Tekst pochodzi ze strony http://beltow.republika.pl/dyktatura2.html . Autor Nikodem Beltow (nikodem.beltow@vp.pl) [pseudonim czy nowy marksistowski publicysta na lewicy?] zadał sobie dużo trudu i zanalizował teksty różnych autorów na LBC. Tekst składa się z dwóch części -wprowadzenia, gdzie wytyka on błędy różnym autorom publikującym na LBC i drugiej, gdzie prezentuje swoje postulaty, co do szerzenia komunizmu. Jako redaktor LBC doznałem zaszczytu bycia pierwszym na czarnej liście Nikodema. Jeśli chodzi o kryzys ruchu robotniczego po upadku Komuny Paryskiej -w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych - to dużo na ten temat napisałem w mojej pracy o Proletariacie http://www.geocities.com/arch_lbc/1118michal.htm . Specjalnie jednak dla Nikodema napisze niedługo oddzielny tekst o kryzysie w Pierwszej Międzynarodówce. "Pan Michal_LBC powinien odpowiedzieć nie na pytanie, czy Marks miał rację czy nie, ale DLACZEGO Marks miał rację (czy też jej nie miał) – no ale pan Michal_LBC woli szabelkę w dłoń, na koń i ..." . Po upadku Komuny Paryskiej represje wobec socjalistów były nie tylko we Francji (tylko pod koniec maja 1871 rozstrzelano bez sądu kilkadziesiąt tysięcy komunardów), ale ogarnęły całą Europę. Poziom ówczesnej histerii i nagonki na Pierwszą międzynarodówkę, można porównać do dzisiejszej "wojny z terroryzmem" - przy okazji której, każdy rząd może bezkarnie represjonować politycznych przeciwników. To spowodowało zaostrzenie konfliktów w ramach samej międzynarodówki, co w końcu doprowadziło do jej rozpadu. Naczelnym organem decyzyjnym był kongres międzynarodówki, a na co dzień władza w organizacji należała do Rady Generalnej, w skład której wchodził Marks. Marks i jego koledzy wykorzystując różne biurokratyczne triki (1. kongres miał być zwoływany, przynajmniej raz w roku - był znacznie rzadziej. 2 w Radzie Generalnej dookoptowano wiele osób, które nie miały demokratycznego mandatu kongresu). zasiadali we władzach organizacji od samego początku i jak zwykle w takich wypadkach bywa - nie chcieli jej stracić. To wykorzystał Bakunin, który w ramach międzynarodówki agitował przeciwko dyktaturze Rady Generalnej. Bakunin był popierany nie tylko przez anarchistów - ale także przez marksistów jak Francus Jules Guesde. Rozłamu po Kongresie Haskim w 1872 nie można tylko tłumaczyć sporem "marksizm vs. anarchizm". Jak Nikodemowi strasznie na tym zależy - to wrzucę na LBC teksty źródłowe różnych uznanych marksistów, którzy w tamtym czasie byli krytyczni wobec sekciarskiej postawy Marksa w 1872 r. Następnie Nikodem polemizuje z Jackiem Tittenbrunem, którego atakuje z podobną agresją: "Nie mniejsze opary abstrakcyjnej niewiedzy można spotkać w: Jacek Tittenbrun Klasa robotnicza czy pracownicza?" . Niech każdy broni się sam - więc tylko zacytuje fragmenty, jakimi Nikodem określa autorów na LBC: Włodek Bratkowski i Ewa Balcerek: "Tak postawione pytanie od razu wyjaśnia, że autorzy artykułu nie mają za dużo wspólnego z marksizmem. (...) Większe bzdury, oderwane nie tylko od marksizmu ale i od rzeczywistości, trudno wymyślić." Florian Nowicki: "Takie wypowiedzi stawiają pana Floriana Nowickiego w rzędzie „polskich narodników” którzy nie rozumieją teorii marksizmu jak i zmian, które następują.(...)Zaliczenie rolników „wysoko-towarowych” (właściwie burżua) do antykapitalistów – to już nie głupota – to już idiotyzm posunięty do skrajnego debilizmu.(...)Czyżby pan Florian Nowicki tego [Manifestu Komunistycznego] nie doczytał? A może panie Florianie Nowicki nie jest pan, jak napisałem, zidiociałym debilem tylko po prostu pan broni interesów burżuazji?". Komunistka: "Spowiedź komunistki (sam tekst spowiedzi jest wyznaniem zgorzkniałego drobnomieszczanina/drobnomieszczanki i z marksizmem nie ma nic wspólnego):"
Jeśli chodzi o program Nikodema, to ujawnia się nam stalinizm, gdzie pisze o PRL: "Starsze osoby zapewne powiedzą, że w Polsce już był komunizm i pracowali już w czasach komunistycznych. Jest to prawdą - i do nich nie kieruję tego artykułu - oni już to znają.". O ile większość autorów na LBC wywodzi się mniej lub bardziej z tradycji trockistowskiej (tzn. krytycznej wobec stalinizmu w PRL i ZSRR) to Nikodem najwyraźniej marksizmu się uczył w PZPR. Na zakończenie na szczęście przechodzi do postulatów konstruktywnych - skanowania klasyki marksizmu do internetu: "Wobec tego, że LBC skupia ogromną liczbę rewolucjonistów, wzywam ich do rewolucyjnego czynu - nie śmierci w okopach, nie wysadzania, nie niszczenia, nie demonstracji i bitwy z policją czy wojskiem, ale prostej pracy - zgłoszenia się do dyrektora MIA (który koordynuje prace) i przerobienia jakiejś pracy M-E-L na postać elektroniczną". O skanowaniu klasyki marksizmu do internetu doskonale wiemy - czego najlepszym dowodem jest wskanowanie przez nas Historii Rewolucji Rosyjskiej Trockiego czy Wojny partyzanckiej Lenina. W odróżnieniu od MIA nie ograniczamy się wyłącznie do klasyki - ale skanujemy też liczne teksty marksistowskie z XX wieku. Najlepszym dowodem jest tutaj archiwum LBC, gdzie jest już 1250 tekstów. W odróżnieniu od Nikodema, naszymi idolami nie są reformiści jak Plechanow czy Kautsky, którzy nie poparli Rewolucji Październikowej.
Na zakończenie powiem jeszcze, że doceniam znajomość marksizmu przez Nikodema, który na pewno wiele może nas wszystkich nauczyć - i mam nadzieje, że wkrótce będą nowe teksty.
Nikodem Beltow
Co z tą LBC?
Przedstawiony tekst powstał prawie rok temu i ze względów poniekąd niezależnych ode mnie nie został nigdzie opublikowany. Jednak patrząc przez pryzmat tego, co się dzieje na portalu http://lbc.any.pl, sam tekst nie stracił dużo na aktualności (mimo że zapewne przedstawione wydarzenia zatarły się w pamięci osób biorących w nich udział). Więcej, widać próby krytycznej oceny panującej sytuacji – jednak, oględnie mówiąc, dosyć odległe od marksizmu (co wynika w wielu przypadkach z niewiedzy i niezrozumienia marksizmu).
