Tekst pochodzi z Nowego Robotnika http://nr.freshsite.pl/?nr=13&id=518 . Michel Husson jest członkiem komisji ekonomicznej ATTAC - a więc odgrywa bardzo dużą rolę. W tekście nie ma ani słowa o podatku Tobina - jest za to jawne propagowanie socjalizmu -"Jednakże, aby to osiągnąć, potrzebne byłoby wprowadzenie autentycznej kontroli społecznej, uzależniającej sposób funkcjonowania banku od priorytetów społecznych ustalonych w sposób demokratyczny. Wokół takich właśnie idei może nastąpić proces budowy, rekonstrukcji, nowego projektu o charakterze autentycznie socjalistycznym". Do lektury zachęcam wszystkich członków ATTAC, którzy jeszcze nie są socjalistami.


Roman Dębski
Europa : prywatyzacja kontra społeczeństwo
Rozmowa z Michel’em Husson, ekonomistą, członkiem komisji ekonomicznej ATTAC Francja


W Polsce, władze, media i "nowobogaccy" przedstawiają prywatyzację i ogólnie politykę neoliberalną jako główny warunek wzrostu i rozwoju. Czy mógłbyś wskazać najważniejsze efekty prywatyzacji na przykładzie Francji?
Na przestrzeni ostatnich 10 lat przez kraje Europy Zachodniej przeszła ogromna fala prywatyzacji, ale jednocześnie dynamika wzrostu w tych krajach była najniższa od II wojny światowej. Jeśli chodzi o rozwój, to najpierw trzeba uzgodnić definicję tego pojęcia. Odnosi się ono (a w każdym razie powinno się odnosić) do rozwoju społeczeństw, a w konsekwencji - do zaspokojenia potrzeb ludzi. Z tego punktu widzenia bilans jest jednoznaczny. Efektem procesów prywatyzacji jest to że potrzeby te są zaspokajane w sposób nierównomierny, niesprawiedliwy. Przyczyny są dość proste. Wszystkie usługi publiczne i wszystkie systemy ochrony społecznej działają w oparciu o zasady równomiernego rozkładania obciążeń ("péréquation"), "taryfikacji", wspólnego, wzajemnego wykorzystania zasobów ("mutualisation"), gdzie opłaty z tytułu świadczonych usług o charakterze publicznym nie są uzależnione od dochodów użytkownika. Przykłady takiej taryfikacji: płacimy za znaczek pocztowy tą samą cenę niezależnie od miejsca zamieszkania adresata w danym kraju; albo płacimy za wodę lub elektryczność tę samą stawkę w każdym regionie, itd. Przykład wspólnego, wzajemnego wykorzystania zasobów: płacąc składki pracownicze na ubezpieczenia chorobowe, opłacamy opiekę zdrowotną i usługi służby zdrowia proporcjonalnie do naszych dochodów, a nie w funkcji ich rzeczywistego kosztu. Wszystko to oznacza bardziej równomierny rozdział dochodów; jest także konkretnym przejawem pojęcia praw: prawa do ochrony zdrowia, prawa dostępu do wody lub do elektryczności, swobody przemieszczania się itd.
Efektem prywatyzacji jest przekształcanie wszystkiego w towar oraz zaspokajanie tych różnych potrzeb (tj. w rzeczywistości - tych praw) w zależności od dochodu każdej osoby. Robi się to wszystko w imię argumentu tzw. skuteczności. Argument ten należy odrzucić, ponieważ ma on niewiele wspólnego z rzeczywistą sytuacją. Po pierwsze, dlatego że skuteczność sektora prywatnego jest dość wątpliwa, na co wskazują chociażby przykłady katastrof kolejowych w Wielkiej Brytanii czy awarii i przerw w zasilaniu w sieciach energetycznych we Włoszech. Po drugie, dlatego że odwrotną stroną medalu zwiększania skuteczności (rentowności) ekonomicznej jest utrata skuteczności społecznej. Zresztą, polepszenie skuteczności usług publicznych w znaczeniu operacyjnym można by uzyskać, gdy jest to konieczne, drogą odpowiednich reform, bez potrzeby likwidowania publicznego statusu prawnego tych usług.
Proces prywatyzacji we Francji realizowano zarówno w latach 1980-90, za rządów socjalistów (Mitterrand, Jospin), jak i obecnie pod rządami prawicy Chiraca. Czy mógłbyś wskazać podobieństwa i różnice w obu przypadkach?
