Tekst pochodzi z Nowego Robotnika http://nr.freshsite.pl/?nr=17&id=539
Robotnicy 2005
Klasa robotnicza, pracownicy najemni od blisko dwóch wieków
znajduje się w centrum wszelkiej myśli politycznej zmierzającej do obalenia
kapitalizmu. Jednakże przez wszystkie te lata ustawicznie pojawiały się coraz to
nowe teorie mówiące o tym, że klasa ta traci swój rewolucyjny potencjał, że "burżuazyjnieje",
że zatraca się w łonie "społeczeństwa klas średnich". Kiedy upadł stalinizm
ogłoszono koniec ideologii i historii, a co za tym idzie koniec klas
społecznych, jako nosicielek ideologii i sprawczyń historii ("historia społeczna
jest historią walki klas") - odtąd świat miał podążać ku demokratycznemu
konsensusowi, kolejnej fali demokracji, społeczeństwu postmodernistycznemu,
postindustrialnemu, informatycznemu itd. Jednak kapitalizm, który zrodził te
mity, przyczynił się także do ich demontażu. Jeszcze nigdy świat nie był tak
bogaty i równocześnie tak rozwarstwiony społecznie (358 miliarderów posiada
łączny dochód taki, jak prawie połowa mieszkańców naszej planety), eksplozja
bezrobocia i ubóstwa rodem jakby z XIX wieku. Świat realny coraz bardziej oddala
się od świata elit...
Robotnicy nie z czytanek
Stalinizm przekazał nam wizję klasy robotniczej, będącej nieruchomym elementem w
strukturze społecznej "państw robotniczych". Odsunął na bok fakt, że Karol Marks
(który nie dał skończonej definicji klasy społecznej) kładł nacisk na
konfliktowy stosunek między klasami społecznymi. Klasy ujawniają się tak w
relacji do środków produkcji (ci, którzy posiadają środki produkcji i ci, którzy
pozbawieni są kontroli nad nimi), jak i we wzajemnych relacjach (robotnicy w
opozycji do kapitalistów). Rozpoznajemy je dopiero w trakcie konfliktów, przy
czym musimy pamiętać, że wciąż zmieniają one swą tożsamość. Tak jak dzisiejsza
burżuazja, może z wyjątkiem wielkich zachodnioeuropejskich rodzin "z
tradycjami", nie jest podobna do burżuazji z XIX wieku, tak różny jest
współczesny proletariat od tego sprzed wieku.
Kiedy w 1848 roku ukazał się "Manifest Komunistyczny" trudno było mówić o klasie
robotniczej znanej ze stalinowskich czytanek. Pierwsze wielkie fabryki, w
których ukształtował się proletariat przemysłowy, który zazwyczaj kojarzy nam
się ze słowem "robotnik", powstały 20, 30 lat później. Gwałtowny rozwój tego
segmentu klasy robotniczej, jak i jego bojowość spowodowały, że na trwałe
utożsamiono go z całą klasą pracowników najemnych. Toteż, gdy w połowie XX wieku
w związku z kolejną rewolucją przemysłową, wzrosło znaczenie kadry technicznej w
zakładach ("białe kołnierzyki"), jak i sektora usług (telekomunikacja, służba
zdrowia, szkolnictwo, bankowość) zaczęto traktować spadek znaczenia proletariatu
przemysłowego w krajach wysoko rozwiniętych jako oznakę zaniku klasy robotniczej
w ogóle (1).
Podobnie powojenny boom konsumpcyjny, który pozwolił zaopatrzyć się rodzinom
robotniczym w dobra dotychczas dla nich niedostępne, przyczynił się do rozwoju
idei o "burżuazyjnieniu" klasy robotniczej. Jednak twarda rzeczywistość klasowa
coraz mocniej daje znać o sobie - w ostatniej dekadzie pomimo nieustannego
wzrostu zysków burżuazji, równocześnie rozwijało się bezrobocie i pogarszały się
warunki pracy. Rodziło to opór kogóż innego jak nie klasy robotniczej właśnie, o
czym świadczą strajki generalne czy wielkie strajkowe fale w ostatnich latach w
Hiszpanii, Belgii, Austrii, Niemczech, Francji, Włoszech i Polsce.
Co się zmieniło?
By dać w miarę pełny opis współczesnej klasy robotniczej, trzeba wspomnieć o
kilku zjawiskach mających olbrzymi wpływ na kształtowanie się jej nowej
tożsamości.
Deregulacja rynku pracy. Oznacza to coraz powszechniejsze odchodzenie od modelu
pracy na stałym etacie, przy zapewnionych osłonach socjalnych. Nowy model
zatrudnienia - "elastyczny", słabo regulowany przez prawo pracy, obejmuje kilka
podgrup: praca na kontrakt czasowy, w niepełnym wymiarze godzin ("pół-etat")
itd. Łączy się on z mniejszymi kosztami dla pracodawcy (zmniejszone płace
pracowników i składki socjalne), a przede wszystkim pozwala mu elastyczniej
reagować na wahania koniunktury gospodarczej (przy recesji łatwiej może zwolnić
pracowników). Nie trzeba dodawać, że inaczej wygląda to z perspektywy
pracowników - teoretycznie nie musi spędzać ośmiu godzin "przy taśmie", ale całe
jego życie i tak ogniskuje się wówczas wokół poszukiwań nowej pracy, zwłaszcza w
okresie dużego bezrobocia. Ponadto płace w tej sferze zazwyczaj nie pozwalają na
ustabilizowany tryb życia, a często nawet na wyjście z ubóstwa (2).
Przejawem tej deregulacji jest też regresywna logika nowych układów zbiorowych.
Adeline Toullier zwróciła uwagę na fakt, że o ile w latach 70. negocjacje między
pracodawcami a pracownikami miały na celu poprawienie warunków pracy tych
ostatnich, o tyle obecnie dominują "negocjacje koncesyjne", w których robotnicy
powoli muszą wycofywać się ze swych wcześniejszych zdobyczy (3).
Bezrobocie. Od dwudziestu lat obserwujemy prawdziwą eksplozję bezrobocia: 11 mln
bezrobotnych w krajach OECD w 1974 r., obecnie 35 mln. Jednak faktycznie
rozmiary tego zjawiska są trudne do określenia. Przykładowo, choć oficjalnie
Wielka Brytania ma poniżej 10 proc. bezrobotnych, jest to przede wszystkim
skutek rezygnacji z poszukiwania pracy przez setki tysięcy osób, które straciły
już jakąkolwiek nadzieję na jej znalezienie i zaprzestały w ogóle poszukiwań. W
ten sposób np. liczba ludności aktywnej zawodowo, będącej podstawą przy
obliczaniu poziomu bezrobocia, spadła o 800 tys. od 1990 roku, podczas gdy
liczba ludności w wieku produkcyjnym wciąż rosła (4).
Nowe miejsca pracy. Entuzjaści "świetlanej przyszłości" pocieszają, że choć
likwidowane są miejsca pracy w przemyśle, czy nawet w usługach (zwolnienia w
bankach, telekomunikacji), to powstaną nowe miejsca pracy np. dzięki
multimediom. Już teraz w Stanach Zjednoczonych pracuje kilka milionów
telepracowników, czyli osób pracujących na komputerach w domu, lecz podłączonych
do sieci przedsiębiorstw. Według prognoz rządu Japonii w 2010 roku w tym kraju
będzie 20,8 mln tele-pracowników (5). Tylko, na co zwrócił uwagę Michel Cachen z
Instytutu Studiów Politycznych w Bordeaux, "jaka jest różnica między robotnikiem
pracującym przy taśmie fabrycznej, a kobietą wpatrzoną w monitor komputera u
siebie w domu, rozliczaną w czasie rocznym i wydajności pracy przez dyrekcję,
która kontroluje wszystkie jej codzienne ruchy" (6). Zmienia się forma
zależności, ale nie jej treść. Jednak większość z tych "nowych miejsc pracy"
jest w gruncie rzeczy stara jak świat: ochroniarz - dozorca, roznosiciel pizzy,
baby-sitter, pracownik McDo. Są to też miejsca pracy najczęściej proponowane
młodym ludziom (raport OECD "Perspektywy zatrudnienia" z 1996 r.).
Nowe sektory klasy robotniczej. Coraz widoczniejsze jest, że te grupy
pracowników najemnych, które kiedyś próbowano zaliczyć do klasy średniej, są po
prostu częścią wielkiej klasy robotniczej. Nauczyciele i pracownicy służby
zdrowia obok górników i hutników? Dlaczego nie? Dostrzegła to z nutką goryczy
nawet Teresa Bogucka, która pisząc o polskiej inteligencji, zauważyła, że jej
część przekształca się w "umysłowych pracowników najemnych" (7). To zjawisko
przybiera na sile wraz z coraz większym uzależnieniem służb publicznych od reguł
wolnego rynku - szpitale czy szkoły zaczynają już być traktowane jak każde inne
przedsiębiorstwo. Dawna opiniotwórcza grupa drobnomieszczańska - dziennikarze
stali się już tylko "media workers". Grupy te są w takim samym stopniu
podporządkowane pracodawcy państwowemu, czy prywatnemu, jak robotnicy
przemysłowi. Aczkolwiek nie biorą udziału w bezpośredniej produkcji, ich praca
jest niezbędna do funkcjonowania współczesnej tkanki społecznej.
Gorycz kadr. Kadry techniczne, "białe kołnierzyki" nie dość, że nie są już
chronione przed bezrobociem, to muszą znosić coraz trudniejsze warunki pracy.
Żąda się od nich coraz większych wyrzeczeń. Sondaż zrealizowany przez związek
UGC-CFDT wskazywał, że tylko 10 proc. francuskich kadr technicznych pracowało
ustawowe 39 godzin - reszta przekraczała tę barierę (8). Wiele osób z
procesujących się dziś w Polsce z sieciami supermarketów to byli pracownicy
szczebla średniego, a nawet kierowniczego.
Mniej znaczy więcej. Gdzie jednak szukać tej wielkoprzemysłowej klasy
robotniczej, mającej być ostoją rewolucji, jeżeli w samej Polsce odsetek
robotników pracujących we fabrykach powyżej 1000 osób spadł z 40 do ok. 20
proc.? Panuje powszechne przekonanie, że przyszedł czas dla małych
przedsiębiorstw, że trzeba "odchudzać przemysłowe mamuty". Łatwo jednak pokazać
kruche podstawy tego typu argumentów. Proces "odchudzania" polegał głównie na
wydzielaniu z przedsiębiorstw wyspecjalizowanych firm (zajmujących się tak
sprzątaniem, jak produkcją podzespołów), które jednak pozostają w ścisłej
zależności od swych macierzystych przedsiębiorstw. Ta reorganizacja produkcji,
pozwala na objęcie pracowników nowych firm mniej korzystnymi umowami o pracę,
jak i systemem niższych płac. Mały rozmiar firm zmniejsza też zdolność oporu
pracowników (stąd też ich rentowność może wydawać się większa od
przedsiębiorstw-matek, wobec których wywierają one zresztą nacisk w formie
dumpingu socjalnego). W ten sposób we Francji między 1984 a 1992 liczba
pracowników małych i średnich przedsiębiorstw (PME) kontrolowanych przez
koncerny wzrosła o 300 tys., gdy niezależne PME w tym czasie zlikwidowały 270
tys. miejsc pracy (9).
Zmniejszona wielkość przedsiębiorstw-matek rodzi jednak nowe niebezpieczeństwo
dla pracodawców. "W naszej hucie obecnie kilkuset pracowników ma możliwość
zablokowania produkcji, która wczoraj mogła być zatrzymana tylko przez strajk
tysięcy robotników" - zauważa dyrektor ds. zasobów ludzkich w hucie aluminium w
Dunkierce, cytowany przez Oliviera Piota w "Alternative Economique".
Z drugiej strony coraz częstsze są fuzje wielkich firm. Mały naprawdę może mało
w towarzystwie takich gigantów.
Problem świadomości. Trudno zaprzeczyć, że zamazała się tożsamość klasy
robotniczej z lat 50., 60. Wobec wszechobecności mediów, słabości nurtów
odwołujących się do klasy robotniczej nie mogło być inaczej. Jednak świadomość
klasową, poczucie przynależności do klasy zdobywa się w opozycji do innej klasy,
w toku walki klasowej. Poziom świadomości nie jest jakąś niezmienną stałą i w
momentach napięć społecznych gwałtownie podnosi się (Polska 1980-81) (10).
Ponadto, na co wskazywał Michel Cachen, zmiany w łonie klasy robotniczej,
powodują, że nowe warstwy sproletaryzowane nie sięgają bezpośrednio do
wcześniejszych tradycji ruchu robotniczego. Wnoszą natomiast nową symbolikę,
nowe formy protestu.
Solidarność dla ludzi
Klasa robotnicza, odnowiony proletariat, obejmujący już zdecydowaną większość
społeczeństwa, wciąż daje szansę na nowy model solidarnego społeczeństwa.
Odwołanie się do solidarności świata pracy stanowi najskuteczniejszą zaporę dla
rozwijających się integryzmów i nacjonalizmów. Wciąż też żądanie kontroli nad
środkami produkcji jest "kluczem demokratyzacji ogółu życia społecznego" (Jean-Pierre
Terraie). I kto, jeśli nie "ruch robotniczy, rozumiany jako organizacja
producentów bogactw społecznych, mógłby lepiej zagwarantować ich przejęcie"
(11).
Skrócona i zaktualizowana wersja artykułu, który ukazał się w "Robotniku
Śląskim" nr 4/2000 r.
1. Udział przemysłu w zatrudnieniu w krajach wysoko rozwiniętych zmalał z 28
proc. w 1969 r. do 18 proc. w 1994 (choć dzięki wzrostowi wydajności udział
przemysłu w produkcie krajowym brutto tych państw w cenach stałych nie zmienił
się praktycznie od połowy lat 60.).
2. Prof. Paul Krugman z uniwersytetu w Stanford wiąże z rozwojem tych form
zatrudnienia zjawisko zwiększającej się grupy Amerykanów, którzy choć mają
pracę, to nie mogą wyjść z nędzy.
3. "La regression sociale au coeur des negotiations collectives", Adeline
Toullier, "Le Monde Diplomatique" (listopad 1996).
4. "Royaume-Uni: situation et perspectives", Christopher Johnson w: "Problemes
economiques" (08.01.97)
5. "Bienvenu dans le monde des nomades numeriques", za "Nikkei Sangyo Shimban" "Courier
International" nr. 339 (30.04.97).
6. "Le nouveau proletariat vous salue bien!", Michel Cachen, "Le Monde"
(07.12.95).
7. "W stronę klerka?", Teresa Bogucka, "Gazeta Wyborcza" (19-20.04.97).
8. "Le monde du travail: des rapports toujours conflictuels", Olivier Piot, "Alternatives
Economiques" nr specjalny (jesien 96)
9. "Small is beautiful?", Christian Barsoc, "Rouge" (27.071997)
10. Zainteresowanym analizą polskiej klasy robotniczej, w tym jej postaw
politycznych, polecamy artykuł Jerzego Łazarza "Polski świat pracy pod lupą",
który ukazał się w numerach 2-3/2003 "Nowego Robotnika" (dostępne także na
www.robotnik.prv.pl).
11. "Classe ouvriere bouge encore!", Dominique Sicot, "Alternatives Economiques"
nr specjalny (jesień 96).