Nowe wraca

Namnożyło się ostatnio różnych piewców "upadku dogmatycznej teorii rewolucji proletariackiej" czy "schyłkowej roli klasy robotniczej". W ich wyobrażeniach rewolucja proletariacka, przemysłowy proletariat i wielkoprzemysłowa klasa robotnicza to relikty stalinizmu znane ze "stalinowskich czytanek" (patrz: "Robotnicy 2005", "Nowy Robotnik", luty 2005 r.)
*
W latach 60., głównie w Stanach Zjednoczonych propagowana była socjologiczna koncepcja zmierzchu klasy robotniczej połączona z tezą o mieszczanieniu czy burżuazyjnieniu robotników i wytwarzaniu się nowej klasy średniej obejmującej także wyższe warstwy robotników. Koncepcja ta miała dać ideologiczną gwarancję stabilności społeczeństw burżuazyjnych i kapitalizmu. Według Stanisława Widerszpila, najczęściej spotykaną na gruncie zarówno wschodniego, jak i zachodniego marksizmu (czy neomarksizmu) odpowiedzią na powyższą koncepcję była "tendencja do 'rozszerzonego' ujmowania zasięgu klasy robotniczej, do utożsamiania pojęcia 'klasa robotnicza' z marksowską koncepcją 'robotnika łącznego', czy nawet do stawiania znaku równości między klasą robotniczą a ogółem pracowników najemnych" (S. Widerszpil, "Nierówności rozwoju. Struktura społeczna - społeczne siły rozwoju", Warszawa 1989, s. 133).
I tak, dla przykładu, neomarksista Charles H. Anderson ("The Political Economy of Social Class", 1974) za nową klasę robotniczą uważał "grupy zawodowe określane przez Nicosa Poulantzasa ("Classes in Contemporary Capitalism", 1975) i Erika O. Wrighta ("Class Boundaries in Advanced Capitalist Society", "New Left Review", 1976), jako 'nowe drobnomieszczaństwo' lub 'nosicieli sprzecznych lokalizacji klasowych'". W rezultacie doszedł on do wniosku, że "cztery piąte ludności Stanów Zjednoczonych to proletariat lub quasi-proletariat" (Juliusz Gardawski, "Przyzwolenie ograniczone. Robotnicy wobec rynku i demokracji", Warszawa 1996, s. 12).
Inny socjolog, autor koncepcji radykalizmu "nowej klasy robotniczej", Serge Mallet ("La nouvelle classse ouvriere", 1963, wyd. ang. "The New Working Class" 1975), do kategorii "nowej klasy robotniczej" włączał zarówno szeregowych pracowników fizycznych, jak i dyplomowanych inżynierów, nie mówiąc już o technikach, niższych profesjonalistach i pracownikach umysłowych.
Tendencje te pozwoliły, m.in. w polskiej literaturze przedmiotu, wyodrębnić podstawową i wtórną klasę robotniczą, jak też odróżnić przemysłową klasę robotniczą od "globalnej klasy robotniczej".
O trudnościach sformułowania powszechnie przyjmowanej definicji obejmującej całą klasę robotniczą (podstawową i wtórną) wspomina J. Gardawski. Autor ten jednocześnie zaznacza, że klasyczne ujęcie marksistowskie, zbliżone do propozycji N. Poulantzasa, tak naprawdę sprowadza się do konstatacji, że "według tej orientacji robotnicy (proletariusze) to najemni pracownicy fizyczni nie mający własnych narzędzi pracy, pełniący funkcje wykonawcze i zatrudnieni w bezpośredniej produkcji" (J. Gardawski, tamże, s. 13).
Istotne z punktu widzenia marksizmu znaczenie pracy wytwarzającej wartość dodatkową akcentuje Nicos Poulantzas, według którego konieczne jest "konsekwentne zastosowanie marksistowskiego kryterium - robotnicy wytwarzają wartość dodatkową i są podporządkowani nadzorcom (mistrzom, kierownikom produkcji), którzy w imieniu kapitału wymuszają wartość dodatkową" (tamże, s. 12).