Najlepiej przytoczyć kilka danych liczbowych dotyczących wartości przedsiębiorstw publicznych sprzedanych przez państwo w trakcie czterech głównych fal prywatyzacyjnych we Francji: prawicowy rząd Chiraca (1986-1988) - 10 mld euro; prawicowy rząd Balladura (1993-1995) - 16 mld euro; prawicowy rząd Juppé (1995-1997) - 9 mld euro; rząd socjalistów Jospina (1997-2002) - 31 mld euro. Lewica za rządów Jospina sprywatyzowała więc prawie tyle samo ile jej poprzednicy z prawicy razem wzięci. Do tego trzeba dodać jeszcze prywatyzacje częściowe, bowiem stopniowo "otwarto" kapitał takich publicznych firm jak France Telecom, Air France, Airbus, ASF (autostrady) i TDF (sieci teletransmisyjne). Daje to ogółem 36,6 mld euro. Takie "otwarcie kapitału" stanowi zazwyczaj preludium do całkowitej prywatyzacji, co widać doskonale na przykładzie France Telecom. Lionel Jospin, zanim doszedł do władzy w 1997 roku, obiecywał, że utrzyma tego historycznego operatora telekomunikacyjnego w sferze publicznej, ale w kilka miesięcy zaledwie po objęciu urzędu premiera dokonał pierwszego otwarcia kapitału firmy. I oto kilka dni temu prawica podjęła decyzję sprywatyzowania France Telecomu, sprzedając dalszą część aktywów, przez co państwo stało się już tylko udziałowcem mniejszościowym.
Nie ma więc wielkiej różnicy między prawicą a liberalną lewicą, jeśli chodzi o politykę prywatyzacji; raczej uzupełniają się one. Głównym argumentem, co do którego prawica i lewica zgadzają się między sobą, jest twierdzenie, że wielkie koncerny potrzebują "oddechu", tzn. że muszą dysponować środkami własnymi pozwalającymi przeprowadzać fuzje przedsiębiorstw oraz wielkie operacje restrukturyzacyjne w skali międzynarodowej. A przecież publiczny status prawny France Telecomu czy monopolu energetycznego EDF nigdy nie przeszkadzał tym firmom w realizacji - czasami nawet dość szalonych - operacji wykupu przedsiębiorstw w różnych krajach świata, w tym w Polsce. Tu również dążenie do maksymalnej rentowności finansowej przeważa nad wszelkimi innymi względami.
Czego można się spodziewać po projektach prywatyzacji usług publicznych w skali Unii Europejskiej, teraz rozszerzonej do 25 krajów? (np. w sferze służby zdrowia, ubezpieczeń chorobowych, wody, itp.).
W pierwszym rzędzie chciałoby się oczekiwać wprowadzenia autentycznych usług publicznych w skali europejskiej. Energetyka jest tu dobrym przykładem. Ze względów technicznych, prywatyzacja energii elektrycznej nie ma żadnego sensu. Jest to towar bardzo specyficzny, nie dający się magazynować, przepływający w sieciach, których dublowanie celem wprowadzenia niepotrzebnej nikomu konkurencji byłoby czystym absurdem. A w dodatku, jak koordynować różne polityki w Europie, np. w zakresie stopniowego odchodzenia od elektrowni jądrowych, wdrażania odnawialnych źródeł energii itd. - wobec mozaiki najprzeróżniejszych przedsiębiorstw prywatnych? To samo w dziedzinie transportu, gdzie potrzebne są strategiczne decyzje wyboru pomiędzy transportem kolejowym a drogowym, gdzie trzeba koordynować polityki fiskalne, w szczególności w zakresie cen paliw. To miałoby sens wyłącznie w skali europejskiej (co najmniej), ale tu również prywatyzacje raz jeszcze powodują likwidację całego szeregu dźwigni niezbędnych do prowadzenia skoordynowanych w skali międzynarodowej polityk.
Polityka prywatyzowania - nie tylko przedsiębiorstw świadczących usługi o charakterze publicznym (wodno-kanalizacyjnych, energetycznych, telekomunikacyjnych, usuwania odpadów, itd.), ale również np. ubezpieczeń społecznych - niesie ze sobą niebezpieczeństwo niesłychanego regresu w Europie, wprowadzając dwa niszczycielskie mechanizmy.
