James Petras
Nasi ludzie w Pentagonie
Larry Franklin, specjalista w biurze sekretarza obrony USA w zakresie spraw irańskich, które dla władz amerykańskich mają strategiczne znaczenie polityczno-wojskowe, został przyłapany przez agentów Federalnego Biura Śledczego (FBI), gdy przekazywał ściśle tajne dokumenty dotyczące polityki wobec Iranu dwóm pracownikom Amerykańsko-Izraelskiego Komitetu Spraw Publicznych (AIPAC), określającego się jako „proizraelskie lobby Ameryki”. Ci z kolei przekazali je Izraelowi. Franklin, współtwórca Biura Planów Specjalnych (OSP) Pentagonu, jest znany z tego, że forsował lansowane przez Izrael zamysły ataku USA na Iran. Prof. James Petras, lewicowy socjolog amerykański, komentuje tę aferę. (zmk)
Śledztwo FBI w sprawie agentów wywiadu izraelskiego w Pentagonie stanowi część składową ważnej walki, jaka toczy się między prominentnymi syjonistami z Pentagonu a aparatem bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych. Odkąd do władzy doszedł reżim Busha, między syjonistami z Pentagonu i ich militarystycznymi współpracownikami a zawodowymi wojskowymi i wywiadem toczy się gwałtowna walka polityczna i organizacyjna.
Ten konflikt przejawił się w serii tak ważnych spraw, jak wojna na Bliskim Wschodzie, podawane powody wojny, stosunki między Izraelem a USA, strategia dla imperium, jak również takie sprawy taktyczne, jak rozmiar sił zbrojnych, których potrzeba do prowadzenia wojen kolonialnych, i natura okupacji kolonialnej.
Od 11 września 2001 r. do inwazji na Irak, przewagę mieli syjoniści z Pentagonu i cywilni militaryści. Zepchnęli CIA na margines i ustanowili swoje własne służby wywiadowcze po to, aby „pichcić dane”, zdołali narzucić doktrynę kolejnych wojen, zaczynając od Afganistanu i Iraku, i zaprojektowali wojny z Iranem, Syrią, Arabią Saudyjską i innymi krajami muzułmańskimi. Sprzyjali wzrostowi panowania Izraela na Bliskim Wschodzie i ekspansjonistycznej kolonizacji Palestyny kosztem życia żołnierzy amerykańskich i nieznośnych wydatków budżetowych oraz mimo obiekcji CIA.
Wpływy Izraela w aparacie władzy USA
Aparat wojskowy i aparat bezpieczeństwa USA wzięły za to odwet. Po pierwsze, zdemaskowały syjonistyczne kłamstwa o irackiej broni masowego rażenia, następnie ujawniły rolę irackiego polityka i syjonistycznego agenta Ahmeda Szalabiego jako podwójnego agenta, bo również pracującego dla Iranu i przez dwa lata prowadziły śledztwo w sprawie syjonistów z Pentagonu przekazujących dokumenty izraelskiej Agencji Wywiadu Wojskowego (Amanowi) i Instytutowi Wywiadu i Zadań Specjalnych (Mossadowi).
W grę wchodzi coś więcej niż przepychanka miedzy grupą „Najpierw Izrael” z Pentagonu a jej przeciwnikami z armii, dyplomacji i wywiadu USA. Sprawą zasadniczą jest wolność narodu amerykańskiego – decydowanie o swoich przywódcach politycznych i urzędnikach lub przynajmniej wywieranie na nich wpływu bez ulegania manipulacji i kontroli ze strony rządu zagranicznego (Izraela) i jego agentów strategicznie usytuowanych na pozycjach władzy.
Przez całe dziesięciolecia Izrael wpływał na amerykańską politykę zagraniczną tak, aby służyła jego interesom, za pośrednictwem zorganizowanej potęgi ważnych organizacji żydowskich w USA. Nowością w przypadku szpiegostwa w Pentagonie jest to, że nie chodzi o wywieranie z zewnątrz presji w celu zapewnienia Izraelowi korzystnej polityki, lecz o to, że w USA ludzie lojalni wobec Izraela zajmują wysokie stanowiska rządowe podejmując decyzje strategiczne w sprawach globalnej polityki amerykańskiej i przekazując swoim partnerom izraelskim tajne dokumenty z zapisami debat prowadzonych na wysokim szczeblu w Białym Domu na temat wojny i pokoju.
Dziś polityka Pentagonu i szpiegostwo uprawiane przez AIPAC są szczególnie niebezpieczne, ponieważ w grę wchodzi nowa wojna Stanów Zjednoczonych lub Izraela z Iranem, która może podpalić cały Bliski Wschód.
Szpiegostwo na wysokim szczeblu
Sprawa szpiegostwa uprawianego na wysokim szczeblu przez takich wybitnych syjonistycznych strategów politycznych, jak Douglas Feith, Elliott Abrams, Paul Wolfowitz i innych, w rządzie Busha jest kulminacją długiej serii strategicznych poczynań politycznych promowanych przez AIPAC i nastawionych na maksymalizację izraelskich celów ekspansjonistycznych na Bliskim Wschodzie.
Wolfowitz, Feith, Abrams, Perle, Rubin i spółka byli najbardziej entuzjastycznymi promotorami wojny z Irakiem. Ściśle współpracowali z innymi ideologami syjonistycznymi, takimi jak ten, który pisał przemówienia Busha, David Frum, po to, aby promować pojęcie „osi zła” i wciągnąć USA w kolejne wojny z reżimami w świecie muzułmańskim wrogimi wobec izraelskiej polityki kolonialnej w Palestynie i gdzie indziej.
Wolfowitz i Feith zmontowali wywiad „równoległy” (Biuro Planów Specjalnych) kierowane również przez syjonistę Abrama Shulsky’ego, który wykorzystał Szalabiego do przekazywania fałszywych danych o Iraku po to, aby przyspieszyć wojnę z tym państwem.
Armia akademików i dziennikarzy – ideologów „Najpierw Izrael” – pisała, mówiła i działała na rzecz usprawiedliwienia ataku USA na Irak jako pierwszej części wojny regionalnej zmierzającej do obalenia wszystkich reżimów krytycznie nastawionych do ekspansjonizmu izraelskiego.
Cohen, Rubin, Cristol, Foxman, Leeden i wielu innych zapewnili „specjalistyczną” propagandę wyjaśniającą, dlaczego żołnierze amerykańscy powinni zabijać i być zabijani po to, aby Izrael był większy. W biurach Feitha i innych syjonistów prawie codzienne odbywały się spotkania i konsultacje między prominentnymi amerykańskimi funkcjonariuszami syjonistycznymi a dowódcami armii izraelskiej i wywiadu izraelskiego. Biura Feitha i Wolfowitza wyglądały jak burdel wysokiej klasy dla wybitnych funkcjonariuszy izraelskich.
W świetle późniejszych posunięć politycznych, jest jasne, że syjoniści z Pentagonu otrzymywali instrukcje od swoich partnerów izraelskich – Izraelowi przypadło większe finansowanie oraz uzyskał on nieograniczony dostęp do amerykańskich strategów politycznych i informacji dotyczących polityki amerykańskiej na Bliskim Wschodzie.
Tymczasem odsuwano funkcjonariuszy wywiadu i armii USA, eliminowano ich obiekcje wobec stanowiska izraelskiego, a samą ich obecność postrzegano jako przeszkodę dla szaronowskiej wizji Wielkiego Izraela – dzielącego się (czy aby na pewno?) panowaniem na Bliskim Wschodzie.
„Wpadki” proizraelskich prominentów
Ze względu na wysoki poziom współpracy strukturalnej i integracji syjonistów z Pentagonu i organizacji Żydów amerykańskich z państwem izraelskim, zacierają się granice między polityką i interesami USA a dążeniami i interesami izraelskimi. Z punktu widzenia syjonistów z Pentagonu i ich zorganizowanych zwolenników żydowskich rzeczą „naturalną” jest to, że USA wydają miliardy dolarów na finansowanie izraelskiej potęgi wojskowej i jej ekspansji terytorialnej.
„Naturalne” jest przekazywanie strategicznych dokumentów Pentagonu państwu izraelskiemu. Jak wskazuje się w izraelskim dzienniku „Haarec”, „dlaczego Izrael miałby wykradać dokumenty, gdy tego, co potrzebuje, może szukać na urzędowych spotkaniach?”
Rutyna działalności wywiadowczej prowadzonej za pośrednictwem urzędowych konsultacji między Izraelczykami a funkcjonariuszami syjonistycznymi w USA była publicznie znana w całej egzekutywie amerykańskiej. Nie nazywano tego jednak szpiegostwem, lecz „wymianą informacji wywiadowczych”, tylko że Izraelczycy przekazywali syjonistom z Pentagonu „dezinformację” po to, aby służyła ich interesom, podczas gdy ci przekazywali informacje o rzeczywistej polityce, stanowiskach i strategiach rządu USA.
Losy kluczowych syjonistów w Pentagonie ujawniają wzór ich nielojalności wobec USA i potajemnej pomocy dla Izraela. W sprawie Harolda Rhode’a i Williama Lutiego, obu będących fanatycznymi syjonistami z Pentagonu pod rozkazami Feitha, Wolfowitza i I. Lewisa Libby’ego, FBI prowadziło śledztwo pod zarzutem przekazywania Izraelowi dokumentów.
Rhode’ego pozbawiono ostatnio certyfikatu dostępu do tajemnic państwowych. Agenci CIA w Bagdadzie zawiadomili, że za pośrednictwem telefonu komórkowego nieustannie informuje on Izrael o planach USA, operacjach wojskowych, projektach politycznych, aktywach irackich i wielu innych poufnych sprawach.
Michael Ledeen, inny wpływowy syjonistyczny strateg polityczny, który pracował w Pentagonie, stracił swój certyfikat dostępu do tajemnic, gdy oskarżono go, że przekazuje tajne materiały „obcemu krajowi” (Izraelowi). W 2001 r. Feith zatrudnił Ledeena w Biurze Planów Specjalnych, które posługiwało się ściśle tajnymi dokumentami.
Samego Feitha zwolniono w 1983 r. z Rady Bezpieczeństwa Narodowego z powodu przekazywania tajnych danych Izraelowi. FBI prowadziło śledztwo w sprawie Wolfowitza z powodu przekazania Izraelowi dokumentów dotyczących planowanej sprzedaży przez USA broni pewnemu krajowi arabskiemu.
Nie tylko lobbing, ale i wywiad
Jest jasne, że na szczytach Pentagonu roi się od agentów izraelskich, a nie tylko od ideologów syjonistycznych. Problem nie polega na zajmowaniu takiego czy innego stanowiska politycznego na korzyść Izraela, lecz na systematycznej pracy nad całym wachlarzem spraw po to, aby umocnić potęgę Izraela stając ponad amerykańskimi interesami imperialnymi lub działając przeciwko tym interesom.
To, co zaskakuje, to nie obecne śledztwo w sprawie szpiegów izraelskich w Pentagonie, lecz to, dlaczego nie zatrzymano ich, oskarżono i skazano 10 czy 20 lat temu.
W żydowsko-amerykańskiej współpracy organizacyjnej z robotą szpiegowską prowadzoną w Pentagonie – tzn. w roli AIPAC jako wspólnika w obecnej sprawie szpiegowskiej – nie ma nic wyjątkowego. W swoich książkach były agent Mossadu Victor Ostrovsky („The Other Side of Deception”, 1994) oraz Gordon Thomas y Martin Dillon („Robert Maxwell: Israel’s Superspy”, 2002) opisują, jak izraelskie służby specjalne werbowały zagranicznych Żydów-syjonistów, których nazywają sajanim, aby służyli jako zwolennicy i współpracownicy wspierający operacje izraelskie zagranicą.
AIPAC to nie tylko „proizraelskie lobby Ameryki”, ale również długoletnia placówka nasłuchu i zbierania dla Izraela publicznych i niejawnych informacji rządowych. Na bardziej „filozoficznym” szczeblu istnieje podstępna wiara, bardzo szeroko rozpowszechniona wśród przywódców głównych organizacji żydowskich, takich, jak AIPAC, że dla wszystkich Żydów podstawową kwestią jest to, czy „polityka jest dobra dla Żydów” – tak to się zwięźle określa czyniąc aluzję do interesów państwa Izrael i tych, którzy nim obecnie rządzą. Jest więc bardzo prawdopodobne, że aby „bronić Izraela za wszelką cenę”, w czasie wojny niektórzy funkcjonariusze posuną się do szpiegostwa.
Prezydent Bush oświadczył, że jest „prezydentem czasu wojny” – Stany Zjednoczone są oficjalnie zaangażowane w zaborczą wojnę kolonialną z narodem irackim. W takich okolicznościach szpiegostwo w czasie wojny podlega karze śmierci – nawet jeśli szpiegami są Izraelczycy. Nie dziw, że syjonistyczna i izraelska machina propagandowa pracuje bez wytchnienia, aby podkopać śledztwo w sprawie szpiegostwa.
Ponad 800 wydalonych agentów
Gdy po raz pierwszy telewizja CBS poinformowała o tej aferze, pozostałe media zapewniły dużo miejsca zaprzeczeniom Izraela i AIPAC. Rzecz jednak w tym, że CBS emitując tę audycję celowo zaszkodził śledztwu FBI w sprawie szpiegowskich powiązań Pentagonu i AIPEC. FBI obwinia CBS o to, że wyemitował swoje rewelacje o Franklinie wtedy, gdy ten już się przyznał i współpracował z funkcjonariuszami federalnymi, aby obciążyć AIPAC i agentów izraelskich.
Syjonistyczni ideologowie w mediach amerykańskich i prasa izraelska starają się bagatelizować incydent – najpierw zawzięcie zaprzeczając, a następnie sprowadzając przypadek zdrady to rutynowej wymiany informacji przez pojedynczego, tępego, lecz fanatycznie proizraelskiego urzędnika wyznania niemojżeszowego „najniższego szczebla”.
Zapominają poinformować, że został zatrudniony i był kierowany przez Feitha i Wolfowitza w charakterze eksperta w zakresie spraw irańskich, że miał do czynienia z tajnymi dokumentami specjalnego znaczenia i brał udział w formułowaniu polityki wobec Iranu.
Funkcjonariusze izraelscy deklarują, że Mossad i wywiad wojskowy uroczyście przyrzekły, iż po sprawie Jonathana Pollarda, aresztowanego w 1985 r., przestaną szpiegować w USA. „Od... nigdy nie szpiegowaliśmy w USA”, twierdzą. W rzeczywistości po 11 września wydalono z USA ponad 800 szpiegów izraelskich, którzy występowali w roli studentów sztuk pięknych i turystów, oraz agentów Mossadu, którzy przedstawiali się jako pracownicy film przeprowadzkowych w New Jersey i Tennessee.
Syjonistyczna koordynacja polityki USA
Izraelska arogancja władzy w USA – władzy, którą publicznie chełpił się Szaron – w dużej mierze opiera się na prostej zasadzie wyznawanej przez każdego fanatycznego syjonistę – bez względu na to, czy chodzi o akademików z Ligi Bluszczowej, do której należą najbardziej prestiżowe uniwersytety amerykańskie, czy o zbrodniarzy neofaszystowskich w rodzaju Elliotta Abramsa – i głoszącej, że „to, co dobre dla Izraela, jest dobre dla USA”.
„Dobre dla Izraela” oznacza dziś krwawe wojny USA z przeciwnikami Izraela, bezwarunkowe poparcie dla ekspansji Izraela w Palestynie i grabieży tego kraju, a obecnie również szpiegostwo w USA na rzecz Izraela. Kierując się tym hasłem, łatwo jest sobie uświadomić, że to wszystko, co w USA mogłoby być użyteczne dla wywiadu izraelskiego, czy to będą dokumenty, czy dyrektywy, czy odbywające się w Białym Domu debaty strategiczne o wielkich problemach czasu wojny są przedmiotem pożądania tego wywiadu.
Zamiast stawić czoło dowodom, ideologowie syjonistyczni zajęli się prezentowaniem agenta swojego wywiadu jako zwykłego urzędnika średniego szczebla, który nie wywierał żadnego wpływu na politykę władz amerykańskich. Pomijają milczeniem to, że był on „chłopcem na posyłki” dla swoich szefów syjonistycznych, którzy naprawdę uprawiają politykę i współpracują z najwyższymi szczeblami państwa izraelskiego po to, aby „koordynować” politykę amerykańską tak, aby odpowiadała potrzebom Izraela.
Potęga izraelskiej i syjonistyczno-amerykańskiej machiny propagandowej jest tak przygniatająca, że FBI musiało prowadzić śledztwo przez dwa lata, podsłuchać niezliczone rozmowy telefoniczne, sfilmować i sfotografować mnóstwo zdarzeń, przeprowadzić rozmowy z wieloma tuzinami urzędników państwowych i niepaństwowych, zanim zdołało przygotować się do przedstawienia zarzutów.
Medialna banalizacja afery
Choć działacze AIPAC zostali nagrani i sfotografowani, gdy odbierali od Franklina ściśle tajne dokumenty, wszystkiemu zaprzeczają, a następnie zatrudniają plejadę bardzo potężnych adwokatów. Prosyjonistyczne media już sugerują, że szpiegostwo, w które są zamieszani syjoniści z Pentagonu i AIPAC, to w rzeczywistości przypadek „niewłaściwego posługiwania się wrażliwymi dokumentami” – że po prostu chodzi o to, iż przez pomyłkę ktoś wrzucił ściśle tajne dokumenty do niewłaściwej skrzynki. Naprawdę!
W ciągu niespełna dwóch dni media izraelskie pogrzebały tę całą sprawę wybijając w czołówkach zaprzeczenia AIPAC, wyśmiewając izraelskiego kreta w Pentagonie jako fanatycznego idiotę („Haarec”) i przystępując do kontrataku – kwestionując motywy śledztwa i kontrwywiad FBI. Media opublikowały opowieści anonimowych „osób dobrze poinformowanych”, które rzekomo miały powiedzieć, że FBI rezygnuje z zarzutu szpiegostwa zastępując go „niewłaściwym posługiwaniem się wrażliwymi dokumentami”, a nawet w ogóle umarza sprawę.
Twierdzą, że szpieg, który przekazał Izraelczykom tajny dokument, nie wiedział, iż to przestępstwo – ot, po prostu niewinna, powodowana dobrymi zamiarami pomyłka. Ten numer propagandowy został całkowicie zdyskredytowany, gdy wyszło na jaw, że agent izraelski, o którym mowa (Franklin), przyznał się i w ciągu minionych miesięcy współpracował z FBI.
Kerry i Bush nabrali wody w usta
Nic tak nie świadczy o władzy oraz o przenikliwych i rozkładowych wpływach aparatu syjonistyczno-amerykańsko na politykę USA jak absolutne milczenie obu głównych kandydatów na prezydenta w tej sprawie podczas kampanii wyborczej. John Kerry odmawiał potępienia „zaniedbań w dziedzinie bezpieczeństwa” popełnionych przez syjonistów z Pentagonu, choć bezpieczeństwo narodowe było w centrum jego kampanii.
Powód jest bardzo jasny: Kerry jest związany z machiną polityczną AIPAC, Izraela i syjonistów amerykańskich i nawet mając do czynienia ze szpiegostwem izraelskim w czasie wojny, był gotów poświęcić bezpieczeństwo USA w zamian za głosy syjonistów.
Republikanie poszli o krok dalej, wysyłając swoich głównych polityków na ekstrawagancką imprezę polityczną zorganizowaną przez AIPAC w dwa dni po wymienieniu tej instytucji przez FBI jako izraelskiego pośrednika w przekazywaniu tajnych dokumentów. W najnowszej historii nie zdarzyło się, aby jakakolwiek partia rządząca lub opozycyjna uczestniczyła w publicznej imprezie zorganizowanej przez organizację zamieszaną w szpiegostwo na rzecz innego państwa.
Wyjaśnieniem takiego postępowania jest bezprecedensowa i jedyna w swoim rodzaju sytuacja istniejąca dziś w USA – ogromna władza, jaką małe, ekonomicznie zależne państwo ma nad globalnym państwem imperialnym za pośrednictwem swoich bogatych, zorganizowanych agentów polityczno-religijnych.
Po co to było Izraelowi
Jeśli Izrael może uzyskać to, co zechce, od swoich syjonistycznych patriotów usytuowanych na wysokich stanowiskach w rządzie USA, to po co zajmuje się szpiegostwem? Jest kilka wyjaśnień.
Przekazanie dokumentów z rąk do rąk przez Franklina można postrzegać jako ruch czasooszczędny i bezpieczniejszy. W przypadku wykrycia Franklina, jego mentorzy po prostu mogli zaprzeczyć swojemu zaangażowaniu w jego działanie – twierdzić, że działał na własną rękę, jak to właśnie pisano w prasie izraelskiej. Pogląd, że Franklin to rodzaj „wolnego strzelca”, nie wyjaśnia, dlaczego zatrudniono go, trzymano na stanowisku, przydzielano mu delikatne zadania i dlaczego aż do wpadki wychwalali go czołowi syjoniści (Feith, Wolfowitz, Ledeen i Abrams).
Po drugie, przekazany dokument dostarczał Izraelowi informacji bardzo na czasie na temat ważnej debaty na najwyższym szczeblu – debaty na temat polityki USA wobec Iranu, a przede wszystkim informacji, kto jest za atakiem na ten kraj, a kto nie. Pozwalał Izraelowi, znającemu zawczasu możliwą odpowiedź Waszyngtonu, na planowanie własnej strategii wojskowej i ukierunkowanie jego wysoko postawionych współpracowników w Pentagonie na to, jak przygotować grunt pod zgodę na agresje izraelską.
W istocie, za pośrednictwem Wolfowitza, Feitha i innych oraz za pośrednictwem poufnych dokumentów, które bezpośrednio mógłby analizować Mossad, Izrael chciał brać udział w podejmowaniu decyzji w Białym Domu w każdym stadium prowadzenia polityki na Bliskim Wschodzie. Szpiegostwo było „konieczne”, bo Mossad nie polega na jednym źródle informacji ani nie idzie tylko jednym tropem.
Ma bezpośrednie formalne i „nieformalne” stosunki (polegające na szpiegostwie) z „zaprzyjaźnionymi” decydentami rządowymi w sprawach politycznych. Operuje na wielu szczeblach, legalnych i nielegalnych, za pośrednictwem współpracowników syjonistycznych i agentów zagranicznych, agentów z fałszywymi paszportami i miejscowych uśpionych agentów, których można aktywować do szczególnych zadań...
„Nieoperacyjność” normalnych procedur
W dużych aferach szpiegowskich, zwłaszcza w czasie wojny, przeprowadzone śledztwa i uzyskane dowody z reguły wystarczają do przedstawienia aktu oskarżenia, przeprowadzenia przesłuchań oraz ścigania głównych winnych i agentów zagranicznych. Pod najbardziej niejasnymi zarzutami (na podstawie „podejrzeń”) wyłapano i wtrącono do więzień tysiące niewinnych osób pochodzących z Azji Południowej, Arabów i muzułmanów. Jednak w przypadku szpiegostwa na linii Izrael-AIPAC-Pentagon normalne procedury prawne są nieoperacyjne.
Ściganie szpiegostwa zależy od władzy politycznej – walki między państwem izraelskim popieranym w kampanii wyborczej przez obu głównych kandydatów na prezydenta i obie główne partie, syjonistyczno-amerykańskie machiny polityczne i ich pomocników medialnych a FBI, zawodowymi aparatami wywiadowczymi (Centralną Agencją Wywiadowczą, Agencję Wywiadu Obronnego), prokuratorem i jego personelem śledczym oraz bardzo nielicznymi pojedynczymi głosami polityków.
Tzw. ruchy postępowe i krytycy życia politycznego dziwnie milczą – nawet gdy wypowiadają się przeciwko wojnie, zapominają potępić szpiegostwo, które jest ściśle związane z następną wojną na Bliskim Wschodzie – atakiem Izraela na Iran. Dlaczego postępowi Żydzie nie potępiają szpiegostwa AIPAC służącego przygotowaniom do nowej wojny z Iranem?
Popisanym przez siebie oświadczeniem pt. „Nie w naszym imieniu” wyraźnie odcięliby się od agentów zagranicznych wojen. W trzy dni po ujawnieniu sprawy, media ją pogrzebały milknąc na ten temat. FBI zwleka z jakimikolwiek powiadomieniami. Prokurator prowadzący w tej sprawie śledztwo jest pod ogromną jednostronną presją.
W raporcie FBI mówi się, że agent izraelski się przyznał i miał zaprowadzić władze do swoich kontaktów w rządzie izraelskim, gdy telewizja CBS to ujawniła. Czy CBS była świadoma niebezpieczeństwa dla izraelskich służb specjalnych i próbowała podkopać śledztwo?
Niewątpliwie będzie jakieś oficjalne oświadczenie, może nawet funkcjonariuszowi średniego szczebla zostaną przedstawione drugorzędne zarzuty, a FBI odważy się porozmawiać z Wolfowitzem i Feithem na temat tego, co im wiadomo o siatce szpiegowskiej – tyle że z wiadomym skutkiem. Jeśli jednak coś wyjdzie poza te ramy, media syjonistyczne wystąpią z oskarżeniami o antysemityzm, a może nawet „drugą sprawę Dreyfussa”, co prawdopodobnie zakończy obecne śledztwo.
Tłum. Zbigniew Marcin Kowalewski