Tekst pochodzi z grudniowej Pracowniczej Demokracji. Po zdemaskowaniu kłamstw PD na otwartym spotkaniu w Warszawie http://www.geocities.com/arch_lbc/1169guevara.htm  - myślałem, że się czegoś nauczą. Niestety byłem w błędzie - okazało się, że ta sekta jest jak Hydra i odcięcie jednej głowy - powoduje, że zaraz rośnie druga -a każda kolejna mutacja, jest coraz bardziej odrażająca. O ile Żebrowski ograniczył się do delikatnego przemycania kłamstw w dość długim (i całkiem niezłym jak na Andy'ego) referacie - to zmutowane wypociny Pawła Sz. są jeszcze gorzej napisane i jest w nich jeszcze więcej kłamstw. Pawełek w swoim krótkim tekściku, postanowił rozprawić się z całym antyimperialistycznym ruchem partyzanckim, pod pretekstem recenzji książki o CHE. Każdy ruch, który podejmuje realną walkę, nie może uniknąć błędów i zawsze chętnie przeczytam poważną marksistowską analizę guevaryzmu. Niestety wypociny Pawełka nie spełniają obu tych kryteriów - nie tylko nie są poważne, ale też nie mają zbyt wiele wspólnego z marksizmem - co się zresztą tyczy całej PD. Ale to co jest najbardziej odrażające to sposób prowadzenia polemiki, polegający na nie rzetelnym przedstawieniu problemu, by następnie łatwiej się z nim rozprawić. Stosując tą taktykę można ośmieszyć każdy ruch -także bolszewików, co zresztą burżuazyjni historycy często robili. Przy analizie partii Lenina kluczowa jest dla nas analiza Rewolucji Październikowej i nawet późniejsze klęski eksportu rewolucji nie przekreślają dorobku bolszewików. Nawet przegrana w wojnie z Piłsudskim w 1920 nie zmienia faktu, że Rosja -tj.1/6 naszej planety została wyzwolona od kapitalizmu. Każda poważna analiza guevaryzmu musi więc wychodzić od analizy Rewolucji Kubańskiej. To Rewolucja Kubańska jest przykładem wzorcowym, a późniejsze próby eksportu rewolucji poniosły klęskę, bo model wzorcowy nie został zrealizowany. Zwycięstwo Rewolucji Kubańskiej, tak jak Rewolucji Październikowej było możliwe dzięki rewolucyjnej współpracy proletariatu miast i wsi. Pokonanie Batisty było wspólnym sukcesem walczącej partyzantki i strajkujących robotników. Guevara poniósł klęskę w Boliwii -właśnie dlatego, że odszedł od przykładu kubańskiego i nie współpracował z klasą robotniczą. Zresztą sprawa jest skomplikowana - bo brak współpracy z górnikami nie wynikał ze złej woli Guevary, lecz z bariery językowej. O ile Argentyńczyk Guevara mógł bez przeszkód porozumiewać się po hiszpańsku ze wszystkimi latynosami i choć był "obcokrajowcem" to na Kubie nie miał z tym problemów - gdyż była to jedna z ważniejszych kolonii hiszpańskich i ludność prekolumbijska została wymordowana lub się zasymilowała. Tymczasem w Boliwii, która jako jedyny chyba kraj Ameryki Płd. nie ma dostępu do oceanu, do dzisiaj mieszkają plemiona indiańskie, które po hiszpańsku mówią bardzo słabo. Jeśli Guevara popełnił błąd, to raczej przy wyborze kraju -na kolejne rewolucyjne ognisko. To już jest jednak temat na inną dyskusje. Guevara przecież poniósł w Boliwii klęskę. Jeśli na LBC interesujemy się tą postacią - to nie dlatego, że pięknie zginął, ale dlatego, że był orędownikiem nowej formy walki z kapitalizmem, która przynajmniej raz odniosła sukces. I to, że Guevara nie znał języka boliwijskich Indian, tego nie zmienia. Jak już napisałem wcześniej, tekścik Pawełka nie ma charakteru poważnej analizy, lecz rzucanych kłamliwych haseł. Więc teraz po kolei się z nimi rozprawimy. "Che wybrał życie rewolucjonisty, który pragnie dobra ludzi pracy. Dlatego związał się z narodowo- wyzwoleńczym "Ruchem 26 Lipca" Fidela Castro (Che określił Castro w tym czasie, jako "przywódcę lewicowej burżuazji")". Każda dogmatyczna sekta stosuje stalinowską metodę, że o konkurencji politycznej się nie pisze - a jeśli już trzeba napisać - to koniecznie negatywnie. Guevaryzm jest na polu walki z kapitalizmem konkurencją dla cliffizmu i dlatego konkurencje trzeba zmieszać z błotem. Zanim rozpocznie się dyskusje -konkurenta trzeba już postawić w podrzędnej roli. "My jesteśmy  internacjonalistami - a wy "tylko" ruchem narodowo-wyzwoleńczym". Ten schemat myślowy pełni w dyskursie cliffowców dość ważną rolę - dlatego trzeba się z nim rozprawić. Pawełek, który za 100 dni zdaje maturę, powinien poznać historię, więc przypominamy, że w przede dniu rewolucji Kuba nie była krajem okupowanym tak jak dzisiaj Irak czy ziemie polskie w czasie II Wojny Światowej. Ruch narodowo-wyzwoleńczy walczy przede wszystkim z okupantem, którym może być hitlerowski Niemiec - lub amerykański marince w Iraku i jego polski sługus. Walka ma więc charakter narodowy i atakuje się "obcych". A na Kubie było zupełnie inaczej. Władza należała do Kubańczyków i przez całą rewolucję walka toczyła się tylko między Kubańczykami. Była to więc typowa wojna domowa, mająca charakter klasowy. Z jeden strony była dyktatura Batisty, który reprezentował interesy amerykańskiej i kubańskiej burżuazji -a z drugiej rewolucyjny proletariat miast i wsi. Nie jest więc to nic nowego - bo to samo było już w Rosji w 1917 roku. Kapitalizm stworzył globalny rynek i uzależnił od siebie całe państwa, dlatego też pierwszym etapem zwycięskiej rewolucji musi być wyłączenie się z kapitalistycznego systemu - poprzez nacjonalizację fabryk i ziemi należącej do międzynarodowych korporacji. Każde takie działanie spotyka się z wojskową interwencją. Tak jak Francuzi, Brytyjczycy i pozostałe państwa imperialistyczne zaatakowały Rosję Radziecką, tak Fidel cały czas bał się interwencji amerykańskiej. Nawet początkowa antyamerykańska retoryka Fidela - nic tutaj nie zmienia. O ile interwencja państw imperialistycznych w Rosji, która zawsze była mocarstwem - była czymś wyjątkowym - to interwencje USA w Ameryce Łacińskiej są regularnie co kilka lat. Castro to wiedział i dlatego posługiwał się antyamerykańską retoryką - nie znaczy to jednak, że był "nacjonalistą" - o czym zresztą  wiedzieli amerykańscy czarni, którzy dostawali pomoc od Hawany. Tak jak rosyjscy bolszewicy walczyli przeciwko caratowi/rządowi tymczasowemu, który reprezentował rosyjską i międzynarodową burżuazję – tak to samo robił Castro z Guevarą walcząc z Batistą. Nie był to więc „tylko” ruch narodowo-wyzwoleńczy – lecz rewolucyjny ruch ludzi pracy przeciwko wyzyskiwaczom. Przy okazji jak zwykle w tekstach PD padają sformułowania, których nie można zweryfikować. Gdy Pawełek twierdzi, że CHE uważał Fidela za „przywódcę lewicowej burżuazji”, nie podając źródła – to ma to taką samą wartość jak stwierdzenie, że CHE uważał Fidela za faszystę, liberała czy zielonego słonia. „[Che]Postanowił wspierać, a także samemu organizować ruchy partyzanckie na świecie, które miały być nowym sposobem walki ze światowym kapitalizmem (koncepcja 1, 2, 3, wielu Wietnamów). Był w Kongu, w Boliwii - tam dosięgła go ręka tamtejszych wojskowych, którzy go zabili. Koncepcja teoretyczna Che Guevary polegała na tworzeniu małych oddziałów partyzanckich w dżungli, rekrutujących swoich członków wśród chłopów zamieszkujących teren, przy którym partyzantka zorganizowała swoje bazy. Che uważał (wykazał to m.in. w swojej pracy "Wojna partyzancka"), że mały, ale dobrze uzbrojony i zorganizowany oddział partyzancki jest w stanie pokonać regularną armię.”

