Bitwa nie tylko o pamięć
W czerwcu 1993 r. znany polski trockista, prof. Ludwik Hass,
wezwał do głosowania na Sojusz Lewicy Demokratycznej. Zwycięstwo SLD miało, jego
zdaniem, „spowodować przełom w niepomyślnej dla lewicy [niekoncesjonowanej]
atmosferze politycznej, zaś konsekwencją wygranej prawicy w 1993 r. byłoby
utrzymanie się, a nawet wzmocnienie nacisku, antylewicowego szantażu i terroru
psychicznego oraz zakaz używania takich emblematów, jak sierp i młot, gwiazda
pięcioramienna czy czerwony sztandar” i towarzyszące zakazowi „kary za
powoływanie się na Marksa, Lenina, bądź Trockiego”, czyli powrót do praktyk
znanych pod mianem maccartyzmu (Ludwik Hass, „Jak postąpić – kogo wybierać”,
„Samorządność Robotnicza” nr 1, czerwiec-lipiec 1993, ss. 14-15; okrojony tekst
L. Hassa zamieściły również wrocławskie „Sprawy i Ludzie”).
Negatywna odpowiedź na apel Ludwika Hassa Grupy Inicjatywnej Partii Robotniczej
znalazła się w tym samym numerze „Samorządności Robotniczej” („W poszukiwaniu
przełomu”, tamże, ss. 15-16). Oba teksty przypomnimy w najbliższym czasie.
Jak można było oczekiwać, przyspieszone wybory do Sejmu i zwycięstwo SLD
skanalizowały tylko wielką falę protestów robotniczych w latach 1992-93.
Jednocześnie to właśnie w okresie rządów Sojuszu Lewicy Demokratycznej i
prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego uchwalono Konstytucję RP, w 13. artykule
której zapisano, że: „Zakazane jest istnienie partii politycznych i innych
organizacji odwołujących się w swoich programach do totalitarnych metod i
praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu”.
Zrównanie „totalitaryzmów” – faszyzmu i komunizmu – pozwala na szeroką i
uznaniową interpretację tego zapisu. W praktyce umożliwia to represjonowanie
grup politycznych i środowisk nie tylko skrajnie lewicowych i prawicowych.
Ostatecznie SLD, dzięki swoim rządom, jednoznacznie wpisał się w proces budowy
gospodarki kapitalistycznej.
Tym trudniej obecną „bitwę o pamięć z PRL-em” czy „sierotami po PRL” i wojnę
teczkową, zapowiedź lustracji i „dekomunizacji” uznać za powrót do maccartyzmu.
Oczywiście, nie przebierająca w środkach ofensywa, a tym bardziej zwycięstwo
prawicy, niosą określone konsekwencje doraźne. Lewicowość staje się na naszych
oczach towarem deficytowym. Poprzeczka zostaje podniesiona. Rosną wymagania i
ryzyko działalności politycznej. W rezultacie, jakby to nie było nieoczekiwane,
tworzą się zalążki możliwego przełomu na korzyść lewicy, a nawet warunki dla
lewicowej kontrofensywy. Taki jest skutek „maccartyzmu po polsku”.
Zmienia się dynamika życia społecznego. Zakwestionowany bowiem został
dotychczasowy consensus pozwalający na budowę gospodarki kapitalistycznej. Wraz
z zakwestionowaniem przez radykalną prawicę obecnego status quo skrywającego się
pod mianem III Rzeczypospolitej i wraz z groźbą delegalizacji SLD – czemu
towarzyszy ostra presja propagandowa w środkach masowego przekazu – postępuje
rozproszenie i zanik formacji („lewej nogi”) wspierającej dotychczasowy układ i
proces transformacji kapitalistycznej.
Już w 1993 r., polemizując z Ludwikiem Hassem, zwróciliśmy uwagę, że
„zasadniczym czynnikiem kształtującym sytuację w Polsce jest proces budowy
gospodarki kapitalistycznej”, zaś „w tych procesach znaczącym uczestnikiem po
stronie budowy ustroju kapitalistycznego jest SLD” (tamże). Podkreślaliśmy
również, że „zakaz komunistycznej symboliki w kraju, takim jak Polska, z taką
tradycją oporu i przekory znakomicie zwiększyłby popyt na tego rodzaju
‘dewocjonalia’”. Zgodnie z prawem popytu, odczuwalny deficyt lewicowości
wzmógłby popyt, a w konsekwencji – podaż. Co w rezultacie sprzyjałoby tworzeniu
się klasowych i rewolucyjnych struktur, a zatem samostanowieniu klasy
robotniczej i ruchu robotniczego jako politycznie samodzielnej i zorganizowanej
siły.
Paradoksalnie, również obecnie groteskowy „maccartyzm po polsku” oraz zapowiedź
wzmożonej i spóźnionej lustracji i „dekomunizacji” sprzyja samostanowieniu
rewolucyjnego ruchu robotniczego jako konstytuującego czynnika dla całości
klasowego ruchu robotniczego, sprzyja odradzaniu i odgruzowywaniu marksizmu.
Albowiem splot sprzeczności (sprzecznych tendencji) pozwala wykrystalizować się
nie tylko skrajnej prawicy, ale i skrajnej lewicy. Przy czym impet propagandowy
radykalnej prawicy skierowany na Sojusz Lewicy Demokratycznej,
prokapitalistyczną lewicę, umiarkowaną lewicę, lewicę obyczajową, „sieroty po
PRL-u i PZPR” nie tylko demobilizuje, ale i mobilizuje właściwy opór na skrajnie
lewym skrzydle. Wymiata natomiast pośredników i uzurpatorów. Sojusz Lewicy
Demokratycznej, przechodząc do głębokiej defensywy, zmuszony jest zasłonić się
radykalną lewicą. Obrona pod hasłem jedności lewicy czy ”nie ma wrogów na
lewicy” przełamuje w konsekwencji monopol środowisk postpezetperowskich, które
wciąż pozostają głównym celem ataku prawicy.
Widoczne osłabienie, a nawet załamanie się lewicy instytucjonalnej (SLD-UP)
stwarza szansę na ekspansję ideową, programową i organizacyjną rewolucyjnego
marksizmu i tym samym tworzy podstawy dla zapoczątkowania procesu
samostanowienia – w walce klas – klasy robotniczej.
Ofensywa prawicy nie rozwiązuje bowiem żadnego z rzeczywistych problemów
społecznych, czyści jedynie scenę polityczną (parlamentarną) usuwając z niej
kozła ofiarnego. Co jest konsekwencją katastrofy gospodarczej i niewydolności
systemu. Zanik instytucjonalnej lewicy likwiduje pas transmisyjny i wypracowane
formy kanalizacji i pacyfikacji protestów robotniczych i pracowniczych, które w
nadchodzącym okresie rządów prawicy wybuchną z jakościowo nową siłą.
Równocześnie, „maccartyzm po polsku” sprzyja również szybkiemu dojrzewaniu
raczkującej radykalnej lewicy.
Tymczasem śmierć papieża-Polaka i sprawa ojca Hejmo, czyli zapowiedź rychłej
lustracji w kościele katolickim nadweręża autorytet tejże instytucji. Tym samym
kościół nie będzie mógł równie skutecznie, jak dotychczas, mediować i
kanalizować protestów robotniczych. Kompromis będzie trudno osiągalny. W tej
sytuacji, w konfrontacji sił przeciwstawnych, zachodzić będzie dalsza
polaryzacja i realnym stanie się ukonstytuowanie się sił skrajnych.
Post scriptum
Warto pamiętać, że w 1993 r. w skład SLD weszły, m.in. PPS Piotra Ikonowicza i
ZKP „Proletariat”, zaś Unię Pracy wsparły: „Solidarność Socjalistyczna” (obecnie
„Pracownicza Demokracja”) i Nurt Lewicy Rewolucyjnej pod wodzą Zbigniewa M.
Kowalewskiego.
W skład Międzyzwiązkowego Komitetu Strajkowego w 1992 r. wchodziły, m.in.
związki zrzeszone w OPZZ (w tym z KGHM), Samoobrona, Związek Zawodowy
Maszynistów i „Solidarność ‘80”. Z walk strajkowych w wyniku rozłamu w
„Solidarności ‘80” wyłonił się WZZ „Sierpień ‘80” pod wodzą Daniela Pokrzyckiego
i Bogusława Ziętka.
16 maja 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski
„Zawracanie kijem Wisły”
Gdyby wierzyć „Trybunie”, należałoby przyjąć, że w
socjaldemokratycznym Sojuszu ściera się ze sobą 11 partii (od socjalliberałów po
socjalistów) zwanych dla niepoznaki „platformami”. Z tych jedenastu trzy są
„dostrzegalne”.
Na czele każdej z platform stoi – jak przystało na partię władzy – były lub
obecny minister. Liderem Forum „Rozwój i Praca” jest Jacek Piechota;
„Socjaldemokratycznej Przyszłości” – Krzysztof Janik, zaś Platformy
Socjalistycznej – Grzegorz Kurczuk.
O ile dwie pierwsze w gruncie rzeczy opowiadają się za kontynuacją obecnego
kursu (oczywiście z poprawkami), o tyle trzecia demagogicznie dąży do rewolucji,
czyli „zawrócenia polityki państwa z neoliberalnego kursu”. Nic dziwnego, że
Bronisław Cieślak z „Socjaldemokratycznej Przyszłości” taką propozycję określa
dosadnie jako „zawracanie kijem Wisły”.
O układzie sił w SLD świadczy zapowiedź Grzegorza Kurczuka opuszczenia
ugrupowania, gdyby „Sojusz nie skręcił w lewo” (Piotr Skura, „Sojusz socjalny
czy liberalny”, „Trybuna” z 13.05 br., ss. 1-5).
Rzecz znamienna, że za „tzw. wewnątrzpartyjną opozycję” uważa się również szef
mazowieckiego SLD, „reformista” Jacek Zdrojewski, który jednak – w
przeciwieństwie do Kurczuka – nad ”własne frustracje” przedkłada jedność partii.
Jego bowiem zdaniem są dwie drogi: „pracować nad zmianą polityki swojej partii
albo obrazić się, trzasnąć drzwiami i założyć inną” (J. Zdrojewski, „Wybieram
własną drogę”, „Trybuna” z 12.05 br., s. 11).
„Skręt w lewo” SLD, czyli „zawracanie kijem Wisły” sprowadza się do kilku
ogranych postulatów, w tym: dodatkowego, 50-proc. progu podatkowego dla
najlepiej zarabiających, podwyższenia płacy minimalnej, roztropności w
prywatyzacji, krytycznej oceny neoliberalnej polityki ostatniego 15-lecia oraz
postulowanego przez Mieczysława F. Rakowskiego „odwrotu do powrotu” powiązanego
z pamięcią o najlepszych stronach PRL.
Nikomu, jak pośrednio wyjaśnia poseł i rzecznik SLD, Bronisław Cieślak, nie
marzy się nawet „ustawa odwołująca procesy prywatyzacyjne”.
16 maja 2005 r.
Ewa Balcerek i Włodek Bratkowski