Nie lękajcie się!
Jeśli wierzyć Magdalenie Ostrowskiej, POCZĄTKIEM kryzysu
lewicy, i to na całym świecie, był kongres SPD w Bad Godesberg, w 1959 r. O
kryzysie rewolucyjnego kierownictwa czy kryzysie rewolucyjnego ruchu
robotniczego Ostrowska czemuś nie wspomina, zapewne przez wrodzoną delikatność,
jak przystało na redaktorkę rocznika "Rewolucja".
Podobno dopiero wówczas "zachodnioniemieccy socjaldemokraci pogodzili się z
istnieniem (!) kapitalizmu i odcięli się od Marksa" (M. Ostrowska, "Tchórzliwość
socjaldemokracji", "Trybuna" z 2-3 kwietnia 2005 r., s. 11).
Rok 1999, to podporządkowanie się Blaira i Schroedera neoliberalizmowi - "odtąd
to neoliberalizm i wielki kapitał dyktowali zakres i treść dominującego
dyskursu". Zdaniem Ostrowskiej, to właśnie te wydarzenia "stały się początkiem
kompromitacji i klęski lewicy", a nawet "zabiły właściwy lewicy krytycyzm".
Stalinizmu zapewne nie było. Rok 1914, 1917 czy 1919 - zabicie Róży Luksemburg
przez socjaldemokratów, to prehistoria...
Z perspektywy Magdaleny Ostrowskiej socjaldemokracja to wręcz matecznik
lewicowości, to ostoja "liderów lewicy". Ich decyzje i działania, co najwyżej,
kontestują "głosy autentycznie lewicowych intelektualistów i naukowców", które,
jak wszystkim wiadomo, robią za sumienie lewicy konkurując zapewne z papieżem.
Anatemę na socjaldemokrację, tę tchórzliwą, rzuca również Ostrowska. Albowiem:
tytułowa "tchórzliwość socjaldemokracji", tchórzliwość liderów, skutkuje
permanentną kapitulacją, czyli "kolejnymi aktami kapitulacji wobec kapitału"
(tamże).
W przekonaniu M. Ostrowskiej również "działania podejmowane przez liderów SLD
(...) wpisują się w ogólny kryzys lewicy, której zabrakło odwagi, by mierzyć się
z rzeczywistością".
Oczywiście, M. Ostrowskiej nie chodzi o odwagę leninowską. Jak przystało na "antykapitalistkę"
i radykałkę, zadowala się ona propagandą sukcesu i "odbudową lewicowej
tożsamości" w stylu hiszpańskich socjalistów, którzy jedynie wycofali wojska z
Iraku, czy alterglobalistów bezzasadnie zwanych przez nią antykapitalistami.
Tak czy owak - w oczach Ostrowskiej i jej podobnych "tchórzliwa
socjaldemokracja" reprezentuje jednak "zastraszony świat pracy". Zaś pod wpływem
"oddolnej aktywności mas i narastającego buntu" zapewne "przypomni sobie, czym
jest lewica". Ewentualnie świat pracy udzieli swego poparcia "radykalnej
lewicy", co podobno ma już miejsce, a przynajmniej "taka jest obiektywna
konieczność".
W mniemaniu M. Ostrowskiej, tak czy inaczej, "społeczeństwo w końcu tę zmianę
wymusi". A wówczas "prędzej czy później" - powstanie również w Polsce -
"autentyczna lewica". Nie z "przekształceń, roszad personalnych i zaklęć", nie
na skutek "porozumienia liderów, zawiązania wspólnych frontów czy zrozumienia
przez nich tej potrzeby", ale wprost i oczywiście oddolnie i demokratycznie, z
"morskiej piany".
A póki co, ogół, masy, pracownicy najemni, społeczeństwo i "tchórzliwa
socjaldemokracja" opłakuje papieża. I nie przypadkiem to do nich rzekł papież:
"Nie lękajcie się!" I nie ulękli się...
7 kwietnia 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowsi