Tekst pochodzi ze strony reformistów z NLR http://republika.pl/socjalizm/markosita2.htm . Kendziorek choć w NLR jest już chyba ponad 10 lat, to jednak wcale się nie zmienił (od czasu rozłamu z późniejszą OA) i dalej jest oderwany od świata nie rozumiejąc otaczającej go rzeczywistości. Kendziorek zapewne nie zdaje sobie sprawy, że najbardziej krytykuje swoją własną organizację. "Jest to zresztą część szerszego problemu, z którym radykalna lewica powinna się skonfrontować (a co rzadko czyni z różnych względów, spośród których warto wymienić choćby dziedzictwo polityczno - ideologiczne stalinizmu), a mianowicie tego, że ruchy werbalnie emancypacyjne częstokroć same odtwarzają we własnych szeregach różne panujące w społeczeństwie formy dominacji i postawy autorytarne. Jednym z efektów tego zjawiska jest częste niestety zjawisko nieintencjonalnego ośmieszania teorii marksistowskiej przez ludzi, dla których marksizm oznacza kilka prostych prawd, będących instrumentem denuncjacji wszelkiej poważnej dyskusji o problemach społecznej emancypacji, zastępowanej garścią frazesów (za którymi kryje się napuszone nieuctwo i przekonanie o własnej roli dziejowej jako obrońców marksistowskiej "ortodoksji" )." Nikt bardziej nie ośmiesza teorii marksistowskiej niż Antek (August G) na piątkowych czatach NLR, który gdy nie ma racji (czyli prawie zawsze) sięga do skompromitowanych metod stalinowskich i wprowadza cenzurę. Antek wzorem Stalina rości sobie prawo do "jedynie słusznej" interpretacji marksizmu, zgodnie z którą NLR ma zawsze racje. Antek prędzej wyrzuci wszystkich z czatu niż przyzna się do błędu. W ten sposób postulowana przez Kendziorka "poważna dyskusja" jest zwykłym frazesem, bo NLR nigdy się na nią nie zgodzi - czego dowodem jest także likwidacja "Wolnej trybuny" gdzie chcieli publikować min. ex-GSR.


Piotr Kendziorek

W odpowiedzi Markosicie

W grudniu jedna z naszych czytelniczek używająca pseudonimu Markosita przysłała nam polemikę z tekstem o feminizmie zamieszczonym na naszej stronie. Poniżej zamieszczamy naszą odpowiedź na jej uwagi. Redakcja Dalej!
W tekście Marcosity pojawiło się kilka różnych wątków, przy czym zwykle tylko zaznaczonych (a nie rozwiniętych), co utrudnia polemikę. W związku z tym poniżej również skrótowo zaznaczymy nasze stanowisko (mając nadzieję, że będzie to punktem wyjścia do dalszej dyskusji).
Marcosita trafnie pisze, że w głównym nurcie ruchu robotniczego (i marksizmu) kwestię ucisku kobiet postrzegano zwykle jako wtórną wobec konfliktów klasowych związanych z antagonistycznym typem uspołecznienia. Trzeba jednak zauważyć, że w ostatnich dekadach pojawiła się w obrębie ruchu socjalistycznego (IV Międzynarodówka) i myśli marksistowskiej (np. w pracach Terry Eagletona) tendencja do problematyzacji tego rodzaju redukcjonizmu. Przy czym kluczowe znaczenie dla autorów marksistowskich ma kwestia związku pomiędzy klasowymi a innymi typami praktyk dominacji/wyzysku (np. o charakterze płciowym bądź rasowym) tak na płaszczyźnie materialnej, jak też różnych artykulacji ideologicznych/kulturowych. Przykładowo, warto wspomnieć w tym kontekście o analizach Immanuela Wallersteina dotyczących znaczenia pracy domowej kobiet z punktu widzenia tendencji do utrzymywania kosztów reprodukcji siły roboczej pracowników na jak najniższym poziomie (tzn. maksymalizacji wyzysku).
Wokół relacji podziału płciowego wobec podziału klasowego
Stanowisko samej Marcosity dotyczące tego rodzaju całościowej koncepcji sensu praktyk męskiej dominacji w społeczeństwach klasowych wydaje się być niejasne. W każdym razie wyraźna jest u niej tendencja do zastępowania "ortodoksyjnie marksistowskiego" redukcjonizmu w tej kwestii równie wątpliwym redukcjonizmem anarchistycznym (wyrazem tego rodzaju uproszczonego, redukcjonistycznego podejścia jest - naszym zdaniem - przekonanie, że państwo instytucjonalizuje patriarchat, przez co jego zniszczenie automatycznie pociągnie za sobą zanik praktyk ucisku kobiet).
Jeszcze bardziej wątpliwa i niejednoznaczna wydaje nam się postawa autorki wobec kwestii tego, jakie znaczenie należy przypisywać samemu istnieniu różnic płciowych (na płaszczyźnie ich kulturowych form artykulacji). I tak, o ile quasi-anarchistyczna argumentacja przywołana powyżej oraz sformułowanie przez Marcositę krytyki Habermasa/Althussera dotyczącej "pomijania [przez nich] kwestii związanych z kulturowymi aspektami płci", zmierzają w kierunku interpretacji tych różnic (płciowych) jako rezultatu określonych historycznie ukształtowanych praktyk społecznych, o tyle w innym miejscu autorka nieoczekiwanie potwierdza istnienie rzekomego "przyrodniczego konfliktu między kobietami a mężczyznami".
Następnie na tej podstawie zostaje wyprowadzony wniosek, iż podział klasowy jest zjawiskiem wtórnym wobec praktyk związanych z różnicą płciową ("bo w gruncie rzeczy płaszczyzna, na jakiej się spotykają [kapitalista i robotnik] nie jest obracanie kapitałem, ale fakt biologicznego bycia mężczyzną..."). Tym samym autorka ponownie odtwarza (we własnej interpretacji) redukcjonistyczną koncepcję społecznego sensu występowania różnych stosunków dominacji, której istnienie wcześniej dostrzegła i skrytykowała u marksistów (którym - w tym ujęciu - wszystko kojarzy się z kwestią podziału klasowego, funkcjonującego jako uniwersalny wytrych służący wyjaśnieniu wszelkich zjawisk w społeczeństwie): tym razem jednak źródłem i podstawą społecznych stosunków dominacji miałby być patriarchat.
W rzeczywistości zarówno "kapitalista", jak też "robotnik" występują w swoim życiu w różnych rolach społecznych i w związku z tym mogą uczestniczyć (na różnych pozycjach) w ramach różnych stosunków dominacji. Innymi słowy, przykładowo robotnicy zajmujący w ramach stosunków produkcji pozycję podporządkowaną faktycznie częstokroć uczestniczą w stosunkach dominacji patriarchalnej, podobnie jak np. białe pracownice w metropoliach kapitalizmu w wielu przypadkach uczestniczą w reprodukcji praktyk dominacji rasowej.
Istotne jest to, że jakkolwiek faktycznie stosunek dominacji wytwarza u członków grupy dominującej (w ramach określonej praktyki dominacji) poczucie swoistej wspólnoty i związane z tym gratyfikacje materialne/psychiczne (co zresztą w przypadku "męskiej wspólnoty", zbudowanej na poczuciu wyższości wobec kobiet, wcale nie musi oznaczać i najczęściej nie oznacza występowania przypisywanego przez Marcositę mężczyznom uczucia "nienawiści" wobec kobiet), to jednak istnieje także interes emancypacyjny oraz impuls wzajemnej solidarności u członków różnych grup uciskanych. Bez tego typu postawy etyczno - politycznej projekt socjalistyczny, zakładający powszechną emancypację (tzn. zniesienie wszelkich form dominacji i wyzysku), nie byłby możliwy. Tymczasem jest faktem, że ruch socjalistyczny (mniej lub bardziej konsekwentnie) był (i jest) w swoim głównym nurcie rzecznikiem emancypacji kobiet i postrzegał ruchy kobiece (częstokroć) jako sojusznika w walce z systemem kapitalistycznym. Systemem instytucjonalizującym różne formy wyzysku/dominacji, które wzajemnie wzmacniają ogólne stosunki podporządkowania indywiduów i neutralizują dążenie do urzeczywistnienia egalitarnych oraz wolnościowych stosunków społecznych (co jest istotą idei socjalizmu).
O różnych feminizmach i antidotum na lewicowy seksizm
Oczywiście nie oznacza to, że feminizm w związku z tym nie powinien być przedmiotem rzetelnej analizy/krytyki marksistowskiej. Warto oczywiście pamiętać, że feminizm jest równie zróżnicowany wewnętrznie jak myśl marksistowska. Niemniej jednak, tak jak w przypadku marksizmu można wyraźnie odróżnić nurt autorytarny (związany głównie ze stalinizmem i jego dziedzictwem politycznym na lewicy radykalnej), którego przydatność dla celów realizacji polityki emancypacyjnej jest żadna, od nurtów mniej lub bardziej konsekwentnie wolnościowych, tak samo uważamy, że w ramach feminizmu istnieje wyraźny (i zasadniczy) podział na nurt liberalno - mieszczański (który na żadnej płaszczyźnie nie dąży do zakwestionowania istniejących w społeczeństwie kapitalistycznym zasad gry) od różnych form feminizmu lewicowego (dostrzegającego konieczność powiązania walki z patriarchatem i kapitalizmem).
W Polsce istnieje kilka znanych intelektualistek, które określają się jako feministki bądź sympatyczki feminizmu, a także kilka pism podobnie się określających, przy czym w zasadzie nieobecny jest w nich feministyczno- socjalistyczny typ krytyki społecznej. Tego rodzaju ocena nie oznacza prostego utożsamienia pewnego nurtu tzw. prasy kobiecej (reprezentowanej np. przez pismo "Cosmopolitan", propagujące swoisty konsumpcjonistyczny model kobiecej autonomii i niezależności) z feminizmem, aczkolwiek w tego typu pismach - jak sądzimy - występują w pewnych obszarach zbieżności ideologiczne z niektórymi ideami feminizmu liberalnego. W każdym razie jako socjaliści uważamy za celowe i sensowne krytykowanie nurtu feminizmu bądź quasi-feminizmu liberalnego i sądzimy, że taka krytyka jest uzasadniona także z perspektywy lewicowo - feministycznej.
Za równie uzasadnione uważamy podejmowanie kwestii powielania postaw seksistowskich w ramach organizacji politycznych, werbalnie głoszących walkę z tego rodzaju postawami. Jest to zresztą część szerszego problemu, z którym radykalna lewica powinna się skonfrontować (a co rzadko czyni z różnych względów, spośród których warto wymienić choćby dziedzictwo polityczno - ideologiczne stalinizmu), a mianowicie tego, że ruchy werbalnie emancypacyjne częstokroć same odtwarzają we własnych szeregach różne panujące w społeczeństwie formy dominacji i postawy autorytarne. Jednym z efektów tego zjawiska jest częste niestety zjawisko nieintencjonalnego ośmieszania teorii marksistowskiej przez ludzi, dla których marksizm oznacza kilka prostych prawd, będących instrumentem denuncjacji wszelkiej poważnej dyskusji o problemach społecznej emancypacji, zastępowanej garścią frazesów (za którymi kryje się napuszone nieuctwo i przekonanie o własnej roli dziejowej jako obrońców marksistowskiej "ortodoksji" ).
Uważamy, że dobrym antidotum na takie (autorytarne w swojej istocie) postawy może być m.in. autonomiczna organizacja kobiet w ramach grup radykalnej lewicy, pozwalająca na ujawnianie i publiczną dyskusję nad hipokryzją "towarzyszy" na forum organizacji (czego warunkiem jest oczywiście funkcjonowanie w ogóle wewnętrznych procedur demokratycznych).
Piotr Kendziorek