Podsumowanie sondy numer 17

W naszej kolejnej sondzie zadaliśmy pytanie „Co skrajna lewica powinna robić?”. Sonda była na stronie wyjątkowo długo, co było spowodowane naszym negatywnym nastawieniem do jej wyników. Przez skrajną lewicę, rozumiem lewicę rewolucyjną, która obalić kapitalizm chcę na drodze rewolucyjnej – dlatego też odpowiedź „powołać koalicję wyborczą” w ogóle nie powinna się tu znaleźć. W odróżnieniu jednak od ukraińskiego sługusa imperializmu Juszczenki, potrafimy przyznać się do porażki i nie będziemy negować wyników ostatniej sondy, które są po prostu dowodem niskiego stopnia politycznej świadomości na radykalnej lewicy. A jeśli chodzi o Juszczenke, to III Rze… nawiązuje do najlepszych tradycji III Rzeszy, organizując „spontaniczne demonstracje” solidarności z ukraińską opozycją. Zarówno „pierwszy” (jak mawia don Kulczyk) w państwie Kwaśniewski, jak też prawicowa opozycja  murem popiera sługusa zachodu –Juszczenkę. Na wiecu w Kijowie były nawet skompromitowane prawicowe świnie z Polski. Jerzy Buzek, ma z Juszczenką wiele wspólnego – jeden i drugi był premierem, pogrążonym w liczne afery korupcyjne. W Kijowie był też zwolennik Pinocheta Michał Kamiński. Zarówno Pinmochet, jak i Juszczenko to dolarowe prostytutki, które na rozkaz wuja sama olewają wybory – gdy wyniki nie są po ich myśli.

„Spontaniczne” studenckie demonstracje w Warszawie są wzorowane na faszystowskich imprezach w III Rzeszy. Hitlerjugend posłusznie wychodziła na ulicę i popierała aktualną politykę Fuhrera. Przed rozbiorem Czechosłowacji (do spółki z sanacyjną Polską) protestowali pod czechosłowacką ambasadą – a przed 1 września, to samo robili pod ambasadą Pomrocznej. Na warszawskim uniwerku zajęcia są odwoływane „by każdy mógł wyrazić poparcie dla ukraińskiej demokratycznej opozycji”. Cały kampus jest oblepiony plakatami, choć podobno ma to być miejsce apolityczne. Widać, jednak, że dla ukraińskiej dolarowej opozycji zrobiono wyjątek. Kręcą się też zawodowi aktywiści (nota bene związani z Platformą Obywatelską), którzy w pomarańczowych pelerynach (podobne mają więźniowie w amerykańskim obozie koncentracyjnym w Guentanamo) namawiają do demonstrowania i rozdają propagandowe gadżety (małe znaczki z flagą Ukrainy z pomarańczową szmatką, pomarańczowe baloniki, pomarańczowe ulotki na kredowym papierze itd.). Nie musze chyba dodawać, że są to wszystko drogie rzeczy, o których antykapitaliści mogą tylko pomarzyć. Przygotowanie takich materiałów trwa przynajmniej tydzień i jestem ciekawy – skąd oni to mieli już dzień po wyborach.  Jeśli uświadomimy sobie, że przez całą kampanię wyborczą, polskie media i polskie władze cały czas mówiły o Juszczence – to dojdziemy do wniosku, że cała ta szopka, była zaplanowana już kilka tygodni temu. „Czy idziesz z nami demonstrować pod ambasadę Ukrainy?- tam łamią prawa człowieka” „Prawa człowieka to łamią polscy i ukraińscy żołnierze codziennie w Iraku – i jeśli już mam demonstrować pod hasłem <<Kijów, Warszawa –wspólna sprawa>> to w demonstracji antywojennej, albo jeszcze lepiej – antykapitalistycznej.”

Wracając jednak do sondy –głosowało 407 osoby, co jest wynikiem imponującym. Ostatnie siódme miejsce z wynikiem 4 %(16) zajęła odpowiedź „działać w ruchu alterglobalistycznym”. Nie jest tajemnicą, że socjaliści w tym ruchu są bardzo aktywni, sprawując w nim często funkcje kierownicze.  Na polskim podwórku widać to min. w działalności inicjatywy Stop Wojnie, która jest przybudówką PD. Choć jesteśmy krytyczni wobec tej sekty, to jednak trzeba sobie zdać sprawę, że w innych miastach ruch antywojenny jest zdominowany przez anarchistów (np. krakowska koalicja antywojenna) i z dwojga złego lepszy już chyba Ilkowski. Także w ATTAC socjaliści są bardzo aktywni –czego przykładem jest Michel Husson, który jest członkiem komisji ekonomicznej w ATTAC. W wywiadzie opublikowanym na LBC możemy przeczytać: „Jednakże, aby to osiągnąć, potrzebne byłoby wprowadzenie autentycznej kontroli społecznej, uzależniającej sposób funkcjonowania banku od priorytetów społecznych ustalonych w sposób demokratyczny. Wokół takich właśnie idei może nastąpić proces budowy, rekonstrukcji, nowego projektu o charakterze autentycznie socjalistycznym”  http://www.geocities.com/lbc_1917/1212husson.htm . Ruch antyglobalistyczny - jak zresztą każdy ruch gdy powstaje, jest przekonany o własnej wyjątkowości. W książce Przemysława Wielgosza „Opium globalizacji” czytamy: „Już tylko ten, wielce przecież niekompletny katalog pozwala na stwierdzenie, że stoimy przed zasadniczą alternatywą socjalizm albo barbarzyństwo. O ile skutki tych tendencji z wolna przenikają do opinii publicznej nawet w III RP to przyczyny w dalszym ciągu pozostają okryte mgłą tajemnicy na podobieństwo fetyszyzmu towarowego przed jego Marksowską demaskacją. Tymczasem zarówno zachodzące dziś procesy ekonomiczne jak i narastająca w skali międzynarodowej ich kontestacja domagają się przejścia od wyliczania kapitalistycznych grzechów, naiwnego moralizowania i jeszcze bardziej naiwnych apeli pod adresem możnych tego świata, do poszukiwania uwarunkowań coraz bardziej nieznośnego stanu rzeczy. Ruch taki stanowi zarazem zasadniczą przesłankę wypracowania krytycznej, a zatem naprawdę godnej miana teorii globalnego charakteru systemu. Jej punktem wyjścia musi być zerwanie z globalizacyjnym fetyszyzmem zaśmiecającym zarówno publicystykę jak i wypowiedzi wielu przedstawicieli nowych ruchów antysystemowych. Niezależnie od dramatycznych okoliczności, które stały się udziałem miliardów ludzi w ostatnich latach stwierdzić wypada, że globalizacja jest co najmniej tak stara jak kapitalizm. Stąd wszelkie próby zrozumienia procesów się na nią składających z konieczności muszą stanąć wobec potrzeby zmierzenia się z naturą tego systemu w ogóle. W takiej sytuacji na aktualności zyskują jego klasyczne ujęcia. Nic w tym zaskakującego, bo o międzynarodowym charakterze tego systemu pisali zarówno Adam Smiths jak i Karol Marks tak wspomniana już Róża Luksemburg jak i Lew Trocki.” http://www.geocities.com/lbc_1917/1151wielgosz.htm Nic więc dziwnego, że marksiści współpracują z ruchem antyglobalistycznym, wnosząc do niego komunistyczną świadomość i edukując go. Taka jest min. rola LBC, na którą wchodzą antyglobaliści i pod wpływem publikowanych tu tekstów, zaczynają studiować ponad 150 letni dorobek ruchów walczących z kapitalizmem. Walka z kapitalizmem nie zaczęła się w Seatle i jeśli chcemy ją wygrać – to trzeba poznać doświadczenia naszych poprzedników – dlatego też zainteresowanie marksizmem cały czas rośnie i będzie rosło.

Następne piąte miejsce z wynikiem 7 % (27) zajęły ex equo odpowiedzi „dalej działać w małych grupkach” i „zacząć działalność związkową”. Jeśli chodzi o małe grupki, to chyba nie dawno pochwaliłem je na wyrost. Ostatnie obserwacje utwierdzają mnie w przekonaniu, że ich rola edukacyjna jest bardzo niewielka. Małe grupki izolują się od reszty lewicowej rodzinki i jeśli toczy się dyskusja, w której nie mają nic do powiedzenia – to po prostu od niej uciekają mówiąc asekuracyjnie „szkoda nam czasu na dyskusje z internetowymi gadułami”. Każdy z nas jest obciążony normalnymi obowiązkami, które zabierają większość dnia (szkoła, praca) i jeśli chcemy poznać teorię marksistowską – to wymaga to od nas wielkiego samozaparcia, by po powrocie do domu, znaleźć jeszcze czas na marksistowską samo edukacje. Małe grupki zamiast dawać niezbędną edukacje – przeciążają swoich członków innymi zadaniami (telefony, ulotki, plakaty) i nawet jeśli dość często (np. raz w tygodniu) się spotykają – to niestety rozmawiają tylko o sprawach dotyczących bieżącej działalności (kto ile plakatów rozkleił) pomijając samokształcenie. Zwłaszcza sekcje różnych międzynarodówek są pod tym względem bardzo jałowe intelektualnie. W każdym prawie tekście, musi być informacja o „bohaterskich dokonaniach” towarzyszy z innych krajów – nawet jeśli nie ma to nic wspólnego z tematem –tak jak opowieść o irlandzkim pośle CWI Joe Higinsie, nie ma nic wspólnego z konferencją pracowniczą w Łodzi. Dlatego takie grupki, mogą spełnić co najwyżej rolę marksistowskiego przedszkola. Jeśli jednak nie chcemy być wiecznym „Piotrusiem Panem” to prędzej czy później, należy dorosnąć i wiedzę marksistowską zdobywać samodzielnie – studiując LBC i marksistowskie teksty w bibliotekach. Niski wynik tej odpowiedzi sugeruje, że mamy dość tej formy działalności i trzeba wreszcie wykonać krok do przodu – w kierunku powołania partii komunistycznej.

Jeśli chodzi o działalność związkową, to jest to wątek bardzo problematyczny i słowa Trockiego z Programu Przejściowego „Światową sytuację polityczną w całości cechuje przede wszystkim historyczny kryzys proletariackiego kierownictwa http://www.marxists.org/polski/trocki/1938/prog_przejsciowy.htm  są niestety dalej aktualne – szczególnie w kontekście skorumpowanej działalności biurokracji związkowej. Sekty niestety mają to do siebie, że popadają od jednej skrajności w drugą. Tak jak Stalin nie mógł się zdecydować, czy Komintern powinien walczyć czy współpracować z socjaldemokracją ( od polityki niemieckiej KPD przed 1933 kiedy to prowadzono ostrą walkę z socjaldemokracją nazywając ją socjal faszystami do frontów ludowych z socjaldemokratami i partiami burżuazyjnymi) tak rodzime sekty nie prowadzą jednej konsekwentnej polityki wobec skorumpowanych związków zawodowych. Większość lewaków marksizmem zaczęło się interesować w liceum lub na studiach gdzie mieli wystarczająco dużo czasu by poznać historię ruchu robotniczego. Każdy kto czytał „Co robić?” Lenina wie, że świadomość tradeunionistyczna to za mało i z zapałem typowym dla świeżo nawróconego gardzili związkami zawodowymi. Jednak po kilku latach, gdy wyczerpie się początkowy zapał rewolucyjny następuje zwrot o 180 stopni. Reformistyczna polityczna konkurencja, jako główny argument przeciw komunistom mówi „a wy nie macie żadnego kontaktu z klasą robotniczą i związkami zawodowymi” i po kilku latach wysłuchiwania takiej mantry, w końcu uczniowie Lenina chcą pokazać „reformiści -wcale nie jesteśmy od was gorsi – my też potrafimy współpracować ze związkowcami” – i jak to często bywa z przechodzeniem od jednej skrajności w drugą – postępują bez zastanowienia i wybierają pierwszy lepszy związek zawodowy, byle tylko popisać się przed konkurencją. Choć każdy związek zawodowy z definicji jest organizacją reformistyczną, to jednak niektóre są obciążone jeszcze rzeczami gorszymi – jak nacjonalizm i antysemityzm –lub kolaboracja z rządem. Trockistowskie sekty wchodząc do ruchu związkowego z zewnątrz mają bardzo niewielkie pole manewru. Ponieważ ich członkowie zazwyczaj nie należą do związku, to cały czas taka sekta jest narażona na wyrzucenie ze strajku. Wielokrotnie coś takiego przeżyłem: „młot i sierp? nie chcemy komuny – spierdalaj”. Dlatego też po kilku nieudanych próbach, następuje zwrot w kierunku oportunistycznym i wchodzi się do związku zawodowego bez propagowania własnej linii politycznej. „Jako osoba wspierająca strajk jestem lubiany przez załogę –po co mam to psuć propagowaniem komunizmu?”. Musimy pamiętać, że większość z tych grup w prawie całości składa się ze studentów, którzy naprawdę (mówię to na przykładzie chociażby byłej Ofensywy) kontakt z robotnikami mają bardzo rzadko. Pojechaliśmy raz nocować w Ożarowie – by pomóc przy blokowaniu bramy – i całą noc gadaliśmy z robotnikami – bo tak bardzo nas to zafascynowało. Zwrot w kierunku oportunizmu, w małych grupkach studenckich, jest często motywowany frazesem „oni tak naprawdę nienawidzą kapitalizmu i ich argumenty są prawie rewolucyjne – właściwie to są prawie komunistami – tylko jeszcze o tym nie wiedzą”. Wewnętrzna blokada przed dekonspiracją w klasie robotniczej jako komunista, powoduje, że te małe grupki często stają się bardziej oportunistyczne od związku zawodowego. Gdy podczas wiecu robotnicy dyskutują, jak dalej ma być prowadzony strajk – żywioły radykalne często mówią „na przemoc musimy odpowiedzieć przemocą” i chcą organizować wielkie bojowe demonstracje. Tego właśnie najbardziej obawia się kierownictwo związku, które w oczach burżuazji jest uważane za „odpowiedzialne” i które nie będzie robić zadym. Komunista powinien rozumować tak: radykalne działanie jednej fabryki zradykalizuje innych robotników i będzie lepszy klimat do szerzenia treści rewolucyjnych – dlatego też popiera wszelkie formy radykalizacji protestu. Inaczej jednak rozumuje komunista, który chce za wszelką cenę wkupić się w łaski związkowców – nawet gdyby miał wyprzeć się własnych poglądów politycznych i często w takich dyskusjach występują po stronie oportunistycznego aparatu związkowego przeciw radykalnym robotnikom.

A to niestety prowadzi do dalszej ewolucji w kierunku oportunistycznym. Można podać wiele przykładów radykalnych działaczy, którzy zostawali związkowymi biurokratami i się demoralizowali. Jako osoby, które są „wewnątrz ruchu związkowego” zaczynają z pogardą traktować „rewolucjonistów” – a więc ludzi takich jak oni kilka lat wcześniej. Zdaje sobie sprawę z tego, że krytykować jest bardzo łatwo – a dużo trudniej dać jakieś rozwiązania konstruktywne. Jak zacząć działalność związkową? Wydaje mi się, że taktyka którą stosują lewackie sekty – czyli przychodzenie na gotowe (na strajk lub demonstracje już zorganizowaną) to droga na skróty – i bardzo często prowadzi do oportunizmu. By przypodobać się strajkującym – sekty dogadują się z oportunistycznym kierownictwem i nie mają możliwości propagowania własnego programu. Każdy ma jakieś poglądy polityczne – a już na pewno mają je organizatorzy strajku czy demonstracji – a ponieważ są gospodarzami –to mogą osoby o innych poglądach wyrzucać ze strajku. Dlatego też dopóki lewacy będą tylko przychodzić na gotowe – to zawsze będą na straconej pozycji. Wniosek jest taki, że walkę związkową i strajkową należy organizować samemu. Wzorem może być Ludwik Waryński, który zatrudnił się w fabryce Lilpopa i zaczął budować robotnicze kasy oporu. http://www.geocities.com/kunicki1886/  Lider strajku, który cieszy się poparciem załogi – nie musi się obawiać „wewnętrznej cenzury” i jawnie może głosić treści komunistyczne. Czy doczekamy się kiedyś w Polsce strajku zorganizowanego przez komunistów? A jeśli już toczy się walka związkowa niezależnie od nas – to moim zdaniem zakradanie się tam cichaczem nie ma żadnego sensu. Gdyby istniała komunistyczna partia, która mogła by być poważnym partnerem dla związkowców –i jak partia bolszewicka – mogła by się poważnie w walkę zaangażować – wtedy nie trzeba by ukrywać swoich poglądów. Dlatego tym ważniejsze staje się powołanie partii komunistycznej.

Miejsce czwarte z wynikiem 8 % (31) zajęła odpowiedź: „Stworzyć ogólnopolski tygodnik komunistyczny”. Jest to temat w Polsce mało znany, więc przytoczę tutaj fragment dotyczący drukarni Ligi Rewolucyjnych Komunistów (LCR) we Francji. Często zarzucają nam, że powołujemy się tylko na sprawy odległe historyczne, które nie pasują do dzisiejszych realiów – dlatego należy sobie uświadomić, że opis ten dotyczy sytuacji obecnej: „LCR ma stosunkowo dużą, "profesjonalną" drukarnię. Drukarnia nie tylko całkowicie się utrzymuje, ale znacznie dofinansowuje partię, która z samych składek członkowskich by się nie utrzymała, a przy dofinansowaniu z drukarni już może się utrzymać. Drukuje tylko materiały lewicowe, również innych organizacji politycznych, organizacji związkowych, różnych komitetów, inicjatyw terenowych i stowarzyszeń, natomiast nie drukuje materiałów komercyjnych. Jest tańsza, więc ma zamówienia. Wszyscy pracownicy drukarni są członkami LCR. Zatrudnia ich się tylko w łonie organizacji, przyucza do zawodu i szkoli. Stają się wykwalifikowanymi drukarzami. Zarobki pracownika drukarni kształtują płace pracowników etatowych partii (zarabiają tyle samo co drukarze). Zarobki są niskie (nieco wyższe niż urzędowo gwarantowana płaca minimalna), do wytrzymania dla ludzi młodych i samotnych, toteż z reguły gdy pracownicy drukarni zakładają rodziny, te zarobki są dla nich za niskie i przenoszą się do pracy w "normalnych" drukarniach. Stąd spora niestabilność załogi. Gazeta LCR Rouge jest tygodnikiem. Drukuje się tam też też kwartalnik teoretyczny LCR Critique Communiste i miesięcznik Czwartej Międzynarodówki Inprecor.”.

A oto inny przykład gazety wychodzącej legalnie:

W narodzeniu się silnej niemieckiej Nowej Lewicy w latach sześćdziesiątych centralną rolę odegrało pismo Konkret znakomicie redagowane przez Klausa Rainera Róhla. Jego metody propagandowe były niezwykle pomysłowe, a styl edytorski nowoczesny i śmiały. Róhl wolał styl Playboya od stylu Prawdy i skupiał wokół swojego pisma szeroki front agitatorów, studentów, anarchistów, poetów, terrorystów, porno-polityków i rozczarowanych intelektualistów, tęskniących za nową ojczyzną Utopii. Konkret był najprawdopodobniej najistotniejszym pojedynczym czynnikiem takich zwycięstw niemieckich działaczy, jak przejęcie berlińskiego Wolnego Uniwersytetu, dziesiątki tysięcy członków APO [Ausserpar-lamentarische Opposition - Opozycja Pozaparlamentarna] maszerujących ulicami Bonn, rozmnożenie się grup bojowych przygotowanych do przejęcia władzy przy pomocy siły zbrojnej. Wśród tych ostatnich grupa Baader-Meinhof stała się najbardziej znana. Róhl był mężem Ulrike Meinhof, a oboje byli tajnymi członkami partii komunistycznej. Ich wpływowe pismo Konkret finansowane było z tajnych funduszy komunistycznych zdobywanych przez Róhla i Meinhof w Berlinie Wschodnim i przesyłanych przez Pragę. Do niedawna, aż do czasu kiedy Róhl wyznał i potwierdził te informacje, wydawały się one nieomal niewiarygodne. Rosjanie znani są z gotowości do finansowania sprawnych i godnych zaufania komunistycznych kadr partyjnych albo swoich organizacji fasadowych, które mogą kontrolować. Jednak Róhl i Meinhof, mimo posiadania tajnych legitymacji partyjnych, mogli co najwyżej być traktowani jako - by użyć epitetu Lenina - przedstawicielee „infantylnej lewicy" pełnej małych, burżuazyjnych playboyów i sfrustrowanych panienek. A mimo to Rosjanie uczynili krok naprzód: za sumę - jak się oblicza - około miliona marek (koszt kilku śrubek i nakrętek do Sputnika) zdołali zdestabilizować najpotężniejszego partnera w NATO, przemienili niemiecki ruch młodzieżowy w masową siłę antyamerykańską i zrehabilitowali teorię i praktykę rewolucji marksistowskiej. Nie wiadomo, która z sekcji radzieckiego wywiadu była odpowiedzialna za przeprowadzenie tej ideologicznej wolnej amerykanki, ale na pewno nie była to zła inwestycja. Róhl przyznaje obecnie - po raz pierwszy - w swych niedawno opublikowanych wspomnieniach, że był tajnym członkiem partii komunistycznej od 1956 do 1964 roku i że wraz z Ulrike Meinhof, z którą ożenił się w 1961 roku i która w 1962 urodziła mu bliźnięta, nawiązał nielegalne kontakty ze swymi wschodnimi mocodawcami w Berlinie Wschodnim”  http://www.geocities.com/lbc_1917/1233ulrike.htm .

Nie jest więc prawdą, że skrajna lewica skazana jest do końca życia, do wydawania niskonakładowych gazetek. LCR organizuje szkolenia dla innych sekcji Czwartej Międzynarodówki –jak założyć tanią drukarnię – i gdyby istniała w Polsce sekcja tej organizacji – to pewnie ta drukarnia już by istniała. Także inne organizacje mają swoje profesjonalne gazety – brytyjska SWP ma tygodnik „Socialist Worker” a nawet drobni spartakusowcy, mają dwutygodnik „Workers Vanguard”. Najlepsza pod tym względem jest Partia Odrodzenia Komunistycznego (PRC) we Włoszech, która wydaje dziennik!!! –Liberazione. Jak dokładnie wygląda działalność wydawnicza skrajnej lewicy na świecie – to temat na oddzielny artykuł – a nawet książkę, do których trzeba poważnych badań. Przykładem takiego naukowego opracowania może być artykuł Ludwika Hassa dotyczący działalności wydawniczej robotniczych organizacji zawodowych w II RP http://archiwumlbc.w.interia.pl/857hass.htm . Mamy nadzieje, że znajdzie się chętny do poważnego opracowania tego tematu.

Nie można też zapomnieć o doświadczeniach bolszewików, którzy wydawali wiele różnych tytułów a w 1917 mieli nawet dziennik. Powstanie poważnego pisma komunistycznego jest po prostu niezbędne – i Lenin to doskonale wiedział. Kiedy zrozumie to skrajna lewica w Polsce?

Miejsce trzecie z wynikiem 13 % (51) zajęła odpowiedź „Powołać Rewolucyjną Komunistyczną Partię Robotniczą.” Pierwszy wniosek jaki się nasuwa, to stwierdzenie, że niestety stan świadomości lewicowej rodzinki jest w dalszym stopniu bardzo niski – i ta najważniejsza przecież odpowiedź uzyskała dopiero trzecie miejsce. Co tu dużo mówić – klasa robotnicza bez partii – jest po prostu bezbronna. Walka klas cały czas trwa – i burżuazja od dawna prowadzi ofensywę na wszystkich frontach. A klasa robotnicza cały czas dostaje kolejne kopy w dupę. Czy są jakieś perspektywy na zmianę tej sytuacji? Gdybyśmy porównali ostatnie 15 lat kapitalizmu w Polsce do walki bokserskiej – to zawodnik reprezentujący proletariat – cały czas był punktowany – przez przeciwnika, który raz ubierał się w solidarnościowe –a raz w „lewicowe” szaty. Ale gdy dojdzie do władzy Platforma z PiSem i LPR to nastąpi w końcu długo oczekiwany przez kapitał knock out. Tego upadku nie przeżyją skorumpowane  związkowe aparatczyki i reformistyczne skurwysyny, które od 15 lat pełnią agenturalną rolę w ruchu robotniczym. Wszystko wskazuje na to, że dopiero wtedy, gdy klasa robotnicza sięgnie już zupełnego dna (bo cały czas mieliśmy jakieś pozostałości Polski Ludowej, które są systematycznie odbierane) to dopiero wtedy się przebudzi. Tylko od nas zależy czy skompromitowaną pseudo lewicę z SLD zastąpimy nowym pseudolewicowym Ulem czy też ostatecznie zerwiemy z reformistycznym gównem. Niestety wiele środowisk, które mogły by trafić do przyszłej partii komunistycznej – dziś przymila się do Jarugi i Unii Pracy. Pocieszyć możemy się tym, że partia komunistyczna w Rosji też powstawała bardzo długo. Pierwszy zjazd SDPRR w 1898 właściwie nic nie zmienił – i dopiero II zjazd w 1903 roku był przełomem w działalności rosyjskich komunistów –pamiętać jednak należy, że od samego początku istniał w SDPRR podział na dwie wrogie frakcje, bolszewików i mienszewików, który dopiero w 1912 roku został rozwiązany. Między pierwszym zjazdem w 1898 a zerwaniem z mienszewikami w 1912 minęło aż 14 lat –dlatego też nie powinniśmy się załamywać.

Miejsce drugie z wynikiem 21 % (86) zajęła odpowiedź „Kontynuować pracę w Internecie”. Wysoki wynik świadczy o tym, że jest jeszcze bardzo dużo do zrobienia. Wielu lewaków niestety niedocenia Internetu. Zazwyczaj ignorancja wobec Internetu idzie w parze z ignorancją wobec marksistowskiej nauki. Typowym przykładem jest tutaj Pracownicza Demokracja. O ile poziom polityczny członków innych sekt, wolno – ale systematycznie się podnosi – to u PD panuje całkowity zastój. W PD „działasz” tylko wtedy, gdy widzi to kierownictwo. Jeśli prowadzisz działalność samo edukacyjną (czytasz, dyskutujesz z kimś, chodzisz na wykłady…) to zdaniem Andy’ego tracisz czas. Bo tylko w jeden sposób można przybliżyć rewolucję – sprzedawać gazetki PD i kleić plakaty. W rozumowaniu PD jest jeden błąd logiczny, który powoduje, że nie są oni w stanie niektórych rzeczy zrozumieć. Gdyby rzeczywiście jedyną metodą docierania do mas, były akcje uliczne – to Żebrowski miał by rację – ale dzisiaj znacznie skuteczniej od rozdawania ulotek, można dotrzeć do mas za pośrednictwem Internetu. Używając marksistowskiej terminologii, można powiedzieć, że poziom rozwoju sił wytwórczych (rozwój masowej propagandy za pośrednictwem Internetu) dojrzał już do rewolucji obalającej obecne stosunki produkcji (sekty oparte na działalności ulicznej, które lekceważą Internet). Komunista w swoim działaniu powinien kierować się przede wszystkim efektywnością i skutecznością. O ile w rozpowszechnianiu krótkich artykułów, które można odbić na ksero, sekty są jeszcze w stanie konkurować z Internetem – to już przy rozpowszechnianiu tekstów dłuższych – są one skazane na porażkę. Marksistowska książka, która ma 200, 300 a nawet 500 stron – raz wskanowana może być przeczytana przez setki – a nawet tysiące ludzi. By odbijać ją na ksero – pieniędzy starczy co najwyżej na 5-10 egzemplarzy.

Co jest do zrobienia? Przede wszystkim należy skanować klasykę marksizmu – Marksa, Lenina i wielu innych (ważny jest tekst a nie autor. Błędem MIA jest skanowanie tekstów drugorzędnych, które dla propagowania marksizmu nie mają żadnego znacznie –a pomijanie tekstów innych autorów, które są bardzo dobre) Tekstów na Polskiej sekcji MIA http://www.marxists.org/polski/index.htm jest cały czas bardzo niewiele. Oprócz skanowania, należy też tłumaczyć, bo nie wszystko zostało na polski przetłumaczone w PRL.  Należy tworzyć nowe strony internetowe, bo każda z nich wnosi coś nowego i zaostrza konkurencję – która jest nam bardzo potrzebna, bo podnosi nasz poziom. Gdy wcześniej o sile grupy decydowała przede wszystkim jej wielkość, to dzisiaj coraz większy nacisk kładzie się na jakość. Choć zarejestrowane partie (lub zdelegalizowane) jak Nowa Lewica, KPP czy PSPR musiały zebrać minimum 1000 podpisów, co świadczyłoby o ich sile – to w Internecie są właściwie nie widoczne. Ciekawa jest tutaj dyskusja między Cyrylem a NLR, która pokazuje, że dawne terminy przestają pasować do obecnego etapu działalności.

22 listopad Cyryl skomentował arogancką wypowiedź reformistów z NLR -„NLR reklamuje ów tekst hasłem: „Jak wiadomo Nurt jest jedyna organizacja, która w amoku heroikomicznych i autodestrukcyjnych wojenek radykalnych lewicy w Polsce, postuluje organizacyjna i programowa integracje lewicy antykapitalistycznej w Polsce”. Jest to oczywiście wierutne kłamstwo, bowiem my robimy to nie tylko permanentnie, ale w dodatku jest to główny cel naszego istnienia.” Sądząc po liście jaki NLR wysłał do Cyryla musiał być pełen wazeliny. Niezależnie od tego czy Grabski będzie mówił, że jest ich 5 czy, że jest ich 100 to siłę grupy każdy może obiektywnie zweryfikować – chociażby odwiedzając stronę tej organizacji. Jeśli rzeczywiście mają 100 członków w kilkunastu miastach w Polsce –to na stronie codziennie były by artykuły informujące o walce klas w terenie – a tak przecież nie jest. 25 listopada Cyryl znowu napisał w sprawie NLR: „Gwoli wyjaśnienia. Nurt Lewicy Rewolucyjnej pisze do nas, iż nie wiedzieli o tym, że KKS uważa się za organizację. Organizacja to dużo powiedziane. Jesteśmy grupą. Grupą ludzi o poglądach radykalnie lewicowych. Grupą mikroskopijną, bo aż czteroosobową (Helmund, panie piąty ;-) , chyba już sobie odpuściłeś, co? Przynajmniej swoich lewackich poglądów nie zmieniaj, chłopie). Prowadzimy stronę, prowadzimy działalność informacyjną (w naszej bazie mailowej jest prawie dwie setki adresów socjalistycznych organizacji oraz poszczególnych lewaków), rozlepiamy różne komusze teksty po mieście, a na każdej większej lewicowej imprezie staramy się mieć ‘swojego człowieka’, który potem opisuje swoje odczucia i prokuruje sprawozdania. Nie wyobrażamy sobie ‘nie-wiadomo-czego’ na swój temat, my w ogóle nic sobie nie wyobrażamy, po prostu wk*rwia nas kapitalizm i walczymy z nim w miarę naszych skromnych możliwości. Tyle. Co do tekstu na temat NLR, to był on pisany pół-żartem ;-) i absolutnie nie zamierzamy zaprzestać opisywania w tym miejscu poczynań tej organizacji, jak opisujemy wszystkie inne grupy lewackie, które funkcjonują w Polsce, wciąż mając nadzieję, że wejdą one w skład socjalistycznej partii robotniczej, która musi w końcu powstać w tym nieszczęsnym kraju. Popieramy bowiem wszelkie dążenia do socjalizmu. Socjalizm jest dla nas najważniejszy. Wszelkie podziały to rzecz drugorzędna.”. Jest taki stary podział organizacji lewackich, na te w których się działa i na te do których się należy. W organizacji Cyryla niewątpliwie się działa –i efekty tego widać prawie codziennie na jego stronie http://republika.pl/ipkks/news.html . W odróżnieniu od tego motto NLR (które pływa pod zdjęciem) brzmi: „Zrób coś dla sprawy socjalizmu - wstąp do Nurtu!” –tak jak by samo posiadanie legitymacji członkowskiej NLR przybliżało ludzkość do socjalizmu. Moim zdaniem –samo posiadanie legitymacji nie wystarcza i do socjalizmu przybliża nas przede wszystkim konkretna działalność jak pisanie artykułów, organizowanie strajków itd. Dopóki nie istnieje partia, która jest narzędziem walki – i głównym zadaniem socjalistów jest szerzenie komunistycznej propagandy – to siłę organizacji (grupy, a nawet jednostki) ocenia się przez popularność strony – a nie przez liczbę fikcyjnych członków, którzy nie są w stanie szerzyć propagandy.

Pierwsze miejsce z wynikiem 41 % (169) zajęła odpowiedź „Powołać koalicję wyborczą”, która po raz kolejny udowadnia, że większość czytelników LBC to niestety reformiści. Jako strona konsekwentnie rewolucyjna, wielokrotnie zwalczaliśmy na LBC  rodzimych i zagranicznych reformistów. Jak widać jednak nieskutecznie, więc niektóre rzeczy powtórzymy jeszcze raz. Parafrazując słowa Stalina „nie ważne kto głosuje – ważne kto liczy głosy” możemy powiedzieć, że w kapitalizmie „nie ważne jakie partie kandydują – ważne kto kontroluje ośrodki badania opinii publicznej i środki masowego przekazu”. Klasycznym przykładem są tutaj ostatnie wybory w USA. Już na pół roku przed wyborami, burżuazyjne media wmówiły społeczeństwu, że walka toczy się tylko między dwoma kandydatami – Bushem i Kerrym. Co z tego, że oprócz nich kandydowało jeszcze wiele osób – w tym nawet komuniści – jeśli z góry zostali skazani na porażkę – przez burżuazyjne media. Choć niektórzy kandydaci byli bardzo aktywni w ruchu antywojennym, to jednak nawet nie wszyscy przeciwnicy wojny na nich zagłosowali. Debilizm burżuazyjnej demokracji spowodował, że w myśl taktyki „Anybody but Bush – wszyscy tylko nie Bush” – Naomi Klein, Michael Moore – i wielu innych przeciwników wojny – wzywało by głosować, no zwolennika wojny Kerry’ego – bo miał on największe szanse pokonać Busha. Kto im to powiedział, że właśnie Kerry? Aż wstyd przyznać, że Moore, który na propagandzie trochę się zna, tak łatwo dał się zmanipulować (lub co bardziej prawdopodobne, po prostu dał dupy demokratom i dzięki temu jest jeszcze bardziej bogaty). Ikonowicz przynajmniej dwa razy przekonał się co to znaczy manipulacja. Pierwszy raz podczas wyborów prezydenckich w 2000 roku, kiedy to mówiono „Kwaśniewski musi wygrać w pierwszej turze – bo inaczej prawica zjednoczy się w drugiej wokół Krzaklewskiego lub Olechowskiego i może wygrać”. Wiele osób krytycznych wobec Kwacha, nie chciało głosować na Ikonowicza, bo to „zmarnowany głos”. Podobna sprawa była rok później podczas wyborów parlamentarnych – gdy było już wiadomo, że SLD wygra wybory i zdobędzie minimum 35 % -pojawił się nowy problem „czy SLD będzie rządzić samodzielnie?” i znowu Ikonowicz na tym stracił – bo nikt nie chciał głosować na PPS…

Siła komunistów polega na możliwości organizowania klasy robotniczej a nie na zdobywaniu głosów „społeczeństwa”. Podczas kampanii wyborczej, każdy może obiecywać wszystko i wszystko w ten sposób można ośmieszyć. Gdy Nowa Lewica rzuciła hasło „MDG 500 zł”, to Lepper ich przebił rzucając „MDG 900 zł”. Nic to Leppera nie kosztowało – a skutecznie odebrał sympatyków Nowej Lewicy. Podczas strajku rzecz wygląda zupełnie inaczej. Jest tylko jedna siła która od początku do końca popiera interesy robotników i nie ma tam miejsca na bezsensowną licytację. Samoobrona, nazywana też partią obszarników i burżuazji nie będzie angażować się w walkę robotniczą – zwłaszcza gdy ta walka będzie wymierzona w burżujów należących do partii Leppera.

Historia udowodniła, że drogą parlamentarną nic zmienić się nie da. Gdy socjalistom uda się dostać do sejmu, to 90 % z nich zaczyna się prostytuować. Tracą swój radykalizm i wchodzą w różne kompromitujące sojusze. A po kilku latach lądują na ministerialnych stołkach – jak lider Konfederacji Pracy Cezary Miżejewski. 9 % z nich, które wytrwały przy swoich poglądach są skutecznie bojkotowane przez burżuazyjne państwo – i tak jak posłowie KPP lub Higins z CWI – są zamykani do więzień. Bo „wolność słowa” w systemie kapitalistycznym jest zarezerwowana tylko dla burżuazji – a dla komunistów – nawet gdy są posłami –zawsze znajdzie się jakiś paragraf. Mogą też po prostu być nie dopuszczani do głosu. Jeśli do władzy dojdzie PiS, to kara więzienia, równie dobrze może być zastąpiona karą śmierci. No i na koniec mamy przykład socjalistów którzy doszli do władzy w wyniku demokratycznych wyborów – jak Salvador Allende w Chile. Amerykanom nie spodobały się reformy socjalistów i sfinansowali zamach stanu Pinocheta, który „przywrócił porządek” mordując na stadionach tysiące chilijskich socjalistów.

Największym błędem reformistów jest przekonanie, że władza należy do instytucji wybieralnych – jak parlament czy prezydent – co jest wierutną bzdurą. Zarówno afera Rywina, jak też afera Orlenu pokazała, że rzeczywistą władzę w tym kraju mają nie  wybierani przez nikogo Kulczyki i Michniki. To oni mają kapitał i to oni decydują o polityce rządu.

Nie znaczy to, że z definicji odrzucamy każdą próbę wykorzystania kampanii wyborczej do szerzenia komunistycznej propagandy – w końcu tak robili czasem bolszewicy i Komunistyczna Partia Polski. Ale to była zupełnie inna sytuacja – gdy istniała już partia z rewolucyjnym programem, która była zakorzeniona w klasie robotniczej. Najważniejsze było popularyzowanie rewolucyjnego programu, a nie stołki w parlamencie. Niestety ostatnie próby Planktonu czy UL – nie mają z tym nic wspólnego. Zgodnie z zasadą "gdy odrzucimy hasła radykalne - nasze szanse będą większe" startują z programem, który się nie wiele różni od rządzącej SLD (zwłaszcza teraz, gdy już walczy o przetrwanie i jej program ostatnio mocno się radykalizuje –następuje powrót od neoliberalizmu do socjaldemokratyzmu -miejsca, które dziś zajmuje Ikonowicz). Nie chodzi tylko o program, ale też o ludzi, którzy angażują się w te projekty. Ani Ikonowicz, który przez 8 lat był posłem SLD, ani Jaruga Nowacka, która była w rządach Millera i Belki (komisja śledcza być może udowodni, że to najbardziej skorumpowane rządy w historii skorumpowanej III RP – jak wsadzili Pęczaka – może też niedługo wsadzą kogoś z UP –może samą Jarugę?) nie dają nam gwarancji, że po wyborach będą lepsi. Dlatego też odrzucamy Plankton i UL i wszystkie inne wyborcze porozumienia, które nie mają programu komunistycznego. W naszym przekonaniu, tylko kandydowanie partii komunistycznej, z komunistycznymi kandydatami i pod komunistycznym programem (a nie jakimś wygładzonym reformistycznym gównem)– jest jedynym przypadkiem, kiedy taką inicjatywę poprzemy.

Na zakończenie jeszcze uwaga wobec ostatniego tekstu na stronie NLR –„ku międzynarodowej integracji socjalistów”, przetłumaczony przez towarzyszkę Arletę, która opublikowała kilka tekstów na LBC i nawet rozdawała nasze ulotki na demonstracjach. Arleta chodzi w różnych koszulkach z Che Guevarą, co niestety najwyraźniej jest typowym dla nastolatek przejawem pop kultury, za którą nie idzie poważna refleksja polityczna. Jeśli chodzi o przetłumaczony dokument, to jest to typowy dokument dzisiejszego ruchu trockistowskiego z całym dobrodziejstwem inwentarza: „3. To, co istnieje dziś, to dużą liczba organizacji, które mają swoje korzenie w tradycji trockistowskiej - tradycji komunistów, którzy, od początku lat 20. byli w opozycji do rządzącej klasy stalinowskiej, która objęła rządy w Rosji Radzieckiej i kontrolowała komunistyczne partie polityczne. Ta lewica o trockistowskich korzeniach na przestrzeni dziesięcioleci ewoluowała i ulegała zmianom w różnych kierunkach. [w kierunku drobnomieszczańskim i reformistycznym]  4. Często grupy te są zorganizowane jako mniej lub bardziej autorytarne sekty.[np. NLR, PD] Przez wiele lat te organizacje i małe grupy archipelagu neotrockistowskiego miały między sobą niewielki kontakt, i nie istniała między nimi prawie żadna współpraca nawet w sprawach, w których się zgadzają, oraz żaden dialog w sprawach politycznych, które ich dzieliły.” (fragmenty na czarno w kwadratowych nawiasach – LBC). Zasadniczą różnicą między LBC a lewicową rodzinką jest stosunek do ruchu trockistowskiego i jego degeneracji. O ile Trockiego szanujemy i w wielu sprawach się z nim zgadzamy – to ruch trockistowski mamy w głębokiej pogardzie. Naszym zdaniem, to nie trockiści, ale ruchy rewolucyjne odwołujące się do tradycji guevarystowskiej, były główną siłą rewolucyjną po zwycięstwie rewolucji kubańskiej. Mamy tu na myśli nie tylko partyzantki w krajach Ameryki Łacińskiej, ale też organizacje działające w krajach rozwiniętego kapitalizmu – jak włoskie Czerwone Brygady. Jeśli ktoś utożsamia się z Che Guevarą to powinien zrozumieć, że skuteczną walkę z imperializmem można prowadzić tylko tworząc „nowe Wietnamy”, czyli nowe ogniska walki partyzanckiej. Ponieważ tysiące ludzi chodzi dziś w koszulkach z Che –to chcemy by rozumieli, co to w praktyce oznacza. Zarówno RAF, który atakował amerykańskie koszary w RFN, jak i Czerwone Brygady, które porwały jedną z czołowych postaci NATO, swój sprzeciw wobec amerykańskiego imperializmu traktowali poważnie. Nie znaczy to oczywiście, że bezkrytycznie popieram te czy inne organizacje, które także popełniły wiele błędów. Bezsprzecznie najważniejszym błędem organizacji guevarystowskich, jak też samego Che w Boliwii – było stracenie kontaktu z ruchem masowym. Kiedy organizacja rewolucyjna traci kontakt z ruchem masowym, to walka rewolucyjna, coraz bardziej ewoluuje w kierunku apolitycznego terroryzmu, gdzie działalność zbrojna staje się celem samym w sobie. Jako marksista jestem dialektykiem i nie akceptuje żadnej skrajności. Odrzucam zarówno działalność dzisiejszych trockistów, którzy z definicji odrzucają wszelką przemoc –co w Ożarowie spowodowało, że nie wiedzieli co robić. Gdy państwo atakuje klasę robotniczą – to ona musi mieć prawo do samoobrony – włącznie z prawem do użycia przemocy. Jeśli policjant strzela do robotnika ze strzelby na gumowe kule, w wyniku których robotnik może stracić oko – to nie można zabraniać robotnikowi by się bronił. Ruch robotniczy od samego początku posiadał różne organizacje bojowe, które miały właśnie na celu obronę klasy robotniczej przed policją. Czerwone Brygady rekrutowały się właśnie ze strajkujących włoskich robotników, którzy mieli dość bezkarności burżuazyjnej policji.

W sytuacji gdy burżuazyjne państwo zakazuje działalności legalnej –tak jak w Rosji w 1878 roku, kiedy to skazano narodników, albo w 1905 gdy podczas krwawej niedzieli zabito ponad 1000 robotników – to klasa robotnicza ma obowiązek samoobrony. Nie jest to taktyka uniwersalna, którą się stosuje zawsze i wszędzie. Najważniejszy jest kontakt z ruchem masowym i w zależności od nastrojów – rewolucjoniści powinni zmieniać swoją taktykę. Każdy kto widział na własne oczy carskich kozaków mordujących ludzi 22 stycznia 1905, chciał pomścić zabitych towarzyszy – i takie są przyczyny wielkiej fali terroryzmu w latach 1905-1907. Potępianie w czambuł wszystkich terrorystów, jak robią to dzisiaj trockiści – to zwykłe sekciarstwo, bo nie uwzględniają konkretnej sytuacji. Arleta spytała „dlaczego nie lubisz NLR – przecież to też są rewolucjoniści?” – otóż problem polega na tym, że w moim przekonaniu osoby, które mówią „wykastrować wszystkich terrorystów”, odcinają się tym samym od całej tradycji bohaterskiej walki klasy robotniczej. Czy to Wielki Proletariat, czy Rewolucja 1905 (gdzie terroryzm stosowały wszystkie partie rewolucyjne włącznie z SDKPiL i bolszewikami), czy w końcu rewolucja kubańska (która też rozpoczęła się od izolowanych i nieregularnych akcji terrorystycznych, a przekształciła w rewolucyjną wojnę domową) itd. Czy walka włoskich robotników, która w końcu doprowadziła do powstania Czerwonych Brygad…

Odrzucam kult jednostki i nie patrzę na Guevarę bezkrytycznie, ale moim zdaniem po II wojnie światowej (a raczej po 1959 roku) to właśnie guevaryści byli kontynuatorami bohaterskiej walki ruchu robotniczego. To Czerwone Brygady kontynuowały tradycję partii bolszewickiej – a nie Komunistyczna Partia Włoch, która popierała Aldo Moro i nie włoscy trockiści, którzy z rewolucjonistów przekształcili się w kawiarnianych dyskutantów. Dlatego właśnie LBC zajmuje się odkrywaniem prawdziwej historii ruchu robotniczego. Dlatego właśnie pokazujemy, że zarówno SRP Proletariat, jak też partia bolszewicka, nie były to partie pacyfistyczne – lecz organizacje, które miały swoje organizacje bojowe, które gdy trzeba było prowadziły walkę terrorystyczną. Potępiając terroryzm w czambuł, kompromitujemy tym samym całą tradycją bolszewicką.

Każdy kto potępia rewolucyjną walkę z kapitalizmem jest w naszym przekonaniu wrogiem politycznym i wobec wrogów politycznych używa się zarówno argumentów merytorycznych, jak też dopuszczone jest zwykłe chamstwo. Jeśli wobec NLR używamy argumentów nie merytorycznych, to nie wynika to z kłótni personalnych czy braku argumentów merytorycznych. Wzorem filmu Fahrenheit911 czy Super Size me – uważamy, że poważne treści mają znacznie większe odbiór, gdy są podane w sposób humorystyczny. LBC musi być stroną z poczuciem humoru, bo niestety stopień zainteresowania marksizmem jest  w Polsce bardzo słaby. Zrobiłem stronę naukową o Proletariacie, na którą prawie nikt nie wchodził. Jeśli chodzi o dyskusję merytoryczną to gdyby NLR choć raz odpowiedział, to zamiast pisać o łysinie Grabskiego, czy brudnym ryju Ługowskiej, można by podyskutować poważnie. Ale ilekroć pojawi się jakiś poważny tekst, to spotyka się on z barierą milczenia. „LBC? Co to jest – my tej strony nie znamy”. Wystarczy jednak, że napiszemy coś śmiesznego – i reakcję są natychmiastowe, co dowodzi, że jednak na LBC wchodzą i to regularnie.

Jeśli ktoś zmieni stosunek do walki rewolucyjnej, a więc awansuje do rangi „towarzysza” to nawet jeśli się z nim nie zgadzamy – to już ograniczymy się tylko do poważnych merytorycznych argumentów – bo towarzyszom należy się szacunek. A za co mam szanować NLR? Za wspólną walkę z terroryzmem razem z Bushem, Blairem i Kwaśniewskim?

Oto fragment z chyba najważniejszego tekstu Guevary –Orędzie do organizacji Trójkontynentalnej: „Wojnę należy prowadzić tam, gdzie prowadzi ją wróg - w jego domach i lokalach rozrywkowych, uczynić ją totalną. Należy sprawić, aby poza swoimi koszarami, a nawet w ich obrębie nie miał ani chwili wytchnienia, ani chwili spokoju, atakować go gdziekolwiek się znajdzie, zmusić, aby czuł się wszędzie jak osaczony drapieżnik. Jego morale zacznie wówczas upadać. Stanie się jeszcze bardziej bestialski, ale pojawią się u niego oznaki rozkładu.” http://www.iwkip.org/rewolucja/1/index.php?id=5 . Oczywiście nikomu niczego nie będę zabraniał –jeśli ktoś chce nosić emblematy z Guevarą, a równocześnie współpracować z ludźmi, którzy chcą kastrować terrorystów – to jest to jego problem politycznej schizofrenii. Nie jesteśmy już razem w OA i nie będę Tobie niczego narzucał.

Nasza walka, tak jak walka Lenina przed 1917 rokiem, ma charakter przede wszystkim propagandowo-teoretyczny. Na poziomie teorii wszystko musi być jasne i konsekwentne. O ile w działalności politycznej można czasem pójść na jakiś kompromis, to na płaszczyźnie teoretycznej o kompromisach nie ma mowy. Albo A, albo B. Albo nosimy Che Guevarę, który nawoływał do działalności terrorystycznej, albo współpracujemy z Grabskim, który terrorystów chce kastrować.

Tak jak Lenin nie zamierzam troszczyć się o tanią popularność i nie obchodzi mnie to, że mam wiele wrogów. Pocieszyć mogę się tym, że tu każdy ma wielu wrogów – bo każdy każdego nienawidzi – i nie jestem tu żadnym wyjątkiem. A jeśli jestem – to dlatego, bo ja choć nienawidzony przez prawie wszystkich – wcale nie czuje do konkurencji nienawiści. Gdy tylko dostrzegam coś pozytywnego potrafię to pochwalić i rozreklamować. W odróżnieniu od ludzi zapatrzonych tylko w swoją sektę – potrafię obiektywnie spojrzeć na całą polską scenę – jak też organizacje zagraniczne. Nie musze jak prostytutka ze wszystkim się zgadzać co robi moja międzynarodówka i zwalczać wszystkiego co robi konkurencja.

Widzę, że trochę odszedłem do tematu sondy – więc pora ten tekst zakończyć – zapraszam do wpisywania swoich propozycji na nową sondę w księdze gości. Równocześnie apeluje by propozycje nie dublowały już tych sond, które były.

27 11 2004