Jest to właśnie typowe dla cliffowców fałszywe przedstawienie czyjejś koncepcji – by łatwiej ją później obalić. Według Pawełka „Koncepcja teoretyczna Che Guevary polegała na tworzeniu małych oddziałów partyzanckich w dżunglico jest zwykłym kłamstwem. Na LBC wielokrotnie cytowaliśmy już tekst, gdzie ta koncepcja była wyłożona i nasz mały  Stalinek miał do niego dostęp. Dlatego też mamy tutaj do czynienia ze świadomym kłamstwem. Dlatego też jeszcze raz przypominamy tekst Guevary, gdzie ta koncepcja została wyłożona – Orędzie do Organizacji Trójkontynentalnej.

Niech rozwinie się prawdziwy internacjonalizm proletariacki, niech powstaną międzynarodowe armie proletariackie, a sztandar, pod którym się walczy, niech stanie się świętą sprawą odkupienia ludzkości, niech śmierć pod flagą Wietnamu, Wenezueli, Gwatemali, Laosu, Gwinei, Kolumbii, Boliwii, Brazylii - że wymienimy tylko obecne teatry walki zbrojnej - będzie równie chwalebna i pociągająca dla Amerykanina, Azjaty, Afrykanina, a nawet Europejczyka.” http://www.iwkip.org/rewolucja/1/index.php?id=5

W Europie dżungli nie ma i Guevara to doskonale wie. Dlatego też walka partyzancka w krajach rozwiniętych przyjmuje charakter partyzantki miejskiej. I wbrew kłamstwom Pawełka, taka partyzantka może się rekrutować z klasy robotniczej, czego dowodem są włoskie Czerwone Brygady czy grecki 17 listopad. Wszyscy wiedzą, że w Pracowniczej Demokracji nie tylko nie ma robotników, ale też nie ma żadnych prób by do tych robotników dotrzeć, gdyż cała działalność jest skoncentrowana na młodzieżowym ruchu antywojennym i antyglobalistycznym. Dlatego też ataki krakowskiego nastolatka na proletariackie organizacje, które podjęły walkę zbrojną jest po prostu przejawem zwykłej skurwysyńskiej hipokryzji. Idźmy jednak dalej. Kolejnym przejawem błędnego (czy raczej świadomie zakłamanego) przedstawienia koncepcji Che jest twierdzenie, że przewaga partyzantki nad armią regularną polega na lepszym uzbrojeniu. Każdy kto zna historię rewolucji kubańskiej wie, że po początkowym pogromie przeżyło kilkanaście osób i nawet nie wszyscy mieli broń. Uzbrojenie partyzantki przez całą rewolucję było gorszę od wspieranej przez Amerykanów armii Batisty. Sukcesy partyzantki nie polegają więc na uzbrojeniu – lecz na mobilności i zaskoczeniu. To samo zresztą widać dzisiaj w Iraku. Amerykański marince może chodzić uzbrojony w broń wartą tysiące dolarów, ale i tak nie zmienia to faktu, że gdy zostanie zaatakowany z zaskoczenia –to ta przewaga technologiczna mu nie pomoże. Jego przeciwnik może mieć tylko nóż – ewentualnie zdezelowany karabin z II wojny Światowej – ale jak strzeli mu w plecy – to Amerykanin, nawet nie zdąży się odwrócić. Siłą partyzantki jest więc przewaga psychologiczna i by rozpocząć wojnę partyzancką nie trzeba wcale mieć dobrego uzbrojenia. „My was widzimy – a wy nas nie – to my zawsze wybieramy moment walki – a zanim się zorientujecie o co chodzi – to rozpłyniemy się w powietrzu – bez żadnych strat – jak duchy”. Duchy są straszne dlatego bo nikt nie wie jak wyglądają – i nikt nie wie, kiedy znowu zaatakują. Dzięki partyzantce – małe słabe dziecko ma przewagę