Daniel Berger

Ruch masowy przeciwko Agendzie 2010

 

W Niemczech w sierpniu br. niczym fala uderzeniowa rozszerzył się ruch przeciwko neoliberalnej reformie zasiłków dla bezrobotnych. Między 2 a 30 sierpnia liczba demonstrantów wzrosła z 600 w jednym mieście wschodnioniemieckim do 140 tys. w dwustu miastach, głównie, ale już nie tylko wschodnioniemieckich. Daniel Berger, działacz federacji metalowców IG Metall, analizuje to bardzo zaskakujące zjawisko, które może zapoczątkować zmianę układu sił społecznych w tym kraju.

 

Ministerstwo gospodarki twierdzi, że ta reforma ma przynieść 4,6 mld europ oszczędności i że wszelka modyfikacja środków uzgodnionych przez „wielką koalicję” (tak nazywa się tu kartel partii SPD i CDU, czasami z udziałem FDP) zagroziłaby Paktowi Stabilności (wynikającemu z unijnego traktatu z Maastricht). Same niedawne obniżki podatków bogaczy kosztują 4 mld euro... No, ale oszczędzanie kosztem klasy robotniczej to już tradycja, również wtedy, gdy rządzi socjaldemokracja.

 

Niepokój rządu i kapitału

 

Jednak główny cel tej reformy sytuuje się na zupełnie innym terenie i jest on dwojaki.

Po pierwsze, jak ocenia się w „Financial Times Deutschland” z 16 sierpnia br., w ciągu dwóch lat pracodawcy zaoszczędzą na tzw. reformach społecznych 9-10 mld dolarów (w przyszłym roku 6 mld).

Po drugie, wraz z reformą rynku pracy przeprowadzaną przez rząd, została podkopana cała siatka płac i przyspieszeniu uległa ich obniżka.

Ponieważ do tych posunięć dochodzą 15-letnie doświadczenia „transformacji” w Niemczech Wschodnich (przy permanentnej stopie bezrobocia wynoszącej 20%), gniew osiągnął wybuchowy poziom. Dlatego wystarczył sygnał do startu, aby ruch wybuchł w środku lata jak bomba.

Dwa fakty niepokoją „gabinet i kapitał”, czyli rząd i burżuazję: zawziętość, jaką za pośrednictwem okrzyków, skandowanych haseł, wznoszonych transparentów okazują demonstranci, i to, że już rzekomo zaakceptowane dogmaty neoliberalne są stopniowo kwestionowane, co najmniej przez poważną, liczącą się mniejszość ludności. TINA (thatcherowskie ideologia głosząca, że „there is no alternative”, czyli że „nie ma żadnej alternatywy”), która miała sprawiać, żebyśmy milczeli, po raz pierwszy zachwiała się w masowej skali.

Przekłada się to również na sferę wyborczą: poziom absencji wzrasta, partie „wielkiej koalicji” (SPD czy CDU u władzy – w zależności od kraju związkowego – przy czym za każdym razem, gdy jedna z tych partii rządzi, druga znajduje się w urzędowej „opozycji”) tracą, a w sondażach i w urnach znacznie zyskuje tzw. postkomunistyczna, Demokratycznego w rzeczywistości reformistycza Partia Demokratycznego Socjalizmu (PDS) i skrajna prawica.

 

Pierwsze ustępstwa Schrödera

 

Pierwsze ustępstwa rządu świadczą, że się naprawdę przestraszył.

W styczniu 2005 r. bezrobotni z długim stażem nie będą mieli „zerowego miesiąca”. Ten pierwszy miesiąc wdrażania reformy miał przynieść budżetowi federalnemu wielkie oszczędności, bo zasiłki miano wypłacić dopiero na koniec miesiąca.

Oszczędności osób poniżej 14 roku życia nie będą już zaliczane doliczane do dochodów rodzin osób pobierających zasiłki dla bezrobotnych, o ile te oszczędności nie przekroczą 4100 euros – a pierwotnie próg ustalono na 750 euro.

Postanowiono też odłożyć wprowadzenie nowego ubezpieczenia, opłacanego tylko przez pracowników najemnych, na protezy dentystyczne.

Te trzy ustępstwa to oszczędności mniejsze o 1,2 mld euro od przewidzianych, a więc już pewna suma pieniędzy (przynajmniej chwilowo) uratowana przez klasę robotniczą. Choć w reformach rząd nie tknął tego, co najistotniejsze, ludzie doświadczyli, że opłaca się bronić swoich interesów.

 

Kto czerpie korzyści wyborcze

 

To, że nie ma alternatywnej siły lewicowej, która byłaby wiarygodna przynajmniej w oczach liczącej się części demonstrantów, poważnie ciąży na tym ruchu protestacyjnym, i to w kilku dziedzinach.

Żywiołowe zachowania na demonstracjach bardzo często dają wyraz naiwnym, nieprzemyślanym, a czasami nawet zaprawionym ksenofobią sentymentom i resentymentom. W Niemczech Wschodnich lewica alternatywna jest niezwykle słaba. Tylko w niewielu miastach jest ona w stanie występować z propozycjami, które pomagają ruchowi unikać rozmaitych ślepych zaułków.

Żadna siła takiej lewicy nie jest na tyle wiarygodna, aby mogła wystąpić w sferze wyborczej i wykorzystać tę sferę do przedstawienia całościowej krytyki przeprowadzanych „reform społecznych” oraz zarysowania alternatywy. Głosy idą więc z jednej strony na PDS, a z drugiej na faszystów.

PDS wchodzi w skład koalicji rządzących w krajach związkowych Berlin i Meklemburgia-Pomorze Przednie i prowadzi tam – bo taka jest piekielna logika choroby zwanej kretynizmem parlamentarnym – neoliberalną politykę surowości budżetowej.

Zwłaszcza w Berlinie związkowcy wielokrotnie demonstrowali tysiącami przeciwko polityce surowości budżetowej krajowego rządu SPD-PDS. Tymczasem na razie PDS jest jedyną znaną partią, która opowiedziała się przeciwko Hartz IV.

 

„Alternatywa wyborcza” wobec SPD

 

Na lewicy jest jeszcze inna formacja polityczna, która skorzysta na tym „klimacie zmiany”, a mianowicie Alternatywa Wyborcza na rzecz Pracy i Sprawiedliwości Społecznej (WASG), która wkrótce ukonstytuuje się jako partia.

Można ją scharakteryzować jako „nową starą” socjaldemokrację. Jakiś czas temu rozczarowane polityką Gerharda Schrödera kadry aparatu związkowego, zwłaszcza IG Metall, wraz z takimi tradycyjnie reformistycznymi środowiskami, jak czasopismo „Sozialismus”, i niektórymi intelektualistami wystąpiły z inicjatywą apelu o stworzenie „alternatywy wyborczej” wobec SPD.

Projekty dokumentów programowych przygotowywane na okoliczność oficjalnego utworzenia partii – ma do niego dojść w ciągu najbliższej zimy – wyraźnie wskazują na to, jaka będzie jej orientacja polityczna. Uczestniczące w tym przedsięwzięciu siły chcą mieć z powrotem tradycyjną, reformistyczną socjaldemokracji. Nie uważają się za antykapitalistyczne, lecz dążą do wykorzenienia neoliberalnych „wynaturzeń’ kapitalizmu i przywrócenia „równowagi społecznej”, która ich zdaniem panowała za rządów Willy Brandta na początku lat 70.

Były przywódca SPD Oskar Lafontaine, który rozstał się ze Schröderem wkrótce po przejęciu przez niego władzy, gdyż nie godził się na jego kurs neoliberalny, skłania się do wstąpienia do tej przyszłej partii. Chciałby, aby wykluczono go z SPD. Jednak kierownictwo SPD przynajmniej na razie wcale nie ma ochoty zrobić z niego męczennika i go nie wyklucza.

Nowa partia, pragnąca odtworzyć „prawdziwą socjaldemokracją” – reformistyczną, ale nie antykapitalistyczną – może stać się dla SPD prawdziwą konkurentką i zgarnąć od 5 do 10% głosów, których bardzo będzie brakowało partii kanclerza Schrödera.

 

Skrajna prawica zaciera ręce

 

Na obecnej sytuacji korzysta też skrajna prawica. Miesza się z demonstrantami. W większości przypadków lewicy udało się ją przepędzić lub doprowadzić do jej przepędzenia. Będzie to jednak problem co najmniej dopóty, dopóki ruch nie odniesie dużych sukcesów. Jeśli będzie się „ciągnął jak flaki z olejem”, jeśli będzie dreptał w miejscu, skrajnej prawicy uda się uwieść sporo osób wmawiając im, że rozwiązaniem byłaby „praca dla Niemców”, co oznacza: „Cudzoziemcy, wynocha!”

W każdym razie, obecny klimat sprzyja również faszystom. We wrześniowych wyborach regionalnych Narodowo-Demokratyczna Partia Niemiec (NPD) i Niemiecka Unia Ludowa (DVU) porozumiały się, że nie będą ze sobą konkurować, lecz wystawią wzajemnie komplementarne kandydatury. Odniosły poważny sukces – w Saksonii NPD uzyskała ponad 9% głosów, a w Brandenburgii DVU ponad 6%.

 

Rozterki związków zawodowych

 

W Niemczech Wschodnich kierownictwa organizacji związkowych czują się bardzo nieswojo, bo rejestrują kolejne klęski – batalia o 35-godzinny tydzień pracy w tej części Niemiec skończyła się w 2003 r. katastrofą. W kilku koncernach wydłużono czas pracy, nieraz nawet bez podwyżki płac itd. Co więcej, choć przywódcy związkowi uważają, że „reformy społeczne” są złe, nie lubią mobilizować pracowników przeciwko swojemu tradycyjnemu „partnerowi” – SPD.

Teraz, gdy powstał prawdziwy ruch przeciwko tym reformom i gdy okazało się, że może on odnosić przynajmniej częściowe sukcesy, bierność kierownictw związkowych – i to, że są one związane z partią prowadzącą politykę neoliberalną – przyspieszyła proces utraty członków przez związki.

Znamienna jest debata na temat wprowadzenia płacy minimalnej. Ruch społeczny w pełni popiera ten postulat, podczas gdy kierownictwa związkowe są mu przeciwne, bo taka płaca rzekomo pozbawiłaby je funkcji negocjatora układów zbiorowych pracy.

W rzeczywistości chodzi o to, że godziwa płaca minimalna ujawniłaby, na jak bardzo niskim poziomie sytuuje się w sprawach płacowych wiele z podpisanych przez związki porozumień. Oto bowiem 120 zawodów zarabia poniżej 6 euro na godzinę (najniżej zarabiające zawody zarabiają 4,32 euro).

 

Wywrotowa płaca minimalna

 

W Niemczech Zachodnich tylko 70%, a w Niemczech Wschodnich zaledwie 55% pracowników jest zatrudnionych na podstawie porozumień płacowych wynegocjowanych przez związki zawodowe. Wśród pracowników nie objętych porozumieniami wynegocjowanymi przez związki są tacy, którzy nie zarabiają nawet 4 euro za godzinę.

Ofensywa rządowa zmierza do tego, aby zmusić bezrobotnych z długim stażem do pracy za 1 euro za godzinę – jeśli zarabiają więcej, odlicza im się to od 345 euro przysługujących im miesięcznie z tytułu pomocy socjalnej. Skutkiem jest spadek ogólnego poziomu płac.

Jak powiedział przewodniczący komisji do spraw „reform społecznych” Bert Rürup, wprowadzenie płacy minimalnej wywróciłoby do góry nogami całą reformę rynku pracy. To prawda. Dlatego chodzi o to, aby nie tylko konsekwentnie walczyć z ustawą Hartz IV oraz wszystkimi innymi ustawami i posunięciami składającymi się na neoliberalną Agendę 2010 rządu Schrödera, ale również walczyć o płacę minimalną, która pozwalałaby godnie żyć.

Dlatego coraz szersze środowiska ruchu społecznego przejmują hasło: „Oto nasza agenda: 30-10, czyli 30-godzinny tydzień pracy bez obniżki płac i z proporcjonalnym zatrudnieniem, jak również płacą minimalną w wysokości 10 euro za godzinę.”

 

Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski