Niebyt lewicy
Na gruncie budowy i reformowania kapitalizmu stoją wszystkie
liczące się ugrupowania polityczne w Polsce. Do nich należą również partie
lewicowe odwołujące się do miana socjaldemokracji.
Sojusz Lewicy Demokratycznej, Socjaldemokracja Polskiej Lewicy i Unia Pracy wraz
z sześcioma "podmiotami" koalicyjnymi tworzącymi Unię Lewicy nie pretendują
nawet do miana partii antysystemowych. Wyjątek stanowi Nowa Lewica, która mieni
się "jedyną partią antykapitalistyczną".
W przeciwieństwie do Nowej Lewicy, Forum Polska Praca pod przewodnictwem
Ryszarda Bugaja unika nowolewicowej demagogii, starając się przedstawić
"wiarygodny" projekt polityczny reformowania kapitalizmu, który nie
kwestionowałby zasad wolnorynkowych i ustrojowych choćby w słowach, aczkolwiek
rości sobie pretensje do miana lewicy społecznej.
Zresztą, grono pretendentów do miana lewicy społecznej zdominowane jest przez
euroentuzjastów - "lewicę proeuropejską" i zwolenników swobód obyczajowych -
"lewicę obyczajową", którzy swój prospołeczny charakter mierzą wyczuleniem na
krzywdę i niesprawiedliwość związaną z "wszelkimi formami dyskryminacji", z
walką o emancypację mniejszości, sprzeczności klasowe i walkę klas odsuwają zaś
na plan dalszy, a nawet w niebyt.
Nic dziwnego, że prawica mogła ogłosić "zgon lewicy" (Michael Ledeen, "Kryzys
lewicy", "Forum" / Indymedia). Skoro nawet w oczach tzw. lewicowców ideologia
lewicy wyróżniająca rolę klasy robotniczej i walkę klas stała się anachronizmem.
Tym samym, dla prawicy i dla nowej lewicy marksizm, podobnie jak "pojęcie
proletariatu i jednocześnie samej walki klas okazało się przestarzałe" (tamże).
Obie formacje odnotowały "fiasko lewicowych rewolucji rozpętywanych w XX wieku w
imieniu klasy robotniczej". Dla obu oczywistą stała się nieatrakcyjność "dawnych
doktryn rewolucyjnych". Obie uznały, że "do historii przeszedł cały pakiet
lewicowych idei" związany z "wymarłą klasą" (tamże).
Wreszcie, lider Nowej Lewicy w ramach "przedśmiertnych drgawek" mógł ogłosić
"memento umarłej klasy robotniczej" (Piotr Ikonowicz, "Klasa robotnicza idzie do
nieba", "Lewizna" nr 7 / 2004, s. 18), aby z czystym sumieniem, wyzbywszy się
"naiwnego idealizmu" i grzechów młodości, wespół-zespół z innymi radykałami
stoczyć się w niebyt Unii Lewicy, potwierdzając swym żywotem, że nie ma
alternatywy dla kapitalizmu.
W tej sytuacji "elektorat lewicowy będzie szukać kogoś, kto wyrazi jego
desperację w formach zwanych populistycznymi" (Karol Modzelewski w rozmowie z R.
Walenciakiem, "Przegląd" / lewica.pl)
Przejście z pozycji populistycznych na lewicowo-populistyczne, a tym bardziej na
klasowe, nieuchronnie wiąże się z gwałtownym pogorszeniem się sytuacji
społeczno-gospodarczej i politycznej, co zapewne będzie efektem "nadzwyczajnych
ulepszeń" związanych z rządami szykującej się do władzy prawicy.
Gros ugrupowań nowej radykalnej lewicy nie mieszczących się w paradygmacie
współczesnej socjaldemokracji łączy lub raczej stara się łączyć "walkę z
wszelkimi formami dyskryminacji" z walką klas. Przy czym, zamiast klasy
robotniczej wyróżnia tzw. klasę pracowniczą, bądź klasę pracującą, ewentualnie
opowiada się za klasami ludowymi lub ludźmi pracy. Na gruncie historycznej,
rewolucyjnej roli klasy robotniczej stoi zaledwie kilka ugrupowań. Przy czym KPP
i PSPR (obie wywodzące się ze Związku Komunistów Polskich "Proletariat")
występują wręcz w roli konkurujących ze sobą partii. Podobną postawę prezentują
permanentnie grupki wywodzące się z ruchu trockistowskiego, które często nad
klasę robotniczą przedkładają nieokreślone "masy" lub wspomnianą "klasę
pracowniczą". Rzecz znamienna, że postępującemu rozdrobnieniu nie towarzyszy
samokrytycyzm, ale partyjniackie zacietrzewienie, a wszelkie próby zjednoczenia
ruchu sprowadzają się do forsowania własnego "projektu politycznego", czemu
towarzyszy niechęć do dialogu i debat programowych. Taki stan rzeczy promuje
populistów wszelkiej maści.
19 stycznia 2005 r.
E.B. i W.B.