Nigdy nie wierzyłem w obiektywizm historyków, a studia jeszcze bardziej mnie w tym przekonały -zwłaszcza przy opisywaniu dziejów najnowszych. Ludzie, którzy jeszcze kilkanaście lat temu byli "marksistami", a po 1989 doznali olśnienia i nawrócili się na neoliberalizm - nie mogą być wiarygodni. Jeśli się czegoś na tych studiach można nauczyć - to umiejętności pisania historii - broniącej z góry założonej tezy. Wszystko oczywiście musi być polane "naukowym sosem" i największe brednie, jeśli mają odpowiedni warsztat badawczy - stają się "pracami historycznymi". Każdy problem można opisać z różnych stron - w zależności od tego - co chce się udowodnić. Tak samo - z wielu stron można oceniać ruch hunwejbinów. Chyba Ernest Mandel, powiedział, że "hunwejbini to nieświadomi trockiści" i walka z biurokracją partyjną - jest dla mnie największą zaletą tego ruchu. Jest to problem na oddzielne badania - ale zapewne wśród tysięcy hunwejbinów - było kilku, którzy przeczytali Zdradzoną Rewolucję Trockiego. W tekście Przemka jest inne rozłożenie akcentów - i przez to jego przesłanie polityczne jest niebezpieczne. Nie wierze w zapewnienia: "to nie miała być praca polityczna - tylko historyczna". Tak jak nowoczesną wojnę prowadzi się przy pomocy wielu różnych rodzajów broni - tak w nowoczesnej propagandzie -nie można się ograniczać tylko do tekstów politycznych. Naukowy tekst historyczny ma poczytność nie wielką - i jego głównym zadaniem jest udowodnić jakiś problem, który przy pomocy tekstów politycznych, można spopularyzować, stosując różne uproszczenia. Kłamstwo powtarzane tysiąc razy staje się prawdą -i tak modeluje się historię. Po przeczytaniu tekstu doszedłem do wniosku, że główną zaletą hunwejbinów i maoizmu jest według Przemka, emocjonalny i irracjonalny charakter ruchu, którego konsekwencją były radykalne działania. Nie wiem czy Przemek świadomie tak rozłożył akcenty -bo być może po prostu nie zdaje sobie z tego sprawy. Gdyby tekst został poprawiony i dodano by jeszcze 10 stron o "chińskich trockistach" - to zapewne wrażenie było by inne. Nie uważam hunwejbinów za chińskich hitlerowców, bo w odróżnieniu od Przemka uważam, że główną inspiracją ruchu był marksizm. Walka z biurokratycznymi wypaczeniami była słuszna i miała według mnie charakter racjonalny, a pewne negatywne konsekwencje, były tylko wypaczeniami, które niestety ruch później zdominowały. Jako redaktor LBC nie mogę pozwolić, by na stronie pojawiały się teksty gloryfikujące działanie irracjonalne, bez żadnego krytycznego komentarza. Skoro nie było go w tekście Przemka, to musiałem zrobić to ja, stosując jak zwykle w takich przypadkach przesadę (porównanie hunwejbinów do Hitlerjugend). Gdy Przemek napisał: "Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam szeregu katastrofalnych błędów, które [Mao] popełnił, i że w pełni akceptuję jego doktrynę ideologiczną. " to dla mnie sprawa jest zamknięta. Jak już napisałem w pierwszym tekście - na ten temat wiem nie wiele i jestem przeciwnikiem "sztuki dla sztuki". Mogę dyskutować na każdy temat, pod warunkiem, że jest on w stanie zainteresować potencjalnych nowych komunistów. Tradycji partii maoistowskich i maoizmu w Polsce nie ma - i raczej na dziś jest to temat pasjonujący bardzo wąskie grono fascynatów. Zainteresowanie trockizmem w Polsce (też nie wielkie) - jest jednak dużo większe - i dlatego więcej uwagi poświęcamy na LBC dyskusji z trockizmem. W maoizmie wiele rzeczy mnie interesuje i mam nadzieje, że już niedługo Przemek napisze kolejny tekst, gdzie tym razem będzie inne rozłożenie akcentów. Nie znaczy to jednak, że zamierzam cenzurować czy wpływać na treść tekstu - ja swoje zrobiłem -mówiąc z czym się nie zgadzam. Jeśli napiszesz kilka tekstów i wywołasz zainteresowanie tym tematem, to moje podejście też się zmieni, bo wtedy to już będzie temat "na topie" i może przyspieszę studia nad maoizmem (kosztem innych problemów - bo LBC prowadzi samo edukację 24 godziny na dobę).


Tengu

Kulą w Płot
 

W pierwszych słowach tego artykułu chciałbym wyrazić szczerą radość z faktu, że redaktor naczelny portalu <<Lewica bez Cenzury>> Michał Nowicki napisał polemiczny komentarz do tekstu mojego autorstwa pt. „Wschód jest Czerwony!!!”. Mój tekst w swych założeniach miał być kontrowersyjny i prowokujący. Sprzyja to bowiem dyskusji, która – o ile jest merytoryczna – zawsze stanowi wartość.
Niestety, na tych słowach zmuszony jestem zakończyć moje pochwały pod adresem <<Krótkiego komentarza...>>. Michał Nowicki (co musze stwierdzić z wielkim żalem!) napisał tekst znacznie poniżej swoich możliwości. Choć przeczytał moją pracę (o czym świadczą gęsto przytaczane, choć często wyrwane z kontekstu, cytaty), odnoszę wrażenie, że zupełnie jej nie zrozumiał.
<<Wschód jest Czerwony!!!>> jest pracą historyczną, w której postawiłem sobie za zadanie dokonanie wielostronnej analizy ruchu społecznego Czerwonej Gwardii. Szczególną uwagę poświęciłem kontrowersyjnym i mało znanym aspektom wydarzeń okresu Rewolucji Kulturalnej. Starałem się odrzucić wszystkie aprioryczne tezy, a więc także prawicową historiografię dogmatyczne schematy. Jako historyk in spe Michał Nowicki zapewne zdaje sobie sprawę z różnic pomiędzy tekstem agitacyjno-propagandowym, a rzetelna pracą historyczną.
W moim tekście nie stronię od niepopularnych tez, stosuję zaskakujące porównania, nie wzbraniam się przed poszukiwaniem (nierzadko prowokujących!) międzykulturowych analogii. Takie podejście uważam za bardziej rozwijające, niż ograniczenie się do bezmyślnego cytowania dostępnych źródeł i opracowań. Unikam jednak aksjologii. Za bardzo szanuję swoich Czytelników, by brutalnie epatować ich moimi własnymi przekonaniami i z góry narzucać im kontekst światopoglądowy. Zamiast tego, wolę zmusić Czytelników do myślenia, pozostawiając im ocenę opisywanych przeze mnie wydarzeń. Właśnie dlatego moja praca nie zawiera żadnych wypowiedzi o charakterze wartościującym.
Michał Nowicki w swoim <<Krótkim komentarzu...>> stosuje nieuprawnioną implikację – z faktu, że zainteresowałem się Rewolucją Kulturalną i postanowiłem obalić niektóre mity na jej temat wnioskuje, że jestem maoistą i identyfikuję się z opisywanymi przeze mnie wydarzeniami. To absolutna nieprawda. Moim celem było obalenie szeregu mitów na temat wydarzeń lat 1965-1969. W żadnym wypadku nie jest to równoznaczne z ich (wydarzeń) poparciem. Rewolucja Kulturalna była kampanią, której założenia ideologiczne i przebieg należy rozpatrywać w określonym kontekście historycznym i kulturowym – ocenianie hunwejbińskich postulatów z punktu widzenia problemów społecznych rozwiniętych gospodarczo krajów Zachodu, przy przyjęciu zachodniego systemu wartości, jest przykładem mechanistycznego rozumienia historii. Każdy historyczny fenomen należy rozpatrywać w powiązaniu z jego uwarunkowaniami społecznymi, ekonomicznymi, politycznymi, kulturowymi, ideologicznymi, estetycznymi, religijnymi, metafizycznymi.
Nie do końca rozumiem, jak można odczytać jako pochlebne moje porównanie hunwejbinów do ruchu religijnego. Michał doskonale wie, że nie jestem osobą religijną, zatem nazwanie kogoś „zelotą quasi-religii” nie jest w moich ustach komplementem. O bałwochwalczym kulcie jednostki w ruchu hunwejbińskim staram się pisać obiektywnie, nierzadko lekko ironicznie. Ponieważ przyjąłem konwencję pracy wolną od aksjologii, nie uznałem za stosowne dokonywanie explicite krytyki kultu jednostki, który miał miejsce w groteskowej wręcz formie podczas Rewolucji Kulturalnej.
Sugestia, że postuluję dokonanie ekstrapolacji doświadczeń Rewolucji Kulturalnej na dzisiejszą Polskę to już nie nadinterpretacja, lecz czystej wody aberracja. Tym, którzy mają wątpliwości, oświadczam – nie są mi bliskie czerwonogwardyjskie postulaty zakazu hodowli świerszczy, rozbiórki Chińskiego Muru (sic!), ani - tym bardziej – propozycja uniformizacji strojów i przymusowego obcinania długich włosów mężczyznom. Mam nadzieje, że jasno się wyraziłem.
Choć nie popieram Rewolucji Kulturalnej, uważam ją za fascynujący temat do badań i godne zainteresowania wydarzenie. Nie zamierzam też potępiać hunwejbinów w czambuł, oceniam ten ruch ambiwalentnie. Za zupełny absurd uważam porównywanie hunwejbinów do nazistowskich bojówek – to przykład bardzo płytkiej, powierzchownej interpretacji.
Niestety, Michał Nowicki proponuje zastosowanie do analizy Rewolucji Kulturalnej warsztatu metodologicznego zaczerpniętego z podręczników do Wiedzy o Społeczeństwie dla uczniów szkół podstawowych. To tam przeprowadzany jest podział systemów politycznych na „demokratyczne”, „autorytarne” i „totalitarne”. Michał , porównując hunwejbinów z nazistowskimi bojówkami SA, stosuje myślenie potwornie jednowymiarowe i uproszczone, nawiązując do niechlubnej tradycji zrównywania komunizmu z faszyzmem, typowej raczej dla skrajnie prawicowych autorów prostackiej propagandówki – Czarnej Księgi Komunizmu – niż dla rewolucyjnego publicysty. Historię należy postrzegać procesualnie, wielowymiarowo, dostrzegać wydarzenia w ich wzajemnych powiązaniach. Gdy Michał Nowicki pisze, że zarówno hunwejbini, jak i SA nosili jednolite mundury i opaski, siali wokół destrukcję i gloryfikowali swego przywódcę, wprawia mnie w zdumienie. W ten sposób każdy ruch masowy można zrównać z każdym na podstawie pewnych fasadowych podobieństw. Czerwona Gwardia, choć stosowała równie brutalne metody, miała zupełnie inne cele, niż SA. Była ruchem antyhierarchicznym, antytradycjonalistycznym, antybiurokratycznym i anarchizującym. Mao Zedong i Lin Biao szybko utracili kontrole nad jej żywiołem, hunwejbini nie mieli nad sobą żadnej władzy. SA była partyjna bojówką, hunwejbini uznawali partię za swego głównego wroga. To zupełnie dwa różne historyczne fenomeny, które łączy bardzo niewiele, dzieli zaś prawie wszystko. Jestem przeciwny uproszczonemu pojmowaniu historii. Myślę, że Michał – autor dobrych prac o Wielkim Proletariacie, Stanisławie Kunickim, polskim ruchu terrorystycznym i rosyjskich narodnikach – po namyśle przyzna mi rację.
Mam nadzieję, że Michał Nowicki, który niechętnie przyznaje się do błędów, tym razem wycofa się ze swoich zarzutów, wynikających z niezrozumienia mojej pracy. Jego <<Krótki komentarz...>> to typowy strzał kulą w płot.
Jeśli Michał koniecznie chce znać moje osobiste zdanie na temat Mao, hunwejbinów i Rewolucji Kulturalnej, to mogę je przedstawić. Uważam Mao za wybitnego rewolucjonistę, cenię go także jako teoretyka. Nie oznacza to jednak, że nie dostrzegam szeregu katastrofalnych błędów, które popełnił, i że w pełni akceptuję jego doktrynę ideologiczną. Chętnie wymienię wątki w myśli maoistowskiej, które uważam za cenne i godne rozwijania. Należy do nich wskazanie państw cywilizacyjnie upośledzonych przez długoletnia kolonizację jako centrum światowej walki antyimperialistycznej. Jest to fascynująca alternatywa dla wulgarnego, ortodoksyjnie marksowskiego europocentryzmu. Kontynuatorami tradycji ortodoksyjnie marksistowskiej, wskazującej proletariat państw imperialistycznych jako jedyny podmiot zdolny do przeprowadzenia światowej rewolucji jest dzisiejszy – skrajnie europocentryczny – ruch trockistowski. Zgadzam się z maoistowską tezą, że robotnicy z krajów ekonomicznie wysoko rozwiniętych są beneficjentami światowego ładu imperialistycznego.
Nie wiem również, dlaczego Michał Nowicki stawia mi zarzut gloryfikacji antyintelektualizmu i apologii bezrozumnej spontaniczności. Ten punkt widzenia nigdy nie był mi bliski. Dostrzegam jednak wady paradygmatu scjentystycznego, przyjmowanego przez większość ortodoksyjnych marksistów – ograniczanie się do nauk przyrodniczych i dogmatyczne przenoszenie ich metod badawczych na rzeczywistość społeczną. Wadą wulgarnego materializmu jest nieuwzględnianie potrzeb irracjonalnych warstw ludzkiej psyche, bagatelizowanie roli symboli, deprecjonowanie roli nieświadomości zbiorowej w historii.
Zgadzam się z Mao, że nadbudowa oddziałuje na bazę w stopniu równie znacznym, jak baza na nadbudowę. Dlatego bliska jest mi teza o kluczowym znaczeniu walki o ludzką świadomość, kulturę i mentalność – choć rozumiem ją zupełnie inaczej, niż hunwejbini. Uważam, że rzeczywista rewolucja musi się dokonać w ludzkich umysłach – zniszczenie antyhumanistycznego, rywalizacjocentrycznego, pełnego schematów, dogmatów i uprzedzeń kapitalistycznego paradygmatu jest równie ważne, jak rewolucja polityczna.
Jeśli zaś chodzi o maoistowski woluntaryzm, to jest mi on bliski, zwłaszcza w zestawieniu z ortodoksyjnie marksowskim determinizmem i przekonaniem, że „feudalizm i kapitalizm odegrały w historii postępową rolę”. Dziedzictwem tego determinizmu jest chociażby tak często spotykany w ruchu neotrockistowskim marazm, bierne oczekiwanie na „sytuacje rewolucyjną”, pozostawienie działań rewolucyjnych na czas „gdy dojrzeją warunki obiektywne” , czyli – jak głosi mądrość ludowa – „na świętego Nigdy”, oportunistyczna taktyka entryzmu, czy przejmowanie haseł nie wykraczających poza liberalno-demokratyczny paradygmat (vide znane z krajowego poletka „rewolucyjne” hasła w rodzaju <<SLD nie jest prawdziwą lewicą, bo opowiada się za podatkiem liniowym, a nie, jak my, za progresywnym>>). O otwartym popieraniu ruchów otwarcie reakcyjnych przez neotrockistów nawet nie wspominam.
Chciałbym zwrócić także uwagę na ogromny wpływ myśli politycznej Mao na – między innymi – koncepcję „Rewolucji Trójkontynentalnej” Ernesto „Che” Guevary i ideologię Grupy Baader-Meinhof.
Myślę, że – wbrew pozorom – więcej mnie z Michałem Nowickim łączy, niż dzieli. Redaktora LBC zachęcam do uważnej lektury tekstów, ewentualne spory często są bowiem – jak w tym przypadku – rezultatem nieporozumienia.
Tengu