziej w odniesieniu do Busha. ŤSpragniony pijakť nie jest
terminem medycznym i nie jest to termin, którego użyłbym w środowisku
klinicznym. Nawet jednak bez takiego zaklasyfikowanie Busha, trudno przejść do
porządku nad wieloma problematycznymi elementami jego charakteru wśród cech,
które literatura o powrocie do zdrowia kojarzy z alkoholizmem - takimi, jak
poczucie własnej wielkości, mentorska natura, nietolerancja, obojętność, negacja
odpowiedzialności, skłonność do nadmiernych reakcji i awersja do introspekcji."
(s. 41)
Doktor Frank kładzie nacisk na to, że osobiście zajmował się alkoholikami,
którzy zatrzymali swój nałóg bez odpowiedniego leczenia i na ogół z bardzo małym
powodzeniem uczą się kontrolować lęk, który kiedyś starali się pokonać
spożywając alkohol, oraz wyjaśnia, że:
"Ich sztywne wysiłki zmierzające do kontrolowania lęku utrudniają jakąkolwiek
analizę psychologiczną. Niektórzy nawet nie mogą sprostać lękowi, gdy mają
przyznać się do swojego alkoholizmu."
Doktor Frank pisze dalej:
"Zauważyłem, że bez takiego przyznania się, byli pijacy nawet nie mogą realnie
się zmienić ani nauczyć się czegoś na podstawie swojego własnego doświadczenia."
Odnosząc się konkretnie do Busha, rozumuje następująco:
"Wzór winy i negacji, z którym tak mozolnie starają się zerwać alkoholicy
usiłujący powrócić do zdrowia, wydaje się zakorzeniony w osobowości
alkoholicznej; rzadko ogranicza się on do ich alkoholizmu. Nawyk obwiniania
innych i negowania odpowiedzialności jest tak dominujący w historii osobistej
George'a W. Busha, że ewidentnie wyzwala się w obliczu najlżejszego zagrożenia.
"Sztywność w zachowaniu Busha być może jest najoczywistsza w jego dobrze
udokumentowanym zaufaniu do codziennej rutyny - koniecznie krótkie zebrania,
uświęcony program ćwiczeń, codzienne lektury Biblii i ograniczone godziny pracy
biurowej. Osoba zdrowa potrafi zmienić swoją rutynę; osoba sztywna nie może tego
uczynić." (s. 43)
"Oczywiście", stwierdza dalej dosłownie wybitny specjalista północnoamerykański,
"wszyscy potrzebujemy wypoczynku i relaksu, czasu, aby się przegrupować, ale
wydaje się, że Bush potrzebuje go bardziej niż większość. Nie ma w tym nic
zaskakującego, między innymi dlatego, że lęk przed byciem prezydentem może
stwarzać realne ryzyko ponownego picia." (s. 43)
"Wraz ze sztywnymi rutynami idą sztywne procesy myślowe - inna cecha
prezydentury Busha", z prawie matematyczną precyzją twierdzi dr Frank. "Widać to
w prawie obsesyjnym uporze, z jakim trzyma się on idei i planów po ich
dyskredytacji, zaczynając od własnego wizerunku osoby, która Ťłączy, a nie
dzieliť, aż po przekonanie, że Irak miał broń masowego rażenia (lub w razie
braku takiej broni, że tak czy inaczej, ŤStany Zjednoczone uczyniły w Iraku to,
co słuszneť). Taka sztywność myślowa nie jest spowodowana przez zwykły upór; nie
leczony alkoholik, wycieńczony tym, że musi kontrolować lęki, które mogłyby
skłonić go do szukania alkoholu, po prostu nie może tolerować żadnego zagrożenia
dla swojego status quo."
Dr Frank dodaje, że taka nietolerancja na ogół pociąga za sobą reakcje
nieproporcjonalne do skali rzeczywistego zagrożenia, jakie się postrzega.
"To mogłoby pomóc w wyjaśnieniu dramatycznego kontrastu między odpowiedzią
udzieloną przezeń Saddamowi Husajnowi a odpowiedzią udzieloną przez jego ojca,
który skrupulatnie stworzył koalicję, podjął kroki dopiero wtedy, gdy doszło do
inwazji na Kuwejt, a następnie, gdy toczyła się walka, postępował rozważnie i
ostrożnie - było to zachowanie doświadczonego przywódcy, który wiedział, że jest
odpowiedzialny za życie niezliczonych osób, a nie alkoholika przyzwyczajonego do
podejmowania dramatycznych kroków po to, żeby samemu się chronić."