Również w zgodzie z Marksem, Stanisław Kozyr-Kowalski i Jacek Tittenbrun do klasycznego marksistowskiego ujęcia zaliczyli pracę robotników pośrednio produkcyjnych.
Można przypuszczać, że klasyczne ujęcie było także oczywiste dla Ernesta Mandela, co nie przeszkodziło mu postawić pytania o to, czy rola klasy robotniczej nie uległa jednak zasadniczej zmianie w odmiennym otoczeniu.
Stabilizacja najwyżej rozwiniętych społeczeństw kapitalistycznych w latach 60. była faktem. Ówcześni, tryumfujący piewcy "upadku dogmatycznej teorii rewolucji proletariackiej" i "schyłkowej roli klasy robotniczej", a jednocześnie apologeci kapitalizmu, twierdzili, że "stabilności zachodniego systemu kapitalistycznego nie sposób już dłużej podważać", a jedynie należy "pobudzić większe zainteresowanie materialne oraz potrzebę psychologiczną zaadaptowania się do systemu" (E. Mandel, "Workers under Neo-Capitalism", 1968).
Zepchnięci do defensywy krytycy kapitalizmu zakładali, że "stabilność tę można zakłócić jedynie z zewnątrz, przede wszystkim z obszarów nieuprzemysłowionego świata, tzw. wiosek (formuła Lin Piao)" (tamże). Dziś mówią to zwolennicy teorii zależności czy systemów-światów.
Oczywiście, już wówczas nie brakowało pesymistów, którzy nie widzieli żadnego pozytywnego wyjścia, jako że "system może otumanić i sparaliżować swoje ofiary" (postmoderniści ante factum).
W 1968 r. E. Mandel nie zaliczał się również do tych, którzy uwierzyli, że neokapitalizm rodzi swych grabarzy i że "grabarze ci pochodzą z grup wykluczonych: narodowych i rasowych mniejszości, hiperwyzyskiwanych odłamów społeczeństwa, rewolucyjnych studentów, młodej awangardy" (tamże) i wszelakich mniejszości, w tym seksualnych i obyczajowych. Jego zdaniem bowiem, "wszystkie te rozwiązania mają wspólną cechę: zakładają wyeliminowanie proletariatu metropolii z głównej roli w światowej walce przeciwko imperializmowi i kapitalizmowi" (tamże).
A zatem: "wszystkie te teorie biorą się z przedwczesnej racjonalizacji obecnej sytuacji, z faktu, że zachodni proletariat znalazł się w ogonie światowej walki rewolucyjnej przez ostatnie 20 lat, między 1948 a 1968". W jego mniemaniu rewolucja francuska Maja 1968 r. wykazała w sposób jednoznaczny, że "zjawisko to i okres miały charakter przemijający", a na porządku dnia znów stanęła "dyskusja o rewolucyjnej perspektywie" krajów wysokorozwiniętych.
Jednak odpierając lansowaną ze wszystkich stron tezę o "schyłkowej rewolucyjnej roli zachodniego proletariatu", chcąc "krytycznie przebadać dynamikę walki klasy robotniczej oraz rewolucyjny potencjał" stanął, jak się sam wyraził, na "jej własnym gruncie" i przyjął jako oczywiste, że:
1. "Współczesna produkcja i dystrybucja bogactwa materialnego opiera się bardziej niż kiedykolwiek na nowoczesnym przemyśle i fabryce (...), że trzecia rewolucja przemysłowa jednocześnie zredukowała przemysłową siłę roboczą w efekcie automatyzacji w fabryce i wzmocniła przemysłową siłę roboczą w rolnictwie, dystrybucji, przemysłach usługowych i w administracji." Przy czym "przemysłowa siła robocza w najszerszym znaczeniu tego słowa - ludzie zmuszeni do sprzedawania swej siły roboczej (...) - zajmuje bardziej niż kiedykolwiek centralne miejsce w strukturze ekonomicznej".
2. "Neokapitalizm i wzrost konsumpcji klasy robotniczej, jaki by on nie był, nie zmodyfikował w żaden sposób podstawowej charakterystyki pracy w społeczeństwie kapitalistycznym, czyli jej wyalienowanego charakteru." Wręcz przeciwnie, alienacja nawet wzrosła.
3. Żywa siła robocza bardziej niż kiedykolwiek pozostaje jedynym źródłem wartości dodatkowej, jedynym źródłem zysku. "Ale wszystkie te sprzeczności i absurdy są realnymi, żywymi sprzecznościami i absurdami kapitalizmu. Osiągną one swą absolutną granicę w powszechnej i totalnej automatyzacji, która jednak leży całkowicie poza jej zasięgiem, albowiem żywa praca jest niezbędna dla dalszej akumulacji kapitału".

Według E. Mandela, te trzy cechy nowoczesnej siły roboczej są "obiektywnymi podstawami jej potencjalnej roli jako głównej siły obalającej kapitalizm. Są obiektywnymi podstawami wyznaczonej jej rewolucyjnej misji. Jakakolwiek próba oddania tej roli innej warstwie społecznej niezdolnej do sparaliżowania produkcji jednym uderzeniem, nie grającej głównej roli w procesie produkcji, nie będącej głównym źródłem zysku i akumulacji kapitału cofa nas nieodwołalnie od naukowego do utopijnego socjalizmu, od socjalizmu, który wyrasta z wewnętrznych sprzeczności kapitalizmu do tego niedojrzałego poglądu na socjalizm, który rodzi się z moralnego oburzenia niezależnie od miejsca człowieka w systemie produkcji" (tamże).
E. Mandel zdawał sobie sprawę z faktu, że jego "ogólna definicja klasy robotniczej w warunkach neokapitalizmu" mogła budzić określone obiekcje nie tylko wśród "zdeklarowanych rewizjonistów i oponentów teorii marksistowskiej", ale i wśród tzw. dogmatycznych marksistów. Ale stając na cudzym gruncie "neokapitalizmu" i "trzeciej rewolucji przemysłowej" musiał zgodzić się z S. Malletem, że "charakter procesów produkcji w warunkach automatyzacji i półautomatyzacji zmierza do wcielenia całych nowych warstw do klasy robotniczej". Nie akceptował jednak politycznych wniosków Malleta, bowiem nie zostały one potwierdzone przez majową rewoltę we Francji. E. Mandel podkreślał bowiem, że na czele "majowej rewolty" widzieliśmy nie tylko studentów, młodzież i "nową klasę robotniczą", czyli klasę robotników wysokokwalifikowanych, robotników i techników z półzautomatyzowanych fabryk, ale i klasycznych robotników taśmowych z Renault i z tzw. schyłkowych gałęzi przemysłu, jak np. stocznie. Niemniej, za oczywiste przyjmował określenie "schyłkowe gałęzie przemysłu".
Rekompensując straty w tzw. przemysłach schyłkowych, E. Mandel podobnie jak mu współcześni socjologowie francuscy, Serge Mallet, André Gorz i Alain Touraine, uważał, że "rozróżnienie między 'czystym' produkcyjnym robotnikiem fizycznym, 'czystym' nieprodukcyjnym urzędnikiem w białym kołnierzyku oraz 'półprodukcyjnym' robotnikiem naprawczym staje się coraz mniej wyraźne w efekcie zmiany technologicznej". Jego zdaniem, "cała siła robocza jest niezbędna dla koniecznej konsumpcji i nie jest zwykłym marnotrawstwem powodowanym przez szczególną strukturę społeczną gospodarki (jak np. koszty sprzedaży)".
Podobnie jak większość teoretyków marksistowskich, także Ernest Mandel w latach 60., w odpowiedzi na socjologiczne koncepcje zmierzchu klasy robotniczej, opowiadał się za rozszerzeniem zasięgu kategorii "klasa robotnicza". Jego zdaniem, "trzecia rewolucja przemysłowa", tak jak automatyzacja, zmierza do uprzemysłowienia rolnictwa, dystrybucji, usług i administracji; tak jak zmierza do upowszechnienia przemysłu, tak samo zmierza do włączenia wciąż rosnącej części mas pracowników najemnych w szeregi coraz bardziej jednolitego proletariatu.
W mniemaniu E. Mandela stopniowe wchłanianie przez klasę robotniczą "nowych" warstw pracowniczych potwierdzają "uderzające fakty": "zredukowanie zróżnicowania płac między białymi kołnierzykami a pracownikami fizycznymi", co podobno jest powszechną tendencją na Zachodzie; "wzrost uzwiązkowienia i bojowości owych 'nowych' warstw; rosnące podobieństwo konsumpcji, statusu społecznego i środowiska owych warstw; rosnące podobieństwo warunków pracy, tj. narastające podobieństwo monotonnej, mechanicznej, nietwórczej, stresującej i bezsensownej pracy w fabryce, banku, transporcie, administracji publicznej, sklepach czy samolotach" (tamże).
Mandel stawia wręcz tezę, że "trzecia rewolucja przemysłowa powtarza w całym społeczeństwie to, czego pierwsza dokonała wewnątrz systemu fabrycznego: narastający brak znaczenia szczególnych kwalifikacji, pojawienie się upowszechnionej siły roboczej, którą można przesuwać z fabryki do fabryki jako konkretnej kategorii społecznej (historyczny odpowiednik abstrakcyjnej, powszechnej siły roboczej, którą klasyczna ekonomia polityczna postrzega jako jedyne źródło wartości wymiennej)."
W jego mniemaniu "powszechna studencka rewolta w krajach imperialistycznych" (Maj '68) wręcz potwierdziła "rosnące zintegrowanie pracy intelektualnej w procesie produkcyjnym; rosnącą standardyzację, uniformizację i mechanizację pracy intelektualnej; rosnącą tendencję przekształcania absolwentów uniwersytetów z niezależnych zawodów i kapitalistycznych przedsiębiorców w pracowników najemnych pojawiających się na wyspecjalizowanych rynkach pracy - rynku wykwalifikowanej siły intelektualnej, gdzie popyt i podaż każe płacom oscylować, podobnie jak to było w przypadku rynku pracy fizycznej przed jej uzwiązkowieniem, ale oscylować wokół osi, którą wyznacza koszt produkcji wykwalifikowanej siły roboczej intelektualnej."
Tym samym E. Mandel opowiadał się za tezą o "rosnącej proletaryzacji pracy intelektualnej" i podkreślał skłonność pracowników umysłowych do stawania się częścią klasy robotniczej.
W roku 1968 Mandelowi wydawało się, że "epokowe wydarzenia majowe pozwalają (...) zrobić bilans długofalowych tendencji", które potwierdzałyby jego opinie. Skala i natężenie walk w 1968 r. skłoniła go nawet do deklaracji, że "żyjemy w czasach permanentnej rewolucji".
*
Z obecnej perspektywy rzecz ma się zgoła inaczej - rewolta majowa zaowocowała niewątpliwie "pełzającą rewolucją obyczajową", rozkwitem nowych ruchów społecznych. Wkrótce jednak nastąpiła kontrofensywa neoliberalizmu, której towarzyszył rozpad państw "realnego socjalizmu" i pogłębiająca się globalna dominacja kapitału nad pracą, czego wyrazem była nie tylko tzw. deregulacja rynku pracy, ale i drastyczny spadek uzwiązkowienia, a przede wszystkim wzrost nie tyle wyzysku względnego, co bezwzględnego.
Rozwój kapitalizmu w jego wersji imperialistycznej czy globalistycznej spowodował także nie tyle zmniejszenie różnic między pracą produkcyjną a nieprodukcyjną, co między pracą pośrednio produkcyjną a produkcyjną. Klasa robotnicza jako grupa zajmująca najniższą lub jedną z najniższych pozycji w systemie nierówności społecznych, klasa bezpośrednich wytwórców nie działających na własny rachunek i wykonujących pracę podporządkowaną coraz mocniej zaczęła podlegać bezwzględnemu wyzyskowi. Załamał się względnie wysoki standard życia robotników w najwyżej uprzemysłowionych krajach kapitalistycznych.
Proces polaryzacji uległ gwałtownemu przyspieszeniu. Istotne stały się akcentowane przez E.O. Wrighta biegunowe pozycje - kapitalistów kontrolujących wszystkie aspekty procesu produkcji i proletariatu pozbawionego jakiejkolwiek kontroli. Istotna tym samym stała się "gradacja między tymi biegunami" i teza Wrighta, że istnieje wiele grup, które mają "sprzeczne lokalizacje wewnątrz stosunków klasowych". W myśl tej tezy grupy o sprzecznych lokalizacjach klasowych mogą ciążyć bądź ku klasie robotniczej, bądź ku kapitalistom.
Dopiero analiza konkretnych warunków historycznych pozwala ocenić do jakiej kategorii ciążą takie lub inne grupy pracowników najemnych. Po latach znów ukształtował się paradygmat marksistowski oparty na tradycyjnej, klasycznej koncepcji Nicosa Poulantzasa i Erika Olina Wrighta, którzy, podobnie jak Jacek Tittenbrun, zdawali sobie sprawę nie tylko ze sprzecznej lokalizacji innych grup pracowników najemnych, ale i z możliwości zdominowania interesów robotników przez klasy czy warstwy nierobotnicze.
To, że kapitalizm dąży do utowarowienia tych dziedzin działalności ludzkiej, które dotychczas nie miały takiego charakteru, np. usługi szpitalne czy dostęp do wody, dowodzi jedynie, że mamy do czynienia z wyraźnym przechwytywaniem wartości dodatkowej przesuwanej na działanie tego typu usług. W grę wchodzi bowiem dotacja państwowa lub prywatna, a nie "normalna", rynkowa sprzedaż usług. Sprzeczności interesów z gałęziami produkcji, które wytwarzają wartość dodatkową jest wyraźna. Nie oznacza to jednak, żeby praca wykonywana przez pracowników nieprodukcyjnych miała być nieużyteczna. Wręcz przeciwnie. Jej użyteczność ulega jednak jaskrawemu zakwestionowaniu w systemie kapitalistycznym.
Kapitaliści nadal osiągają wartość dodatkową z wyzysku robotników (produkcyjnych i pośrednio produkcyjnych), a następnie usiłują tę wartość dodatkową przekształcić w zysk. Zdaniem Michela Hussona, tzw. Nowa Gospodarka w istocie ogranicza się do oferowania w "nowym opakowaniu starego, dobrze znanego towaru - szukania sposobów wyciskania maksimum wartości dodatkowej" (M. Husson, "'Nowa gospodarka' - ciągle kapitalistyczna!", "Rewolucja" nr 1/2001, s. 79).
Albowiem z "jądra idei 'nowej gospodarki'" - "nie wynika (...) zasadność teoretyzowania o pojawieniu się nowego kapitalizmu czy postkapitalizmu. Pierwszy powód jest taki, że tego rodzaju układ nie może stopniowo zastąpić klasycznych towarów i objąć całej produkcji społecznej" (tamże, s. 83). Nowe technologie jedynie ułatwiają zmianę organizacji pracy, wymuszają na pracownikach ultraelastyczne godziny pracy, intensyfikują i wzmacniają płynność sieci zaopatrzeniowych. Źródło oszczędności kosztów tkwi zatem w intensyfikacji i uelastycznieniu pracy" (tamże, s. 90).