Przykładem niech będzie chociażby Michal_LBC Którędy do dyktatury proletariatu? :
“Jak pogodzić sprzeczność: masowość ruchu robotniczego z totalnym sekciarstwem i wzajemną nienawiścią działaczy robotniczych bazujących na marksizmie? Czy akceptowanie marksistowskiej analizy kapitalizmu, jest równoznaczne z ślepym kalkowaniem drogi Marska? Jak połączyć materializm z wiarą w nieomylność “wybitnej jednostki” “mesjasza rewolucji” co charakteryzuje stosunek wielu komunistów do Karola Marksa? Nie twierdze, że znam odpowiedzi na wszystkie pytania. Sądzę, że odpowiedź a priori jest z góry niemożliwa. Wiem jednak, że racji nie ma redakcja portalu Dyktatura Proletariatu, która z góry wyznaczyła sobie schemat, którym chce podążać. Szanuje redakcję DP i nie jest moim celem walka z Wami ? ”
Inaczej: jak pogodzić jajo z kurą. Jeżeli podejść od strony metafizyki, jak to robi autor tekstu – to rzeczywiście kury z jajem się nie pogodzi – i potrzeba co najmniej wiary w nieomylność “wybitnej jednostki” “mesjasza rewolucji” aby tego dokonać. Jeżeli podejdzie się od strony teorii Darwina (dialektyki) i zbada się rzeczywistość – to oczywiście można zrozumieć, jak jest z tą kurą i tym jajem (wyłączam tutaj całkowicie błędne postawienie sprzeczności masowość – sekciarstwo oraz materializm – wiara w nieomylność „wybitnej jednostki” etc.; takie stawianie sprawy wynika z tego, że autor jest zwykłym drobnomieszczańskim filisterem który nie widzi nic, poza czubkiem własnego nosa – i własnym interesem oczywiście).
Prezentowany poziom znajomości marksizmu od razu pociąga za sobą następujące kwiatki:
“Marks jako działacz polityczny sukcesu nie odniósł, czego najlepszym dowodem jest rozpad I międzynarodówki. Autor ?Kapitału?, który ciągle bazował na swoim autorytecie, nie mógł zrozumieć faktu, że nie zawsze ma rację. A swoją kierowniczą pozycję w Radzie Generalnej międzynarodówki, wykorzystywał do sekciarskich walk z przeciwnikami politycznymi. Każdy kto choć trochę zna realia działalności rewolucyjnej lewicy, wie, że rozłamy nie są wynikiem tylko różnic politycznych, ale dochodzą tu także spory ambicjonalno-personalne. Niestety nawet Marks nie był pod tym względem wyjątkiem.”
Czyli Marks głównie sekciarzem był (przede wszystkim w I Międzynarodówce) i nie rozumiał, że spory ambicjonalno-personalne mają mają znaczenie (tutaj jest półsłowkami powiedziane, że mają GŁÓWNE znaczenie).
Jedynie co z tego wynika, to zwykły abstrakcjonizm w celu uzasadnienia każdego oportunizmu:
“Oczywiście dziś każdy marksista, bez wahania powie, że <<w walce z anarchistami Marks miał rację i musiał tak postępować>>, tak jak bez wahania powie: <<brałem udział w 2,3,4 lub nawet w 10 rozłamach, i zawsze miałem racje ? bo nie było innego wyjścia>>”
Pan Michal_LBC powinien odpowiedzieć nie na pytanie, czy Marks miał rację czy nie, ale DLACZEGO Marks miał rację (czy też jej nie miał) – no ale pan Michal_LBC woli szabelkę w dłoń, na koń i ... - “zawsze miałem racje, bo nie było innego wyjścia”. Gdzież panie Michale wynalazł pan swoich marksistów? Chyba na jakiejś imprezie u cioci Kloci.
Wnioski końcowe są oczywiste – jedynie słuszne:
“Na tytułową odpowiedź, którędy do dyktatury proletariatu, nie jestem w stanie udzielić jednej ścisłej odpowiedzi, potrafię jednak powiedzieć, którędy na pewno tam nie dojdziemy. Na pewno nie dojdziemy tam, przy bezkrytycznym podejściu do rozwoju ruchu robotniczego i jego parlamentarnych i związkowo-biurokratycznych naleciałości, które są NIEODŁĄCZNĄ jego cechą. Nie dojdziemy tam wypełniając marksistowski schemat <<co do joty>>. ”
Trudno powiedzieć, co pan Michal_LBC miał na myśli pisząc „wypełniać marsowski schemat <<co do joty>>” - czyżby Marks podał jakąś receptę na komunizm ? Trzy szczypty soli, dwie szczypty majeranku i przebiśniego zbierane podczas pełni księżyca?
Przy tego typu wypowiedziach wyznanie pana Michal_LBC:
“Otóż jestem marksistą, gdyż zasadniczo zgadzam się a nauką Marksa. ”
Jest lekko pół-śmieszne. Zasadniczo, panie Michal_LBC, to stara się pan mówić dużo, ale w taki sposób, aby nic nie powiedzieć – czy raczej pobujać w oparach drobnomieszczańskich sprzeczności, gdzie jest możliwe nawet zwycięstwo pańskiej rewolucji. Natomiast w żadnej istotnej kwestii nie jest pan w stanie udzielić “ścisłej odpowiedzi”. I taka jest ścisła odpowiedź na pytanie, jaka jest różnica między panem a Marksem.
Nie mniejsze opary abstrakcyjnej niewiedzy można spotkać w: Jacek Tittenbrun Klasa robotnicza czy pracownicza?
“Doszedłem do wniosku, że Marks nie do końca miał rację mówiąc o sprzedaży siły roboczej. To że siła robocza jest w gospodarce towarowo-pieniężnej towarem nie znaczy, że jest towarem takim jak każdy inny. Marks zresztą właśnie na każdym kroku podkreślał osobliwość siły roboczej jako towaru, ale miał wyraźne kłopoty z wyjaśnieniem do końca tej osobliwości.”
Hmm, ta “osobliwość siły roboczej” jest jasno wytłumaczona już w I tomie Kapitału – trzeba tylko (chcieć) przeczytać i (chcieć) zrozumieć na czym ona polega.
Oczywiście, jeżeli się tego nie przeczytało czy też nie zrozumiało, to:
“Przedstawiciele wszystkich klas pracowników najemnych zbywają (wydzierżawiają)* swoją siłę roboczą właścicielom danych środków pracy [...]”
Z dalszych wyjaśnień pana Jacka Tittenbrun wynika, że dla niego dzierżawa polega na wypożyczaniu na przeciąg określonego czasu pewnego aspektu osobowości:
Odpowiedź na polemikę pt. "Zamiana śmiecia w złoto"
„Siła robocza, drodzy EB i WB, to nie cała "osoba", to jedynie pewne aspekty osobowości. Jakie, o tym mówi wyraźnie marksowska definicja z I tomu "Kapitału". ”
W tym sensie, ponieważ posiadam pewne aspekty osobowości np. umiejętność chodzenia, mówienia, czytania, pisania etc. (a chyba o to chodzi panu Jackowi) , sam sobie dzierżawię ww. umiejętności - na okres mojego życia, oczywiście (za darmo - oczywiście). Natomiast wypadałoby panie Jacku przytoczyć miejsce, gdzie Marks napisał tą definicję.
Podsumowując. Pan Jacek odrywa wartość użytkową towaru od jego materialnej podstawy. Oczywiście każdy nabywca towaru kupuje towar ze względu na jego pewne „aspekty” – zaspokajanie takiej czy innej potrzeby; podobnie jest z towarem siła robocza – towar ten zaspokaja pewne potrzeby kapitalisty; ale oczywiście tylko w wyobraźni można oderwać „aspekt” towaru od samego towaru (np. Aspekt „zaspokajanie głodu” przez chleb od samego chleba) – co tutaj robi pan Jacek.
Kończąc ten „aspekt” trzeba przyznać, w rzeczy samej, że jest to RZUCANIE TEORETYCZNYCH PEREŁ.
I kolejny pęczek – tym pięknięjszy, że jest to polemika z artykułem pana Jacka Tittenbrun i dodatkowo upstrzony „uczonymi” słówkami: Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski Zamiana śmiecia w złoto .
“Jeśli majątek to coś, co się ma, w przeciwieństwie do bycia ("być czy mieć?") jako drugi człon alternatywy ponoć tak ważnej dla człowieka, to czy siła robocza jest majątkiem czy samym istnieniem człowieka-robotnika?”