nad super wyszkolonym żołnierzem, który może znać wszystkie sztuki walki – ale podczas snu jest bezbronny itd. Dalej Pawełek pisze - „Koncepcja ta nie zakładała zbyt dużej aktywności klasy pracowniczej w powstaniu, a w praktyce okazało się, że robotnicy zostali pominięci w kalkulacjach partyzantów.” -co jest po prostu bezczelnym kłamstwem. Rewolucja Kubańska zwyciężyła dzięki współpracy partyzantów i klasy robotniczej, która zorganizowała strajk generalny. Jest to fakt – i nasz maturzysta powinien go poznać, bo nie zda egzaminu dojrzałości. „Współcześnie wszystkie ruchy partyzanckie, jak np. kolumbijskie FARC-EP i ELN czy nepalscy i filipińscy maoiści są nieliczne i oderwane od mas ludowych.” Autorem tych słów jest działacz krakowskiej Pracowniczej Demokracji, która w jego mieście mieści się na jednej kanapie a w skali kraju to może 50 osób. Nawet jednak gdyby wziąć całą cliffowską międzynarodówkę – razem z największą brytyjską sekcją to wyjdzie wszystkiego może z 10 tysięcy w skali świata i jestem przekonany, że jeden FARC który w trakcie wojny domowej wyzwolił dość duży fragment Kolumbii – ma więcej bojowników niż cała cliffowska międzynarodówka. Pamiętać jeszcze trzeba, że FARC jest cały czas prześladowany przez rząd kolumbijski i CIA i wielu jego bojowników jest mordowanych –a największe represje w historii PD to najwyżej mandat na kilkaset złotych. Co do poparcia mas ludowych, to masy ludowe w Polsce po prostu nie wiedzą o istnieniu Pracowniczej Demokracji. W Kolumbii zaś na terytoriach wyzwolonych chłopi dzięki partyzantom mają dużo lepiej – i choć cały czas trzeba walczyć z siłami rządowymi – to już dziś można pomóc np. w dostępie do leków itd. Ruchów partyzanckich w Trzecim Świecie jest bardzo dużo i można ich krytykować za wszystko – ale na pewno nie za brak liczebności.

Na koniec –bo już szkoda czasu na analizę każdego zdania –mamy stwierdzenie, że „maoizm jest wrogiem wszystkich rewolucyjnych marksistów!”. Zacznijmy może od początku – kim są  według Pawełka „rewolucyjni marksiści”? Zapewne chodzi o cliffowską międzynarodówkę. No cóż – można powiedzieć o niej dużo – ale na pewno nie to, że jest to organizacja rewolucyjna.  W ciągu ponad 50 letniego swojego istnienia Cliff i jego naśladowcy nigdy nie zorganizowali żadnej rewolucji i nawet do niej nie wzywają. Gdy analizujemy Guevarę, musimy wiedzieć, że nie działał w próżni i gdy z Meksyku płynęli na Kubę, to tacy ludzie jak Cliff mówili im „nie płyńcie tam – to zwykła awantura – i tylko nie potrzebnie wszyscy zginiecie”. Wystarczy popatrzeć na retorykę w Pracowniczej Demokracji by zorientować się, że nie jest to grupa dążąca do rewolucji – lecz grupa, która walczy o „najszerszą demokrację”. Ta walka o „demokrację” powoduje, że PD wlecze się w ogonie różnych burżuazyjnych ruchów –czego przykładem jest min. fascynacja ukraińską „pomarańczową rewolucją”. Pawełek może więc wypowiadać się w imieniu swoim i co najwyżej całej PD – ale na pewno nie w imieniu „wszystkich rewolucyjnych marksistów”, bo na ten tytuł trzeba sobie zasłużyć. Definiowanie jakiegoś ruchu w kategoriach dobry-zły nie ma nic wspólnego z marksistowską dialektyką. Założenie z góry, że „maoizm jest wrogiem” jest tym bardziej absurdalne, że alterglobalistyczna PD opowiada się za „szerokimi pluralizmem” i „ruchem ruchów”. Zarówno w Genui, gdzie byłem jak i na wielu innych demonstracjach obok siebie demonstrowały organizacje cliffowskie – jak też odwołujące się do tradycji maoistowskiej, które są równie silne – a być może nawet silniejsze od cliffowców. Nie będę bronił maoizmu, który sam w sobie nie jest spójny – ale jeśli maoiści robią coś pozytywnego to należy to poprzeć. Tak jak należy poprzeć reformy po zwycięstwie Rewolucji Chińskiej (np. wywłaszczenie zachodnich korporacji) czy należy współpracować z maoistami (tam gdzie są –np. w Belgii są chyba najsilniejsi) przy konkretnych działaniach –jak właśnie demonstracjach. Wrogiem to jest burżuazja –a tylko dla skrajnego sekciarza – wrogiem są inni przeciwnicy kapitalizmu – nawet jeśli popełniają błędy (choć akurat akcje partyzanckie wymierzone w rząd, za które Pawełek ich atakuje – za błąd nie uważam). Gdy ludzie jednoczą się do walki z kapitalizmem, to krzyk dzieciaka „to są nasi wrogowie” jest nie tylko sekciarstwem i idiotyzmem, ale ten krzyk niszczy współprace i służy burżuazji…

Dobra koniec – to miał być tylko krótki komentarz – a powstał długi tekst – jak chcecie więcej bzdur – to po prostu przeczytajcie jego tekst.  


Paweł Sz.

Che Guevara -człowiek odwagi i sprzeciwu

Taki oto obraz Ernesta 'Che' Guevary możemy ujrzeć w wydanej niedawno w Wielkiej Brytanii książce Mike'a Gonzaleza pt. "Che Guevara and the Cuban Revolution" ("Che Cuevara i Kubańska Rewolucja"). Autor wyjątkowo ciekawie i przejmująco opisał historię życia Ernesta Guevary. Zagłębił się w meandry wyznawanych przez Che ideałów, jak i metod działania. Dla Che najważniejszy był człowiek, "stworzyć nowy ideał człowieka, który pracuje z radością" - mawiał. Ta miłość do ludzkości, doprowadziła go do marksizmu. We wczesnym wieku poznał nędzę życia mieszkańców Ameryki Łacińskiej, którą prawie całą zwiedził na motocyklu. Widział ogromną biedę, wyzysk klas niższych, przy jednoczesnym opływaniu w bogactwa i luksusy kapitalistów i członków tzw. elity polityczno-gospodarczej. Był naocznym świadkiem upadku rządu J. Arbenza w Gwatemali, którego to rząd zaczął wprowadzać prospołeczne reformy w ramach kapitalizmu, obalonego przez faszyzujących generałów gwatemalskich przy czynnym wsparciu CIA. Wtedy też Che doszedł do wniosku, że to imperializm amerykański jest główną przyczyną nędzy na jego ojczystym kontynencie (co ciekawe, obecnie USA prowadzą pod tym względem identyczną politykę jak w czasach tzw. zimnej wojny). Uznał, że tylko rewolucja może doprowadzić do obalenia panowania Stanów i zagwarantować godne życie zwykłemu ludowi. Che wybrał życie rewolucjonisty, który pragnie dobra ludzi pracy. Dlatego związał się z narodowo- wyzwoleńczym "Ruchem 26 Lipca" Fidela Castro (Che określił Castro w tym czasie, jako "przywódcę lewicowej burżuazji"). Razem z partyzantami Castro obalił skorumpowany rząd kubańskiego dyktatora F. Batisty (marionetki USA) w 1959 roku. Pragnął zaprowadzić ustrój sprawiedliwości społecznej na Kubie, która miała być pierwszym krajem, który wyłamał się z amerykańskiej dominacji w Ameryce Łacińskiej. Jednak późniejsze (wymuszone skądinąd) związanie się Kuby z poststalinowskim ZSRR, doprowadziło do stopniowej biurokratyzacji systemu kubańskiego. Che przez pewien czas był ministrem w rządzie Castro, ale zrezygnował na rzecz wspierania walk powstańczych tam, gdzie "został rozwinięty sztandar wolności". Postanowił wspierać, a także samemu organizować ruchy partyzanckie na świecie, które miały być nowym sposobem walki ze światowym kapitalizmem (koncepcja 1, 2, 3, wielu Wietnamów). Był w Kongu, w Boliwii - tam dosięgła go ręka tamtejszych wojskowych, którzy go zabili. Koncepcja teoretyczna Che Guevary polegała na tworzeniu małych oddziałów partyzanckich w dżungli, rekrutujących swoich członków wśród chłopów zamieszkujących teren, przy którym partyzantka zorganizowała swoje bazy. Che uważał (wykazał to m.in. w swojej pracy "Wojna partyzancka"), że mały, ale dobrze uzbrojony i zorganizowany oddział partyzancki jest w stanie pokonać regularną armię. Całość zakładała również poparcie dla guerrilli ze strony wsi (np. dostarczanie pożywienia, lekarstw, etc.). Koncepcja ta nie zakładała zbyt dużej aktywności klasy pracowniczej w powstaniu, a w praktyce okazało się, że robotnicy zostali pominięci w kalkulacjach partyzantów. Mieliśmy taka sytuację w Boliwii, gdzie Che organizował partyzantkę, kiedy to w czasie wyjątkowo nieprzychylnym dla powstańców, wybuchł na dużą skalę strajk górników. Niestety oderwanie od mas i od bieżącej sytuacji politycznej kraju, brak rozeznania w terenie (okazało się, że partyzanci zajęli jedną z najważniejszych ulic kraju, dzięki czemu mogliby sparaliżować cały kraj; niestety wycofali się) a także wroga postawa Komunistycznej Partii Boliwii (mającej dość duże wpływy w ruchu pracowniczym) doprowadziło do rozbicia sił partyzantki przez siły rządowe, a w konsekwencji do zabójstwa Che Guevary. Współcześnie wszystkie ruchy partyzanckie, jak np. kolumbijskie FARC-EP i ELN czy nepalscy i filipińscy maoiści są nieliczne i oderwane od mas ludowych. FARC i ELN zeszły już jawnie na pozycje socjaldemokratyczne (FARC chce budować państwo typu "skandynawskiego" kapitalizmu ludowego), natomiast maoiści dokonują ataków terrorystycznych, które w żaden sposób nie pobudzają aktywności mas pracowniczych, za to zwiększają represje ze strony państwa i w żaden sposób (także ideologiczny - maoizm jest wrogiem wszystkich rewolucyjnych marksistów!) nie przyczyniają się do poszerzenia świadomości klasowej mas pracowniczych. Od czasu męczeńskiej śmierci za ideały Che Guevara stał się symbolem buntu przeciw systemowi wyzysku, biedy i nędzy. Wielu młodych ludzi, antykapitalistów, alterglobalistów uważa go za wzór do naśladowania, mimo że strategia, jaką wybrał nie sprawdziła się, głównie z powodu jej oderwania od walki masowej pracowników najemnych. I tu właśnie tkwi największy błąd Che - niedocenianie ruchów masowych. A tylko takie mogą doprowadzić do obalenia systemu kapitalistycznego i zaprowadzenia ustroju sprawiedliwości społecznej bez wyzysku człowieka przez człowieka.

Paweł Sz.