Pierwszy - to wprowadzenie konkurencji pomiędzy systemami ubezpieczeń społecznych w poszczególnych krajach. Jest to argument, który często słyszeliśmy w związku z "reformami" systemów emerytalnych i służby zdrowia. Władze mówiły za każdym razem, że wszystko to kosztuje za drogo i że nie jesteśmy konkurencyjni w stosunku do krajów, które przeznaczają mniejsze środki na ubezpieczenia społeczne. Nie widać jednak co mogłoby wyhamować ten proces "równania w dół" standardów społecznych. Największym błędem byłoby myślenie, że kraje o niskim poziomie wynagrodzeń na tym procesie mogłyby skorzystać, ponieważ presja oddziałuje w obu kierunkach: w dół - w krajach o najwyższych standardach, ale hamując jednocześnie próby dogonienia ich poziomu przez kraje o niższych standardach. Istnieje więc niebezpieczeństwo, że będziemy świadkami przenoszenia nierówności w skali międzynarodowej, według schematu, że wszystko co publiczne (składki na ubezpieczenia społeczne, składki emerytalne, podatki, itp.) należy zmniejszyć, a w każdym razie zablokować, a jeżeli ludzie chcą być lepiej leczeni, lub mieć lepsze emerytury, to powinni za to więcej płacić; co oczywiście będzie dotyczyć wyłącznie tych, których na to stać.
Proces prywatyzacji wody jest dobrym przykładem działania drugiego mechanizmu, którego efektem jest również pogorszenie poziomu zaspokajania potrzeb ludzi. Zasadę nierówności wprowadza się przez zwiększanie cen za wodę, co dziwnym trafem jakoś nie pasuje do idei, że konkurencja jest korzystna dla konsumentów. We Francji trzy wielkie koncerny przemysłowe (Vivendi, Degrémont i Saur), zresztą pracujące na rynkach całego świata, w tym również w Polsce, prowadzą między sobą udawaną konkurencję, której efektem są coraz wyższe ceny wody. A w przypadku monopolu energetycznego EDF, były prezes firmy przyznał, że prywatyzacja nie gwarantuje obniżki cen, ani nawet ich utrzymania na dotychczasowym poziomie.
Jakie są Twoim zdaniem najważniejsze problemy i wyzwania, przed którym stoją związki zawodowe i organizacje niezależnej lewicy w walce przeciwko prywatyzacjom?
W ofensywie prowadzonej przeciwko ludziom pracy w całej Europie, przewija się pewna nić przewodnia: jest nią systematyczne dążenie rządów i pracodawców do likwidowania osiągniętych w przeszłości zdobyczy socjalnych. We Francji i w Niemczech jesteśmy świadkami systematycznego likwidowania tych zdobyczy - zarówno w dziedzinie ubezpieczeń zdrowotnych, usług publicznych, ustawodawstwa pracy, itd. Opór w obliczu tej globalnej ofensywy powinien iść w kierunku wskazania alternatywy, o równie globalnym charakterze, której trzonem mogłoby być odrzucenie strategii przekształcania praw społecznych w towar. W takiej perspektywie, walkę o prawo do pracy można łączyć z potwierdzaniem konieczności innych praw (jak prawo do leczenia, prawo do edukacji, itd.). Innym elementem wypracowywania alternatywnej wizji społeczeństwa jest przeciwstawienie pojęcia ryzyka pojęciu bezpieczeństwa. Pojęcie "ryzyka" zostało rozwinięte przez francuskich pracodawców jako wartość podstawowa, podczas gdy celem praw społecznych jest zagwarantowanie tego, co Międzynarodowa Organizacja Pracy nazywa "bezpieczeństwem ekonomicznym". Albowiem wspólną cechą wszystkich reform neoliberalnych jest wprowadzenie fundamentalnego braku poczucia bezpieczeństwa, braku pewności o swój los, w przypadku każdego pracownika najemnego; praca stała się niepewna, perspektywy emerytalne stały się niepewne, prywatyzacja służby zdrowia oddala coraz bardziej zasadę ubezpieczeń chorobowych, itd.
W obliczu neoliberalnej machiny niszczenia praw społecznych, należy pokazać alternatywny projekt, operający się na podstawowej zasadzie, iż dobrym społeczeństwem jest takie społeczeństwo, gdzie każdy może budować swoje życie i rozwijać się w pełni w oparciu o fundamentalne gwarancje, które mu to społeczeństwo zapewnia. Prywatyzacja usług publicznych zmierza dokładnie w kierunku odwrotnym (czego jej rzecznicy zresztą otwarcie żądają); w modelu neoliberalnym, np. poważna choroba staję się katastrofą dla ludzi, których nie stać na leczenie. Nie jest to bynajmniej potencjalne tylko niebezpieczeństwo, bowiem można to konkretnie zaobserwować np. w Stanach Zjednoczonych. A przecież celem całego dotychczasowego postępu społecznego było właśnie zlikwidowanie tego typu sytuacji. Dlatego też trzeba zrozumieć, że program neoliberalizmu jest w swej istocie programem regresu społecznego.
Francja jest największym zagranicznym inwestorem w Polsce, w szczególności dzięki prywatyzacji i wykupowi przez France Telecom naszego historycznego operatora telekomunikacyjnego TP SA oraz szeregu wielkich elektrowni i elektrociepłowni przez EDF. Są to dwie wielkie spółki publiczne we Francji, ale w Polsce postępują jak zwykłe prywatne korporacje ponadnarodowe (masowe zwolnienia, burzenie polskiego systemu usług publicznych, itd.). Jakie komentarze nasuwają Ci się wobec tej paradoksalnej sytuacji?
Jest to ilustracją tego, co mówiłem wyżej, tyle że trzeba tu jeszcze włączyć dodatkowe rozróżnienie - między nacjonalizacją a uspołecznieniem. We Francji, byliśy świadkami fali nacjonalizacji prowadzonych przez lewicę na początku lat 80. Zmieniło to status prawny szeregu wielkich koncernów, ale kryteria ich funkcjonowania pozostały nietknięte. Najsłynniejszych przykładem był z pewnością bank Crédit Lyonnais, który po znacjonalizowaniu rzucił się w wir spekulacyjnych, mniej lub bardziej legalnych transakcji, co doprowadziło bank do spektakularnego bankructwa, ze stratami ponad 15 miliardów euro, za które do dziś jeszcze płaci budżet państwowy tzn. francuscy podatnicy.
Takie doświadczenia skompromitowały samą ideę nacjonalizacji. Doprowadziło to również do wprowadzenia rozróżnienia między nacjonalizacją w wąskim znaczeniu słowa - polegającą na zmianie prawnego statusu przedsiębiorstwa, przyjmującego formę własności publicznej - czyli między upaństwowieniem, a uspołecznieniem, który to termin określa co innego. Nie chodzi tylko o zmianę statusu prawnego, ale o przestawienie tych spółek na realizację celów określonych przez społeczeństwo.
Wracjąc do przykładu Crédit Lyonnais, prawidziwe uspołecznienie oznaczałoby, że rolą tego banku będzie wspieranie projektów inwestycyjnych o charakterze priorytetowym z punktu widzenia zaspakajania potrzeb społecznych, np. budowa mieszkań, infrastruktur miejskich, obiektów publicznych, itp. Jednakże, aby to osiągnąć, potrzebne byłoby wprowadzenie autentycznej kontroli społecznej, uzależniającej sposób funkcjonowania banku od priorytetów społecznych ustalonych w sposób demokratyczny. Wokół takich właśnie idei może nastąpić proces budowy, rekonstrukcji, nowego projektu o charakterze autentycznie socjalistycznym (nic wspólnego oczywiście z tzw. "socjalizmem", jakiego zaznał Wasz kraj w przeszłości i przeciwko któremu tak wielkie nadzieje wzbudziła np. "Solidarność" w 1980-81!). Czyli nowy projekt wychodzący od konkretnych dążeń ludzi (dostęp do wody, do elektryczności, do leków, itp.), których nie sposób rzeczywiście i trwale zaspokoić bez zakwestionowania (i to nie tylko formalnie) systemu prywatnego zawłaszczania przedsiębiorstw i dominacji kryteriów rentowności finansowej. Sektor publiczny ma w ogóle sens wtedy, gdy działa na innych zasadach niż prywatne przedsiębiorstwo.
Jak politykę prywatyzacji ujmuje się w projekcie "Konstytucji europejskiej", która tyle wzbudza obecnie kontrowersji? Czego można się spodziewać w nadchodzących latach, gdyby ta konstytucja miała wejść w życie w krajach członkowskich UE?
Logika prywatyzacji nie czekała na "Konstytucję", aby rozszerzyć swoje panowanie, ale w tym projekcie stawia się dalszy krok naprzód, konkretnie w artykule 3, który stanowi, że UE "oferuje swym obywatelkom i obywatelom (...) wspólny rynek, na którym konkurencja jest wolna i niezafałszowana." W tej sytuacji, usługi publiczne - które przemianowano na tzw. usługi świadczone w interesie ogólnym - stają się z góry usługami o charakterze wyjątkowym, co do których należałoby udowodnić, iż nie zakłócają swobodnej gry rynkowej. W art. III-55 mówi się, że usługi te "podlegają postanowieniom Konstytucji, zwłaszcza regułom konkurencji". Nawet jeśli w artykule dorzuca się, że reguły te nie powinny "stanowić prawnej lub faktycznej przeszkody w wykonywaniu szczególnych zadań im powierzonych", dominacja rynku jest tak czy inaczej jedną z głównych zasad tej "Konstytucji", której celem jest zablokowanie wszelkich możliwości rozszerzenia praw społecznych.
Rozmawiał Roman Dębski