W dalszej swojej analizie, doktor Frank stwierdza:
"Są dwa pytania, które, jak się wydaje, prasa jest szczególnie zdecydowana
pomijać, a które w milczeniu zawisły w powietrzu zanim jeszcze Bush objął urząd
prezydenta: Czy nadal spożywa alkohol? A jeśli nie, to czy jest niesprawny po
tych wszystkich latach, które spędził na spożywaniu alkoholu? Na oba te pytania
należy odpowiedzieć w przypadku jakiejkolwiek poważnej oceny jego stanu
psychologicznego." (s. 48)
Jeśli chodzi o pierwsze pytanie, doktor Frank wskazuje, że jest możliwe, iż Bush
opanowuje swój lęk lekarstwami po to, aby trzymać się z daleka od alkoholu, i
odnosi się w szczególności do jego dziwnego zachowania na konferencjach
prasowych.
W tej sprawie pisze:
"Tom Shales, krytyk z ŤWashington Postť, pisząc o niezdecydowanym zachowaniu
Busha na konferencji prasowej dokładnie przed rozpoczęciem wojny z Irakiem,
spekulował, że Ťprawdopodobnie prezydent był lekko odurzony lekarstwamiť."
"Bardziej niepokojące są jednak wystąpienia, które wywołują podejrzenia nie z
powodu sposobu, w jaki mówi, ale ze względu na to, co mówi. Wielokrotnie
zaplątał się w konfabulacjach, wypełniając pustki w pamięci tym, co uważa za
fakty - najbardziej pod tym względem wymowny był 14 lipca 2003 roku, kiedy to
stanął obok Kofi Annana i wymyślił, że Stany Zjednoczone dały Saddamowi Ťszansę,
aby pozwolił na wejście inspektorów, a on nie pozwolił im wejśćť. (Jak zauważono
w ŤWashington Postť, Ťw rzeczywistości Husajn zgodził się na inspektorów, a Bush
przeciwstawił się przedłużeniu ich pracy, ponieważ uważał, że nie są skuteczniť.
Konfabulacja to pospolite zjawisko wśród konsumentów alkoholu, podobnie jak
wytrwałość, z jaką przejawia się skłonność Busha do powtarzania kluczowych słów
i zdań, tak, jakby repetycja pomagała mu zachować spokój i się skupić." (s. 49)
Doktor Frank kończy swoją analizę tych dwóch pytań następującymi słowami:
"Co więcej, nawet jeśli przyjmiemy, że dni alkoholizmu George'a W. Busha należą
do przeszłości, pozostaje jeszcze pytanie o permanentną szkodę, jaką mógł on
wyrządzić zanim Bush przestał spożywać alkohol - wychodząc poza poważny wpływ na
jego osobowość, który możemy prześledzić aż do chwili, gdy zaczęła się u niego
abstynencja bez leczenia. Każde integralne studium psychologiczne lub
psychoanalityczne prezydenta Busha będzie musiało rozpoznać, do jakiego stopnia
w ciągu ponad dwudziestu lat alkoholizmu zmienił się mózg i jego funkcje. W
niedawnym studium przeprowadzonym przez Centrum Medyczne Uniwersytetu
Kalifornijskiego w San Francisco, badacze udowodnili, że zatwardziali pijacy,
którzy nie uważają się za alkoholików, ujawniają, iż Ťich poziom konsumpcji
alkoholu stanowi problem, który wymaga leczeniať. W studium zauważono, że objęci
próbką reprezentacyjną zatwardziali pijacy są Ťznacznie niesprawni w pomiarach
pamięci pracy, szybkości obróbki, skupieniu, funkcji wykonawczej i równowadzeť.
Jeszcze prowadzi się badania nad powrotem na długą metę do zdrowia po
niewłaściwej konsumpcji alkoholu. Nauka ustaliła, że sam alkohol jest toksyczny
dla mózgu, zarówno dla jego samodzielności (ponieważ mózg się zmniejsza i
rozszerzają się szczeliny między półkulami i wokół nich), jak i dla jego
neurofizjologii. Jednak wraz z ciągłą wstrzemięźliwością odzyskuje się zdrowie -
w przypadku wielu alkoholików trwa to ponad pięć lat. Bush twierdzi, że zachował
wstrzemięźliwość przez ponad piętnaście lat i jest zupełnie możliwe, że jego
stan poprawił się aż do poziomów poprzedzających konsumpcję alkoholu. Jednak
nawet chroniczni alkoholicy, którzy odzyskują swoje poszkodowane funkcje
umysłowe, na ogół doznali trwałych szkóed w sferze zdolności do obróbki nowej
informacji. Uszkodzeniu ulegają ważne funkcje neuropsychologiczne: nowa
informacja umiejscawia się zasadniczo w pliku, który gubi się w mózgu."
