Powszechny bojkot ex-GSR powoduje, że Włodek powoli traci zdolność racjonalnego myślenia. Tak jak w latach trzydziestych, każdy potencjalny przeciwnik wąsatego Stalina, od razu stawał się "trockistą", tak każdy kto na Forum Dyskusyjnym LBC skrytykuje wąsatego Włodka, od razu staje się "zwolennikiem MLK". Tajemniczy Nikodem został zakwalifikowany jako "spartakusowiec", gdyż nie ustosunkował się do tekstów Cezarego Cholewińskiego. To, że na FD LBC można znaleźć teksty nie tylko spartakusowców (NLR, Lewica.pl, Nowa Lewica, WGR, Pracownicza Demokracja, CK-LA i wielu innych o których Nikodem nie napisał) już Włodka nie obchodzi. Zasada prawna, że winny jest tylko ten, komu winę się udowodni, została zastąpiona przez Stalina (i skopiowana przez Bratkowskiego), że każdy jest winny dopóki nie udowodni swojej niewinności. Jerzy Czeszejko-Sochacki -ofiara stalinowskich represji, pewnie się teraz w grobie przewraca patrząc na poczynania sfrustrowanego wnuka. Jeśli Bratkowski koniecznie chce odnaleźć Nikodema, to powinien jeszcze raz przeczytać jego tekst - gdzie jest wprost napisane, że współpracuje z polską sekcją MIA http://www.marxists.org/polski/marks-engels/index.htm . Grono współpracowników MIA nie jest specjalnie liczne, więc poszukiwania nie są zbyt trudne, zwłaszcza, że redaktor Dyktatury Proletariatu, Piotr Strębski też współpracuje z MIA http://www.marxists.org/polski/marks-engels/1843/w_kwestii_zydowskiej.htm . W tym miejscu pochwalimy Piotra za jego prywatną inicjatywę marksistowskiego kółka studenckiego, którego pierwsze spotkanie wyszło całkiem nieźle. Jeśli przed każdym spotkaniem Piotr będzie wrzucał teksty Marksa do internetu, to skorzystają na tym wszyscy -nie tylko warszawiacy. W swojej polemice z Bełtowem, wielka Dyktatura Proletariatu, została zrównana z moją skromną osobą "z tego punktu widzenia byłyby znacznie ciekawszym obiektem analizy szperacza po obszarze polskiego marksizmu niż nierozwojowe "sekty" typu Michał Nowicki czy "Dyktatura Proletariatu" -co pośrednio świadczy o potędze LBC. Opluwanie przy każdej okazji konkurencji -jest syndromem poważnej choroby psychicznej i już prawie rok temu wam powiedziałem, że nie będę wrzucał tekstów, których miejsce jest w szambie. Jak chcecie zamieścić na LBC polemikę z Nikodemem, to nie musicie przy okazji opluwać mnie, Florka, Antyburżuja i reszty. Od tego macie 2 fora dyskusyjne i księgę gości - i swoją stronę - gdzie dowolnie możecie obrażać kogo, jak i ile chcecie. Przechodząc do artykułu Lewandowskiego -do którego komentarzem jest tekst DP, zacytuje optymistyczny fragment, który pokazuje, że robota robiona przez LBC i innych marksistów robi swoje, gdyż nawet socjaldemokraci zauważyli, że "Ostatnio nasilają się w Polsce ruchy polityczne mające w swoim zapleczu intelektualnym marksizm i myśl społeczną wywodzącą się z tego nurtu"
Zabełtać w głowie
Po ujawnieniu przez zwolenników MLK rewolucyjnego programu
(Nikodem Bełtow, "Rewolucja w czynach, a nie w słowach"), czyli "jak zmienić
społeczeństwo (i to właśnie rewolucyjnie zmienić) w jednej wąskiej dziedzinie -
informatyce", za pomocą "masowego ruchu GNU GPL" z komplementarnym, równie
"komunistycznym", postkapitalistycznym programem, choć nie osadzonym tak dobrze
w dialektyce i teorii marksistowskiej, wystąpił niejaki Krzysztof Lewandowski.
K. Lewandowski na promocję swego programu wybrał miesięcznik "Dziś" Mieczysława
F. Rakowskiego i Sojusz Lewicy Demokratycznej, który na swym III Kongresie
podparł się właśnie "organizacjami trzeciego sektora nastawionymi na działalność
w ramach ekonomii społecznej".
Koncepcja K. Lewandowskiego, który, jak wiadomo, dowiódł "dlaczego Marks się
mylił", uwzględnia nadto "nowoczesne narzędzia komunikacji", takie jak:
komputery, Internet, telefony komórkowe, karty czipowe, satelitarne połączenia,
algorytmy bezodsetkowych systemów wymiany i handlu oraz "znakomite ustawy
umożliwiające bezpodatkową produkcję i dystrybucję dóbr i usług w ramach
gospodarki socjalnej", zwanej nie tylko przez III Kongres SLD "ekonomią
społeczną".
Koncepcja ta ostatecznie rozwiązuje problem bezrobocia - "sensownie
zagospodarowując pracę osób wyrzuconych z rynku liberalnego oraz potencjał firm
posiadających jakiekolwiek nadwyżki mocy produkcyjnych". Jednocześnie tworzy ona
podstawy pod "całkowicie alternatywne państwo" - "polską republikę wolontariacką,
której każdy wolontariusz jest uczestnikiem jakiegoś społecznego przedsięwzięcia
dysponując zarazem zestawem wewnętrznych i nowoczesnych narzędzi socjalnych
służących do racjonalnej organizacji jego pracy, takich jak karta czipowa i jej
czytnik".
W przeciwieństwie do Nikodema Bełtowa opowiadającego się za "rewolucyjną
zmianą", alterglobalista Krzysztof Lewandowski optuje za drogą reformistyczną -
"stopniowym, pokojowym przejęciem całego majątku od hipermarketów i banków" (K.
Lewandowski, "Po kolosie", "Dziś" nr 12/2004, s. 195-197), aby zapewnić dobrobyt
społeczeństwu "za pośrednictwem serwisów internetowych" i "zabełtać błękit w
głowie".
10 stycznia 2005 r.
Włodek Bratkowski, Ewa Balcerek
Krzysztof Lewandowski
Dlaczego Marks się mylił
Niezrozumienie istoty jakiegoś problemu
przez ludzi o wysokim potencjale intelektualnym prowadzi do dużo poważniejszych
następstw, niż gdy jest udziałem zwykłych zjadaczy chleba. Na intelektualistów
bowiem oglądają się maluczcy w poszukiwaniu diagnozy cywilizacyjnych chorób –
nielegalnych wojen, rosnących obszarów biedy, wypierania duchowości przez durną
konsumpcję.
Ostatnio nasilają się w Polsce ruchy polityczne mające w swoim zapleczu
intelektualnym marksizm i myśl społeczną wywodzącą się z tego nurtu, pora więc
najwyższa prześledzić raz jeszcze, po smutnych, ale i cennych doświadczeniach
socjalizmu, ukryte założenia tej myśli, wynikające z niezrozumienia istoty
światowego procesu ekonomicznego tak przez Marksa, jak i jego licznych
protagonistów, do których należał również sławny fizyk, Albert Einstein,
zabierający głos, jako uznany geniusz, także w sprawach ekonomicznych. W eseju
„Dlaczego socjalizm?”, opublikowanym w 1949 roku, błędami kapitalizmu obarczał
Einstein kapitalistów, rozumianych jako właścicieli majątku produkcyjnego, nie
różniąc się w tym ani na jotę od Marksa.
Przedsiębiorcy czy finansiści?
Obydwaj myśliciele nie umieli przeniknąć własnym rozumem zgubnego dla potomności
poglądu o nieusuwalnym rzekomo konflikcie przemysłowców ze światem ludzi pracy
oraz o szkodliwości stosunków produkcji opartych na prywatnej własności. Zarówno
Einstein, jak i Marks uważali, że złym kapitalistą jest właściciel fabryki, a
nie ten, kto produkuje pieniądze, za które można ją kupić.
Niestety, ten błędny pogląd, konfrontujący właścicieli firm z pracownikami
najemnymi, nadal pokutuje w głowach lewicowych reformistów różnej maści,
blokując możliwość uchwycenia przez nich źródłowych przyczyn wyzysku klasy
pracującej, a przez to i uniemożliwiając poszukiwanie rozsądnych rozwiązań na
przyszłość.