Apologeci Nowej Gospodarki jedynie fabrykują "wyobrażenie o świecie, w którym pracownicy sfery wirtualnej stają się archetypami pracownika najemnego XXI w., podczas gdy stosowanie tych nowych technologii przez kapitał stwarza co najmniej tyle samo miejsc pracy dla pracowników niewykwalifikowanych, co dla informatyków. Wbrew wszelkim górnolotnym dyskursom o stock options i powiązaniu nowych bohaterów pracy umysłowej z własnością kapitału, podstawowe stosunki klasowe pozostają niezmienne. Tendencja permanentnej dewaloryzacji pragmatyki zawodowej pracowników umysłowych i utraty przez nich kwalifikacji, zauważona już przez E. Mandela, jest reprodukcją bardzo klasycznego statusu proletariusza, pozostającą w totalnej sprzeczności z naiwnymi schematami powszechnego wzrostu kwalifikacji i dyskursami o pojawieniu się pracownika nowego typu" (tamże, ss. 91-92).
Nie zmienia ona jednak charakterystyki klasy robotniczej. Istotne jest raczej, że coraz trudniejszy proces reprodukcji kapitału modyfikuje mniej lub bardziej złożone sposoby przechwytywania wartości dodatkowej, o czym wspomina M. Husson. "Obecna fala akumulacji w USA ma na świecie charakter superimperialistyczny, ponieważ wynika ze zdolności panującego mocarstwa do akumulowania wytworzonej gdzie indziej wartości dodatkowej" (M. Husson, tamże, s. 94).
Można zatem śmiało postawić tezę, że struktury społeczne najbardziej rozwiniętych państw kapitalistycznych są wypaczone. Ich konsumpcyjny charakter nie do pomyślenia jest bez zaplecza i produkcyjnego charakteru peryferii. Rozbudowana konsumpcyjna struktura społeczna w rzeczy samej utrzymywana i opłacana jest z przechwytywanej i wytwarzanej gdzie indziej wartości dodatkowej. Ten jawnie pasożytniczy charakter społeczny ma niewątpliwie istotny wpływ na postawy pracowników najemnych w USA i pozostałych najwyżej rozwiniętych państwach kapitalistycznych. W szczególnych okolicznościach możliwa jest wręcz marginalizacja miejscowej klasy robotniczej.
Gdy konkurencja najwyżej rozwiniętych krajów kapitalistycznych zaostrza się, a sprzeczności i konflikty zewnętrzne przenoszone są z peryferii do centrum, zaostrza się również bezpośredni wyzysk robotników w centrum i zmienia się struktura społeczna - wymywane są tzw. nowe klasy średnie i "nowe drobnomieszczaństwo".
To zjawisko stanowi dotkliwy cios dla permanentnie niecierpliwych zwolenników tzw. radykalnej lewicy, którzy tendencje przewidziane przez Marksa, ale realizowane poprzez sprzeczności, skoki naprzód i nawroty wstecz, chcą widzieć prosto i jednoznacznie, jako realizujące się w sposób liniowo wznoszący. Nie chcąc widzieć sprzeczności interesów między grupami obiektywnie podlegającymi uciskowi klasowemu, antycypują to, co anarchiści nazwali "pracą zrównoważoną" i prowadzą analizę polityczną w kategoriach swoich idealnych wyobrażeń o świecie, a nie w oparciu o analizę rzeczywistości. Ideał pracy zrównoważonej, jego szczytne cechy mają, wedle ich mniemania, siłę zdolną do zniwelowania różnic wynikających z realnej sprzeczności interesów materialnych. Materializm marksizmu zastępują więc filozoficznym idealizmem.
24 marca 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski