Domniemane "pęknięcie marksizmu"

Najnowszy numer "Krytyki Politycznej" zapewne pozwoli uporządkować dyskusję na temat tradycji lewicy i roli klasy robotniczej.
W przeciwieństwie do posttrockistów, redaktorzy i autorzy "Krytyki Politycznej" nie zastępują pojęcia klasy robotniczej sprzecznymi wewnętrznie kategoriami klasy pracowniczej czy klasy pracującej. Mówią wprost o klasie robotniczej, choćby to było w kontekście jej zaniku, o tym, że - podobnie, jak "Solidarność" z lat 1980-81 czy "historyczny Lenin" - już nie istnieje (Edwin Bendyk, "Antymatrix. Epilog II", "KP" nr 7/8, s. 34). Powołują się przy tym na Slavoja Žižka, który w pracy "Revolution at the Gates" (Rewolucja u bram) obwieścił zanik klasy robotniczej. Jednocześnie zastanawiają się, "czy własność intelektualna, z definicji krucha, podzielona, o ograniczonym czasie trwania, może być podstawą dla utworzenia stabilnej, ponowoczesnej klasy średniej?" (tamże, s. 29), chociaż ten sam autor równolegle ogłosił koniec "klasy średniej", czyli drobnej burżuazji.
Kombinują, że "podobnie jak kapitał nowoczesny nie mógł istnieć bez klasy robotniczej, proletariatu, który swoją pracą wytwarzał wartość dodatkową, tak kapitał ponowoczesny nie może istnieć bez digitariatu, robotników symbolicznych, pracowników intelektualnych świadczących kapitałowi swą pracę" (tamże).
Ich zdaniem, jak i zdaniem Richarda Florida, w "gospodarce opartej na paradygmacie informacjonistycznym", obok netokratów (superelity wpływu i władzy tego świata), dominującą klasą jest klasa twórcza (creative class), zajmująca się "wymyślaniem innowacji naukowych, technicznych, społecznych, kulturowych". Klasę twórczą "obsługuje klasa usługowa" (tamże, s. 33).
Ten ponowoczesny podział klasowy związany jest z kapitalizmem ponowoczesnym, w którym "środkiem produkcji przestaje być kapitał, a staje się język i zawarte w nim kompetencje symboliczne: wiedza, kreatywność, zdolność przekazywania symboli", ba, nawet w "produkcji materialnej głównym nośnikiem wartości jest przetworzona myśl, a nie materia".
W "epoce poprzemysłowej", w "społeczeństwie ryzyka", to nie byt kształtuje świadomość, lecz "świadomość (występowania ryzyka) kształtuje byt". "Produkcja ryzyka zaciera (...) kategorie podziału klasowego". A zatem, "myślenie w kategoriach klasowego społeczeństwa przemysłowego" jest wręcz jałowe, jak twierdzi Ulrich Beck (Tomasz Drabowicz, "Transformacja czy intensyfikacja kapitału", "KP", ss. 160-161).
Część ponowoczesnych autorów i redaktorów "Krytyki Politycznej" przyłącza się do twierdzenia Ulricha Becka i Anthony Giddensa, którzy podkreślają, że "konfliktowy (adversarial) model polityki stał się przeżytkiem", a myśleć o polityce należy poza podziałami na lewicę i prawicę. Zakładają, że polityka konsensusu "musi być umieszczona w innych ramach", gdyż "na czoło wysuwają się problemy życia i śmierci". Tymczasem pozostali nowolewicowcy, do grona których należą, m.in. Ernesto Laclau i Chantal Mouffe, proponują "redefinicję projektu lewicy, tak aby uwzględniać także postulaty nowych ruchów". Ich zdaniem: "polityka lewicy nie może być rozumiana wyłącznie w języku problemów czy interesów klasowych". W ich mniemaniu "zamazywanie granic między lewicą i prawicą (...) wynika z niekwestionowanej hegemonii neoliberalizmu i jest czymś, co trzeba stanowczo zwalczać", podobnie jak "dominującą obecnie ugodę w centrum". Udrożnienie systemu demokratycznego, który obecnie nie zapewnia rzeczywistej alternatywy, usunie grunt spod nóg prawicowych demagogów i populistów.
W przeciwieństwie do Giddensa, który zakłada, że antagonizmy klasowe zniknęły, Laclau i Mouffe opowiadają się za "artykulacją wszystkich walk - walki klasy robotniczej i walk nowych ruchów". Dla nich "problemem nie jest myślenie poza podziałem na prawicę i lewicę, ale redefinicja projektu lewicy w taki sposób, żeby obejmował on postulaty nowych ruchów", np. roszczenia feministyczne czy ekologiczne (rozmowa z Ch. Mouffe i E. Laclau, "KP", s. 125).
Mouffe i Laclau akcentują trudność klasyfikacji nowych ruchów społecznych w kategoriach podziału na lewicę i prawicę, a jednocześnie, opierając się na niechęci nowych ruchów społecznych podporządkowania swoich postulatów roszczeniom klasy robotniczej, proponują "ekwiwalencję między nowymi i starymi ruchami" oraz "projekt radykalnej demokracji" redefiniujący socjalizm, stary projekt lewicy. Nie godzą się przy tym na proste połączenie poprzedniego projektu z nowym, co czynią, m.in. posttrockiści, gdyż ich zdaniem "istnieje zagrożenie podporządkowania nowych postulatów roszczeniom klasy robotniczej" (tamże, s. 133).
Takie postawienie sprawy to dowód, że w oczach części nowej lewicy i nowych ruchów społecznych, stary paradygmat opisujący interesy klasy robotniczej nie przeszedł jeszcze do lamusa wraz ze "schodzącą klasą", lecz pozostał projektem jak najbardziej konkurencyjnym, a zatem zagrażającym nowemu.
