Na kilka tygodni przed rozwiązaniem sejmu, Jaruga, która już nic nie ma do stracenia - nagle się stała ideowa. Przez cztery lata, jako posłanka i minister w dwóch neoliberalnych rządach, zajęta była jedynie konsumowaniem poselskich diet i pobieraniem rządowych uposażeń i tak jak świnia przy korycie myśli tylko o żarciu -tak Jaruga miała gdzieś lewicowy elektorat, który ją wybrał. Gdy koryto zaczęło wysychać nasza wicepremier zwołała "konferencję prasową" i opuściła chlewik zwany Unią Pracy. Jaruga, która jeszcze kilka tygodni temu popierała kandydaturę Cimoszewicza na prezydenta - dzisiaj obraża się na SLD i SDPL za "brak lewicowości" - tak jak by Cimoszewicz czymś się od nich różnił. Poniżej publikujemy trzy tekściki dotyczące odejścia Jarugi i rozłamu w FMUP. Jest to oczywiście sukces LBC, bo my od dawna zwalczaliśmy tą kanapę -czego dowodem jest nasze logo. O ile jednak Cisza i spółka z CKLA, którzy opuścili FMUP miesiąc po 15 lutym 2003 - zrobili to mniej lub bardziej z przyczyn ideowych -to dzisiejsi uciekinierzy to zwykli karierowicze, którzy jak szczury uciekają z tonącego okrętu by uniknąć odpowiedzialności. Temat ten na pewno jeszcze będzie obecny na naszej stronie.
http://lewica.pl/druk.php?id=526&dzial=teksty
Adrian Zandberg
Z powodu definicji
Wielu z moich towarzyszy i towarzyszek z FMUP, którzy –
podobnie jak ja – opuszczają dziś partię, pytanych o powody tej decyzji
odpowiada, że straciło wiarę w sens działania w Unii Pracy. Nie ukrywam,
podzielam to uczucie. Przyczyną mojej decyzji nie jest jednak sam kryzys wiary,
ale problem definicji słowa "lewica".
W Unii Pracy przeważyło wyraźnie przekonanie o konieczności występowania za
wszelką cenę w ramach "zjednoczonej lewicy", czyli – tłumacząc z polskiego na
nasze – przytulenia się do SLD. Mój problem dotyczy, jak już wspomniałem,
kwestii definicyjnej: co znaczy dziś w Polsce "lewica"?
Po czterech latach rządów Millera i spółki, płacimy cenę przyjęcia przed
poprzednimi wyborami definicji: "Lewicą jest ten, kto uważa się za lewicę". Była
to definicja w oczywisty sposób zbyt szeroka, wypłukująca słowo "lewica" z
jakiegokolwiek znaczenia. W rezultacie zwycięstwa wyborczego w ten sposób
skonstruowanej "zjednoczonej lewicy" ostatnie lata jej rządów przyniosły nam:
imperialistyczną wojnę w Iraku, ataki na prawa pracownicze, radykalne obniżenie
podatków dla kapitalistów, stawiające włosy dęba zapowiedzi wprowadzenia podatku
liniowego, wzrost bezrobocia i rozwarstwienia społecznego, odłożenie na półkę
istotnych kwestii światopoglądowych, takich jak prawo kobiet do decydowania o
swoim macierzyństwie, świeckość szkół publicznych, zapewnienie praw
mniejszościom seksualnym...
Mam gorzką satysfakcję – byłem jednym z nielicznych, którzy w 2001
przestrzegali, czym skończy się dla Unii Pracy koalicja z bezideowym SLD Leszka
Millera. Gdy nie wierzyłem wówczas, że start "zjednoczonej lewicy" pozwoli na
zdecydowane zerwanie z neoliberalną ekonomicznie i konserwatywną światopoglądowo
polityką prawicy, mogłem być niedowiarkiem. Dziś trzeba być chyba ślepcem, by
uwierzyć że – skądinąd mało prawdopodobne - zjednoczenie sił przetrzymującego w
marszałkowskiej szufladzie nowelizację ustawy antyaborcyjnej Marka Borowskiego i
orędownika wojny irackiej Tomasza Nałęcza z miłośnikami cięć socjalnych z SLD
stworzy na lewicy jakąkolwiek nową jakość.
W dyskusjach ze zwolennikami "zjednoczonej lewicy" pada zwykle argument, że
tylko tak można zatrzymać prawicę. Moim zdaniem pojawia się tu znowu problem
natury definicyjnej: co to znaczy "prawica"? Jeśli spojrzeć nie na metki, a na
ostatnie cztery lata aktywności parlamentarnej i rządowej – to znaczna część
chętnych dziś do budowy "zjednoczonej lewicy" faktycznie była
neoliberalno-konserwatywną prawicą, którą od oponentów różniły głównie
życiorysy. O paradoksie! - jeśli prześledzić głosowania klubów "lewicowych" w
Sejmie, to w sprawach ekonomicznych często dużo bardziej lewicowe stanowisko
zajmowało Prawo i Sprawiedliwość...