Tak postawione pytanie od razu wyjaśnia, że autorzy artykułu nie mają za dużo wspólnego z marksizmem. Tworzą dwie przeciwstawne kategorie (“być czy mieć?”), między którymi istnieje przepaść nie do przebycia – i nadają im wymiar nioeomal ponadczasowy.
„Jednak definicja mówiąca, że robotnikiem jest wyłącznie taki pracownik najemny, który bezpośrednio obsługuje środki produkcji materialnej, nie uzasadnia jeszcze wyróżnionej roli klasy robotniczej w dziele znoszenia wyzysku i społeczeństwa klasowego.”
Polecam IV tom Kapitał - tam jest wyjaśnione, dlaczego przedstawione tutaj rozważania o pracy produkcyjnej i nieprodukcyjnej (a tego właściwie dotyczy cytowany fragment – wynika to także z dalszej części artykułu) są całkowicie bezsensowne.
“Dla zrozumienia problemu trzeba odwołać się do analizy konkretno-historycznej. Kapitalizm upowszechnił się dzięki umasowieniu produkcji, bo tylko w ten sposób zysk, powstający dzięki powtarzalności procesu i jego skali i przez to dzięki oderwaniu się od dotychczasowego zwyczaju dostosowania poziomu bogactwa do standardów danej społeczności, mógł utrwalić się i stać się siłą napędową nowego mechanizmu regulującego wymianę społeczną. ”
Z tego fragmentu wynika, że wystarczy jakieś mityczne “umasowienie produkcji” (zwiększenie produkcji?) żeby przejść do kapitalizmu, po drugie że zysk (pieniężny?) wynika z „powtarzalności procesu i jego skali” - a oczywiście renta gruntowa wyrasta z ziemi. Dodatkowo jest tu powiedziane, że istnieje oderwanie się od dotychczasowego zwyczaju dostosowania poziomu bogactwa do standardów danej społeczności – to należy zauważyć, że w każdym społeczeństwie, nawet kapitalistycznym poziom bogactwa (tutaj bogactwo jest rozumiane jako produkcja towarów - chyba) jest dostosowany do standardów danej społeczności. Jeżeli ma to wyrażać, że w kapitaliźmie może istnieć nadprodukcja - to jest to raczej siła hamująca rozwój (kryzysy powodują niewątpliwie zmniejszenie „siły napędowej nowego mechanizmu etc.”).
“Produkcja zastąpiła nagle przyrodę z jej obfitością dóbr, a zawłaszczanie produkcji zaczęło być obrazem tego, co mogło stać się z przyrodą i rzeczywiście się stało.”
To jest bardzo ciekawe wyobrażenie – czyli przed produkcją kapitalistyczną nie istniała żadna inna produkcja (“Produkcja zastąpiła nagle przyrodę z jej obfitością dóbr”) - i przyroda dostarczała wszystkiego (chleb oczywiście wtedy rósł na drzewach – a teraz trzeba go produkować).
“O ile wcześniej istniały możliwości korzystania z dóbr przyrody w mniej lub bardziej legalny sposób, o tyle dziś korzystanie chociażby z wody pitnej jest uniemożliwione bez jej uzdatnienia, a więc czegoś, co nie jest tylko problemem technicznej dostępności surowca. Jest to sytuacja diametralnie odmienna od feudalnego czy wczesnokapitalistycznego odbierania chłopom praw do gminnej łąki czy runa leśnego. Tamte problemy można było obejść za pomocą odwetowej "kradzieży" ze strony chłopów. Dziś, ludzie wyzuci z "własności" przyrody stoją przed problemem o wymiarze nie technicznym, ale ontycznym.”
No cóż polecam przeczytanie I tomu Kapitału Marksa lub “Wojny chłopskiej” F. Engelsa – wtedy autorzy nie będą obchodzić tego problemu za pomocą odwetowej “kradzieży”. Natomiast wyobrażenie “własności” przyrody stojące przed problemem o wymiarze ontycznym, oznacza tylko tyle, że autorzy nie przeczytali (czy raczej nie zrozumieli – jeśli przeczytali) “Pochodzenia rodziny, własności prywatnej i państwa” F. Engelsa.
“Udostępnienie "przyrody" wszystkim, dzięki umasowieniu produkcji, uświadomiło ludziom , że "kamieniem filozoficznym" jest wymóg uspołecznienia "własności" przyrody, która zapewne nieodwracalnie przestała istnieć jako byt niezależny od stosunków społecznych.”
Jeszcze przed chwilą „produkcja zastąpiła przyrodę z jej obfitością dóbr” a tutaj nagle następuje udostępnienie przyrody wszystkim – to po co wogóle ten kapitalizm? – jest to czyrak na społecznym ciele. Natomiast uspołecznienie „własności” przyrody przez umasowienie produkcji polega na tym, że ludzie przekształcają przyrodę według swoich potrzeb. Ale już bodajże Hegel stwierdził, że o ile w swoich celach ludzie są względnie niezależni, to w środkach prowadzących do celu są jej podporządkowani (tutaj nieomal przyroda staje się częścią społeczeństwa).
A to PRAWDZIWA PERŁA (autorów tego artykułu wyraźnie poniosła wyobraźnia chyba na tle przeczytania jakiegoś opracowania o dziełach Hegla):
“Trwałość systemu kapitalistycznego opiera się na jego
zdolności do spełniania ontologicznej funkcji zapośredniczania przywłaszczania
sobie przyrody przez społeczeństwo. Całe bogactwo życia ponadmaterialnego czy
ponadpodstawowego opiera się na niezakłóconym funkcjonowaniu tego mechanizmu. Tu
jest warunek podstawowy równowagi! Pozostałe stosunki wymiany mogą opierać się
tylko na tym, co wynika ze stosunku między kapitalistą a robotnikiem, czyli ze
stosunku podziału między zyskiem a płacą. Kapitalista, wydając swoje pieniądze
na obsługę swoich prywatnych potrzeb sprawia, że zapośredniczone obciążenie
przyrody staje się nieznośne. Ale jednocześnie obsługa potrzeb kapitalisty daje
wyżyć innym grupom społecznym poza robotnikami, tyle że dzieje się to kosztem
przyrody - prywatyzowania przyrody w ostatecznym rachunku.
Inne kategorie pracowników najemnych, nie bezpośrednio produkcyjnych, nawet
jeśli wytwarzają oni towary ogólnie pożądane, to czynią to poprzez obciążanie
przyrody.
Robotnicy produkcyjni jako upostaciowienie przyrody w naszych czasach (równie co
ona "anachroniczni") mają pozycje wyróżnioną, ponieważ ich problemy są
identyczne z problemami przyrody, czyli obiektywnej rzeczywistości, którą, w
swej technologicznej pysze, kapitalizm lekceważy na zgubę nas wszystkich. ”
Czyli podstawą rozwoju społecznego (czy też „trwałości systemu kapitalistycznego”) nie jest rozwój sił wytwórczych i walka klas – ale „zdolności do spełniania ontologicznej funkcji zapośredniczania przywłaszczania sobie przyrody przez społeczeństwo”. Tak naprawdę, to uświęca się tu istnienie kapitalizmu. Wystarczy, że kapitalista zabezpieczy na tyle byt swoich robotników, aby to zapośredniczenie nie było „nieznośnie” – i już kapitalizm może trwać wiecznie. Więcej, kapitalista na podstawie tej filozofii, pokazując, że to zapośredniczenie spełnia ontologiczną funkcję etc. może wymagać utrzymania istniejących stosunków. Jak pp. Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski choć trochę uważniej przeczytali Marksa, okałoby się, że to zapośredniczenie jest wtórne wobec rozwoju sił wytwórczych – a nie pierwotne (jak wynika z tego fragmentu). Dodatkowo w trzecim tomie Kapitału jest naukowo wyjaśnione, dlaczego system kapitalistyczny nie może trwać wiecznie. Ale widać i tego autorzy artykułu nie przeczytali lub nie zrozumieli.
Stwierdzenie że kapitalista wydając swoje pieniądze „na obsługę swoich prywatnych potrzeb” sprawia, że “zapośredniczone obciążenie przyrody staje się nieznośne” mówi tylko tyle, że gdyby nie wydawał tych pieniędzy, a rozdał je np. robotnikom, to wszystko byłoby dobrze – i to zapośredniczenie nie byłoby nieznośne – czy też było bardziej znośne (to przypomina Proudhona – odsyłam do “Nędzy filozofii” Marksa).
Przedstawianie kapitalisty jako kogoś, kto daje „wyżyć innym grupom społecznym poza robotnikami” jest po prostu śmieszne. Mówi to tylko tyle, że w rękach kapitalisty jest władza nad środkami życia dla „innych grup społecznych poza robotnikami” - w tym sensie mają jeszcze większą władzę nad środkami życia (produkcji) dla robotnika produkcyjnego – i właściwie powiedziane jest tu tylko tyle, że kapitalista ma władzę nad tą częścią społeczeństwa, która nie posiada środków produkcji (o warunkach zniesienia robotnika jako robotnika w sensie kapitalistycznym odsyłam m. in. do „Państwo a rewolucja” Lenina).
W jaki sposób robotnicy nieprodukcyjni obciążają przyrodę poprzez obsługę potrzeb kapitalisty – a robotnicy produkcyjnie nie – trudno powiedzieć. Np. prostytucja rozumiem że obsługuje potrzeby kapitalisty – ale jak obciąża przyrodę czy też ją prywatyzjuje (już chyba bardziej górnicy obciążają przyrodę i ją prywatyzując wydobywając dla prywatnego właściciela węgiel)? Zresztą to, co tu jest przedstawione jako prywatyzowanie, w gruncie rzeczy jest uspołecznianiem, na sposób kapitalistyczny, co prawda, ale uspołecznianiem.
Wyjaśnione jest także, dlaczego robotnicy produkcyjni są wyróżnieni – bo mają takie same problemy, jak przyroda czyli obiektywna rzeczywistość (jest to co najmniej dziwne, aby przyroda miała problemy). Ale dlaczego problemy robotników nieprodukcyjnych nie są identyczne z problemami przyrody? Sam Najwyższy tylko wie. Jeżeli to ma polegać na tym, że robotnicy produkcyjni muszą walczyć o byt – tak jak zwierzęta – to tutaj nie ma już podziału na robotników produkcyjnych i nieprodukcyjnych.
“Technologiczna pycha” (tutaj jako rozwój technologiczny - chyba) kapitalizmu jest właśnie jego stroną postępową - mimo jej również negatywnej strony (o tym, skąd wynika negatywna strona tego postępu, można między innymi przeczytać w „Rola pracy w procesie uczłowieczenia małpy”). Ciekawe, co autorzy postulują w zamian? Może powrót do stosunków produkcji z czasów wspólnoty pierwotnej, gdy nie było kapitalistycznej “technologicznej pychy”? A może abstrakcyjny komunizm a la Michal_LBC?
E.B i W.B. odpowiedzą najpewniej w ten deseń. Nigdy nie postulowali powrotu do wspólnoty pierwotnej – do czasów sierpa i młócenia zboża wołami. Więcej, nawet nie mówią o powrocie do czasów kosy i cepa. Ale kombajn? Toż to „technologiczna pycha” i „rozpusta”. Czyż nie wystarczy snopowiązałka i młockarnia? I takie poglądy są jednym z powodów, dla którego wleką się w ogonie burżuazji.
Podsumowując. Trzymając się spirytualistycznego logosu powyższej apologicznej oracji można wydedukować, że marksizm to ezoteryczna ontologia egzoterycznych robotników – czyli teoretyczny śmieć zamieniony został na abstrakcyjne guano.
Dość. Większe bzdury, oderwane nie tylko od marksizmu ale i od rzeczywistości, trudno wymyślić.
Teraz dla odmiany trochę Floriana Nowickiego.
Florian Nowicki Kwestia agrarna w Polsce - część 1 :
„Możemy więc stwierdzić, że w okresie PRL znacznie większa ilość gospodarstw niż obecnie w poważnym stopniu utrzymywała się z produkcji na rynek. Tyle tylko, że był to zupełnie innego typu rynek niż obecnie. Był to rynek odgórnie regulowany przez państwo - rynek, w ramach którego państwo występowało jako gwarant zbytu produktów rolnych. Przetwórstwo rolne (bezpośredni odbiorca produktów rolnych) i cały aparat skupów, znajdowały się w gestii państwa (co było niezwykle korzystne dla rolników, którzy nie musieli się martwić o zbyt swoich produktów, i mogli skoncentrować się wyłącznie na produkcji). Państwo kształtowało również relacje cenowe między produkcją rolną a produkcją przemysłową (tzw. nożyce cen), które w niektórych okresach były niezwykle korzystne dla rolników.”
„Wraz z liberalizacją relacji wewnątrzekonomicznych i zaczynającą się prywatyzacją infrastruktury okołorolniczej (a przede wszystkim zmianą jej logiki działania - co samo w sobie jest częściowo niezależne od prywatyzacji konkretnych podmiotów gospodarczych), w warunkach wycofywania się państwa z jego dotychczasowej funkcji monopolistycznego organizatora wymiany i gwaranta opłacalności produkcji rolniczej - gospodarstwa rolne wydane zostają na łaskę i niełaskę (raczej niełaskę) prawdziwego rynku.”
„Uwolnienie i wzrost cen przemysłowych środków produkcji rolniczej i innych produktów niezbędnych mieszkańcom wsi (w relacji do cen artykułów rolnych), czyli tzw. rozwieranie się nożyc cen, powoduje znaczący spadek opłacalności produkcji rolnej. Spadek opłacalności produkcji rolnej, obniżenie cen rolnych, kłopoty ze zbytem i zmniejszenie produkcji - wszystko to powoduje zdecydowany spadek dochodów ludności rolniczej. Niektórzy autorzy określają ten spadek jako drastyczny[27]. Spadkowi cen artykułów rolnych i dochodów rolniczych towarzyszy spadek wydatków budżetowych na rolnictwo. ”
„Te same gospodarstwa, dziś głównie samozaopatrzeniowe, produkowały niegdyś spore ilości artykułów rolnych na rynek, a także - co wydaje się mało wiarygodne - inwestowały. ”
„Ogólnie rzecz biorąc, transformacja dokonała w polskim rolnictwie szeregu spustoszeń, nie dokonując w nim w zasadzie żadnego przełomu modernizacyjnego ”
I w części czwartej (Florian Nowicki Kwestia agrarna w Polsce -część 4):
„Ogólnie rzecz biorąc, wskazane wyżej interesy ludności wiejskiej (do wskazanej „ludności wiejskiej” pan Florian Nowicki zalicza: wszystkich rolników, którzy chcą produkować na rynek (tj. i wysokotowarowi i drobni), proletariat rolny, chłopi z gospodarstw „socjalnych”, chłoporobotników, bezrolnych, bezrobotnych mieszkający na wsi , biedotę po-PGR-owska – ogólnie rzecz biorąc, to wychodzi na to, że wszyscy mają takie same interesy – nawet kapitaliści – przyp. mój) są interesami niesprzecznymi z interesami klasy robotniczej, a w znacznej mierze idą w tym samym kierunku, co interesy robotników. W szczególności system kontraktacji produkcji rolnej jest tym postulatem, który stwarza szeroką płaszczyznę współpracy politycznej między rolnikami i robotnikami.”
Takie wypowiedzi stawiają pana Floriana Nowickiego w rzędzie „polskich narodników” którzy nie rozumieją teorii marksizmu jak i zmian, które następują. Należy zauważyć, że dokładnie takie same przemiany następowały w PRL – tylko oczywiście nie w kapitalistyczny sposób. I sam pan Florian Nowicki zauważa odchodzenie od gospodarstwa drobnochłopskiego w okresie PRL (tutaj jest to w innym kontekście – pokazania upadku tych gospodarstw w obecnym ustroju):
„Wśród ludności związanej z indywidualnym gospodarstwem rolnym najwcześniej i masowo bezrobotnymi stawali się chłoporobotnicy. Ta grupa społeczna, obejmująca w roku 1975 1 mln 400 tys. osób, skurczyła się w efekcie transformacji do 600 tys. - w roku 1998. ”
Takie stwierdzenie oznacza, że już za czasów PRL dochody z gospodarstw drobnochłopskich nie były nie wiadomo jak oszałamiające – i następowało powolne porzucanie pracy na roli.
Dalsza analiza tekstu pana Floriana Nowickiego doprowadza już do o wiele gorszych wniosków, niż tylko oskarżenie o „narodnictwo”.
Florian Nowicki Kwestia agrarna w Polsce - część 3
„W związku z tym, że to właśnie gospodarstwa towarowe stanowią główną grupę wystawioną na destrukcyjne oddziaływanie rynku, stanowić one mogą (w okresie dekoniunktury) główną bazę politycznego radykalizmu na wsi. Wydaje mi się - jest to moja hipoteza - że postawy rolników towarowych wobec kapitalizmu, rynku i PRL oscylują zgodnie z wahaniami koniunktury rynkowej. Jest faktem bezspornym, że końcówka dekady lat dziewięćdziesiątych to okres zarówno pogorszenia koniunktury rynkowej dla rolnictwa, jak i "pogorszenia nastrojów na wsi". Wydaje się, że grupę wiejskich antykapitalistów zasilają w tym okresie w znacznym stopniu rolnicy wysoko-towarowi, wcześniej względnie przychylni wobec gospodarki rynkowej.”
„W okresach dekoniunktury dla rolnictwa najbardziej proetatystyczną (i antyrynkową) grupą są "słabi" rolnicy, zaraz po nich rolnicy "lepsi", a na końcu reszta mieszkańców wsi. Natomiast w okresach względnej koniunktury (tzn. braku radykalnej dekoniunktury, gdyż w warunkach polskiego kapitalizmu nie miała jeszcze miejsca koniunktura dla rolnictwa), ma miejsce wyraźny rozdźwięk między postawami rolników "słabych" (silnie antykapitalistycznymi) i rolników "lepszych" (umiarkowanie antykapitalistycznymi, a częściowo wręcz prokapitalistycznymi).”
Zaliczenie rolników „wysoko-towarowych” (właściwie burżua) do antykapitalistów – to już nie głupota – to już idiotyzm posunięty do skrajnego debilizmu. Ci rolnicy wysoko-towarowi są nie przeciwko kapitalizmowi ale przeciwko wielkiej gospodarce kapitalistycznej (która niszczy podstawy ich egzystencji i „psuje rynek” przez „rozwieranie nożyc cenowych”) a w celu utrzymania się na powierzchni, o ile mogą, wyzyskują robotników wiejskich na wszelkie możliwe sposoby. W tym sensie każdego upadającego kapitalistę należy zaliczyć do antykapitalistów.
Z drugiej strony należy pana Floriana Nowickiego pochwalić za jasne określenie, kto zasila „grupę wiejskich antykapitalistów” (i zdaje się w ogóle ruchu antykapitalistycznego jako takiego – w swojej odmianie miejskiej dołączają do niego upadające klasy burżuazji miejskiej). Są to drobni burżua, których poglądy są dalekie od marksizmu i powodują, że każdy ruchy na wsi wlecze się w ogonie kapitalizmu (trzyma się dawno przeżytych stosunków produkcji). Dzięki takim stosunkom panującym na wsi było możliwe wypłynięcie między innymi Leppera - „obrońcy polskiej wsi” - czy raczej panujących na niej stosunków własności, co potwierdza sam Florian Nowicki w trzeciej części, kiedy rozważa swoje doświadczenia oraz w części czwartej (Florian Nowicki Kwestia agrarna w Polsce -część 4):
„Istniejące w Polsce organizacje ruchu ludowego – Polskie Stronnictwo Ludowe, Samoobrona, Krajowy Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, „Solidarność” Rolników Indywidualnych – są organizacjami, wyrażającymi bezpośrednio interesy wysokotowarowych producentów rolnych, a więc – elity rolniczej.” - tutaj należy powiedzieć – burżuazji wiejskiej panie Florianie Nowicki – przypis mój.
„Samoobrona uchodzi za najbardziej radykalną siłę ruchu ludowego. Bazą tego politycznego radykalizmu są wielkoobszarowi producenci rolni. To oni – a nie biedota wiejska – są organizatorami głośnych akcji rolniczych blokad dróg czy akcji wysypywania importowanego zboża. Ale zarazem retoryka Samoobrony w określonych przypadkach może aktywizować także inne grupy społeczne, bezrobotnych czy nawet klasę robotniczą. Przywódca Samoobrony, Andrzej Lepper, wysunął swego czasu hasło odrodzenia sojuszu robotniczo-chłopskiego, angażował się w różne walki klasowe, popierał walki górników, hutników, pielęgniarek i nauczycieli. Tym samym działania Samoobrony obiektywnie sprzyjały nasileniu, wzmocnieniu określonych walk klasowych. Nie zmienia to drobnoburżuazyjnej natury tej organizacji, ale pokazuje, że w pewnych sytuacjach radykalne organizacje tego typu mogą w swych działaniach nieco wykroczyć poza standardową logikę działania organizacji drobnoburżuazyjnych. Oczywiście pozytywny wpływ organizacji drobnoburżuazyjnych na walkę klasową ma swoje granice – organizacje drobnoburżuazyjne nie mogą przewodzić walkom robotniczym. Ale na określonych etapach walki klasowej, organizacje tego typu mogą okazać się iskrą zapalną społecznego radykalizmu, czy przejściowym sojusznikiem.”
Jeżeli pan Florian Nowicki chce zobaczyć do czego prowadzi popieranie drobnych, „antykapitalistycznych” burżua, to niech się przyjrzy SLD – partia ta przejechała się na ich popieraniu (akurat raczej w odmianie miejskiej niż wiejskiej).
I nie ma tu nic do rzeczy radykalizm (radykalizm jest tylko radykalizmem – równie dobrze może być postępowy jak i wsteczny) oraz że „organizacje tego typu mogą w swych działaniach nieco wykroczyć poza standardową logikę działania organizacji drobnoburżuazyjnych” (i wcale nie występują poza tą logikę – tylko realizują konsekwentnie logikę walki o swoje cele używając WSZYSTKICH DOSTĘPNYCH ŚRODKÓW) czy też to, że mogą być iskrą zapalną dla społecznego radykalizmu. W gruncie rzeczy ta „iskra zapalna” jest to najgorsza rzecz, jaka może się przydarzyć robotnikom – ponieważ czas i miejsce starcia klasa robotnicza będzie wybierać nie według najdogodniejszych warunków dla walki o swoje interesy, ale według najdogodniejszych warunków dla walki o interesy drobnych burżua (jako przejściowego sojusznika można ją co najwyżej traktować jak partię burżuazyjną – i to raczej najgorszego typu, ponieważ mającą wpływ na wszystkie klasy społeczne na wsi – i przy umiejętnym manewrowaniu wyprowadzą bardzo prosto robotników w pole). „Sojusz robotniczo-chłopski” ma na celu podporządkowanie sobie wystąpień robotniczych pod własne interesy (proszę posłuchać sobie wystąpień Leppera w Sejmie). Czy panie Florianie Nowicki, Lepper cokolwiek powiedział o wyzysku robotników wiejskich? O wyzysku dzieci w gospodarstwach wiejskich? A przecież jest on gorszy od wyzysku robotników miejskich (i to nawet pan Florian Nowicki stwierdza – a w jaki sposób, o tym poniżej). Czy w firmach miejskich zatrudnia się dzieci poniżej piętnastego roku życia? A jak jest w gospodarstwach rolnych? Ile jest wypadków z udziałem dzieci na wsi? Ale zarówno Lepper jak i pan Florian Nowicki pomijają tą kwestię – dla nich na wsi, jeżeli chodzi o wyzysk istnieje tylko drobny chłop, średni chłop i bogaty chłop.
O przepraszam, pan Florian Nowicki jeszcze wymienia: biedotę wiejską, chłoporobotników, chłopów z gospodarstw „socjalnych”, pracowników najemnych (o nich będzie oddzielnie) - ale nie wspomina o ich wyzysku ale tylko w wspólnocie interesów z wielkimi właścicielami np. obronie KRUS czy też
„Rolnicze postulaty interwencjonistyczne czy proetatystyczne wyrażają interesy większości mieszkańców wsi. Realizacja tych postulatów z jednej strony zwiększyła by dochodowość gospodarstw największych producentów rolnych, ale z drugiej strony, umożliwiłaby także rzeszy ludności drobno-rolniczej ponowne nawiązanie trwałych więzi z rynkiem.”
czyli stawiają panu bogu świeczkę a diabłu ogarek i każą biedocie wiejskiej bić się za interesy burżua, przedstawiając je jako jej żywotne interesy:
„Z kolei sam fakt istnienia pewnych przywilejów podatkowych czy ubezpieczeniowych dla ludności wiejskiej obiektywnie zespala bogatego producenta rolnego z najbiedniejszym emerytem z gospodarstwa 2-hektarowego. I jeden i drugi jest zainteresowany obroną tych przywilejów (np. relatywnie małej składki na KRUS). Przy czym dla jednego jest to kwestia „być albo nie być”, a dla drugiego jest to kwestia „oszczędzić czy nie oszczędzić”.”.
Oczywiści nie jest to żaden wyzysk położenia biedoty wiejskiej tylko „wspólnota interesów”. Jak zwał, tak zwał.
Przy czym jeżeli chodzi o wyzysk robotników wiejskich to w części trzeciej można przeczytać:
„W okresie, kiedy Halamska przewidywała odrodzenie związkowej reprezentacji pracowników najemnych rolnictwa, związki zawodowe tego typu nie miały swoich agend w powstających wielkoobszarowych gospodarstwach prywatnych.”
„najemni pracownicy rolni odgrywają istotną rolę ekonomiczną w polskim rolnictwie (wytwarzają z całą pewnością bardzo znaczną część wartości globalnej produkcji polskiego rolnictwa);”
„wielce prawdopodobne jest w niedalekiej perspektywie nasilanie się walk klasowych w kapitalistycznych gospodarstwach rolnych;”
„grupa ta stanowi jedną z najsłabiej opłacanych części polskiej klasy robotniczej; robotnicy rolni sytuują się we wszystkich społeczeństwach Środkowo-Europejskich najniżej na dziesięcioszczeblowej drabinie stratyfikacyjnej (hierarchia dochodów, zarobków i zasobów materialnych) - poniżej rolników-właścicieli i robotników niewykwalifikowanych; w każdym z tych krajów sytuacja rolników-właścicieli jest lepsza lub zdecydowanie lepsza niż sytuacja i pozycja robotników rolnych ”
Czyli robotnicy rolni, klasa która jest najbardziej postępowa W ŻADEN SPOSÓB NIE JEST ZORGANIZOWANA a do tego jeszcze JEST WPROST NIEPRAWDOPODOBNIE WYZYSKIWANA i to wszystko w „Podsumowaniu politycznym” pan Florian Nowicki zbywa słowami:
„Proletariat rolny. Określenie interesów pracowników najemnych z gospodarstw wielkoobszarowych jest wyjątkowo proste. Interesy tej grupy są identyczne z interesami proletariatu przemysłowego. Robotnicy rolni stanowią część klasy robotniczej. Dlatego też nie będziemy tu się rozwodzić nad ich interesami.”
Przecież jest to WPROST obrona INTERESÓW BURŻUAZJI WIEJSKIEJ. Robotnicy rolni są jedyną klasą, która jest naprawdę rewolucyjna i której burżuazja wiejska nie ma jak „przekupić” ani KRUS-em, ani mitycznym „związkiem z rynkiem”, ani „dopłatami z Unii Europejskiej”, ani „wspólnotą interesów” - i tylko oni RZECZYWIŚCIE będą bronić interesów nie tylko swoich, ale także chłopów z gospodarstw „socjalnych”, chłoporobotników, bezrolnych, bezrobotnych mieszkający na wsi , biedoty po-PGR-owskiej. I dlatego należy WYODRĘBNIĆ ich praktyczne interesy na obecną chwilę – a jest to przede wszystkim zorganizowanie się w celu przeciwstawienia się temu NIEPRAWDOPODOBNEMU WYZYSKOWI. Ale na takie praktyczne wnioski pana Floriana Nowickiego już nie stać.
Wracając do „antykapitalizmu” wysokotowarowych producentów rolnych, przecież już w „Manifeście Komunistycznym” jest napisane o proletariacie i „socjalizmie” drobnych burżua:
„Spośród wszystkich klas, które są dziś przeciwstawne
burżuazji, jedynie proletariat jest klasą rzeczywiście rewolucyjną. Pozostałe
klasy upadają i giną wraz z rozwojem wielkiego przemysłu, proletariat jest tego
przemysłu nieodłącznym wytworem.
Stany średnie: drobny przemysłowiec, drobny kupiec, rzemieślnik, chłop -
wszystkie one zwalczają burżuazję po to, by uchronić od zagłady swoje istnienie,
jako stanów średnich. Są one zatem nie rewolucyjne, lecz konserwatywne. Więcej
nawet, są reakcyjne, usiłują obrócić wstecz koło historii. O ile są rewolucyjne,
to tylko w obliczu oczekującego je przejścia do szeregów proletariatu, to bronią
nie swych obecnych, lecz swoich przyszłych interesów, to porzucają własny punkt
widzenia, aby przyjąć punkt widzenia proletariatu. ”
Czyżby pan Florian Nowicki tego nie doczytał? A może panie Florianie Nowicki nie jest pan, jak napisałem, zidiociałym debilem tylko po prostu pan broni interesów burżuazji?
Dalsza krytyka poglądów pana Floriana Nowickiego w kwestii rolnej znajduje się między innymi w: F. Engels „Kwestia chłopska we Francji i Niemczech” (są tu zawarte PODSTAWOWE wiadomości na temat stosunku marksistów do chłopstwa), K. Kautsky: „Kwestia rolna. O tendencjach współczesnej gospodarki rolnej i polityce rolnej socjaldemokracji". Warszawa 1958 Lenin „Kapitalizm w rolnictwie”.
Natomiast naprawdę optymistyczne jest to, co można znaleźć w odpowiedzi na: komunistka Spowiedź komunistki (sam tekst spowiedzi jest wyznaniem zgorzkniałego drobnomieszczanina/drobnomieszczanki i z marksizmem nie ma nic wspólnego):
propozycja do "komunistki"
do "komunistki": niech komunistka troche lepiej doczyta teksty Marksa a moze nie bedzie wtedy pisac o pieniadzach jako "magicznych przedmiotach". Pozdrowienia!
Nareszcie ktoś, kto PRZECZYTAŁ MARKSA i co więcej – ZROZUMIAŁ GO (chociaż w tej części, w której krytykuje komunistkę) - czego o autorach wspomnianych artykułów nie można powiedzieć.
Kończąc to przydługie wprowadzenie, teraz chyba dla każdego jest jasne, dlaczego taki nacisk w dalszej części kładę na rozpowszechnianie, znajomość i zrozumienie dzieł Marksa-Engelsa-Lenina.
Obserwując dyskusję na portalu "Lewica bez cenzury" zauważyłem, że niektórzy jej czytelnicy tak właściwie nie są w stanie stwierdzić, co to jest właściwie ten komunizm, do którego niby to lewica miała szczęśliwie doprowadzić? Czy dalej lewica chce doprowadzić do komunizmu? Na czym właściwie ten komunizm miałby polegać? Czy trzeba umrzeć w okopach, walcząc z kapitalistami, aby zasłużyć na miano komunisty? Czy, patrząc na trzydzieści lat komunizmu w PRL, a teraz na kłótnie, jakie prowadzi tzw. lewica oraz jaką politykę prowadzi SLD czy UP - coś właściwie z tego komunizmu-marksizmu jeszcze zostało, czy nie - bo jeżeli to, co teraz jest to komunizm - to dziękuję (wszyscy mówią, że to kapitalizm - więc chyba jednak nie komunizm).
Oprócz tego, rewolucja socjalistyczna, jeżeli kiedykolwiek byłaby i jeżeli byłaby zwycięska to nie wszystko. Przecież po rewolucji, po dłuższym lub krótszym okresie, miały nastać czasy komunizmu, kiedy nie byłoby wyzysku - a więc jak to właściwie wtedy byłoby?
Niewątpliwie przed krytyczną oceną komunizmu, jego odrzuceniem czy też nie, każdy powinien mieć możliwość praktycznej pracy w takim społeczeństwie. Wtedy już świadomie, wiedząc o co chodzi, jak to wygląda, będzie mógł jasno się opowiedzieć - jestem za, lub jestem przeciw. I co więcej, bez względu na to, co będą mówili tacy czy inni przywódcy, sam odkryje, czy to co mówią prowadzi czy nie do komunizmu (do tego potrzeba jednak także trochę więcej wiedzy teoretycznej).
Starsze osoby zapewne powiedzą, że w Polsce już był komunizm i pracowali już w czasach komunistycznych. Jest to prawdą - i do nich nie kieruję tego artykułu - oni już to znają. Ale co z młodszymi, którzy wtedy nie pracowali? Czy zdani są tylko na opowieści rodziców i dziadków bez możliwości żadnego praktycznego sprawdzenia? Przecież to tak, jakby przed kimś postawić decyzję - kup lub nie tego kota w worku - ale nie tylko kota, ale i worek zobaczysz dopiero, kiedy go kupisz.
Różnice w sposobie produkcji i podziału produktów w społeczeństwie
kapitalistycznym i komunistycznym przedstawię na podstawie tworzenia
elektronicznej wersji książek z postaci papierowej (i tylko to będę tutaj
rozważał). Uważam, że takie postawienie sprawy jest o tyle dobre, że jeżeli ktoś
chce sprawdzić, co będzie i jak wygląda praca w społeczeństwie komunistycznym,
może wejść na stronę
www.marxists.org i przeczytać, jak może przyłączyć się do grupy ludzi,
którzy umieszczają prace Marksa-Engelsa-Lenina (i nie tylko) w Internecie - i
popracować w społeczeństwie komunistycznym, co da mu praktyczne doświadczenia i
pozwoli jasno wybrać - jestem za lub przeciw.
Natomiast znalezienie pracodawcy, który płaci za tworzenie elektronicznej wersji
książek (dla praktycznego porównania różnic w sposobie pracy) pozostawiam
Czytelnikowi.
Jakie są zasady pracy w społeczności kapitalistycznej i komunistycznej?
Trzy pierwsze zasady są takie same:
1. Trzeba bezwzględnie podporządkować się zarządzeniom i sugestiom osoby kierującej (na www.marxists.org jest to Dyrektor Polskiej Sekcji MIA) - czyli twarde wychowanie fabryczne - DYKTATURA.
2. Trzeba podporządkować się zasadom panującym przy przepisywaniu prac na postać elektroniczną (np. dla www.marxists.org: tylko pliki HTML, strona kodowa ISO8859-2, używanie wcześniej przygotowanych arkuszy stylów css i wiele, wiele innych rzeczy) - właściwie DYKTATURA.
3. Należy użyć swojego czasu żeby nauczyć się sposobu pracy, wykonać daną pracę jak najlepiej a każde możliwości usprawnienia lub przyspieszenia pracy zgłaszać i wdrażać w życie - czyli również twarda DYKTATURA.
Ale w punkcie czwartym zasady już nie są takie same:
4a. W społeczeństwie kapitalistycznym za swoją pracę dostaje się pieniądze, a
wytwory pracy są prywatną własnością jednostek – i nikt, poza wybranymi
jednostkami nie ma prawa dysponować wytworami pracy (w szczególności je
produkować) – w celu ich otrzymania należy je zakupić. Jeżeli nie podporządkuje
się temu prawu, to można zostać oskarżonym o kradzież elektronicznej książki - i
w ostateczności można znaleźć się w więzieniu.
Trzeba więc użyć przemocy (mniej lub bardziej jawnej) w celu ochrony własności
prywatnej - znowu DYKTATURA.
4b. W społeczeństwie komunistycznym nie dostanie się żadnych pieniędzy - ale
za to można korzystać z wszystkich książek przepisanych przez inne osoby (czy
raczej produkować dowolną liczbę egzemplarzy danej książki) i nikt nie ma prawa
powiedzieć, że ktoś używa prac wykonanych przez innych "bez zgody autora oraz
osób prowadzących stronę na którą był pierwotnie przeznaczony, co jest łamaniem
praw autorskich" - oczywiście, w ramach możliwości tego społeczeństwa (a jak
można zauważyć, już teraz możliwości
www.marxists.org nie są takie małe). Jeżeli ktoś będzie próbował złamać to
prawo i kazałby innym pracować dla siebie w zamian za udostępnienie książki to
albo ktoś inny będzie musiał przepisać daną książkę na postać elektroniczną albo
będzie trzeba siłą odebrać ten elektroniczny egzemplarz książki w celu
udostępnienia go w Internecie, żeby każdy mógł z niej skorzystać - nawet ten,
kto złamał to prawo (proszę zauważyć, że po przekopiowaniu książki można nawet
mu zwrócić jego egzemplarz, co więcej, przesłać dwa dodatkowe).
Trzeba więc użyć przemocy (mniej lub bardziej jawnej) w celu ochrony własności
społecznej - znowu DYKTATURA.
I teraz już każdy mniej więcej wie, czym, dla zwykłego robotnika czy też pracownika najemnego, różni się praca w społeczeństwie kapitalistycznym od pracy w społeczeństwie komunistycznym, i co więcej, czym różni się DYKTATURA KAPITAŁU (własności prywatnej) od DYKTATURY PROLETARIATU (własności społecznej)- chociaż na tak wąskim odcinku, jak tworzenie elektronicznych książek.
Po dokładne zasady, na jakich rozpowszechnianie są prace na MIA odsyłam
tutaj
Nie wdając się w dalszą dyskusję na temat licencji GFDL, jeżeli ktoś skopiuje
daną pracę na swoją stronę WWW zachowując jej treść (forma z różnych względów
może być trochę inna) i poda, skąd ją uzyskał, nie łamie praw tej społeczności.
Popatrzę teraz na rewolucjonizm przez pryzmat "Lewicy bez Cenzury". LBC
złamała prawa autorskie kopiując bez pozwolenia artykuł takiego znanego
rewolucjonisty jak Piotr C. - i poczuł się tym bardzo oburzony (w końcu ma do
tego prawo), ale prawa nie złamała kopiując z polskiej sekcji MIA "Rozwój
socjalizmu od utopii do nauki" (właściwie to kopiowanie to już praca na rzecz
społeczeństwa komunistycznego) - więcej, zachęcam nie tylko do kopiowania i
czytania prac – co jest też bardzo ważną pracą - ale także do przerabiania prac
Marksa-Engelsa-Lenina na postać elektroniczną - czyli do dalszego rozwijania
tego społeczeństwa.
Wychodząc poza walkę „dwóch mężów” należy się zastanowić, czy przedstawione
egoistyczne interesy (w końcu żaden z nich nie uważa, że drugi jest altruistą)
są tylko interesami „dwóch mężów” - czy też reprezentują również interesy
określonych (i jakich) klas społecznych.
Dokładniejsze badanie i dowód, dlaczego społeczeństwo GPL - w części dotyczącej oprogramowania - jest społeczeństwem komunistycznym znajduje się w pracy "Rewolucja w czynach a nie w słowach" oraz w dziełach Marksa-Engelsa-Lenina - tych, które są na MIA, tych które są w bibliotekach, tych, które można kupić w antykwariatach.
To, co można jeszcze dodać, to że taki komunistyczny sposób produkcji jest
możliwy dzięki odpowiednio wysokiemu rozwojowi sił wytwórczych oraz
uspołecznieniu środków produkcji (komputerów – w sensie dostępności, programów i
książek - w sensie własności społecznej - pełnej dostępności kodów źródłowych i
wykonywalnych dla programów i egzemplarzy do kopiowania – dla książek) i ten
rozwój sił wytwórczych na każdym kroku podważa kapitalistyczny sposób produkcji.
Należy także zauważyć, że w takim społeczeństwie w gruncie rzeczy nie ma
bezrobotnych - każdy, który np. tylko ściąga prace z MIA już pracuje w
społeczeństwie komunistycznym - produkuje swój egzemplarz danej pracy w celu
jego "spożycia" - przeczytania. Czyli bezrobotnym jest jedynie ten, kto nic nie
robi w tym społeczeństwie - tutaj właśnie wysoki poziom rozwoju sił wytwórczych
i uspołecznienie środków produkcji wymusiło to, że każdy, czy chce czy nie,
pracuje, i co więcej, praca społeczna nie może przeistoczyć się w potęgę
poszczególnych jednostek (czy też we władzę jednej części społeczeństwa nad
drugą).
Wobec tego, że LBC skupia ogromną liczbę rewolucjonistów, wzywam ich do rewolucyjnego czynu - nie śmierci w okopach, nie wysadzania, nie niszczenia, nie demonstracji i bitwy z policją czy wojskiem, ale prostej pracy - zgłoszenia się do dyrektora MIA (który koordynuje prace) i przerobienia jakiejś pracy M-E-L na postać elektroniczną (w końcu na pracach M-E-L mamy się opierać - i w teorii, i w praktyce). Każdy, kto przerobi jakąkolwiek pracę, bez względu na swoje poglądy może się uważać za "rewolucjonistę w czynach, a nie w słowach" - więcej, dowie się jak pracuje się w społeczeństwie komunistycznym i sprawdzi w praktyce, co znaczą poniższe słowa z "Manifestu komunistycznego":
"Komunizm nie odbiera nikomu władzy przywłaszczania sobie produktów społecznych, odbiera jedynie władzę ujarzmiania cudzej pracy za pomocą tego przywłaszczania."
oraz dowie się co oznacza:
"każdy według swych zdolności, każdemu według potrzeb"
Nie wymagam od nikogo, aby natychmiast rzucał wszystko i przerabiał prace M-E-L. W końcu panującą zasadą - że powtórzę - jest: "każdy według swych zdolności, każdemu według potrzeb".
Myślę, że takie organizacje jak PPS, UP, FMUP (czy też to co z FMUP powstało - tutaj przepraszam, ale się pogubiłem co i jak się dzieje), NL etc. etc. etc. i oczywiście, niewątpliwie lewicowe SLD (w końcu LBC przez, że tak powiem, skoligacenia rodzinne, może dotrzeć do nich) oraz wiele, wiele innych wykażą, że są rewolucyjne, w ramach komunistycznej zasady wymienionej powyżej - nie przez gadanie a przez PRAKTYCZNE DZIAŁANIE, z którego będzie mógł korzystać każdy. Do zrobienia jest jeszcze naprawdę wiele (przy czym wszelkie formy współpracy, zarówno między członkami organizacji jak i organizacjami są dozwolone, więcej - są zalecane).
A co w innych dziedzinach? Czy uważam, że należy się zająć TYLKO
przepisywaniem dzieł M-E-L do Internetu? Oczywiście, nie. Jednak tam, gdzie
kapitalizm trzyma się mocno - z tych czy innych powodów - to, w jaki sposób
należy przejść do społeczeństwa socjalistycznego czy komunistycznego (a to nie
oznacza tego samego) nie polega na krzyczeniu "Niech żyje rewolucja!!!" "Precz z
reformistami!!!" "Zjednoczcie się pod naszym sztandarem - tylko my jesteśmy
ponad podziałami!!!" czy też robieniu Rewolucji Październikowej i obalaniu cara
w roku 2003.
Trzeba zbadać, używając dialektyki marksistowskiej, z klasowego punktu widzenia,
jakie warunki są tu i teraz, i na podstawie tego badania wyciągnąć praktyczne
wnioski. Jednak żeby używać w praktyce dialektyki marksistowskiej trzeba się jej
NAUCZYĆ (jak każdej innej NAUKI - fizyki, chemii, biologii etc.) - a tego bez
studiowania dzieł Marksa, Engelsa, Lenina, Kautskiego, Plechanowa i autorów,
których polecają np. Hegla nie osiągnie się. Właśnie MIA, poprzez Internet,
umożliwia rozpowszechnianie i studiowanie dzieł M-E-L w sposób dotąd
niespotykany - komunistyczny - według możliwości i potrzeb.
Natomiast bez znajomości dzieł M-E-L rewolucja 2003 w stylu Mao Tse Tunga
najpewniej upadnie z braku odpowiedniej liczby chłopów, a w Październikowej
zabraknie głównego aktora - cara - co również doprowadzi do całkowitej klęski.
Ponieważ
"już Don Kichote odpokutował za mylne przekonanie, że błędne rycerstwo można pogodzić z każdą formacją społeczno-ekonomiczną"
Rodzące się społeczeństwo komunistyczne i pomału upadające społeczeństwo kapitalistyczne zostało przedstawione tak, jakby nie było między nimi żadnego związku, w szczególności walki. Oczywiście, jest to całkowita nieprawda - walka taka toczy się mniej lub bardziej jawnie.
Pozostaje pytanie: Które społeczeństwo ostatecznie zwycięży? Odpowiedź na to pytanie pozostawiam Czytelnikowi - jest to też sprawdzian znajomości dzieł Marksa-Engelsa-Lenina.
I ostatnia uwaga. W powyższej pracy nie zajmuję się społeczeństwem socjalistycznym tzn. społeczeństwem, w którym rozwój sił wytwórczych nie pozwala zrealizować zasady "każdy według swych zdolności, każdemu według potrzeb" - rozważania dotyczące takiego społeczeństwa to temat co najmniej na oddzielny artykuł.
Nikodem Beltow