Tekst pochodzi ze strony Tygodnika "Nie" http://www.nie.com.pl/
W setkach listów, telefonów, esemesów i e-maili pytają Czytelnicy, dlaczego nie komentujemy śmierci papieża Jana Pawła II. Czyżbyśmy pogodzili się z triumfalizmem żałobników. A może zrozumieliśmy swój błąd i zmierzamy ku nawróceniu. Felieton Jerzego Urbana jest odpowiedzią na pytania stawiane redakcji przez Czytelników:
Żałoba z powodu żałoby
Nie jestem w żałobie po papieżu. Razi mnie totalny atak triumfującego katolicyzmu. Mierzi obłuda wyrażana przez żałobnie wymodelowane minki prezenterek TV. Razi Lis, który łzawi żłobiąc bruzdy na make-up. Boję się, gdy ludzie ulegając presji stada nasiąkają fanatycznymi emocjami. Szczególnie się lękam tego wtedy, kiedy klerykalizm sprzęga się z nacjonalizmem. Niech więc Czytelnicy ?NIE? nie pytają mnie, dlaczego nasz tygodnik śladem całej prasy nie udaje, że życie kraju i świata stanęło, bo papież umarł.
Niektórzy ślą maile i SMS-y, że przestaną ?NIE? czytać, skoro tygodnik nie celebruje żałoby po papieżu. Odpowiadam im, iż postąpią trafnie. Jeśli oczekują od nas sztuczności, fałszu, komedianctwa ? znajdą gdzie indziej dostatek tego pokarmu. Nie będę udawać sieroty po Wojtyle ulegając społecznej presji. Nie poddam się już żadnej masowej psychozie z jakiegokolwiek powodu.
Brytyjski ?Guardian? z 5 kwietnia br. przytoczył wypowiedź katolickiego pisarza Grahama Greene?a, który powiedział kiedyś, że przyśniło mu się, iż gazety doniosły w swoich nagłówkach: ?Jan Paweł II kanonizował Jezusa Chrystusa?.
Niektóre zagraniczne redakcje niechętne temu, co po śmierci papieża wyczynia się w Polsce, dzwonią do mnie jako tego Polaka, który da im do druku wypowiedź odmienną od stereotypowych łkań po Wojtyle. Wiedzą bowiem, że niedawno sąd skazał mnie za znieważenie Jana Pawła II. Mniemają więc moi cudzoziemscy rozmówcy, że śmierć papieża świadczy o słuszności felietonu ?Obwoźne sado-maso?, za który mnie sądzono. Krytykowałem bowiem obwożenie po stadionach i wystawianie na pokaz ledwo żywego człowieka. Redakcje te przypuszczają więc, że teraz triumfuję, ponieważ przewidywałem, że otoczenie zamęczy Wojtyłę znęcając się nad starcem pospołu z nim samym. Bzdura. Gdyby papież od lat nie wstawał z łóżka, zapewne także by umarł. Ja pisałem o tym, że widowiska z udziałem osoby niemogącej chodzić ani mówić rażą mnie pod względem estetycznym. Nie udzielałem zaś porad medycznych. Nie moja to broszka.
Papież ogłaszał prawdy szlachetne, wzniosłe, natchnione, zawsze ładnie brzmiące. Nie męczył wiernych zmuszaniem ich do myślenia. Moim zdaniem nigdy nie powiedział niczego, co byłoby oryginalne i ciekawe. Przykładem tzw. testament. Nie należał do elity mądrych rodaków, do której zaliczam takie osoby jak np. Bronisław Łagowski, Zygmunt Bauman, Jacek Żakowski, Waldemar Kuczyński, Aleksander Smolar, Wisława Szymborska, Jerzy Szacki, ale żadnego z duchownych.
Papież stanowi wielkość sztukowaną, napompowaną przez kult, którym go otoczono, nadymaną przez cmokierów. Jeśli kogoś moja ocena oburza, niech znajdzie cytat z Wojtyły zawierający oryginalną myśl. Mówił banały swego czasu pięknie modulowanym głosem. I wzorem innych przywódców ściskał dzieci i chwalił pokój.
Nie wszystko, co głosił, godne jest szacunku jako frazesy gładkie, ale poczciwe. Wywierał presję na świat zachodni przeciwdziałając przeznaczaniu środków na ograniczenie urodzin w krajach najbiedniejszych. Ponosi więc odpowiedzialność za utrwalanie nędzy i głodu w imię ideologicznego przesądu. Wojując z kondomami utrudniał też zwalczanie klęski AIDS w Afryce. Na jego szczęście ofiar tej polityki kościelnej nigdy nie uda się policzyć ? tak jak rachuje się straty w ludziach spowodowane przez niektórych innych przywódców.
Żałobę totalną przytłaczającą wszelkie inne przejawy życia publicznego przeżywam w Polsce po raz drugi. Pierwsza nastała w marcu 1953 r.
Brałem w niej udział z przekonaniem. Już wkrótce tego przekonania żałowałem. Nie znaczy to oczywiście, że porównuję Karola Wojtyłę do zbrodniarza Józefa Stalina. Porównywalna jest jednak skala, w jakiej zamarło życie, psychoza żałobna i presja wyznawców na jej rzecz. Nie wierzcie bowiem, młodzi, że Stalina w Polsce opłakiwano głównie pod urzędowym przymusem. Czuliśmy żałobę m.in. dlatego, że umierał stalinowski świat ? wadliwy, ale znany ? a otwierała się przyszłość niewiadoma, która mogła być gorsza. Była lepsza. W każdym razie śmierć Stalina oznaczała zmianę o historycznym dla świata wymiarze. Żaden koniec pontyfikatu od setek lat nie miewa takiej doniosłości.
Żałoba po Stalinie uodporniła mnie na uleganie wszelkiej zbiorowości zakażającej emocjami. Polacy dali się teraz ponieść nie tyle żalowi, ile wymuszonej przez media przesadzie.
Jan Paweł II nazwany będzie w Polsce Wielkim, Świętym, najwybitniejszym Polakiem w dziejach itd. Ocen tych nikt nigdy nie uzasadni inaczej niż wykrzykując z egzaltacją ogólniki. W wielkość Wojtyły po prostu wypada wierzyć z tytułu solidarności z całym plemieniem Polaków. Po śmierci Wojtyły potęga kleru jeszcze wzrośnie w życiu społecznym i państwie dzięki utrwaleniu kultu kariery jedynego w dziejach Polaka, który ją zrobił. Kult ten będzie umiejętnie podsycany i zatruje życie publiczne prawicowym, zachowawczym nacjonalizmem. Klerykalny nacjonalizm kult ten spożytkuje pomimo proeuropejskiej, antybushowskiej w sprawie Iraku, internacjonalistycznej orientacji Jana Pawła II, mimo niepopierania przezeń koncepcji państwa wyznaniowego oraz otwartości wobec innych wierzeń i kultur. Mając lokalne bóstwo Polacy wzmocnią swą religijną odrębność, a są wadowickiego wyznania. W ślad za tym integrowanie się z Europą napotka dodatkowe opory. Mniemam, że Wojtylizm stając się narodową religią pobudzi lokalną megalomanię i skłonność do mesjanizmu. Ćwierćwiecze Karola Wojtyły na Watykanie nowoczesnej Polsce bokiem wyjdzie.
Urban