W przeciwieństwie do projektu polityki życia (Giddens) i projektu radykalnej demokracji (Laclau i Mouffe), stary projekt marksistowski uznawał, zdaniem Laclau i Mouffe, że "zasadniczo istnieje tylko jedna forma antagonizmu - antagonizm klasowy". Tymczasem "istnieje wiele możliwych antagonizmów, a projekt radykalnej demokracji musi brać pod uwagę wielość demokratycznych postulatów w celu wytworzenia między nimi łańcucha ekwiwalencji" (tamże, s. 128).
Tym samym, Laclau i Mouffe podkreślają centralne dla projektu radykalnej demokracji znaczenie uznania "wielości tożsamości", podczas gdy marksizm "nie uznaje wagi tożsamości innych niż klasowe". Lub raczej za zasadniczy uznaje antagonizm między burżuazją a proletariatem, zaś inne antagonizmy w społeczeństwie burżuazyjnym uznając za nie określające istoty systemu kapitalistycznego, a więc nie mające istotnego znaczenia dla wyzwolenia klasy robotniczej i obalenia systemu wyzysku kapitalistycznego.
Z pozycji marksistowskich nadrzędność anatagonizmu klasowego i obiektywnych interesów klasy robotniczej jest istotnie niekwestionowalna. Nie ma mowy o równorzędności czy ekwiwalentności "demokratycznych postulatów".
Marksiści mogą zgodzić się ze stwierdzeniem Laclau i Mouffe, że "każdy porządek jest porządkiem hegemonicznym", a więc "nie ma porządku, który mógłby zostać ustrukturowany inaczej niż przez hegemonizację" (tamże, s. 129).
Jednak nad postulowaną przez Laclau "pluralizację hegemonii" poprzez "tworzenie wielu centrów hegemonii" i budowanie "wielobiegunowego porządku światowego" przedkładają oni hegemonię klasy robotniczej, dyktatury proletariatu. W rezultacie więc odrzucają "ostateczny cel" nowych ruchów społecznych i alterglobalistów, którym, zdaniem Slavoja Žižka, jest "zagwarantowanie neutralnej przestrzeni, w której ta wielość narracji będzie mogła sobie pokojowo koegzystować" (S. Žižek, "Perspektywy radykalnej polityki dziś", "KP", s. 66).
Nad "wielość możliwych antagonizmów" czy "wielość demokratycznych postulatów" i ich ekwiwalentność projekt marksowski przedkłada obiektywny interes klasy robotniczej. Inne tożsamości anatagonistyczne, nieanatagonistyczne i nie komplementarne z interesami klasy robotniczej uznaje za pozbawione uniwersalności.
Zgodzić się należy z E. Laclau, że dla Marksa uniwersalnym z punktu widzenia interesów całego społeczeństwa był tylko obiektywny interes klasy robotniczej kwestionowany przez nowolewicowych ideologów jako partykularny, jako człon jednej z wielu sprzeczności w społeczeństwie burżuazyjnym.
Gdy Laclau zaznacza, że "nikt nie myśli dziś w języku uniwersalnych podmiotów", ponieważ dyskurs ten okazał się "pusty", wchodzi w konflikt nie tylko z projektem Marksa i Hegla, ale i S. Žižka, który - "wracając do Lenina" - zrozumiał, że radykalny, stronniczy projekt emancypacyjny może w sposób skuteczny artykułować jedynie rewolucyjna partia. Każdy inny, nawet najbardziej spektakularny, zostanie w końcu "udomowiony przez system" (tamże, s. 32).
Laclau i Mouffe jednoznacznie odrzucają projekt całkowitej przebudowy społeczeństwa uznając go za "skrajnie niebezpieczny". Chcą jedynie przekształcać istniejący porządek społeczny, tak aby w trakcie tego przekształcania zradykalizować i pogłębić już funkcjonującą liberalną demokrację. Strategią radykalnej demokracji, ich zdaniem, powinno być "zmuszanie rządów do odpowiedzialności za swoje ideały [liberalnej demokracji] i formułowanie krytyki z wewnątrz" (tamże, s. 126). Tymczasem marksizm krytykuje kapitalizm i liberalną demokrację całościowo i z zewnątrz.
Zasadnicze pęknięcie marksizmu, według Mouffe i Laclau, zawiera się "między globalnością zasadniczych celów a partykularnością podmiotów i walk, na których były one oparte. Problem ten nie został przez marksizm rozwiązany, gdyż jest to problem nierozwiązywalny" (tamże, s. 128).
Z punktu widzenia nauki burżuazyjnej klasa robotnicza, podobnie jak każda inna grupa społeczna, może mieć tylko interesy partykularne, zaś uniwersalność stronniczego stanowiska klasy robotniczej jest mitem.
Tymczasem, jak pisze S. Žižek, obiektywność i uniwersalność teorii Marksa i Lenina, to "prawda zaangażowanego podmiotu" - bardziej niż kiedykolwiek aktualna w dobie postmodernistycznego relatywizmu. Zdaniem Lenina i Žižka "uniwersalna prawda i stronniczość nie tylko wzajemnie się nie wykluczają, ale wręcz nawzajem warunkują. A konkretnie, uniwersalna prawda może być wyłożona tylko z zaangażowanej pozycji - prawda jest z definicji jednostronna" (tamże, s. 70).
Przy czym należy pamiętać, że stronniczość w marksizmie nie dopuszcza dowolnej stronniczości, a tylko stronniczy, obiektywny interes klasy robotniczej.
11 lutego 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski