Kolejna odsłona
 

Spektakl wyborczy na Ukrainie odsłania miałkość tzw. nowej lewicy.
Entuzjastyczne poparcie dla "Pomarańczowej Rewolucji" SDPL Marka Borowskiego uzupełnia klarowna deklaracja III Kongresu SLD, który zapewnia, że "Pomarańczowa Rewolucja" umocni pozycje Ukrainy w Europie i utoruje Ukrainie drogę do Unii Europejskiej i NATO, za czym oczywiście opowiada się SLD.
SDPL i SLD jako tzw. lewica proeuropejska akceptują neoliberalną "konstytucję dla Europy", a zatem realny kapitalizm. Równocześnie zachwalają odchodzący "europejski model socjalny" i "jednolity front lewicy", który miałyby wesprzeć: "Zawiązki zawodowe, stowarzyszenia, fundacje, organizacje trzeciego sektora nastawione na działalność w ramach ekonomii społecznej, organizacje alterglobalistyczne, ekologów, ruchy praw kobiet, ochrony konsumentów, organizacje mniejszości seksualnych", czyli tzw. nowe ruchy społeczne.
SLD, podobnie jak Unia Lewicy, dopuszcza następujące formy walki: "sprzeciw uliczny, interpelacja parlamentarna, czynna obrona eksmitowanego czy ustawa zmieniająca niesprawiedliwe prawo". Dopatrując się "mądrości lewicy" w działaniach koordynacyjnych "nasilających praktyczny efekt" ("III Kongres SLD", "Trybuna" z 22 grudnia 2004 r., ss. 8-9). Sojusz Lewicy Demokratycznej chce również współtworzyć "w warunkach państwa kapitalistycznego" wespół-zespół z Unią Lewicy i SDPL "silną reprezentację lewicy" i wspólnie w ramach "jednolitego frontu lewicy" i wraz z Ukrainą "dochodzić do unijnych standardów".
SLD, SDPL, Unia Pracy współtworząca Unię Lewicy w znacznej części wpisują się w ten socjaldemokratyczny model reformowania realnego kapitalizmu.
Nieco odmienną opcję reformistyczną z ukłonem w stronę mas proponują publicyści "Czwórki" - Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki. W ich mniemaniu najistotniejszą kwestią jest "mobilizacja mas".
O ile Jan Sylwestrowicz bez reszty poparł "Pomarańczową Rewolucję" (o czym pisaliśmy w artykule "Masa krytyczna" z 8 grudnia 2004 r.), o tyle Jan Malewski z "Inprekoru" rozważa "do jakiego stopnia mobilizacja mas wokół Juszczenki jest nie tyle autentyczna, co mająca JAKIEŚ ELEMENTY SAMODZIELNOŚCI. Innymi słowy, do jakiego stopnia jest to MOBILIZACJA WOKÓŁ DEMOKRACJI, a do jakiego wokół wodza Juszczenki?"
Z jego punktu widzenia najważniejsza jest "DYNAMIKA SYTUACJI", czyli "zdolność (...) demonstrantów do utworzenia JAKICHŚ, CHOĆBY OGRANICZONYCH FORM SAMOORGANIZACJI".
Dla Zjednoczonego Sekretariatu IV Międzynarodówki istotne jest "jakieś odrodzenie narodowe, choćby w sferze kulturalnej" i KONSOLIDACJA "jakiejś świadomości narodowej".. Oczywiście, w przeciwieństwie do Jana Sylwestrowicza Malewski dostrzega "wątki socjotechnicznej manipulacji masami", ale istotnym z jego punktu widzenia jest dowolny ("jakiś") stopień samodzielności.
Ku rozgoryczeniu obu Janów bez Ziemi "na Ukrainie nie pojawiły się chyba (przynajmniej o tym niczego nie wiemy) JAKIEKOLWIEK NURTY, CHOĆBY MARGINALNE, próbujące sformułować interes społeczny ukraińskiej większości - robotników i chłopstwa".
Z punktu widzenia "Inprekoru" i Jana Malewskiego, a zapewne i "Nowego Robotnika" najważniejszą sprawą jest wyartykułowanie "JAKIEGOKOLWIEK PROGRAMU SPOŁECZNEGO, DEMOKRATYCZNEGO, NARODOWEGO", który "mógłby się oprzeć NA KILKU HASŁACH OGÓLNYCH (OBRONA DEMOKRACJI, ale nie plebiscytarnej; OBRONA NIEPODLEGŁOŚCI NARODOWEJ - a więc ani u boku Rosji, ani pod kontrolą NATO, Unii Europejskiej i USA; OBRONA INTERESÓW SPOŁECZNYCH - a więc samorządność i uspołecznienie zakładów pracy, a nie ich prywatyzacja".
Charakterystyczne, że te "HASŁA OGÓLNE" i nie mające "odpowiednika w walce, jak się toczy na Ukrainie", a zatem ze wszech miar utopijne i ponadczasowe mają podobno "gwarantować lepszą przyszłość dla tego społeczeństwa" (Jan Malewski, "Patrząc na Ukrainę", "Nowy Robotnik", grudzień 2004, s. 5).

Tzw. nowa radykalna lewica, pismem której jest właśnie "Nowy Robotnik" i tzw. proeuropejska lewica różnią się między sobą przede wszystkim stosunkiem do NATO, Unii Europejskiej i USA oraz realizmem/utopijnością stawiania takich kwestii, jak "obrona demokracji", "obrona niepodległości" czy "obrona interesów społecznych".
Ogólnie rzecz biorąc obie formacje zgłaszają postulaty głęboko reformistyczne.
Za rozwiązaniem rewolucyjnym niezmiennie, choć gołosłownie, opowiada się Międzynarodowa Liga Komunistyczna (kolejne ugrupowanie posttrockistowskie), która w dowolnej sytuacji wzywa, jak zawsze, do "nowych rewolucji październikowych!" Tym razem jednak proponuje również "proletariacką walkę klasową" i odrzucenie nacjonalizmów, pochwalając jedno z haseł towarzyszących strajkowi górników Donbasu w 1993 r. - "Nacjonalizm nie przejdzie!"
Słusznie MLK zakłada, że splot okoliczności obecnych na Ukrainie przezwyciężyć może "JEDYNIE proletariacka walka klasowa" i "fala rewolucyjnego fermentu", która bynajmniej nie ma nic wspólnego z "Ruchem 'demokratycznym' made in USA", zwanym "Pomarańczową Rewolucją".
Splot okoliczności zaistniałych na Ukrainie opisuje również Władymyr Złenko (w tłumaczeniu Z.M. Kowalewskiego lub Kuby Grzegorczyka - "Ukraina: To nie żadna rewolucja" lub "Udawana rewolucja") oraz "Workers Vanguard", który szczególny nacisk kładzie na kwestie narodowościowe, klasie robotniczej poświęcając minimum uwagi.
Cóż, rola robotników w tym rozdaniu jest nader ograniczona, podobnie jak ich świadomość, z czym zgadza się Jan Malewski z "Inprekoru" ("poziom świadomości politycznej, narodowej, historycznej itp. mas ukraińskich jest bardzo niski") ze Spartakusowcami.
Trudno się zresztą nie zgodzić, że "ten niski poziom świadomości", a raczej konkretna świadomość społeczna robotników, nietrwała czy latentna świadomość klasowa "ułatwia wszelkie manipulacje". Ale... jednocześnie stanowi podstawę walki klasowej.
Frazesy Spartakusowców o "internacjonalistycznym programie bolszewików", uzupełnione hasłem z "czerwonego transparentu na jednej z demonstracji strajkujących" (w 1993 r.) górników Donbasu nie ograniczyły jednak wpływu nacjonalizmu i kapitalistycznych przeobrażeń. Stąd w roku 1996 MLK całą nadzieję pokładała już tylko w niedookreślonym "rewolucyjnym fermencie", którego źródła umiejscowiono poza Ukrainą i poza Donbasem. Skoro jednak nie nadszedł "rewolucyjny przykład" z Warszawy, Berlina, Moskwy czy Azji Środkowej zakotwiczenie "następnej fali rewolucyjnego fermentu" poza granicami Ukrainy zemściło się po stokroć pod postacią "Pomarańczowej Rewolucji".
W 2004 r. stanowisko MLK nie zmieniło się nawet na jotę. W międzyczasie Spartakusowcy stracili grunt pod nogami zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie ("zostali wypędzeni"). Nie potrafili bowiem, nie będąc rewolucyjną partią robotniczą, zaproponować robotnikom zarówno z południowo-zachodniego Donbasu (wschodnia Ukraina), jak i północno-wschodniego (Rosja) walki o swoje klasowe interesy uwzględniającej bieżący stan świadomości społecznej robotników.
Uwzględniając stan świadomości społecznej robotników wielkoprzemysłowych byłych krajów "realnego socjalizmu" w latach 1992-1993 można jednoznacznie stwierdzić, że wiara we wręcz klasową moc robotniczego protestu, szczególnie górników i hutników, była wówczas dominującą cechą. Wyrazem tego były zarówno gwałtowne protesty i marsze górnicze w Rumunii, jak i strajki w Polsce i w Donbasie. Niechęć do elit rządzących w "realnym socjalizmie" utożsamianym z komunizmem i wiara w "normalną gospodarkę" pozwalały jednak na zmanipulowanie protestów. Radykalna świadomość społeczna klasy robotniczej z lat 1992-1993 przy całym swym radykalizmie zawierała się w formule "klasy w sobie", świadomość klasowa "klasy dla siebie" niemożliwa jest bowiem do osiągnięcia bez roli uświadamiającej i programowotwórczej rewolucyjnej partii robotniczej. Wówczas partii takiej zwyczajnie zabrakło.
W nowych okolicznościach, w 2004 r., padł "mit" znaczenia i podmiotowej roli klasy robotniczej. Jednak zważywszy na okoliczności polaryzacji i bieżącą sytuację robotników wschodniej Ukrainy zarysowała się również wyraźna opozycja do "proeuropejskich rozwiązań", których immanentną wręcz cechą byłaby "restrukturyzacja", tzn. likwidacja kopalń i hut. Stąd niechęć Doniecka do prozachodniego Juszczenki i głosowanie na "swojaka". Górę wzięły regionalizmy. One to pchają wschodnioukraińską klasę robotniczą w obszar wpływów Rosji - wspólnoty Rosji, Ukrainy, Białorusi i Kazachstanu.
Również ten stan świadomości społecznej robotników pozwala na prowadzenie zaawansowanej walki klasowej. Wychodząc bowiem od obecnego stanu świadomości społecznej robotników należy skoncentrować się na ekonomicznych interesach tej klasy. Akcentując odrębność tych interesów i prowadząc walkę ekonomiczną można budować komunistyczną alternatywę określając jednocześnie swój stosunek do pozostałych sił politycznych. Sprzeczność interesów klasowych stawia na porządku dnia kształtowanie się politycznej reprezentacji robotników. Tylko ta reprezentacja może zasłużyć na miano awangardy.

Sytuacja zmiany

Reasumując, rywalizujące klany na Ukrainie mają swoje korzenie w biurokracji poradzieckiej. Im bardziej są sobie bliskie ze względu na swój interes klasowy - nowej burżuazji - tym mocniej muszą się między sobą odróżniać ze względu na inne, drugorzędne kryteria. Te klany, które uprzednio miały silną pozycję jako związane z poradzieckim układem władzy, były nie do ruszenia bez zakwestionowania owego układu władzy. Burżuazja nie może robić korzystnych interesów wbrew władzy państwowej, więc musi znaleźć sobie protektora na zewnątrz, takiego, który będzie mógł zagrozić samej władzy państwowej. Oczywiście, kiedy zmienia się ośrodek realnej władzy politycznej, ugrupowania burżuazji korzystającej z poparcia poprzedniego układu bez wahania zmieniają barwy. To właśnie ma miejsce na Ukrainie.
Jednocześnie, tylko SYTUACJA ZMIANY może spowodować, że niejako przy okazji można zrobić ruch w obozie kwestionującym zasadniczo kapitalizm. Bez wytworzenia się sytuacji rewolucyjnej nie sposób zmienić fundamentalnie układu sił. Jednak możliwe jest DZIAŁANIE NA RZECZ REWOLUCJONIZOWANIA ŚWIADOMOŚCI KLASY ROBOTNICZEJ oraz WSPÓŁDZIAŁANIE ORGANIZACJI OPOWIADAJĄCYCH SIĘ ZA ZNIESIENIEM KAPITALIZMU.
W sytuacji Ukrainy, kiedy kwestionowane są podstawy władzy, takiej jaką ona jest, pojawia się możliwość wprowadzenia do gry elementu, który dotychczas odgrywał jedynie rolę bierną, gdyż przywódcy robotniczy (związkowi i inni) tkwili w dawnym układzie sił i nie chcieli zmian. Dziś rozpadają się układy stanowiące o ich ustabilizowanej pozycji. Biurokracja związkowa oraz partie polityczne odwołujące się werbalnie do socjalizmu nie stanowią już monolitu. Daje to SZANSĘ WYKRYSTALIZOWANIA SIĘ NOWEJ OSI OPOZYCJI zorientowanej na nowe, przyszłe (już niedługo) wyzwania, a nie na sentymencie, który dawał pozory legitymizacji układowi władzy, który właśnie się rozpada.
Polskie i inne, zaczerpnięte ze środkowoeuropejskiego podwórka, doświadczenia powinny służyć WYKRYSTALIZOWANIU SIĘ OPCJI POLITYCZNEJ O CHARAKTERZE OFENSYWNYM, a nie defensywnym - jak to ma miejsce w tym właśnie regionie.
O ile w sensie realnym, materialnym, rozwój sytuacji będzie oznaczał straty dla klasy robotniczej (zagrożenie "restrukturyzacją" i "uelastycznienie" Kodeksu Pracy), o tyle dla rozwoju świadomości klasowej okres ten może oznaczać wielka szansę. Procesy demokratyzacji oznaczają bowiem w pierwszym rzędzie uświęcenie burżuazyjnych zasad "wolnej" przedsiębiorczości, a nie egalitaryzm w zaspokajaniu potrzeb obywatelskich. W okresie przejściowym bowiem ZMIANY MUSZĄ SIĘGAĆ ISTOTY, A NIE OZDOBNIKÓW. DLATEGO TEŻ PARTIE I ORGANIZACJE CHCĄCE REPREZENTOWAĆ ROBOTNICZE INTERESY MUSZĄ SKUPIĆ SIĘ NA FORMUŁOWANIU ZASAD PRZECIWSTAWIAJĄCYCH SIĘ FUNDAMENTOM SPOŁECZEŃSTWA BURŻUAZYJNEGO, ODKŁADAJĄC NA PÓŹNIEJ, PODOBNIE JAK TO CZYNI ONO SAMO, SPRAWY DRUGORZĘDNE.
Nie można bowiem skutecznie zdobywać sobie samodzielnej pozycji politycznej przeciwstawiając pazernej i nuworyszowskiej burżuazji dążącej do ugruntowania swojego systemu społeczno-ekonomicznego na pryncypiach gospodarki kapitalistycznej - DRUGORZĘDNEJ z punktu widzenia burżuazji ROZWINIĘTEJ DEMOKRACJI OBYWATELSKIEJ. Traci się bowiem szansę wpływania na UKSZTAŁTOWANIE SIĘ REWOLUCYJNEJ ŚWIADOMOŚCI KLASOWEJ W ZDERZENIU Z PRĄCYM DO PRZODU WROGIEM KLASOWYM. Traci się bezcenne doświadczenie, którego brak w przyszłości mści się podatnością klasy robotniczej na ideologię chrześcijańskiej doktryny społecznej czy idee reformizmu.
SIŁA ORGANIZACJI POLITYCZNYCH NA UKRAINIE, TYCH, KTÓRE CHCĄ SIĘ OPRZEĆ NA INTERESACH KLASY ROBOTNICZEJ, WYNIKAĆ MOŻE WYŁĄCZNIE Z JASNEGO I JEDNOZNACZNEGO OPOWIEDZENIA SIĘ PRZECIWKO ROZMYWANIU INTERESU KLASOWEGO ROBOTNIKÓW. Jest to jedyna strategia, która wyprzedza rozwój sytuacji i okopuje się na pozycjach, które w przyszłości mogą zaowocować wzrostem wpływów i realną siłą polityczną.
Takie wskazówki wynikają z dotychczasowego doświadczenia lewicy w krajach Europy Środkowej, które już przeszły okres transformacji. Doświadczenie to dowodzi, że brak jednoznacznego stanowiska wobec interesu klasowego robotników redukuje zarówno tych, którzy idealizowali "z musu" biurokrację państw obozu "realnego socjalizmu" (np. MLK), jak i tych, którzy nie widzieli w niej jakościowej różnicy ze społeczeństwem kapitalistycznym (np. SWP), do roli entuzjastów najlepszych stron systemu demokracji burżuazyjnej.
Ich teorie są bowiem bezradne w kwestii wiązania analizy aktualnego, rzeczywistego (empirycznego) stanu świadomości społecznej robotników z wyznawanym werbalnie celem - czyli zbudowaniem społeczeństwa socjalistycznego.
Ze względu na przewyższający ten realny stan świadomości robotniczej poziom rozwoju świadomości demokratycznej odpowiadającej pozycji "klas średnich" (drobnomieszczaństwa), trudno im oprzeć się wrażeniu, że do socjalizmu droga wiedzie poprzez demokrację burżuazyjną rozwiniętą do granic wydolności państwa burżuazyjnego ("Czwórka", SWP), po trupie świadomości rewolucyjnej klasy robotniczej.
Zbliża się moment, kiedy demokracja burżuazyjna w realnym wydaniu okaże swe prawdziwe oblicze: "odpowiedzialne" i elitarne formy instytucjonalne, ubezwłasnowalniające obywatela, oraz pozbawione osłon socjalnych, co uzasadniać będzie nie tylko recesją, ale i pryncypiami.
Przy braku świadomości klasowej robotników hasła demokracji staną się całkowicie bezużyteczne, albowiem burżuazja nie potrzebuje demokracji, kiedy nie czuje się zagrożona w swym panowaniu jako klasa. natomiast wewnętrzne walki konkurencyjne dowolnych konfiguracji burżuazji obywają się całkowicie bez konieczności odwoływania się do demokracji. Tendencje te szczególnie wyraźnie kumulują się w układzie postradzieckim.
26 grudnia 2004 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski