Tekst pochodzi z Forum Dyskusyjnego LBC http://users.nethit.pl/forum/read/fdlbc/2964202/ . Jest to polemika z broszurką Chrisa Harmana "Marksizm w działaniu", którą można przeczytać w Archiwum LBC http://archiwumlbc.w.interia.pl/640harman.htm http://archiwumlbc.w.interia.pl/641harman2.htm . Jednym z tłumaczy jest znany z NLR-owskich czatów August Grabski, w którego cienkiej (w formie i treści) książeczce o trockizmie możemy przeczytać na ostatniej stronie, że skończył studia historyczne. Jemu to dedukujemy fragment: "Tym razem drobna uwaga nie do autora broszury, lecz do polskiego tłumacza: Fabian Society to nie Stowarzyszenie Fabiana, lecz Stowarzyszenie Fabiańskie. Nazwa ta pochodzi bowiem nie od jakiegoś tajemniczego człowieka imieniem Fabian, tylko od Rzymianina nazwiskiem Fabius. Quintus Fabius, zw. Cunctator , ok. 270-203 p.n.e., wódz rzymski w okresie wojny z Hannibalem, po trzech porażkach poniesionych przez Rzymian w dużych bitwach w otwartym polu pragnął pokonać Hannibala, nękając go wojną podjazdową i osłabiając jego siły po trochu. Dlatego też nazwano go Cunctator, czli "Zwlekający", bowiem zwlekał z wydaniem Hannibalowi kolejnej walnej bitwy. Angielscy reformiści obrali go za swojego patrona, bo głosili, że podobnie jak on, zamierzają kapitalistów osłabiać po trochu kolejnymi reformami, a walnej bitwy, czyli rewolucji, nie podejmą w obawie przed klęską."


Antyburżuj

Marksizm w karykaturze

polemika z broszurką Chrisa Harmana Marksizm w działaniu

Chris Harman napisał:

>podstawowe założenia marksizmu są niezwykle proste. Wyjaśniają one, jak żaden inny system >poglądów, społeczeństwo w którym żyjemy. Tłumaczą świat wyniszczany przez kryzysy, biedę >występującą wśród bogactwa, zamachy stanu i wojskowe dyktatury, sposób w jaki wspaniałe >wynalazki mogą wysytać miliony ludzi do kolejek po zasiłek dla bezrobotnych, "demokracje", >które popierają katów i "socjalistyczne" państwa, które straszą resztę świata bronią nuklearną.
A to ZSRR bronią nuklearną "straszył resztę świata"? Gdzie, kiedy i kogo straszył, że jej użyje? I dlaczego? Co miał przeciwko całej "reszcie świata", że tak ją straszył?
>Nie wystarczy na przykład powiedzieć, że Napoleon czy Lenin zmienili bieg historii, nie >tłumacząc, dlaczego miliony ludzi były skłonne tak postępować, jak oni nawoływali. Nie byli oni >przecież ludźmi hypnotyzującymi tłumy.
Dziwne jest to porównanie Lenina, przywódcy rewolucji, która obaliła stare społeczeństwo i wyłoniła nowe, z Bonapartem, któego zamach stanu dopełnił miary degeneracji rewolucji burżuazyjnej i spetryfikował ją na długie dziesięciolecia w wykoślawionej, typowej dla feudalizmu formie dożywotniej i dziedzicznej monarchii zamiast burżuazyjno-demokratycznej republiki. Tak że trzeba było jeszcze trzech dalszych rewolucji, aby ją przywrócić. Poza tym człowiekiem hipnotyzującym tłumy Bonaparte istotnie nie był, bo wybrał sobie karierę w wojsku, instytucji elitarnej i zhierarchizowanej. Wystarczyło, żeby opanował dobrze współczesną sobie taktykę i potrafił wygrywać bitwy, a jego żołnierze już go za to lubili czy może nawet kochali. "Człowiekiem hipnotyzującym tłumy" być nie musiał. Natomiast Lenin, w przeciwieństwie do Bonapartego, właśnie był wielkim wiecowym mówcą, którego tłumy słuchały z zapartym tchem, bo potrafił mówić im prostym, zrozumiałym językiem nawet o najtrudniejszych sprawach. I nawet burżuazyjni historycy to wiedzą, a Harman udaje, że nie wie.
>Historia wskazuje wiele wypadków, kiedy ludzie odrzucali pomysły udoskonalenia produkcji >pożywienia, mieszkań i ubrań, gdyż kolidowały one ze zwyczajami lub przepisami przyjętymi w >danym społeczeństwie.
>Tak na przykład w Imperium Rzymskim było wiele pomysłów wskazujących jak można by >otrzymywać więcej plonów z danego terenu, ale ludzie nie wykorzystali ich, bo wymagały one >bardziej starannej pracy niż ta, jaką można było otrzymać od niewolników, pracujących pod presją >bata. Kiedy w XVIII wieku Brytyjczycy rządzili Irlandią, usiłowali wstrzymać tam rozwój przemysłu, >gdyż kolidował on z interesami biznesmenów w Londynie.
>Jeśli by ktoś wystąpił z pomysłem rozwiązania w Indiach problemu niedostatku żywności przez >wyrżnięcie świętych krów, zostałoby to zignorowane ze względu na istniejące uprzedzenia. Tak >samo, gdyby chciał dostarczyć w Anglii soczysty kotlet z odpowiednio przyrządzonego mięsa ze >szczura.

Cóż za gmatwanina. Harman zebrał tu razem zupełnie odmienne, niepodobne do siebie przykłady. W starożytnym Rzymie pomysły genialnych wynalazców (np. prototyp maszyny parowej) nie zostały wykorzystane nie dlatego, że zabraniała tego religia, jak Indusom zabijania krów, albo powszechnie przyjęty obyczaj. Ani nawet nie dlatego, że "wymagały one bardziej starannej pracy niż ta, jaką można było otrzymać od niewolników, pracujących pod presją bata", tylko po prostu dlatego, że niewolnicy - ludzie traktowani jako towar, jako mówiące narzędzia - byli wówczas towarem powszechnie dostępnym i dlatego tanim, i zamiana ich taniej pracy na pracę teoretycznie możliwych do skonstruowania maszyn była dla właścicieli niewolników nieopłacalna.
>Nie mogło być podziału na klasy do czasu, kiedy pojedynczy człowiek nie był w stanie >wypracować więcej pożywienia niż było niezbędne do utrzymania go zdolnym do pracy. Nie miało >sensu trzymanie niewolników -skoro wszystko co wyprodukowaliby, byłoby potrzebne do >utrzymania ich przy życiu.
To niedialektyczne ujęcie problemu. Poprawniej byłoby napisać np. tak: "Nie mogło być podziału na klasy, dopóki człowiek nie był w stanie wypracować więcej pożywienia, niż było mu niezbędne do utrzymania się przy życiu. Jeżeli ludzie wszystko co wyprodukowali, musieli natychmiast zużywać, to znaczy że nikt inny nie mógł żyć z ich pracy, samemu nie pracując"
> Tak więc podziałowi na klasy towarzyszyło zwiększanie się ilości sędziów, policjantów, generałów >i biurokratów.
Tu i dalej Harman używa anachronicznej terminologii - zarówno powstanie policji jako uzbrojonej stałej formacji odrębnej od armii, jak i wprowadzenie w armii stopni generalskich, to już wynalazki czasów nowożytnych, a nie tej odległej epoki, kiedy powstawał podział społeczeństwa na klasy.
>W miastach osiedlali się grupami rzemieślnicy i handlarze. W przeciwieństwie do reszty ludności >nie ofiarowywali oni wielkim panom swych usług za darmo, ale wymieniali z nimi i z ich poddanymi >swe wyroby w zamian na żywność. Coraz częściej używali szlachetnych metali jako miary przy >wymianie. Było już tylko małym krokiem naprzód pobieranie przy każdej wymianie niewielkiej >dodatkowej ilości szlachetnego metalu aby zdobyć zysk.
Albo autor nie rozumie, na czym polega wyzysk, albo rozumie, tylko nie umie tego wyrazić, albo umyślnie coś gmatwa. Opisane powyżej zjawisko to marża handlowa - źródło dochodu kupca, ale ona jest tylko jedną z form przejawiania się produktu dodatkowego - produktu pracy dodatkowej, czyli takiej, która nie jest niezbędna dla utrzymania się wytwórcy przy życiu i dlatego produkt ten może zostać i zostaje zawłaszczony przez właściciela niewolników, feudała lub kapitalistę.
>Tzw. klasy średnie (burżuazja) stawały się nową klasą w feudalnym średniowiecznym >społeczeństwie.
Tu i dalej Chris Harman stosuje terminologię właściwą dla socjalogii burżuazyjnej. Skutkiem tego jest niemałe zamieszanie: raz przez klasę średnią rozumie po prostu burżuazję, innym razem drobnomieszczaństwo i inteligencję.
>Bogacz mógł się nadal bogacić, ponieważ pracownik chociaż "uwolniony", wolał zgodzić się na >niższą zapłatę za swoje wyroby niż byty one warte aby nie umierać z głodu.
>Nie ma mechanizmu, który by zmuszał kapitalistę do płacenia swym robotnikom za pełną wartość >ich pracy. Robotnik zatrudniony obecnie, dajmy na to, w przemyśle elektromaszynowym, może >wyprodukować towaru za 400 funtów tygodniowo. Nie znaczy to jednak, aby on (czy ona) mogli >otrzymać tę sumę. W 99 przypadkach na 100 otrzymują o wiele mniej.
>Jeśli by przestali pracować, czeka ich głód (lub utrzymywanie się z nędznych sum wypłacanych >im ubezpieczeń społecznych). Dlatego nie domagają się oni pełnej wartości tego co produkują, ale >sumy, która pozwoliłaby im na mniej lub bardziej znośny poziom życia.
Tu i dalej tekst Harmana, niczym 130 lat temu Program Gotajski, "uświęca dogmaty wiary lassalowskiej" w "nieokrojony dochód z pracy". Otrzymywanie przez robotnika "nieokrojonego dochodu z pracy" jest niemożliwe, odkąd ludzie są w stanie wyprodukować więcej dóbr, niż muszą natychmiast zużywać na własne utrzymanie. I dobrze, że tak jest - bez produktu dodatkowego nie mogłoby być przecież rozwoju gospodarczego. Problemem nie jest to, że w kapitalizmie występuje produkt dodatkowy, tylko to, że wskutek jego zawłaszczania klasa kapitalistów może żyć bez pracy.
>W obecnym kapitalistycznym społeczeństwie na jedną jeszcze rzecz trzeba zwrócić uwagę. >Olbrzymią ilość pieniędzy wydaje się na siły policyjne, wojsko i uzbrojenie. Są one używane przez >państwo w interesie klasy kapitalistycznej. Ściśle biorąc, choć są one zarządzane przez państwo, >są własnością klasy kapitalistów. Wartość, którą się na nie wydaje, należy do kapitalistów, a nie >pracowników. To jest także część wartości dodatkowej.
>Wartość dodatkowa = zysk + czynsz + procent + wydatki na policję, wojsko itd
.
Itd.? Co się kryje pod tymi trzema literkami? Ano, jeszcze wydatki na pensje dla prezydentów i ich kancelarii (wzgl. na dwór królewski, jak w W. Brytanii i innych monarchiach), premierów, ministrów, wiceministrów, dyrektorów departamentów, diety dla posłów i senatorów, radnych samorządu terytorialnego, wydatki na utrzymanie ich biur... Ale nie tylko. Bo także z redystrybucji wartości dodatkowej, wytwarzanej przez robotników zatrudnionych bezpośrednio w produkcji, są opłacani: emeryci i renciści, którzy sami pracować nie są w stanie; bezrobotni, którzy pracować chcą, ale kapitalizm im to uniemożliwia. Wreszcie: ogromna, wielomilionowa masa pracowników najemnych, ale zatrudnionych bądź to w tak zwanej sferze budżetowej (nauczyciele szkół publicznych, lekarze publicznej służby zdrowia, pracownicy urzędów publicznych), bądź nawet w przedsiębiorstwach produkcyjnych, ale nie na stanowiskach bezpośrednio produkcyjnych: brygadziści, mistrzowie, kierownicy działów, a także sekretarki, sprzątaczki, księgowe... To wszystko są oczywiście prace społecznie użyteczne, ale nie zmienia to faktu, że pozycja tych pracowników w kapitalistycznym sposobie produkcji jest inna niż pozycja robotników zatrudnionych w produkcji. Robotnik otrzymuje płacę roboczą za swoją pracę i wytwarza jeszcze wartość dodatkową, którą przechwytuje kapitalista i potem z tej wartości dodatkowej musi jeszcze opłacić pensje pracowników nieprodukcyjnych. Chcemy czy nie chcemy, ale pracownicy nieprodukcyjni utrzymują się z redystrybucji wartości dodatkowej produkowanej przez robotników, i dlatego zaliczanie jednych i drugich do tej samej klasy pracowniczej jest niewłaściwe.
Jednak Harman tego przyznać nie może, bo gdyby to przyznał, to zawaliłby mu się jak domek z kart cały rodział 7. "Klasa pracownicza" - ba, zawaliłaby się konstrukcja całej broszury i cała polityka cliffowców, oparta na tej niewinnej z pozoru podmianie klasy robotniczej na "klasę pracowniczą".
>ogólny poziom bogactwa w społeczeństwie był dość niski. Tylko wskutek tego, że ogromna >większość ludności była utrzymywana w nędzy, niewielka mniejszość miała wolny czas na >zajmowanie się sztuką i nauką, podnosząc kulturę. Innymi słowy dla rozwoju cywilizacji podział na >klasy w społeczeństwie był koniecznością.
A cóż to? Czy "zajmowanie się sztuką i nauką, podnoszenie kultury, rozwój cywilizacji" są jakimś imperatywem kategorycznym, albo jakimś przejawianiem się Rozumu Dziejów, od którego nie ma odwołania? Harman popada tu w idealizm. Po przestawieniu jego myśli z głowy na nogi należałoby raczej napisać, że: Jeżeli ludzie nie wszystko co wyprodukują, muszą natychmiast zużywać, to znaczy że ktoś inny może żyć z ich pracy - a samemu albo w ogóle nic społecznie użytecznego nie robić ("klasa próżniacza"), albo też zajmować się nauką lub kulturą. A nawet nie tylko może, ale i musi tak być, dopóki czas pracy niezbędnej w porównaniu z pracą dodatkową nie stopnieje tak bardzo, że sprowadzi przeciętną stopę zysku kapitalistów do wartości bliskiej zeru i statystycznie nieznaczącej i niemierzalnej - bo to dopiero uniemożliwi dalsze istnienie społeczeństwa opartego na wyzysku przez jedną klasę pracy drugiej klasy.
>Ponieważ znajdują się oni skupieni w olbrzymich masach, jest dla nich o wiele łatwiejsza >demokratyczna kontrola nad tymi związkami niż była dla dawniejszych ciemiężonych klas.
Tu znowu Harman, podobnie jak Cliff w pracy nt. aktualności marksizmu, przecedza komara, połykając przy tym słonia. Kwestia demokratyczności lub niedemokratyczności kontroli robotników nad ich związkami ma zupelnie wtórne znaczenie wobec tego, że skupienie robotników w olbrzymich masach zwielokrotnia potencjalną siłę ich nacisku na kapitalistów.
>W Anglii używano również nazwę "fabianizm" (od organizacji Stowarzyszenie Fabiana, która przez >długi czas propagowała reformizm).
(Tym razem drobna uwaga nie do autora broszury, lecz do polskiego tłumacza: Fabian Society to nie Stowarzyszenie Fabiana, lecz Stowarzyszenie Fabiańskie. Nazwa ta pochodzi bowiem nie od jakiegoś tajemniczego człowieka imieniem Fabian, tylko od Rzymianina nazwiskiem Fabius. Quintus Fabius, zw. Cunctator , ok. 270-203 p.n.e., wódz rzymski w okresie wojny z Hannibalem, po trzech porażkach poniesionych przez Rzymian w dużych bitwach w otwartym polu pragnął pokonać Hannibala, nękając go wojną podjazdową i osłabiając jego siły po trochu. Dlatego też nazwano go Cunctator, czli "Zwlekający", bowiem zwlekał z wydaniem Hannibalowi kolejnej walnej bitwy. Angielscy reformiści obrali go za swojego patrona, bo głosili, że podobnie jak on, zamierzają kapitalistów osłabiać po trochu kolejnymi reformami, a walnej bitwy, czyli rewolucji, nie podejmą w obawie przed klęską. Fabian Society przetrwało zresztą do dziś-w postaci instytutu naukowo-badawczego, afiliowanego przy Partii Pracy).
>Ale i Marks i Lenin twierdzili, że klasa pracownicza nie może rozpocząć budowania socjalizmu >dopóki nie zniszczy dawnego państwa, opartego na biurokratycznym łańcuchu rozkazów.
Pomijając już to, że Marks i Lenin posługiwali się terminem klasa robotnicza, a nie klasa pracownicza, to istotnie musi ona zniszczyć dawne państwo i na jego gruzach zbudować własne. Ale nie dlatego, że dawne jest "oparte na biurokratycznym łańcuchu rozkazów", bo na tym jest oparte w pewnym sensie każde państwo, robotnicze także. Powodem jest to, że aparat starego państwa jest skonstruowany tak, by zarządzał kolektywnymi interesami burżuazji, a do zarządzania kolektywnymi interesami klasy robotniczej nadawać się ani nie może, ani nie chce.
>Według Marksa i Lenina nowe państwo jest potrzebne, jeśli klasa pracownicza ma narzucić swoją >wolę tym, którzy pozostali z dawnej klasy panującej i klasy średniej. Dlatego nazywali oni je >"dyktaturą proletariatu". Proletariat miał dyktować, jak społeczeństwo ma być rządzone.
A kto dyktuje, ten dyktator... Tylko że Marksowi nie o to chodziło, kiedy wymyślał ternin "dyktatura proletariatu". Marks przeanalizował różne formy państwa w róznych okresach jego rozwoju. Zauważył, że w okresie rewolucji burżuazyjnej, czyli przejścia od feudalizmu do kapitalizmu, typową formą państwa była rewolucyjna dyktatura burżuazji. I na tej podstawie wyporowadził wniosek, że w okresie rewolucji proletariackiej, czyli przejścia od kapitalizmu do komunizmu, typową formą państwa będzie też rewolucyjna dyktatura, ale proletariatu.
>Byłby to środek, przy pomocy którego klasa pracownicza, jako najliczniejsza, narzuciłaby swą >wolę reszcie społeczeństwa, a nie dyktatura skierowana przeciw klasie pracowniczej.
A więc zdaniem Harmana ludzie dzielą się na "klasę pracowniczą" i "resztę społeczeństwa". Ciekawe, gdzie by zaliczył np. licznych w krajach Trzeciego Swiata chłopów? Do klasy pracowniczej czy do reszty?
>Przy takiej organizacji nowe państwo nie może stać się siłą oddzieloną od klasy pracowniczej i >działającej na jej szkodę, jak to się stało w krajach Bloku Wschodniego, które nazywały się >"komunistycznymi".
Po pierwsze nie nazywały SIĘ komunistycznymi, tylko nazywała je tak burżuazyjna propaganda, której Harman albo bezwiednie, albo co gorsza świadomie ulega. Same siebie zawsze określały mianem krajów socjalistycznych. A po drugie, niby dlaczego "przy takiej organizacji nowe państwo nie może..." ? Przecież stalinowska biurokracja nie wzięła się z nieba ani z piekła, tylko stanowiła produkt degeneracji tego, a nie innego państwa i tego, a nie innego społeczeństwa. Żadna organizacja nowego społeczeństwa i państwa nie zabezpieczy go przed degeneracją, jeżeli próbuje się je budować w izolowanym kraju o niedostatecznie rozwiniętych siłach wytwórczych. Wówczas nawet najlepiej zorganizowane państwo może zapewnić społeczeństwu tylko (czy może aż) mniej lub bardziej równe dzielenie biedy. Po czym z biedy tej różne klasy i warstwy społeczne zaczynają wychodzić nierównomiernie, jedne wcześniej, inne później, obok wszystkich równych najpierw pojawiają się niektórzy równiejsi, a potem wraca całe stare gówno w nowej formie.
>Rady robotnicze pojawiały się w tej czy innej formie tam, gdzie walki między klasami w systemie >kapitalistycznym stawały się bardzo silne. Rosjanie używali wyrazu "sowiety" dla rad robotniczych >w 1905 i w 1917 roku.
>W 1918 roku rady robotnicze istniały przez krótki czas w Niemczech, będąc jedyną władzą w >kraju. >W Hiszpanii w 1936 roku różne partie i związki robotnicze były połączone ze sobą przez "komitety >milicji", które kierowały życiem w danych miejscowościach i bardzo przypominały rady robotnicze. >Na Węgrzech w 1956 roku rady, wybrane przez pracowników, działały w fabrykach i kierowały >życiem w danych rejonach podczas walki z rosyjskimi oddziałami. W Chile, w latach 1972-73, >robotnicy zaczęli zakładać "cordones", to jest komitety robotnicze, które stanowiły powiązanie >między wielkimi zakładami fabrycznymi. W Polsce w 1980 r. podobną rolę pełniły MKS-y >(Międzyzakładowe Komitety Strajkowe).
>Rady pracownicze powstają zwykle jako organizacje mające na celu koordynowanie walki >pracowników z kapitalizmem.

Istotnie, w 1918 roku rady robotnicze istniały przez krótki czas w Niemczech, ale nie znaczy to, że klasa robotnicza choćby przez krótki czas sprawowała wówczas władzę w tym kraju. Rady te, w których większość mieli socjalzdrajcy z SPD, były tylko przykrywką dla utrzymania panowania klasowego burżuazji, jej własności i jej władzy. Klasa robotnicza mogła wziąć władzę w swoje ręce, gdyby zakończyło się zwyciestwem powstanie Związku Spartakusa w styczniu 1919 r., ale niestety zostało pokonane przez socjalzdrajców z SPD, którzy wezwali na pomoc Freikorpsy i cesarskich generałów. O tym, że w Polsce w 1980 r. Międzyzakładowe Komitety Strajkowe zostały 17 sierpnia wręcz założone z inicjatywy tzw. "Wolnych Związków Zawodowych", czyli agentów burżuazji w ruchu robotniczym, już nawet nie wspomnę.
>Okres "zimnej wojny" był przedłużeniem tej walki między najpotężniejszymi kapitalistycznymi >państwami, ustawionymi we wzajemnie sobie wrogich szykach bojowych NATO i Układu >Warszawskim.
Czyżby? Toć przecież podczas walki między najpotężniejszymi kapitalistycznymi państwami, choćby nie wiadomo jak wrogimi sobie wzajemnie (np. w I i II wojnie światowej), burżuazja jednego kraju nie ma zamiaru obalać panowania burżuazji w drugim kraju. A burżuazja z państw NATO miała taki zamiar względem biurokracji z państw Układu Warszawskiego (i w końcu osiągnęła swój cel). Ale Harman nic o tym nie pisze, tak jakby tego nie było. Oto do jakich absurdów dochodzą cliffowcy, kiedy bezzasadnie utożsamiają zdegenerowane/zdeformowane panstwa robotnicze z państwowym kapitalizmem.