Tekst pochodzi z Trybuny http://www.trybuna.com.pl/n_show.php?code=2004122905
Zawłaszczona rewolucja
Ze Zbigniewem Marcinem Kowalewskim, redaktorem pisma „Rewolucja”, rozmawia Jakub
Rzekanowski
Co Pan sobie myśli, jak Pan czyta w prawicowych gazetach,
że na Ukrainie zwyciężyła „pomarańczowa rewolucja”?
– Myślę, że doszło do zawłaszczenia tradycyjnej lewicowej terminologii. Nie
tylko terminu „rewolucja”, ale także „klasa społeczna”. Wmawia się nam, że klas
nie ma, z wyjątkiem klasy politycznej albo klasy średniej. Ci, którzy nam to
wmawiają, sami zaliczają się do tych dwóch klas. A pozostali ludzie, ich
zdaniem, nie należą do żadnych klas. Taki sam zabieg zastosowano wobec terminu
„rewolucja”. Najpierw ten termin w tradycyjnym rozumieniu został wykreślony ze
słownictwa, a następne został zawłaszczony. Jest używany na oznaczenie zjawisk,
do których nijak nie pasuje. Na Ukrainie następuje przesunięcie władzy między
klanami oligarchicznymi. Jeden to klan zwycięzcy obecnych wyborów – Juszczenki,
trzy pozostałe klany muszą ustąpić mu miejsca. Tego nie da się nazwać nawet
mianem rewolucji politycznej. Ten termin, istniejący obok rewolucji społecznej,
ogranicza się tylko do przemian w ustroju politycznym. Stosowanie terminu
„rewolucja” do opisu wydarzeń na Ukrainie jest absolutnym nadużyciem.
To dotyczy nie tylko Ukrainy. Wcześniej się mówiło o „rewolucji róż” w
Gruzji, prognozuje się „rewolucję kasztanów” w Kirgizji.
– Źródłem tych wszystkich terminów jest „aksamitna rewolucja” w Czechach. Od
tego się zaczęło, reszta jest tylko powielaniem. Chodzi o to, że rewolucją
zaczęto nazywać pewne procesy, które oznaczają nic innego, jak tylko w
perspektywie rozszerzenie neoliberalizmu i globalizacji neoliberalnej. Dochodzi
przy tym do burzliwych wydarzeń politycznych, które torują tym procesom drogę.
Ideolodzy neoliberalni uznali, że termin „rewolucja” ma określoną legitymację i
warto go zawłaszczyć.
Jednocześnie wielu polityków, nawet tych z lewicy, chętnie podkreśla na
każdym kroku, że zmiana rewolucyjna jest czymś szkodliwym, że co najwyżej
akceptują przyspieszoną ewolucję.
– Ci sami politycy, ci sami ideologowie, którzy odcinali się od wszelkiej
rewolucji w jakimkolwiek sensownym i prawidłowym znaczeniu tego słowa, z drugiej
strony występują jako rzecznicy „rewolucji”. Nagle się okazuje, że Wałęsa,
Kwaśniewski i „Gazeta Wyborcza” popierają rewolucję na Ukrainie. Gdyby doszło
gdziekolwiek na świecie do rewolucji w prawidłowym znaczeniu tego słowa, to
zjawisko będzie potępiane. Przykładem jest stosunek do sytuacji w Wenezueli.
Dochodzi tam do radykalnych zmian, określanych mianem rewolucji boliwariańskiej.
Ci sami ludzie, którzy popierają „pomarańczową rewolucję”, prowadzą zaciekłą
nagonkę przeciwko Wenezueli.
Modnym terminem jest też „rewolucja islamska”.
– Ten termin pojawił się wraz z rewolucją w Iranie w 1979 r. Rewolucja irańska
rzeczywiście polegała na rewolucyjnym obaleniu istniejącego reżimu, ale
następnie tej rewolucji ukręciło głowę duchowieństwo islamskie, zagarniając
władzę. Wtedy pojawił się ta zbitka słowna – „rewolucja islamska”. Lecz jest to
termin bez sensu, bo im bardziej ten proces ulegał islamizacji, tym bardziej
przestawał być rewolucją.
Co z rewolucją w prawdziwym znaczeniu? Widzimy, że kapitalizm na świecie
wyczerpuje możliwości rozwoju. Czy koncepcja rewolucyjnego przejścia do nowego
ustroju jest wciąż aktualna?
– Coraz więcej ludzi zaczyna sobie zdawać sprawę z tego, że ta koncepcja jest
nadal aktualna. Po 1989 r. nastąpiła pewna zapaść, jeśli chodzi o przekonanie,
że na świecie może dojść do rewolucji. Ale trwała ona o wiele krócej niż
zakładali to zwolennicy kapitalizmu. Świadomość rewolucyjna stopniowo powraca w
różnych częściach świata, w różnych środowiskach społecznych. Coraz częściej się
mówi o rewolucji w znaczeniu konieczności zmiany, konieczności przełamania tych
wszystkich nieszczęść, które niesie za sobą globalizacja neoliberalna i stojący
za nią system kapitalistyczny.
Gdzie jest kres tego systemu?
– To jest bardzo trudne do przewidzenia. Rewolucje mają to do siebie, że trudno
określić, gdzie wybuchną albo gdzie się rozszerzą. To może nastąpić w bardzo
różnych miejscach na świecie, zarówno w rejonach Trzeciego Świata, jak również w
krajach wysoko rozwiniętych. Warto zauważyć jedną rzecz. Rozluźnianie się granic
państwowych, tworzenie takich rozległych organizmów jak Unia Europejska, to jest
zjawisko, które w pewnym momencie może się odwrócić przeciwko swoim
konstruktorom, stworzyć ramy do rozszerzenia się rewolucji. Wybuch rewolucji w
którymkolwiek z krajów UE pociągnąłby za sobą reakcję łańcuchową w innych
krajach. O wiele szybszą niż miało to miejsce po I wojnie światowej, kiedy
granice państwowe były bardzo poważną zaporą dla rozszerzenia się tego typu
zjawisk.
Dziękuję za rozmowę.
„Rewolucja” – półrocznik społeczno-polityczny i historyczny. Dotychczas ukazały się trzy numery pisma, czwarty zostanie wydany niebawem. Wśród podejmowanych tematów znalazły się: walka zapatystów, marksistowska analiza współczesnego kapitalizmu, dziedzictwo Róży Luksemburg, idea rewolucji permanentnej Lwa Trockiego, myśl polityczna Che Guevary, klasowa dynamika palestyńskiej Intifady.