"Byli zatwardziali pijacy z reguły mają trudności w odróżnianiu ważnej
informacji od informacji bez znaczenia. Mogą również stracić część swojej
zdolności do skupienia. Po to, aby zaobserwować nieuwagę Busha, trzeba zrobić
tylko jedno - przyjrzeć mu się, gdy słucha przemówienia wygłaszanego przez inną
osobę, obserwować jego zachowanie przy okazjach, jakie mamy, gdy kampania
wyborcza idzie pełną parą, lub dostrzec ewidentnie rozpaczliwy wysiłek, jaki
podejmuje, aby skupić się podczas wszystkich przemówień, które wygłasza." (s.
50)
W końcu doktor Frank wskazuje, że Bush ulżyłby obawom wielu Północnych
Amerykanów, gdyby poddał się badaniom psychologicznym, które pozwoliłoby naukowo
zmierzyć skutki alkoholizmu dla funkcjonowania jego mózgu, i ostrzega:
"W przeciwnym razie możemy tylko - słusznie - podejrzewać, że nasz prezydent
może być niesprawny w sferze swojej zdolności rozumienia złożonych idei i
informacji." (s. 51)
Kończy taką oto sentencją:
"Prawdopodobnie wszyscy trochę balibyśmy się to stwierdzić; w końcu sprawował
już urząd prezydencki przez kilka lat i doprowadził nasze państwo do wojny.
Jeśli jednak tego nie uczynimy, konsekwencje mogłyby okazać się fatalne nas
wszystkich i każdego z osobna." (s. 51)
Inny aspekt potraktowany dogłębnie i szczegółowo we wspomnianej książce pt. Bush
na leżance doktora Justina A. Franka, odnosi się do fundamentalizmu religijnego
prezydenta Busha.
Doktor Frank wyjaśnia, jak Bush, starając się ulżyć chaosowi wewnętrznemu, który
w pewnych chwilach alkohol uśmierzał, ale w ostatniej instancji intensyfikował,
musiał znaleźć w religii źródło spokoju niezupełnie odmienne od alkoholu oraz
zbiór reguł, które pomagają mu zarządzać światem zewnętrznym i jego wewnętrznym
światem duchowym.
Doktor Frank stwierdza, że analiza roli fundamentalizmu w życiu Busha wykaże, iż
zastąpienie zakazanych substancji jest tylko jedną z wielu form, w jakich Bush
zależy od religii jako mechanizmu obrony i że wykorzystuje on religię do
uproszczenia, a nawet zastąpienia myślenia w taki sposób, że w pewnej mierze
nawet nie musi myśleć. Dodaje, że Bush, stając po stronie dobra - obok Boga -
sytuuje się ponad dyskusją i doczesną debatą. Religia służy mu za tarczę do
ochrony przed wyzwaniami, również takimi, które w innym przypadku on sam sobie
stwarzałby.
Doktor Frank zastanawia się, jak Bush doszedł do takiego punktu, a następnie
wyjaśnia, że tradycja rodziny Bushów opierała się przez wiele lat na wierze - na
wierze w Boga ściśle związanego z prawością moralną, ale czyni następujące
rozróżnienie:
"Jednak orientacja religijna prezydenta Busha stanowi znaczną zmianę w stosunku
do tradycji rodzinnej. Nawet jeśli pewne aspekty tradycji rodzinnej zostały
zachowane, w szczególności formalność uczestnictwa religijnego, jego nawrócenie
w wieku dojrzałym na bardziej fundamentalistyczne podejście dramatycznie
kontrastuje z życiem duchowym ojca."
"Analiza wydarzeń, które skłoniły Busha do świadomego przyjęcia fundamentalizmu,
dowodzi, że rzeczywiście nastąpiło to w chwili, w której rozpaczliwie szukał
rozwiązań, w sytuacji palącej potrzeby."
Dalej doktor Frank wyjaśnia, że religie fundamentalistyczne zawężają pole
możliwości i dzielą świat na dobrych i złych, czyniąc to w kategoriach
absolutnych, które nie pozostawiają miejsca dla zakwestionowań, i w tej sprawie
stwierdza:
"Upraszcza się również pojęcie ego. Tak samo, jak nauczania fundamentalistyczne
o stworzeniu negują historię, tak też fundamentalistyczne pojęcie nawrócenia lub
odrodzenia stymuluje u wierzącego skłonność do postrzegania siebie samego jako
istoty oderwanej od historii. Wykrętna i interesowna obrona własnego życia przez
Busha przed odrodzeniem dowodzi właśnie takiej skłonności. ŤNiedobrze robić
inwentarz błędów, które popełniłem, gdy byłem młodyť, nalega Bush. ŤUważam, że
sposób? w jaki należy odpowiadać na pytania o specyficzne zachowania polega na
przypominaniu ludziom, że gdy byłem młody i nieodpowiedzialny, byłem młody i
nieodpowiedzialny. Zmieniłem się?ť Dla wierzącego moc rozgrzeszenia duchowego
nie zamazuje grzechów przeszłości, lecz doprowadza do rozwodu między obecnym ego
a dawnym grzesznikiem."
Doktor Frank wyjaśnia, że nie ma nic nieodłącznie nadprzyrodzonego w tym, iż
Bush szuka ochrony w swojej wierze i że choć ta czyni go silniejszym, sztywność
jego wzorów myślenia i dyskursu, jego programu wskazują na poważną ułomność.
Wyjaśnia, że obawy Busha wobec wszystkiego - od sporu po ataki terrorystyczne -
czasami są boleśnie ewidentne, nawet (lub zwłaszcza) w jego abstynencjach, i że
jest to człowiek rozpaczliwie szukający ochrony. Doktor Frank zadaje sobie
pytanie: ale przed czym George W. Bush tak rozpaczliwie stara się chronić?, na
które udziela odpowiedzi przedstawiając następującą analizę:
"System wierzeń, przy którym tak stanowczo obstaje, chroni go przed wyzwaniami
wobec jego własnych idei, przed tymi, którzy go krytykują, przed oponentami, a
co jeszcze ważniejsze, przed samym sobą. Gdy się w tym zagłębiamy, trudno nie
dojść do wniosku, że cierpi on na wrodzony strach przed upadkiem, strach zbyt
przerażający na to, aby mógł stawić mu czoło."
"Dla osoby, która rozpaczliwie stara się nie zgubić drogi, trzymanie się wiary
(lub nawet nielicznych kluczowych zdań) i ogradzanie się nią jest formą ochrony
przed upadkiem. Konferencje prasowe prezydenta Busha to alarmujące próbki tego
nieustannego lęku - tak nieomylny dowód, że wcale nie dziwi, iż Biały Dom ma
tyle wątpliwości, gdy trzeba je zaprogramować. Po jednej szczególnie
katastrofalnej konferencji prasowej w lipcu 2003 roku, felietonista polityczny
ŤSlateť, Timothy Noah, zauważył, że ŤBush wydawał się rozstrojonyť. W krytycznym
artykule wstępnym opublikowanym następnego dnia, w ŤNew York Timesť wskazano, że
odpowiedzi prezydenta były Ťmętne i czasami niemal niespójneť, wnikliwie
sugerując, że Bush jest Ťzaślepiony mitem wymyślonym przez jego własny rządť."
Doktor Frank podaje garść przykładów zdań, które Bush w kółko powtarzał na tej
konferencji prasowej:
"Tak więc, robimy postępy. To idzie powoli, ale na pewno robimy postępy
sprawiając, że ci, którzy terroryzują swoich rodaków, zapłacą, i robimy postępy
przekonując naród iracki, że wolność jest realna. I im bardziej się przekona, że
wolność jest realna, weźmie na siebie odpowiedzialność, jakiej wymaga wolne
społeczeństwo..."
"A zagrożenie jest realnym zagrożeniem. I jest to zagrożenie, o którym
oczywiście nie mamy specyficznych danych, nie wiemy kiedy, gdzie, co. Ale
owszem, wiemy parę rzeczy... Oczywiście rozmawiamy z rządami zagranicznymi i z
zagranicznymi liniami lotniczymi, aby wskazać im, jak realne jest zagrożenie..."
"Nie wiem, jak bliscy jesteśmy schwytania Saddama Husajna. Jak wiecie, dziś
jesteśmy bliżsi schwytania go niż wczoraj. Przypuszczam. Wiem tylko, że
polujemy. To tak, jak byście zapytali mnie, zanim schwytano jego synów, jak
bliscy jesteśmy schwytania jego synów. Powiedziałbym nie wiem, ale polujemy."
"Więc, przede wszystkim, wojna z terroryzmem trwa, jak nieustannie przypominam o
tym ludziom... Zagrożenie, o które pytasz, Steve, przypomina nam, że musimy
polować, ponieważ wojna z terroryzmem trwa..."
"Właśnie powiedziałem wam, że istnieje zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych..."
"Nie mam żadnej wątpliwości, Campbell, że Saddam Husajn stanowił zagrożenie dla
bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i zagrożenie dla pokoju w regionie..."
"Saddam Husajn był zagrożeniem. Narody Zjednoczone uważały go za zagrożenie. To
powód, dla którego zaaprobowały dwanaście rezolucji. Moi poprzednicy uważali go
za zagrożenie. Zgromadziliśmy wiele informacji. Te informacje były dobre, to
była solidna informacja, na podstawie której podjąłem decyzję..."
Doktor Frank kontynuuje:
"Jego leki są tak potężne, że nawet nie może stawić im czoła. Jego ciesząca się
smutną sławą rada dla Amerykanów w niespełna dwa tygodnie po wydarzeniach z 11
września - doradził Amerykanom, ażeby nadal wychodzili po zakupy i, jak dawniej,
podróżowali, co pozostawało w oczywistej sprzeczności z radykalnymi
posunięciami, jakie podejmował w odpowiedzi na właśnie odkrytą podatność państwa
na zagrożenia - to dowód prostackiego sposobu analizowania sytuacji,
polegającego na odwracaniu się plecami do lęku i niepokoju. Proszę porównać jego
reakcję z reakcja burmistrza Nowego Jorku Rudolpha Giulianiego, który stawił
czoło swoim lekom, zakasał rękawy i wziął się do pracy, sprawiając, że ludzie
czuli się bezpieczniejsi niż w przypadku forsownego oddalenia się Busha."
"Od chwili objęcia urzędu prezydenta, Bush ciągle cytuje boskie instrukcje po
to, aby uzasadnić swoje czyny. Jak to odnotowano w ŤHaaretz Newsť w Izraelu,
Bush oświadczył: ŤBóg powiedział mi, abym zaatakował Al-Kaidę i ją zaatakowałem,
a następnie poinstruował mnie, abym zaatakował Saddama, co uczyniłem.ť"
Na koniec doktor Frank dzieli się następującą refleksją:
"Biblijna batalia między dobrem a złem rozbrzmiewała w jego wszystkich
dyskursach od 11 września, od używania w kółko terminu Ťkrucjatať przez
charakterystykę terrorystów jako Ťzłoczyńcówť po umieszczenie Iraku, Iranu i
Korei Północnej na ŤOsi Złať. Jednocześnie Bush przedstawia Stany Zjednoczone
jako państwo zupełnie niewinnych ofiar. Eksterioryzując w ten sposób zło, a
jednocześnie zwalniając Stany Zjednoczone od wszelkiej odpowiedzialności,
przeobraził on swoją zdezintegrowaną i dziecinną wizję świata w absolutnie
bojową (i prymitywną) politykę zagraniczną."
"Retoryka Busha", konkluduje doktor Frank, "wykazuje, jak kojarzy on pojęcia
siebie jako prezydenta z Bogiem i Stanami Zjednoczonymi. Wydaje się, że dla
niego te trzy pojęcia stały się wymienne. Nie zdolny opłakiwać zabitych z 11
września na tyle, aby pozwolić na wyczerpujące zbadanie, jak to tego doszło - i
jaką odpowiedzialność my mogliśmy za to ponosić - na ślepo atakuje Ťwrogať,
którego widzi wszędzie, tak, jakby nagle terrorysta siedział pod każdym
kamieniem."
W swojej książce pt. Biali głupcy Michael Moore wskazuje, że u Busha występują
wyraźne objawy niezdolności czytania na poziomie człowieka dorosłego i mówi co
następuje, a co stanowi część listu otwartego do Busha:
"1. George, czy możesz czytać i pisać na poziomie człowieka dorosłego?
"Mnie i wielu innym wydaje się, że - niestety - możesz być analfabetą
funkcjonalnym. Nie ma się czego wstydzić. Miliony Amerykanów nie mogą czytać
powyżej poziomu czwartej klasy."
"Pozwól mi jednak zadać ci następujące pytanie: jeśli masz problemy ze
zrozumieniem dokumentów o złożonej sytuacji, które przekazuje ci się jako
Przywódcy Prawie Wolnego Świata, to jakże możemy powierzyć ci coś takiego, jak
nasze tajemnice nuklearne?"
"Tu są wszystkie oznaki tego analfabetyzmu - i jak się wydaje, nikt nie rzucił
ci wyznania w tej sprawie. Pierwszym śladem było to, że jako swoją ulubioną
książkę z dzieciństwa wymieniłeś The Very Hungry Caterpillar (Bardzo głodną
gąsienicę).
"Niestety, ta książka ukazała się dopiero w rok po tym, jak skończyłeś studia."
"Jedno jest dla wszystkich jasne - nie potrafisz mówić po angielsku zdaniami,
które można zrozumieć.
"Jeśli będziesz naczelnym dowódcą, musisz mieć umiejętność komunikowania swoich
rozkazów. Co się stanie, jeśli nadal będą zdarzały się te małe pomyłki? Czy
wiesz, jak łatwo byłoby zamienić mały fałszywy krok w koszmar bezpieczeństwa
narodowego?"
"Twoi asystenci powiedzieli, że nie czytasz dokumentów z instrukcjami, które oni
ci dają, i że prosisz, aby czytali je za ciebie lub czytali je tobie.
"Proszę, abyś niczego z tego nie brał do siebie. Być może to niezdolność uczenia
się. Około sześćdziesięciu milionów Amerykanów jest niezdolnych się uczyć."
W książce pt. Przeciwko wszystkim wrogom Richard Clarke opowiada, że gdy Bush
przybył do Białego Domu, "bardzo wcześnie ostrzeżono nas, że prezydent nie jest
wielkim czytelnikiem".
W książce pt. Bush na wojnie Bob Woodward opowiada, że podczas wojny w
Afganistanie, na posiedzeniu Narodowej Rady Bezpieczeństwa, Bush oświadczył: "Ja
nie czytam stron ze wstępniakami. Ja tego nie robię. Hiperwentylacja, która ma
tendencję tworzyć się wokół tych depesz, każdy ekspert i każdy były pułkownik i
to wszystko, to właśnie szum w tle."
To tyle, jeśli chodzi o króciutką syntezą tego, czemu na niektóre tematy dały
wyraz ważne osobistości północnoamerykańskie i co pomaga wyjaśnić dziwne
zachowanie i wojowniczość prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Nie chcę się teraz szerzej wypowiadać o jeszcze delikatniejszych sprawach,
takich jak te, których rozpowszechnienie przypłacił życiem J. H. Hatfield, autor
książki pt. Udany syn, czy o innych bardzo interesujących sprawach podejmowanych
przez wybitnych, naprawdę błyskotliwych i odważnych autorów.
Oszczerstwa i kłamstwa pana Busha i jego najbliższych doradców wypracowano
pospiesznie, aby usprawiedliwić okrutne kroki wymierzone w obywateli pochodzenia
kubańskiego mieszkających w Stanach Zjednoczonych i utrzymujących stosunki z
bliskimi krewnymi na Kubie.
Jak ostrzegliśmy 21 czerwca br., taka zniewaga będzie miała niekorzystne
konsekwencje polityczne w stanie Floryda, który może być decydujący w obecnych
zmaganiach wyborczych. Wśród tysięcy Kubanoamerykanów, z których wielu normalnie
głosowałoby na Busha, szerzy się pomysł karnego głosowania.
Nienawiść i zaślepienie doprowadziły administrację do niemoralnej i głupiej
akcji pod presją mafii terrorystycznej, która zapewniła Bushowi oszukańcze
zwycięstwo, choć w całym kraju dostał on milion głosów mniej niż jego rywal i
uzyskał nędzną przewagę 537 głosów na Florydzie, gdzie - poza tym, że z prawa do
głosowania "skorzystało" wielu umarłych, tysiące czarnych obywateli siłą
pozbawiono takiej możliwości. Piętnaście czy dwadzieścia tysięcy wyborców może
zniweczyć jego dążenia do reelekcji. Brutalne posunięcia skrytykowano również w
całym kraju.
Ta mafia terrorystyczna, która ni mniej, ni więcej, tylko przesądziła o wyborze
prezydenta Stanów Zjednoczonych, w ogromnej większości składa się lub jest
kierowana przez dawnych batistowców i ich potomków; grupy, które przez
dziesięciolecia uczestniczyły w akcjach terrorystycznych, atakach pirackich,
planach zabójstw kubańskich przywódców rewolucyjnych i wszelkiego rodzaju
agresjach zbrojnych na naszą Ojczyznę; poszkodowanych przez prawa rewolucyjne
wielkich obszarników i członków rodzin wielkiej burżuazji, którzy wraz z
poprzednio wymienionymi kategoriami uzyskali wszelkiego rodzaju przywileje, a
wielu zgromadziło wielkie fortuny i uzyskało wpływy w ważnych sferach władzy w
łonie rządów Stanów Zjednoczonych.
Ponad 90 procent tych, którzy wyemigrowali z Kuby od chwili zwycięstwa
rewolucji, uczyniło to normalnymi kanałami i z powodów ekonomicznych, a na
wyjazdy bez żadnych przeszkód uzyskali oni zezwolenie rewolucji. Lecz emigranci
kubańscy byli zmuszeni przechodzić przez jarzma kaudyńskie owej potężnej mafii,
bez wpływów której nie mogli się łatwo obejść.
W odróżnieniu od wielu milionów Latynoamerykanów, w tym Haitiańczyków i
mieszkańców Karaibów, którzy legalnie czy nielegalnie emigrowali do Stanów
Zjednoczonych i są uważani za emigrantów, Kubańczyków bez żadnego wyjątku
zalicza się do uchodźców.
Z drugiej strony, absurdalny Cuban Adjustment Act kosztował życie niezliczonych
Kubańczyków, premiując i stymulując nielegalny wyjazdy i przyznając wyjątkowe
przywileje, których nie przyznaje się obywatelom żadnego innego kraju na
świecie.
Jednak Kuba od lat, jeszcze przed krachem Związku Radzieckiego i okresem
specjalnym, mimo ryzyka szpiegostwa i planów terrorystycznych pochodzących ze
Stanów Zjednoczonych, wydawała emigrantom pozwolenia na odwiedzanie rodzin i
kraju, z którego pochodzą, podczas gdy administracja Busha raptem zatrzaskuje im
drzwi przed nosem, powodowana fanatyczną obsesją zmuszenia Kuby do kapitulacji
poprzez jej zduszenie gospodarcze.
W tym samym celu pozbawienia kraju jakichkolwiek dochodów, określa przemysł
turystyczny na Kubie jako turystykę seksualną, a przyjeżdżające ze Stanów
Zjednoczonych osoby, które odwiedzają nasz kraj, jako "pedofilów" i
"poszukiwaczy rozkoszy".
Pan Bush nie waha się obdarzyć tym samym określeniem turystów kanadyjskich, gdy
wszyscy wiedzą, że w ogromnej większości chodzi o emerytów i osoby w trzecim
wieku, które w towarzystwie swoich rodzin szukają spokoju i wyjątkowego
bezpieczeństwa, edukacji, kultury i gościnności, znajdują je w naszym kraju i z
nich korzystają.
Do kogo pan Bush zalicza dziesiątki milionów turystów, którzy co roku odwiedzają
Stany Zjednoczone, gdzie roi się od kasyn, domów gry, ośrodków prostytucji
męskiej i damskiej i wielu innych form działalności związanej z pornografią i
seksem, z których żadna nie istnieje na Kubie i które są obce rewolucyjnej
kulturze naszego narodu?
Jak zaliczyłby dziesiątki milionów Europejczyków, którzy corocznie odwiedzają
Hiszpanię, gdzie liczne strony w prasie poświęca się publikowaniu nazwisk,
adresów, cech fizycznych, kulturalnych i umysłowych, specjalności i
odpowiadających wszelkim upodobaniom darów indywidualnych osób praktykujących
stary zawód- prostytucję? Czy północnoamerykański i hiszpański przemysł
turystyczny zaliczyłby do turystyki seksualnej?
Żadna z wymienionych dziedzin działalności nie ma miejsca na Kubie. Jednak w
rozgorączkowanym i fundamentalistycznym umyśle wszechpotężnego pana Białego Domu
i jego najbliższych doradców, teraz trzeba "ratować" Kubę nie tylko przed
"tyranią" - trzeba "ratować dzieci kubańskie przed wyzyskiem seksualnym i
przemytem osób", "trzeba uwolnić świat od tego okrutnego problemu, który
istnieje w odległości 150 kilometrów od Stanów Zjednoczonych".
Czy nikt mu nie powiedział, że na Kubie, przed zwycięstwem rewolucji w 1959
roku, z powodu ubóstwa, dyskryminacji i braku pracy około 100 tysięcy kobiet
zajmowało się bezpośrednio lub pośrednio prostytucją i że rewolucja je wychowała
i znalazła im pracę, w wyniku czego od tego czasu zostały zakazane tak zwane
"strefy tolerancji", które istniały w uzależnionej republice i neokolonii
narzuconej przez Stany Zjednoczone?
Czy nikt mu nie powiedział, że dzieci kubańskie, których zdrowie fizyczne,
umysłowe i moralne stanowi najbardziej priorytetowy cel rewolucji, są chronione
przez o wiele surowsze prawa niż w Stanach Zjednoczonych i że wszystkie chodzą
do szkoły, w tym ponad 50 tysięcy tych dzieci, które cierpiąc na określone formy
niepełnosprawności, wymagają starannej opieki w ośrodkach edukacji specjalnej i
bez żadnego wyjątku ją uzyskują?
Czy nikt nie powiedział mu, że na Kubie śmiertelność noworodków jest mniejsza
niż w Stanach Zjednoczonych i w dalszym ciągu maleje?
Czy nikt nie odważył się szepnąć mu do ucha, że Kuba zajmuje w edukacji wybitne
i uznane w skali międzynarodowej miejsce, że wszystkie służby edukacyjne i
zdrowotne są bezpłatne i obejmują ogół ludności, że w edukacji, służbie zdrowia
i kulturze rozwija się dziś programy, które wyniosą ją nad wszystkie inne kraje
świata?
Na swojej historycznej sesji, która odbyła się 1 i 2 lipca br., Zgromadzenie
Narodowe Władzy Ludowej zdemaskowało i ośmieszyło groteskowe, ponad
czterystustronicowe sprawozdanie, w którym mówi się szeroko i szczegółowo o
programach neokolonialnych i aneksjonistycznych, jakie zamierza zastosować grupa
faszystowska, która spłodziła tak odrażający projekt przeciwko narodowi i
suwerenności Kuby. Nie osiągnięto tym nic poza większym zjednoczeniem naszego
narodu i wzmożeniem jego ducha walki.
Trzeba być niebywale szalonym, aby - jak to się czyni we wspomnianym
sprawozdaniu - mówić ni mniej, ni więcej, tylko o wdrożeniu programów walki z
analfabetyzmem i szczepień na Kubie, gdzie już dawno wykorzeniono analfabetyzm,
minimalny poziom wykształcenia to dziewięć klas, a dzieci są zaszczepione
przeciwko trzynastu chorobom. W tym przypadku tego rodzaju programy powinno się
zaaplikować dziesiątkom milionów Północnych Amerykanów, którzy są wykluczeni,
nie korzystają z dobrodziejstw ubezpieczenia medycznego lub nie chodzili do
szkoły czy są totalnymi lub funkcjonalnymi analfabetami.
Administracja Stanów Zjednoczonych nie odważyła się powiedzieć ani słowa o
szczodrej, złożonej przez nasz naród ofercie uratowania w krótkim czasie pięciu
lat życia jednej osoby za każdą osobę, która zginęła w Wieżach Bliźniaczych, a
więc zapewnienia bezpłatnej opieki trzem tysiącom obywateli
północnoamerykańskich, którzy nie mają zapewnionej opieki zdrowotnej nieodzownej
do zachowania życia. Nie odpowiedziała również na pytanie, czy będą karani, czy
nie, ci, którzy postanowią pojechać na Kubę i skorzystać z tej okazji.
Naprawdę znamienny jest fakt, że tego samego dnia, w którym pan Bush miotał tak
haniebne oszczerstwa i groźby pod adresem Kuby, prestiżowa północnoamerykańska
instytucja naukowa z Kalifornii podpisała z Centrum Immunologii Molekularnej
Kuby porozumienie o transferze technologii rozwiniętej w naszym kraju w celu
przeprowadzenia prób klinicznych, a następnie uruchomienia produkcji trzech
obiecujących szczepionek do walki z rakiem, choroby, która - jak wiadomo - co
roku zabija ponad pół miliona obywateli północnoamerykańskich.
Trzeba przyznać, że w tym przypadku nie było obstrukcji ze strony władz
północnoamerykańskich.
Fakt ten pokazuje, jak owoce tego, o czym przedtem mówiłem, wszędzie zaczyna się
zbierać w naszym kraju, mimo 45 lat okrutnej blokady i agresji ze strony rządów
Stanów Zjednoczonych.
I nie chodzi o broń biologiczną, broń chemiczną ani broń nuklearną; chodzi o
postępy nauki, które mogą pomóc całej ludzkości.
Oby w przypadku Kuby Bóg nie zechciał "udzielić instrukcji" panu Bushowi,
nakazując mu zaatakować nasz kraj, i skłonił go raczej do uniknięcia takiego
kolosalnego błędu! Bush powinien upewnić się co do autentyczności każdego
boskiego mandatu wojennego, konsultując go z papieżem i zasięgając opinii innych
prestiżowych dygnitarzy i teologów Kościołów chrześcijańskich.
Proszę wybaczyć, panie prezydencie Stanów Zjednoczonych, że przy tej okazji nie
piszę do pana trzeciego listu. Trudno byłoby zanalizować tę sprawę w ten sposób.
Mogłoby to wyglądać na zniewagę osobistą. Tak czy inaczej, stosuję się do zasad
kurtuazji.
Witaj, Cezarze, ale tym razem dodaję: my, którzy jesteśmy gotowi umrzeć, nie
boimy się twojej olbrzymiej władzy, twojego niepohamowanego gniewu ani twoich
niebezpiecznych i tchórzliwych gróźb pod adresem Kuby!
Niech żyje prawda!
Niech żyje ludzka godność!
26 lipca 2004 r.