Majowa gorączka
Na tle konwencji wyborczych tryumfującej prawicy (LPR, PO i
PiS) pierwszomajowe manifestacje lewicy wypadły mniej niż blado, wręcz
groteskowo. Wspólny wiec pod gmachem OPZZ i dwa pochody uwidoczniły głębokie
rozdarcie. Jednocześnie liczba manifestantów w Warszawie (1000 osób)
porównywalna była z Kielcami.
Marazm na lewicy, jak widać, ma charakter względnie trwały. I cóż z tego, że na
tle rozkładu instytucjonalnej lewicy można dostrzec pewne ożywienie środowisk
związanych z nową radykalną lewicą? Ożywienie to nie przekłada się przecież na
wpływy organizacyjne, a tym bardziej nie świadczy o zakorzenieniu się
nowolewicowych pretendentów do miana "prawdziwej lewicy" w środowiskach
pracowniczych, a co dopiero w klasie robotniczej.
Rozkład instytucjonalnej lewicy i cherlawość nowej lewicy, to gwarancja klęski
wyborczej i zapowiedź marginalizacji obu schodzących formacji.
W tych okolicznościach godne odnotowania są wszakże wysiłki zmierzające do
krystalizacji alternatywnej formacji.
Za taką uchodziła do niedawna Nowa Lewica, która i tym razem zdołała pociągnąć
za sobą zarówno nowopowstałą Unię Lewicy, jak i weterankę PPS oraz niedobitki z
NIE, które wraz z posłem Piotrem Gadzinowskim wystąpiły okazjonalnie pod
czerwonym sztandarem. Występ nowej radykalnej lewicy trafnie skwitowała Magda
Cień ("Trybuna" z 4 maja br., s. 14).
Z jej oceną trudno się nie zgodzić. 1 maja zamiast "Lewizny" kolportowano wszak
"jednolitofrontowy" numer "Dalej!", w którym to Zbigniew Partyka z Nowej Lewicy
skonstatował, że "pozostaliśmy sami" (Z. Partyka, "Unia Lewicy - doświadczenie
polityczne", "Dalej!" nr 40/2005, s. 3). Nie udało się zatem "odrodzić lewicy",
o co na stronie tytułowej upominała się redakcja "Dalej!"
Fiasko alternatywnej propozycji organizacyjnej "pluralistycznej lewicy" stało
się faktem. NLR musiał przyznać, że "na kilka miesięcy przed wyborami
parlamentarnymi i prezydenckimi środowisko na lewo od liberalnej pseudolewicy z
SLD, SdPL i Unii Pracy jest ciągle w rozsypce" (artykuł redakcyjny "Odrodzić w
Polsce lewicę!", tamże, s. 2).
Nie pomogła nawet promocja nowej radykalnej lewicy na łamach "Trybuny".
Najwyraźniej impuls okazał się niewystarczający.
Cóż, koncentracja wysiłków na programie wyborczym i na "budowie wehikułu
wyborczego" musiała przynieść wielkie rozczarowanie.
Nie inaczej sprawa przedstawia się w Sojuszu Lewicy Demokratycznej.
*
Otwarcie na nowe ruchy społeczne, a w szczególności na ruch ruchów No Global
sprzyja upodobnieniu się ugrupowań w nim operujących do rozkładającego się
otoczenia. Podobnie zresztą jak stawka na masowe "partie pracownicze" lub
"partie antykapitalistyczne", czy też nadzieja na wypełnienie pustego miejsca po
rozsypującej się socjaldemokracji.
Rywalizacja na tym polu zmusza główne formacje posttrockistowskie - SWP i
Zjednoczony Sekretariat - do drastycznego zaostrzenia uproszczonych form
propagandy.
W nowym wydaniu Pracownicza Demokracja nie przyznaje się już nawet, że jest
"siostrzaną organizacją", czyli klonem brytyjskiej SWP, odłamem międzynarodowej
tendencji IST; walkę klas i podziały klasowe zastępuje troską o społeczeństwo i
zwykłych ludzi. W nowej reklamówce PD czytamy wprost: "Jesteśmy za stworzeniem
społeczeństwa, w którym większość ludzi (a nie korporacje i banki oraz rządy
usłużne wobec tych instytucji) będzie decydować o gospodarce, polityce i swoim
otoczeniu. (...) Przeciwstawiamy się wszystkiemu, co dzieli i obraca zwykłych
ludzi jednego kraju przeciwko drugim" ("Pracownicza Demokracja. Kim jesteśmy", "PD",
kwiecień 2005, s. 11).
Jednocześnie proces dostosowawczy do tzw. nowych ruchów społecznych owocuje
lekko przyswajalną, choć niestrawną papką - głosem sprzeciwu wobec "wszystkich
form ucisku".
Zgodnie z nową nowomową godną "marksizmu" Tony'ego Cliffa: "Rewolucjonista musi
być skrajnie opozycyjny w stosunku do wszystkich form ucisku. Biały
rewolucjonista musi być bardziej skrajny w przeciwstawianiu się rasizmowi niż
czarny rewolucjonista. Nieżydowski rewolucjonista musi przeciwstawiać się
antysemityzmowi o wiele mocniej niż jakikolwiek Żyd. Rewolucjonista płci męskiej
musi być zupełnie nietolerancyjny wobec wszelkiego molestowania lub poniżania
kobiet", a przede wszystkim - każdy rewolucjonista musi być "trybunem
ciemiężonych" i... licytować się w radykalizmie z "trybunem ludowym"
spartakusowców.
A przy okazji najlepiej by było, gdyby rewolucyjne kadry SWP i "siostrzanych
organizacji" składały się z samych czarnych kobiet-lesbijek. Albowiem:
"Przyjdzie rewolucja i przewodniczącą rady pracowników w Londynie będzie młoda,
czarna kobieta w wieku 26 lat, lesbijka". To ona bowiem uosabia wszystkie cechy,
które - zdaniem T. Cliffa - "łamią tabu kapitalizmu" ("Marksizm w nowe milenium.
BYĆ GŁOSEM CIEMIĘŻONYCH", "Pracownicza Demokracja", s. 8).
Marks, Trocki, Lenin, Róża Luksemburg i Aleksandra Kołłontaj - to według PD
prekursorzy nowych ruchów społecznych, ruchów mniejszości seksualnych,
feminizmu, ruchu atykapitalistycznego, antywojennego i antyrasistowskiego. O
rewolucyjnym ruchu robotniczym PD milczy.
Tymczasem dla "pluralistycznych" zwolenników "dwóch w jednym", czyli
Zjednoczonego Sekretariatu i Alliance for Workers Liberty, marksizm sprowadza
się do działania "na rzecz jedności polskiej lewicy antykapitalistycznej". Przy
tym pod pojęciem jedności należy rozumieć rywalizację z PD o "masy", zaś pod
pojęciem rewolucji i rewolucyjności - zdaniem Nurtu Lewicy Rewolucyjnej - mieści
się "masowy, demokratyczny i pokojowy ruch ludzi pracy dążący do ustanowienia
rządu pracowniczego" (reklamówka "Dalej!", strona ostatnia).
Głównym zarzutem NLR wobec kapitalizmu jest jego "niedemokratyczność" i
podtrzymywanie "wszelkich dyskryminacji ze względu na płeć, rasę, narodowość czy
orientację seksualną". Trockizm NLR "jest czymś ciekawym", sprowadza się bowiem
do zapewnienia, że "w dobie TV i Internetu międzynarodowa rewolucja
antykapitalistyczna jest łatwiejsza do wyobrażenia bardziej niż kiedykolwiek"
(Marek Staszewski, "Co to jest trockizm? Odpowiedź w dziesięć minut", "Dalej!"
nr 40, maj-czerwiec 2005, s. 23).
Ostatecznie marksizm posttrockistów sprowadza się do dyskursu podrzędnego lotu
socjaldemokraty. I co się tu dziwić, ze Leszek Miller zaakceptował podatek
liniowy. Rozkład ma swoje prawa.
Oczywiście, proces dostosowawczy objął również Komunistyczną Partię Polski,
która uznaje "kapitalizm za żywioł nieprzyjazny ludziom. (...) z natury rzeczy
antydemokratyczny i egoistyczny" ("Propozycje KPP na temat podstaw
współdziałania lewicy antykapitalistycznej", "Brzask" nr 3, marzec-kwiecień
2005, s. 1).
*
Choć 1 maja nie udało się namówić "działaczy związkowych OPZZ, by tym razem
poszli z lewicą", ma się rozumieć "prawdziwą" - bo taką lewicę podobno
reprezentował pochód organizowany przez Nową Lewicę, Unię Lewicy, Komunistyczną
Partię Polski, Nurt Lewicy Rewolucyjnej, Grupę na rzecz Partii Robotniczej i
Polską Partię Socjalistyczną, to jednak uzyskano wsparcie grona przyjaciół i
współpracowników "Impulsu" - "Trybuny" oraz anarchosyndykalistów spod znaku
CK-LA i radykałów z Niezależnej Inicjatywy Europejskiej.
Próba sił między lewicą instytucjonalną w zaniku, zmierzającą pod Sejm, a lewicą
pozaparlamentarną spieszącą na plac Grzybowski, by odnotować 100. rocznicę
Rewolucji 1905 r., zakończyła się wyrwaniem z grona niebieskich zaledwie kilku
staruszków z niebieskimi balonikami i takimże gwiezdnym sztandarem.
Trudno jednak nie odnotować surrealistycznego happeningu w wykonaniu
Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych z Ełku (przybudówki Nowej Lewicy) z
towarzyszeniem tańczącej i śpiewającej mniejszości romskiej, mniejszości
seksualnych i obyczajowej lewicy wdzięcznie wypinającej się na "liberałów z SLD"
i "czerwoną burżuazję". Wśród licznie zgromadzonych lewaków, czy jak kto woli -
nowej radykalnej lewicy reprezentantów klasy robotniczej najzwyczajniej
zabrakło, choć nie brakowało "dyżurnych robotników" i pretendentów do
"kierowniczej roli".
Niewątpliwie wśród pretendentów wyróżnia się Grupa na rzecz Partii Robotniczej,
sekcja sympatyzująca z Komitetem na rzecz Międzynarodówki Robotniczej (CWI).
Pismo tej grupy "Jedność Pracownicza" zwraca uwagę w miarę rzeczowym podejściem
do tematu "odbudowy prawdziwej lewicy robotniczej". Skądinąd tematu nam
bliskiego, albowiem zarówno odbudowa "lewicy robotniczej" (czy "opozycji
robotniczej") nie od dziś leży nam na sercu. Podobnie jak "inicjowanie różnych
form współpracy w poprzek istniejących struktur związkowych". "W POPRZEK" to nie
tylko tytuł biuletynu wewnętrznego i taktyka nieistniejącej już Grupy
Samorządności Robotniczej, to również tytuł redagowanego swego czasu przez nas
biuletynu Warszawskiego Porozumienia Związków Zawodowych. To jakby nasz podpis.
Tym bardziej jakoś swojsko brzmi ten postulat w wytycznych Floriana Nowickiego
zatwierdzonych przez Komitet Organizacyjny IV Ogólnopolskiej Konferencji
Pracowniczej (F. Nowicki, "Cele Ogólnopolskich Konferencji Pracowniczych",
"Jedność Pracownicza" nr 8, wiosna 2005, s. 7). Jednocześnie jest chyba dowodem
pośrednim na nasze "wyobcowanie".
Swojsko brzmi również postulat odbudowy "lewicy robotniczej" (tamże, s. 3), lecz
ta tradycja sięga znacznie dalej - do Władysława Gomułki, lewicy PPS i KPP.
Opcję prorobotniczą reprezentuje również "Kalendarium strajków i protestów
robotniczych" pióra Wojciecha Orowieckiego (w duchu Jarosława Urbańskiego) oraz
artykuły rocznicowe poświęcone Rewolucji 1905 r. Pawła Nowaka ("Rok 1905 - rok
rewolucji") i Floriana Nowickiego ("Rewolucja robotnicza 1905 w Polsce").
Grupa na rzecz Partii Robotniczej w miarę jasno stawia kwestię robotniczą
zaznaczając, że "klasa robotnicza nadal może odzyskać polityczną inicjatywę". Na
tle pozostałych grup posttrockistowskich w Polsce zasługuje zatem na szczególne
wyróżnienie. Choć niewątpliwie pomysł "imprezy benefitowej na rzecz IV
Ogólnopolskiej Konferencji Pracowniczej" organizowanej przez środowisko
anarchosyndykalistów, w tym Inicjatywę Pracowniczą i CK-LA czy FA, wydaje się
dość ryzykowny. Może być bowiem potraktowany, podobnie jak "wytyczne" Floriana
Nowickiego, jako próba przejęcia i zagospodarowania inicjatywy i Inicjatywy
Pracowniczej. Tego typu pomysły negatywnie zweryfikowane zostały już w OKP i
piśmie "Walka Trwa". Jak widać, Florian Nowicki i Workers Party gotowe są
ponownie zaryzykować.
My wolimy grać w otwarte karty. Stąd eksponujemy różnice z anarchistami. GPR
wybrała taktykę nie mniej kontrowersyjną.
Niepoślednią rolę w tym przedsięwzięciu odgrywa nie tyle osobowość polityczna F.
Nowickiego, co eksponowanie samorządności robotniczej przy pominięciu dyktatury
proletariatu, którą tylko po części można zastąpić "władzą robotniczą", jak
również eksponowanie "jedności pracowniczej" kosztem samookreślenia klasy
robotniczej, co już jest zapewne "dorobkiem" CWI.
5 maja 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski