Gdy ex-GSR ogłosił swój wielki come back na scenę polityczną, to Włodek miał wielkie plany i ambicje. Posługując się "językiem Mickiewicza" chciał swoją pracą publicystyczną doprowadzić do zjednoczenia skrajnej lewicy, a następnie poprowadzić ją na barykady i zostać drugim Leninem. Zbliża się już trzecia rocznica wielkiego powrotu, a efektów mimo licznych manifestów dalej nie widać. Zamiast prowadzić lud na barykady, Włodek może co najwyżej wyprowadzać psa na siusiu (bo koty sobie radzą same - sikając w mieszkaniu). Zamiast wielostronicowych analiz, ex-GSR przeszedł na formy miniaturowe i aktywnie wyżywa się na Forum Dyskusyjnym LBC, gdzie prowadzą internetowe wojenki ze spartakusowcami (i tylko z nimi - bo reszta od dawna ich olewa). A ponieważ lat przybywa, kotów coraz więcej i brzuszek coraz szerszy - to rodzi się frustracja, która negatywnie wpływa na styl wypowiedzi. Gdy Włodkowi zabrakło argumentów w dyskusji z Cezarym Cholewińskim, to użył argumentów "uniwersalnych": "zarzut "otwartego poparcia dla burżuazji", czy w ogóle poparcia dla burżuazji, postawiony przez zwolennika Międzynarodowej Ligi Komunistycznej, Cezarego Cholewińskiego (ksywka Dziewczynka Czupurna), to nie tylko nieodpowiedzialna prowokacja. Podobna mentalność, która brak argumentów merytorycznych jawnie i bez żenady pokrywa uprawianym z pełną świadomością kłamstwem, przemilczeniami i przeinaczeniami, przekreśla każdego działacza mającego pretensje do roli awangardy i miana rewolucjonisty. Charakterystyczna jest bowiem dla zwykłej kurwy politycznej." http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/2843213/


Zadyszka nas nie podnieca
 

Nurt Lewicy Rewolucyjnej, mieniący się najstarszą organizacją lewicy rewolucyjnej na ziemiach III Rzeczypospolitej, przeżywa drugą młodość, ewentualnie wszedł w wiek przekwitania.
O niebywałej witalności NLR świadczą liczne związki, których podłoże integracyjne z oczywistych względów ("duży potencjał organizacyjny") ma charakter międzynarodowy.
Ostatnio NLR nawiązał stosunki z Alliance for Workers Liberty, co bynajmniej nie eliminuje związków NLR z Europejską Konferencją Lewicy Antykapitalistycznej (raczej platonicznych), Szkocką Partią Socjalistyczną czy "Czwartą Międzynarodówką". Tym bardziej, że w AWL uczestniczą inne sekcje i frakcje "Czwórki".
"Zadyszka" ruchu alterglobalistycznego wyraźnie podnieca posttrockistów, sprzyja bowiem "wzniesieniu ['antyestabliszmentowej presji'] na wyższy jakościowo i organizacyjnie poziom" ("Ku międzynarodowej integracji socjalistów", w tłumaczeniu A. Suchockiej). Wyżej od "Czwórki" jest "Piątka".
Choć "duży potencjał organizacyjny" posttrockistów jest "zbyt mały dla powołania partii ogólnoeuropejskiej", jest jednak dostateczny do wysunięcia kolejnego "hasła nowej międzynarodówki pracowniczej". Hasło takie, jak skądinąd wiadomo, wysunął ostatni kongres mandelowców. Nic zatem dziwnego, że grupy związane z "Czwórką" angażują się na rzecz realizacji takiego postanowienia. Rozpływowość "Czwórki" sprzyja pluralizmowi inicjatyw. Wątpliwe jednak, by sprzyjała temu obecna sytuacja.
Deklarowane przez AWL "otwarcie na lewicę rewolucyjną", związane jakoby ze "wzrostem ruchu antykapitalistycznego, buntem wywodzącym się ze sprzeciwu wobec wojny Busha i Blaira przeciwko Irakowi", "rozwojem nowych ruchów pracowniczych w krajach post-kolonialnych" i "ograniczonym odrodzeniem prawdziwego ruchu związkowego w kilku państwach wcześniej uprzemysłowionych", wydaje się mocno dyskusyjne.
Ewolucja rozproszonego i zwaśnionego ruchu trockistowskiego, nałożenie się na nią po 1968 r. ideologii nowej lewicy i współczesnych nowych ruchów społecznych, które preferują kontrkulturę ("alternatywne formy kulturalne"), nie tyle daje początek "dla każdego nowego ruchu rewolucyjnego", co utwierdza postawy "wrogości wobec polityki" i wrogości wobec rewolucyjnej, politycznej reprezentacji klasy robotniczej.
"Przejście od postawy 'antypolityczności' do pozytywnych strategii" nie wydaje się możliwe na bazie tzw. nowych ruchów społecznych. Wątpliwe jest budowanie przez "zorganizowaną lewicę marksistowską" takich tworów, jak "zjednoczona organizacja lewicy", której częścią byłaby "lewica marksistowska".
Czy nowa, pluralistyczna "zjednoczona organizacja lewicy" skazana jest na sukces?
Odrzucenie "modelu partii stalinowskich", a zatem odrzucenie centralizmu biurokratycznego, nie cofa procesu "dezorientacji, utraty pozytywnej strategii i wzorów politycznych". Nie jest lekarstwem na "popadnięcie w czysto negatywną tendencję bazowania na pojęciach 'antykapitalizmu' i 'antyimperializmu'", tak charakterystycznych dla nowej radykalnej lewicy.
Nie wystarczy również "wyartykułowanie pozytywnej polityki klasy pracowniczej poprzez odnowienie dawnych koncepcji oraz demokratyczne, racjonalne i antyautorytarne sposoby samoorganizacji". Zemści się lekceważenie rewolucyjnych teorii i otwartej dyskusji, której jakoby "nie można prowadzić (...) bez organizacji, która byłaby: otwarta na tradycję Lenina i Trockiego, wolna od religianckiego dogmatyzmu, wolna od szkodliwej władzy samozwańczych 'kapłanów', wolna od dyskryminowania mniejszościowych poglądów".
Czyżby brak takiej organizacji wykluczał "wolną dyskusję"? A brak jest faktem. Praktyka zresztą potwierdza, że zainicjowany przez NLR "większościowy PLAn" dyskusję programową z "mniejszością" miał za nic.
Przedstawienie "międzynarodowej platformy" jako propozycji, ba, "projektu dla dyskusji z innymi organizacjami i działaczami" oraz porozumienie, którego celem byłaby "koordynacja naszych działań i dalszych dyskusji w oparciu o tę platformę" zakłada pewne "minimum programowe", które, jak się zdaje, z góry eliminuje z dyskusji przeciwników określeń wartościujących, takich jak: "nowa szeroka partia pracownicza", "równość praw lesbijek, gejów, biseksualistów i transseksualistów", "konsekwentna demokracja". Ta ostatnia ma być "podstawą socjalizmu" i "przedmiotem walki w konkretnych kampaniach społecznych, w kapitalizmie i w skali międzynarodowej".
Jak się ma "konsekwentna demokracja" z jej "dyscypliną w działaniu rozstrzyganą większościowo (poprzez głosowanie)" do wolnej dyskusji, do centralizmu demokratycznego, a tym bardziej do dyktatury proletariatu?
Załóżmy na wyrost, że jest im adekwatna i pozwala "na wolną dyskusję i prawo wyrażania opinii mniejszości". Wówczas naszym prawem jest kwestionowanie naleciałości nowolewicowych. I nikt nie ma prawa eliminować nas z wolnej dyskusji.
Nie miał zatem prawa Nurt Lewicy Rewolucyjnej zamykać "Wolnej Trybuny" i od początku konsekwentnie bojkotować dyskusji, chociażby o lewicy obyczajowej czy programie Porozumienia Lewicy Antykapitalistycznej.
Jak ma się bojkot i front odmowy do postulowanej wolnej dyskusji?
Nawet obecna "propozycja minimum programowego" jest wyłącznie propozycją, a zatem może być podważana i dyskutowana w każdym punkcie.
Nie będziemy, oczywiście, podważać "sprzeciwu wobec polityki 'frontów ludowych'", czyli "sojuszu partii pracowniczych i burżuazyjnych", ale niedookreśloność takich pojęć, jak "społeczeństwo postkapitalistyczne" (socjalizm czy postkapitalizm?) czy wieloznaczność takich pojęć, jak "konsekwentna demokracja" wzbudza nasz słuszny sprzeciw.
Nie wydaje nam się również, by można było za synonimy uznać takie kategorie, jak: "klasa robotnicza" i "klasa pracownicza". Nie obliguje nas przydatny w nielicznych krajach postulat "szerokiej partii pracowniczej". Zwyczajnie, wolimy kadrową i względnie masową partię robotniczą, która z pewnością nie da się roztopić w "szerokiej partii pracowniczej".
"Logika i potrzeby walki klas" na froncie ekonomicznym, politycznym i ideologicznym wymagają zwartości, a nie różnorodności. A zatem, nie może bazą rewolucyjnej partii robotniczej być ruch ruchów No Global z jego różnorodnością.
"Zadyszka" ruchu alterglobalistycznego nas nie podnieca.
2 grudnia 2004 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski


Mechaniczna Pomarańcza?
 

Z opracowania M.R. "Marksiści wobec konfliktu na Ukrainie" można pośrednio wyczytać stanowisko polityczne Nurtu Lewicy Rewolucyjnej wobec kryzysu powyborczego na Ukrainie, zwanego Pomarańczową Rewolucją.
Ocena ta w sposób zasadniczy różni się od postawy Pracowniczej Demokracji, która wezwała do udziału w manifestacjach poparcia dla Pomarańczowej Rewolucji, pod własnymi hasłami, wespół-zespół z liberałami i proeuropejską prawicą i lewicą.
Z haseł tych wynika wprost, że Pracownicza Demokracja uznaje "oddolny charakter" wydarzeń na Ukrainie za podstawę takiego poparcia i wartość samą w sobie. Tym samym Pracownicza Demokracja uznaje powyborczy kryzys na Ukrainie za wydarzenie o charakterze rewolucyjnym. Abstrahuje przy tym od faktu, że u jego podłoża leżały nie protesty robotnicze, jak to miało miejsce w Polsce w 1980 r., lecz apele Komitetu Wyborczego Wiktora Juszczenki i akcja organizacji studenckich.
Nieklasowe, wręcz drobnomieszczańskie stanowisko Pracowniczej Demokracji nie może zyskać naszego uznania. Nie możemy bowiem się nie zgodzić z twierdzeniem, że to drobna burżuazja, jak również burżuazja kompradorska, jest podmiotem tzw. Pomarańczowej Rewolucji, której widoczny stopień zorganizowania jest dostateczną przeciwwagą żywiołowości, poparcie zaś Zachodu i skład ekipy Wiktora Juszczenki - gwarancją burżuazyjnego charakteru "rewolucyjnych" przemian.
Sytuacja na Ukrainie, w gruncie rzeczy, nie może wymknąć się spod kontroli obu zwaśnionych stron. Oddolna presja jest odpowiednio ukierunkowana. Wszakże polaryzuje ona scenę polityczną nie tylko na Ukrainie. Ponadto daje perspektywę dla wypracowania stanowiska politycznego i ewentualnego przegrupowania sił na skrajnej lewicy.
Pomarańczowa Rewolucja to nie rewolucja, lecz raczej Mechaniczna Pomarańcza, to symbol zniewolenia umysłowego.
Tym samym nie wyartykułowane wprost stanowisko NLR wydaje nam się bliższe. Niemniej, pozostaje ono niedookreślone i nie zawiera wniosków politycznych.
Pojawiło się również rzeczowe stanowisko Grupy na rzecz Partii Robotniczej sympatyzującej z CWI, którego wartość jednak ogranicza utopijny postulat wysunięcia niezależnego kandydata Związku Górników w ewentualnych powtórzonych wyborach, przytomnie obwarowany przynajmniej samokrytycznym stwierdzeniem, że "jest niezwykle wątpliwe, czy ukraińscy robotnicy będą zdolni do dokonania zasadniczych przegrupowań politycznych" do tej pory. Według GPR rozwiązaniem, ale dopiero na przyszłość, jest stworzenie "zupełnie nowej siły politycznej", partii robotniczej "wolnej od oportunizmu KPU i jakichkolwiek powiązań z burżuazyjnym establiszmentem". To wszystko słusznie, ale w oderwaniu od postulatu spójnej i wyraźnie różnicującej koncepcji lewicy rewolucyjnej współpracującej z innymi organizacjami lewicy w ramach jednolitego frontu robotniczego, brakuje mechanizmu przejścia od postulatu do realnego świata.
Natomiast dowodem niedojrzałości szczątkowego w Polsce ruchu alterglobalistycznego jest fakt, że nie potrafił on w kontekście wydarzeń na Ukrainie stanąć na wysokości zadania i wypracować oficjalnego stanowiska. Faktycznie, poza zdroworozsądkowymi, pojedynczymi komentarzami, okazał swój brak zainteresowania całą kwestią.
Biorąc pod uwagę nawiązanie współpracy przez NLR z AWL i mając nadzieję, że poparcie Nurtu dla AWL nie wynika li tylko z przyczyn koniunkturalnych, zaś oportunizm i hipokryzja działaczy NLR niekoniecznie są cechą trwałą, proponujemy NLR reanimację Porozumienia Lewicy Antykapitalistycznej i debatę programową z naszym udziałem na bazie stanowiska AWL ("Ku międzynarodowej integracji socjalistów") i naszego ("Ruch należy do nas").
3 grudnia 2004 r.
E.B. i W.B.