Wreszcie - jeśli dla kogoś celem jest utrzymanie liberalno-demokratycznego
status quo, to nie oznacza to jeszcze bynajmniej wcale, że jest lewicowcem. Na
jego głos czeka wszak choćby świeżo odremontowana Unia Wolności, alias Partia
Demokratyczna. Osobistym dramatem większości liderów rozpadającego się obozu
postkomunistycznego jest oczywiście to, że – choć pasowaliby tam jak ulał ze
swoimi poglądami – to Frasyniuk i jego koledzy po prostu ich nie zechcą.
Problemu programowej zdrady ugrupowań lewicy parlamentarnej nie da się zbyć
tanimi rekolekcjami, kilkukrotnym uderzeniem w piersi i obietnicą: teraz już
będzie fajnie. Przyczyny degeneracji lewicy miały charakter strukturalny – a u
ich źródła leżała m.in. właśnie uznawana do dziś przez wielu za najwyższą
wartość "jedność". To w imię tej "jedności" tłumiono krytykę, to ona służyła za
argument, gdy łamano posłów w hańbiących głosowaniach nad wojną iracką,
ograniczeniem praw pracowniczych, cięciami kosztem najbiedniejszych grup
polskiego społeczeństwa. Póki trwał monolit, na lewicy nie dopuszczano nawet do
publicznej dyskusji tych, którzy wskazywali na odchodzenie oficjalnej lewicy od
wartości takich jak solidarność, egalitaryzm, sprawiedliwość społeczna. Kto nie
wierzy, niech przypomni sobie, co można było przeczytać w Trybunie za jej
poprzedniego redaktora naczelnego, jeszcze wtedy, gdy Sojusz miał choć 10%
poparcia w sondażach...
Sensowna lewica musi zostać zbudowana wokół wspólnych postulatów programowych, a
nie wokół hasła "w kupie raźniej". Z mechanicznego dodania szyldów, za którymi
kryją się odpowiedzialni za ostatnie czterolecie zdrady lewicowych wartości
ludzie, po prostu nic nie wyjdzie – może poza ponownym dostaniem się do Sejmu
grupki liderów po przejściach. Alternatywa, która wspierała Federacja Młodych
Unii Pracy – budowa formacji ideowej, wspólnie ze środowiskami
pozaparlamentarnymi, ryzykując oczywiście, że nie uda nam się dostać w
najbliższych wyborach do Sejmu – została przez większość Unii Pracy odrzucona.
Obecności w parlamencie osób posługujących się metką "lewica", niezależnie od
tego, co w nim robią, nie uważam za wartość samoistną. Różnię się w tym
zakresie, jak się okazało, głęboko z większością UP. I dlatego zdecydowałem się
ją opuścić.
Adrian Zandberg
http://lewica.pl/?dzial=polska&id=3126
Jaruga-Nowacka wystąpiła z UP
Dzisiaj wicepremier Izabela Jaruga-Nowacka wystąpiła z Unii
Pracy. Na konferencji prasowej wraz z wicepremier legitymację partyjną złożył
Bartłomiej Morzycki, dotychczasowy wiceprzewodniczący tej partii.
Jako przyczynę swojego odejścia Izabela Jaruga- Nowacka podała rezygnację Unii
Pracy z chęci budowania lewicowej alternatywy dla neoliberalnych SLD i SDPL. Na
pytanie o swoją polityczną przyszłość, wicepremier odpowiedziała, że jej plany
nie zmieniły się. Unia Lewicy pozostaje dla niej priorytetowym działaniem. "UL
tworzą głównie ludzie młodzi i ideowi i właśnie z nimi chcę budować lewicę
socjalną i obywatelską...", powiedziała Jaruga-Nowacka na antenie TVN24. Wraz z
dotychczasową przewodniczącą UP partię opuszczają osoby zaangażowane w Unię
Lewicy.
Wicepremier oddała się do dyspozycji premiera, podtrzymała także że zagłosuje 5
maja za rozwiązaniem się Sejmu. Zapowiedziała, że weźmie udział w kongresie
założycielskim Unii Lewicy, który odbędzie się 7 maja w Warszawie. Szefową Rady
Programowej UL jest prof. Maria Szyszkowska.
Jaruga-Nowacka była jedną z założycielek UP. Działała w niej blisko 13 lat.
Grzegorz Ilnicki
http://www.uniapracy.org.pl/?kat=aktualnosci&typ=99&id=171
Posiedzenie Rady Krajowej UP
Dnia 19 kwietnia 2005 roku Przewodnicząca UP Izabela
Jaruga-Nowacka i Wiceprzewodniczący UP Bartłomiej Morzycki odeszli z Unii Pracy.
Wraz z nimi odeszło trzech młodych działaczy partii.
W tej sytuacji Przewodniczący RK UP Marek Pol zwołał w trybie nadzwyczajnym
posiedzenie Rady Krajowej UP na piątek 22.04.br.