Dzisiejszy wyzysk osiąga niespotykaną w historii skalę, gdyż jego mechanizm
ogarnia całą już kulę ziemską, co w czasach Marksa, a nawet Einsteina, było
dopiero nieśmiało rysującym się w głowach beneficjentów tego procesu programem.
Współcześni badacze monetarni zwracają uwagę na to, że Marks w ogóle nie
odróżniał kapitału finansowego - opartego na lichwie - od kapitału produkcyjnego
ucieleśnionego w maszynach, więc wnioski płynące z jego teorii z konieczności
prowadziły na manowce. Błąd ten powielali wszyscy jego kontynuatorzy,
wybierający się z konewką na ratunek płonącego lasu.
Przypisywanie sprawczej przyczyny wyzysku właścicielom fabryk, czyli producentom
towarów i usług, i obarczanie ich winą za niezrównoważony rozwój świata jest
gubieniem z oczu prawdziwych i systemowych przyczyn rosnących dysproporcji biedy
i bogactwa, związanych z prawem bankowym.
Powstanie wielkiego syfonu
Ogromne nasilenie syfonowania dochodów od biednych do bogatych znaczą zwłaszcza
dwa XX-wieczne wydarzenia. Pierwszym było utworzenie centralnego banku USA,
zwanego Federal Reserve. Nastąpiło to w roku 1913, po ponad stu latach bojów
społeczeństwa amerykańskiego, aby nie dopuścić bankowych elit do uzyskania
dzidzicznego przywileju kreacji pustego pieniądza kredytowego. Przestrzegali
przed tym ojcowie-założyciele Stanów Zjednoczonych, ale ich mądrość zaginęła.
Drugim milowym krokiem na drodze do zdobycia niekontrolowanej władzy nad światem
przez niewielką grupę finansistów była przegrana w Bretton Woods lorda J.M
Keynesa, szefa delegacji brytyjskiej podczas rozmów dotyczących założeń nowego
ładu ekonomicznego u schyłku II wojny światowej. Konferencja w Bretton Woods
przebiegała pod wyraźne dyktando bankowców amerykańskich, którzy nie chcieli się
zgodzić na proponowane przez Keynesa zrównoważenie międzynarodowych transakcji
finansowych.
To wtedy właśnie, w 1944 roku, powstał Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank
Światowy – centralne instytucje finansowe utworzone na wzór centralnych banków
narodowych, tyle że o zasięgu globalnym. Ich rolą stało się uzależnianie
finansowe państw poprzez udzielanie im kredytów o wysokościach i na warunkach
uniemożliwiających ich spłatę, co w propozycjach Keynesa było procederem
niedopuszczalnym
Polska w objęciach lichwy
W objęciach tego mechanizmu znalazła się także Polska, która dzielnie opierała
się przyjęciu oprocentowanych lichwiarsko pożyczek przez ponad 20 powojennych
lat, aby skapitulować i otworzyć się na śmiercionośne zastrzyki kredytu
serwowane nam pod pozorem dobrodziejstwa przez międzynarodowe instytucje
finansowe w rodzaju Klubu Paryskiego. Dzisiaj, w ponad 30 lat od tych
„dobroczynnych” zastrzyków, możemy w lakonicznym w komunikacie PAPa przeczytać,
że „Ministerstwo Finansów zapłaciło w lipcu 2004 r. 100,5 mln dol.i 11,1 mln
euro odsetek od długu zagranicznego oraz 305,2 mln dol.i 8,9 mln euro kapitału.”
Warto uświadomić sobie, że powyższe sumy stanowią równowartość kilkunastu
luksusowych hoteli lub hipermarketów, które „wyparowały” nam z majątku
narodowego w ciągu zaledwie jednego miesiąca. A Klubowi Paryskiemu, z którym
umawiał się Gierek, wciąż jesteśmy winni pieniądze i jak ciągnął z nas odsetki,
tak dalej ciągnie.
Nie dajmy więc sobie wmawiać, że winę za ten stan rzeczy ponoszą prywatni
przedsiębiorcy czy prywatni właściciele nie naszych hoteli i nie naszych centrów
handlowych, oni bowiem są profitentami wtórnymi procesu, któremu na imię
globalny system finansowy świata.
Prawo bankowe
Pierwszą i zasadniczą przyczyną naszych pogłębiających się problemów społecznych
i gospodarczych jest prawo bankowe, jakie zaadaptowaliśmy w dobrej wierze,
otwierając się zrazu na zagraniczne pożyczki, a następnie – po wizytach Jeffreya
Sachsa w roku 1989 – godząc się na harmonogram zmian strukturalnych,
prowadzących ku pełnemu otwarciu się Polski na międzynarodowe standardy bankowe.
Wychodząc z komunizmu byliśmy nieświadomi tego, jaki drenaż społecznej i
produkcyjnej energii to za sobą pociąga.
Prawo bankowe jest niezrozumiałe nie tylko dla laików, ale także dla
wykształconych ekonomistów, którzy orientują się świetnie w niuansach strategii
rynkowych czy giełdowych, bo temu poświęcone są podręczniki zarządzania
produkcją czy finansami, ale nie mają zielonego pojęcia o alternatywnych formach
bankowości czy pieniądza, gdyż jest to temat nieobecny zarówno w mediach, jak i
w uniwersytetach.
Podręczniki akademickie traktują obecny system prawa bankowego (czytaj: lichwy)
jako coś z góry danego i niepodważalnego, jakby tworzyli go bogowie, a nie
ludzie i jakby wpisana w nie niesprawiedliwość podziału wypracowywanego
wspólnymi siłami bogactwa była czymś niezmiennym po wiek wieków.
Puste naczynie
Błąd ten powielają następnie politycy i szarzy obywatele, którzy domagają się od
rządów reform powierzchownych, czyli w istocie pozornych, bo dzielących w inny
sposób systemowo rosnącą biedę. Jednak z opróżnianego lichwą naczynia finansów
publicznych i sam Salomon nie naleje – stąd podejmowane w Polsce reformy
gospodarcze, szanujące status quo systemu bankowego, sprowadzają się
nieodmiennie do personalnych roszad, dających dostęp do malejącego bogactwa
coraz to innej grupie uprzywilejowanych osób bądź podmiotów.
Las, w którym żyjemy i tworzymy, płonie coraz mocniejszym ogniem zagranicznych
zobowiązań płatniczych, powiększanych mocą kolejnych quasi-lichwiarskich
przepisów prawnych, wprowadzanych lobbyingiem na nasz rynek. Przykładem takiego
udanego lobbyingu zagranicznych środowisk finansowych w naszym parlamencie jest
modyfikacja prawa autorskiego, rozszerzająca okres i zakres ochrony patentowej i
autorskiej. wprowadzenie tego prawa to kolejne setki milionów dolarów uciekające
corocznie z naszego kraju
Media odwracają uwagę
Nasza zbiorowa nieświadomość skali lichwiarskiego procederu, powodującego
odsysanie na różne sposoby narodowego bogactwa, wypracowywanego przez krajowych
producentów towarów i usług, to nie tylko wynik naszej 45-letniej izolacji od
kapitalizmu za żelazną kurtyną. To także efekt przemyślanej polityki koncernów
medialnych oraz uniwersytetów, zasilanych z tych samych centrów finansowych,
które są odpowiedzialne za nasze zadłużenie.
Gdybyśmy, jako naród, zdali sobie jasno sprawę ze skali prawno-finansowej
grabieży, jakiej poddaliśmy się dobrowolnie w wyniku nacisku zagranicznych kół
finansowych, mających swoją reprezentację krajową w osobach prof. Leszka
Balcerowicza (kształconego w Nowym Jorku) i polityków Unii Wolności oraz
Platformy Obywatelskiej, wiedzielibyśmy przynajmniej, jaka jest polska
gospadarcza racja stanu i pracowalibyśmy wspólnie nad znalezieniem praktycznej
dla niej wykładni.
Niestety, ogłupiani przez Agorę liberalną demagogią, nurzamy się tylko w
jałowych spekulacjach i śledzimy plotki oraz gierki, które wekslują naszą uwagę
na sprawy mało znaczące dla przyszłości dzieła naprawy kraju.
Także rosnąca w siłę opozycja wobec liberalnego nurtu brnie w jałowość
spekulacji obracających sie wokół alternatyw wobec prywatnej własności środków
produkcji i sposobów administrowania państwem.
Rak lichwy jest jednak nieubłagany. Zabija powoli, w biedzie i stresie, i
szybko, jak na wojnie, którą prowadzimy także w jego imieniu. Czy uda nam się go
zobaczyć?
To pierwszy krok, aby się go wreszcie pozbyć.
Krzysztof Lewanowski